środa, 28 października 2015

Powyborczo - cz.1

Skoro po długich a ciężkich cierpieniach PKW ogłosiła oficjalne wyniki wyborów, czas przedstawić nasz komentarz w tej kwestii. Zaczynając od omówienia tych partii, których przedstawiciele uzyskali mandaty poselskie i senatorskie.

1. Pobożność i Socjalizm
Zacząć musimy od docenienia gigantycznej pracy pani premier in spe Beaty Szydło. Na pewno z wieloma jej pomysłami nam nie po drodze, ale nie sposób nie zauważyć, że PiS po raz pierwszy dorobił się polityka, umiejącego rozmawiać z ludźmi o sprawach, które ich interesują. W odróżnieniu od dwóch głupców, którzy ubzdurali sobie, że każdy Polak wręcz pasjonuje się wyłącznie tymi samymi sprawami, które im zaprzątają myśli 25 godzin na dobę. Wprawdzie w ostatnich dniach Napolion uciekł z szafy i w Radomiu oraz w Białymstoku starał się wszystko spieprzyć, bredząc niczym Piekarski na mękach (relacji z tych dwóch miast słuchaliśmy na własne uszy, więc niech żaden "bonapartysta" nie próbuje łgać), ale nie zdążył. Gdyby Geniusz Żoliborza na stanowisko premiera desygnował kogokolwiek innego niż pani Beata, okazałby się głupszy od swojego kota.
Pisząc o PiS, nie sposób nie zacząć od wylania kubła zimnej wody na łby jego szalikowców, zachowujących się w sieci niczym kibole, po wygraniu meczu przez ich ukochaną drużynę. Bo trzeba przypomnieć los skądinąd słusznej i potrzebnej ustawy, lustrującej zawody zaufania publicznego za czasów premierowania Kaczyńskiego. Ustawa przeszła bezproblemowo przez sejm i senat, prezydent oczywiście ją podpisał. Ale opozycja zaskarżyła ją do trybunalskiej konstytutki, zaś ta ją odrzuciła. Nie zapomnimy tych mord w togach, uzasadniających owo odrzucenie za pomocą tak kretyńskich argumentów, że spoza tych bzdur wyraźnie przebijały się słowa:
Tak, wiemy, że to bujda na resorach. Ale możecie Polacy nam skoczyć. Zrobimy z Wami co chcemy. A dlatego, że wiemy, skąd nam nogi wyrastają. I że kurwa kurwie łba nie urwie.
A teraz Parada Oszustów plus zielona ladacznica miały aż osiem lat, by „wypolerować” skład tego gremium. Ostatnich zmian dokonali, gdy gang kon-Donka był już na wylocie. Zatem wyżej należałoby stawiać poziom moralny przedwojennych dintojr. Warszawskiej obradującej pod przywództwem Taty Tasiemki, czy łódzkiej, której procedowaniem kierował Ślepy Maks. A jakie ustawy była koalicja (nie)rządowa zgłosi do owej konstytutki? Zapewne zdecydowaną większość, bowiem zaskarżyć nie można jedynie budżetowej. Chyba z wyjątkiem sytuacji, w której planowany deficyt budżetowy powodowałby, iż dług publiczny przekroczyłby dozwolony poziom. Więc na otwieranie butelek szampana jeszcze za wcześnie.
Druga sprawa to celowo niewydolne sądownictwo. Czyli sprawy powracające w nieskończoność do niższej instancji, która je spieprzyła. I to w sposób czytelny dla każdego studenta prawa. Po co? Rzecz jasna po to, aby „papugi” inkasowały kolejne honoraria za „reprezentowanie” swoich mandatariuszy na kolejnych rozprawach. A sprawy, które w cywilizowanym świecie zakończyłyby się po kilku rozprawach, ciągnęły się niczym smród afery "Amber Gold" za rodziną Tusków.
Następna rafa to administracja państwowa. Wprawdzie z sondaży w wieczorze powyborczym wynikało, że nawet w tej grupie zawodowej PiS cieszy się większym poparciem od POpaprańców, ale wytłumaczenie jest banalnie proste. Urzędnicy też mają powyżej uszu kretynów z nominacji POlitycznej, kierujących tymi urzędami. Ale gdyby nastąpiła próba poważnego zredukowania ich liczby (sprawne systemy informatyczne, a nie felerne, kupione dzięki łapówkom przez szajkę kon-Donka, spokojnie umożliwiłyby nawet trzykrotne zmniejszenie zatrudnienia w administracji), nie ma co liczyć na to, że urzędnicy będą popierać rząd pani Szydło. Wręcz przeciwnie, zaczną sypać piasek w tryby.
Dlatego od przyszłej pani premier oczekujemy jedynie załatwienia kilku spraw, które nie wymagają kolejnej demolki budżetu ani przepchnięcia przez proces legislacyjny ustaw, które rzeczona trbunalska konstytutka prawie na pewno odrzuci. A są to:
•    Podania konkretnych liczb, opisujących obniżenie podatków. Wychowanym na Marksie – Engelsie – Leninie – Stalinie ekonomicznym kretynom pokroju niejakiego Zandberga, uważającym, że niższe stawki podatków to zawsze mniejsze wpływy do budżetu, radzimy wyguglować „krzywą Laffera”. O ile ich jedyna szara komórka na chodzie jest w stanie to zagadnienie „ogarnąć”. Storpedowanie obniżki stawek podatków byłoby dla banksterskich ladacznic z agencji Petru samobójstwem politycznym. Zaś znając ekonomiczny debilizm PO, można liczyć na to, że to poprą. Rzecz jasna po to, by budzet się rozleciał. W końcu sami podatki podwyższali, bo tak ich uczył legitymujący się aż licencjatem wielki ekonom Vincent.
•    Wyraźne oznajmienie, że Polska nie przyjmie ani sztuki parszywych dżihadystów, przez zakłamaną pruską klępę nazywanych „uchodźcami”.
•    Zapewnienie, że w programach szkolnych nawet smród nie pozostanie po apoteozie zboczeń, bredniach o „zmianie płci” czy innych genderowych debilizmach.
•    Zmiana przepisów WYKONAWCZYCH (nie mają one rangi ustawy) w sprawach adopcyjnych, by dzieci w sierocińcach nie czekały latami na przybranych rodziców, w sytuacji, gdy MAŁŻEŃSTW chętnych do adopcji nie brakuje.
•    Aktywnego współdziałania w gronie Grupy Wyszehradzkiej, który to proces na szczęście już rozpoczął pan prezydent Duda. Zaczynając sprzątanie po pomagierce ryżego szczura, który uciekł z tonącej łajby do Brukseli.
I to dla nas będzie sprawdzian patriotyzmu pani premier Szydło i jej rządu. Jako że na pewno za dowód takowego nie uznamy gremialnego udziału w kolejnych zawodach sportowych w czołganiu się w jarmułkach w Jedwabnem.
 
2. POżar w burdelu
Trwa pyskówka w szeregach PO. Radek Sikorski zakwestionował przywództwo Ewy Kopacz i wtedy ruszyła lawina. Hanna Gronkiewicz-Waltz zachęciła Sikorskiego, by nabył ośmiorniczki w Lidlu, zaś były minister transportu, Cezary Grabarczyk zaoferował mu szklankę wody na rozgrzaną głowę. Wszystkie te personalne wycieczki odbyły się oczywiście w mediach, co pokazuje, że mamy do czynienia z ludźmi naprawdę mikrego formatu. 

