Stare powiedzenie mówi że w Polsce praktycznie każda ważna
sprawa może być rozwiązana w sposób normalny lub cudowny. Normalny polega na
tym że Pan Bóg zrobi coś za Polaków. A cudowny ma miejsce wtedy gdy to ci
ostatni zrobią to sami, nie oglądając się
na pomoc z nieba. Zatem informujemy że sprawa Wojciecha Jaruzelskiego trafiła
wreszcie na wokandę, oczywiście w sposób normalny. Co biorąc pod uwagę przed
jakim Sądem odbędzie się proces, w zupełności nas (a chyba i nie tylko nas)
satysfakcjonuje. Zatem pozwalamy sobie załączyć dwa linki. W pierwszym Piotr Gontarczyk, uznany historyk IPN, rzuca
odrobinę światła na cerowanie przez usłużnych pomagierów cnoty tej osoby. http://wiadomosci.dziennik.pl/historia/ludzie/artykuly/458591,wojciech-jaruzelski-falszowal-swoja-teczke-rewelacje-historyka-ipn.html?utm_source=dziennik.pl&utm_medium=bloczek-z-polecanymi-art&utm_campaign=zobacz-takze-rc-red A w drugim Emilian Kamiński wygłasza opinię o tej osobie.
Aczkolwiek nie jest to wypowiedź bywalca przedrewolucyjnego
Wersalu, w warstwie czysto merytorycznej nie mamy do niej zastrzeżeń.
Zacząć musimy od przeprosin za długą
przerwę w publikowaniu kolejnych wpisów. Złożyły się na nią remont mieszkania
Starego Niedźwiedzia (a więc konieczność szczelnego zawinięcia na dłuższy czas w
folie komputera) oraz nawał obowiązków zawodowych Tie Fightera. Bowiem w
próżnujących kapitalistycznych krwiopijców wierzyć mogą jedynie ciotki
stalinówki czy cioty eurokomunistki.
Wielkimi krokami zbliżają się wybory do
Parlamentu Europejskiego. Partie polityczne prześcigają się w… no właśnie w
czym? Obecna elita polityczna już tak jest zaprogramowana że jedyne co potrafi
to wykorzystywać media do szerzenia propagandy sukcesu lub do atakowania swoich
oponentów. Zacznijmy od początku, jaki Polacy mają wybór?
Przypomnijmy że ogólnopolskich
komitetów wyborczych jest dziewięć. Siedem z nich, czyli Platforma Obywatelska,
Polskie Stronnictwo Ludowe, Europa Plus Twój Ruch, Prawo i Sprawiedliwość,
Sojusz Lewicy Demokratycznej-Unia Pracy, Polska Razem Jarosława Gowina i
Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro, nazywane są partiami systemowymi. Gdyż
ludzie je tworzący, poza tzw. Ruchem Podtarcia Palikota uczestniczyli już w
różnych konstelacjach rządowych. Niekoniecznie pod obecnym szyldem - w PO i w PiS
doszło przecież do podziałów. Natomiast jako partie pozasystemowe traktowane są
Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikke i Ruch
Narodowy.
O komitetach „systemowych” nie warto
się zbytnio rozwodzić. Zbyt wysoko cenimy sobie inteligencję naszych
Czytelników aby poświęcać im zbyt wiele uwagi. Więc jedynie w telegraficznym
skrócie przypomnimy ich najistotniejsze cechy i „dorobek”.
Rządząca od 7 lat PO nie przedstawia
jakichkolwiek pomysłów na wyjście z narastającego kryzysu wszystkich dziedzin
życia, od budżetów polskich rodzin poczynając a na jakości służby zdrowia,
szkolnictwa, wymiaru (nie)sprawiedliwości czy stanie finansów publicznych
kończąc. Jako kandydatów do Hyde Parku zwanego Parlamentem Europejskim,
wystawia znanych z nazwiska byłych sportowców (Otylia Jędrzejczak, Roman
Kosecki). Nie mających pojęcia o polityce ale gotowych na komendę podnosić
łapę. Plus tak „zasłużone” postacie jak Mengele polskiego budżetu Jan Vincent
Rostowski czy zamieszany w FOZZ Dariusz Rosati. Szpicel SB Boni jest wisienką
na tym torcie.
