niedziela, 27 stycznia 2013

Non plus ultra!

tytytytułoccc
Żywa dyskusja na temat WOŚP spowodowała że z poślizgiem wstawiłem post dotyczący wydarzenia które bulwersuje mnie od pewnego czasu.
Jak podały media, rada miejska Amsterdamu ma zamiar wybudować na peryferiach miasta kontenerowe getto dla osób „uciążliwych” zaś do tej kategorii zaliczeni zostali ludzie prezentujący „postawy homofobiczne”.
Oczywiście skierowanie do takiego getta nie wymaga wyroku sądowego. Decyzja leży w gestii urzędników. Jeśli postawy homofobiczne” wykazują dzieci, do obozu rzecz jasna trafić ma cała rodzina.
A oto odsyłacze:




Oczywiście lewizna próbuje zdyskredytować te doniesienia i potraktować je jako kaczkę dziennikarską. Stara szulerska sztuczka, nie tak dano przerabiana gdy dwie kanalie (pardon, dzisiaj nazywa się taką ludzką mierzwę etykami) z Oksfordu opowiedziały się za „aborcją po urodzeniu”. Wtedy też próbowano wmówić że była to „prowokacja intelektualna” gdyż oburzenie ludzi o normalnej konstrukcji psychicznej przyjęło takie rozmiary że hucpiarze z Oksfordu po prostu się wystraszyli. Ale rzecznik prasowy Ambasady RP w Królestwie (jakże łatwo o pomyłkę w tym słowie) Holandii jest innego zdania uważając tę informację za całkowicie wiarygodną. Informacja pana rzecznika jest dla mnie na pewno znacznie bardziej godna zaufania niż szyderstwa zamieszczone na witrynie zoologicznych ateotalibów, dla niepoznaki nazwanej  "racjonalista.pl". Która jak głosi motto, nawiązuje do niejakiego Woltera, chyba najbardziej sprzedajnej intelektualnej ladacznicy osiemnastego stulecia.
Muszę przyznać że do niedawna byłem zwolennikiem pewnych ułatwień prawnych dla stabilnych związków jednopłciowych. Oczywiście a priori odrzucałem takie bzdury jak nadanie takiemu „stadłu” praw należnych małżeństwu czy możliwości adopcji dzieci. Miałem na myśli tego typu ułatwienia jak prawo do uzyskania informacji o stanie zdrowia podczas pobytu tej drugiej osoby w szpitalu czy odbioru korespondencji na poczcie.
Ale obecnie gdy „Homintern” przestaje odgrywać rolę biednej szykanowanej sierotki i jz bez żenady odsłania swoją odrażającą mordę, zmieniłem zdanie.
I nie ukrywam że z wielką satysfakcją odebrałem wynik ostatniego głosowania sejmowego. Wszystkie trzy projekty dotyczące „związków partnerskich” trafiły do kosza na śmieci. Choć nie da się ukryć że miejscem jeszcze bardziej godnym tych arcydzieł sztuki legislacyjnej byłby gwóźdź w sławojce.
Oczywiście mówienie że odrzucenie w pierwszym czytaniu tych bzdur szykanuje pary złożone z kobiety i mężczyzny to jedno gigantyczne pieprzenie w bambus. Podnoszone przez ludzi zawiedzionych tym że nie przeszła ich szulerska sztuczka podnosząca pary dewiantów na razie do rangi quasi małżeństw. A gdy ludzie tę ciemnotę kupią to za jakiś czas może przejdzie też i numer ze zrównaniem ich w prawach z małżeństwami. I stąd ten rozdzierający kwik który podnieśli europoseł Siwiec, profesor nienadzwyczajna Senyszyn, pierwsza w RP ciota z bandy Palikota i reszty tej zgrai.
Nawet w PO znalazło się grono osób które tak jak pan minister Gowin uznały ten bzdet za niekonstytucyjny, że o obrazie elementarnej przyzwoitości nie wspomnę. Jak widać nie ma ludzi idealnie dobrych lub złych. Posłom tym za to konkretne głosowanie należą się podziękowania.
A rozwydrzonym pedałom od dzisiaj trzeba powtarzać tytułową maksymę, po polsku brzmiącą „Ani kroku dalej!". I kierować się zasadą  zero "tolerastii".