Radek Sikorski znany jest ze swojej gadatliwości, więc i tym razem zdradził, że PO była już dogadana z Petru.pl i miała ten sojusz „skonsumować”, jak ośmiorniczkę, ale z jakichś powodów do niego nie doszło. Najwidoczniej do tego stopnia język się Radkowi nie rozwiązał, bo powodów braku konsumpcji nie podał. 
Wiele PO i Nowoczesną łączy – na przykład osoba sekretarza Nowoczesnej, który pracował w kancelarii Bronisława Komorowskiego. Oraz osoba jednego z członków sztabu, byłego doradcy Bogdana Klicha.   Okazuje się, że ta, która wybory przerżnęła dokumentnie, prezentując się we wszystkich debatach infantylnie i ckliwie, będzie się ubiegać o funkcję szefa PO. Najwyraźniej nie zrozumiała, że przekroczyła próg swojej niekompetencji. W tej chwili będziemy obserwować kolejne odcinki telenoweli, w której członkowie PO wezmą się za łby. A Ewie Peron życzymy, aby z dintojry wyszła obronną ręka i nadal szefowała swojemu gangowi. Bo wtedy mamy pewność, że za cztery lata spełni sie marzenie Jarka Dziubka i nasze. To znaczy po kolejnych wyborach po dziele Tajnego Współpracownika "Musta" w parlamencie nawet smród nie zostanie.
Treser Ewy Peron, niejaki „Misiek” Kamiński, wrzeszczy w niebogłosy, że to nie on był mózgiem kampanii wyborczej Parady Oszustów. Chyba pierwszy raz od dłuższego czasu powiedział prawdę, bo za mózg nie sposób go uznać. A skoro już się sięga do anatomii, należałoby go usytuować prawie metr niżej.
A cała ta gromada durniów chyba jeszcze nie pojmuje, że ich ryży szyper okazał się być jedynie szczurem okrętowym. Który wypiął się na taką załogę i pierwszy dał drapaka z łajby, gdy w zęzie zaczęło przybywać wody. Za wierną służbę swojej prawdziwej ojczyźnie dostał synekurę gwarantującą sowitą emeryturę, a swoich podch… to znaczy podkomendnych, ma tam, gdzie Polskę. Zgaduj zgaduli odnośnie nazwy tego miejsca nie urządzimy, nie chcąc obrazić inteligencji naszych szanownych Czytelników.
Do wyników pozostałych sił parlamentarnych odniesiemy się w drugiej części podsumowania. I mamy przyjemność zakomunikować, że od dnia dzisiejszego Tie Fighter będzie pod każdym postem umieszczał króciutką zajawkę dotyczącą inwazji islamskiej na Europę.

Stary Niedźwiedź i Flavia de Luce

Media głównego ścieku serwują nam wyidealizowany obraz całych rodzin z dziećmi, uciekających przed piekłem wojny, podczas gdy prawdziwi uchodźcy klepią biedę w obozach zlokalizowanych w Turcji czy Jordanii. A to, co zalewa obecnie Europę, to banda śmierdzących leni w wieku poborowym, którzy chcą załapać się na niemiecki lub szwedzki socjal i wprowadzać na nowo zasiedlonych ziemiach prawo szariatu. W cyklu tych krótkich zajawek postaram się pokazać prawdziwe oblicze islamskiej inwazji w Europie, ku przestrodze dla rodzimych lewackich debili , którzy chcą nas tym cymesem uszczęśliwić, ale żaden z nich nie chce jakoś przyjąć pod swój dach milutkich somalijskich uchodźców ze spuchniętym nabiałem i prąciami wielkości kiełbas „podwawelskich”.
A na dobry początek filmik instruktażowy pokazujący jak wygląda ubogacanie kulturowe w wykonaniu „uchodźców” i jak sobie z nim radzić. 


Tak właśnie powinniśmy sobie radzić. Siłownia, boks, sztuki walki. To jest konieczność - zwłaszcza dla naszych dzieci. To, plus oczywiście posiadanie broni palnej. Gdybym to ja był na miejscu zaczepionego chłopaka, to w powietrzu świstał by ołów i ta czarna hołota miałaby dużo szczęścia, gdyby skończyło się na postrzeleniach, bo nie wiem czy chciałoby mi się celować w kulfony.

