niedziela, 18 sierpnia 2013

O honorze i prostytuowaniu się.

Ponieważ dyskusja pod poprzednim postem o czasach  wczesnopiastowskich, jak to w Polsce bywa,  zwekslowała na Powstanie Warszawskie, na chwilę przerywam cykl historyczny aby podzielić się z Szanownymi Czytelnikami pewną opowieścią nawiązującą do prostytuowania się, honoru oraz wartości rzekomo od tego honoru mniej ważnych ale w mojej ocenie nieporównywalnie od niego ważniejszych.  Znam ją jedynie z relacji w pełni dla mnie wiarygodnych osób trzecich bo jej głównej bohaterki nie miałem przyjemności poznać. Kilka lat temu wspomniałem o tym w dyskusji pod wpisem ale jest dobra okazja aby uczynić ją tematem głównym.
Pewna pani była samotną matką wychowującą chorą kilkuletnią córeczkę. Choroba groziła co najmniej inwalidztwem (a zdaniem niektórych lekarzy wręcz zagrażała życiu), leczenie było drogie, Narodowy Fundusz Zagłady nie refundował go a mama miała nisko płatną pracę. I dziewczyna podjęła decyzję. Wykorzystując swoje atuty, takie jak uroda oraz znajomość "lengłidża", zatrudniła się jako call girl. Zarobki miała wystarczająco wysokie aby rozpocząć leczenie córki i doprowadzić terapię do pełnego wyzdrowienia. A gdy ten cel osiągnęła, powróciła do zwyczajnej słabo płatnej pracy.
W tym wypadku nie ulega wątpliwości że przez jakiś czas ta pani trudniła się nierządem. Ale powód był tak dla mnie oczywisty iż do głowy by mi nie przyszło doszukiwać się w tym czegokolwiek nagannego. Obawiam się wszelako że w Polsce znalazłoby się wiele osób które by ją potępiły.  Orzekając że powinna być dumna, honorowa i spokojnie przyglądać się córce w wózku inwalidzkim a być może co jakiś czas chodzić z bukiecikiem na jej grób. No bo przecież czym jest ludzkie życie wobec honoru?
Jeśli taką opinię wypowiedziałby jakiś entuzjasta piosnki "Obok Orła znak Pogoni. Poszli nasi w bój bez broni." przez myśl przeszłyby mi dwa słowa, drugim byłby przymiotnik "złamany", pierwszego będącego rzeczownikiem krępuję się Szanownym Czytelnikom przytoczyć. W przypadku kobiety wychowanej w kulcie podziwu dla powstań bezdyskusyjnie przegranych w chwili wybuchu zapewne przez szacunek dla płci pomyślałbym jedynie coś o "mądrości inaczej".
Historia ta zakończyła się happy endem bowiem pani ta poznała mężczyznę, nie kierującego się "poczuciem honoru" w sycylijskim czy arabskim tego słowa znaczeniu. Który po poznaniu tej historii po prostu się jej oświadczył.
Prawa statystyki są nieubłagane. Nie jest to wprawdzie częste ale na tej samej zasadzie na jakiej zdarzają się dowcipni Niemcy, flejtuchowaci Szwajcarzy czy dobrze gotujące Angielki, w Polsce trafiają się ludzie wolni od romantyczno -honorowej szajby. Nie ukrywam że mam nadzieję iż ta frakcja będzie coraz liczniejsza.