Stary Niedźwiedź

niedziela, 20 stycznia 2013

Jak nie kręcił Owsiak z tyłu.



Aczkolwiek tematem mojego poprzedniego wpisu nie była „Wielka Orkiestra Świątecznej Przemocy” i jej dyrygent, temat ten zdominował dyskusję. Bowiem okazało się że w Polsce dyskusja na dowolny temat nie musi prędzej czy później zwekslować na aborcję. Jest i drugi temat, budzący nie mniejsze kontrowersje. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak w „jednym kawałku” wyartykułować swój stosunek do tej imprezy i jej guru.
Rozumiem osoby które skłonne są dać się posiekać na kawałki w obronie tej akcji bowiem ktoś z ich bliskich lub oni sami podczas pobytu w szpitalu korzystali z aparatury zakupionej z pieniędzy zebranych podczas tej kwesty. Bo dla nich istotne jest jedynie to że pacjent został wyleczony a ów aparat w tym pomógł. Zaś już koszt jego pozyskania ich po prostu nie interesuje. W końcu nie musi.
Podobne stanowisko może też zająć lekarz. Dla niego również najważniejsze jest to że na oddziale szpitalnym na którym pracuje, pojawił się potrzebny aparat. I też ani trochę nie interesuje go sposób zakupu takowego.
Ale spoglądając na problem z większej odległości można zauważyć elementy których wymienione osoby nie potrafią lub programowo nie chcą dostrzec. Pozwolę więc sobie podzielić się z Szanownymi Czytelnikami kilkoma spostrzeżeniami odnośnie tej dyskusji.
Wyraziłem się z niesmakiem o próbach zapisania w podświadomości Polaków że wspieranie „orkiestry" jest ich obowiązkiem. Na co usłyszałem (a raczej przeczytałem) że jest to bujda na resorach. Tak się głupio składa że w piątek poprzedzający kulminację tego paroksyzmu robiłem drobne zakupy w Liedlu. Przy czynnych kasach czatowały dzieciaki z charakterystycznymi skarbonkami. Kasjerka wydając mi reszty poza bilonem i paragonem położyła przede mną czerwone serduszko a stojąc obok kasy dziewczynka podsunęła nieomal przed nos skarbonkę. Ponieważ nie cierpię terroryzmu (jeśli miała to być „propozycja” to dziwnie przypominała te składane przez Vita Corleone) , poprosiłem kasjerkę aby zabrała to serduszko bo tego nie zamierzam kupić. Była zdumiona, wręcz zgorszona ale jednak zabrała. Ale może uległem halucynacji. W końcu inni wiedzą lepiej ode mnie jak przebiegły moje zakupy w tym sklepie owego dnia. Dwie doby przed godziną zero.

