Co się odwlecze, to nie uciecze. Wprawdzie jako chrześcijaninowi innej konfesji, nie do końca zręcznie jest mi mówić o problemach współczesnego katolicyzmu, ale muszę podzielić się kilkoma spostrzeżeniami osoby spoglądającej na sprawy niejako z boku. I co najwyżej poirytowanej działaniami, które szkodzą po prostu całemu chrześcijaństwu jako takiemu.
Zacznijmy od Polski. Na mojej liście rankingowej księży katolickich, których darzę wielkim szacunkiem, do niedawna liderem pozbawionym konkurencji był ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski. Nie tylko z racji swoich dążeń lustracyjnych, próbujących wyczyścić sytuację po oszustach pokroju TW Capino, kłamiących w żywe oczy Benedyktowi XVI, że proces lustracyjny w gronie polskiego episkopatu został zakończony. Trudno zakończyć coś, co się nigdy nie zaczęło, a za patrona tych oszustów trzeba uznać arcybiskupa od św. Judasza, czyli TW Filozofa. Którego w końcu zlustrował Pan Bóg, nie mogąc się doczekać wyręki ze strony swoich rzekomych ziemskich sług.
Drugą wielką zasługą księdza Tadeusza jest patronowanie środowisku kresowiaków i przypominanie o zbrodniach dokonanych na Polakach przez banderowskich rizunów podczas ostatniej wojny. Działania tym bardziej potrzebne w kontekście graniczącej z paranoją ślepej miłości, jaką do UPAiny i sterującego tymi kukiełkami oberbydlaka Sorosa zapałał Napolion z Żoliborza.
I wreszcie trzecia, dla każdego protestanta bardzo ważna sprawa. Widziałem mszę wedle liturgii ormiańskiej, odprawioną przez księdza Isakowicza – Zaleskiego. Udzielając komunii maczał brzeżek opłatka w małym pucharku wina, przytwierdzonym do patery z komunikantami. Udowodnił w ten sposób, ŻE MOŻNA udzielić tego sakramentu tak, jak na Swoją pamiątkę nakazał to czynić Zbawiciel. Zatem wszelkie gadanie, że rzekomo to jest niemożliwe, to kłamstwo w żywe oczy.
Ostatnio na firmamencie polskich księży pojawiła się druga niepospolita postać czyli ksiądz Jacek Międlar. Potrafił on dotrzeć do młodzieży ze środowisk narodowych i kibicowskich, do tej pory nie kojarzonych z jakąś wyjątkową pobożnością. To dzięki temu duchownemu o charyzmie, z jaką nie spotkałem się od czasów błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, wiele osób z tego środowiska odnalazło swoją drogę do Boga.
No i jaka była reakcja ich przełożonych? Księdzu Tadeuszowi krakowska kuria metropolitalna zaczęła rzucać kłody pod nogi, bez reakcji ze strony księdza kardynała „Stasia”. Rozumiem że z braku własnego światła, próbuje on, z bardzo marnym skutkiem, świecić światłem odbitym. Ale taki grzech zaniechania powoduje, że przychylam się do opinii katolików przedsoborowych, którzy mówią o nim krótko a dobitnie „kamerdynał”. Ksiądz Międlar należy do Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Jego zakonni przełożeni są obojętni na sukcesy jego duszpasterskich działań. Najpierw przenieśli go z Wrocławia do Zakopanego, a po mszy odprawionej w Białymstoku z okazji jubileuszu ONR i kazaniu wygłoszonym podczas tej liturgii, dostał od swoich zakonnych przełożonych zakaz publicznych wypowiedzi. Pozostało tym misjonarzom przypomnieć, że kapitulowanie przed insynuacjami Michnika czy Blumsztajna nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek chrześcijańską działalnością misyjną.
Z powodów oczywistych mniej wiem o działaniach polskich hierarchów. Z tego grona w pamięci utkwiły mi dwa nazwiska. Pozytywnie w przypadku księdza arcybiskupa Henryka Hosera. Choć nie ze wszystkimi jego poglądami w kwestii ochrony życia się zgadzam, od pierwszego rzutu oka widzę, że to jest KTOŚ i zasługuje na szacunek. Natomiast ksiądz arcybiskup Józef Michalik po prostu nie dorósł intelektualnie do przewodniczenia Konferencji Episkopatu Polski. Gdy usłyszałem jego wypowiedź sugerującą że to dzieci uwodzą księży katolickich, nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. A rzecznik KEP, który nie raz musiał w trybie alarmowym gasić pożar, zwołując konferencję prasową i mówiąc dziennikarzom, że ekscelencja rzekomo powiedział coś zupełnie innego, niż w rzeczywistości powiedział, w myśl doktryny katolickiej chyba uczciwie zapracował sobie na zbawienie bez przesiadki w czyśćcu.
