czwartek, 28 marca 2013

Chwalmy Pana!

Szanowni Czytelnicy

Dawno temu profesor mniemanologii stosowanej, świętej pamięci Jan Tadeusz Stanisławski, wygłosił szereg monologów o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia i odwrotnie. Temat niewątpliwie ciekawy, głównie ze względu na pewną asymetrię rangi tychże świąt w polskiej obyczajowości.
Święta Bożego Narodzenia w swej ziemskiej warstwie wiążą się z dłuższą labą, obżarstwem zaczynającym się już podczas formalnie postnej wieczerzy wigilijnej, choinką i prezentami. Poza tym jeśli kalendarz ułoży się korzystnie, można dobierając cztery dni urlopu uzyskać jedenastodniowy „długi polskim weekend”. Kończący się dopiero w Nowy Rok.
Ale w warstwie duchowej nie ulega wątpliwości że nic nie wywarło silniejszego wpływu na losy cywilizacji judeochrześcijańskiej niż krzyż z Golgoty. Który po prostu ukształtował dalsze dzieje cywilizacji białego człowieka, wbrew temu co usiłuje sugerować nadreprezentowana w „merdiach” gromada ateotalibów czy zabawna garstka czcicieli  bałwanów
graniastych lub o innej geometrii.
Czasy w których przyszło nam żyć na pewno nie należą do łatwych. W dyrdymały o polskiej „zielonej wyspie” wierzą już chyba tylko ci którzy używają „nadredaktora" do myślenia zamiast do sikania. Zaś ludzie myślący im bardziej wsłuchują się w wieści z kraju i ze świata, tym bardziej powodów do radości nie mogą się doszukać.
Ale jeśli mamy czyste sumienie bowiem postępujemy uczciwie, rzetelnie pracujemy i na miarę swoich możliwości pomagamy nie tylko swoim najbliższym, nie bójmy się zwrócić z prośbą o pomoc do Wyższej Instancji.
Dlatego wszystkim porządnym chrześcijanom życzę aby Zmartwychwstały dodał im otuchy oraz sił. Oraz okazał tyle Swoich łask ile tylko uzna za stosowne.
Wszystkim ludziom prawicy, niezależnie od ich światopoglądu, życzę by mogli znosić wszelkie przeciwieństwa i w godny sposób bez strat własnych doczekać chwili gdy poprawi się koniunktura a ludzie nie przegapią tej szansy i zaczną sprzątać w tej naszej stajni Augiasza.
A ponieważ Zbawiciel nie tylko za nas umarł ale i uczył
ludzi czym się różni dobro od zła, ku tym którzy opowiedzieli się po stronie ciemności kieruję inne życzenia. Śmieciom które uważają aborcję za jedną z form antykoncepcji życzę aby zgodnie z popularnymi w tym gronie deklaracjami nie dorobili się potomstwa i nie zaśmiecili puli genowej mieszkańców Polski. Co się tyczy apologetów "uwolnienia konopi", mam nadzieję że jak najszybciej  zglejują sobie mózgi tym barachłem i w przestrzeni publicznej przestaną tumanić nieletnią smarkaterią a śmieszyć ludzi myślących. Zaś agentom wpływu państw ościennych życzę by nażarli się mirabelek, popili je lurą szczawiową i pękli niczym smok wawelski po baranince która poczęstował go szewczyk Dratewka. Dla obserwatorów takiego radosnego widowiska nawet nieuchronnie towarzyszący mu fetor dałby się wytrzymać.
Alleluja!

Stary Niedźwiedź

środa, 20 marca 2013

Wolnościowe dno.