O zielonej ladacznicy pisaliśmy nie
raz. Od pań uprawiających nierząd w celach zarobkowych różni się głownie tym że
„za dopłatą” zrobi wszystko. Jej kandydaci to miedzy innymi Jolanta Fedak i
Władysław Kosiniak-Kamysz czyli była i obecny minister pracy. Jesteśmy pewni że
gdyby ministerstwo to zostało zlikwidowane, na rynku pracy nie byłoby gorzej
niż jest obecnie. A co się tyczy nepotyzmu, najlepiej chyba zilustrował to
czcigodny Yarrok (pozdrawiamy serdecznie!) rysując dowcip przedstawiający
rozmowę Kłopotka z Pawlakiem, z następującym dialogiem:
- Walduś, co to jest ten niepotyzm?
- Gieniu, to znaczy że nie po to jesteś
ministrem żeby nie załatwić szwagrowi ekstra posady!
SLD to rehabilitacja PRL i
Jaruzelskiego plus afery typu „węglowej” czy Rywina. Do Europarlamentu
wystawiają byłego piłkarza Żurawskiego, klauna czyli profesor nienadzwyczajną
Senyszyn, Adama Gierka oraz Annę Kalatę która do ZUS nie dopłaciła a nawet
wyciągnęła z niego ponad milion złotych. Pokraczna mieszanka hasła „komuno, wróć!”
i moralności PO.
O komitecie „Europa chlust &
(rzekomo) „twój ruch” najlepiej świadczą jego liderzy. Czyli dający sobie nie w
szyję lecz w goleń magister Kwaśniewski, jego podczaszy a niejednokrotnie i
podstoli Siwiec czy kuglarz a Biłgoraja. A tacy kandydaci jak Kazimiera
Szczuka, Jan Hartman (szef polskiego oddziału tak jadowicie antypolskiej
organizacji jak B’nai B’rith) czy ongiś „warszawski mostowiak” a potem twórca
Puszczy Piskorskiej, nie pozostawiają złudzeń co do „programu” koncentrującego
się na legalizacji handlu narkotykami i przeforsowaniu pedalskich ślubów.
O uciekinierach z PO (Gowin i spółka)
musimy powiedzieć że można podać im rękę (szczególnie pastorowi Godsonowi),
mając pewność że po tej czynności nadal będzie zakończona pięcioma palcami. Jak
na byłych platformersów to bardzo dużo ale my (a chyba i szanowni Goście
„Antysocjala”) stawiamy politykom wyższe wymagania. Zresztą mamy przeczucie
graniczące z pewnością że jest to „jętka jednosezonówka” a najbliższe wybory
krajowe będą oznaczać kres jej żywota. W
zasadzie podobne zdanie mamy o komitecie Zbigniewa Ziobry. Motywacje jego i
jego kolegów secesji z PiS były wprawdzie inne (nie moralne dno Tuska lecz
dyktatura prezesa Jarosława) ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują że
również jest to efemeryda. Co potwierdziły decyzje podobnego do prosiaka
Michała Kamińskiego i Joanny Kluzik-Rostkowskiej którzy bez wahania się
sprzedali.
