środa, 28 listopada 2012

Przebiegłość czy krótkowzroczność Chin?


Czcigodni Czytelnicy
Antysocjal miał już przyjemność gościć na swoich łamach publikację Marka Jednego Takiego w której lekarz praktyk z wieloletnim stażem przedstawił nie wszystkim znane niuanse działalności organizacji przestępczej o skrócie nazwy NFZ. Co na polski należy tłumaczyć jako Narodowy Fundusz Zagłady.
Ostatnio Marek przysłał mi swoje wielce ciekawe spostrzeżenia na temat Chin. Ponieważ temat ten od dawna wielce mnie zajmuje, z wielką przyjemnością prezentuję Państwu Jego uwagi.

Stary Niedźwiedź


W dniu dzisiejszym dotarły do mnie dwie wiadomości dotyczące Chin. Jako Krakowianin przyzwyczajony jestem to znanego sloganu, że Chińczyki trzymają się mocno. Dlatego tak ubodły mnie dwie wiadomości.
1. Chiny wprowadziły nowe paszporty na których do Chin włączono dyskusyjne terytoria - czytam na Nowym Ekranie
Sprawa dotyczy mapki na której umieszczono wysepki, do których prawa roszczą sobie Chiny, Tajwan, Wietnam, Brunei, Malezja i Filipiny. W dodatku naraziło Chiny na retorsję Indii, z którymi jest w stanie formalnej wojny o sporne terytorium w Kaszmirze (tak gdzieś wielkości Małopolski, tyle, że wys. 5tys. i więcej m n.p.m. - stacjonują tam teraz Chińczycy), które to Indie stemplują Chińczykom paszporty swoimi mapkami. Hindusi nawet nie pofatygowali się złożyć notę dyplomatyczną, bo uznali to za przedmiot polityki kartograficznej. Może po prostu są świadomi korzyści jakie dla obu państw stanowi współpraca.
Rozumiem, że Chiny są już państwem zjednoczonym, że środki techniczne i materialne pozwalają im na ekspansję, i nie muszą trzymać się kontynentu, jednak pierwsze skojarzenie moje było raczej humorystyczne, że taka forma i kierunek ekspansji podważa stare nadzieje na sojusz Polsko-Chiński z granicą na Uralu.
2. W programie TVN CNBC Business przedstawiciel Instytutu im.Misesa, który został zaproszony do omówienia popularnonaukowej pozycji dotyczącej ekonomii szkoły austriackiej, omawiając jeden z rozdziałów, podał informację, że Chiny na bieżąco skupują USD w celu utrzymania niskiego kursu swojej waluty.
O tym, że mają pokaźne zasoby tej trefnej waluty  (która zresztą dzisiaj nie jest trefna?) wiedziałem. Nie wiedziałem jednak, że skupują ją nadal. Sądziłem, że główkują jak ją wydać nie doprowadzając do zachwiania rynku, a oni dalej skupują. To już nie jest śmieszne. To poważne. Ale na szczęście krzepiące, bo pierwsze skojarzenie jakie mi przyszło do głowy to takie, że USD a za nim EURO , a w konsekwencji i PLN trzymają się dzięki temu skupowi, i że co najmniej finansują prowadzenie wojen przez USA, jeśli nie „ratowanie” banków skoro nie dochodzi do hiperinflacji mimo prowadzenia polityki monetarnej polegającej na przekładaniu pustego portfela z kieszeni do kieszeni dla zasymulowania wypłacalności. Spotkałem się wcześniej z tezą, że Chiny dlatego tak zarzucają USA towarami, bo za uzyskane pieniądze chcą Amerykę wykupić. Możliwe, ale wówczas nie byłoby w USA krachu na rynku nieruchomości. Natomiast Chiny nie mają żadnych gwarancji poza własnymi na utrzymanie kursu dolara. Czyżby uzależnienie? Czyżby wojna opiumowa II?

Marek1Taki

sobota, 24 listopada 2012

Dżamila i Idris. Wyjątki od reguły i pewna hipoteza.

