Wśród grasujących w polskim internecie
zoologicznych ateotalibów chyba najbardziej odrażającym indywiduum jest depozyt
nicku „pkanalia”. Rzekomo były terapeuta uzależnień którego „karierę
terapeutyczną” brutalnie przerwał okrutny sąd skazując go w procesie
„narkotykowym” na karę więzienia bez jej warunkowego zawieszenia. Nie ogranicza
się do wręcz zoologicznej nienawiści do Kościoła Rzymskokatolickiego, będącego
w jego chorej imaginacji „okupantem Polski”. Jest również apostołem wolności
palenia marihuany którą uważa za „nieszkodliwą używkę” a więc coś z tej samej
półki co kawa lub herbata. Za to narkotykiem zawsze jest dla niego alkohol,
niezależnie od sposobu i ilości w jakich jest używany. Gdy swego czasu czcigodna
Flavia (oczywiście pozdrawiamy serdecznie) napisała że ona nie da się namówić na żadne narkotyki, miał czelność
spytać ją czy nawet w sylwestrową północ nie wypije łyczka szampana. Za
najważniejszy atrybut szacunku jakim powinny być darzone kobiety uważa ich
„prawo” do aborcji na żądanie. Sam zresztą przyznał się do pomocy (również i finansowej) w przerwaniu ciąż których ponoć był współsprawcą. Biorąc pod uwagę z jakimi zdzirami się zadaje, w kwestii jego ojcostwa można mówić wyłącznie o akcjonariacie. I to mocno rozproszonym bo mówienie o monopolu w tych przypadkach jest absurdem. Podkreślał przy tym z dumą że „katole” czy
konserwatyści do takiej szlachetności nie byliby zdolni. Jak widać, do
zlasowanego „zielem” czegoś co dawno temu było ludzkim mózgiem, nie dociera że
mężczyzna o wywiedzionym z chrześcijaństwa systemie wartości (niezależnie od
tego czy jest człowiekiem wierzącym czy nie), brzydziłby się nawet podać rękę
szmatom gotowym w razie nieplanowanej ciąży dokonać aborcji. A w takim właśnie towarzystwie obraca się ów osobnik o którym jedna z komentatorek napisała że porządna kobieta brzydziłaby się nawet na niego nasikać. Jego najnowsza metresa, niejaka „Julianne”,
wręcz się tymi dokonanymi przez siebie aborcjami szczyci. Swego czasu na blogu przez nas odwiedzanym, indywiduum
to z wręcz zadziwiającą żarliwością wmawiało blogmasterowi i jego gościom że homoseksualizm więzienny
nie jest żadnym homoseksualizmem a jedynie „formą zastępczą”. No cóż, wygląda
na to że upiory przeszłości nie dają mu spokoju skoro z maniakalnym uporem do
tej tematyki wciąż powraca. Darujemy szanownym Czytelnikom dalsze rozważania w kwestii powodu takiej obsesji.
Osobnik ten niedawno popisał się pomysłem
zmiany przeznaczenia budynku warszawskiej Świątyni Opatrzności Bożej:
Oczywiście jedną z propozycji był lokal z
tańcem na rurze a w dyskusji padały brednie o okradaniu ogółu Polaków poprzez
dopłacenie z budżetu 6 milionów złotych
na budowę tej świątyni. Półpiśmienna dziewka, wybierająca się na Sorbonę na
„studia genderowe” (najwidoczniej nie jest w stanie pojąć że aby studiować na
Sorbonie, trzeba po francusku mówić, czytać i pisać a nie jedynie „umieć”),
popisała się komentarzem:
„Podoba mi się pomysł pierwszy, drugi i
trzeci, ale obawiam się, ze ten trzeci pomysł odnośnie centrum medytacji
wywołałby wrzask konserw i moherowych beretów, więc nie wiem czy byłoby to
miejsce nadające się do medytacji, jeśli za oknem są wrzaski jakiś barnów.
A ten kościół to był czynny chodzi mi o to
czy rzeczywiście odbywały się tam msze i inne udziwnienia;-)?
Pozdrówki ;-)”
A poniżej:
„@pkanalia
I tu się całkowcie z tobą zgadzam . Nie
podoba mi się to ,ze z moich pieniędzy budowane sa jakieś kościoły ,ale przede
wszystkim ,że księża mają emerytury od państwa niech sobie sami zarabiają na
siebie .”
Dlatego aby rozprawić się z
rozpowszechnianymi przez ateotaliban kłamstwami na temat tego ileż to budżet III
RP dopłaca do Kościoła Rzymskokatolickiego, zajęliśmy się tym tematem.
Nie sposób pominąć
też faktu że wcześniejszą prowokacją ze strony wzmiankowanego osobnika było
umieszczenie w jego przybytku fotki przedstawiającej nagą dziwkę w nakryciu
głowy zakonnicy i z krucyfiksem w zadku. A gdy na blogu Dibeliusa (pozdrawiamy
serdecznie) TF zwrócił uwagę na bezdenne gówniarstwo takiej prowokacji, kanalia
rżnęła głupa „tłumacząc” że damska pupa może ten krucyfiks „dowartościować”.
Linku do tej fotki podać nie możemy bowiem delikwent sam nieostrożnie
manipulując przy swoim przybytku (gówno chamowi nie blog), szczęśliwie wypompował niemal
całe to szambo wywalając w niebyt swoje wymiociny sprzed lutego 2014.
Jednym słowem,
postanowiliśmy z jednej strony zrewanżować się grafiką, która w sposób nieco ironiczny
obrazuje siedlisko kanalii, bowiem nawet dla takiego czegoś jego własna nora zapewne
przedstawia jakąś wartość. A z drugiej strony, już na poważnie, pokazać
ateotalibańskim przygłupom, jaka była skala grabieży majątku kościelnego przez
zbrodnicze komunistyczne państwo i dać do myślenia, czy gdyby oni w sposób
bezprawny zostali pozbawieni swojej własności, to nie oczekiwaliby
sprawiedliwego zadośćuczynienia za poniesione krzywdy. Cóż, nie sądzimy aby jedno
z drugim w swojej ślepej nienawiści, potrafiło się zdobyć na odrobinę
obiektywizmu, ale może choć jeden z rozlicznych heroldów postępu przypadkiem
zajrzy do „Antysocjala”, dozna iluminacji i odzyska zdolność do rozsądnego
myślenia.
Generalny atak na
Kościół nastąpił wraz z końcem lat czterdziestych XX w. Wówczas podjęta została
decyzja o pozbawieniu go materialnych podstaw działania. Pierwszym krokiem była
likwidacja dzieł charytatywnych Kościoła. Na podstawie ustawy z 28 października
1948 r. o zakładach społecznych służby zdrowia upaństwowiono wszystkie
kościelne szpitale. 23 stycznia 1950 r. poddano pod przymusowy państwowy zarząd
cały majątek znajdujący się we władaniu kościelnej Caritas i jej ogniw. 8
stycznia 1951 r. weszła w życie ustawa o przejęciu aptek na własność państwa –
w tym licznych prowadzonych przez zakony.
20 marca 1950 r.
komunistyczny Sejm przyjął ustawę "o przejęciu przez państwo dóbr martwej
ręki, poręczeniu proboszczom gospodarstw rolnych i utworzeniu Funduszu
Kościelnego”. Stanowiła ona że upaństwowieniu bez odszkodowania podlegać będą
nieruchomości ziemskie Kościoła i innych związków wyznaniowych, leżące poza
granicami miast. Jako nieruchomość ziemska traktowana była cała ziemia wraz z
budynkami gospodarczymi oraz mieszkalnymi służby rolnej.
Obszar nieruchomości, jakie posiadał
Kościół Katolicki w Polsce przed 1939 r. (w dwóch swych obrządkach rzymsko- i
greckokatolickim) wynosił 377 tys. 885, 4 ha. Po utracie ziem wschodnich
Rzeczpospolitej na skutek ich okupacji przez Armię Czerwoną w 1939 r. oraz
decyzji o zmianie granic podjętej przez mocarstwa w 1945 r., Kościołowi
pozostało 168 tys. 963, 9 ha. Chodzi tu o tzw. ziemie dawne, czyli te, które i
przed o po wojnie należały do Polski.
Wynika stąd, że na skutek przejęcia
poważnej części terenów państwa polskiego przez Związek Radziecki, osoby prawne
Kościoła katolickiego utraciły bezpowrotnie 208 tys. 921,5 ha, czyli ponad
połowę swego stanu posiadania.
Na poniemieckich ziemiach zachodnich
i północnych (tzw. ziemie odzyskane), gdy weszły one w skład państwa polskiego,
Kościołowi katolickiemu (i innym związkom wyznaniowym) pozwolono na objęcie
części nieruchomości po Kościołach niemieckich. Dekret z 8 marca 1946 r.
przyznawał znajdujące się tam mienie należące do niemieckich instytucji
publicznych, uznawanym przez PRL osobom prawnym prawa publicznego. W ten sposób
traktowany był w pierwszym okresie i Kościół. W świetle spisów z lat 1948/49 obszar
nieruchomości będących w użytkowaniu kościelnych osób prawnych na tych terenach
wynosił 33 tys. 334 ha.
Bezpośrednio po wojnie, na terenie
Polski w jej nowych granicach Kościół katolicki władał 202 tys. 297, 9 ha
nieruchomości ziemskich. Polskie władze komunistyczne nie przystąpiły od razu
do ich konfiskaty. Dekret promoskiewskiego, agenturalnego Polskiego Komitetu
Wyzwolenia Narodowego o reformie rolnej z 6 września 1944 r. stwierdzał, że o
położeniu prawnym nieruchomości należących do Kościoła ma zadecydować Sejm
Ustawodawczy. PKWN ograniczył się do przejęcia lasów stanowiących własność
instytucji kościelnych. Zagarnięte zostały działki leśne o powierzchni powyżej
25 ha, włącznie z nieruchomościami tam się znajdującymi.
Ustawa o dobrach martwej ręki stanowiła
(art. 8), że dochody pochodzące z przejętego majątku kościelnego miały być
przekazywane na rzecz powołanego wówczas Funduszu Kościelnego. Był to jednak
zapis martwy, a od samego początku Fundusz czerpał potrzebne mu środki z
budżetu państwa. Zgodnie z ustawą Fundusz Kościelny miał służyć utrzymaniu i
odbudowie kościołów, finansowaniu kościelnej działalności
charytatywno-opiekuńczej, udzielaniu duchownym pomocy materialnej i lekarskiej,
organizowaniu dla nich domów wypoczynkowych oraz ubezpieczeniu zdrowotnemu
duchownych w uzasadnionych wypadkach. Przewidywał także ubezpieczenie
emerytalne tych księży, którzy kwalifikowani byli przez władzę jako
"społecznie zasłużeni". Systemem ubezpieczeń społecznych objęto
wyłącznie duchownych-kolaborantów, działających np. w Komisji Księży przy
ZBOWID bądź w państwowym Zrzeszeniu Katolików "Caritas". Stanowili
oni w szczytowym okresie najwyżej ok. 10 % ogółu duchownych.
W praktyce większość zadań nałożonych
na Fundusz w ustawie o dobrach martwej ręki nie była wypełniana, natomiast
przez cały okres komunistyczny Fundusz Kościelny służył finansowaniu
działalności antykościelnej oraz premiowaniu duchownych lojalnych wobec reżimu.
A dysponując dość sporymi środkami – rzędu kilkudziesięciu milionów złotych
rocznie - stał się wygodnym narzędziem realizacji polityki wyznaniowej
totalitarnego państwa.
W 1989 r. polskie państwo uznało swoją winę wobec Kościoła i
zadeklarowało wolę naprawienia krzywd. Prawny wyraz tej decyzji znalazł się w
uchwalonej przez Sejm 17 maja 1989 r. ustawie o stosunku państwa do Kościoła
katolickiego. Jej przepisy rozstrzygały o sposobie przywracania w postępowaniu
regulacyjnym własności upaństwowionych nieruchomości kościelnych. W celu
rewindykacji tych nieruchomości utworzono Komisję Majątkową, składającą się
zarówno z przedstawicieli Kościoła, jak i państwa. Warto zaznaczyć, że zwrotowi
podlegały tylko te nieruchomości, których przejęcie nastąpiło z pogwałceniem
wprowadzonego przez samych komunistów prawa, bądź bez jakiegokolwiek tytułu
prawnego. Była to sytuacja odmienna niż w innych krajach postkomunistycznych,
np. w Czechach, gdzie zdecydowano się oddać Kościołowi wszystko co mu zabrano.
W sumie, Komisja Majątkowa w trakcie swej dwudziestoletniej
działalności przywróciła bądź przekazała jako mienie zamienne osobom prawnym
Kościoła katolickiego nieruchomości o powierzchni 65 tys. 705,2 ha. Ponadto na
mocy prawomocnie zakończonych postępowań sądowych Kościołowi zwrócono
nieruchomości o powierzchni 29 ha. Oprócz tego w wyniku działalności Komisji
Majątkowej do osób prawnych Kościoła katolickiego powróciło 490 budynków i
lokali oraz skarb państwa przekazał im 140 mln 326,8 tys. zł. tytułem
odszkodowań. Dodając do tego ziemie użytkowane w okresie PRL, a później
uwłaszczone, można wyliczyć, że łączna suma rewindykowanych nieruchomości
ziemskich Kościoła wyniosła 115 tys. 714,7 ha. W efekcie tego procesu na tzw.
