Kto
jest najgłośniej krytykowanym europejskim politykiem na Zachodzie? Oczywiście
premier Węgier, czyli Victor Orban. Największą rękojmią jego klasy są obelgi miotane
pod jego adresem przez postać takiego autoramentu, jak Adam Michnik, który
skarżył się na przywódcę Fideszu w obszernym wywiadzie udzielonym dla
„Spiegla”. W tymże wywiadzie protesty, jakie przelały się przez Węgry (po tym,
jak ówczesny premier, Ferenc Gyurcsány,
przyznał się do łgania na temat stanu gospodarki i populistycznych obietnic
składanych przez swoich socjalistów) i które zostały – zgodnie z nakazem premiera
- Pinokia brutalnie stłumione (kilkuset rannych), nazywa „BRAKIEM KULTURY
KOMPROMISU”. Nie da się ukryć, że nasz demiurg Adam Michnik ma nieustanny
problem z brakiem KULTURY PRAWDY, ale to już temat na osobny wpis
*. Nasz redaktor bardzo obawia się o stan demokracji na Węgrzech, która jego
zdaniem jest FASADOWA (ale ta sama fasadowość nie przeszkadza mu już w Polsce,
w której notabene podczas najbliższych wyborów, powinni się pojawić obserwatorzy z Białorusi, Ukrainy i
Afganistanu). I widzi paralelę między Orbanem i Hitlerem: „To samo powiedział
Hitler. Specjalne dekrety i rozporządzenia rządu Rzeszy. To droga do piekła”.
Jednym z największych krytyków Orbana jest Cohn-Bendit (nazywany tu i ówdzie
Koniem Bandytą), czyli lider frakcji Zielonych (nomen omen) w Parlamencie
Europejskim; pedofil – lobbysta i człowiek, który najgłośniej grzmiał, że Polska
nie może bazować na energii pozyskanej z węgla. Jak więc widać – najwięksi
szkodnicy i najbardziej oślizgłe typy to zarazem najwięksi krytycy polityki
węgierskiego premiera, a to może oznaczać tylko jedno – że warto się temu
ostatniemu przyjrzeć co najmniej z odrobiną respektu i sympatii.
A warto choćby dlatego, że szykują mu
niestety Majdan-bis. Niedawno miały miejsce demonstracje przed budynkiem
parlamentu w Budapeszcie; oczywiście większość demonstrantów stanowiły lewackie
środowiska, ale część obywateli kraju nad Dunajem została podburzona przez
USmanów, którzy wysunęli „zarzuty korupcyjne” pod adresem urzędników Orbana. Ci
funkcjonariusze dostali zakaz wjazdu do kraju Husseina Obamy, zaś informacje o
rzekomej korupcji stały się wodą na młyn dla przeciwników premiera, którzy
teraz organizują się, żeby wywalczyć kolejny chaos pt. „demokratyzacja”. USA od
pewnego czasu naciska na Węgry w sprawie rozbudowy węgierskiej elektrowni
atomowej w Paks, bowiem to oznacza zmniejszenie zależności kraju, a
Hamerykanie, jak wiadomo, nie zrezygnują z polityki umacniania amerykańskich
stref wpływów. Co więc zrobili? Wywęszyli okazję do wywołania zarzewia
zamieszek, które później ich prezydent okrągłymi słówkami nazwie „walką o
demokrację dla ciemiężonego ludu Hitlera-bis”.
Jaki jest grzech śmiertelny Orbana? Chce,
żeby w jego kraju coś wytwarzano i przedkłada to zdecydowanie nad operacje
kapitałowe i przeksięgowania w cyberprzestrzeni. Orban przyznaje otwarcie to,
czego za Chiny nie chcą przyznać nasi okrągłostołowi mężykowie stanu – że
kopiowanie za wszelką cenę zachodniego modelu i pozwalanie na wszystko
zagranicznemu kapitałowi nie przyniesie żadnego rozwoju kraju, co najwyżej
iluzoryczny. Grzechem premiera jest prowadzona od kilku lat polityka „otwarcia
na Wschód”, a kontakty z państwami Azji nie są mile widziane przez hegemonów z
USA czy UE. Okazało się, że ten okrutny Orban długi spłaca całkiem szybko i
sprawnie – przedterminowo spłacił na przykład dług zaciągnięty wobec MFW. W
2010 rząd Węgier nie odnowił porozumienia z MFW i zamknął ich
przedstawicielstwo w Budapeszcie. Orban odrzucił możliwość skorzystania z
kolejnej linii kredytowej i powiedział Christine Legarde: bye, bye.
Uargumentował to następująco: „Nie spełniamy wygórowanych wymagań MFW. Nie
zamierzamy przeprowadzać głębokich cięć budżetowych, zwłaszcza w szkolnictwie,
opiece zdrowotnej i transporcie publicznym. Nie będziemy zmniejszać zasiłków
rodzinnych, podwyższać podatku dochodowego i podatku od nieruchomości,
zmniejszać emerytur i zwiększać wieku emerytalnego.” Amen.
A teraz następny z długiej listy
niewybaczalnych grzechów Orbana – żydowskie roszczenia majątkowe. Wstąpił
bowiem do Konferencji ds. Żydowskich Roszczeń Majątkowych o zwrot przyznanych
bez uzasadnienia gigantycznych sum pieniędzy, które otrzymali węgierscy Żydzi
mieszkający zagranicą. W New Yorku musiało zaboleć ***.
Poprzedni lewicowy rząd przeznaczył na ten cel lekką ręką miliony $, które
wpadły do kieszeni amerykańskiej fundacji. Oczywiście Victor Orban nie otrzymał
informacji, na jaki cel zostały pieniążki przeznaczone i w tej sytuacji zażądał
zwrotu. Gdyby ktoś się dziwił, dlaczego Orban tak bardzo podpadł elycie USA, to
powyżej jest gotowa odpowiedź.
No i kolejny z największych błędów przywódcy
Fideszu: ograniczył przywileje sklepów wielkopowierzchniowych. Wprowadził
podatek od obrotów uzależniony od wielkości firmy. Od tych obciążeń uwolnione są
małe węgierskie sklepiki. Mało tego! Sklepy, które od dwóch lat z rzędu
„wykazują straty”, będą zamykane ****. Dodajmy do tego podatek kryzysowy
nałożony na firmy z sektora finansowego (banki i firmy ubezpieczeniowe), na co
oczywiście zareagowała Komisja Europejska. Orban dobrał się też do niemieckiego
medialnego giganta, jakim jest RTL – grupa ta złożyła do KE skargę na
40-procentowy podatek od reklamowych przychodów. Co na to rząd Orbana? Podniósł
superpodatek z 40 do 50%.
Nie ma się co dziwić, że Adam Michnik
regularnie atakuje przywódcę Fideszu. Po pierwsze: jego działania mogą obudzić
Polaków i uświadomić im, że już dawno powinni wyjść na ulicę. Po drugie: jeśli
tacy, jak Orban zaczną rządzić w naszym kraju, to Michnikowi pozostanie zwinąć
się stąd i obszczekiwać Polskę z Paryża, wraz ze swoim „zielonym” przyjacielem.
Flavia de Luce