Stary Niedźwiedź  

niedziela, 11 sierpnia 2013

Kilka uwag o historii Polski - cz.I

W dyskusji pod postem Czcigodnej Flavii poświęconym Powstaniu Warszawskiemu, Czcigodny Juggler zadał mi niezmierne ważne pytanie. Brzmi ono:
Szanowny Stary Niedźwiedziu,jeśli taki obraz historii Polski chcesz przedstawiać jako jedynie prawdziwy,to jakim moralnym prawem domagasz się od współczesnych Polaków szacunku do tradycji,do korzeni,do polskiej kultury i do ich własnych przodków.Nie mówiąc już o tym,że wymagasz od nich troski o przyszłość kraju, do którego przeszłości ,z niepojętym dla mnie zapałem, odbierasz im wszelki szacunek.
Odpowiedź na tak istotne pytanie przekracza zwyczajowe ramy wypowiedzi w dyskusji pod postem więc postanowiłem udzielić jej na "Antysocjalu". Gdzie dodatkowo nie grozi wcinanie się do dyskusji trolli pokroju cioty prowokatorki czy narkomana kryminalisty.
Historię swojej ojczyzny dzielę na trzy fazy. Mozolnego wzrostu, niedokończonych symfonii oraz z pieca na łeb. Dziś pozwolę sobie przedstawić garść moich opinii o niektórych władcach tej pierwszej.
Początek polskiej państwowości to rzecz jasna Mieszko Pierwszy. Bez jego akcji zjednoczenia części plemion Słowian Zachodnich we wspólnym organizmie państwowym i przyjęcia chrztu, trzymający się swoich graniastych bożków Polanie, Ślężanie czy Wiślanie, skończyliby tak jak Wieleci czy Obodrzyce. Czyli ludzie bez własnego państwa a nawet języka. Co wypada przypomnieć różnym blefującym bajarzom, gołosłownie plotącym duby smalone o cudownym pogańskim raju, brutalnie zniszczonym przez chrześcijaństwo  
Syn Mieszka Bolesław też godzien jest wielkiego szacunku. Potrafił odeprzeć atak już nie jednego z margarabiów lecz cesarza Henryka II, prowadził aktywną politykę względem Rusi Kijowskiej, korzystając z chwilowego zamieszania na terenie Cesarstwa koronował się na króla stwarzając niezwykle ważny precedens. Pozostawił po sobie państwo poszerzone o Milsko i Łużyce (formalnie będące lennem cesarskim), Grody Czerwieńskie i Morawy, niektóre źródła wspominają też o Słowacji. Można dyskutować czy i jemu nie należał się przydomek "wielki" , bez wątpienia był to jeden z dwóch najwybitniejszych królów z dynastii Piastów.
O Mieszku Lambercie, synu Bolesława Chrobrego, podręczniki szkolne mówią niewiele. Ograniczając się do wzmianek iż utracił koronę królewską a po jego śmierci nastąpiły zanik struktur państwa, recydywa pogaństwa i spustoszenie kraju po najeździe czeskiego księcia Brzetysława, połączone z utratą Śląska. Muszę zatem dopowiedzieć że utrata korony królewskiej była efektem pierwszego w naszych dziejach współdziałania militarnego Niemiec, Czech i Rusi Kijowskiej. Zaś wygnany Mieszko po powrocie z czeskiej niewoli w roku 1032 potrafił już jako książę do czasu swojej śmierci dwa lata później ponownie zjednoczyć podzielone na trzy dzielnice państwo pozostawiając je terytorialnie w stanie w jakim znajdowało się w chwili śmierci Mieszka Pierwszego. 
Jego syn Kazimierz, słusznie zwany Odnowicielem, dokonał rzeczy wielkiej. W spustoszonym i targanym pogańską rewoltą kraju przemyślanymi działaniami opanował Małopolskę i Wielkopolskę a następnie zdobył Mazowsze które w międzyczasie stało się państwem Miecława, byłego cześnika jego ojca. Doczekał się chwili gdy stosunki Czech z cesarzem były w takim stanie iż Kazimierz mógł bezkarnie odbić utracony Śląsk. Spod piastowskiej kurateli, w stosunku do państwa Mieszka Pierwszego, wymknęli się jedynie Pomorzanie.
O Bolesławie Krzywoustym uczą w szkołach stosunkowo dużo więc każdy z Szanownych Czytelników wie o zdobyciu Kołobrzegu, przyłączeniu Pomorza, obronie Głogowa i zwycięstwie na Psim Polu. W moich oczach nie mniejszym powodem do chwały jest umiejętnośc uniknięcia klęski i zjazd w Merseburgu w roku 1135.
Bolesław niefortunnie wmieszał się w walki dynastyczne na Węgrzech czego wynikiem była przegrana bitwa nad rzeką Sajo w roku 1132 z armią węgiersko - czesko - niemiecką i ciężkie straty podczas odwrotu do Polski. W tej sytuacji Bolesław "grał na czas", którego nie zmarnował poprawiając w międzyczasie swoją pozycję. Ale koniec końców złożył w Merseburgu hołd cesarzowi Lotarowi III. Co na tym zyskał? Uznanie praw Polski do Pomorza oraz zwierzchnictwa arcybiskupstwa gnieźnieńskiego nad wszystkimi istniejącymi diecezjami polskimi oraz tymi których powstanie na Pomorzu było w fazie projektów. W sprawach napięć polsko - czeskich udało się nakłonić cesarza na odłożenie werdyktu na nieokreśloną przyszłość. Nie wspomnę już o takim drobiazgu jak uniknięcie najazdu koalicji niemiecko - węgiersko - czeskiej. Bo Bolesławe Krzywousty potrafił wyciągnąć naukę z tego co spotkało jego pradziada Mieszka II. Jaka szkoda że umiejętność wyciągania wniosków z własnych i cudzych doświadczeń stała w Polsce w dwunastym wieku zdecydowanie wyżej niż w osiemnastym czy dziewiętnastym.