W polskiej blogosferze nie brakuje doniesień o Polkach które wpadły na zwariowany pomysł wyjścia za mąż za mahometanina i wyjechania wraz ze swoim szejkiem do jego kraju ojczystego. Gdzie wkrótce przekonały się iż w tamtejszej hierarchii wartości zajmują miejsce gdzieś w okolicy wielbłąda. Znane są przypadki kobiet którym wraz z dzieckiem udało się dać stamtąd drapaka, spotkałem się nawet z blogiem na którym jedna z nich opisywała swoje przeżycia. Natomiast nie są znane statystyki podające liczbę tych które az tyle szczęścia nie miały. Z odwiedzanych przeze mnie blogów (po takich w stylu narkomańskiej spelunki czy szaletu w którym pisuardessą jest pewna dzidzia piernik się nie szwendam) najwięcej o tych sprawach wspominali Erinti i Zgryźliwy, których korzystając z okazji najserdeczniej pozdrawiam. Obydwoje nie kryli swoich wielce negatywnych opinii o inteligencji i wyobraźni dziewczyn które z własnej woli wskakiwały do szamba, z czym oczywiście całkowicie się zgadzam. Ale dla pełnego obrazu problemu małżeństw polsko-islamskich muszę wspomnieć o dwóch przypadkach kiedy eksperyment zakończył się pomyślnie.
Pracujący w administracji państwowej syn moich znajomych, mieszkający wraz z rodzicami w dużym mieszkaniu, załapał się na półroczny staż unijny we Francji. Gdy rodzice oczekiwali powracającego już na lotnisku, odebrali od niego SMS informujący że przybywa z narzeczoną. Po wylądowaniu samolotu okazało się że jest nią dwudziestoletnia Marokanka. Dziewczyna śliczna, bardzo zgrabna, o berberyjskich a nie arabskich rysach twarzy (Zgryźliwy będzie wiedział co mam na myśli), jasnej karnacji i niebieskich oczach. Z zawodu pielęgniarka, znająca komunikatywnie angielski.
Okazało się że młodzi znają się już cztery miesiące a swój związek utrzymywali na wszelki wypadek w najściślejszej tajemnicy aby nie nadziać się na nauki Allacha sprawiedliwego i miłosiernego w wersji praktycznej. Dżamila wychodząc z domu na lotnisko nie pisnęła ani słówka i dopiero z Warszawy zadzwoniła do matki informując ją o wszystkim.
Ojciec Romka jako facet od początku nie dziwił się jego wyborowi. Matka miała do sprawy większy dystans ale po tygodniu wspólnego zamieszkiwania zrozumiała że dziewczyna jest mądra, ma dobry charakter i kręgosłup moralny a nie tropizm do jakiejś cwelebryckiej tandety. Dzamila sama prosiła o jak najszybszy ślub aby zyskać polskie obywatelstwo i bez wahania zgodziła się na kościelny w wersji „mieszanej”. Bo jak powiedziała, z tego co jej wiadomo ma on najwyższą rangę w polskiej obyczajowości. Zaś z francuskiego sama na wszelko wypadek zrezygnowała. Mówiąc że nie można wykluczyć iż za kilka lat decyzją jakiegoś szalonego mułły Francja wystawi za nią list gończy. Uczyła się polskiego w imponującym tempie a po roku znalazła pracę w przedstawicielstwie francuskiej firmy. Jest oczkiem w głowie teściów a gdy młodzi dorobili się dziecka, matka Romka która wtedy przeszła na emeryturę z entuzjazmem zaczęła wykonywać zadania babci. Zaś bohaterka tej opowieści mówi że Polska ze swoją obyczajowością to dla niej raj na ziemi. Zanim Czcigodne Czytelniczki ochrzanią mnie za taką herezję niczym św. Michał diabła, zechcą wziąć pod uwagę z jakiego0 środowiska Dżamila się wywodzi. Bo jak kiedyś powiedziała, największym szokiem jaki przeżyła w Polsce w kilka dni po przyjeździe był widok męża i teścia aktywnie uczestniczących w sprzątaniu mieszkania.
Drugi przypadek dotyczy osoby wywodzącej się z Afryki wschodniej, znanej mi z widzenia jeszcze z czasów studenckich (oczywiście mam na myśli osobę a nie Afrykę)..