I czas na PiS. Naszym zdaniem
podstawowymi mankamentami tej partii są jej ewidentnie wodzowski charakter
(równie wodzowska PO to przecież nie partia lecz szajka). Oraz koncentrowanie
się na tym co wódz uważa za najważniejsze, przy znikomym zainteresowaniu
problemami które są ważne dla potencjalnych wyborców PiS. Nie ulega wątpliwości
że to co się wydarzyło w Smoleńsku jest obelgą dla Polaków a sposób postępowania
(nie)rządu Tuska w tej sprawie wyczerpuje znamiona zdrady stanu. Ale skoro
przeciętnemu wyborcy ta tematyka się już przejadła, można co najwyżej ubolewać
nad kondycją moralną rodaków. A w polityce walić jak w bęben w łapownictwo,
sprostytuowanie się wymiaru (nie)sprawiedliwości i zapaść dosłownie każdej
dziedziny życia publicznego. I podawać własne recepty na choć stopniową poprawę
tych mankamentów (gadać o gruntownej sanacji w ciągu jednej kadencji może tylko
skończony oszust). A tego nie widzimy. Więc nie dziwi nas aforyzm Milom, która
kilka lat temu powiedziała że Polacy mają wybór między szajką a sektą.
A jak mają się sprawy w gronie „partii
niesystemowych”, za które uważa się Nową prawicę JKM i Ruch Narodowy?
Na temat nowego produktu JKM obszerną
opinię wygłosił znany blogger posługujący się nickiem Matka Kurka.
Więc ograniczamy się do podania linku
do jego uwag, sami dodając jedynie jedną ale istotną. Twór jest istotnie nowy
ale twórca czyli „agent śpioch” bardzo stary, wręcz już liniejący. I poza
dyskusją stanowiący od wielu lat stały element systemu.
Stawkę zamyka absolutna nowość, a
zarazem jakość na polskiej scenie politycznej, a mianowicie Ruch Narodowy. W
sferze światopoglądowej stojący na straży tradycyjnych wartości, wzbogaconych o
chrześcijańskie korzenie naszego narodu. W sprawach gospodarczych RN opowiada
się za wolnym rynkiem, ale bez tak charakterystycznego dla rządów Tuska,
dyktatu wielkich korporacji. RN obok pewnej normalizacji życia publicznego, optuje
za usunięciem z życia publicznego partii pookrągłostolowych. Oraz wszelkich
przetrwalników dawnego systemu, poutykanych we wszystkich obszarach życia
publicznego, czy gospodarczego, pokroju Kiszczaka, Jaruzelskiego czy Baumana. Zamiast
na sale wykładowe, salony prezydenckie czy do studiów telewizyjnych, powinni oni
wreszcie trafić przed odepchlony z pokomunistycznych dyspozycyjnych szumowin
uczciwy sąd. RN jest też gwarantem zatrzymania kolejnych fal cywilizacji
śmierci i wszelkich zboczeń towarzyszących genderowemu zbydleceniu. Jako
inicjatywa oddolna RN może nieco przypominać „Solidarność”, ale z całą
pewnością nie jest on tak bardzo naszpikowany agentami. Dodatkowo narodowcy
wreszcie odcięli się od staroendeckiej pępowiny. Czyli tyleż bezkrytycznej co
po doświadczeniach II Wojny Światowej i PRL wręcz idiotycznej rusofili. Co
spowodowało że SN zaczął ich traktować jako wiarygodną formację polityczną.
Czas na morał. Jak zagłosujemy?
Gdyby w najbliższą niedziele odbywały
się wybory do sejmu RP, TF zagłosowałby na narodowców. A SN po wzięciu solidnej
porcji leku przeciwko chorobie lokomocyjnej, poparł listę PiS. W myśl zasady że
w ten sposób maksymalnie zaszkodzi PO. Bowiem wbrew urojeniom pewnego
obłąkanego kmiotka, w gronie redakcji nie obowiązuje żaden wymóg
jednomyślności. Ale fakt iż są to wybory do karykatury parlamentu, mającego
mniej więcej tyle do gadania co radziecki w czasach ZSRR, stwarza możliwość
dokonania ciekawego eksperymentu. A mianowicie odrzucenia straszaka
zmarnowanego głosu i sprawdzenia realnego a nie załganego przez lokajskie
sondażownie poparcia dla Ruchu Narodowego. Którego obecność w polskim sejmie
zmusiłaby PiS do zejścia na ziemię i uszczegółowienia swojego programu w
kwestiach istotnych dla przeciętnego zjadacza chleba. Co miałoby dla polskich
spraw zbawienny skutek.
