środa, 31 grudnia 2014

Życzenia

W związku ze zbliżającym się wielkimi krokami 2015 rokiem, czujemy się zobligowani do złożenia czcigodnym czytelnikom życzeń. Nie jesteśmy fantastami, a przynajmniej staramy się nimi nie być. W dodatku Stary Niedźwiedź, który miał nieprzyjemność prawie czterdzieści lat przeżyć w tak zwanej PRL, jest szczególnie uczulony na wszelką propagandę sukcesu. I kłamliwe hasła „żeby ludzie żyli dostatniej”, które kończyły się tym , że ci ludzie co najwyżej dostali żytniej.
Dlatego po pierwsze, życzymy Wam zdrowia, bo jego nie da się kupić nawet za łapówkę w kancelarii premiera.
Po drugie, swego czasu Adam Mickiewicz radził zatrzasnąć drzwi do Europy, by uniknąć słuchania niemiłego zgiełku. Zatem my radzimy  zatrzasnąć drzwi do Tusklandii i w miłym gronie osób nam bliskich okazywać sobie należne uczucia.
A po trzecie, abyśmy ten rok 2015, jak to mawiają wojskowi, przeżyli bez strat w ludziach i sprzęcie.
Czego Państwu i sobie życzą

Flavia de Luce
Tie Fighter
Stary Niedźwiedź

Charles de Gaulle - cz.2

Do zrozumienia dziwnych kolei życia generała de Gaulle’a w okresie maj – lipiec 1940 konieczna jest choć pobieżna znajomość stanu armii francuskiej oraz nastrojów panujących wówczas we Francji.
Kraj ten formalnie był zwycięzcą I Wojny Światowej, wraz z politycznymi tego konsekwencjami. Tyle tylko że okupił to olbrzymimi stratami w ludziach, a i niewiele brakowało, by letnia ofensywa niemiecka w roku 1918 zdobyła Paryż. Francuzów uratowała przed klęską przybyła w porę do Francji amerykańska armia generała Pershinga. Co stało się pierwszym ogniwem w trwającym do dzisiaj łańcuchu „życzliwości” jaką Francuzi darzą Stany Zjednoczone. Ten przetrącony skutecznie do chwili obecnej kręgosłup moralny spowodował, że francuska doktryna wojenna była na wskroś defensywna. Wybudowali oni wielkim kosztem umocnienia Linii Maginota, sięgającej wszelako jedynie od granicy szwajcarskiej do belgijskiej. Fakt, że podczas I Wojny Światowej Niemcy zaatakowali przez terytorium Belgii, niczego nie nauczył tępych francuskich zupaków z generalskimi szlifami.
Uzbrojenie armii francuskiej było wystarczające. Mało kto wie o tym, że w pełni nowoczesne (jak na rok 1940) niemieckie czołgi PZKW – IV, uzbrojone w trzycalowe działo, stanowiły wówczas jedynie około 15% niemieckich sił pancernych. Na resztę składały się czołgi PZKW – III oraz zdobyczne czeskie, wyposażone w działo półtoracalowe. W stosunku do nich czołgi francuskie były co najmniej tej samej jakości. Francuskie samoloty myśliwskie Devoitine 520 w pełni dorównywały wersjom Messerschmidta 109, będącym wówczas na wyposażeniu Luftwaffe. Tyle tylko że organizacja armii francuskiej da się określić krótkim „mniej niż zero”. Czołgi były starannie rozproszone po poszczególnych dywizjach piechoty i francuska doktryna wojenna w ogóle nie przewidywała użycia zmasowanych sił pancernych. Dlatego niemieckie zagony pancerne wjeżdżały we francuskie linie obronne jak w masło. Samoloty francuskie nie zostały przeniesione na lotniska polowe (jak miało miejsce choćby przed kampanią wrześniową w Polsce) lecz stacjonowały na swoich garnizonowych lotniskach na peryferiach większych miast, aby panowie lotnicy mieli bliżej do kafejek i burdeli. Ś.p. pułkownik Wacław Król, as myśliwski ostatniej wojny