Gdybym miał wybrać słowo które dawniej miało bezdyskusyjnie pozytywną konotację ale ostatnimi czasy w polskim internecie uległo najsilniejszemu przewartościowaniu, nabierając wręcz obelżywego znaczenia, wybór taki byłby banalnie prosty. Poza wszelka dyskusją słowem tym jest "wolność” a sprowadzenie go do rangi obelgi to dzieło istot człekokształtnych które same siebie nazywają „wolnościowcami”.
Człowiekowi o normalnej konstrukcji psychicznej wolność kojarzy się z możliwością zarabiania na swoje i swoich bliskich utrzymanie  bez zbójeckich podatków i idiotycznych uregulowań prawnych powodujących że los uczciwie pracującego człowieka zależy od widzimisię jakiegoś urzędasa, mogącego jedną złośliwa decyzją doprowadzić uczciwego przedsiębiorcę do bankructwa. Drugim równie istotnym filarem wolności jest prawo do wyznawania dowolnych światopoglądu czy religii o ile tylko kultywowanie ich nie stanowi zagrożenia dla normalnego funkcjonowania danego społeczeństwa.
Ale dla tych najbardziej jazgotliwych „wolnościowców” są to bzdety pozbawione większego znaczenia. Bo tak jak dla zapitych szlachciurów z epoki agonii  Rzeczypospolitej „źrenicą wolności” było liberum veto, dla ich dzisiejszych spadkobierców nie ma rzeczy istotniejszych niż swobodny dostęp do narkotyków, „prawo” do jazdy pod wpływem takowych lub alkoholu. Oraz ma się rozumieć adopcja dla par homoseksualnych i "troska o godność kobiety". Tłumacząc to ostatnie pojęcie z postępackiego na polski wojujący o ,ową godność pierwszy moralny cwel III RP ma na myśli skrobankę na życzenie, opłacaną rzecz jasna przez ogół ubezpieczonych.
Jak wiec Szanowni Czytelnicy mogli się przekonać, o tak zwanych „wolnościowcach” mam wyrobioną opinię i nic nie wskazuje na to abym musiał ją zmienić w dającej się przewidzieć przyszłości. Ale w gronie tym pierwszą między równymi jest osoba która nieustannie mnie zadziwia. Bowiem ile razy wydaje się że już niczego głupszego lub podlejszego powiedzieć się nie da, wystarczy poczekać tydzień czy dwa na kolejną złotą myśl jej autorstwa.
Czcigodna Flavia podjęła ostatnio trud przedstawiania w kolejnych odcinkach swojej kroniki zatytułowanej „Newsy z Zielonej Wyspy” łajdactw (nie)rządu MAK Donalda. I po jednym z nich można było przeczytać komentarz o treści:
Panie, Panowie (a także niektórzy czytelnicy tego bloga, których nie wymienię z nicka) - lepiej zapomnijcie o lojalności wobec Polski. Bo Polska to już NIE my...
Moja prababcia prowadziła dom a edukację zakończyła na szkole podstawowej. Ale nie miała cienia wątpliwości że "Priwislinskij Kraj" i jego generał-gubernator z Polską nie mają nic wspólnego.
Mój dziadek w czasach II RP pozostawał w politycznej opozycji wobec sanacji. Ale aż do swojej śmierci w Dachau ani na moment nie obraził się na Polskę.
Mój ojciec ponad połowę swojego życia przeżył w tak zwanej PRL. I nigdy do głowy by mu nie przyszło mylić jej z Polską.
Ja też nie utożsamiam Tusklandii i rządzącej nią koalicji partii zagranicy plus zawodowej politycznej prostytutki z suwerenną Polską, będącą na miarę swojego potencjału podmiotem polityki międzynarodowej. A nie jedynie przedmiotem politycznych targów między Niemcami a Rosją.
Nawet wśród przedwojennych komunistów można było znaleźć i takie osoby jak Marian Buczek. Który wprawdzie większość międzywojennego dwudziestolecia przesiedział w więzieniach ale we wrześniu 1939 zginął z karabinem w ręku walcząc z Niemcami.
Tym razem puenty nie będzie. Bowiem nie mam zamiaru wyważać otwarte drzwi i dodatkowo obrażać inteligencję Szanownych Czytelników.
Przez dwa najbliższe dni nie będę miał dostępu do internetu. Dlatego odpowiedzieć na komentarze będę mógł dopiero w najbliższą sobotę po południu.

Stary Niedźwiedź

piątek, 15 marca 2013

Papież Franciszek Pierwszy

Bezdyskusyjnie najważniejszym wydarzeniem mijającego tygodnia jest wybór dokonany przez konklawe. Papieżem został arcybiskup Buenos Aires, kardynał Jorge Bergolio.
Zarówno prośba o modlitwę w jego intencji podczas pierwszego kontaktu z wiernymi jak i doniesienia z Argentyny wskazują że jest to człowiek skromny, mądry i po prostu dobry.
Jako wierny innego kościoła chrześcijańskiego oczywiście nie wysuwam pod adresem nowego papieża jakichkolwiek postulatów bowiem byłoby to z mojej strony niczym nie uzasadnione. Tym nie mniej muszę podkreślić że wręcz z „żądaniami” zdążyli już wyjechać zajadli ateotalibowie, w swej bezdennej głupocie i bezczelności domagający się wręcz aby zwierzchnik Kościoła Rzymskokatolickiego zaaprobował na przykład aborcje czy „śluby” osób tej samej płci. Po pismackiej hołocie III RP czy eurokołchozu można się spodziewać dosłownie wszystkiego. Ale wybryk prezydent Argentyny która swojemu rodakowi już zdążyła zmyć głowę za potępienie „homoadopcji” świadczy o tym że nie tylko w Polsce czy Stanach Zjednoczonych w epoce mediokracji prezydentem może zostać byle kto. Bo media są w stanie wylansować każde zero.
Jak nie raz już pisałem, nie jestem zwolennikiem ekumenizmu w teologii. Bowiem wszelkie próby klajstrowania na siłę różnic doktrynalnych kończyć się muszą wysmażeniem jakiegoś kompromisu na tyle pokracznego że na dobrą sprawę nie satysfakcjonuje on wiernych żadnej ze stron. Ale widzę głęboki sens ekumenizmu we współdziałaniu tam gdzie to jest możliwe w kwestiach „ziemskich”. Doskonałym przykładem jest szwajcarski „oddolny ekumenizm” na szczeblu parafii, w jakim od dłuższego czasu uczestniczą tam kalwini i katolicy. Organizujący wspólnie różne akcje charytatywne i zapraszający do wygłaszania kazań w swoich świątyniach duchownych drugiej strony. I nikt tam nie pyta żadnej „góry” o pozwolenie bowiem Szwajcarzy od ponad sześciuset lat są przywiązani do swojej wolności. Której nie mylą z kopulacją na haju z kim popadnie i sięganiem po aborcję gdy nastąpi „wpadka”. Jak mają to w zwyczaju grasujące w polskiej blogosferze moralne śmiecie z takim upodobaniem wycierające sobie gęby słowem „wolność”.
Na tej samej zasadzie rzec jasna nie oczekuję aby nowy papież dokonał jakiegoś trzęsienia ziemi w sferze doktrynalnej Kościoła Rzymskokatolickiego bo jest rzeczą pewną że nic takiego nie nastąpi . Ale wyrażam nadzieję (tyle w końcu mi wolno) że Franciszek Pierwszy dobitniej niż miało to miejsce do tej pory będzie nazywać moralne dno po imieniu oraz głośniej zaprotestuje przeciwko prześladowaniom chrześcijan na całym świecie czy bezczelnym próbom rugowania krzyża w kręgu cywilizacji europejskiej z przestrzeni publicznej.
I przyłączę się do modlitwy za nowego biskupa Rzymu. Bo wedle wszelkich znaków na niebie i ziemi warto jest się za niego pomodlić.

Stary Niedźwiedź

piątek, 8 marca 2013

Kolejny spektakl medialny.


        Od kilku dni nakręcany jest kolejny spektakl medialny. Nie trzeba szczególnej przenikliwości, by dopatrzyć się zorganizowanej akcji z wykorzystaniem ludzkiego nieszczęścia. Zmarło kilkoro 2-3-letnich dzieci. Nie znane są przyczyny ich śmierci. Jest to jednak pretekstem do kolejnego ataku na pracowników służby zdrowia.
Poprzedni zaobserwowany przeze mnie spektakl miał miejsce w grudniu ub. roku i dotyczył śmierci, która była niestety nieunikniona, a mianowicie na białaczkę.
Spektakl oparty na zrozumiałym ludzkim odruchu współczucia i protestu przeciw śmierci, która przerywa życie tak wcześnie. Oparty na empatii widzów ze zrozpaczonymi rodzicami. Stąd już realizatorzy programów prowadzą widza krótką drogą do szukania winnych. Być może ktoś zawinił. Takie sytuacje się zdarzają. Na razie jeszcze tego nie ustalono.
        Można powiedzieć z pozoru, niech ich śmierć nie pójdzie na marne, niech inne dzieci mają lepszą opiekę. Podejmijmy jednak rozmowę racjonalną i opartą na faktach a nie powoływanie komisji pod publiczkę przez wyciągniętego jak z kapelusza na tą okazję min. Arłukowicza. Logiczny wniosek nie podchwycony przez nikogo brzmi w takiej sytuacji, że przez rok rządów ministra brak było normalnych procedur postępowania wyjaśniającego, skoro trzeba powoływać komisje o statucie specjalnym.
        Jak słusznie zauważył w jednej z dyskusji telewizyjnych Dr Radziwiłł – szef Izby Lekarskiej – w stanach nagłych postępowanie w służbie zdrowia musi być takie jak w straży pożarnej. Całkowicie się z tym zgadzam mimo użytej przez niego demagogicznej, błędnej i szkodliwej argumentacji, że służba zdrowia nie może być dochodowa i musi być państwowa. Tak nie jest, ale to osobny temat.
Dr Bukiel wniósł cenne spostrzeżenie, że panuje błędny dogmat, że służba zdrowia musi być tania i oferować wszystko za darmo. Nie pozwolono mu na rozwinięcie tematu, bo rozmowę skierowano na szukanie błędów w rozmowie dyspozytora. To tylko jeden z programów telewizyjnych i radiowych.
        Pomijam istotny wątek jak wiele stracą pacjenci dzięki przekazywaniu przez rząd pieniędzy na pomoc finansową dla kryzysu w strefie Euro czy dzięki ratyfikacji w ub. tygodniu paktu fiskalnego.
Nie trudno sobie wyobrazić, że musi to pociągnąć następstwa również w postaci gorszego leczenia i szybszej śmierci wielu Polaków w każdym wieku. To osobny temat.
Pomijam też wątek wprowadzania szumu medialnego dla permanentnego wyciszania wydarzeń ważnych w skali Polski, Europy i Świata.
Pominę niestosowność żerowania na śmierci.
        Chcę zwrócić uwagę na ugruntowywanie przy okazji takich akcji stereotypów myślowych, swego rodzaju myślenia życzeniowego i postaw roszczeniowych w dziedzinie ochrony zdrowia.
Proszę wybaczyć banalność stwierdzeń, ale to przekłamania w tych kwestiach były podstawowymi tezami dyskusji w mediach.
-Śmierć dzieci mimo postępu medycyny ma niestety miejsce nierzadko w skali kraju.
-Często miejsce ma splot wielu niekorzystnych czynników.
-Stan pacjenta jest zmienny. U małych dzieci te zmiany są szczególnie dynamiczne.
-Lekarze nie są nieomylni a medycyna doskonała.
-Pacjenci też nie są nieomylni co wpływa na postępowanie nawet jeśli bierze się to pod uwagę.
-Dyspozytorzy nie mają nieograniczonych ilości karetek.
-Większość nagłych zachorowań nie wymaga transportu medycznego ani hospitalizacji.
-Transport własny jest szybszy niż karetka pogotowia.
-Wizyty domowe muszą kosztować więcej niż wizyta u lekarza niezależnie jak nie zorganizujemy opieki zdrowotnej.
-Standardy postępowania mają dobre i złe strony. Do złych należą nieuniknione uprzedmiotowienie pacjenta i niedostosowanie do jego choroby. W stanach nagłych standardy mają przewagę zalet.
        Dlaczego podkreślam te kwestie? Nie dla piętnowania zakłamania mediów. Chodzi mi o ich negatywny wpływ na decyzje pacjentów, na ocenę sytuacji, kontakt z pracownikami służby zdrowia, na oczekiwania, zaufanie i krytycyzm ponieważ również od tego zależy ich zdrowie.

P.S. Ponieważ od poniedziałku, kiedy napisałem tekst minęło kilka dni to dla uzupełnienia dodam:
  1. Z czterech nagłośnionych przez media uchowała się jedna. Widocznie wbrew intencjom dziennikarzy i ich zawiadowców gołym okiem było widać, że nie da się nawet przy najlepszych chęciach do niczego doczepić. Taka jest brutalna prawda, że ludzie umierają, że również dzieci umierają, że nie można im niekiedy pomóc.
  2. Druga brutalna prawda jest taka, że nie ma ludzi nieomylnych, systemów 100% sprawnych i że często o naszym losie decyduje przypadek. Z czterech afer została jedna, w której media kreują winę dyspozytora pogotowia ratunkowego. W świetle odtwarzanej rozmowy stan dziecka był bardzo poważny i powinien wysłać zespół. Nie znamy wszystkich okoliczności sprawy i pewnym jest, że polskie media nie są w stanie ich zebrać, bo to niemedialne mówić o faktach. Kogo obchodzą szczegóły na podstawie których można mówić o winie dyspozytora. Czy miał karetkę do dyspozycji, gdzie się znajdowała, jakie miał instrukcje odgórne, jakie były inne oczekujące zgłoszenia?
  3. Sprawa nie została jeszcze wyjaśniona tymczasem już wiadomo na co pójdą pieniądze w coraz szczuplejszym budżecie służby zdrowia. Przecież nie na leczenie ludzi. Pójdą na szkolenia u towarzysza Owsiaka co tak pięknie gra. Dla polityków nawet śmierć dzieci jest pretekstem do prowadzenia kampanii propagandowej i przydzielania kontraktów kolesiom.
  4. Wniosek nasuwa się niezależnie od kwestii winy czy niewinności, popełnionych błędów czy splotów okoliczności. Wniosek jest taki, że państwo powinno ograniczać swoje działania w dziedzinie służby zdrowia ponieważ jest mniej wydolne od działań prywatnych podmiotów, a gorsza sprawność systemu prowadzić może do ofiar.

Marek Jeden Taki

niedziela, 3 marca 2013

Septalog, przyzwoitość, thatcheryzm

Do napisania tych uwag skłoniło mnie wspomniane już na „Antysocjalu” małżeństwo moich przyjaciół które mam przyjemność znać od prawie czterdziestu lat.
Obydwoje pod względem światopoglądowym sytuują się na pograniczu ateizmu i agnostycyzmu. Dawniej mówili że nie wierzą w istnienie żadnej istoty nadprzyrodzonej. Ale odkąd co nie co zainteresowali się Big Bangiem i jego fizyczno – filozoficznymi konsekwencjami, ich stanowisko złagodniało. W końcu obydwoje są absolwentami polibudy a nie jakiegoś operetkowego uniwersyteckiego wydziału więc w „wieczne” materię, energię, czas i przestrzeń przestali już wierzyć. Pozostawiając żarliwszą niż najbardziej ortodoksyjny islam wiarę w tę „wieczność” wojującym ateotalibom. Wspomnieli mi swego czasu że w takim razie musi istnieć „coś jeszcze” ale nie wnikają w tego „cosia”. Koniec końców nie mają takiego obowiązku.
Krzyż w szkole, szpitalu czy urzędzie nie robi na nich najmniejszego wrażenia. Jak powiedział mi przyjaciel, podczas pobytu w szpitalu widok jak to określił niebrzydkiego przedmiotu z drewna i metalu nie wywoływał w nim jakichkolwiek emocji negatywnych. A już tym bardziej drgawek bowiem jak sam to nazwał, nie jest dzikusem z serca dżungli ani uciekinierem ze szpitala psychiatrycznego pokroju Środy czy Szczuki..
Gdy ich dziecko chodziło do szkoły, ustalili z katechetą że nie będzie ono oceniane ani odpytywane na lekcjach ale obecne na zasadzie wolnego słuchacza. Bowiem podstawowe informacje o „założeniach teoretycznych” religii wyznawanej przez ponad połowę Polaków najzwyczajniej  w świecie mu się przydadzą. Jako istotny element polskiej obyczajowości i kultury. Katecheta był inteligentnym człowiekiem i umowy dotrzymał nie próbując dziecka na siłę nawracać.
Wigilia u nich ma bardzo podobny przebieg jak w innych polskich domach. Mowy nie ma o takich wygłupach jak przedstawione przez mistrza Bareję obchody tego święta za czasów PRL w kręgach milicyjnych. Kiedy to goście upewnili się którego dnia gospodarze ją obchodzą a przy stole podzielono się jajkiem a następnie wzięto za konsumpcję golonki w piwie. W domu o którym piszę na stole pojawiają się identyczne potrawy jak u praktykujących katolików a po wieczerzy słucha się kolęd. Bo dla nich są to elementarne składniki polskiej kultury i tradycji. Jedynie opłatek pochodzi z supermarketu.
Gdy kiedyś wdaliśmy się w dyskusję na tematy obyczajowe, obydwoje powiedzieli mi że gdy w telewizji pokazana jest jakaś pedalska „parada” z podskakującymi nagimi zboczeńcami, czym prędzej sięgają po pilota aby tego syfu nie oglądać bo to grozi zwymiotowaniem. Tak samo kiedy w rozmowie pojawił się tematyka około aborcyjna, nie mieli wątpliwości że jest sprawą (przynajmniej dla nich) oczywistą że antykoncepcji nie wolno reglamentować z pobudek religijnych. Ale już aborcja winna być dopuszczona dla ratowania życia matki ale na pewno nie wtedy gdy jakaś (tu padło słowo na literę K) nie raczyła pomyśleć o antykoncepcji albo była zaćpana w nomen omen dym i nie wiedziała kto korzysta z jej szczodrobliwości. Więc o ojcostwo można teoretycznie podejrzewać wszystkich uczestników imprezki płci męskiej. A istotę męskokształtną która wysyła taką dziwkę na skrobankę i łaskawie zwraca połowę kosztu albo niekiedy i cały (ma panisko gest!) nazwali rzeczownikiem zaczynającym się od litery G.
Wtedy spytałem ich co sądzą o Dekalogu zredukowanym do części „cywilnoprawnej” czyli pozbawionego trzech pierwszych „boskich” przykazań. W odpowiedzi usłyszałem że są tam nakazy które powinien honorować każdy przyzwoity człowiek. A religia nie ma tu nic do rzeczy. Bo nie widzą przeszkód aby tymi zasadami kierował się chrześcijanin, ateista, buddysta czy konfucjanista o ile tylko nie jest łobuzem. Oczywiście luzaczka jarającego marychujanę aby coś sobie przestawić w baranim łbie uważają za narkomana. Pani domu powiedziała że jeśli ktoś musi się najarać aby słuchać „muzy” to owa „muza” nie jest muzyką lecz jakimś koszmarnym barachłem. A opowieści iż po narkotykach seks dostarcza niezapomnianych wrażeń sugerują że zamiast się nawalać jakimś łajnem taki Romeo nie mogący figlować ze swoją Julią na trzeźwo powinien jej zafundować pomoc chirurga plastycznego.
Co się tyczy sfery gospodarczej, zgadzają się że sam fakt państwowej własności jakiegoś podmiotu gospodarczego praktycznie musi rodzić jego nieefektywną działalność. Ale z drugiej strony są podmioty które nie mogą wpaść w obce łapy gdyż grozi to utratą suwerenności. O „złotej akcji” nie wiedzieli ale po usłyszeniu o zasadzie jej funkcjonowania stwierdzili że sam pomysł jest genialny w swej prostocie i zabezpiecza egzekwowanie racji stanu. O tym że relatywnie niskie podatki z jednej strony stymulują rozwój gospodarki a z drugiej maksymalizują wpływy do budżetu z tego tytułu rzecz jasna wiedzieli. Oczywiście zgodzili się z poglądem że do obowiązków państwa należy też  troska o stwarzanie sprzyjających warunków dla zdobywania przez młodzież wykształcenia pozwalającego w przyszłości podjąć pracę zarobkową. Czyli szkolnictwo zawodowe jest konieczne zaś wszelkie „europeistyki” i inne tego typu bambusologie nie powinny otrzymać z budżetu ani grosza. Jeśli jacyś idioci chcą to studiować i potem obsługiwać mopy, niech to robią za własne pieniądze. Jak Szanowni Czytelnicy zdążyli się już zorientować, przyjaciel przedkłada sugestywność przekazu nad dbałość o jego wersalską formę więc nie muszę tłumaczyć za co proponował on powiesić „refornatora” Buzka. Odnośnie groźby zapaści demograficznej, obydwoje byli zgodni że działania zapobiegające są takim samym obowiązkiem państwa jak w przypadku pewnej części ciała jest nim wydalanie metabolitów. W końcu obydwoje są inżynierami a nie jakimiś matołami po którymś z operetkowych wydziałów uniwersytetu (na pewno do tej kategorii nie zaliczę nauk ścisłych czy przyrodniczych). Którzy spytani ile równa się dwa razy dwa odruchowo odpowiadają że to nie jest wcale oczywiste.
.Gdy na koniec usłyszeli ode mnie że z takimi poglądami spełniają wszystkie moje istotne kryteria bycia konserwatystami, zrobili karpia. I gorąco zaprotestowali przeciwko takiemu ich zaszeregowaniu mówiąc że dla nich świat nie zaczyna się i zarazem nie kończy na damskiej pupie. Przy jednoczesnym analfabetyzmie ekonomicznym.
Ale wtedy  zwróciłem im uwagę w rękach jakich opcji politycznych znajduje się w Polsce tak z 95% mediów i jacy „lalkarze” te kukiełki animują. I obiecałem podrzucić biografię Żelaznej Lady aby dowiedzieli się że konserwatyzm nie ma nic wspólnego z jakąś karykaturalną bigoterią w stylu molierowskiego Świętoszka a zarazem wiedzą o gospodarce na poziomie jednokomórkowców. Odpowiedzieli że muszą to spokojnie przemyśleć. Kiedy spotkaliśmy się mniej więcej po miesiącu a oni zapoznali się z lekturą, usłyszałem że w zasadzie zgadzają się aby nazwać ich thatcherystami. Bo nie znieśliby gdyby ktoś kojarzył ich z opętanym  którego nazwisko jest imieniem. Z zastrzeżeniem że jako syntetyczny zbiór zasad moralnych akceptują „Septalog” a nie Dekalog.
W mojej ocenie są oni przedstawicielami znacznie szerszej grupy społeczeństwa niż na pozór mogłoby to się wydawać. Nie zdziwiłbym się gdyby okazało się że tacy ludzie stanowią z kilkanaście procent ogółu wyborców. Bo w gronie ludzi niewierzących moralne gówno, aczkolwiek krzykliwe i nadreprezentowane w będących na ich usługi merdiach a w necie wyjące o skrobance na żądanie i „uwolnieniu konopi”, wcale nie jest tak liczne jak by to się mogło po czynionym przez nich hałasie wydawać. A obecnie po prostu ci niewierzący tradycjonaliści nie mają na kogo głosować, co najwyżej sporadycznie mogą się pofatygować do lokali wyborczych aby zagłosować przeciw komuś.
Więc należy wyraźnie wyartykułować że akceptacja Septalogu wystarczy aby w sferze szeroko rozumianej moralności człowieka który się do tych zaleceń stosuje uznać za przyzwoitego. Tudzież skończyć z bełkotem o znaku tożsamościowej równości jaki rzekomo łączy pojęcia Polak oraz katolik. Że już nie wspomnę o idiotyzmach ograniczających prawicowość tylko i wyłącznie do spraw dotyczących najpiękniejszego daru Pana Boga. A od takiej kanapy obłąkanych, również przesadnie nagłaśnianej w merdiach z oczywistych powodów (nadredaktor i spółka nawet nie muszą tym użytecznym idiotom za straszenie ludzi płacić) , trzeba się kategorycznie odcinać.
Ale żyjemy w Polsce a nie w jako tako normalnym kraju w którym ten szacowany przeze mnie na kilkanaście procent elektorat natychmiast zostałby przez prawicę zagospodarowany więc jestem bardzo umiarkowanym optymistą.

Stary Niedźwiedź