sobota, 30 czerwca 2012

Kupa do szamba?

W ostatnim tygodniu emocje piłkarskie o tyle opadły że skończyła się narodowa histeria związana z marzeniami o wyjściu „smudasów” z „grupy śmiechu”, na czym planował coś ugrać „piarowo” inny żałosny podwórkowy piłkarzyk. Dodatkowo spostponowany podczas meczu Niemcy – Grecja. Bowiem po obydwu stronach Frau Führerin w gdańskiej loży dla VIPów zasiadali: po prawicy szef „rodziny” UEFA czyli don Michele zaś po lewicy szef niemieckiej federacji piłkarskiej. Zaś kon-Donek o rząd niżej z miną zbitego kundla. Oczywiście gdyby mecz rozgrywany był na przykład w Wielkiej Brytanii, byłoby rzeczą nie do pomyślenia aby miejsca obok szefowej IV Rzeszy nie zajął premier Cameron. Ale wedle stawu grobla a szef administracji kondominium musiał pogodzić się ze smutnym faktem iż miejsce należycie wytresowanego psa jest w nogach pani a nie na kanapie obok niej.
Najwięcej emocji rodaków, nawet tych którzy niespecjalnie interesują się piłką kopaną, w ostatnich dniach wzbudził więc kolejny wyczyn dwóch dyżurnych chamów będących do tej pory pieszczochami Parady Oszustów.
Gdy Kupa Gminna w emitowanym przez Tusk Vision Network swym cyklicznym programie wtykała miniaturki polskiej flagi w psie łajno, oczywiście włos jej z głowy nie spadł bo wymiar niesprawiedliwości Tusklandii olał sprawę równiuteńko. W końcu cham zasłużył się wielce robiąc sobie wraz z drugim chamem jaja ze śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego a takich przysług kon-Donek nie zapomina. Nie brakowało i w gronie blogowych komentatorów obrońców tej gównianej „prowokacji”. Na przykład w osobie najaranego marichujaną innego chama który próbował wmówić krytykom Kupy że „niczego nie rozumieją” (stały schlagwort owego indywiduum).
Jakiś czas potem Kupa wraz z owym partnerem deblowym, niejakim Figurskim, zaczęli sobie robić na antenie Radia Eska chamskie rasistowskie żarciki z Alvina Gajadhura, rzecznika Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Nazwisko pana Gajadhura silnie sugeruje (przynajmniej człowiekowi inteligentnemu) że jest on Hindusem ale błazenkowie z racji jego ciemnej karnacji uznali go za Murzyna i polecieli dowcipasami o tam-tamie zamiast telefonu komórkowego i innymi w tym stylu. Oczywiście jeszcze raz im się upiekło. Wśród obrońców ma się rozumieć przodowało „GW no Prawda”, rzekomo tak wyczulone na punkcie wszelakiego rasizmu. Kupa w nagrodę został konferansjerem podczas koncertu uświetniającego objecie przez Polskę „prezydencji” w ZSRE. A drugiego ciula uhonorowano niedawno konferansjerką podczas jednego z meczów Euro.
Ale jeden z drugim nie byliby sobą gdyby nie odwalili kolejnego dowcipasa. Tym razem na cel wzięli Ukrainki. Widocznie nie mogli pogodzić się z faktem iż piłkarze tego kraju do końca walczyli o awans całkiem serio a z dalszych rozgrywek odpadli po grze i z honorem. Więc popisali się dialogiem (przytaczam za „Dziennikiem”, cały cytat wyróżniony kursywą):

Poszło o audycję "Poranny WF" w której prezenterzy radia Eska Rock komentowali mecz Ukrainy na Euro 2012:
Wojewódzki: A wiesz co ja wczoraj zrobiłem po tym meczu z Ukrainą?
Figurski: No?
W: Zachowałem się jak prawdziwy Polak...
F: Kopnąłeś psa.
W: Nie, wyrzuciłem swoją Ukrainkę.
F: A to dobry pomysł... Mi to jeszcze nie przyszło.. Wiesz co? Ja po złości jej dzisiaj nie zapłacę.
W: Wiesz co, to ja swoją przywrócę, odbiorę jej pieniądze i znowu wyrzucę.
F: Powiem Ci, że gdyby moja była chociaż odrobinę ładniejsza, to jeszcze bym ją zgwałcił.
W: Ee.. ja to nie wiem jak moja wygląda, bo ona ciągle na kolanach.
Tym razem nie rozeszło się po kościach. Rada Etyki Mediów uznała słowa dziennikarzy za przejaw ksenofobii, rażące chamstwo i typową mowę nienawiści. Podobnie oceniło je polskie MSZ i minister sprawiedliwości. Zaprotestowało też ukraińskie MSZ i zażądało przeprosin. Zarząd Eski Rock zdecydował o zdjęciu programu z anteny. Sprawa zajmuje się też Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. We wtorek jednomyślnie stwierdziła ona, że wypowiedzi Wojewódzkiego i Figurskiego naruszyły zapisy ustawy o radiofonii i telewizji. KRRiT czeka na wyjaśnienia nadawcy; potem może ukarać go karą pieniężną lub nawet cofnąć koncesję.
 