światowej, odbywał wtedy staż w jednym z francuskich miast. W swoich wspomnieniach napisał, że nie raz zwracał na to uwagę swoim francuskim kolegom. W odpowiedzi słyszał, że „Niemcy nie odważą się zaatakować naszych lotnisk”. Więc rankiem 10 maja 1940 około jednej trzeciej francuskich samolotów, równiutko poustawianych na lotniskach, po prostu przestało istnieć. Do tego trzeba dodać dywersję moralną dokonywaną przez francuską lewicę. Komuniści wręcz nawoływali do masowych dezercji, a ich herszt, niejaki Thorez, sam dał dobry przykład dezerterując i uciekając do ZSRR, za co został zaocznie skazany na karę śmierci. Tak więc pod względem organizacyjnym, moralnym oraz doktryny wojskowej, armię francuską w roku 1940 trzeba nazwać po imieniu. Jeden wielki gnój. Inny polski pamiętnikarz, ś.p. generał Franciszek Skibiński, we Francji w roku 1940 szef sztabu generała Stanisława Maczka, we wspomnieniach z tej kampanii przytoczył inne ciekawe spostrzeżenia. Widział on całe gromady francuskich żołnierzy uciekających przed Niemcami. Każdy z nich miał przy pasie jedną lub dwie manierki wina. Ale aby nie obciążać się kompletnie nieprzydatnymi na wojnie gratami, niemal wszyscy w pierwszej kolejności wyrzucali karabiny.
A po przeciwnej stronie szachownicy plan kampanii opracował taki mistrz, jak Erich von Manstein. Jego plan przewidywał atak na Holandię i Belgię. A gdy wojska francuskie i brytyjski korpus ekspedycyjny przemieszczą się tam, by osłonić ten kierunek, nie chroniony w jakimikolwiek stałymi umocnieniami, zmasowane uderzenie czołgów przez Ardeny (zdaniem jakichś kpów w szamerowanych złotem kepi, czołgi nie mogły tamtędy przejść) przedrze się skrajem Linii Maginota, okrąży gros sił alianckich i zepchnie je do morza.
Plan ten powiódł się w ponad dziewięćdziesięciu procentach. Nie w stu jedynie dlatego, ze Goering uprosił Hitlera, by likwidację okrążonych w rejonie Dunkierki wojsk alianckich powierzyć Luftwaffe. Więc ten ostatni kazał zatrzymać się swoim dywizjom pancernym a Anglikom, mobilizującym wszystko co tylko unosiło się na wodzie, udało się ewakuować z plaż ponad trzysta tysięcy żołnierzy. 14 czerwca Wehrmacht wkroczył do niebronionego Paryża a 16 postawiony na czele rządu Petain poprosił Niemcy o zawieszenie broni.
Powyższy wstęp był niezbędny, by zrozumieć, jak bardzo postępowanie Charlesa de Gaulle’a odbiegało od francuskich standardów wojowania i męstwa francuskiej armii.
Dzień po niemieckim ataku, który kompletnie zaskoczył francuskie dowództwo, de Gaulle został mianowany dowódcą 4 dywizji pancernej. Ponieważ pod jego dowództwem dywizja ta stawiała pewien opór Niemcom, 23 maja otrzymał tymczasowy awans na generała brygady, zaś 5 czerwca, gdy z armii francuskiej trociny sypały się już na całego, został wiceministrem wojny w gabinecie Paula Reynauda. Ale ta kariera ministerialna była bardzo krótkotrwała, bowiem gabinet Reynauda wkrótce upadł a 17 czerwca, dzień po objęciu stanowiska premiera, Petain poprosił Hitlera o rozpoczęcie rokowań pokojowych, co po prostu oznaczało kapitulację Francji.