Swego czasu Aleksander Dumas ojciec w jakimś salonie z wielką swadą opowiadał o przebiegu bitwy pod Waterloo. Obecny w towarzystwie jej uczestnik w pewnej chwili nie wytrzymał i zauważył że było inaczej a wie to gdyż brał w tej bitwie udział. Na co Dumas odpowieział:
-No to w takim razie był pan panie generale bardzo roztargniony!
Podniosłem też kwestię efektywności owej akcji. Gdyby TVP na obydwu swoich głównych kanałach w porze dobrej oglądalności dochód z dwóch reklam przeznaczyła na zakupy sprzętu medycznego, przy średniej cenie 50 tys. zł za jedną półminutową reklamę dałoby to 200 tys. zł dziennie. Zakładając że byłyby one emitowane przez 360 dni ( w końcu Boże Narodzenie i Wielkanoc wypada uszanować) otrzymamy kwotę 72 mln zł. Czyli po odliczeniu VAT jakieś 58.5 mln. A trwałoby to łącznie 720 minut czyli 12 godzin w ciągu roku. Zaś „orkiestra” zbiera rocznie po czterdzieści kilka milionów. W niniejszym oszacowaniu przyjmijmy 45. Uwzględniając że na sprzęt wydaje jakieś 68% tej kwoty (reszta to koszt własny plus „Przystanek Wódy w sztok”) na sprzęt medyczny przeznaczane jest rocznie około 30.6 mln.
Czyli co najmniej dwa razy mniej niż warty jest czas przeznaczany na popularyzację „orkiestry” w TVP. Bo w skali roku lansik trwa więcej niż ten tuzin godzin. O kosztach ponoszonych przez samorządy tu nie wspomniałem nie mogąc ich oszacować. Po ich uwzględnieniu stosunek poniesionych nakładów do zebranej kwoty stanie się jeszcze bardziej żałosny.
Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć że w roku 2010 (nowszych danych nie udało mi się znaleźć) organizacja Caritas zebrała w postaci wpłat i darów materialnych prawie 276.8 mln złotych a wydała 274.2 miliona. Bez lansiku, dzieciaków molestujących przecjodniów,  wystawianych w różnych miejscach skarbon. A i koszty własne liczące 2.6 mln w stosunku do wpływów są jakby "odrobinę" niższe bo poniżej jednego procenta. W TVP też jakoś poza programami religijnymi nie udało mi się usłyszeć o Caritas ani słowa. Ale przecież to dzieło "czarnych" więc zapewne telewizyjne dziennikarskie ladacznice dostały prosty i zrozumiały nawet dla najgłupszej z nich rozkaz. "O Caritas morda w kubeł".

Nie będę ukrywać że ubawił mnie postulat aby osoby którym nie podoba się ta owsiakowa kwesta, podpisały zobowiązanie że nigdy nie skorzystają ze sprzętu zakupionego w ramach tej akcji. Więc z kolei ja proponuję tym osobom aby podpisały zobowiązanie że nigdy nie skorzystają z pojazdu komunikacji publicznej jeśli podejrzewają że został zakupiony zbyt drogo lub z naruszeniem procedur przetargowych a ludzie z szajki MAK Donalda mieli z tej transakcji swoją działkę. Jeśli nie jeżdżą samochodami, niech do pracy czy na urlop maszerują pieszo. Tak samo nie powinni korzystać z tuskostrad, wybudowanych gorzej i znacznie drożej niż autostrady powstające w cywilizowanym świecie. Żart za żart.
Do samego guru mam wielką pretensje z powodu sławetnego kretyńskiego tekstu „róbta co chceta”. Małoletni wyznawcy proroka odebrali to jednoznacznie uzupełniając tę jego surę o następne, z których najważniejsze głoszą „srajta gdzie chceta” oraz „olewajta zgredów i ich pieprzenie”. Bo tak się głupio składa że powszechne zdziczenie czy wręcz schamienie obyczajów nastolatków dziwnie zbiegło się w czasie z pojawieniem się w telewizyjnej dwójce bełkoczącego pajaca w czerwonych portkach. Pewien kauzyperda guru próbował mi swego czasu wmówić że było to nawoływanie do „kreatywności”. Na moje pytanie czy objawem tejże „kreatywności” jest ubieranie się dziewczyn na obraz i podobieństwo „przydróżek” i wietrzenie tego co dawniej po prostu
się myło, usłyszałem że jestem kołtunem. Do takich określeń ze strony pos-tępactwa zdążyłem już się przyzwyczaić a wręcz uważam je za komplement. Bo oznacza ono że nie jestem takim moralnym śmieciem jak oni.
Ale ostatnia pochwała eutanazji z ust tego kpa przebrała miarkę. W czasach gdy TVP była jeszcze telewizją publiczną a nie już tylko nomen omen "dworacką", obejrzałem kilka filmów dokumentalnych o praktyce eutanazyjnej w Holandii. Istotnie Jest ona przeprowadzana „na życzenie”, szkoda tylko że rzadko kiedy osoba najbardziej zainteresowana jest pytana czy istotnie sobie tego życzy. Często rozstrzyga życzenie rodziny której już nie chce się dłużej męczyć ze staruszkiem lub płatnika emerytury, zgrzytającego zębami na samą myśl ile jeszcze taki piernik mógłby pożyć i "wyłudzić" od nich pieniędzy w formie emerytury. Tak więc coraz częściej zdarza się że holenderscy emeryci dają drapaka gdzie pieprz rośnie. Swego czasu opisałem historię małżeństwa z kraju tulipanów które na starość osiedliło się w małym miasteczku na Pojezierzu Pomorskim. Ale i tam u miejscowego lekarza rodzinnego (czyli mojego kolegi, w gronie  wędkarzy zwanego doktor Zdzisio) pojawiła się jakiś zasraniec z polskiej filii Nationale Eutanasien i z głęboką troską dopytywał się czy dla państwa van der Cośtam  życie nie jest ju ż tylko jednym wielkim pasmem cierpień. Zdzisio zrozumiał do czego gnojek pije i poinformował go że za minutę kończy się promocja na całość mordy eutanazisty. Więc radzi się pospieszyć bo jako były kick bokser ocierający się o kadrę narodową, nogę ma bardzo ciężką.
Historię państwa van der Cośtam, doktora Zdzisia i tego „łowcy skór” dedykuję wszystkim wierzącym w bociana, krasnoludki i to że „zalegalizowanej eutanazji będą towarzyszyły procedury, których przestrzeganie zagwarantuje poszanowanie woli chorego, odejście z honorami, szykanami etc.” Bo o ile holenderski emeryt przy swoich dochodach może dać drapaka przed eutanazją, przeciętnego polskiego na pewno nie byłoby stać na ucieczkę  do jakiegoś kraju w którym starym dziadom nie grozi uśpienie. Bo tak sobie życzy rodzina, płatnik emerytury lub na taki pomysł wpadnie z włąsnej inicjatywy jakiś duchowy spadkobierca doktora Mengele.
Zaś w sprawie samego guru, tym ostatnim przemyśleniem w moich oczach po prostu się podsumował.