Trollująca pod ostatnim wpisem Starego Niedźwiedzia
ciota komunistka, próbowała opluć pamięć generała Władysława Andersa.
Zapominając że parszywy kundel nie jest w stanie nasikać na wierzchołek
himalajskiego ośmiotysięcznika, choćby zadarł łapę pionowo do góry. Ale summa
summarum czerwony cwel oddał nam przysługę, przypominając o przypadającej 12
maja czterdziestej czwartej rocznicy śmierci Generała. Takiej rocznicy nie
wolno zbyć milczeniem. Więc Stary Niedźwiedź przerwał publikowanie swojego
„fińskiego” cyklu. Który na pewno będzie kontynuowany a wszystko wskazuje na to
że złożą się nań jeszcze trzy odcinki.
Ta wielka postać jest dobrze znana każdemu człowiekowi
który na hasło Polska nie reaguje atakiem histerii i nienawiści. Dlatego też w
niniejszym felietonie postanowiliśmy skoncentrować się na mniej znanych
elementach biografii tego wielkiego Polaka.
Władysław Albert Anders urodził się na terenie
ówczesnego zaboru rosyjskiego 11 sierpnia 1892 w Błoniu, jako syn agronoma
Alberta Andersa, administratora majątków ziemskich i jego małżonki
Elżbiety z domu Tauchert. Obydwoje rodzice byli głęboko osadzeni w tradycji i
wierze Kościoła Ewangelicko – Augsburskiego. Rodzina ojca była pochodzenia
niemieckiego, do Polski przybyła w XVIII wieku z Inflant i całkowicie się
spolonizowała. Poza Władysławem państwo Andersowie mieli jeszcze trzech synów i
córkę. Wszyscy trzej bracia Władysława Andersa byli w okresie międzywojennym
oficerami służby stałej WP, zasłużonymi podczas walk „o niepodległość i
granice” w latach 1919 – 1920 (dwaj odznaczeni Orderem Virtuti Militari).
Po ukończeniu gimnazjum realnego Władysław Anders zgłosił
się do służby w armii rosyjskiej jako jednoroczny ochotnik. Ukończył ją
awansując po zdaniu egzaminu do stopnia chorążego rezerwy. Następnie
przestudiował sześć semestrów na Politechnice Ryskiej. Tam zastał go wybuch I
Wojny Światowej.
Od września 1914 roku służył w 3 Noworosyjskim Pułku
Dragonów, walczącym z Niemcami na rosyjskim froncie zachodnim. Wyróżnił się
brawurowymi akcjami, z których najbardziej spektakularną, był wypad dowodzonego
przez niego oddziału na tyły wojsk niemieckich na wieś Kuchcze (Polesie) w
październiku 1915 r. Wykorzystując zaskoczenie, zaatakował kwaterujący tam
batalion niemiecki, zadając mu duże straty. Awansowany za odwagę do stopnia
podporucznika (1915), a następnie porucznika i rotmistrza. Był trzykrotnie
ranny. W 1916 roku skierowany został na wojenny kurs Akademii Sztabu
Generalnego w Piotrogrodzie. Ukończył ją z pierwszą lokatą. Na początku 1917
roku, na parę tygodni przed rewolucją lutową, otrzymał z rąk cara Mikołaja II
patent oficera Sztabu Generalnego i tzw. złotą szablę. Odznaczony był wysokimi
odznaczeniami rosyjskimi, między innymi orderami: św. Jerzego, św.
Włodzimierza, św. Anny i św. Stanisława.
Brał udział w tworzeniu oddziałów I Korpusu Polskiego,
gen. Józefa Dowbora-Muśnickiego Po kapitulacji korpusu przed Niemcami
wrócił do kraju i wstąpił do Wojska Polskiego. Był szefem sztabu Armii
Wielkopolskiej w Powstaniu Wielkopolskim 1919. W wojnie polsko-bolszewickiej
1920 dowodził 15 Pułkiem Ułanów Poznańskich. Był ranny podczas walk nad
Berezyną.