De Gaulle był zwolennikiem dalszej walki z Niemcami, co wśród polityczno – wojskowej francuskiej elity należy uznać za wyjątkową rzadkość. Dlatego też na osobiste polecenie Churchilla został ewakuowany samolotem do Wielkiej Brytanii a 18 czerwca wygłosił za pośrednictwem radia BBC swój historyczny apel do Francuzów. W którym wezwał ich do dalszej walki z Niemcami, a sam założył komitet „Wolna Francja”. 28 czerwca uznany przez rząd brytyjski. Ale Stany Zjednoczone nadal uważały rząd Vichy za jedynego legalnego reprezentanta Francji, kompletnie ignorując generała.
Już na początku swoich działań organizacyjnych de Gaulle nadział się na potężną minę, którą odpalili pod nim Anglicy. Była nia operacja „Catapulte”.
W chwili zakończenia działań wojennych między Niemcami a Francją dwa najnowocześniejsze francuskie pancerniki „Jean Bart” i „Richelieu” przebywały odpowiednio w Casablance i Dakarze. W portach Wielkiej Brytanii znajdowały się dwa przestarzałe pancerniki „Paris” i „Courbet”  zaś w bazie brytyjskiej marynarki wojennej w Aleksandrii również przestarzały pancernik „Lorraine” i trzy ciężkie krążowniki. Najsilniejsza francuska eskadra, złożona z czterech pancerników „Dunkerque”, Bretagne”, „Provence” i Strasbourg” bazowała w algierskim porcie Mers el-Kebir. Winston Churchill obawiał się, że okręty te dostaną się w ręce niemieckie, co radykalnie zmieniłoby układ sił na morzu, a już zwłaszcza na Morzu Śródziemnym. Dlatego postanowił te okręty uczynić niezdolnymi do walki po stronie Osi.
Nad ranem 3 lipca brytyjscy żołnierze wtargnęli na okręty stacjonujące w portach brytyjskich. Poza okrętem podwodnym „Surcouf”, na którym doszło do strzelaniny, w wyniku której zginęło kilka osób, pozostałe okręty francuskie zostały opanowane bezkrwawo. Ich załogi kategorycznie odmówiły jakiejkolwiek współpracy z Brytyjczykami i zostały przetransportowane do Francji.
W porcie aleksandryjskim udało się osiągnąć kompromis, satysfakcjonujący obydwie strony. Nastąpiło to dzięki olbrzymiej kulturze i poczuciu honoru brytyjskiego admirała sir Andrew Cunninghama oraz dowodzącego francuską eskadrą admirała Emila Godfroya, prywatnie będących przyjaciółmi. Zamki dział artylerii głównej (i inne elementy decydujące o wartości bojowej tych okrętów) zostały wymontowane i zdeponowane we francuskim konsulacie.
Ale tragedii nie udało się uniknąć w Mers el-Kebir. Rankiem 3 lipca do portu zbliżyła się brytyjska eskadra z Gibraltaru (krążownik liniowy „Hood”, pancerniki „Valiant” i „Resolution” oraz lotniskowiec „Ark Royal”). Francuskiej eskadrze przekazano ultimatum, proponujące dalszą wspólna walkę z państwami Osi, przebazowanie do francuskich posiadłości na Morzu Karaibskim, internowanie w portach amerykańskich lub zatopienie okrętów. Dowodzący brytyjska eskadrą admirał sir James Sommerville poinformował, że w razie odmowy przyjęcia którejś z tych propozycji będzie zmuszony zniszczyć francuskie okręty. Gra na czas admirała Gensoula nie przyniosła żadnych efektów i pod wieczór brytyjskie okręty otworzyły ogień. Pancernik „Bretagne” eksplodował, „Provence” i „Dunkerque” ciężko uszkodzone osiadły na mieliźnie. Pancernikowi „Strasbourg” udało się wyjąć z portu i dotrzeć do Tulonu, co wystawia fatalne świadectwo brytyjskiej eskadrze.
W wyniku ataku zginęło około 1300 francuskich marynarzy, co rzecz jasne wywołało we Francji wielkie oburzenie. De Gaulle był przez wielu Francuzów traktowany jako brytyjski kondotier zaś sąd Vichy skazał go zaocznie 2 sierpnia 1940  na degradację i karę śmierci za zdradę stanu.