Stary Niedźwiedź


P.S.
Po uwzględnieniu danych dostarczonych przez Czcigodnego Tie Fightera (bardzo Mu za nie dziękuję i pozdrawiam Go serdecznie),  okazuje się że na zakup sprzętu owsiakowi muzykanci przeznaczają aż jakieś  17% ogółu środków które w naturze lub w gotówce idą na to granie. Jeśli ktokolwiek z Szanownych Czytelników słyszał o odbywającej się współcześnie w krajach cywilizowanych imprezie charytatywnej o jeszcze bardziej beznadziejnej proporcji nakładów do efektów i jeszcze większym puszczaniu pary w gwizdek, byłbym wdzięczny za tę informację.

Stary Niedźwiedź

sobota, 12 stycznia 2013

Jeszcze Polacy czy już „polactwo” ?

W swym pierwszym tegorocznym wpisie linkowany u nas Czcigodny Zgryźliwy (którego korzystając z okazji serdecznie pozdrawiam) opisał swoje wrażenia z krótkiego świątecznego pobytu w Polsce. Nie są one niestety pozytywne.
http://niepokornizdaleka.blog.onet.pl/2013/01/02/rozczarowany-polska/
Bałagan zaczął się już na lotnisku w Modlinie. O możliwości dojechania do Warszawy koleją dowiedział się przypadkiem od współtowarzyszy podróży. A autobusie dojeżdżającym do dworca sprzedający bilety kierowca nie raczył mu powiedzieć że można nabyć bilet łączony na ten autobus plus pociąg. A gdy Zgryźliwy bogatszy o tę wiedzę poprosił o wymianę biletu, rzecz jasna spotkał się z odmową. Wymienił też przypadki pospolitej nieżyczliwości z pogranicza chamstwa z jaką spotkał się podczas robienia zakupów.
Autor nie generalizuje i nie rzuca na rodaków klątw, Po prostu wyliczył przypadki zachowań których w europejskich krajach znanych mu z dłuższego pobytu w zasadzie już się nie spotyka. Bo ludzie tam mieszkający są na tyle rozgarnięci iż zdaja sobie sprawę z tego ze to się po prostu w życiu społeczeństwa nie opłaca.
My tkwiąc w naszej rzeczywistości niektórych rzeczy zaczynamy już nie dostrzegać. Więc ta relacja, pochodząca od osoby przywykłej do wyższych standardów w życiu codziennym, jest cenna i warta przeczytania.
Wśród komentarzy arcyciekawy jest ten autorstwa Czcigodnego Jugglera (również przesyłam ukłony). 

