sobota, 16 listopada 2019

Czarne chmury na horyzoncie


A zaczynają się one gromadzić nad Napolionem  jego ekipą.
Wedle wszelkich znaków na ziemi i niebie czas, który upłynął od wyborów parlamentarnych, został przez koalicję rządową zużyty głównie na podchody w senacie, mające przeforsować ponowny wybór pana Karczewskiego, dotychczasowego marszałka tej izby. Starania te z góry były skazane na niepowodzenie, bowiem z grona senatorów "niezależnych" jedynie pani Lidia Staroń zasługuje na to miano, ale nawet po jej ewentualnym pozyskaniu, za kandydatem PiS opowiedziałoby się tylko 49 senatorów. Bowiem jeszcze niedawno tęczowe a obecnie "chrześcijańskie" (cudzysłów konieczny) gumofilce desperacko walczą własnie z PiS o utrzymanie choćby części wiejskiego elektoratu i na żadne układy z partią rządzącą nie pójdą. Z kolei koktajl czerstwych komuchów, trockistowskich chujwejbinów, pedałów, ateotalibów i ekoterrorystów z definicji marzy o zakończeniu rządów PiS. Zaś ci pożal się Boże "niezależni" to POpaprańcy, na ogół z prokuratorskimi zarzutami.
Zaprzysiężony w ostatni piątek rząd jest niewątpliwie gorszy od poprzedniej ekipy Mateusza Morawieckiego. Poza powrotem po kilkuletniej nieobecności ministerstwa skarbu pod zmienioną nazwą, co jedynie potwierdza, że jego likwidacja była błędem, w oczy kłuje obsada ministerstwa finansów. Został nim niejaki Tadeusz Kościński, osobnik bez dyplomu studiów wyższych, mający w dorobku karierę w Londynie na najniższych szczeblach bankowości oraz kilkuletnie robienie za Krzepickiego przy premierze. Czyli niemal kopia sławetnego Vincenta Rostowskiego (pseudonim "Jacek"), oby nie jeszcze głupsza. Do tego trzeba dodać rozmnożenie resortów przez pączkowanie, czyli wydzielenie z MSZ "spraw europejskich" oraz całkiem już operetkowe "ministerstwo klimatu" (czy jak się tam ono zwie). Moja przyjaciółka zauważyła przy szklaneczce Campari, że jest idealną kandydatką na dyrektora departamentu klimatu śródziemnomorskiego. Bowiem poza angielskim włada biegle włoskim i francuskim a tamte strony zna doskonale, jako że kilka lat spędziła na Sycylii.  Musiałem ją rozczarować mówiąc, że ani nie należała do Porozumienia Centrum, ani nawet nie może liczyć na rekomendację któregoś z mameluków Napoliona, wywodzących się z tego środowiska. Zatem jest bez szans.
Wszystko to wygląda ponuro.
Ale największe zagrożenie dla partii rządzącej stwarza awantura o zniesienie bariery "trzydziestokrotności" w płaceniu składek ZUS. Tłumacząc to na polski, do tej pory osoby o wysokich zarobkach (miesięcznie ponad dwie i pół średniej krajowej) nie musiały płacić składek od zarobków powyżej tej granicy. Obecnie PiS chce to ograniczenie znieść, a dziennikarze z TVPiS wciskają kit, że tak będzie sprawiedliwiej, bowiem skoro ktoś ma w przyszłości uzyskać wyższą emeryturę, to powinien płacić wyższe składki. Jest to oczywiste łgarstwo. Choćby pobieżna znajomość zasad wyliczania emerytury pozwala dojść do oczywistego wniosku, że jeśli osoba A płaci na ZUS miesięcznie trzy razy więcej niż osoba B, to wcale nie uzyska w przyszłości trzykrotnie wyższej emerytury. Przez delikatność pominę fakt, że płacący obecnie na ZUS nie mają żadnej gwarancji, że w z jakiś czas doczekają się jakiejkolwiek emerytury. A cała ta operacja wydaje się świadczyć jedynie o tym, że opowieści o zrównoważonym budżecie na rok 2020 to bujda na resorach, skoro sięga się po tak desperackie szukanie brakujących wpływów. No cóż, zaczyna się odbijać czkawką polityka pozyskiwania głosów wyborców za pomocą takich zabiegów, jak choćby trzynasta i czternasta emerytura.
Przeciw temu pomysłowi zdecydowanie wypowiedział się wicepremier Gowin i jego posłowie w koalicji "Zjednoczonej Prawicy" (cudzysłów również konieczny). O polityku tym, po chlewie zrobionym przezeń w szkolnictwie wyższym i nauce, mam złą opinię i na pewno nie jestem jego fanem. Ale w zaistniałej sytuacji Napolion ma dwa wyjścia.
Jeśli odzyska rozum, wycofa się z tego pomysłu i uratuje spójność swojego klubu parlamentarnego.
Ale w grę wchodzi i druga opcja. Uczepi się tego pomysłu niczym złodziej Gawłowski immunitetu senatorskiego i stanie na głowie, by go przeforsować a Gowinowi pokazać,kto tu rządzi. Co mu się uda, bowiem stary komunistyczny gangster Swetrzasty wraz ze swoim klubem pomysł Napoliona poprą z entuzjazmem i to zniesienie bariery wpłat na ZUS przejdzie. Oczywiście lewizna będzie wrzeszczeć o "sprawiedliwości społecznej", w co jej najgłupsi wyborcy uwierzą. Ale tak naprawdę chodzić będzie o coś zupełnie innego. Bowiem PiS straci większość w sejmie po wysoce wtedy prawdopodobnym wyjściu ludzi Gowina. A ten ostatni może znowu zostać wicepremierem, tyle że w rządzie, za przeproszeniem, "ocalenia narodowego". Złożonego z Przestępczości Organizowanej, lewizny, zielonej prostytutki i właśnie trzódki Gowina. Bez tego ostatniego sklecenie takiej większościowej bandy jest niewykonalne, zatem w takiej hipotetycznej sytuacji może on utargować bardzo wiele. Trzeba tez pamiętać, że Gowin swego czasu został wykopany z Przestępczości Organizowanej po tym, jak ośmielił się być kontrkandydatem ryżego volksdeutscha na stanowisko herszta tej szajki. W oczach Grega Shityny na pewno nie jest to wielki grzech, a i inne osoby wpływowe w tej rodzinie mafijnej, nawet gdy poziom setki IQ przekraczają dopiero łącznie w trójkę, zaczynają wreszcie rozumieć, że Chyży Rój obecnie ma ich w tyłku. I będąc murowanym kandydatem z łaski swej prawdziwej ojczyzny na wodza łże chadeków w euroburdelu, Przestępczość Organizowana traktuje obecnie jak użytą prezerwatywę.
Przy wszystkich, i to coraz liczniejszych zastrzeżeniach do głupich poczynań premiera Morawieckiego, na sama myśl o takim nierządzie koalicyjnym ciarki przechodzą mi po plecach. Więc modlę się, by Napolion w swej chorobie dwubiegunowej wystarczająco długo pobył sobie na właściwym biegunie. 