Zaś Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nominowało obydwóch wesołków do zaszczytnej nagrody Hieny Roku.
Oczywiście „GW no Prawda” znowu stanęło murem za swoimi pupilami. Wicemichnik Stasiński i jakiś profesorsko-filozoficzny autorytet (nie chce mi się sprawdzać czy moralny, oralny a może nawet analny) popisali się stwierdzeniem że było to jedynie „obnażenie polskiego chama”. W mojej ocenie jedynie sami się obnażyli jako chamy, w kwestie etniczne pozwolę sobie przez litość nie wnikać. W ich ślady podążył rzecz jasna niejaki Lis i co pomniejszy „sralonowy” płaz. Czekam kiedy na odsiecz przybędzie również sieciowe "leberalne" bydełko, tak zajadle broniące "wolności słowa" czyli prawa do bezkarnego obrażania wszelkich możliwych wartości szanowanych przez zdecydowaną większość Polaków.
Na pewno nie jestem miłośnikiem Ukrainy a do gloryfikowania przez Juszczenkę UPA i zapaskudzenie zachodniej Ukrainy pomnikami Bandery (ponoć jest ich już niewiele mniej niż swego czasu pomników innego megabandyty Lenina)  mam stosunek skrajnie negatywny. Ale nie sposób nie stwierdzić że prezydent Janukowycz i jego administracja zareagowały ostrym protestem czyli po prostu zachowały się tak jak by na ich miejscu postąpił każdy kto „nabial” ma nie tylko w lodówce. (Zd)radkowe dyplopachołki zostały więc niemile zaskoczone faktem że nasz sąsiad
nie udaje wzorem kon-Donka że nic się nie dzieje gdy plują mu w twarz.
Całą sprawę jak zwykle wspaniale skomentował swoim kolejnym filmem niezawodny Yarrok:
http://yarrok.blogspot.com/2012/06/poranny-wf-ostatni-odcinek-wojewodzki-i.html
Gorąco zachęcam do jego obejrzenia.
A ja zastanawiam się czy rzeczywiście Kupa i jego kamrat trafią wreszcie tam gdzie jest ich miejsce. Czyli do dziennikarskiego szamba. Ale aż takim optymistą nie jestem.

Stary Niedźwiedź

wtorek, 26 czerwca 2012

Patriotyzm ekstrawertyczny

Euro 2012 było i jest okazją do zaangażowania patriotycznego. Polacy wykorzystali tę okazję. Miliony biało-czerwonych chorągiewek w szybach samochodów i nakładek na lusterka. Narodowe kolory i emblematy na strojach kibiców i ich entuzjastyczny doping dla naszej drużyny na stadionach, w strefach kibica, pubach i w domach. Dzięki wyrozumiałości PZPN znalazło się nawet miejsce dla orzełka na koszulkach piłkarzy.
Polska gościnność i serdeczność przyniosła uznanie i wdzięczność ze strony zagranicznych kibiców. We love you – skandowali Irlandczycy wpatrzeni w kształtne piersi ukryte za uniformem policjantek. Eksponowany przez media (i czy tylko media?) konflikt rosyjskich i polskich kiboli okazał się serią drobnych incydentów.  JKM, który przybył osobiście interweniować przeciwko przemarszowi rosyjskich komunistów nie rozwinął nawet przygotowanych antykomunistycznych transparentów. Jak relacjonuje w Najwyższym Czasie – wśród tysięcy kibiców znalazł tylko jednego rosyjskiego i jednego polskiego komunistę. Załagodzenie potencjalnego konfliktu oceniam pozytywnie – to w interesie polityki rosyjskiej leży przedstawianie Polski jako kraju awanturników, szykan i represji wobec Rosjan. Wyobraźmy sobie, że zakazaliśmy przemarszu i zamiast tego w całym mieście mamy grupy zwalczających się kiboli, dewastacje i masowe aresztowania. Jeśli ktoś uznałby to z przejaw naszej państwowej suwerenności, godności i dumy – to ja się z tym nie zgadzam. Pomimo obecności w UE i NATO nie mamy sojuszników, na których można by w pełni polegać. Jedyna część naszej armii posiadająca zdolność bojową wykrwawia się i ginie na beznadziejnej misji w Afganistanie. Zamiast wygrażać sąsiadom drewnianą szabelką lepiej wykazać inteligentną elastyczność i pomachać kwiatami.

W zbyt małym stopniu wykorzystaliśmy Euro do integracji polsko-ukraińskiej. Na przeszkodzie stanął stały problem stosunku Ukraińców do rzezi wołyńskiej i ich apoteoza banderowców, oraz nowy problem Julii Tymoszenko – w istocie sporu o zachodnio- i wschodnioeuropejski model demokracji. u nich bezkarni są mordercy, a u nas politycy. Mimo wszystko więcej można było zrobić, choćby więcej informować co się dzieje na ukraińskiej części Euro, pokazywać zachowania kibiców i ludności. Na tym tle wyrażam gorzką satysfakcję z kompromitacji Wojewódzkiego i Figurskiego po ich chamskich dowcipach. Nawet ludzie, których rodziny poniosły ofiary w rzezi wołyńskiej, zdają sobie sprawę z wagi i delikatności stosunków polsko-ukraińskich i panują nad słowami. Te buraki wkraczają w ten obszar jak słonie w porcelanę.