Tie Fighter

niedziela, 25 października 2015

Woland uprzejmie donosi

Kuba Wojewódzki: Dzień dobry, tu kancelaria Ewy Kopacz.
Woland: O dzień dobry, niech nam Agora świeci. W czym mogę służyć?
KW: Dziękujemy, że jest pan tak wierny i tak gorliwy. Doceniamy to. Zapoznaliśmy się z pana blogiem na bloxie i musimy przyznać, że mamy dla pana wiele nagród…
Woland: Order Orła Białego? To byłby zaszczyt znaleźć się w tym samym gronie, w którym jest Adam Michnik!!
KW: Dostanie pan też miejsce w składzie jurorskim MichNike…
Woland: Och, czytam wszystko, co nagradzają! Bardzo podobał mi się wiersz Jacka Podsiadło o guziku. Olga Tokarczuk znowu obnażyła polskiego kołtuna i ksenofoba… a do tego miała piękną fryzurę. No i pan Karpowicz pięknie walczył z polską homofonią, pozdrawiając swojego sexy partnera. Byli oklaskiwani przez Jego Wysokość Adama Michnika. Na szczęście żaden pisowski profan się tam nie pojawił!
KW: Panie Wolandzie, te nagrody i zaszczyty będą dla pana, jeśli wskaże pan ludzi, którzy są przeciwko PO. Każdy z tych ludzi pójdzie do psychuszki, ale proszę się nie obawiać. Po takiej reedukacji wrócą już normalni, wierni oraz bierni. Czy może pan podać jakieś nazwiska?
Woland: Oczywiście… Mogę podać nazwiska nie tylko tych, którzy otwarcie nie popierają, ale i tych, którzy popełniają myślozbrodnię. Oraz tych, którzy nie popieraliby, gdyby żyli…
KW: Na przykład?
Woland: Na przykład Chopin. Myślę, że nie popierałby PO. Proszę posłuchać Etiudy Rewolucyjnej. Wyczuwam w tym pisowski rewolucyjny gen.
KW: Ktoś jeszcze?
Woland: Norwid! Powinien wylecieć z podręczników. Pamiętają Państwo, jak pisał, że „nie ten ptak kala gniazdo, co je kala, lecz ten, co mówić o tym nie pozwala”.  Przecież ewidentnie wynika z tego, ze dziś protestowałby przeciwko wszystkim wysiłkom władzy. Czy ten wynędzniały poeta byłby w stanie docenić takie autostrady?
KW: Jeszcze poprosimy o nazwiska.
Woland: Władysław Grabski! Zrównoważył budżet i nie pozwolił nachapać się przy tym żydowskim bankierom. Gdzie mu do takiego geniusza i mesjasza, jak Balcerowicz.
KW: Następne nazwiska.
Woland: Ten oszołom rotmistrz Pilecki. Słusznie z nim postąpili. Gdyby żył, pewnie protestowałby przeciwko zakupom MON-u. Gdy będzie rządzić PiS, powstanie więcej filmów o tym prawicowym oszołomie. Musimy solidarnie bronić kultury. Nie możemy pozwolić, żeby powstawały takie produkcje. Jeśli będą, to zobaczycie, przysięgam na Agorę, że nie powstanie film o dylematach moralnych Julii Bystygier czy o lesbijskich eksperymentach Marii Konopnickiej.
KW: Panie Wolandzie, a może ktoś z pisarzy?
Woland: Z podręczników wylecieć musi Ignacy Krasicki. Jeśli nie wyleci, to w umysły dzieci będzie się wsączał pisowski stalinowski jad. A bajki i przypowieści? To przecież ultrapisowskie. Na przykład ten hejterski „Wół minister”. „Jednostajność na koniec monarchę znudziła. Dał miejsce woła małpie lew, bo go bawiła”. Przecież tu chodzi o powołanie Ewy Kopacz na premierę rządu! Tak będą krzyczeć pisowcy, a biedne dzieci to łykną. Skasować Krasickiego!
KW: A jeszcze ktoś z ludzi kultury?
Woland: Artur Rubinstein. Przecież był Polakiem, a mieszkał za granicą. Dzisiaj żyłby tak samo – płaciłby podatki w innym państwie i mielibyśmy deficyt. A gdyby żył w Polsce, to pewnie koncertowałby długo, zamiast zejść patriotycznie w wieku 67 lat. Ani razu nie zagrał „Ody do radości”, hymnu Zjednoczonej Merkelowej Europy, za to polonezy i mazurki bębnił na okrągło. Byłby bezużytecznym członkiem społeczeństwa. Na pewno przeciwko PO.
KW: Ktoś jeszcze? No, panie Wolandzie. Chyba nie chce pan być za mało gorliwym agitatorem PZPO.
Woland: Och, nie! Kocham PZPO całym mym jestestwem. Już mam! Stanisław Bareja. To był człowiek, który pokazywałby idylliczną oraz piękną rzeczywistość tuskowej RP w krzywym zwierciadle. A Ochódzki? Tak duka po angielsku, jak Donald Tusk w Brukseli. Mogą to wykorzystać. Skasować Bareję.
KW: Panie Wolandzie, a spoza kultury. Coś panu przychodzi do głowy?
Woland: Ten oszołom, Eugeniusz Kwiatkowski. Wariat współtworzył Gdynię i COP. Rozliczył się z tego co do grosza. Jeszcze te mohery pomyślą sobie, że tak można, a nawet trzeba!
KW: Panie Wolandzie, wiemy już kogo skazać na niebyt. Mamy czarną listę. A teraz poprosimy o czarna listę współczesnych. Takich, których można wtrącić do psychuszki. Ma pan takich?
Woland: Oczywiście. Na przykład rektor Łódzkiej Filmówki miał czelność mówić do studentów, że TVN jest kanałem dla mało inteligentnych. Przecież w TVN-ie zawsze jest dobre słowo dla PO. Zawsze chwalą ich sukcesy. Same prawdy objawione. Co będzie, jak studenciaki stracą rozum i tego gnojka posłuchają? Chryste, oni zaczną myśleć!
KW: Jeszcze ktoś?
Woland: Jacek Poniedziałek. Wprawdzie jest gejem, a nie jakimś heteroseksualnym i hetero normatywnym ćwokiem. Ale wziął w obronę Zelnika. Twierdził, że nie można potraktować go kurewskimi metodami. Do cholery, a jak mamy go traktować? Może tak, jak byśmy sami chcieli być traktowani? Do tego stopnia nie zdurnieliśmy. Poniedziałek zdradził Postęp i litości dla niego być nie może! Jak wpiszecie go na czarną listę, to postawcie obok trzy jedynki i dwa wykrzykniki. Pierwszy do reedukacji.