Ponieważ wykracza on poza zakres tematu linkowanego wpisu, pozwolę sobie ku wygodzie Szanownych Czytelników załączyć go w całości:
 

Coś przewrotnie zauważę: masz rację co do naszej inercji i rezygnacji. Gdybyś taki kubeł pomyj wylał na jakąkolwiek inną nację, generalizując i wrzucając wszystkich do jednego worka z napisem „dzicz i malaria” / Polacy/ to by Cię komentatorzy zjedli. A tu proszę – wszyscy pokutnie kiwają główkami. To co się dzieje w Polsce z Polakami to skutek świadomej parszywej roboty mediów, rządzących, warunków życia i historii, a nie jakiejś hipotetycznej polskiej trzecioligowej mentalności.
Żyję tu więc widzę i drugą stronę medalu. Nie będę sie porównywał z innymi nacjami o innych doświadczeniach historii i warunkach życia ani pluł na swoich, żeby poczuć się jedynym sprawiedliwym w tej sodomie jak Kubuś z Gminnych et consortes, Bo to co naprawdę mnie wkurza to właśnie te kompleksy każące nam wiecznie się samoponiżać i czuć pariasem na mapie Europy. To właśnie z takim zapałem wciska Polakom lewactwo pisząc nam na nowo historię żeby naród skundlić i odebrać mu godność
Historia amputowała nam elity, ulokowała na wiecznym poligonie gnojącym naród od setek lat i tę specyfikę oraz jej skutki trzeba rozumieć ,bo jeśli już prawica też ma dla Polaków tylko pogardę to źle się dzieje i nie tędy droga.
Pozdrawiam
 