Idris (nie żartuję, naprawdę tak ma na imię) ukończył studia na warszawskiej polibudzie pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Po drobnych perturbacjach rozpoczął pracę w Polsce. Poznał tu dziewczynę w której zakochał się ze wzajemnością. I wtedy podjął najważniejszą decyzję w swoim życiu. Po gruntownym przemyśleniu sprawy doszedł do wniosku że ona w jego rodzinnym kraju po prostu nie ma szansy się odnaleźć. Więc poprosił ją o rękę składając jednocześnie przysięgę na Koran że jeśli jego propozycję zaakceptuje, on zgodzi się do końca życia pozostać w Polsce.
Są małżeństwem od ponad dwudziestu lat, mają dwie córki. A jak powiedział mi znajomy utrzymujący z nimi bliskie stosunki, w ich domu udało się pogodzić ogień z wodą. Żadna z tych kobiet nie przebiera się za namiot (mam nadzieję że Zgryźliwy nie zażąda ode mnie płacenia tantiem za to powiedzenie bo bym zbankrutował) a nawet nie zakłada na głowę żadnej chusty. Po prostu noszą bluzki z malutkim dekoltem a córki w miejsce miniówek odsłaniających tyłek spódnice nieco za kolana. W domu nie jada się wieprzowiny ale panie raz w tygodniu zaglądają do pobliskiej restauracji znanej z doskonałych schabowych. Podczas ramadanu w porze obowiązywania postu dziewczyny wymykają się czasami do kuchni aby w sposób niedemonstracyjny zjeść szybko jakąś kanapkę (pani domu raniutko przygotowuje ich zapas) lub napić się wody mineralnej. Czyli obydwie strony wykazują szacunek dla przekonań tej drugiej.
Wspomniany znajomy opowiedział m i że najcięższą próbę ogniową Idris przeszedł gdy jego starsza córka będąca jeszcze uczennicą i nie mająca wówczas osiemnastu lat poinformowała rodziców że ma chłopaka, o kilka lat starszego od siebie i ich związek jest całkiem na poważnie. Wówczas Idris wykazał (przynajmniej w moim przekonaniu) dużą klasę. Poprosił córkę o przyprowadzenie absztyfikanta do domu, I bardzo spokojnie powiedział zaniepokojonemu chłopakowi że mieszkając tak długo w innym niż jego rodzinny obszarze kulturowym siłą rzeczy akceptuje panujące w nim zwyczaje. Ale nie ma zamiaru zrezygnować z tego aby jego córce okazywano należny szacunek. Więc jego zdaniem minimum przyzwoitości byłoby wzięcie ślubu cywilnego. Który nie pociąga z sobą skutków religijnych ale przynajmniej świadczy o tym że mężczyzna ma wobec kobiety uczciwe zamiary i bierze na siebie pewne zobowiązania prawne. A wtedy on potraktuje młodego człowieka całkiem serio i nie będzie się sprzeciwiał wspólnemu wyjazdowi na wakacje ani nie będzie protestował gdy córka zostanie u niego na noc. Zarówno absztyfikant jak i jego rodzice po namyśle zaaprobowali stanowisko Idrisa. Pani sędzina sądu rodzinnego początkowo była zdziwiona staraniem o ślub skoro dziewczyna nie jest w ciąży ale w końcu zgody udzieliła. Odbył się więc cichy „cywil” w ściśle rodzinnym gronie bez żadnego weselicha. Takowe miało miejsce dopiero wtedy gdy kilka lat później młodzi dorobili się wreszcie własnego lokum i stawili się przed księdzem.
Pierwsza z opisanych historii zapewne nie wzbudzi większych kontrowersji. Ale druga skłania mnie do zbudowania pewnej hipotezy. Hipotezy a nie teorii ze względu na wielce ubogi materiał badawczy.
Całkowitą rację ma Zgryźliwy odmawiając zdolności do myślenia polskim dziewczynom które wraz ze swoim muzułmańskim mężem wyjeżdżają do jego ojczyzny. Ale katastrofalne skutki takich ewidentnie głupich decyzji (z tym stwierdzeniem nie mam zamiaru polemizować)  nie są spowodowane wyłącznie tym że Romeo okazuje się być skończonym bydlęciem. W każdej odpowiednio licznej populacji obowiązuje rozkład Gaussa więc trafić się w niej muszą również i ludzie porządni. Tyle tylko że żyjąc w środowisku islamskim mężowie owych Polek poddawani sa tak silnej presji środowiska że w trosce o całość własnej skóry nie próbują z nią walczyć. I dlatego taki wyjazd też uważam za idiotyzm.
Natomiast pozostając z żoną w Polsce mahometanin po prostu może wykazać że jest człowiekiem godnym szacunku bowiem okazuje ludzkie odruchy a swoją żonę darzy autentycznym uczuciem. Moim zdaniem Idris należy do tej grupy.