W październiku 1921 odbył studia w Wyższej Szkole
Wojennej (École Superieure de Guerre) w Paryżu i staż liniowy we Francji. Do
kraju wrócił w 1924 i mianowany został szefem sztabu Generalnego Inspektora
Kawalerii, gen. broni Tadeusza Rozwadowskiego. Od listopada 1925 pełnił funkcje
Komendanta Wojskowego Miasta Stołecznego Warszawy. Podczas przewrotu majowego
walczył po stronie wojsk rządowych. Po zakończeniu walk był przez kilka dni
internowany ale szybko powrócił do służby.
W latach 1928–1939 dowodził najpierw Kresową a potem
Nowogródzką Brygadą Kawalerii.
W kampanii wrześniowej jako dowódca tej ostatniej
wziął udział w bitwie pod Mławą. Chaos w dowodzeniu i kilkakrotnie zmieniane
przez Wodza Naczelnego rozkazy dla Nowogródzkiej Brygady Kawalerii spowodowały
że jednostka ta nie wzięła udziału w bitwie nad Bzurą. Od 12 września 1939
dowodził Grupą Operacyjną Kawalerii swojego imienia. Stoczył ciężkie walki
przeciwko Niemcom w okolicach Mińska Mazowieckiego i Tomaszowa Lubelskiegoa
następnie udał się w kierunku Lwowa. Udało się mu przebić na południe. Wobec
zaciskającego się pierścienia niemiecko-sowieckiego generał Anders zdecydował
rozformować Grupę Kawalerii na mniejsze oddziały które miały przedostać się na
Węgry. Przebijając się wraz z jednym z nich, 29 września w okolicach Sambora
generał Anders, został dwukrotnie postrzelony przez Ukraińców, po czym dostał
się do niewoli sowieckiej.
W kampanii wrześniowej 1939 roku ppłk Karol Anders był
zastępcą dowódcy 1 pułku Ułanów Krechowieckich, ppłk Jerzy Edward Anders pełnił
funkcję zastępcy dowódcy 5 pułku Ułanów Zasławskich, a kpt. Tadeusz Anders był
adiutantem dowódcy 4 dywizjonu artylerii konnej. Wszyscy dostali się do niewoli
niemieckiej, ale najmłodszemu Tadeuszowi udało się z niej zbiec. Przez Węgry i
Francję przedostał się do Wielkiej Brytanii, a następnie służył pod rozkazami
brata w Armii Polskiej na Wschodzie i w 2 Korpusie Polskim. Po zakończeniu
wojny do 2 Korpusu wstąpili też Karol i Jerzy Andersowie.
Generał Anders przetrzymywany był w lwowskim szpitalu
przy ul. Kurkowej, następnie w więzieniu popularnie zwanym Brygidkami. W lutym
lutego 1940 wywieziony przez NKWD do Moskwy i osadzony w centralnym więzieniu
NKWD na Łubiance. Podczas 22-miesięcznego pobytu w więzieniu był wielokrotnie
przesłuchiwany i bezskutecznie namawiany (jeszcze w lwowskim szpitalu) do
wstąpienia do Armii Czerwonej. Przebywając w sowieckich więzieniach, w bardzo
ciężkich warunkach, podjął postanowienie że jeżeli uda mu się wyjść z więzienia
i odzyskać władzę w nogach (był poważnie ranny), przejdzie na katolicyzm.
Przyrzeczenia oczywiście dotrzymał.