KW. Następni! Doceniamy, ze sypie pan nazwiskami, jak z rękawa.
Woalnd: Natalia Niemen. Zaśpiewała na konwencji wyborczej Dudy. To jest jasny sygnał, że potrzebuje tej reedukacji. W dodatku mówi, że wierzy w Boga, czyli kruchto kołtunka. Przy okazji, dorzuciłbym na listę „wysłanych w niebyt” jej ojca, Czesława. Przecież śpiewał „Dziwny jest ten świat/Gdzie jeszcze wciąż mieści się tyle zła”. Bzdura kompletna. Przecież odkąd powstała PO, świat jest naprawdę piękny, a wszelkie próby kwestionowania tego, to zbrodnia. Owszem, można było to śpiewać za rządów PiS-u, ale nie teraz!
KW: Ktoś jeszcze?
Woland: Kazik Staszewski. Przecież mówi, że nie zagłosuje na PO. Poza tym nie potrafi opiewać cudów transformacji – nagrał haniebny „Lewy czerwcowy” i „Jeszcze Polska”. Zakaz puszczania jego piosenek.
KW: A w swoim otoczeniu ma pan kogoś nieprawomyślnego?
Woland: Walka o dusze się zaostrza, więc kilku babom już dałem w mordę za to, że broniły tego pisowskiego zbrodniarza, Zelnika. Przecież on zabił! Jak mogły go bronić.
KW: Naprawdę broniły?
Woland: Powiedziały, że „mają wątpliwości”. A gdy chodzi o dobro partii, to wątpliwości mieć nie można.
KW: Racja, a czy jeszcze miały w jakichś sprawach wątpliwości?
Woland: Na przykład w sprawie raportu Anodiny. No jak tak można, no jak? Trzeba wychlastać po gębach takie „niedowiarki”. Kumpel od gandzi nauczył mnie, że nie można być mięczakiem  i baby też trzeba od czasu do czasu wytrzaskać, jeśli nie są wierne partii.
KW: Dziękujemy bardzo za rozmowę! Proszę oczekiwać orderu. Tylko niech pan o sobie przypomni, bo w tej chwili jest straszny burdel w kancelarii. Pakujemy się w pośpiechu i myślimy przede wszystkim o tym, jakie fanty by zajumać. Wszyscy już wiemy, że Ewka przerżnęła wybory. Do usłyszenia!
Po zakończonej rozmowie Kuba Gminny i Lizut byli zszokowani usłużnością Wolanda. Lizut zarechotał: „Ten głupek chyba naprawdę wierzy w order! My orderu nie dostaniemy, ale chyba Adaś nie będzie żyła i te trzy dychy odpali!”. Kuba Gminny się na to zmarszczył: „Te, a jak teraz chodzi srebrnik? Sprawdź w necie, bo mi się komóra rozładowała!”.
Woland był z siebie dumny. Partia wreszcie doceniła to, co dla niej robił. Rzucił okiem na gablotę, w której mieściły się tak drogie jego sercu relikwie, jak ampułka z krwią profesora humoris causa Bartoszewskiego; włos z pejsów Szechtera i chusteczka, którą podarowała na otarcie łez Tuskowi Merkel, gdy Polska wygrała 2:0 z Niemcami. Woland rozłożył się na tapczanie i głęboko westchnął:
- Wreszcie mogę się położyć z poczuciem zrealizowania obowiązku. Ku chwale Tuska. Ku chwale partii. Ku chwale Merkelowej Europy.
Uznał, że trzeba to uczcić i nalał sobie butaprenu na spodeczek. 


Flavia de Luce

środa, 21 października 2015

Przedwyborczo

Wybory za pasem, niektórzy z Szanownych Czytelników w korespondenci prywatnej lub na swoich blogach pytają wręcz, jak zagłosujemy. Czas więc wyartykułować stanowisko redakcji w tej kwestii.
Na początek pozwolimy sobie gorąco zachęcić do lektury wpisu wieloletniego przyjaciela i komentatora naszej witryny, czcigodnego Jarka Dziubka:


http://jaroslaw-dziubek.blog.onet.pl/2015/10/18/wybory-parlamentarne-moj-glos/
 

który w sposób dokładny a zarazem syntetyczny, scharakteryzował poszczególne listy wyborcze. O ile w kwestii finalnej ich oceny nasze odczucia są podobne, o tyle powody, dla których dana lista budzi w nas takie odczucia, są niekiedy inne. I dlatego je wyłuszczamy. Czyniąc to w takiej kolejności, w jakiej opisał to Jarek.

1.    Prawo i Sprawiedliwość.
Po ośmioletnim serialu przegrywania wszystkiego, co tylko było do przegrania, decydenci PiS odkryli wreszcie, że przyczyną tego jest niesprzedawalny towar, który z oślim uporem próbowali Polakom wcisnąć. A tym towarem jest oczywiście żoliborski Napolion, w mniejszym stopniu również Antek Policmajster. Gdy po raz pierwszy obydwaj schowali się wreszcie w szafie i nie wytknęli z niej nosa, pan Andrzej Duda wygrał dogrywkę z „Bulem”. Jesteśmy pewni, że gdyby PiS wystawił Napoliona, kolejne pięć lat Polskę ośmieszałby półpiśmienny cham bez cienia kindersztuby.
Pani Beata Szydło prezentuje się dobrze, w debacie z dochtórką z Chlewisk nie dała się wkręcić w dyżurne tematy oszczerstw, wciskane przez GW no Prawda i wszelką drobniejszą swołocz. Ale wiele elementów jej programu, to ciągle socjalizm. Jak dla nas, 15% CIT dla przedsiębiorców było kwiatkiem do kożucha. Odnośnie opodatkowania banków i supermarketów, rzuciła tylko hasło, bez jakichś liczb mocno niezobowiązujące. A komunikat iż nie zgodzi się na „kwotę” islamskich śmierdzieli zaakceptowaną przez Ewę Peron, jest wieloznaczny. I może oznaczać zarówno całkowitą blokadę tego łajdactwa, jak i renegocjację „kwoty”, prowadzącą do obniżenia jej na przykład do 90% pierwotnie planowanej.
W ekonomii i polityce zagranicznej nigdy nie liczyliśmy na PiS. W tej drugiej sprawie zmiana warty może jedynie oznaczać osłabienie wpływów niemieckich i zwiększenie USraelskich. Ale mieliśmy nadzieję, że w kwestiach obyczajowych zrobi kilka ważnych rzeczy. A tu niemiłe zaskoczenie. Pani Szydło ani słowem nie wspomniała, że z programów szkolnych znikną zajęcia z tolerastii.
Zatem nie widzimy powodów, by oddać głos na PiS jako partię.
 