Stary Niedźwiedź

środa, 21 listopada 2012

Trudny żywot przedsiębiorcy w Tusklandii.

Szanowni Czytelnicy

Do tej pory na „Antysocjalu” pojawiała się tematyka prowadzenia działalności gospodarczej w wielce ogólnym ujęciu. Postanowiłem nadrobić tę zaległość przedstawiając niektóre aspekty praktyczne z jakimi musi walczyć w Tusklandii każdy kto podejmuje taką działalność. Ponieważ zawsze wyżej ceniłem sobie wiedzę praktyczną od książkowych dywagacji, poprosiłem o podzielenie się swoimi doświadczeniami Tie Fightera. Miłego gościa i stałego komentatora naszej witryny a z zawodu przedsiębiorcę. Oto jego spostrzeżenia które ja przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i wierzę że z takim samym odbiorem refleksje te spotkają się ze strony Szanownych Czytelników.

Stary Niedźwiedź.


Szanowni Czytelnicy.

Jak zapewne wiecie z moich wcześniejszych wpisów że zarabiam na życie jako drobny przedsiębiorca, który blisko osiem lat temu porzucił dobrze płatną posadę w prywatnej firmie i postanowił spróbować swoich sił w biznesie.
Z powodu nadmiernego zainteresowania moją osobą osób nieprzychylnych nie będę uszczegóławiał przedmiotu mojej działalności, jednak sprawy o których napiszę dotyczą każdego drobnego przedsiębiorcy bez względu na profil jego działalności. Opiszę zjawiska i problemy, z którymi sam się spotkałem i musiałem zmagać, tak więc żadnych teorii tylko sama smutna rzeczywistość zmieniająca barwę na co raz to ciemniejszą pod rządami jaśnie oświeconego D. Tuska i jego przybocznego kreatywnego księgowego.
Zatem do rzeczy;
W tej części opiszę strukturę kosztów pracy ale wcześniej naświetlę pokrótce proces zakładania działalności gospodarczej, która niechybnie wygeneruję cały katalog kosztów.
Zatem w przypadku małej firmy należy udać do Urzędu Miasta gdzie otrzymamy stosowny formularz  do wypełnienia i tu się zaczynają problemy ponieważ nawet ściąga, którą się dołącza jest bardziej skomplikowana niż sam formularz. Dodam, że jedną z atrakcji będzie jeszcze przebrnięcie przez opasłe tomisko kodów PKD, które sklasyfikują charakter działalności. Po przebrnięciu przez formularz udajemy się do stosownego okienka gdzie możemy liczyć na góra dwa stanowiska obsługi - a zatem kolejka, w której można podziwiać inne stanowiska obsługi gdzie nie ma żadnych interesantów, jednak alokacja urzędnika do stanowisk gdzie są kolejki jest oczywiście niemożliwa. Po odczekaniu swego siadamy przy stanowisku obsługi i tu kolejne zaskoczenie, ponieważ urzędniczka dane z tego formularza ręcznie wklepuje do komputera. Równie dobrze można by jej to dyktować a część danych ogólnych typu nazwa i adres właściwego urzędu skarbowego zna ona zapewne na pamięć. W czasie wklepywania korygowane są ewentualne  błędy popełnione przez interesanta.  Po przyjęciu przez komputer formularza można rozpocząć następny etap - czyli wypad do „skarbówki” gdzie dokonuje się wyboru formy opodatkowania i wyznacza termin rozpoczęcia obowiązku podatkowego. Jeżeli idea "jednego okienka" działa to na tym koniec a jeżeli nie to jeszcze wizyta w ZUS i US. Teraz już możemy w świetle prawa rozpocząć działalność. Na tym etapie pojawiają się już koszty w postaci opłat skarbowych oraz w przypadku najmu lokalu kaucja w wysokości trzymiesięcznego czynszu i zależnie od właściciela pierwszy czynsz z góry lub po upływie pierwszego miesiąca. Kolejny etap organizacji firmy to rekrutacja personelu, której elementem jest sprawdzenie kandydatów, gdyż nie zawsze zawartość złożonych przez nich dokumentów jest zgodna z prawdą - czyli czas i kolejne koszty. 
A teraz do rzeczy:

W przypadku pracownika zatrudnionego na najniższą krajową czyli 1500zł brutto mamy do czynienia z następującą strukturą kosztów:

Wynagrodzenie netto - 1111,86
Zaliczka na podatek dochodowy - 66,00
Ubezpieczenie zdrowotne - 116,49
Fundusz gwarantowanych świadcz. pracowniczych - 1,50
Fundusz pracy - 36,75
Ubezpieczenie wypadkowe - 28,95
Ubezpieczenie chorobowe - 36,75
Ubezpieczenie rentowe - 120,00
Ubezpieczenie emerytalne - 292,80

