Nieco ponad rok temu (3 marca 2014) wpis na „Antysocjalu”
poświęciłem postaci księcia Franciszka Ksawerego Druckiego – Lubeckiego, jednej
z najwybitniejszych postaci w historii gospodarczej Polski.
Jak już pisałem, należy do grona tych wielkich Polaków,
którzy w pamięci rodaków nie zajmują godnego siebie miejsca. W końcu podobnie
jak i wielkopolscy „organicznicy” w Wielkim Księstwie Poznańskim, tworzył
fundamenty życia gospodarczego Kongresówki. I jak na dziewięć lat pracy na
stanowisku ministra skarbu Królestwa Polskiego, zdziałał zadziwiająco dużo. Nie
dziwi mnie zatem to, że w Warszawie znalazłem aż dwa jakże skromne symbole
pamięci o nim. Są to tablica na ścianie budynku, w którym mieścił się założony
przezeń, a kierowany przez hrabiego Ludwika Jelskiego Bank Polski. Drugą jest
plakietka przymocowana do pnia kasztanowca posadzonego w roku 1827 przez
księcia obok ówczesnego gmachu Ministerstwa Skarbu.
To, że „organicznicy” nie cieszą się w Polsce nawet
niewielkim szacunkiem i z panteonu bohaterów narodowych zostali wyeksmitowani
przez entuzjastów romantycznej bohaterszczyzny, wiem od dawna. Więc ataki z tej
strony na ludzi pokroju księcia Druckiego – Lubeckiego nie dziwią mnie ani
trochę. Natomiast nie jestem w stanie zrozumieć, gdy głusi na realia
ekonomiczne okazują się tak zwani „leberałowie”. Dla uniknięcia nieporozumienia
od razu dopowiem, że mam na myśli talibów, dla których liczy się wyłącznie idea
w rodzaju samoposiadania, samogwałtu i innych zosizmów – samosizmów. Najczęściej
nazywają siebie libertarianami.
W tegorocznym marcowym numerze „Historii – Uważam Rze”
zamieszczono krytykancko – ironiczny artykuł Jakuba Wozińskiego, zatytułowany
„Pan Monopol”. Autor zarzuca księciu wręcz upośledzenie
rozwoju gospodarczego Kongresówki na wiele dekad. Z bardziej konkretnych
zarzutów lista zbrodni Druckiego – Lubeckiego obejmuje:
- Zrównoważenie budżetu
- Ustanowienie monopoli państwowych
- Założenie banku centralnego, budowa infrastruktury, tworzenie górnictwa i przemysłu
- Odżegnanie się od Powstania Listopadowego
Zajmijmy się tym stekiem „leberalnych” bredni.
Ad 1.
Po Kongresie Wiedeńskim skarb Królestwa Polskiego po stronie
długów miał kontrybucję nałożoną przez Rosję oraz zobowiązania względem innych
państw (choćby Saksonii, z którą Księstwo Warszawskie połączone było unią personalną). Zaś po stronie aktywów, tyle tylko że były to „złe długi”, przede
wszystkim niespłacone kredyty polskich ziemian (reperkusja „kwot bajońskich”).
W tej sytuacji spłata długów i zrównoważenie budżetu wymagało ściągnięcia
tychże należności. A skoro z ich wyegzekwowania czyni się ministrowi skarbu
zarzut, a z drugiej strony „leberałowie” zawsze głoszą konieczność tworzenia
budżetów bez deficytu, taki dualizm trąci rozdwojeniem jaźni. Bo wygląda mi na to, że poglądy „leberałów” na
budżet dzielą się na nieparzyste i parzyste. Innego klucza w tym bełkocie nie
widzę.
Ad 2.
W kwestii monopoli (przede wszystkim tytoniowego,
spirytusowego i solnego) autor pamfletu łaskawie cytuje ministra, który
powiedział:
„Dałby Bóg, żeby ta rola Rządu skończyła się jak
najrychlej”.
Tyle tylko że z lekkością motyla prześlizguje się nad
faktem, iż książę Franciszek funkcję ministra skarbu sprawował tylko DZIEWIĘĆ
lat. A obciążanie go odpowiedzialnością za politykę skarbową w latach
późniejszych, godne jest pisarczyków GW no Prawda. Na łamach dodatku do „Uważam
Rze” takie łajdactwo nie przystoi.
Ad. 3.
Pamflecista łaskawie zgadza się z tezą, iż wedle
dzisiejszych kryteriów funkcjonowanie banku centralnego jest uzasadnione. Ale
zaraz przytacza informację, iż wedle dziewiętnastowiecznych ekonom(ist)ów jego
istnienia nie uważano za konieczne. Z jednej strony przyznaje, iż emisja pieniądza
papierowego za rządów Druckiego – Lubeckiego nie wiązała się z nadmiernym jego
drukowaniem. Ale zaraz potem libertariańska słoma wyłazi z butów. Postawiony
bowiem jest zarzut, iż kapitał banku posłużył do wielkich inwestycji w
przemysł, górnictwo i infrastrukturę. Bo przecież inwestować w te dziedziny „wolno jedynie kapitałowi prywatnemu”. Zajmijmy
się tym stekiem bredni.