Ciąg dalszy nastąpi.

Stary Niedźwiedź

niedziela, 4 sierpnia 2013

"Ziele" bez happy endu


Pod moim wpisem poświęconym historii z happy endem czyli szczęśliwemu wyrwaniu się młodego człowieka z objęć konopnego łajna,  ciekawy komentarz zamieścił Czcigodny Refael,  stały komentator i miły gość "Antysocjala". Opisał on przypadek mający miejsce w gronie jego znajomych. Niestety z bardziej typowym czyli tragicznym zakończeniem. W korespondencji prywatnej Refael dał się namówić na obszerniejszy opis tej smutnej historii który obecnie zamieszczam. Refael w mailu napisał:
"Mam nadzieję że dotrze on do chociaż jednego pustego łba.i pozwoli uniknąć choć jednej tragedii."
Też mam taka nadzieję.
Stary Niedźwiedź:

Niedawno miałem okazję uczestniczyć w pogrzebie młodego, niespełna 30-letniego człowieka, nazwijmy go Jerzy. Śmierć, która zwykle budzi jednoznaczne uczucia smutku tym razem wśród dalszej rodziny wzbudziła uczucia ambiwalentne.
Jerzy zaczął palić zioło już jako nastolatek. „Nieszkodliwa używka” bardzo zasmakowała Jerzemu, palił dużo i chętnie. Fundusze na zakup kolejnych porcji umyślił pozyskiwać poprzez handel (dziękować Bogu, że dyrekcja zorientowała się, kim są obcy, którzy zaczęli pojawiać się pod szkołą i przy pomocy policji pogoniła towarzystwo w diabły).
„Nieszkodliwa używka” szybko przestała Jerzemu wystarczać i menu zostało wzbogacone przez mocniejsze narkotyki, zwłaszcza halucynogeny. Zaczęły się „normalne” zachowania nałogowego ćpuna i współuzależnionych – okradanie rodziców (z domu zniknęła cała biżuteria, rodzice spali z pieniędzmi pod poduszką bojąc się czy obudzą się w jednym kawałku). Zgryzota sprawiła, że matka Jerzego, pani do tej pory z lekka rubensowska, przybrała figurę współczesnej modelki. Jerzy był wysyłany na terapię, a później wyjechał do pracy na Wyspy. Terapia pomaga jednak tylko tym, którzy sami chcą sobie pomóc. Jerzy grzał nadal i podobało mu się to. Lubił opowiadać, jakie wspaniałe wizje i kolory jest w stanie zobaczyć i jakimi głupcami są ci, którzy nie podzielają jego upodobań.
Nawet małżeństwo nie zmieniło Jerzego. Dziewczyna głupio zakochana zlekceważyła rady życzliwych ludzi znających Jerzego i wpakowała się w koszmar. „Niebieska teczka” na lokalnym komisariacie pęczniała w błyskawicznym tempie zmierzając do objętości Encyklopedii Britannica. Matka i żona coraz częściej „wpadały na drzwi” czy „przewracały na klamkę”. Swojego ciotecznego brata Jerzy potraktował nożem i tylko dobry refleks spowodował, że była szyta ręka, a nie kopany dołek.
Ostatnimi czasy Jerzy testował ponoć jakiś nowy specyfik przed udostępnieniem go szerszemu gronu konsumentów.
Krytycznego dnia Jerzy balował – jak zwykł był często czynić – nocą, na ławeczce przed blokiem. Powrócił do domu o świcie i założył sobie sznurek na szyję. Żona przebudziła się co prawda ale słysząc kasłanie pomyślała że jak zwykle wrócił pijany i rzyga. Kiedy później wstała Jerzy, już nie żył.
Jak już napisałem, poza najbliżej najbliższą rodziną, reszta rodziny ma uczucia mocno ambiwalentne. Nawet bardzo mocno. Spotkałem się z opiniami, że zrobił raczej przysługę uwalniając bliskich od swojej osoby ćpuna, pijaka i damskiego boksera i zapewniając swojej kilkuletniej córce, może niewielki, ale pewny dochód w postaci renty (wymagane przez ZUS minimum chyba udało mu się przepracować). W kondukcie usłyszałem nawet tak krańcową opinię, że nawet ci najbliżej najbliżsi, gdy minie pierwszy szok i emocje opadną także powiedzą UFFF!
Tak kończy się żywot Jerzego znaczony kilkunastoletnim pasmem udręki rodziców i kilkuletnim dziewczyny, która miała nieszczęście zakochać się w Jerzym.
A wszystko zaczęło się od „tej nieszkodliwej używki”. 

