Wbrew nadziejom "anty" i "pkanalii", czyli dwóch najparszywszych cweli polskiego
internetu i przysyłanych tu w celu trollowania ich „mężów”, przejściowe
problemy zdrowotne nie zakończyły się moim opuszczeniem tego łez padołu. Zatem
przepraszając Szanownych Czytelników za tak długa przerwę, spowodowaną również innymi
sprawami osobistymi, spieszę kontynuować swoje refleksje na temat marszałka
Carla Gustafa Mannerheima.
Prawdziwy egzamin zdał on wraz z całą Finlandią podczas
Wojny Zimowej 1939/1940 uzyskując ocenę celującą.
Gdy w wyniku paktu Ribbentrop – Mołotow Rosja Sowiecka
dostała od swojego socjalistycznego sprzymierzeńca wolną rękę w Europie
wschodniej, Stalin zdecydował się czym prędzej odzyskać ziemie utracone przez Rosję w
wyniku I Wojny Światowej. Z Litwą, Łotwą i Estonią poszło mu łatwo, Rumuni też
musieli pogodzić się z utratą Besarabii. Ale już na Finlandii zbrodniarz
wszechczasów połamał sobie zęby.
Finowie podczas dwudziestolecia międzywojennego silnie
ufortyfikowali pas nadgraniczny w Karelii między Jeziorem Ładoga a wybrzeżem Bałtyku,
tworząc tam tzw. Linię Mannerheima. I słusznie przewidując iż tamtędy pójdzie
główne radzieckie uderzenie. Bowiem długa lesista granica lądowa na odcinku
przebiegającym z północy na południe, z braku dróg słabo nadawała się na
miejsce zmasowanej ofensywy. I w myśl strategii marszałka, mogła być
zabezpieczona stosunkowo niewielkimi mobilnymi siłami osłonowymi.
12 października ZSRR zażądał przesunięcia granicy o 25 km na
północny zachód czyli opuszczenia Linii Mannerheima. Gdy rząd fiński odmówił,
26 listopada artyleria Armii Czerwonej ostrzelała radziecką nadgraniczna
wioskę Mainilę a Finlandia została oskarżona o ten atak. 30 listopada Sowieci
bez wypowiedzenia wojny zaatakowali Finlandię. Na Helsinki i kilkadziesiąt
innych miast fińskich dokonano nalotów, używając glównie bomb zapalających.
Ponieważ w miastach tych dominowały budynki drewniane, zniszczenia były duże.
Zaś pod Linie Mannerheima podeszło 26 radzieckich dywizji (prawie pół
miliona żołnierzy). W trakcie wojny siły te nieustanie zwiększano i docelowo
znacznie przekroczyły one milion.
Dysproporcja sił napastników i obrońców była olbrzymia.
Armia Czerwona na stopie pokojowej liczyła 3.5 miliona żołnierzy a na
wyposażeniu miała 15 tys. czołgów, 8 tys. samolotów oraz 56 tys. dział i
moździerzy. Armia fińska w przededniu wojny liczyła ok. 34 tys. żołnierzy i
marynarzy, mobilizacja powszechna zwiększyła stan liczebny do około 120 tys.
Uzbrojona była w 30 przestarzałych czołgów, 160 samolotów i ponad siedemset dział oraz 360
moździerzy. Zanosiło się zatem na „blitzkrieg”. Tyle tylko że w tych kalkulacjach
Stalin nie uwzględnił żałośnie niskich kwalifikacji swoich dowódców z
politycznej nominacji, będących de facto poganiaczami niewolników z czerwonymi
gwiazdami na czapkach. Oraz determinacji fińskich żołnierzy, ich znakomitego
wyszkolenia, wykorzystania przez nich do maksimum warunków terenowych i
klimatycznych oraz mistrzowskiej strategii Mannerheima.
Na Przesmyku Karelskim czyli głównym teatrze działań, przez
cały grudzień 1939 sukcesy sowieckie były mizerne. Powstrzymywały ich pola
minowe (krasnoarmiejcy zostali wyposażeni w wykrywacze min dopiero kilkanaście dni
po rozpoczęciu agresji!) świetnie zamaskowane i wstrzelane fińskie stanowiska
ogniowe (zakupione tuż przed wybuchem wojny szwedzkie działka przeciwpancerne
Boforsa zniszczyły setki sowieckich czołgów) oraz fińscy snajperzy z
legendarnym Simo Häyhä na czele. Ten strzelec wyborowy
wszechczasów, podczas trzech miesięcy tej wojny na pewno zabił ponad siedmiuset
krasnoarmiejców a niektóre źródła szacują jego osiągnięcia nawet na ponad
tysiąc.
Marszałek Mannerheim wiedząc że Sowieci będą atakowali
kolumnami złożonymi z czołgów i piechoty, nakazał jeszcze przed wybuchem tej
wojny przygotować kilka „fałszywych” dróg prowadzących na skute już lodem
jeziora. Gdy kolumna taka osiągała wreszcie ten cel, fińscy saperzy odpalali
ładunki kruszące lód. Nie był to toast na cześć bandytów z czerwonymi gwiazdami
ale hasło „do dna!” jak najbardziej pasowało do kontekstu. Pułapki te w kilku
przypadkach okazały się w pełni skuteczne.
Innym pomysłem marszałka był rozkaz atakowania w pierwszej
kolejności kuchni polowych. Biorąc pod uwagę iż w nocy temperatura spadała
poniżej -40 stopni Celsjusza, napastnicy słabo sobie radzili bez ciepłej
strawy. A krasnoarmiejec tym się różni od silnika spalinowego iż na samym
spirytusie nie może pracować.