Na koniec przyznaję się – ja nie zamocowałem chorągiewek. Doceniam ten ekstrawertyczny, powierzchowny patriotyzm – ale wolę szarą, żmudną, patriotyczną pracę u podstaw. Co możemy zrobić – mieć i wychować dzieci, uczciwie pracować, starać się wpłynąć, o ile to możliwe, na pozytywne zmiany polityczne. Żyjemy w kraju o tylko formalnej niepodległości, słabych i skorumpowanych elitach, na ogół kretyńskich rządach, wyzysku produktywnej części społeczeństwa. Ciężar tej świadomości nie pozwolił mi włączyć się w nurt narodowej ekstazy.

Dibelius


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Nowe kadry blogowej prawicy

W cywilizowanym świecie jest rzeczą normalną iż gdy dzieło starszego pokolenia okazuje się warte kontynuacji, zadanie to biorą na siebie przedstawiciele młodszego. Niekiedy doprowadzenie sprawy do szczęśliwego finału wymaga udziału kilku pokoleń. Tak jak to miało miejsce w przypadku "najdłuższej wojny nowoczesnej Europy", trwającej sto lat z okładem. Czyli od Kongresu Wiedeńskiego aż do zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego (w polskiej historii wyjątek potwierdzający regułę iż każde powstanie było beznadziejnie przegrane w chwili swojego wybuchu). 
Ponieważ w tej za przeproszeniem III RP nic nie może się dziać normalnie, blog na którym Szanowni Czytelnicy teraz goszczą został założony pod koniec roku 2006 przez studenta Kota Behemota i wówczas jeszcze licealistę Nokę.  A ich dzieło kontynuują będący w sile wieku Dibelius oraz Stary Niedźwiedź któremu w klepsydrze nie pozostało już zbyt wiele piasku. Więc wydawało mi się że skoro w Tusklandii wszystko musi stać na głowie to jest rzeczą "normalną inaczej" (stosując żargon pewnego wielkonakładowego szmatławca) że tu dzieło młodszych kontynuują starsi. A już na pewno w gronie bloggerów prawicowych, nie mających Polski w sempiternie i nie czekających jak "młode wydymane z wielgich miastów" i wszelka lewicowa hołota aż mądra IV Rzesza (na użytek idiotów zwana Unią Europejską) nareszcie zrobi porządek w tym polskim ciemnogrodzie. Zaś takie blogi jak linkowani u nas Erinti czy Konslib, prowadzone przez osoby przed trzydziestką, są wyjątkiem potwierdzającym tę smutną regułę.
Z tym większą radością witam na prawicowym firmamencie nomen omen Pulsara. Który za dewizę herbową przyjął zasadę "mało słów, dużo treści" i postanowił dokumentować co większe łajdactwa gangu kon-Donka. Podając linki do materiałow źródłowych i zamieszczając kilka słów treściwego komentarza na temat takowych. Czcigodni Czytelnicy znajdą ten blog w naszym dziale linków pod nazwą "Kondominium Daily - Pulsar". Niecierpliwym podaję na tacy link do niego:


I gorąco zachęcam do jego odwiedzenia.
Gdyby więcej osób wzięło przykład z Pulsara i wydajniej zagospodarowało net czyli jedyne dostępne nam ludziom prawicy medium, łatwiej by mi było rozstać się z tym światem za nie tak wiele znowu lat.

Stary Niedźwiedź

piątek, 22 czerwca 2012

Śmiechem POpaprańców!

Moja młodość przypadła na lata tak zwanej gierkowszczyzny za którą po dziś dzień tęsknią różne blogowe ciotki stalinówki pokroju sławetnej MD i inni idioci, wspominający czasy „małej stabilizacji” a więc beztroskiego życia na kredyt. Czyli przepieprzania pożyczonych kwot na konsumpcję i zakup przez decydentów (którymi były komunistyczne małpy z wykształceniem niepełnym podstawowym) przestarzałych licencji, w nadziei że znajdą w cywilizowanym świecie frajerów którzy wyprodukowany na tych licencjach szajs kupią. Oraz nie pamiętający takich łajdactw jak choćby wpisanie z inicjatywy Gierka do konstytucji PRL lennej zależności od Związku Radzieckiego.
Mniej więcej od roku 1975 ludziska nie kryli się specjalnie z brakiem wiary w ten pożal się Boże cud gospodarczy i brednie propagandzistów (działających niekiedy po dziś dzień jak choćby stara dziennikarska ladacznica Passent) o rzekomej dziesiątej potędze gospodarczej świata jaką miała być PRL. Oficjalne hasło propagandy brzmiało „aby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej”. Który to slogan bezlitosny Jan Pietrzak strawestował na „aby Polska rosła w siłę a ludzie dostali żytniej”. Gdy sejm dokonał wspomnianego aktu hołdu, śmiano się że przy okazji dziwki z ulicy Wiejskiej (młodszym czytelnikom zapewne trudno będzie w to uwierzyć ale było to bez porównania gorsze barachło niż obecnie) powinny były zmienić również i herb. Z orła na kangura bo szajka Gierka dokonywała właśnie wielkiego skoku z pustą torbą.
Kilka lat śmiechu, nadszedł rok 1980 i po reżimie Gierka pozostały jedynie wielkie długi oraz nie mniej wielki smród.
Propaganda PO do złudzenia przypomina ludziom mojego pokolenia tę gierkowską. Tyle tylko ze wydaje się być bardziej skuteczna bo idiotów zwanych obecnie lemingami w Polsce jakoś przybyło. Dlatego proponuję aby sięgnąć po śmiech jako po broń która już raz się sprawdziła. A ponieważ czas mamy piłkarski a przy okazji wychodzi coraz więcej infrastrukturalnych łajdactw szajki kondomka, pozwolę sobie zaprezentować garść dowcipów, dziękując jednocześnie linkowanym u nas Pelargonii i Rzepce za dorzucenie dwóch, w mojej ocenie najlepszych.
Rozpocznę od poprzedniego Euro.
 