A jak sprawy widzę w skali globalnej? Niestety dużo gorzej.
Gdy swego czasu media podały, że podczas wizyty w meczecie Jan Paweł II ucałował Koran, nie chciałem w to uwierzyć. Podejrzewając jakieś łgarstwo, spytałem o to wspomnianego już nie raz mojego przyjaciela, katolika przedsoborowego. I usłyszałem od niego, że wszyscy chrześcijanie powinni się cieszyć, że JPII nie pocałował imama tego meczetu, i to bynajmniej nie w rękę.
Z tego samego źródła dowiedziałem się, że KRK jest zainfekowany herezją modernizmu, vel rahneryzmu. Niejaki Karl Rahner, jeden z filarów komisji katalogującej dorobek II Soboru Watykańskiego, dokonał zaiste niesamowitego „odkrycia”. Doszedł do wniosku, że wszyscy ludzie będą zbawieni. Czyli róbta co chceta, grzeszta jak tylko chceta, a Dekalog miejta w sempiternie. Ten sam przyjaciel powiedział mi ponuro, że z jego punktu widzenia w porównaniu z modernizmem blednie nawet predestynacja Jana Kalwina. Bo wprawdzie zakłada, że w chwili narodzin człowiek już jest potępiony lub zbawiony, ale przynajmniej nie twierdzi, że zbawiony jest każdy.
Osoba obecnie pojawiająca się w Watykanie w białej sutannie, w młodości aktywnie działała w Rotary Club, a teraz jest jego honorowym członkiem. Rotarianie to po prostu przedsionek do masonerii, pełniący taką samą rolę, jak komsomoł względem partii bolszewickiej. A przecież nałożona na masonerię swego czasu ekskomunika do chwili obecnej nie została zdjęta.
Ta sama osoba nie tak dawno popisała się złotą myślą, że dla chrześcijanina Koran może być nie gorszym źródłem czerpania prawdy, niż Pismo Święte. Komentarz chyba zbyteczny.
Przyjęte jest, że po każdym synodzie biskupów, wydawany jest dokument zwany adhortacją, podsumowujący jego dorobek, i podpisany przez papieża. Tematem numer jeden ostatniego synodu było udzielanie sakramentów rozwodnikom tworzącym nowe związki, a więc osobom które nie uzyskały „uznania za niebyły” swojego poprzedniego ślubu kościelnego. Postulat ten zdobył wprawdzie ponad połowę głosów, ale nie przeszedł, bo trochę zabrakło do wymaganej w takich sprawach większości kwalifikowanej. W owej franciszkowej adhortacji w opinii katolików przedsoborowych był jeden wielki teologiczny bełkot, nie zajmujący żadnego jasnego stanowiska w tej drażliwej kwestii. Gdy podczas powrotu z gospodarskiej wizyty na wyspie Lesbos, dziennikarze zaczęli pytać osobę podpisana pod tym dokumentem, jak to w końcu jest, dowiedzieli się , że powinni o to spytać kardynała Christopha Schönborna, który w obecnej konstelacji watykańskiej robi za consigliere. A przez katolików na serio nazywany bywa rozmaicie. Najłagodniejszym określeniem, z którym się spotkałem jest arcyheretyk.
Ci sami katolicy przedsoborowi na ogół nie są entuzjastami nauczania JPII. Ale przyznają, że w jego dokumentach zawsze było jednoznacznie napisane, co poeta miał na myśli. A dociekliwi dziennikarze nie byli spławiani w kompromitujący sposób. I nigdy nie usłyszeli:
- Spytajcie o to kardynała Ratzingera, bo ja się na tym nie znam.
Jeśli do tego dodamy zachwyty wszelakiego postępactwa wyczynami nowego lokatora Watykanu, to braciom w Chrystusie z Kościoła Rzymskokatolickiego mogę jedynie współczuć. I pocieszyć ich starą anegdotą.
Gdy w pierwszych latach XIX wieku podczas zwiedzania Pałacu Watykańskiego naburmuszony cesarz Napoleon zagroził zniszczeniem Kościoła Rzymskokatolickiego, oprowadzający go kardynał Ercole Consalvi zripostował:
- Sire, my to robimy od tysiąca ośmiuset lat i niczego nie osiągnęliśmy!
Ale wtedy kardynałów zasadnie nazywano książętami kościoła. Bo nie zostawali nimi kapciowi.
Stary Niedźwiedź
PS
Już podczas pisania tego postu dostałem od Flavii mail. Informujący że mason w białej sutannie przeprosił niszczącą Europę dzicz za to, że Europejczycy nie zareagpwali eksplozją zachwytu na kradzieże, gwałty i napaści.
http://www.rp.pl/Papiez-Franciszek/160419139-Papiez-Franciszek-prosi-uchodzcow-o-wybaczenie.html#ap-1
Ubogacał go Somalijczyk!