Refael72

czwartek, 1 sierpnia 2013

Kamienie na szaniec, diamenty do pieca!

Mija dziś kolejna rocznica wielkiej katastrofy czyli najtragiczniejszego pod względem liczby ofiar i ogromu strat materialnych a zarazem najbardziej chyba absurdalnego z politycznego punktu widzenia polskiego powstania. Znalazła ona swe miejsce na kilku odwiedzanych przeze mnie blogach a chyba najpiękniej podsumowała ją Erinti, przywracająca mi po wielekroć nadzieję że jej generacja dwudziestoparolatków nie jest zdominowana przez "młode, wydymane, z wielgich miastuf". Napisała ona:

"Uważam także, że bez względu na ocenę czy decyzja o wybuchu Powstania Warszawskiego, ofiarom i walczącym należy się szacunek i modlitwa. Młodzi ludzie poszli na rzeź, ale walczyli wierząc w sens walki i walczyli o Polskę. Nie oni podejmowali decyzję i nie oni popełnili błędy w politycznych kalkulacjach. I na ich grobach winniśmy składać kwiaty i zapalić znicze."

Wszystko to prawda, w tych prostych a wzruszających słowach ujmująca stosunek jaki powinniśmy mieć do POWSTAŃCÓW. Ale już odnośnie tych którzy o wybuchu powstania zadecydowali, mam jednoznacznie negatywną opinię.
Ludzie ci byli po prostu politycznymi analfabetami. Jeśli po ujawnieniu Katynia ktoś mógł jeszcze żywić jakieś idiotyczne złudzenia odnośnie planów Stalina względcem Polski i Polaków to klęska akcji "Burza" i los powstańców wileńskich którzy uwolnili swoje miqasto od Niemców po czym pojechali w kierunku północno-wschodnim powinien być przestrogą nawet dla największego ślepca. I każdy pragmatyk (w gronie polskich polityków postać chyba równie unikalna jak specjalista od projektowania procesorów wśród Pigmejow) powinien w obliczu nadciągających krasnoarmiejców po prostu zwolnić tych młodych wspaniałych ludzi ze złożonej przysięgi. Oraz doradzić im zmianę miejsca pobytu aby po wkroczeniu bolszewików i jadącego w ich taborach polskojęzycznego robactwa z UB jakaś znająca ich komunistyczna gnida tak łatwo nie doniosła na nich.
Stało się inaczej. W narodowym panteonie przybyło martwych bohaterów a my dezisiaj zastanawiamy się dlaczego ta za przeproszeniem III RP nierządem Tuska stoi. I z zazdrością spoglądamy za Sudety gdzie przeprowadzono dekomunizację i lustrację, prywatyzacja przy wszystkich swoich wadach nie była kradzieżą zuchwałą a po zastosowaniu opcji zerowej Czesi JUŻ zdążyli się dorobić służb specjalnych pilnujących czeskiej racji stanu a nie kradnących grosz publiczny a serio traktujących tylko nowych panów którzy tych peerelowskich bandziorów przewerbowali. 
Ale diabli mnie biorą gdy ktoś zadaje pytanie dlaczego inni mogą a my nie. No bo ci inni nie palą diamentami w piecu. W Czechach nawet po stalinowskich "porządkach" pozostało wystarczająco wielu ludzi z wysokiej półki aby gdy nadeszla sprzyjajaca chwila, odbudować nieźle funkcjonujące suwerenne państwo. A w Polsce pozostaje tylko przypomnieć gorzki dowcip iż do tekstu naszego hymnu należałoby na samym początku dopisać słowo "Dlaczego". 
Bo skoro nadal jeszcze istniejemy jako naród posiadający formalnie własne państwo to Tam Na Górze mają do nas jakąś wielką słabość. Bowiem historia Polski (mam na myśli ostatnie pięćset lat) powinna być wykładana na każdym wydziale nauk politycznych na świecie jako katalog błędów których popełniać nie wolno. Gdyż rację miał wielki łobuz ale dobry aforysta i polityk Churchill mówiąc że Polacy to naród posiadający wiele zalet z wyjątkiem umiejętności elementarnej troski o swoje państwo. 

Stary Niedźwiedź