Drużyna Leo Beenhakkera przegrała z Niemcami 0:2 a z loży honorowej mecz oglądali Angela Merkel i Donald Tusk. Około dwudziestej minuty Lukas Podolski strzelił swoją pierwszą bramkę w tym meczu. Kondomek, jak na starego kibola przystało, wskoczył na fotel i zaczął wywijać marynarką. Ale frau kazlerin od razu go zmitygowała słowami:
- Natychmiast się uspokój kretynie! Rozumiem że się cieszysz bo nasi strzelili bramkę ale ci głupi Polacy mogą się w końcu na tobie poznać.

 
Czas na „polskie drogi”. Nie mam na myśli nakręconego w czasach PRL załganego komunistycznego serialu propagandowego pod tym tytułem lecz to co ostatnio działo się z infrastrukturą w Polsce.
 
Jakiś czas temu Sławuś Nowak wybrał się z oficjalną wizytą do Grecji. Tamtejszy przekręciarz od infrastruktury zaprosil go do siebie. Nowak z podziwem oglądał dom a gdy wypili już sporo „metaksy”, spytał gospodarza:
- Słuchaj no Kostas. Jak zdobyłeś kasę na taką chałupę?
Gospodarz kazał mu podejść do okna i spytał:
- Co widzisz za domem?
- Autostradę.
- A ile ma pasów ruchu?
- Po dwa w każdą stronę.
- A miała mieć po trzy. Teraz kumasz?
Przed Euro 2012 Grek rewizytował Sławusia i również został zaproszony do willi tego ostatniego. Była ona znacznie bardziej wypasiona od tej greckiej. Więc gdy już zdrowo popili, zadał analogiczne pytanie. Nowak też kazał gościowi podejść do okna i spytał:
- Widzisz Kostas tę autostradę?
- Sławek, co ty pieprzysz! Przecież to jest zwykła polna żwirówka.
- Teraz kumasz?

 
Czcigodny Rzepka przypomniał na swoim blogu „evergreena”. Zaadaptowany do dzisiejszych realiów brzmi:
 
Kondomek telefonuje do Angeli Merkel i pyta:
- Frau kanzlerin, nawierzchnie waszych autostrad są niesamowicie twarde. W jakiej proporcji mieszają u was sadzę z gównem?

 
Zaś Czcigodna Pelargonia przytoczyła równie doskonały dowcip.
 
Na poboczu szosy stoi tirówka. Zatrzymuje się przy niej rządowa limuzyna, opuszcza przyciemniona szybka i siedzący wewnątrz minister Nowak pyta:
- Słuchaj mała, co zrobisz za stówę?
- Dla takiego ślicznego chłopaka za stówę zrobię wszystko.
- To wskakuj. Pojedziesz dokończyć tę pieprzoną A2.

 
A tak w ogóle, zachęcam Czcigodnych Czytelników do odwiedzania linkowanych u nas blogów Yarroka, Pelargonii i Rzepki. Pojawiają się u nich zabawne a niekiedy wręcz doskonałe elementy graficzne. Rzecz niewątpliwie rzadka na blogach umownie zwanych prawicowymi, na ogół pozbawionych takich atrakcji.
Miłego weekendu!

Stary Niedźwiedź


P.S.
Jeśli ktoś się jeszcze waha, niech czym prędzej wejdzie na blog Yarroka korzystając z poniższego linku:
aby obejrzeć najnowszy film jego autorstwa. I żałuje że nie zaglądał tam wcześniej. 
Jednocześnie redakcja "Antysocjala" uprzedza że nie ponosi odpowiedzialności za straty materialne wynikające z posikania się ze śmiechu.
Stary Niedźwiedź