RAZEM - 1811,10

Zatem widać, że tzw. klin podatkowy nie wynosi ok. 34,4% ale jest to 38,5% - czyli 699,24zł,  tyle właśnie zabierane jest na poczet instytucji, która w zasadzie jest bankrutem. Różnica natomiast między kwotą brutto a rzeczywistym kosztem wynagrodzenia jest pokrywana z kieszeni pracodawcy.
Nadmienię, iż powszechnie przyjęty klin podatkowy od najniższej krajowej brutto to wcześniej wspomniane 34,4%, który jest czystą manipulacją M.F. co przed chwilą udowodniłem.
W przyszłym roku najniższa krajowa wynosić ma 1600zł brutto co daje 1931,84 realnego kosztu pracy. 
Sytuacja robi się ciekawa przy wynagrodzeniu na poziomie średniej krajowej 3500zł brutto a mianowicie wyżej wspomniany klin podatkowy sięga 40,5% przy założeniu, że nie wzrosną składki ZUS.

Do tego dochodzą urlopy na żądanie w wymiarze dni 3, które zadziwiająco sprawnie zdezorganizują dzień pracy i wygenerują kolejne koszty a już prawdziwą wisienką na torcie jest to, że w przypadku choroby pracownika przez pierwszy miesiąc jego wynagrodzenie w wysokości 80%  płaci pracodawca. W praktyce oznacza to zwalenie tego kosztu w 100% na niego gdyż pracownicy z reguły chorują od 7 do 14 dni a ZUS przejmuje obowiązki płatnika w przypadku dłuższych chorób dopiero po miesiącu.

Reasumując, na dzień dzisiejszy przy zatrudnieniu trzech pracowników na najniższą krajową roczny koszt pracy dla pracodawcy wynosi:65199zł.
Oczywiście w przypadku wystąpienia dodatkowych składników wynagrodzenia w postaci premii - czy to uznaniowej czy uzależnionej od wyników sprzedażowych to analogicznie kwota ta jest obłożona zestawem podatkowym, tyle że nieco "odchudzonym".  W takim przypadku bez trudu nasze koszty pracownicze zbliżą się do 100 000zł.
Jak to się ma do małych firm, które decydują się na zryczałtowaną formę opodatkowania ograniczoną do 40 000zł obrotu na rok? Ano tak, że albo właściciel udaje, że prowadzi firmę jednoosobowo albo zatrudnia ludzi na umowy szczątkowe. Nawet w firmach nieco większych będących na pełnym rozliczeniu podatkowym pojawia się dylemat - zatrudnić na pełny etat i płacić haracze, czy zatrudnić nawet na czarno a zamiast płacić pracownikowi 1111zł dać mu 1500zł do ręki a samemu i tak oszczędzić 300 zł. Taki mechanizm staje się samoistny w przypadkach zajęć komorniczych na wynagrodzeniach. Zajęcia te są prostą pochodną życia w wielodzietnej rodzinie lub udanych akcji reklamowych poszczególnych banków.
Kolejnym fantastycznym pomysłem jest obowiązek instalowania kabiny prysznicowej przy zatrudnianiu powyżej 5 osób a w przypadku zatrudniania pracowników obojga płci muszą być kabiny dwie - dotyczy to niektórych typów działalności. Poza poniesionymi na to kosztami mamy pewność, że nikt nigdy z tych kabin nie skorzysta - ale liczy się sztuka. 