2.    Parada Oszustów
Fakt istnienia tego czegoś jest bardzo mocnym argumentem przemawiającym za tezą, że Polacy zatracili instynkt samozachowawczy i gotowi są zagłosować nawet na gówno, byle było ładnie opakowane, a telewizornia je chwaliła. Czytelnikom „Antysocjala” afer, kłamstw, złodziejstw i łajdactw gangu kon-Donka wyliczać nie trzeba. A poza tym, miał to być felieton a nie powieść rzeka. Nawet jeden z prominentów tej organizacji przestępczej przyznał się, że Tusklandia to (sorry, ale cytat musi być wierny) „chuj, dupa i kamieni kupa”. Więc każdy głosujący na tę szajkę to idiota albo złodziej, liczący na to, że coś mu skapnie z peronu.
Jarek napisał, że ma nadzieję, że po następnych wyborach nawet smród nie pozostanie po tym gangu. Obawiamy się, że nastąpi kolejne przepoczwarzenie a lemingi to kupią. Bardzo byśmy chcieli, aby to Jarek miał rację a my się mylili. Z największą przyjemnością spotkalibyśmy się wtedy w realu, aby uczcić tak radosne wydarzenie za pomocą szlachetnego płynu typu „magyar bor”.
 

3.    Razem
Po ostatniej debacie z udziałem liderów wszystkich partii, największą „karierę” zrobił niejaki Adrian Zandberg. Jego wystąpienie błyskawicznie pochwalił redaktor Lis oraz wielu innych  mainstreamowych oficerów frontu ideologicznego, w Polsce mylonych z dziennikarzami. Okazuje się, że pan Zandberg miał poglądy lewicowe już kilka lat temu, kiedy nosił koszulkę z Karolem Marksem. Podczas samej debaty gorąco pochwalił pomysł przyjęcia uchodźców, odwołując się do naszej „wrażliwości”. Jego partia Razem postuluje wprowadzenie 75% podatku dla osób zarabiających rocznie 500 tysięcy złotych.



 Sam przyznał, że ma świadomość, iż to nie zwiększy wpływów do budżetu, ale chodzi o zasadę, że bogatsi mają być biedniejsi. Chcą też zwiększyć uprawnienia Inspekcji Pracy, co może oznaczać większe łapówkarstwo. Usztywnienie stosunków pracy i wprowadzenie wyższej stawki godzinowej (20 pln za godzinę chce nasz bohater), też może zwiększyć bezrobocie. Skoro zatem nawet Zlew nie był dostatecznie lewicowy dla tych popłuczyn po Stalinie i Pol Pocie, właściwym miejscem dla nich jest jedynie Muszla Klozetowa.
 

4.    KORWIN
Na tych listach jest wielu rozsądnych ludzi. Nas mile ujęła pani Miriam Shaded. Która sama pochodząc z Bliskiego Wschodu, bije na alarm w sprawie islamskich agentów, przez debili zwanych „uchodźcami”. Ale jak zauważył Jarek, piętą achillesową tej listy jest sam JKM. Naszym zdaniem wzorowo realizujący od ćwierć wieku zadanie niewpuszczenia liberałów do parlamentu. Jego zwolennikom radzimy zamknąć skunksa w szafie i nie wypuszczać do zakończenia niedzielnego głosowania. Aby nie mógł po raz nie zliczymy który wrzucić kolejnego granatu do szamba, by gnojówka ochlapała liberałów.
 

5.    Polskie Stronnictwo Ludowe.
Przeciętna prostytutka jest szczytem uczciwości i osobą godną najwyższego szacunku w porównaniu z tą zieloną ladacznicą. Bowiem korzystanie z usług tej pierwszej jest całkowicie dobrowolne. I nie pasożytuje ona na pieniądzach kradzionych z budżetu w postaci tak zwanych „funduszy okołobudżetowych”. Chyba wystarczy.
 

6.    Zlew
Na szczęście zachował się aż tak idiotycznie, jak swego czasu AWS. Który na własne życzenie wystąpił jako koalicja wyborcza z progiem 8%, a zebrał 7 z groszami. Oby historia się powtórzyła, a pomyje  trafiły ze Zlewu do szamba.
 

7.    Kukiz ’15 czyli złoty róg
Paweł Kukiz miał niepowtarzalną od co najmniej 15 lat (czyżby stąd ta ironiczna nazwa?) szansę by na scenie politycznej pojawiła się poważna siła spoza grona okrągłostołowych szulerów. Swoim startem w wyborach prezydenckich udowodnił, że ten szwindel kontestuje nie żadna „garstka oszołomów”, jak to swego czasu powiedział gnojek będący (o ironio!) ministrem spraw zagranicznych Polski, a nie kraju, którego interesy reprezentował. Ale z grona idących do urn co piąty Polak. A biorąc pod uwagę tych, którzy nie głosują, bo najzwyczajniej w świecie nie mają na kogo, odsetek jest naszym zdaniem znacznie wyższy. Ten sukces spowodował, że inni politycy odrzucający kiszczakowy szwindel, zgodzili się na to, by pan Kukiz był frontmanem, z niekwestionowanym mandatem na stanowisko przywódcy. Akces do tworzonego przezeń ugrupowania zgłosili zarówno ludzie o poglądach liberalnych, mający już powyżej uszu sabotaży siedemdziesięcioletniego rozwydrzonego bachora w muszce, jak i wielu narodowców. No i co? Ano psiniec, jak mawiają beskidzcy górale. W pełni rozumiemy, że na swoje listy pan Kukiz wziął ojca ś.p. Jacka Olewnika, którego zamordowanie jest symbolem kurewstwa, w III RP mającego czelność zwać się policją, prokuraturą i sądownictwem. Czy pana Marka Jakubiaka, którego piwa sprzedają się świetnie, odkąd powiedział kilka słów prawdy o pedałach, a „merdialny sralon” próbował go zniszczyć. Obydwa te nazwiską są doskonałe. Ale pan Kukiz zrezygnował z takich osób, jak Grzegorz Braun, Artur Dziambor, czy Krzysztof Bosak. Którzy uznali że tak wiele jest do posprzątania, że różnice choćby między liberalnym a narodowym punktem widzenia schodzą na drugi plan. I ani przez chwilę nie kwestionowali przywództwa Kukiza. Na jego listach chyba jedynym człowiekiem, budzącym naszą sympatię z grona polityków (panów Olewnika i Jakubiaka do polityków nie zaliczamy), jest pan Jacek Wilk, umieszczony na warszawskiej liście na czwartym miejscu. Bo przed niego wódz wepchnął jakichś dwóch kosmitów.
Krótko ale brutalnie. Miałeś Kukiz złoty róg!
 

8.    Nowoczesna.pl
Rozleciał się OKP, powstało ROAD. ROAD przepoczwarzył się w Unię Demokratyczną. Unia Demokratyczna  w Unie Wolności. Gdy ta zaczęła tonąć, agent „Must” stworzył PO. PO tonie, za pieniądze banksterów wypływa niejaki Petru. Który namawiał ludzi do brania kredytów we frankach w czasie, gdy swój przewalutował na złotówki.
Jeśli ten insekt po kolejnej wylince wejdzie do sejmu dzięki głosom tych, którzy obecnie spłacają frankowe kredyty, to tej grupy „frankowiczów” nie będzie nam żal. Bo są nieuleczalnymi debilami. Ryszard Petru jest wielkim przeciwnikiem subsydiowania czegokolwiek, ale ta niechęć – rzecz jasna – dotyczy tylko Polaków. Bo już z ich kieszeni bardzo chętnie dofinansowywałby, przyjmowanych tysiącami, muzułmańskich imigrantów. W przypadku tych ostatnich jego „leberalizm” cudownie się kończy.