Stary Niedźwiedź

środa, 6 listopada 2019

W Targowicy zawierucha, Chyży Rój debili ...olał

Wydarzeniem ostatniej doby jest oświadczenie ryżego volksdeutscha, iż nie ma zamiaru startować w najbliższych wyborach prezydenckich w Polsce.
Wszystkim zaskoczanym i zrozpaczonym z tego powodu, co świadczy o ich IQ na poziomie przemarzniętego kartofla, czyli modelowego czytelnika Szmatławer Zeitung oraz słuchacza Rynsztok FM, Polsratu czy Pedałenu, należy przypomnieć nieco faktów.
Swego czasu Stanisław Janecki przypomniał o wywiadzie, którego matka antybohatera tego wpisu udzieliła swego czasu "Dziennikowi Bałtyckiemu". Niezależnie od tego, czy wymowa publicystyki pana Janeckiemu podoba się komuś, czy nie, nie sposób negować jego warsztatu profesjonalnego. Zatem nie wchodzi w grę możliwość, iż nie dysponował papierową wersją tego wywiadu i beztrosko narażał się na proces o rzekome zniesławienie.
W wywiadzie tym matka przypomniała losy rodzinne. Dwaj jej bracia polegli na froncie za Adolfa Hitlera i III Rzeszę, zaś jej siostra wraz z dziećmi zginęła na "Wilhelmie Gustloffie". Ona sama też miała opuścić Trójmiasto na jego pokładzie, ale w ostatniej chwili wypadła z kolejki, wyślizgana przez kogoś "godniejszego". W domu Tusków przy uroczystych okazjach nie używano polszczyzny. Kolendy śpiewano wyłącznie po niemiecku.
Wychowując się w takim środowisku, osobnik ten gardził polskością, z czym nie krył się specjalnie, nazywając ją nienormalnością.
Ponieważ za komuny współpraca z jej służbami gwarantowała profity w życiu codziennym, Ryży oczywiście na to poszedł. Ale nie miał zamiaru pospolitować się z SB, w której koniec końców pracowali polscy podludzie. Dlatego został tajnym współpracownikiem enerdowskiej Stasi o ksywie "Oskar". Wprawdzie byli to komuniści, ale zawsze co rasa panów, to rasa panów. Gdy enerdówek zdechł, został rzecz jasna przejęty przez BundesNachrichtenDienst. Co dla niego było oczywiście wielkim awansem we własnych oczach, skoro od tej pory pracował dla pełnowartościowych Niemców..
Gdy BND powołało do życia tak zwany Kongres Liberalno-Demokratyczny, grzecznie woził w walizkach mareczki, za które to tałatajstwo powstało. Po klęsce w wyborach 1993 KLD ochoczo połączyło się z Unią Demokratyczną i w ten sposób powstała tzw. Unia Wolnoszczy. Ale w wyborach do jej władz statutowych Benek Lewartow (ksywa "Geremek") z arogancją właściwą swej nacji wyciął gojów w pień, oferując im poniżej 10% miejsc w zarządzie.
Z niebytu wyciągnęły go wybory z 1997, wygrane przez AWS. Za wysługę lat trafiła mu się posada wicemarszałka senatu. Oczywiście swoje obowiązki traktował per pedes, a gdy musiał prowadzić obrady, monitor przełączał na jakiś meczyk.
Po raz drugi pomocną dłoń wyciągnął doń TW "Must", czyli stary komunistyczny agent Andrzej Olechowski. Kiedy z AWS zaczęły z powodu idiotyzmów łobuzka i sabotażowych działań Balcerka sypać się trociny, na rozkaz generała Gromosława Czempińskiego "Must" stworzył Platformę Obywatelską, mającą być szalupą ratunkową dla hołoty z Unii Wolnoszczącej i niektórych ludzi z AWS. Trafili do niej zarówno ludzie porządni, jak choćby marszałek Płażyński czy prof. Gilowska., jak i najgorsze kanalie pokroju Janusza Lewandowskiego, Jasia Marysi Rokity czy właśnie Tuska.