Ponadto spotkałem się z takimi absurdami jak to, że w lokalu handlowym lub usługowym wysokość pomieszczenia nie przekracza 250 cm. to może w nim pracować tylko właściciel firmy a jak jest już 251cm. to mogą pracować pracownicy.
Swoje trzy grosze wtrącą również kontrolerzy z sanepidu, którzy zakwestionują skuteczność powszechnie dostępnego płynu do kibla i nakażą kupić mocniejszy - ta uwaga zazwyczaj opatrzona jest już mandatem i obietnicą kolejnej wizyty.
W sferze podatkowej natomiast prawdziwym diamentem jest płacenie VAT-u od niezapłaconych faktur lub faktur z odroczonym terminem płatności. O wysokości samych podatków przez litość nie wspomnę ale za prof. Rybińskim podam, że państwo w postaci różnych danin pośrednich i bezpośrednich zabiera nam nawet do 70% naszych dochodów a w odbieraniu podatków od banków, sieci handlowych i innych potężnych koncernów to państwo jest zupełnie bezsilne. Gdzie ta równość wobec prawa? Taki hipermarket dajmy na to, nie dość że jest właścicielem terenu na którym stoi to korzysta z całego wachlarza ulg i zwolnień podatkowych a po ustaniu ulg i tak cały zysk wytransferuje za granicę i podatku tu i tak nie zapłaci. Zapłaci za to pracownikom najniższą krajową a dostawcom najwcześniej po 60 dniach. Dostawcy VAT muszą odprowadzić za miesiąc, w którym wystawili fakturę czyli jak pisałem powyżej - w ten sposób powstają zatory płatnicze, które są jedną z przyczyn spowolnienia gospodarczego. Odzyskiwanie należności legalnymi metodami trwa nawet kilka lat i nie zawsze jest skuteczne ale generuje koszty. Nikt oczywiście nie wspomni o tym, że kosztem alternatywnym powstania tego marketu i stworzenia kilkudziesięciu miejsc pracy jest upadek kilkunastu drobnych sklepików, których właściciele podatki płacili i zatrudniali pracowników. Efekt jest taki, że miejsc pracy w ten sposób nie przybywa a wręcz odwrotnie.
Takim oto sposobem dotknąłem chyba wszystkich obszarów, o których pisałem wcześniej ale wspomnę jeszcze o niezliczonych instytucjach kontrolnych takich jak: UKS, PIP, IS, IP, PIH, UMiW - to tylko te, z którymi miałem do czynienia. Ich celem jest zawsze jedno - w postaci kar i mandatów zdoić ile się da - żadnego pobłażania. 
Reasumując  powiem tylko tyle, że samo obniżenie kosztów pracy, czy tylko podatków, czy tylko zlikwidowanie absurdalnych przepisów nic nie da lub da niewiele. To musi być wypadkowa wszystkich tych trzech obszarów, o których wspomniałem i co najważniejsze - nie może być równych i równiejszych w dostępie do rynku! O dostępie do rynku musi decydować konkurencyjność, innowacyjność i pomysłowość a nie znajomość z takim czy innym politykiem lub sędziom!