Stary Niedźwiedź

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Charles de Gaulle - cz.1

Sugestia czcigodnego Klawisza, stałego komentatora naszej witryny, skłoniła mnie do zajęcia się osobą na pewno nietuzinkową, jaką niewątpliwie był generał Charles de Gaulle. Obok Georgesa „Tygrysa” Clemenceau to jedyny dwudziestowieczny francuski polityk, dla którego żywię cieplejsze uczucia, bowiem pojęcie honoru nie było im obce. Czego o innych francuskich politykach, działających przez ostatnie prawie sto lat, nie sposób powiedzieć. A jeśli do tego dodać, że i skuteczność nie była ich mocną stroną, w historii polityki nie zasługują na pamięć, że już o cieplejszym słowie nie wspomnę.
De Gaulle urodził się w Lille 22 listopada 1890 w zubożałej rodzinie szlacheckiej. Jego ojciec był nauczycielem wielu szkół średnich prowadzonych przez jezuitów, co w kraju wojującego ateizmu świadczyło o charakterze, jako że na pewno nie pomagało w karierze zawodowej. W domu panowała atmosfera patriotyczna i katolicka, którą późniejszy generał i prezydent przyswoił sobie na cale życie.
W latach 1895 -1900 uczęszczał do podstawowej szkoły zakonnej a następnie w roku 1900 został przyjęty do jezuickiego gimnazjum. Naukę ukończył w szkole katolickiej w Belgii, bowiem w roku 1906 francuskie władze oświatowe zlikwidowały ową szkołę jezuicką. Jak widać we Francji tradycje „neutralnego światopoglądowo i religijnie państwa” są stare i polski ateotaliban ma się od kogo uczyć.
W roku 1909 de Gaulle odbył jako szeregowiec staż w 33 pułku piechoty a następnie studiował w wojskowej Akademii Saint-Cyr. Po jej ukończeniu, już w stopniu podporucznika, dowodził plutonem w tym samym 33 pułku piechoty. Jako ciekawostkę można podać, że dowódcą takowego był ówczesny pułkownik Philippe Petain. Podczas I Wojny Światowej wyróżnił się odwagą, odnosząc trzy rany. W czasie walk pod Verdun dostał się do niewoli niemieckiej. Ponieważ pięciokrotnie próbował z niej zbiec, przetrzymywany był w obozie dla szczególnie niepokornych jeńców.
Po powrocie z niewoli wstąpił w szeregi sformowanego we Francji 5 Pułku Strzelców Polskich. Wraz z nim przybył do Polski na wiosnę 1919. W naszym kraju przebywał do roku 1921, wchodząc jako instruktor i wykładowca w skład francuskiej misji wojskowej, kierowanej przez generała Paula Henrysa. W lipcu i sierpniu 1920 brał udział w walkach z bolszewikami w szeregach Wojska Polskiego, za co został awansowany do polskiego stopnia majora i odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. W roku 1921 nie skorzystał z propozycji rozpoczęcia służby stałej w polskiej armii i powrócił do Francji.
Czytając fragment pamiętników de Gaulle’a poświęconych sierpniowej kontrofensywie 1920, zwróciłem ongiś uwagą na pewien szczegół. Autor wspomniał, że w pewnym polskim miasteczku, odbitym już z rąk bolszewików, trafił na scenę rozstrzeliwania miejscowych kolaborantów „czerezwyczajki”, którzy wydali jej na śmierć wielu przedstawicieli miejscowej elity. Zwłoki tych bandytów zostały przekazane miejscowej gminie żydowskiej, bowiem tymi kolaborującymi, a w efekcie skazanymi na śmierć przez sąd polowy i rozstrzelanymi kanaliami byli wyłącznie Żydzi.
W roku 1921 poślubił o dziesięć lat od siebie młodszą Yvonne Vendroux, córkę przemysłowca. Małżeństwo doczekało się syna i dwóch córek.
We Francji de Gaulle sprawował różne funkcje, zarówno w metropolii, jak i w koloniach. Był wykładowcą szkoły wojskowej, dowódcą batalionu piechoty, członkiem sztabu marszałka Petaina, dowódcą pułku czołgów. W roku 1927 awansował na majora, zaś pod koniec 1937 na pułkownika. W roku 1934 wydał księżke „Ku armii zawodowej”, w której postulował zwiększenie wyekwipowania armii francuskiej w techniczne środki walki. Trzeba dopowiedzieć, że w tym czasie w Europie w wielu krajach pojawiły się takie książki. Zarówno bardzo poważne, takie jak „Achtung, Panzer!” Heinza Guderiana, autora koncepcji zagonów wojsk pancernych, których słuszność w pełni potwierdziła II Wojna Światowa. Jak i niezbyt poważnych, jak choćby „Panowanie w powietrzu” dzieło włoskiego generała Giulio Douheta, utrzymującego, że lotnictwo jest w stanie samodzielnie wygrać nadciągającą wojnę. Książka de Gaulle’a plasowała się miedzy tymi skrajnościami, podane w niej postulaty były słuszne, choć nie sposób uznać ich za rewelację.
Nic nie wskazywało na to, że Charles de Gaulle odegra wybitną rolę w dwudziestowiecznej historii Francji. Ale wszystko zmieniło się raptownie po 10 maja 1940.