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Euro koko a kondomek spoko

Zacząć muszę od wyjaśnienia kwestii formalnej. Coraz wyraźniej jest widać że od pewnego czasu Tusklandia nie jest już jednym z landów IV Rzeszy (na użytek idiotów zwanej Unią Europejską) lecz niemiecko – rosyjskim kondominium. A więc szefa tubylczej administracji nie sposób dłużej nazywać premierem. Oczekuje podpowiedzi jak brzmi formalna nazwa takiej funkcji ze strony tych spośród Czcigodnych Czytelników którzy dysponują wykształceniem z zakresu filologii lub prawa konstytucyjnego. A na razie proponuję prowizorkę i od tej pory zarządcę kondominium będę nazywać kondomkiem.
Jak już niejednokrotnie wspominałem, włączenie przeze mnie choćby na chwilę programu informacyjnego reżimowej TVP podczas picia poobiedniej herbaty natychmiast powoduje iż ciśnienie mi skacze a resztki siwych włosów podnoszą się na głowie. Wielu zaprzyjaźnionych bloggerów oraz czytelników ich blogów biorących udział w dyskusjach twierdziło że czas Euro kondomek Tusk wykorzysta do przeforsowania szczególnie łajdackich regulacji prawnych. No i dzisiaj w wiadomościach TVP2 po godzinie osiemnastej dowiedziałem się o losach ustawy o hospicjach.
Przez sejm ta ustawa już cichcem przeszła. Najistotniejszymi zmianami było nadanie hospicjom statusu przedsiębiorstw i wynikające z tego faktu konsekwencje.
Po pierwsze, przedsiębiorstwo musi przynosić zysk. Tak więc zlitowanie się nad staruszkiem czy osobą w stanie terminalnym nie mogącymi pokryć kosztów swojego utrzymania w hospicjum urzędas mógłby podciągnąć pod działanie na szkodę firmy.
Po drugie, w myśl ustawy o nieuczciwej konkurencji, przedsiębiorstwu nie wolno korzystać z pomocy wolontariuszy. Nikomu kto legitymuje się
wykształceniem choćby podstawowym nie trzeba chyba tłumaczyć jaką rolę w pracy hospicjów odgrywają właśnie wolontariusze.
Po trzecie, natychmiast pojawia się problem z darowiznami dla hospicjów. Nawet prezenterka TVP2 przyznała że ustawa ta uniemożliwia przekazanie choćby owego 1% które możemy przeznaczyć na konkretny cel podczas wypełniania rocznego rozliczenia PIT.
Oczywiście te zastrzeżenia, zgłoszone koniec końców przeze mnie czyli amatora,  mogłyby okazać się jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Gdyby to łajdactwo przestudiował prawnik lub osoba działająca w hospicjum na co dzień, zapewne znalazłby ich znacznie więcej
I stał się cud. Ustawa została odrzucona przez senat w którym PO ma bezwzględną większość!
Nie spodziewałem się że kiedykolwiek będę musiał za cokolwiek podziękować jakiejś grupie parlamentarzystów PO in gremio. Co niniejszym czynię z miłym zaskoczeniem zauważając że drzemią w nich jeszcze ludzkie uczucia które w tym przypadku okazały się silniejsze nawet od obowiązku ślepego popierania każdego legislacyjnego łajna będącego dziełem administracji kondomka.
A co się tyczy już
nie stanowiska ale zajmującej je osoby, mam problem podobny so tego z jakim borykał się niegdyś Józef Szwejk. Swego czasu zastanawiał się on jak nazwać lejtnanta Duba i po długim namyśle zdecydował się na „wicepierdołę”. Bo do pełnego pierdoły zdaniem dzielnego wojaka jeszcze trochę Dubowi brakowało. Zaś w przypadku owej ustawy czuję się bezradny. Bo nie znam żadnego określenia które byłoby wystarczająco obelżywe w stosunku do tego ryżego eutanazisty. Więc pytanie „jak takiego nazwać” pozostaje bez odpowiedzi.
Może ktoś z grona Czcigodnych Czytelników potrafi mi pomóc?

Stary Niedźwiedź

sobota, 16 czerwca 2012

Z pos-tępackiego na polski - cz.III.

Czas na kolejne hasła w trzeciej ale jeszcze nie ostatniej części leksykonu.

Nonkonformizm

Ta etykieta nadawana jest istotom z gatunku Homo Sapiens (???) które odrzucają takie „kołtuńskie” przesądy jak elementarna dyskrecja w zaspakajaniu swoich potrzeb erotycznych. A więc nie krępują się gdy demonstrują całemu światu że pojawiły się w jakimś miejscu po to aby zdobyć sobie partnera jednorazowego użytku do kopulacji. Rzecz jasna osoby takie są „wporzo” , „spoko” i w ogóle „ciool”.
W młodzieżowej subkulturze rolę giełd na których handluje się takimi krótkoterminowymi transakcjami  pełnią przede wszystkim dyskoteki. Nonkonformistki przybywając tam nie wiedzą jeszcze z kim będą miały okoliczność ale nie mają cienia wątpliwości że do przygodnego seksu  dojdzie. Po spotkaniu koleżanek dzielą się z nimi recenzjami na temat pojawiających się tam osobników płci męskiej (mężczyznami z oczywistych powodów ich nie nazwę) koncentrując się na ich budowie anatomicznej, wydolności i ewentualnie hojności w stawianiu drinków. A nonkonformiści wymieniają się opiniami na temat umiejętności technicznych nonkonformistek i dodatkowymi informacjami w stylu czy właściwym miejscem na realizację celu pojawienia się w dyskotece jest tylne siedzenie samochodu czy też nie trzeba się aż tak fatygować bowiem możliwe jest zawiązanie ad hoc wieloosobowej spółki akcyjnej którą nonkonformistka obsłuży w toalecie.
Przez chwilę zastanawiałem się czy pań gromadzących się na poboczach tuskostrad o większym natężeniu ruchu nie nazywać odtąd na łamach „Antysocjala” nonkonformistkami. Ale bardzo szybko odrzuciłem ten pomysł. Bowiem te godne współczucia dziewczyny nie robią tego dla przyjemności a popycha je do tego przede wszystkim bieda. Więc na taką obelgę na pewno nie zasłużyły.