 Tie Fighter.

Trudny ywot przedsiębiorcy w Tusklandii.

Szanowni Czytelnicy

.Do tej pory na „Antysocjalu” pojawiała się tematyka prowadzenia działalności gospodarczej w wielce ogólnym ujęciu. Postanowiłem nadrobić tę zaległość przedstawiając niektóre aspekty praktyczne z jakimi musi walczyć w Tusklandii każdy kto podejmuje taką działalność. Ponieważ zawsze wyżej ceniłem sobie wiedzę praktyczną od książkowych dywagacji, poprosiłem o podzielenie się swoimi doświadczeniami Tie Fightera. Miłego gościa i stałego komentatora naszej witryny a z zawodu przedsiębiorcę. Oto jego spostrzeżenia które ja przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i wierzę że z takim samym odbiorem refleksje te spotkają się ze strony Szanownych Czytelników.

Stary Niedźwiedź.


Szanowni czytelnicy.

Jak zapewne wiecie z moich wcześniejszych wpisów że zarabiam na życie jako drobny przedsiębiorca, który blisko osiem lat temu porzucił dobrze płatną posadę w prywatnej firmie i postanowił spróbować swoich sił w biznesie.
Z powodu nadmiernego zainteresowania moją osobą osób nieprzychylnych nie będę uszczegóławiał przedmiotu mojej działalności, jednak sprawy o których napiszę dotyczą każdego drobnego przedsiębiorcy bez względu na profil jego działalności. Opiszę zjawiska i problemy, z którymi sam się spotkałem i musiałem zmagać, tak więc żadnych teorii tylko sama smutna rzeczywistość zmieniająca barwę na co raz to ciemniejszą pod rządami jaśnie oświeconego D. Tuska i jego przybocznego kreatywnego księgowego.
Zatem do rzeczy;
W tej części opiszę strukturę kosztów pracy ale wcześniej naświetlę pokrótce proces zakładania działalności gospodarczej, która niechybnie wygeneruję cały katalog kosztów.
Zatem w przypadku małej firmy należy udać do Urzędu Miasta gdzie otrzymamy stosowny formularz  do wypełnienia i tu się zaczynają problemy ponieważ nawet ściąga, którą się dołącza jest bardziej skomplikowana niż sam formularz. Dodam, że jedną z atrakcji będzie jeszcze przebrnięcie przez opasłe tomisko kodów PKD, które sklasyfikują charakter działalności. Po przebrnięciu przez formularz udajemy się do stosownego okienka gdzie możemy liczyć na góra dwa stanowiska obsługi - a zatem kolejka, w której można podziwiać inne stanowiska obsługi gdzie nie ma żadnych interesantów, jednak alokacja urzędnika do stanowisk gdzie są kolejki jest oczywiście niemożliwa. Po odczekaniu swego siadamy przy stanowisku obsługi i tu kolejne zaskoczenie, ponieważ urzędniczka dane z tego formularza ręcznie wklepuje do komputera. Równie dobrze można by jej to dyktować a część danych ogólnych typu nazwa i adres właściwego urzędu skarbowego zna ona zapewne na pamięć. W czasie wklepywania korygowane są ewentualne  błędy popełnione przez interesanta.  Po przyjęciu przez komputer formularza można rozpocząć następny etap - czyli wypad do „skarbówki” gdzie dokonuje się wyboru formy opodatkowania i wyznacza termin rozpoczęcia obowiązku podatkowego. Jeżeli idea "jednego okienka" działa to na tym koniec a jeżeli nie to jeszcze wizyta w ZUS i US. Teraz już możemy w świetle prawa rozpocząć działalność. Na tym etapie pojawiają się już koszty w postaci opłat skarbowych oraz w przypadku najmu lokalu kaucja w wysokości trzymiesięcznego czynszu i zależnie od właściciela pierwszy czynsz z góry lub po upływie pierwszego miesiąca. Kolejny etap organizacji firmy to rekrutacja personelu, której elementem jest sprawdzenie kandydatów, gdyż nie zawsze zawartość złożonych przez nich dokumentów jest zgodna z prawdą - czyli czas i kolejne koszty. 
A teraz do rzeczy:

W przypadku pracownika zatrudnionego na najniższą krajową czyli 1500zł brutto mamy do czynienia z następującą strukturą kosztów:

Wynagrodzenie netto - 1111,86
Zaliczka na podatek dochodowy - 66,00
Ubezpieczenie zdrowotne - 116,49
Fundusz gwarantowanych świadcz. pracowniczych - 1,50
Fundusz pracy - 36,75
Ubezpieczenie wypadkowe - 28,95
Ubezpieczenie chorobowe - 36,75
Ubezpieczenie rentowe - 120,00
Ubezpieczenie emerytalne - 292,80

RAZEM - 1811,10

Zatem widać, że tzw. klin podatkowy nie wynosi ok. 34,4% ale jest to 38,5% - czyli 699,24zł,  tyle właśnie zabierane jest na poczet instytucji, która w zasadzie jest bankrutem. Różnica natomiast między kwotą brutto a rzeczywistym kosztem wynagrodzenia jest pokrywana z kieszeni pracodawcy.
Nadmienię, iż powszechnie przyjęty klin podatkowy od najniższej krajowej brutto to wcześniej wspomniane 34,4%, który jest czystą manipulacją M.F. co przed chwilą udowodniłem.
W przyszłym roku najniższa krajowa wynosić ma 1600zł brutto co daje 1931,84 realnego kosztu pracy. 
Sytuacja robi się ciekawa przy wynagrodzeniu na poziomie średniej krajowej 3500zł brutto a mianowicie wyżej wspomniany klin podatkowy sięga 40,5% przy założeniu, że nie wzrosną składki ZUS.

Do tego dochodzą urlopy na żądanie w wymiarze dni 3, które zadziwiająco sprawnie zdezorganizują dzień pracy i wygenerują kolejne koszty a już prawdziwą wisienką na torcie jest to, że w przypadku choroby pracownika przez pierwszy miesiąc jego wynagrodzenie w wysokości 80%  płaci pracodawca. W praktyce oznacza to zwalenie tego kosztu w 100% na niego gdyż pracownicy z reguły chorują od 7 do 14 dni a ZUS przejmuje obowiązki płatnika w przypadku dłuższych chorób dopiero po miesiącu.