W Nigrze eksploatacją wielkich złóż rud uranu (trzeci producent
tego ultra strategicznego surowca na świecie) zajmuje się głównie kapitał
francuski. Niewątpliwie prywatny. Zyski budżetu tego kraju i jego mieszkańców z tego tytułu na kolana
nie rzucają, bo PKB per capita wynosi nieco ponad 400 USD.
A kto miał w takim razie inwestować w Kongresówce w ten przemysł w Zagłębiu Staropolskim i górnictwo w Zagłębiu Dąbrowskim? Niemcy, być może Francuzi, czy Anglicy. I byłoby „leberalnie” jak cholera.
A kto miał w takim razie inwestować w Kongresówce w ten przemysł w Zagłębiu Staropolskim i górnictwo w Zagłębiu Dąbrowskim? Niemcy, być może Francuzi, czy Anglicy. I byłoby „leberalnie” jak cholera.
„Leberalnym” matołom pragnę przypomnieć, że praktyka
inwestowania rządu w budowę dróg była powszechna nie tylko w Rosji (jak
twierdzi autor pamfletu), ale i w Prusach czy Francji. Przytoczony przezeń
przykład brytyjskich inwestycji prywatnych w drogownictwo to raczej wyjątek od
reguły. A jakie znaczenie dla gospodarki ma sieć dróg, jest w stanie zrozumieć
chyba nawet libertarianin po uruchomieniu swoich obydwu szarych komórek.
No i ta zbrodnia, jaką była budowa Kanału Augustowskiego.
Polskie płody rolne spławiane Wisłą do Gdańska były obłożone wysokimi pruskimi
cłami. Dlatego książę Drucki - Lubecki przeprowadził z sukcesem budowę Kanału
Augustowskiego, łączącego ziemie Kongresówki z Bałtykiem poprzez Niemen.
Prusacy wystraszyli się budowy, bowiem nie wiedzieli, że inwestycja nie przewiduje
budowy przy ujściu Niemna do Bałtyku portu o zdolności przeładunkowej
wystarczającej dla polskiego eksportu rolnego. Zatem obniżyli cła. Licząc na
rewanż, wystąpili do Rosji o obniżkę ceł na swoje towary eksportowane do Chin.
Drucki – Lubecki wykorzystał swoje petersburskie koneksje by wytłumaczyć
otoczeniu cara, że takie posunięcie byłoby niekorzystne dla rosyjskiego
budżetu. I Prusy zostały z ręką w nocniku. Rok temu poprosiłem o jakikolwiek
inny przykład ogrania przez Polaka Niemców w negocjacjach gospodarczych niczym
smarkaczy. Do dzisiaj nikt mi czegoś takiego nie przytoczył.
Ad. 4.
Pamflecista ironicznie napisał, że w chwili wybuchu Powstania
Listopadowego zakończyła się „przygoda księcia Franciszka z Polską”. Istotnie
wyjechał wtedy z Warszawy do Petersburga, próbując znaleźć jakieś strawne dla
cara Mikołaja I rozwiązanie awantury, w którą Królestwo Polskie wciągnęło stu sześćdziesięciu
rozgorączkowanych młokosów. Zabiegi te nie przyniosły żadnych rezultatów, bo i
w powstałej sytuacji przynieść ich nie mogły. Jako były oficer, do tego doskonale umiejący
liczyć i znający takie obce niemal wszystkim współczesnym mu Polakom pojęcia, które dzisiaj nazywamy logistyką, od samego
początku nie miał cienia złudzeń co do nieuchronnego finału tego szaleństwa.
Osiadł w swym majątku na Grodzieńszczyznie, zajmując się sprawami rodzinnymi
(był ojcem dwóch synów i pięciu córek). Nie
wyemigrował a jego majątek pozostał w polskich rękach. Niewybaczalna wina.
Do tej pory z teoryjkami o „państwie – nocnym stróżu” oraz
głoszeniem wyższości idei nad realiami ekonomicznymi i racją stanu spotykałem
się w sieci głownie w wykonaniu młodocianych idiotów. Pokroju „milky way to
nowhere”, linkowanego jedynie z litości na jednym z odwiedzanych przeze mnie
blogów. Czy „realistów” tłumaczących mi,
że wykupienie Rafinerii Gdańskiej przez Gazprom niczym Polsce nie grozi, bo
Gazprom, czyli najważniejszy rodzaj broni armii rosyjskiej, to … prywatna firma! Ale jeśli leberidiotyzmy wypisują ludzie
legitymujący się już dowodem osobistym, pozostało mi zacytować Milom:
„W polskim internecie spotkałam kilku pełnoletnich
libertarian. Ale żadnego z nich nie można nazwać dorosłym człowiekiem”.
Stary Niedźwiedź