Czas na jakieś wnioski.
W omawianym gronie nie ma ani jednej listy którą moglibyśmy poprzeć, na zasadzie akceptacji ponad połowy jej programu. Zatem nie zdradzając naszych indywidualnych preferencji wyborczych (które w redakcyjnym gronie nie są jednakowe), widzimy dwa niesprzeczne logicznie wybory dla ludzi o prawicowym światopoglądzie.
1.    Można zagłosować na osobę na pewno uczciwą, wszelako startująca z listy mającej tylko teoretyczne szanse na wejście do parlamentu. To znacznie leszy wybór od pozostania w domu. Tak też postąpi jedna osoba z naszego grona, która zagłosuje na pana Grzegorza Brauna. Bo taki wybór nie koliduje z postulatem zachowania czystego sumienia.
2.    Można na liście, do której nie pała się entuzjazmem, odnaleźć nazwisko osoby, o której się wie, że jest przyzwoitym człowiekiem. I ją zaznaczyć. Tak ma zamiar postąpić małżeństwo przyjaciół jednego z członków kolegium redakcyjnego. Które na liście PiS odnalazło przyzwoitego konserwatystę, znanego im osobiście od lat, za którego mogą ręczyć. Podobnego wyboru dokonał kilka lat temu Stary Niedźwiedź. Gdy na liście zobaczył na dalekim czyli „niewchodzącym”  miejscu nazwisko dobrze sobie znanego człowieka, zagłosował na nie. I okazało się, że ten pan był na tyle popularny a jego znajomi tak skutecznie go rekomendowali, ze zdobył mandat poselski. Wyprzedając  wielu dupowłazów Jarosława (nie)Wielkiego.

I postąpcie, kochani, jak uznacie za stosowne.

Flawia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

niedziela, 18 października 2015

POpaprańce się zebrały i Zelnika zaszczuć chciały


Z okazji nadchodzących wyborów partia rządząca oraz jej pretorianie, chwytają się dosłownie wszystkiego. Najpierw podparli się sukcesem Roberta Lewandowskiego – plakat „13 dni do wyborów i 13 goli Roberta Lewandowskiego”: można stąd wywnioskować, że jeśli chcemy, aby Lewandowski śrubował rekordy i zdobył Złotą Piłkę, to musimy głosować na partię rządzącą, bo ona jest gwarantem bramkostrzelności napastnika Bayernu. Jak się nie ma sukcesów własnych, to trzeba sięgnąć po cudze. Gierek w ramach propagandy sukcesu, podpierał się sukcesami „Orłów Górskiego” – tyle że ów Gierek – choć zadłużył nas do imentu – ma na koncie kilka sensownych inwestycji. Symbolami-inwestycjami partii rządzącej są drogie oraz puste stadiony; pękające i wymagające łataniny tuskostrady (nie są jednak pozbawione infrastruktury – pod asfaltem oprócz podsypki znaleziono potłuczone sedesy i umywalki).
Zbliżają się wybory, a więc funkcjonariusze PO ruszają do boju. Problem jest, bo Antek Policmajster i prezes Kaczyński schowali się do szafy. Prezydent Duda zna biegle angielski i elementarz kindersztuby, a Beata Szydło ani słowem nie odnosi się do Smoleńska (broń Boże nie deprecjonuję tragedii smoleńskiej, lecz podkreślam, ze politycy PiS-u bardzo długo traktowali ją priorytetowo; nawet wtedy, gdy była okazja wypunktować rząd za nieudolności, które bezpośrednio dotykały szarego obywatela). Funkcjonariusze i wolontariusze PO rozpaczliwie szukają zatem okazji, by zdyskredytować tych, którzy mają – jak dotąd – miażdżącą przewagę w sondażach. Niestety ich ofiarą padł aktor Jerzy Zelnik, który w ostatnim czasie – istotnie – ostro zaangażował się po stronie PiS-u. Ale przecież sam fakt ten nie jest zbrodnią i nie wypada wypowiadać się o tym protekcjonalnie, kiedy po drugiej stronie barykady aż roi się od artystów uzależnionych od rządowych dotacji i oferujących w zamian za profity swoje wsparcie. Niestety ofiarą linczu padł Jerzy Zelnik, którego jedyna „przewiną” była otwarta krytyka rządu (mieszcząca się jednak w ramach kulturalnego dyskursu) i – jak się niestety okazało – pewna łatwowierność. Ażeby z człowieka, jak dotąd, poważanego i poważnego, zrobić wroga publicznego, wystarczyło 7 dni i trochę montażu. Audycję, której celem było „wkręcenie” Jerzego Zelnika, poprowadził niejaki Jakub W., zwany tu i ówdzie Gminnym –  człowiek, który kilka razy stanął już przed obliczem Temidy za oszczerstwa i za którego wygłupy stacja TV musiała uiścić niebagatelną sumkę. Redaktorem naczelnym Radia Rock jest niejaki Mikołaj Lizut, który wsławił się próbą zaszczucia Agnieszki Radwańskiej po tym, jak sportsmenka oświadczyła, że za paszkwilancki program jej poświęcony, wręcza  stacji TVN dożywotnio czerwoną kartkę. Na szczęście próba zaszczucia dzielnej dziewczyny się nie udała, bo Agnieszka robi karierę światową i jest – ku rozpaczy Dupowłazów czy innych Lizutów – największym ambasadorem Polski na świecie i popiskiwania jakiegoś dziada z gównianego radyjka znaczą dla niej tyle, ile puszczanie wiatrów przez słonie w Bangladeszu. A wracając do sedna wpisu, to autorami dowcipu byli wzmiankowany Jakub W. oraz niejaki „Jaok”; wytatuowany hipster. Tych dwóch loozaków ze stacji looźnej, niczym gatki, w których pękła guma, zadzwoniło w ramach „zajefajnego” żartu do Pana Zelnika. Według oficjalnej wersji, puszczonej w eter przez funkcjonariuszy propagandy POkewhore’ów, aktor został poproszony o wykoncypowanie „czarnej listy” artystów, krytycznie nastawionych do obecnie urzędującego prezydenta Dudy, których można – z racji „nieprawomyślności” – wysłać na wcześniejszą emeryturę. No i Pan Zelnik rzucił kilkoma nazwiskami, choć – jak się okazało – w zupełnie innym kontekście. Co prawda łatwowierność Pana Zelnika musi wydawać się zaskakująca, ale trudno go podejrzewać o tak daleko idącą spolegliwość wobec PiS-u i o to, że zatracił instynkt samozachowawczy do tego stopnia, że bez mrugnięcia okiem naraża swoją reputację na szwank i donosi na kolegów, o których zaangażowaniu we wspieraniu obecnie rządzącej partii i tak wszyscy wiedzą. Z relacji samego zainteresowanego wynika, że rozmowa wyglądała ciut inaczej: "Na głos zastanawiałem się kto na ten temat może wydać opinię. Uznałem, że Łukaszewicz nie, bo jest już na emeryturze, bo ma 69 lat. Więc może Barciś, może Szczepkowska, może Wysocki. Potem sam dzwoniłem do iluś osób. Nie każdy chciał się wypowiadać. Bo większość znanych aktorów mówi, że im wszystko jedno, bo i tak pracują do śmierci. To była rozmowa wyłącznie na temat projektu ustawy Andrzeja Dudy o wieku emerytalnym." [1]
Zdaniem chóru Katonów Jerzy Zelnik okazał się konfidentem, a tymczasem nagranie obnażyło tylko jedno – „iż tonący brzytwy się chwyta”. Notowania PO spadają; na obywatelach nie robią już wrażenia ckliwe wynurzeńa dochtórki z Chlewisk, ani „spektakularne sukcesy” Donalda Tuska, który miał być „Królem Europy”, a stał się „Leserem Europy”, bowiem ma opinię lenia nawet wśród euro parlamentarzystów, co jest sztuką co najmniej tak samo trudną, jak bycie uznanym za alkoholika w Armii Radzieckiej. Dlatego właśnie należało zdetonować bombę. W sukurs radiowym „dupolizutom” przyszły artystki i dziennikarki. W tempie błyskawicy na miotle przyleciała Agnieszka Holland, która nazwała Zelnika konfidentem i aktorem niespełnionym, donoszącym na kolegów z czystej zawiści. A tworzenie „czarnych list” jest pierwszym aktem przyszłych mrocznych rządów PiS-u, którzy będą terroryzować społeczeństwo niczym Kim Dzong Un. Kolejna, która wylała wiadro pomyj na Jerzego Zelnika, jest Karolina Korwin Piotrowska; specjalistka od plotek  o mentalności bazarowej przekupki. Owa „dziennikarka” wysmażyła zjadliwy tekst o Zelniku, w którym postulowała protekcjonalnie, by „ustawowo zabronić mu mówienia własnym tekstem”. Odwiedziłam tę Panią na jej profilu facebookowym i zadałam kilka pytań – bardzo grzecznie i kulturalnie. Nasza kandydatka do Pulitzera nie tylko nie odważyła się na owe pytania odpowiedzieć, ale szybciutko wszystko pokasowała i ustawiła w opcjach komentowanie wyłącznie dla swoich. Pozostały komentarze wyzywające Pana Zelnika od „szmaciarzy’ oraz inne niewybredne synonimy „konfidenta”. Piszę o tym, by ci, którzy traktują to bazarowe dziennikarstwo serio, zdawali sobie sprawę z tego, że do podobnych rewelacji należy podchodzić z wielką rezerwą, ponieważ autorom takich „bomb” nie chodzi o prawdę, ani o polemikę, tylko o wykonanie poleceń swoich oficerów prowadzących.
Dziś bez żadnej analizy i polemiki można sobie każdego zlinczować. Wystarczy odpowiednia liczba „lajków” i kilka gadających głów w studio. Albo łamy udostępnione histerycznym przekupkom. Samozwańczy Katoni już wiedzą, że Jerzy Zelnik jest „zdrajcą” i szykują mu lincz należny zbrodniarzowi. Już wiedzą, bo w końcu słowa oszczerców czy redaktora raz już zdybanego na kłamstwie i próbie linczu, są warte więcej niż jakiegoś tam „moherowego” aktora, który – zdaniem medialnej przekupki – powinien zamilknąć, jeśli nie mówi głosem mainstreamu. Niektórzy blogowi Katoni zaś nawołują do wyrażania swojej pogardy wobec aktora czynami – jak niejaki Woland, który bez cienia zahamowań szafuje porównaniem Zelnika do Judasza lub pracownika bezpieki. Myślę, że prawdziwe ofiary bezpieki przewracają się teraz w grobach na wieść o tym, że jakiś chłystek michnikowej proweniencji, ma czelność szermować takimi porównaniami i tym samym umniejszać ich dramat. Zniszczyć go, zdeptać, a najlepiej wtrącić do psychuszki  - tak działają mainstreamowi oraz internetowi Katoni, którzy – w swojej zapalczywości – są już o krok od tego, by wezwać do skucia człowieka w kajdany. Nie tylko metaforycznie! [2]
Autorem nagrania jest niejaki Jakub W., powszechnie znany jako Kupa Gminna, kilka razy już pojawiający się przed obliczem Temidy z powodu swoich gówniarskich wybryków. I wszyscy, mimo tego, bezkrytycznie wierzą w wiarygodność czegoś, co sprokurował facet, który wielokrotnie udowodnił, że jest na każde skinienie partii rządzącej, zapraszając do studia rządzących i wysłuchując ich bredni z nabożeństwem. Ale internetowi Katoni już wiedzą, że można czerpać wiedzę o człowieku z marnego dowcipu, będącego dziełem największego błazna RP, który najbardziej uparcie trzyma się tonącego Titanica o nazwie PO.
Okazało się jednak, że nie wszyscy mówią bezmyślnym głosem mainstreamu. Aktor Jacek Poniedziałek, bodaj największy przeciwnik prezydenta Dudy, został poproszony o wyrażenie opinii w sprawie wzmiankowanej hucpy. I – ku zaskoczeniu większości – wypowiedział się bardzo krytycznie na temat żartu, nazywając go „najprymitywniejszą mistyfikacją”. [3] Nie tylko zresztą on wyłamał się z „gminnej solidarności”, bowiem redaktor „Gazety Wyborczej”, zaapelował wręcz do dowcipnisiów o przeproszenie Jerzego Zelnika i przypomniał, że skazali człowieka na życie z piętnem konfidenta li tylko na podstawie zmontowanego materiału, który powstał przy śmichach-chichach Piotrusiów Panów [4]. A ponieważ w spontaniczne inicjatywy dziennikarzy "Wybiórczej" trudniej uwierzyć, niż w bociana, wygląda na to, że redakcyjny kahał – w obliczu kompromitacji środowiska dziennikarskiego, które bez namysłu kolportuje ową hucpę – chce jednak zachować „twarz”, w związku z czym odcina się od prowokacji błaznów.
Flavia de Luce

piątek, 16 października 2015

Miloš Zeman, czyli pragmatyzm po czesku


Postacią, która przykuwa największą uwagę w polityce europejskiej jest obecnie urzędujący prezydent Czech, Miloš Zeman. Były członek partii komunistycznej i polityk socjaldemokracji. Okazuje się, że w Czechach nawet polityk lewicowej proweniencji może posiadać zdrowe poglądy i reprezentować rację stanu swojego kraju. W naszym kraju „lewicowy patriota” brzmi niestety jak oksymoron.
Zeman słynie z bezpośredniości, języka ostrego jak brzytwa i niepoprawności politycznej. Jednocześnie potrafi kalkulować, dlatego też nie wdaje się w żadne przepychanki z Putinem w imię „ratowania” Ukrainy, czyli sztucznego tworu, w którym decydujący głos mają pogrobowcy Bandery. Naszym politykom nie przeszkadzają pohukiwania banderowców i  marsze tak zwanych „weteranów” UPA w Przemyślu. Nie przeszkadza to zarówno żoliborskiemu patriocie (który brylował swego czasu na Majdanie), jak i naszemu ex-prezydentowi, który został obrzucony jajkami podczas obchodów rzezi wołyńskiej przez krewkiego młodzieńca z Zaporoża. Napluto nam w twarz – nie po raz pierwszy zresztą – a nasi rządzący udawali, że deszcz pada. Paweł Kowal, wielki orędownik „europeizacji” Ukrainy, przekonywał nawet, ze gloryfikowanie UPA za pomocą ustawy przyjętej przez ukraiński parlament nie jest policzkiem wymierzonym Polakom, lecz aktem „dekomunizacji Ukrainy”. [1] Ex-dworzanin prezesa Kaczyńskiego widzi w tym działaniu analogię z niszczeniem pomników Lenina
(sic!). Radek Sikorski publicznie oświadczył, że premier Tusk otrzymał od wiceprzewodniczącego Dumy Rosyjskiej, Żyrinowskiego propozycję „rozbioru Ukrainy”. Sikorski, ze swoimi kompetencjami oraz swoim instynktem, mógłby w dyplomacji robić co najwyżej za operatora mopa, jeżeli podaje do publicznej wiadomości takie szczegóły i przekazuje informacje ze szczytu Północnoatlantyckiego Ukrainie – „w przyjaźni”, jak sam wyznał. Zapominając, że w polityce nie ma przyjaźni, a są jedynie interesy.  Z kolei tej właśnie maksymy trzyma się obecny prezydent, Miloš Zeman, który nie zamierza poświęcać interesów własnego kraju dla ratowania postbanderowskiego tworu. Nasi rządzący zawsze ujmą się za Ukrainą, bo nasz kraj podobno stać na kolejne embarga. Na przykład embargo na jabłka i gruszki, których ponad 60% eksportu kierowanych było do Rosji. Inaczej postąpił Zeman, który stwierdził wprost, że Ukraina to upadłe państwo, a z Rosją trzeba współpracować. [2] Polscy redaktorzy ubolewają nad tym, ze obecny gabinet Czech położył nacisk na ekonomię w polityce zagranicznej, zamiast na „promowanie demokracji”. Okazuje się, że to niezbyt romantyczne podejście do spraw narodowych, opłaciło się, bowiem czeski eksport do Rosji zwiększył się od 2009 roku o 130%. W maju tego roku. W maju tego roku Zeman udał się do Rosji, by rozmawiać na temat zadłużenia rosyjskich firm u czeskich partnerów, co wyraźnie wskazuje na to, że nie ma wiernopoddańczego stosunku do Putina, jak wmawiają nam media z „Gazetą Wyborczą” na czele. [3]
Jeśli chodzi o szalejący neobanderyzm, Zeman nie musiał, ale jednak przypomniał Ukraińcom o ich „zasługach” wobec Polaków w odpowiedzi na list „w obronie Stepana Bandery”, jaki wystosowali do niego nasi odwieczni „przyjaciele”: „Szanowni Ukraińcy. Otrzymałem od was list w obronie Stepana Bandery. Pozwólcie mi zatem zadać dwa pytania – czy znacie rozkaz Bandery: <<zabijcie każdego Polaka między szesnastym, a sześćdziesiątym rokiem życiem?>> Jeśli nie znacie, nie jesteście Ukraińcami. A jeśli znacie i zgadzacie się z tym, to tu kończy się nasza dyskusja”
Prezydent Czech co rusz naraża się mediom, które zarzucają mu bagatelizowanie „praw człowieka’. Nie upomniał się o nie na przykład o „wolny Tybet” podczas wizyty w Chinach we wrześniu. Okazało się, że Zeman nie jest patriotą tybetańskim i ma w nosie „Dalaj Lamę oraz władze na uchodźctwie”. Niektórzy demokraci zapominają, że to Chiny zlikwidowały system feudalny w Tybecie. Nie było tam takiej sielanki, o jakiej piszą obrońcy praw człowieka – chłopi, płacący horrendalne podatki, wykonywali na rzecz klasztoru nieodpłatne roboty i byli własnością „lamy”, który mógł dowolnie „dysponować” zarówno chłopem, jak i jego rodziną. Na szczęście Zeman nie jest ignorantem historycznym, ani ckliwym „demokratą”, toteż podczas wizyty w Kraju Smoka podpisał szereg umów międzynarodowych, m.in. umowy dotyczącej wkroczenia czeskich firm na chiński rynek w branżach spożywczej oraz lotniczej. Dla prezydenta Zemana Chiny są priorytetowym kierunkiem rozwoju eksportu, a poziom czeskiego eksportu do Chin wzrósł w ciągu ostatnich lat ponad dwukrotnie (poziom 1,7 mld USD). Nie trzeba dodawać, że pogłębienie relacji gospodarczych z Chinami pomogło interesom Skoda Auto, które sprzedaje na tamtejszym rynku znaczną część produkcji.
Stanowisko Zemana w sprawie imigrantów również jest jednoznaczne. Czescy lewicowi intelektualiści, mentalnie podobni do tych z „Wyborczej”, zaapelowali do prezydenta o „wrażliwość i tolerancję” wobec przybyszów z państw muzułmańskich. Nie musieli długo czekać na ripostę Zemana, który bez pardonu odpowiedział: „Dajcie przykład i przygarnijcie po jednym przybyszu”. Skrytykował też Polskę za to, że jako jedyny kraj Grupy Wyszehradzkiej poparł obligatoryjne kwoty uchodźców. O imigrantach powiedział wprost: „Nikt was tu nie zapraszał. A skoro już tu jesteście, to szanujcie nasze przepisy”. Czeska policja – ku rozpaczy obrońców praw człowieka – użyła gazu łzawiącego w stosunku do imigrantów, próbujących uciec z zamkniętego ośrodka.
Nie zamierzam stawiać na cokole prezydenta Zemana, który – jak każdy polityk – ma swoje słabostki. Postanowiłam napisać o nim, by uświadomić, że w takim małym kraju byłych demoludów, nawet polityk lewicowej proweniencji może przejawiać jakiś instynkt samozachowawczy i posiadać prawdziwy honor. Dlaczego prawdziwy? Bo nie definiowany jako mieszanka braku logiki i romantyzmu, tylko rzetelności wobec narodu. Własnego narodu.




Flavia de Luce

niedziela, 11 października 2015

"Lex Grodzkie" do latryny!

Ponieważ w Tusklandii  w ostatnich latach niezmiernie rzadko zdarza się coś miłego, krzepiącego i pozytywnego, muszę przerwać swoje wspominki o lotniczych bohaterach II Wojny Światowej i odnieść się choćby krótko do tego, co wydarzyło się w ostatni piątek.
W sierpniu instytucja zwana parlamentem tej (za przeproszeniem) III RP, głosami koalicji (nie)rządowej uchwaliła tzw. Lex Grodzkie. Głoszące że każda osoba może sobie wybrać płeć, zaś wybór ten staje się w świetle prawa państwowego wiążący. Bowiem już  towarzysz Stalin ogłosił, że genetyka jest burżuazyjną pseudonauką, wymyśloną przez amerykańskich imperialistów na zgubę ludu pracującego miast i wsi. Zatem żadne tam chromosomy XX czy XY (o ile w ogóle one istnieją) o niczym nie przesądzają.
Oczywiście ustawa ta miała (czas przeszły niedokonany, a ściślej rzecz biorąc, zdechły) i drugie a nawet trzecie dno. Tym drugim było takie dno, jak gang Ewy Peron, który ten syf autorstwa potworka o ksywie „Anna Grodzka” poparł. A trzecim powód, dla którego to łajdactwo nie trafiło do kosza na śmieci już w pierwszym czytaniu.
Rzeczone gówniarstwo zostało poronione (jedyny przypadek, gdy niejakie Grodzkie wykazuje cechę formalnie żeńską) w oczywistym celu. W stadle dwóch pedałów po jego uchwaleniu jeden z nich mógłby ogłosić się kobietą. A po nabraniu przez te zboczone urojenie mocy prawnej, nic by już nie stało na przeszkodzie, by wzięli oni magistracki ślub. A następnie adoptowali sobie chłopczyka, albo i kilku. W końcu trzeba dbać o nowe kadry. Taki sam numer mogłyby wywinąć i dwie lesbijki. Zatem gdyby to kurewstwo stało się prawem, w najbliższych wyborach zboczeńcy olaliby wszelkie „zlewy” i zagłosowali na swoją platformianą wybawicielkę. A w świetle sondaży notowania Parady Oszustów pikują niczym kamikadze w ostatniej fazie swojej misji. A ponieważ istnieje groźba, że żoliborski Napolion i Antek policmajster do wyborów nie wyjdą z ukrycia, animatorzy konowała z Chlewisk doszli do wniosku, że kto jak kto, ale sodomici na pewno potrafią związać koniec z końcem. Zatem w tej sprawie ich pomoc jest bezcenna.
Pan prezydent Duda zachował się tak, jak oczekiwało tego co najmniej trzy czwarte rodaków. Więc to łajno prawne zawetował. A do tego wykorzystał cały czas, jaki konstytucja daje mu na podjęcie decyzji o aprobacie lub zawetowaniu ustawy. Zatem Ewa Peron i reszta bandy musiała w świńskim pośpiechu klecić sześćdziesięcioprocentową
koalicję, by weto prezydenta odrzucić.
I tu pojawił się niespodziewany kłopot. Zielona ladacznica przypomniała sobie, że za niecałe trzy tygodnie są wybory. A ich tradycyjny elektorat, odwdzięczający się co cztery lata swymi głosami za KRUS, nie doszlusował jeszcze do „standardów europejskich” (a może europejsatych?) i takie poparcie dla zboczeńców uzna po prostu za podłość. Więc w obecnym czasie zielonej ladacznicy nie stać na aż takie nadstawienie tyłka peowskiemu klientowi, nawet „za dopłatą”. Gdyby sprawa wypłynęła na przykład miesiąc po powstaniu koalicji rządowej, nie byłoby problemu. W końcu przez trzy lata z okładem polskie lemingi nie takie rzeczy zapominają. Ale  teraz PSL wyjątkowo seksu analnego "nie preferuje".
Do tego doszedł czynnik piarowy. Jak przyznał sejmowy herszt PO, niejaki Grupiński, jego gang postanowił nie dopuścić do przegranego głosowania, po którym z ław zajmowanych przez PiS zapewne rozległby się homerycki śmiech. Więc niejakie Grodzkie zostało wydupczone (i do tego jedynie metaforycznie) jeszcze w komisji sejmowej za pomocą sztuczki proceduralnej. Żaden z POpaprańców w niej zasiadających nie chciał być posłem sprawozdawcą, zgłaszającym na posiedzeniu plenarnym sejmu wniosek o odrzucenie weta.
Moim zdaniem pojawił się tu i dodatkowy aspekt. Nazwisko to przedostałoby się do publicznej wiadomości. I zapisało w pamięci rodaków jako:
To ten skurwysyn, co walczył o  pedalskie śluby i adopcje.
Tak więc wszystko dobre, co się dobrze kończy.
A pan prezydent, któremu w imieniu Szanownych Czytelników i redakcji „Antysocjala” serdecznie dziękuję za uwalenie tego kurewstwa, mógłby zanucić Peronówce nieco zmodyfikowaną zwrotkę starej żołnierskiej pieśni z  I Wojny Światowej. W wersji ultra light (czyli po zastąpieniu znacznie adekwatniejszych oryginalnych określeń za pomocą słów "małpo" oraz "zboczonej") brzmiałoby to:

Bzdury któreś uchwalała
Tom w latrynie na gwóźdź wbił
Żebyś sobie małpo nie myślała
Żem o takiej Polsce śnił
Zboczonej
Żebyś sobie małpo nie myślała
Żem o takiej Polsce śnił!