Stary Niedźwiedź
Zacznijmy od Polski. Na mojej liście rankingowej księży katolickich, których darzę wielkim szacunkiem, do niedawna liderem pozbawionym konkurencji był ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski. Nie tylko z racji swoich dążeń lustracyjnych, próbujących wyczyścić sytuację po oszustach pokroju TW Capino, kłamiących w żywe oczy Benedyktowi XVI, że proces lustracyjny w gronie polskiego episkopatu został zakończony. Trudno zakończyć coś, co się nigdy nie zaczęło, a za patrona tych oszustów trzeba uznać arcybiskupa od św. Judasza, czyli TW Filozofa. Którego w końcu zlustrował Pan Bóg, nie mogąc się doczekać wyręki ze strony swoich rzekomych ziemskich sług.
Drugą wielką zasługą księdza Tadeusza jest patronowanie środowisku kresowiaków i przypominanie o zbrodniach dokonanych na Polakach przez banderowskich rizunów podczas ostatniej wojny. Działania tym bardziej potrzebne w kontekście graniczącej z paranoją ślepej miłości, jaką do UPAiny i sterującego tymi kukiełkami oberbydlaka Sorosa zapałał Napolion z Żoliborza.
I wreszcie trzecia, dla każdego protestanta bardzo ważna sprawa. Widziałem mszę wedle liturgii ormiańskiej, odprawioną przez księdza Isakowicza – Zaleskiego. Udzielając komunii maczał brzeżek opłatka w małym pucharku wina, przytwierdzonym do patery z komunikantami. Udowodnił w ten sposób, ŻE MOŻNA udzielić tego sakramentu tak, jak na Swoją pamiątkę nakazał to czynić Zbawiciel. Zatem wszelkie gadanie, że rzekomo to jest niemożliwe, to kłamstwo w żywe oczy.
Ostatnio na firmamencie polskich księży pojawiła się druga niepospolita postać czyli ksiądz Jacek Międlar. Potrafił on dotrzeć do młodzieży ze środowisk narodowych i kibicowskich, do tej pory nie kojarzonych z jakąś wyjątkową pobożnością. To dzięki temu duchownemu o charyzmie, z jaką nie spotkałem się od czasów błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki, wiele osób z tego środowiska odnalazło swoją drogę do Boga.
No i jaka była reakcja ich przełożonych? Księdzu Tadeuszowi krakowska kuria metropolitalna zaczęła rzucać kłody pod nogi, bez reakcji ze strony księdza kardynała „Stasia”. Rozumiem że z braku własnego światła, próbuje on, z bardzo marnym skutkiem, świecić światłem odbitym. Ale taki grzech zaniechania powoduje, że przychylam się do opinii katolików przedsoborowych, którzy mówią o nim krótko a dobitnie „kamerdynał”. Ksiądz Międlar należy do Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Jego zakonni przełożeni są obojętni na sukcesy jego duszpasterskich działań. Najpierw przenieśli go z Wrocławia do Zakopanego, a po mszy odprawionej w Białymstoku z okazji jubileuszu ONR i kazaniu wygłoszonym podczas tej liturgii, dostał od swoich zakonnych przełożonych zakaz publicznych wypowiedzi. Pozostało tym misjonarzom przypomnieć, że kapitulowanie przed insynuacjami Michnika czy Blumsztajna nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek chrześcijańską działalnością misyjną.
Z powodów oczywistych mniej wiem o działaniach polskich hierarchów. Z tego grona w pamięci utkwiły mi dwa nazwiska. Pozytywnie w przypadku księdza arcybiskupa Henryka Hosera. Choć nie ze wszystkimi jego poglądami w kwestii ochrony życia się zgadzam, od pierwszego rzutu oka widzę, że to jest KTOŚ i zasługuje na szacunek. Natomiast ksiądz arcybiskup Józef Michalik po prostu nie dorósł intelektualnie do przewodniczenia Konferencji Episkopatu Polski. Gdy usłyszałem jego wypowiedź sugerującą że to dzieci uwodzą księży katolickich, nie wiedziałem, czy się śmiać, czy płakać. A rzecznik KEP, który nie raz musiał w trybie alarmowym gasić pożar, zwołując konferencję prasową i mówiąc dziennikarzom, że ekscelencja rzekomo powiedział coś zupełnie innego, niż w rzeczywistości powiedział, w myśl doktryny katolickiej chyba uczciwie zapracował sobie na zbawienie bez przesiadki w czyśćcu.
A jak sprawy widzę w skali globalnej? Niestety dużo gorzej.