Innym nowatorstwem w tej wojnie była „taktyka motti”. Słowo
to po fińsku oznacza stertę drewna ułożonego przez drwali. Taktyka ta polegała na
rozdzielaniu radzieckich kolumn na miejsze grupki i uniemożliwieniu ich
połączenia się za pomocą działań mobilnych grup narciarzy, uzbrojonych w moździerze i
broń maszynową. Dzięki swobodzie manewru atakujących przeciwnika w praktycznie
dowolnie wybranym przez siebie miejscu i czasie. Zas izolowane grupy były
sukcesywnie likwidowane.
Nie sposób nie wspomnieć o doskonałym fińskim pistolecie
maszynowym Suomi. Charakterystyczny widok drewnianej kolby i magazynka w
kształcie dysku uświadomi osobom interesującym się bronią palną, skąd wzięła się
radziecka „pepesza”. Będąca żałośnie spieprzoną podróbką doskonałego oryginału.
Ofensywa sowiecka na Przesmyku Karelskim posuwała się bardziej
niż opornie, straty były olbrzymie. Dlatego tez Sowieci postanowili spróbować przeciąć
Finlandie w poprzek poprzez zdobycie miasta Oulu i dojście do Zatoki
Botnickiej. Armia fińska zostałaby w ten sposób zmuszona do walki na dwa fronty
a linia kolejowa którą dostarczano sprzęt wojskowy ze Szwecji, została by
zablokowana. I tak doszło do bitwy pod Suoussalmi i jej końcowego epizodu czyli
bitwy na drodze Raate.
Po stronie fińskiej uczestniczyło w niej około 11 tys.
żołnierzy, po radzieckiej prawie 50 tys. (dwie dywizje piechoty i jedna brygada
pancerna. Walki trwały od 7 grudnia do 8 stycznia. Straty fińskie wyniosły po
około tysiącu zabitych oraz rannych. Sowieci
stracili ponad 27 tysięcy zabitych i zaginionych oraz około tysiąca wziętych do
niewoli. Czyli też de facto zabitych, jako że po powrocie z niewoli byli
rozstrzeliwani. Poza tym Finowie zdobyli 43 czołgi, 100 dział, 260 samochodów i
prawie 1200 koni. Zatem Finowie nie mają powodów, by wpadać w kompleksy wobec
zwycięzców spod Kircholmu, Połonki czy Somosierry. A parafrazując czcigodnego
Jugglera (pozdrawiam Go serdecznie), wypada wówczas jeszcze pułkownikowi a
późniejszemu generałowi Hjalmarowi
Fridolfowi Siilasvuo i jego żołnierzom ukłonić się nisko. I nie będzie
przesadą jeśli pawie pióro dotknie gleby.
Olbrzymia przewaga liczebna doprowadziła w końcu do tego że
w kilku miejscach Sowietom udało się przerwać fińskie linie obronne. Ale za
każdym razem Finowie zdołali wycofać się w zorganizowany sposób bez paniki.
I nie mogę tu nie dodać pewnego epizodu o którym
dowiedziałem się osobiście od jednego z uczestników tej wojny. Swego czasu
poznałem profesora Uniwersytetu Helsińskiego, mocno leciwego pana,
wyglądającego niczym angielski dżentelmen z reklam herbaty sprzed
kilkudziesięciu lat. Siwe włosy i wąsy przystrzyżone na modłę angielską,
tweedowy garnitur, doskonałe maniery. Gdy rozmowa zeszła na Wojnę Zimową,
powiedział że walczył w niej jako ochotnik, liczący sobie wówczas siedemnaście
lat. I zrelacjonował jedno ze swoich osiągnięć. Przez ponad dobę czekał na stosowną
chwilę, ukryty w zaspie śnieżnej obok toru kolejowego na którym stał sowiecki
pociąg sztabowy. I w końcu doczekał się, bo z pociągu wyszło dwóch pijanych oficerów
(jeden chyba w randze generała) na siku i papierosa. Późniejszy pan profesor
podkradł się do nich cichutko, aby nie hałasować zarżnął obydwu fińskim nożem,
po czym przypiął narty i odjechał.
Stalin przestraszył się rozmiaru strat oraz groźby
interwencji francusko – brytyjskiej. Bowiem cały cywilizowany świat nie krył
swojej sympatii dla bohaterskiego narodu i pogardy dla agresora a w armii
francuskiej zaczęto (co prawda w ślimaczym tempie) formować oddziały mające
wesprzeć Finów. Stalin tak jak i reszta
świata, nie wiedział jeszcze jak mało warta jest armia francuska, poza tym obawiał się „odwrócenia przymierzy” i przyłączenia Niemiec do koalicji
antysowieckiej. Dlatego też w nocy z 12 na 13 marca w Moskwie podpisano traktat
pokojowy.
Finlandia utraciła 35 tys. km2 swojego terytorium, głównie
na Przesmyku Karelskim. Straty armii fińskiej wyniosły około 23 tys. zabitych i
prawie 44 tys. rannych (około 10 tys. z nich do końca życia pozostało inwalidami).
Straty Armii Czerwonej to prawie 280 tys. zabitych i jakieś 800 tys. rannych. Należy
też wspomnieć o stratach w sprzęcie - 1500 czołgów oraz 600 samolotów. Do Stalina
dotarło zatem że może zdobyć Finlandię. Tyle tylko że potem będzie mu brakowało
żołdaków do zdobywania Europy.
W wyniku Wojny Zimowej Finlandia porzuciła politykę
neutralności i w roku 1941 wzięła udział w wojnie przeciwko ZSRR.
Stary Niedźwiedź