Pius XII był papieżem Hitlera

To ordynarne kłamstwo swego czasu było rozpowszechniane przez komunistów oraz nabierający wówczas impetu „the holocaust industry”. Po zdechnięciu komunizmu jako liczącej się ideologii pałeczkę w sztafecie przejęły różne „leberały”. Tylko w polskim internecie grasują różni „aateiści” czy „Liberałowie” przy których szmatławiec „Faki i szity” jest co najwyżej umiarkowanie antykościelny.
Izraelski teolog i historyk Pinchas Lapide pisze "Kościół Piusa XII uratował od pewnej śmierci z rąk nazistów 860 tysięcy Żydów. Liczba ta dalece przekracza efekty działań innych instytucji religijnych czy akcji ratunkowych podejmowanych przez państwa"
Jeszcze we wrześniu 1945 r. Światowy Kongres Żydów wsparł finansowo prowadzone przez Watykan instytucje charytatywne w dowód uznania tego, co Stolica Apostolska uczyniła dla ratowania Żydów przed faszystowskimi i nazistowskimi prześladowaniami.
Ale jeśli fakty nie pasują do ateotalibańskiej teoryjki to tym gorzej dla faktów. Płatek, Pietruszka czy Piotrowski mają godnych następców.

Socjalizm obyczajowy

Tę bzdurę swego czasu próbował lansować na łamach „Antysocjala” pewien apostoł skrobanek i ćpania dopóki przyłapany na łgarstwach nie wyleciał stąd dożywotnio na zbitą mordę.
Jak powszechnie wiadomo, w warstwie obyczajowej eurosocjalizm entuzjastycznie wręcz popiera skrobanki na żądanie, eutanazję i wszelkie dewiacje seksualne. Robi też wszystko co tylko możliwe aby dokonać destrukcji więzi rodzinnych i tym łatwiej moc indoktrynować młode pokolenie. W szczególności odnosi się wręcz z bezkrytycznym entuzjazmem do  homoadopcji. Odnośnie narkotyków nie zajmuje jednolitego stanowiska ale „ludzie postępu” wypowiadając swoje prywatne opinie są jak najbardziej za ich legalizacją. Zatem filary eurosocjalistycznej obyczajowości są czytelnie zdefiniowane i powszechnie znane.
Obyczajowy konserwatyzm odrzuca z obrzydzeniem wymienione powyżej „wartości” czyniąc wyjątek jedynie dla aborcji w przypadkach gdy ciąża zagraża życiu matki lub jest efektem gwałtu. Zatem próba nazwania konserwatyzmu w tej sferze życia „obyczajowym socjalizmem” jest ordynarnym łgarstwem. Twierdzić tak może jedynie idiota lub moralny ekskrement liczący na to że znajdzie idiotów którzy w te brednie uwierzą. Tertium non datur.

Uczynienie dniami wolnymi od pracy Bożego Narodzenia i Wielkanocy to socjaldemokracja

Swego czasu pewien ateotalib zbeształ Dibeliusa i mnie za umieszczenie na łamach "Antysocjala" w drugiej połowie grudnia życzeń świątecznych dla Szanownych Czytelników (jak zawsze w podwójnej wersji – w wariancie „wierzącym” i „niewierzącym”). Nawymyślał nam od socjaldemokratów a na stwierdzenie że grubo ponad 90% Polaków jest za świętowaniem Bożego Narodzenia odparł że nawet gdyby było to sto procent to państwu nie wolno narzucać żadnych poglądów w tej materii. Czyli wystarczy jeden świr dostający na sam widok krzyża jednocześnie epilepsji i biegunki aby reszta ludzi musiała potulnie dostosować się do jego wybroczyn umysłowych. Do tego jeszcze sam przedstawiał się jako liberał. Chyba z punktu widzenia psychiatrii stanowi on przypadek nie rokujący nadziei na choćby częściowe zaleczenie tej manii prześladowczej.

Ciąg dalszy nastąpi.

Stary Niedźwiedź 

P.S.
Od sobotniego wieczoru 16 czerwca  wydarzeniami na Euro 2012 można interesować się już wyłącznie platonicznie, co najwyżej podziwiając na przykład techniczny kunszt Hiszpanów czy organizację gry Niemców. Bo "smudasy" zgodnie z przepowiedniami sprzed wielu miesięcy piłkarskich ekspertów (nie mylić z telewizyjnymi propagandzistami sukcesu) nie wyszły z grupy. Z kręgu przyjaciół "Antysocjala" przewidział to i napisał o tym na swoim blogu tuż po losowaniu grup Jarek Dziubek.  Smuda okazał się Tuskiem polskiej myśli trenerskiej. Ale nie wierzę aby nawet po takim blamażu ktoś zdecydował się na wypompowanie szamba PZPN. W końcu wystarczy jedno tupnięcie don Michele aby nomen omen Tusk (co po kaszubsku oznacza kundla) podkulił ogon pod siebie.  Frau kanzlerin okazała się doskonałą treserką.
A na pieśń polskich kibiców piłkarskich w miejsce "koko" proponuję inny przebój z tych samych klimatów:

http://www.youtube.com/watch?v=xRT_SLxa_GQ


Stary Niedźwiedź

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Jak partia mówi że bierze to bierze, a jak mówi że da to mówi

Czcigodni Czytelnicy
Stare powiedzenie głosi iż w życiu jedynie dwie rzeczy są nieuniknione. A mianowicie śmierć i płacenie podatków. Ale mimo tego że przy tak wielu okazjach życzymy sobie abyśmy zdrowi byli, raz na jakiś czas musimy skorzystać z pomocy medycznej.
Obecna działalność stworzonej przez Leszka Millera i jego consigliere Mariusza (w)Łapińskiego organizacji oficjalnie nazywającej się Narodowym Funduszem Zdrowia (a przez mojego "nadwornego" stomatologa nazywanej Narodowym Funduszem Zagłady) stwarza moc problemów zarówno pacjentom jak i lekarzom. Dlatego z wielką przyjemnością zamieszczamy artykuł opisujący jakie konsekwencje w wyniku działań tej organizacji przestępczej ponoszą ci drudzy. Jego autorem jest Marek1taki, do tej pory znany ze swoich doskonałych komentarzy na wielu blogach prawicowych. I wyrażamy nadzieję że będziemy mieli przyjemność publikować dalsze uwagi Marka na temat realiów w których mamy nieprzyjemność żyć.

Dibelius i Stary Niedźwiedź

     
     Mamy problem, ponieważ ubezpieczeni jesteśmy w systemie, który źle funkcjonuje, który nie może dobrze funkcjonować, i który jest przymusowy z powyższych powodów.
Pacjenci widzą, że coś jest nie w porządku. Opłacają składki, noszą druki RMUA, słusznie oczekują  obiecywanych przez NFZ i MZiOS świadczeń, a napotykają na problemy z ich realizacją.
      Dlaczego? System obiecuje wszystko co w dziedzinie profilaktyki, diagnostyki i leczenia jest możliwe na świecie. Realizacja pełnej dostępności do tych usług nie jest możliwa. Po pierwsze system nie dysponuje nieograniczoną ilością środków. Po drugie środki wydawane są w sposób daleki od optymalnego. Po trzecie w miarę wzrostu możliwości medycyny wzrastają możliwości wydawania na nią pieniędzy. Po  czwarte popyt jest większy w systemie tzw. "bezpłatnej" służby zdrowia.
      Zatem skoro obietnice nie są realne, to są oszustwem. Tego żaden rząd ani jego opozycja parlamentarna nie chcą przyznać. Musi być wskazywany zastępczy winowajca. Z tego powodu regularnie wskazuje się na  lekarzy jako źródło problemów.
      Tak jest i tym razem, gdy budżet stara się zmniejszyć wydatki na leki. Lekarzom postawiono zaporowe warunki umowy na  wypisywanie leków i chyba po raz pierwszy większość środowiska nie zachowała się spolegliwie - umów nie podpisała. Celem rządzących nie była jednak zapaść systemu - wówczas niezadowolenie obróciłoby się przeciwko nim - dlatego niezależnie czy lekarze umowę podpiszą czy nie będą wypisywać recepty w przychodniach i szpitalach realizujących świadczenia NFZ. Instynkt samozachowawczy zmusi lekarzy, w odpowiedzi na ryzyko wysokich kar finansowych, do wypisywania  pełnopłatnych zamienników. W ten sposób cel zmniejszenia refundacji zostanie przez NFZ i rząd osiągnięty.
      Winien jestem informację jakie to kary tak odstraszają lekarzy. Nowa umowa zawiera kary w wysokości 300zł od jednej recepty, z możliwością podniesienia jej przez NFZ do 300%, czyli 900zł. Zakładając że 2x w tyg. wypisując receptę popełnię błąd np.brak udokumentowanych wskazań wg interpretacji NFZ, pomyłka w adresie jak np.adres tymczasowy a nie stały, błąd w peselu, albo niewłaściwa postać leku (np. tbl. zamiast tabl. drażowane), czy cokolwiek, o braku ubezpieczenia w NFZ nie wspomnę, to od 100 recept rocznie mogę dostać 300tys. do 900tys.zł kary nie licząc zwrotu kosztów refundacji. A jak wysokie to koszty? Czasem kilka - kilkanaście zł, ale nierzadko jest to 200zł za 1opakowanie zawierające 20-30tbl. przy odpłatności 100% i 3,20zł na ryczałt w ramach refundacji NFZ. Dodam, że onkolodzy, hematolodzy, diabetolodzy wypisują leki objęte refundacją na kwoty kilku tysięcy zł dziennie!!! Nie wiem jak koledzy z tych specjalizacji wybrną by dostosować leczenie do możliwości pacjentów. Jedno jest pewne: na NFZ i min.Arłukowicza, czy kto po nim nastanie, pacjenci liczyć nie mogą. Wraz z narastaniem kryzysu ilość problemów będzie narastać.
 
      Nie piszę tego dla pognębienia, ani dla usprawiedliwienia. Piszę by zachować działanie efektu placebo. A do tego pacjentom potrzebna jest wiara w lekarzy. Mimo niebywałych postępów farmakoterapii nadal lekarze leczą słowem. I to mimo wielokrotnych nagonek ze strony państwa i mediów. Teraz też wskazywać się będzie w tym kierunku szukając winnych zaistniałych problemów. Problemów o których pisał Stefan Kisielewski, że nie istniałyby i nie byłyby bohatersko zwalczane w systemie innym niż socjalizm. 

Marek1taki

środa, 6 czerwca 2012

Ryby a katastrofa demograficzna

Jeszcze za komuny a więc dosyć dawno temu, kiedy dopiero poznawałem Mazury, pewnego dnia wybrałem się na ryby nad jezioro dopiero co przeze mnie „odkryte”. Ledwo zdążyłem zająć miejsce na pomoście i zmontować wędkę, w pobliżu zatrzymał się mercedes z którego wysiadło dwóch panów objuczonych topowym jak na owe czasy sprzętem wędkarskim. Usadowili się obok mnie i zmontowali zestawy złożone z niewątpliwie drogich wędzisk i kołowrotków, tyle tylko ze niezbyt do siebie pasujących. I zarzucili swoje zestawy w miejsce nie rokujące nadziei na złowienie czegokolwiek lepszego niż ledwo wymiarowa lub niewymiarowa drobnica.
Po kilku minutach usłyszałem skrzypienie zdezelowanego roweru i do pomostu podjechał tubylec. Odwiązał od ramy dwie prymitywnie skonstruowane leszczynowe wędki, z bagażnika zdjął niewielki jutowy worek i skierował się z tym dobytkiem na pomost. Dwaj moi sąsiedzi podnieśli rwetes że tu już nie ma miejsca ale ja zaprosiłem nieznajomego aby usiadł koło mnie bo się pomieścimy.
Przybysz długo wpatrywał się w wodę, stwierdził „jeszcze nie przyszli” i sypnął do wody przywiezioną w worku śrutę. Zapalił papierosa którym go poczęstowałem i wyjaśnił mi że powinienem swój  zestaw zarzucić ze dwa metry bardziej w lewo i metr dalej od pomostu bo tam znajduje się dołek w którym lubią żerować leszcze. Zastosowałem się do tej rady pomimo klangoru podniesionego przez dwóch panów wrzeszczących że zgodnie z przewertowanymi przez nich podręcznikami leszcze takich miejsc nie lubią. Minął kwadrans, spławik tubylca położył się i „odjechał”, on zaciął i po chwili podebrałem mu ponad kilowego leszcza. A on podziękował mi za pomoc i stwierdził „oho, już przyszli”.
Przez następną godzinę Janek (tak się przedstawił) wyciągnął jedenaście solidnych „lechów” (a nie żadnych tam „podleszczaków”). Zaś ja cztery dalsze dające pewność że uwielbiający świeże ryby znajomi którzy przyjechali do mnie z wizytą nie będą narzekać na jutrzejszy obiad. Na zakończenie wzięła mi niewiele przekraczająca wymiar ochronny płoteczka. Chciałem ją wypuścić ale Janek poprosił o nią, założył na drugą wędkę jako żywca i swój połów zakończył kilowym szczupakiem. Dwaj teoretycy przez ten czas złowili jedną płoteczkę i jednego okonka którymi na pewno nie przejadłby się kot. Janek z trudem upchał swój połów w worku a schodząc z pomostu powiedział dwóm „nauczycielom”:
Panowie, nie wystarczy mieć wykształcenie, trzeba jeszcze mieć rozum!
Dlaczego opowiadam tę zabawną historyjkę? Burzliwa dyskusja pod moim ostatnim wpisem wprawiła mnie w osłupienie. Za moich szkolnych czasów absolwenci szkoły podstawowej nie mieli problemu z rozwiązaniem zadania z matematyki o treści: 


Do napełnionego do trzech czwartych zbiornika wody o pojemności 20 m3 dopływa 5 litrów wody na sekundę. Jednocześnie wypływa z niego 500 litrów wody na minutę. Po jakim czasie zbiornik zostanie opróżniony?
 

Prognozowanie zmian w czasie liczby ludności Polski nie jest rzecz jasna problemem równie trywialnym jak opróżnianie z wody zbiornika przy stałych w czasie natężeniach dopływu i odpływu cieczy. Ale okazało się że ilość rodzących się dzieci jest dla przyszłości Polski bez znaczenia bowiem liczy się wyłącznie ich jakość. A jeśli etnicznych Polaków będzie kiedyś zbyt mało to  braki ludności uzupełni się sięgając po Arabów i Murzynów których w Europie jest na pęczki i na pewno ich nie zabraknie bo mnożą się jak króliki. A owi śniado lub czarnoskórzy przybysze gdy już pojawią się nad Wisłą jako większość a nie pojedyncze egzemplarze, na sto procent docenią wartość polskiej kultury i obyczajowości i w pełni je zaakceptują.
Mój kolega o ksywie „sułtan”, swego czasu cieszący się w kręgach zbliżonych do Automobilklubu Warszawskiego opinią strasznego babiarza (a zasłużyć na to zaszczytne miano w tym towarzystwie było chyba jeszcze trudniej niż w Armii Radzieckiej być uznanym za pijaka) w takich sytuacjach zwykł był mawiać:
Ręce opadają i nie tylko ręce!

Stary Niedźwiedź