Do uwag Jugglera dorzucę jedynie swoje spostrzeżenie że sytuacja jest alarmująca. Telewizyjne i papierowe szmatławce ogłupiły rodaków w sposób piramidalny. Komunistyczna propaganda nie mogła nawet marzyć o takim sukcesie. Ale wtedy podział był jasny i każdy jako tako rozgarnięty człowiek wiedział gdzie jesteśmy my a gdzie oni. Obecnie tej granicy już tak wyraźnie nie widać. Wielu ludzi z pozoru inteligentnych i legitymujących się formalnym wykształceniem bez słowa protestu godzi się na codzienne okradanie a niekiedy i plucie przez rządzących w twarz. No bo ten rząd ma wiele wad ale jeśli nie on to przyjdzie Kaczor i ich zje.
Żeby było jasne, nie jestem fanem PiS, w ich szeregach też nie jestem w stanie doszukać się zbyt wielu ludzi kompetentnych do rządzenia a nadmiar populizmu i socjalizmu w ich programie bardzo mnie zniesmacza. Ale nie mogę zaprzeczyć że za ich rządów żaden idiota nie wkładał kija w szprychy pojazdu o nazwie polska gospodarka. A zupełnie nieuzasadnione zatrzymywanie się pociągu w miasteczku Włoszczowa czy dorsz za niecałe dziewięć złotych to mniej niż zero w porównaniu z przewalankami gangu MAK Donalda.
Ponieważ jak słusznie w oględnych słowach daje do zrozumienia Juggler, media reprezentują wrogą Polsce opcję a rządzący nie kierują się polską racją stanu, pozostało zacząć wszystko w pocie czoła naprawiać oddolnie. Piekielnie trudne to zadanie, zwłaszcza że do jego realizacji jest mniej ludzi niż sądzą hiperoptymiści. Ale w arsenale mamy zapomnianą a ongiś skuteczną broń o nazwie poczucie humoru. Za komuny tak w narodzie powszechne że satyrykom wystarczyło wypowiedzieć jedno słowo aby ludzie zrozumieli o co chodzi i zareagowali śmiechem. A obecnie takie choćby „młode wydymane z wielgich miastów” nawet po trzykrotnym przeczytaniu felietonu mistrza Jana Pietrzaka (o tak wysokiej półce jak Stanisław Michalkiewicz nie warto nawet wspominać) stwierdziłyby że ni ch…olery nie kumają o co tu biega.
Więc odkurzmy tę zapomnianą broń i zacznijmy ją stosować. A jako przykład pozwolę sobie przytoczyć scenkę z czasów późnego Jaruzela.
Do sklepu warzywnego położonego blisko mojego mieszkania późnym popołudniem w Wielki Piątek dostarczono cytryny (młodym nie pamiętającym tych czasów muszę wyjaśnić że za komuny cytrusy pojawiały się w przeciętnym sklepie raptem kilka razy w roku). Ustawiła się długa kolejka a ekspedientka, młoda i naprawdę ładna dziewczyna, sprzedawała towar nawet gdy godzina zamknięcia sklepu już minęła. I wtedy jakaś pani poprosiła o wymianę jednej z cytryn bowiem była ona zepsuta. Ekspedientka zirytowała się i wygłosiła tyradę że już dziesięć minut temu powinna zamknąć sklep. A skoro klienci marudzą to ona to zaraz zrobi a kolejka może ją pocałować w dupę. I wtedy starszy pan, na oko siedemdziesięcioletni kombatant (czarny beret, w klapie marynarki miniaturka Virtuti), rozładował atmosferę stwierdzając:
Propozycja jest co najmniej kusząca. To o której kończy pani pracę młoda damo?
Gruchnął wielki śmiech. A dziewczyna przeprosiła klientkę, wymieniła zgniły owoc i sprzedała resztę cytryn.

Stary Niedźwiedź

sobota, 5 stycznia 2013

Rok 2013 rokiem Edwarda Gierka czyli w grudniu obchodzimy sierpień 80.

Trzeba być niebywałym oszołomem albo cynicznym oszustem by propagować 10-letnią drogę do zadłużenia, które spłacono niedawno dzięki pracy 2 pokoleń. Logiczne jest natomiast porównanie epoki Tuska do epoki Gierka ze względu na łączące je podobieństwa. Obok zadłużania kraju mamy propagandę sukcesu i nasilenie podległości kraju wobec starszego brata.

SLD gloryfikując czasy Gierka przypomina nam mimowolnie o swoich bolszewickich korzeniach. Dla porządku przypomnę, że SLD jest kontynuatorką SDRP, a ta powstała po wyprowadzeniu sztandaru przy jednoczesnym przejęciu majątku PZPR. Ta ostatnia powstała ze zjednoczenia PPR i PPS. PPR została założona w 1943r. w Warszawie przez przybyłych z Moskwy zaufanych towarzyszy. To jest wiedza oficjalna i można uznać, że to wystarczy. Ale czy jest pamiętana i czy to już cała prawda historyczna o ostatnich kilkudziesięciu latach? Z ciekawym wywiadem ze śp. Prof. Pawłem Piotrem Wieczorkiewiczem spotkałem się na stronie Nowego Ekranu:

http://wyszperane.nowyekran.pl/post/84629,napiszmy-historie-polski-od-nowa

Nie wyobrażam sobie obchodów roku Gierkowskiego bez naświetlenia tła historycznego. Nie zapominajmy o tym, że w naszym kraju rządzi wroga agentura, gdy śledząc bieżące wydarzenia zastanawiamy się jak to wszystko możliwe. Nie po to jest utrzymywany medialny monopol byśmy byli świadomi prawdy ale by nas poddawać praniu mózgu o czym przypomina prof. Andrzej Zybertowicz