I tu dopiero Ryży rozwinął skrzydła. Zabawił się w kieszonkowego Stalinka i zgodnie z algorytmem pierwowzoru, zaczął eliminować kolejnych potencjalnych konkurentów do władzy.
Najpierw wykończył Macieja Płażyńskiego i swojego dobroczyńcę Andrzeja Olechowskiego. Potem przyszła kolej na panią Zytę Gilowską, jako że klasą i inteligencją nie dorastał jej do pięt. W działaniach tych pomagali mu Jasio Marysia oraz bandzior od mokrej roboty, czyli niejaki Greg Shityna, robiący przy kieszonkowym Stalinie za kieszonkowego Jeżowa.
Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Najpierw z obiegu wyleciał Jasio Marysia, nie dlatego, że był łobuzem bez zasad moralnych, lecz za to, że był dosyć inteligentnym łobuzem. A w końcu przyszła kolej na kieszonkowego Jeżowa, który z wyżyn wicepremiera czy marszałka sejmu spadł do statusu szeregowego posła. W zarządzie PO pozostały same zera lub mniej niż zera.
Jeśli ktoś nie jest w stanie pojąć, dlaczego Ryży miał gdzieś przyszłość PO, muszę mu to wyoślić. Kierowanie tą partią czy nawet premierowanie w polskim bantustanie były dlań jedynie kolejnymi szczeblami kariery, czyli pracy dla swojej prawdziwej ojczyzny. A jej ukoronowaniem miały być zaszczytne funkcje w IV Rzeszy, a nie jakiejś Generalnej Guberni. Dlatego też, gdy za tyle lat wiernej służby frau fuehrerin nagrodziła go fotelem do napowietrzania na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej, olał frajerów z PO i ochoczo podążył do Brukseli. I aby z oddali nadal sterować polską ekspozyturą BND, swoim następcą mianował największą idiotkę we władzach PO.
I tu popełnił błąd. Bowiem w swej bezdennej głupocie odmroziła ona Grega Shitynę, czyniąc go ministrem w swoim (nie)rządzie. Rozmrożony rzezimieszek szansę wykorzystał i po przerżniętych wyborach z 2015 przejął szajkę Przestępczości Organizowanej. Na pewno ku wściekłości Ryżego.
Ale rzezimieszek nie dorósł do stanowiska dona tej rodziny. Po połknięciu stadka idiotek z .Nowodebilnej, spróbował przejąć też i zboczeńców, ekoterrorystów oraz lewaków wszelkiej maści, by stać się w ten sposób hegemonem opozycji antypisowskiej. Ale odkopane przezeń z grobów komunistyczne zombie, czyli gangsterzy z wieloletnim doświadczeniem,  ograły go niczym Wielki Szu  kanciarza od znaczonych żyletką kart z postoju taksówkowego. Pozwoliły się wybrać do europarlamentu za jego pieniądze, po czym stworzyły własną koalicję czerstwych komuchów, trockistowskich chujwejbinów, pedałów i ekoterrorystów, kopiąc rzezimieszka w tyłek. I żadne rozpaczliwe prokomusze fikołki w stylu pozbawiania przez szajkę Shityny polskich bohaterów ich ulic tego trendu już nie odwrócą.
A osieroconym debilom pozostaje nadzieja, że oficer prowadzący da Ryżemu po gębie, przypomni o fundamencie służby "maul halten und weiter dienen",  każe wrócić na front wschodni, by nadal walczyć za IV Rzeszę i to coś zmieni. . Więc niech sobie zanucą:
Hej, Gregor, hej, Boris
Nur nich desperiren.
BND
barmherzig 
Plattform restaurieren.

Stary Niedźwiedź