Stary Niedźwiedź

wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia

Czcigodni Czytelnicy
Zbliżają się tak bardzo polskie Święta. Kilkoro z grona moich przyjaciół obchodzi je w sposób w pełni tradycyjny, aczkolwiek bez składowej religijnej. Tego wieczoru w ich domach wszyscy łamią się opłatkiem, na stole pojawiają się klasyczne wigilijne potrawy, co najwyżej zróżnicowane tradycją regionalną lub rodzinną. A pod choinką na gości i domowników czekają prezenty. Zaś po wieczerzy myśli się o sprawach ważnych, o swoich bliskich, którym w codziennym rozgardiaszu nie poświęcamy tyle uwagi, na ile zasługują. I słucha się kolęd. Tych polskich lub zagranicznych, ale nie skalanych tandetną komercją. Bo tyrolska „Cicha noc” jest piękna i wzruszająca, ale już „Dżinglujące belle” po przedświątecznych zakupach, u wielu ludzi budzą obrzydzenie.
Ale zdecydowana większość z Was oraz naszych bliskich tego wieczoru skieruje myśli ku temu, co wydarzyło się przed ponad dwoma tysiącami lat. I zmieniło losy świata.
I właśnie takiej chwili refleksji, oderwania się od codziennych problemów i pomyślenia o tym, co najważniejsze, z całego serca życzymy.

Flavia de Luce, Tie Fighter i Stary Niedźwiedź

czwartek, 18 grudnia 2014

Książki na Święta

Zbliżają się Święta i z tej okazji chcielibyśmy polecić książki, które nasi czytelnicy mogliby sprezentować najbliższym. Są to w dużej mierze książki, które zostały pominięte przez recenzentów, więc tym bardziej warto je rozreklamować. Życie w obecnym świecie staje się coraz trudniejsze, dlatego warto przypomnieć sobie, czym dla każdego z nas może być taki podarunek. Wiesław Myśliwski powiedział: „Książki to także świat. I to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi”.

  1. „Stasi. Zmowa niepamięci”, Zysk i S-ka 2012- jest to publikacja, którą trudno obecnie dostać w księgarniach, ale można poszukać w punktach typu „tania książka”. Dlaczego tak o tej książce cicho? Dlatego, że jej autorzy atakują polityków CDU i SPD. Autorzy piszą o tym, jak państwo niemieckie nie potrafi rozliczyć zbrodni funkcjonariuszy bezpieki NRD. Czy czegoś nam to nie przypomina? Dziennikarze, którzy stawili czoła tej tematyce, to Uwe Müller i Grit Hartmann (zbieżność nazwisk z naszym „filozofem” przypadkowa!).
  2. „MI6. Historia wywiadu Jej Królewskiej Mości”, Agora SA 2014, Gordon Correra. Wybór może wydawać się kontrowersyjny, bo książka jest częścią serii „Biblioteka Gazety Wyborczej”, ale w tym wypadku trudno doszukać się związku ze wspomnianą gazetą. Ot, przypadkiem Agorze udało się wydać dobrą książkę. Jej autor jest dziennikarzem BBC, który zajmuje się tematyką operacji wywiadowczych. Pewnie wielu zna powieści Le Carrego o najczarniejszym dla brytyjskiego wywiadu okresie – kiedy służby wywiadowcze były rozbijane przez „krety”. O tym między innymi można poczytać w książce dziennikarza.
  3. „Wojny szpiegów”, Zysk i S-ka 2014 autorstwa Tennenta H. Bagleya. Sławomir Cenckiewicz dziwi się, że dopiero teraz ukazała się w Polsce książka o sowieckiej dezinformacji. Ja bym powiedziała – to cud, że pojawiła się w ogóle! Sam Bagley w czasach zimnej wojny był funkcjonariuszem CIA, który znał się na Sowietach, jak nikt inny.
  4. „Alfabet Suworowa”, Rebis 2014- jeśli kogoś interesują opinie Aleksandra Suworowa na temat wielkich postaci świata polityki i kultury, które namieszały w dziejach Europy i Rosji. W tym alfabecie nie zabrakło polskich postaci – zachęcam do zapoznania się z tym, jak były oficer GRU ocenia na przykład „generała” Jaruzelskiego. Bonusem do tej listy jest wywiad-rzeka, jaki przeprowadził z nim Piotr Zychowicz.
  5. „Wywiad z władzą”, Świat Książki 2012, Oriany Fallaci. Książka ukazała się nakładem Świata Książki trzy lata temu, ale nadal można ją dostać w księgarniach. W tym tomie można znaleźć jej słynny wywiad z ajatollahem Chomeinim, a także z Robertem Kennedym, Kaddafim, Mieczysławem Rakowskim czy Arielem Sharonem. Każdemu wywiadowi towarzyszy wstęp, czyli nakreślenie kontekstu politycznego, w jakim występuje dana postać. Nie brakuje tu bezkompromisowych ocen, charakterystycznej dla dziennikarski pasji i swady. 

Flavia de Luce