ziemiach dawnych (tych co przed i po wojnie należały do Polski) zwrócono
Kościołowi katolickiemu 56,9 % zabranych nieruchomości ziemskich, a na terenie
całej Polski (w obecnych jej granicach) - 69,2 %
Z wyliczenia Biura do Spraw Wyznań URM dokonanego w 1994 r.
wynika, że na podstawie ustawy o dobrach martwej ręki państwo przejęło od
Kościoła katolickiego nieruchomości ziemskie o łącznym obszarze około 120 tys.
ha. Od tego należy odjąć to, co Komisja Majątkowa zwróciła lub przekazała jako
grunty zamienne z powodu nienależytego wykonania tejże ustawy (49 tys. 200 ha)
oraz grunty upaństwowione, ale pozostające w rękach Kościoła, z których
proboszczowie mogli otrzymywać dochody (5 tys. 471,2 ha).
Tak więc masę Funduszu Kościelnego powinny stanowić aktualnie - jak precyzyjnie
wylicza w swym raporcie ks. prof. Walencik - nieruchomości o obszarze 65 tys.
329 ha (59 tys. 906,5 ha przeliczeniowych), które nie zostały zwrócone
Kościołowi na terenie ziem dawnych. Przyjmując dochodowość z tzw. hektara
przeliczeniowego wyliczaną przez Główny Urząd Statystyczny w 2011 r. na 2713 zł
(co jest najniższą spośród dostępnych kategorii dochodu z ziemi), łatwo jest
obliczyć, że obecny budżet Funduszu Kościelnego musiałby wynosić 162 mln 526
tys. zł i to tylko dla Kościoła katolickiego.
Tymczasem ateotalibom zupełnie nie
przeszkadza fakt że równocześnie duże pieniądze wydawane są na inwestycje takie
jak:
Na początku 2008 roku gmina wysłała kolejny wniosek o
dofinansowanie do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Uzyskano 800
tysięcy złotych na wykonanie prac zabezpieczających wycenionych na 936 tysięcy
złotych. 50 tysięcy złotych
dołożyła Gmina Wyznaniowa Żydowska w Krakowie, a samorząd lokalny 80 tysięcy.
Oprócz tego otrzymano 20 tysięcy złotych z Sejmiku Województwa Małopolskiego na
opracowanie projektu budowlanego.
W tym roku do Podkarpackiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków
wpłynęło 412 wniosków. Specjalnie powołana komisja pozytywnie oceniła 263 z
nich na łączną kwotę 9 532 000 zł. Na
prace przy zabytkach nieruchomych przeznaczono 7 mln zł, zaś przy obiektach
ruchomych ponad 2,5 mln zł. Z tej
puli 382 tysiące złotych trafi na teren powiatu lubaczowskiego. Największą
dotację, opiewająca w sumie na 100 tysięcy złotych otrzyma gmina Cieszanów na
prace przy miejscowej synagodze.
Rozpisano ponadto przetarg na częściowe prace remontowe
obiektu. Na rzecz synagogi działa, powołane w 2006 roku, Stowarzyszenie
"Przyjaciele Ostrowskiej Synagogi". W styczniu 2007 roku lokalny samorząd przeznaczył prawie milion
złotych na remont synagogi.
Realizacja projektu, a także zagospodarowanie terenu wokół
synagogi ma kosztować około 10 milionów złotych. Cztery miliony zostały
wstępnie zapisane w Regionalnym Programie Operacyjnym na lata 2007-2013. O
kolejne fundusze burmistrz Jarosław Zatorski zamierza też prosić Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Można tak jeszcze długo wymieniać…
Tu problemu w zasadzie nie ma, bowiem protesty
zoologicznego ateotalibanu w rzeczywistości dotyczą tylko tych funduszy państwowych,
które przeznaczane są na Kościół Rzymskokatolicki, ewentualnie inne wyznania
chrześcijańskie. Natomiast cała reszta zwyczajnie ich nie obchodzi. Taka oto
jest wybiórcza troska o grosz publiczny i świecki charakter państwa
prezentowana przez siły postępu.