Gdy swego czasu media podały, że podczas wizyty w meczecie Jan Paweł II ucałował Koran, nie chciałem w to uwierzyć. Podejrzewając jakieś łgarstwo, spytałem o to wspomnianego już nie raz mojego przyjaciela, katolika przedsoborowego. I usłyszałem od niego, że wszyscy chrześcijanie powinni się cieszyć, że JPII nie pocałował imama tego meczetu, i to bynajmniej nie w rękę.
Z tego samego źródła dowiedziałem się, że KRK jest zainfekowany herezją modernizmu, vel rahneryzmu. Niejaki Karl Rahner, jeden z filarów komisji katalogującej dorobek II Soboru Watykańskiego, dokonał zaiste niesamowitego „odkrycia”. Doszedł do wniosku, że wszyscy ludzie będą zbawieni. Czyli róbta co chceta, grzeszta jak tylko chceta, a Dekalog miejta w sempiternie. Ten sam przyjaciel powiedział mi ponuro, że z jego punktu widzenia w porównaniu z modernizmem blednie nawet predestynacja Jana Kalwina. Bo wprawdzie zakłada, że w chwili narodzin człowiek już jest potępiony lub zbawiony, ale przynajmniej nie twierdzi, że zbawiony jest każdy.
Osoba obecnie pojawiająca się w Watykanie w białej sutannie, w młodości aktywnie działała w Rotary Club, a teraz jest jego honorowym członkiem. Rotarianie to po prostu przedsionek do masonerii, pełniący taką samą rolę, jak komsomoł względem partii bolszewickiej. A przecież nałożona na masonerię swego czasu ekskomunika do chwili obecnej nie została zdjęta.
Ta sama osoba nie tak dawno popisała się złotą myślą, że dla chrześcijanina Koran może być nie gorszym źródłem czerpania prawdy, niż Pismo Święte. Komentarz chyba zbyteczny.
Przyjęte jest, że po każdym synodzie biskupów, wydawany jest dokument zwany adhortacją, podsumowujący jego dorobek, i podpisany przez papieża. Tematem numer jeden ostatniego synodu było udzielanie sakramentów rozwodnikom tworzącym nowe związki, a więc osobom które nie uzyskały „uznania za niebyły” swojego poprzedniego ślubu kościelnego. Postulat ten zdobył wprawdzie ponad połowę głosów, ale nie przeszedł, bo trochę zabrakło do wymaganej w takich sprawach większości kwalifikowanej. W owej franciszkowej adhortacji w opinii katolików przedsoborowych był jeden wielki teologiczny bełkot, nie zajmujący żadnego jasnego stanowiska w tej drażliwej kwestii. Gdy podczas powrotu z gospodarskiej wizyty na wyspie Lesbos, dziennikarze zaczęli pytać osobę podpisana pod tym dokumentem, jak to w końcu jest, dowiedzieli się , że powinni o to spytać kardynała Christopha Schönborna, który w obecnej konstelacji watykańskiej robi za consigliere. A przez katolików na serio nazywany bywa rozmaicie. Najłagodniejszym określeniem, z którym się spotkałem jest arcyheretyk.
Ci sami katolicy przedsoborowi na ogół nie są entuzjastami nauczania JPII. Ale przyznają, że w jego dokumentach zawsze było jednoznacznie napisane, co poeta miał na myśli. A dociekliwi dziennikarze nie byli spławiani w kompromitujący sposób. I nigdy nie usłyszeli:
- Spytajcie o to kardynała Ratzingera, bo ja się na tym nie znam.
Jeśli do tego dodamy zachwyty wszelakiego postępactwa wyczynami nowego lokatora Watykanu, to braciom w Chrystusie z Kościoła Rzymskokatolickiego mogę jedynie współczuć. I pocieszyć ich starą anegdotą.
Gdy w pierwszych latach XIX wieku podczas zwiedzania Pałacu Watykańskiego naburmuszony cesarz Napoleon zagroził zniszczeniem Kościoła Rzymskokatolickiego, oprowadzający go kardynał Ercole Consalvi zripostował:
- Sire, my to robimy od tysiąca ośmiuset lat i niczego nie osiągnęliśmy!
Ale wtedy kardynałów zasadnie nazywano książętami kościoła. Bo nie zostawali nimi kapciowi.
Stary Niedźwiedź
PS
Już podczas pisania tego postu dostałem od Flavii mail. Informujący że mason w białej sutannie przeprosił niszczącą Europę dzicz za to, że Europejczycy nie zareagpwali eksplozją zachwytu na kradzieże, gwałty i napaści.
http://www.rp.pl/Papiez-Franciszek/160419139-Papiez-Franciszek-prosi-uchodzcow-o-wybaczenie.html#ap-1
Ubogacał go Somalijczyk!
Stary Niedźwiedź