Stary Niedźwiedź

niedziela, 4 października 2015

Generał Witold Urbanowicz - cz. 2

Po zakończeniu Bitwy o Anglię Witold Urbanowicz został skierowany do pracy sztabowej w dowództwie 11 Grupy Myśliwskiej. Gdy na początku roku 1941 utworzono 1 Polskie Skrzydło Myśliwskie (złożone z dywizjonów 303, 306 i 308), Anglicy przeforsowali jego nominację na dowódcę tej formacji, co automatycznie oznaczało nadanie brytyjskiego stopnia wing commandera (podpułkownika). Dowództwo objął 15 kwietnia 1941. Ta nominacja i awans były solą w oku małych ludzików pokroju dowódcy lotnictwa generała Ujejskiego, którego staż bojowy ograniczał się do kilku miesięcy służby w austriackich wojskach balonowych, a sukcesy w walce do strącenia dwóch maszyn. Jednej - do pisania, drugiej - do parzenia kawy. Na początku czerwca 1941 Urbanowicz został odwołany ze stanowiska dowódcy skrzydła i skierowany do Stanów Zjednoczonych z cyklem odczytów dla Polonii, mającej zachęcać Polonusów do zgłaszania się na ochotnika do polskich sił zbrojnych. Po powrocie z tej misji propagandowej przez pewien czas służył w szkolnictwie lotniczym, a następnie ponownie został wysłany za ocean jako zastępca attaché lotniczego polskiej ambasady w Waszyngtonie.
Praca biurowa była ostatnią pozycją na liście priorytetów tego wybitnego pilota i dowódcy. Dzięki swoim kontaktom z amerykańskimi kręgami lotnictwa wojskowego nawiązał łączność z generałem Claire Chennaultem, dowódcą 14 Floty Powietrznej USAF. Lotnicy generała Chennaulta walczyli po stronie wojsk Kuomintangu z Japończykami. Początkowo jako ochotnicy, a po Pearl Harbour już całkiem oficjalnie. I po przezwyciężeniu oporu ze strony władz polskich, we wrześniu 1943 Witold Urbanowicz jako gość lub ochotnik (w literaturze spotkałem się z obydwoma określeniami) dołączył do tej formacji, zwanej popularnie Latającymi Tygrysami.
Podczas trzech miesięcy walk w Chinach, pilotując samoloty myśliwskie P-40 Warhawk, bohater tej opowieści po raz kolejny pokazał swój kunszt myśliwski najwyższej klasy. Pewnego razu, lecąc w osłonie wyprawy bombowej, stoczył samotną walkę z sześcioma japońskimi samolotami myśliwskimi. Jej wynik był niemiłym zaskoczeniem dla samurajów, bowiem dwa japońskie samoloty zostały zestrzelone, zaś Urbanowicz powrócił na lotnisko bez jednej przestrzeliny w swoim samolocie. Jego amerykańscy koledzy Z dywizjonu byli wręcz zaszokowani umiejętnościami Urbanowicza. W rozmowach podkreślali, że podczas walki widzi wszystko istotne; wielokrotnie ostrzegł ich przed grożącym niebezpieczeństwem, zaś kilku po prostu uratował życie, zestrzeliwując japońskie „Zera” atakujące ich od tyłu.
Podczas tych trzech miesięcy walk w Chinach Witold Urbanowicz zestrzelił 11 japońskich samolotów. Sześć podczas walk powietrznych, pięć w czasie ataków na lotniska japońskie. W tym ostatnim przypadku były to samoloty które już wystartowały lub podchodziły do lądowania. A więc lecące, a nie stojące na płycie lotniska. Bardziej skomplikowana jest kwestia stanu stosunków dyplomatycznych między Rządem RP a Cesarstwem Japonii. Po Pearl Harbour pod bardzo silnym naciskiem Churchilla rząd ten 11 grudnia wypowiedział wojnę Japonii. Reakcja była dosyć zaskakująca. Zbrodniarz wojenny premier Japonii generał Hideki Tojo odpowiedział że doskonale rozumie sytuację, w jakiej znajduje się polski rząd emigracyjny i zdaje sobie sprawę z tego, że to wypowiedzenie zostało wymuszone. Dlatego właśnie z jego punktu widzenia Japonia i Polska nie znajdują się w stanie wojny. Tym nie mniej uważam, że nie ma powodu, by Witoldowi Urbanowiczowi nie uznać zestrzelenia jednego samolotu sowieckiego, siedemnastu niemieckich i jedenastu japońskich. A dzielenie włosa na czworo nigdy mnie nie interesowało.
Po powrocie z Chin ponownie został polskim attaché lotniczym w Waszyngtonie. Gdy w lipcu 1945 rząd USA cofnął uznanie Polskiemu Rządowi na Wychodźstwie, generał Urbanowicz zdał swoje obowiązki, zdemobilizował się i przybył do Polski. Szybko został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. W roku 1945 interwencja władz amerykańskich miała jeszcze jakąś wartość, więc po takowej został zwolniony. Natychmiast opuścił Polskę przez „zieloną granicę”. Wraz z rodziną osiadł w Nowym Jorku, gdzie do roku 1973 pracował w liniach lotniczych i jako konsultant przemysłu lotniczego.
Polskę odwiedził w roku 1991 a następnie w roku 1995. Podczas tej drugiej wizyty prezydent Wałęsa awansował go do stopnia generała brygady.
Generał Witold Urbanowicz zmarł 17 sierpnia 1996. Spoczął na cmentarzu Narodowego Sanktuarium Matki Boskiej Częstochowskiej w  Doylestown w Pensylwanii czyli w „Amerykańskiej Częstochowie”.
Był również utalentowanym pamiętnikarzem. W Polsce wydano jeszcze za komuny pięć jego książek: "Myśliwcy", "Początek jutra", "Świt zwycięstwa", "Ogień nad Chinami" i "Latające Tygrysy"). Ich lektura natychmiast daje czytelnikowi poznać, że jest to zupełnie inna półka niż typowe wspomnienia wojenne polskich żołnierzy, a zwłaszcza pilotów wojskowych. Pomimo życia w ciągłej niepewności, czy nastąpi jakieś jutro, generał notował swoje bardzo wnikliwe obserwacje krajów w których był i ludzi przez siebie poznanych. Wielkim zaskoczeniem dla mnie były na przykład jego uwagi na temat różnic interpretacji muzyki Szopena między polskimi wykonawcami a chińską pianistką, której recitalu wysłuchał podczas pobytu w Chinach. Czy uwagi na temat chińskiej filozofii, będące produktem rozmów podczas gry w madżonga przy zielonej herbacie.
Nie napisałem tych kilku słów by wywyższać generała Witolda Urbanowicza kosztem innych polskich wybitnych pilotów wojskowych. Podziwiałem go, odkąd udało mi się wiele lat temu dopaść wymienione książki jego autorstwa. I, nawet biorąc pod uwagę, że komunistyczna cenzura nieco je pocięła, docenić jego zaiste unikalny format.

Cześć jego pamięci!

Stary Niedźwiedź