Nie było słychać słówka sprzeciwu ze
strony ateotalibanu gdy lekką ręką z publicznych pieniędzy wydano 180 mln, na
budowę Muzeum Żydów Polskich. O budowie takiego muzeum można by pomyśleć ale
dopiero gdyby powstały już znacznie bardziej potrzebne, zwłaszcza w warunkach
kompletnego braku zainteresowania przeszłością ze strony młodzieży. Mamy na
myśli choćby należyte udokumentowanie i upamiętnienie zbrodni sowieckich czy
też dokonanych przez ich polską agenturę.
Skoro zatem wedle bardzo ostrożnych
szacunków, mienie swego czasu zrabowane a po dziś dzień nie zwrócone KRK
przynosiłoby wedle dzisiejszych oszacowań roczny dochód 162.5 miliona złotych,
bez naliczania odsetek skarb państwa winien jest KRK za 63 lata obowiązywania
tej ustawy nielichą kwotę około 10.24 miliarda złotych. Dodatkowo dokonajmy
eksperymentu myślowego i przyjmijmy że wszystko to działoby się w cywilizowanym
kraju, w którym obywatele nie są okradani ze swoich oszczędności tak jak
zrobili to swego czasu komuniści a potem Balcerowicz. I wyobraźmy sobie że KRK
co roku dostawałby te 162.5 miliona ( w cenach dzisiejszych) i dopłacał do swojej
długoterminowej lokaty bankowej, oprocentowanej na 3% powyżej inflacji. Wtedy
okaże się że w ten sposób dzisiejszy stan rachunku wyniósłby 30.5 miliarda
złotych.
Inny
„argument” którym ateotaliban wyciera sobie gębę to „porażające” kwoty wydawane
na kapelanów (służby mundurowe, szpitale, więziennictwo etc.). Trudno ale w
kraju demokratycznym, skoro większość obywateli tego po prostu potrzebuje,
gromada świrów swoje liberum veto może sobie wsadzić w tyłek. Teoretycznie
równie dobrze Świadkowie Jehowy mogliby podnosić raban z powodu finansowania z
budżetu krwiodawstwa którego oni przecież nie akceptują, uważając transfuzję
krwi wręcz za zbrodnię. Tyle tylko że oni nie są anarchistami i na porównanie z
profesorkami nienadzwyczajnymi Środą czy Skrzeczyszyn i wszelką pomniejszą
kanalią na pewno nie zasługują.
Tytułem
istotnej dygresji (bo tematem są finanse KRK) należy też dopowiedzieć że inne
kościoły chrześcijańskie są w Polsce traktowane znacznie gorzej niż KRK. W
pewnym mazurskim mieście w czasach PRL zburzono kościół luterański zaś spory
budynek plebanii skonfiskowano. Po zmianie ustroju „w rozliczeniu” pobliska
parafia KEA otrzymała do dyspozycji nieprzesadnie dużą salkę w bloku
mieszkalnym. Ponieważ wierni mogą się w niej pomieścić, pastor odprawiający w
tym filiale co drugą niedzielę nabożeństwo nie wszczynał z tego powodu
postępowania sądowego. Tenże sam pastor przez wiele lat prosił Ministerstwo
Kultury o fundusze na renowację znajdujących się w pościele parafialnym w
Pasymiu organów, doskonałego instrumentu z początków XVIII wieku, dzieła
mistrza uznanego i szanowanego w całych Prusach. Oczywiście nie dostał ani
grosza. Więc w przypływie rozpaczy zwrócił się o pomoc do rządu Niemiec.
Pieniądze otrzymał natychmiast, organy zostały gruntownie wyremontowane i
zdaniem znawców są obecnie jednym z najlepszych takich instrumentów w Polsce. W
Pasymiu od kilkunastu lat odbywają się w lecie cykle koncertów muzyki organowej
i dawnej z udziałem uznanych muzyków z kraju i zagranicy. Więc nie ulega
wątpliwości że fundusze te nie zostały zmarnowane. A przy wejściu do kościoła
znajduje się dwujęzyczna tablica z podziękowaniem dla sponsora, co u wielu
słuchaczy wywołuje mieszane uczucia.
Reasumując,
niech kanalia, krążąca wokół tego czego używa on do myślenia półpiśmienna
dziewka oraz wszelka pomniejsza swołocz wiedzą że bezczelne kłamstwa i
bluźnierstwa kierowane pod adresem działających w Polsce kościołów
chrześcijańskich różnych konfesji spotkają się na „Antysocjalu” z należytą odprawą.
A zarówno w warstwie werbalnej jak i graficznej nie będzie ona aż tak stonowana
jak niniejsza.
Tie
Fighter i Stary Niedźwiedź