Reasumując, na dzień dzisiejszy przy zatrudnieniu trzech pracowników na najniższą krajową roczny koszt pracy dla pracodawcy wynosi:65199zł.
Oczywiście w przypadku wystąpienia dodatkowych składników wynagrodzenia w postaci premii - czy to uznaniowej czy uzależnionej od wyników sprzedażowych to analogicznie kwota ta jest obłożona zestawem podatkowym, tyle że nieco "odchudzonym".  W takim przypadku bez trudu nasze koszty pracownicze zbliżą się do 100 000zł.
Jak to się ma do małych firm, które decydują się na zryczałtowaną formę opodatkowania ograniczoną do 40 000zł obrotu na rok? Ano tak, że albo właściciel udaje, że prowadzi firmę jednoosobowo albo zatrudnia ludzi na umowy szczątkowe. Nawet w firmach nieco większych będących na pełnym rozliczeniu podatkowym pojawia się dylemat - zatrudnić na pełny etat i płacić haracze, czy zatrudnić nawet na czarno a zamiast płacić pracownikowi 1111zł dać mu 1500zł do ręki a samemu i tak oszczędzić 300 zł. Taki mechanizm staje się samoistny w przypadkach zajęć komorniczych na wynagrodzeniach. Zajęcia te są prostą pochodną życia w wielodzietnej rodzinie lub udanych akcji reklamowych poszczególnych banków.
Kolejnym fantastycznym pomysłem jest obowiązek instalowania kabiny prysznicowej przy zatrudnianiu powyżej 5 osób a w przypadku zatrudniania pracowników obojga płci muszą być kabiny dwie - dotyczy to niektórych typów działalności. Poza poniesionymi na to kosztami mamy pewność, że nikt nigdy z tych kabin nie skorzysta - ale liczy się sztuka. 
Ponadto spotkałem się z takimi absurdami jak to, że w lokalu handlowym lub usługowym wysokość pomieszczenia nie przekracza 250 cm. to może w nim pracować tylko właściciel firmy a jak jest już 251cm. to mogą pracować pracownicy.
Swoje trzy grosze wtrącą również kontrolerzy z sanepidu, którzy zakwestionują skuteczność powszechnie dostępnego płynu do kibla i nakażą kupić mocniejszy - ta uwaga zazwyczaj opatrzona jest już mandatem i obietnicą kolejnej wizyty.
W sferze podatkowej natomiast prawdziwym diamentem jest płacenie VAT-u od niezapłaconych faktur lub faktur z odroczonym terminem płatności. O wysokości samych podatków przez litość nie wspomnę ale za prof. Rybińskim podam, że państwo w postaci różnych danin pośrednich i bezpośrednich zabiera nam nawet do 70% naszych dochodów a w odbieraniu podatków od banków, sieci handlowych i innych potężnych koncernów to państwo jest zupełnie bezsilne. Gdzie ta równość wobec prawa? Taki hipermarket dajmy na to, nie dość że jest właścicielem terenu na którym stoi to korzysta z całego wachlarza ulg i zwolnień podatkowych a po ustaniu ulg i tak cały zysk wytransferuje za granicę i podatku tu i tak nie zapłaci. Zapłaci za to pracownikom najniższą krajową a dostawcom najwcześniej po 60 dniach. Dostawcy VAT muszą odprowadzić za miesiąc, w którym wystawili fakturę czyli jak pisałem powyżej - w ten sposób powstają zatory płatnicze, które są jedną z przyczyn spowolnienia gospodarczego. Odzyskiwanie należności legalnymi metodami trwa nawet kilka lat i nie zawsze jest skuteczne ale generuje koszty. Nikt oczywiście nie wspomni o tym, że kosztem alternatywnym powstania tego marketu i stworzenia kilkudziesięciu miejsc pracy jest upadek kilkunastu drobnych sklepików, których właściciele podatki płacili i zatrudniali pracowników. Efekt jest taki, że miejsc pracy w ten sposób nie przybywa a wręcz odwrotnie.
Takim oto sposobem dotknąłem chyba wszystkich obszarów, o których pisałem wcześniej ale wspomnę jeszcze o niezliczonych instytucjach kontrolnych takich jak: UKS, PIP, IS, IP, PIH, UMiW - to tylko te, z którymi miałem do czynienia. Ich celem jest zawsze jedno - w postaci kar i mandatów zdoić ile się da - żadnego pobłażania. 
Reasumując  powiem tylko tyle, że samo obniżenie kosztów pracy, czy tylko podatków, czy tylko zlikwidowanie absurdalnych przepisów nic nie da lub da niewiele. To musi być wypadkowa wszystkich tych trzech obszarów, o których wspomniałem i co najważniejsze - nie może być równych i równiejszych w dostępie do rynku! O dostępie do rynku musi decydować konkurencyjność, innowacyjność i pomysłowość a nie znajomość z takim czy innym politykiem lub sędziom!

 Tie Fighter.