W roku 1941 jako pragmatyk, popierał politykę generała
Sikorskiego. Widząc w niej jedyną realną szansę na wyrwanie z sowieckich łagrów
polskich żołnierzy i cywilów. Ale po ewakuacji latem 1942 wojska i ponad 20
tys. cywilów (niektóre źródła mówią o prawie 40 tys.), uratowanych z więzień i
łagrów do Iranu, zmienił stanowisko. Uznał że dalsze paktowanie z diabłem
straciło rację bytu. W roku 1943, po ujawnieniu sprawy Katynia, jego stosunki z
generałem Sikorskim z chłodnych zmieniły się w lodowate. W czasie kryzysu
politycznego po śmierci gen. Sikorskiego, sprzeciwiał się planom powołania na
stanowisko premiera Mikołajczyka. Był kandydatem sił antypiłsudczykowskich na
stanowisko Naczelnego Wodza. I zdecydowanym przeciwnikiem wywołania powstania w
Warszawie w sierpniu 1944 r. 31 sierpnia stwierdził: „Wywołanie powstania w
Warszawie w obecnej chwili było nie tylko głupotą, ale wyraźną zbrodnią.”
Od 2 października 1944 do 5 maja 1945 pełnił obowiązki
(wobec wzięcia do niewoli gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego któremu jacyś
obłąkani politykierzy powierzyli tę funkcję) Naczelnego Wodza Polskich Sił
Zbrojnych. Ostro skrytykował ustalenia konferencji w Jałcie.
Po zakończeniu II wojny światowej pozostał na
emigracji, czynnie uczestnicząc w działaniach politycznych polskiego
wychodźstwa i współorganizując Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczeń.
Pomagający żołnierzom, nie mającym zamiaru wracać pod sowiecka okupację,
znalezienia sobie jakiegoś miejsca w wolnym świecie. W którym mogliby się
osiedlić i żyć. Pełnił wiele zaszczytnych funkcji w Polskim Rządzie na
Uchodźstwie.
Stary Niedźwiedź spotkał się kiedyś z pytaniem ze
strony młodego człowieka, jakie odznaczenie symbolizuje na mundurze Generała
wstążka w barwach Virtuti Militari z ośmioma srebrnymi gwiazdkami. Wyjaśnił że
jest to „Odznaka Honorowa za Rany i Kontuzje”, a gwiazdki oznaczają ilość ran.
W przypadku gen. Andersa jest ich aż osiem. Trzy odniósł jeszcze podczas służby
w armii rosyjskiej: kontuzja pod wsią Szylenin (XI 1914), kontuzja w rejonie
Litoweża (VII 1915) i podczas akcji na Kuchcze (X 1915). Następne dwie rany
odniósł podczas wojny polsko-bolszewickiej, w tym jedną ciężką pod Wistynami
(VII 1920). Kolejne trzy wiążą się z walkami we wrześniu 1939 roku. Najpierw
rana od bomby lotniczej (4. IX 1939), a następnie dwie podczas nocnej potyczki
w rejonie Starego Sambora (29.IX 1939).
Władysław Anders był dwukrotnie żonaty. Najpierw z
Ireną Jordan-Krąkowską, rozwiedzioną z rotmistrzem Prószyńskim (ślub w czerwcu
1925 roku), z którą miał syna Jerzego i córkę Annę. Wychowywał też pasierba
Macieja Prószyńskiego (poległ we wrześniu 1939 roku, jako podporucznik, dowódca
plutonu przeciwpancernego 15 pułku Ułanów Poznańskich). Drugi raz ożenił się po
wojnie ze znaną śpiewaczką Renatą Bogdańską. Miał z nią córkę Annę Marię.
Zmarł w Londynie 12 maja 1970, dokładnie w 26 rocznicę
rozpoczęcia bitwy pod Monte Cassino. Pochowany został, zgodnie z jego wolą,
wśród swoich żołnierzy na Polskim Cmentarzu Wojennym pod Monte Cassino, we
Włoszech.
Cześć Jego pamięci!
Stary Niedźwiedź i Tie Fighter
P.S.
Autorzy opracowując ten wpis, korzystali przede
wszystkim z pamiętników Generała, wydanych pod tytułem „Bez ostatniego
rozdziału”. Oraz opracowanej w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w
Rzeszowie doskonałej publikacji internetowej: