czwartek, 28 stycznia 2016

Referendum

Jak już o tym pisaliśmy, coraz bardziej irytują nas rządowe (czyli prezesowe) manewry w kwestii uchodźców.
Po pierwsze, z powodu narażania bezpieczeństwa kraju i jego obywateli. Po szwedzkich i niemieckich popisach dzikusów wielbiących pustynnego opryszka i pedofila, każdy domagający się wpuszczenia ich do Polski jest albo idiotą, albo sk****synem na niemieckim żołdzie. Tertium non datur.
Po drugie, z powodu złamania przedwyborczych obietnic. W tym przypadku nie ma wykrętu, że dopiero po objęciu władzy odkryto minę przygotowaną przez Przestępczość Organizowaną. O noszącej wszelkie znamiona zdrady stanu obietnicy Ewci Peron wszyscy wiedzieli, a zatem również i Napolion, udający wtedy niezłomnego patriotę.
Po trzecie, jak już pisaliśmy, oddzielenie prawdziwych chrześcijan od podszywających się pod nich dżihadystów, jest praktycznie nierealne. Zatem w tę wnikliwą selekcję uwierzyć mogą jedynie całkowicie bezkrytyczni fani PiS.
Po czwarte, argument „pacta sunt servanda” jest w tym przypadku wyjątkowo idiotyczny. A co by było, gdyby Kopara obiecała rewizję granicy polsko – niemieckiej? Albo sprzedała Szkopom Orlen za jednego eurocenta? Czy Geniuś też by tego „zobowiązania” dotrzymał?
Dlatego bardzo nas ucieszyła akcja klubu Kukiz’15, domagająca się referendum w kwestii przyjęcia tego kukułczego jaja:
 

Naszych Czytelników, podzielających punkt widzenia redakcji, bardzo prosimy o włączenie się do tej akcji. Polecamy skorzystanie z linku:
do strony, na której można pobrać formularz do zbierania podpisów. Są też podane adresy biur poselskich klubu, do których wypełnione formularze należy przesyłać. Można tam na bieżąco głosować za lub przeciwko przyjęciu tych „uchodźców”. W chwili pisania tego tekstu głosowało już ponad 107 tysięcy osób, a przeciwko wpuszczeniu tej szarańczy jest 96% ankietowanych.
W poprzedniej kadencji kilka obywatelskich projektów ustaw i petycji o zajęcie się przez parlament naprawdę ważnymi sprawami marszałkinie Kopacz i Kidawa – Błońska wyrzuciły do śmieci. Na co, jak najsłuszniej w świecie, ciskał gromy Napolion. Więc jesteśmy bardzo ciekawi, co nastąpi, jeśli do Sejmu trafi ponad pół miliona podpisów pod wnioskiem o referendum. Jeśli do referendum dojdzie, a Polacy raczą ruszyć cztery litery (o rozkład głosów nie ma co się martwić) , ten argument pomoże prezesowi, a w konsekwencji także rządowi wymiksować się z tej afery. I doczekamy się happy endu. Ale gdyby na rozkaz prezia do referendum nie doszło, okaże się on takim samym bucem jak Chyży Rój i jego ekipa. A jeśli do tego w Polsce pojawi się forpoczta 7 tysięcy dzikusów, do których dołączą ich „najbliższe rodziny” , czyli dalsze kilkadziesiąt tysięcy, trzeba będzie dojść do smutnej konstatacji, że zamienił stryjek Tusklandię na Kaczystan. A Czesi, że o Słowakach czy Madziarach nie wspomnimy, tak wyśmiewani przez walczaków, zbyt tępych, by obsłużyć nawet kalkulator czterodziałaniowy (a co dopiero cokolwiek zrozumieć z elementarza polityki), będą przy piwie robić sobie jaja z głupich Polaków, którzy swoim tchórzostwem rozwalili Grupę Wyszehradzką. Zaś sami skąpali się w gnojówce.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

sobota, 23 stycznia 2016

Pyszałek kontra walczaki

Minęła właśnie 153 rocznica wybuchu Powstania Styczniowego. Jak wszystkim  Szanownym Czytelnikom wiadomo, redakcja ocenia politykę i historię z punktu widzenia „księgowych”, jak ludzi myślących logicznie, zdolnych do chwili refleksji i zimnego bilansu zysków i strat nazywają romantyczne bałwany, całkowicie bezużytecznie, ale za to z wielkim hukiem bijące w przeszkody sztuczne i naturalne.
Wszyscy wiedzą iż po pierwszym wielkim narodowym fajerwerku, czyli po Insurekcji Kościuszkowskiej, Rzeczpospolita Polska zniknęła z mapy Europy. Warto na chwilę zatrzymać się nad efektami drugiego, wywołanego przez stu sześćdziesięciu młokosów, biegających z karabinami po Warszawie i szukających JAKIEGOŚ generała, który by ich „poprowadził na Moskali”. Musiał być koniecznie generał. A gdy mający takiego pecha, że się na niego napatoczyli, odmawiał im, był zabijany i szukano następnego. Wzniecone w ten sposób Powstanie Listopadowe, przyniosło sprawie polskiej gigantyczne korzyści. W końcu powstało tyle wspaniałych dzieł literatury romantycznej. Których przesłanie jest niemożliwe do zrozumienia dla czytelników innych narodowości, nie trutych od dziecka toksyną kultu seppuku. A że przy okazji
  • zlikwidowano konstytucję i parlament Królestwa Polskiego oraz polskie wojsko i polski system monetarny
  • w  sądownictwie zaczął obowiązywać rosyjski kodeks karny
  • rozpoczął się proces rusyfikacji szkolnictwa i administracji
  • zlikwidowano Uniwersytet Warszawski
  • uczestników powstania karano zsyłkami i wyrokami wieloletniego więzienia
  • majątki tychże uczestników oraz emigrantów skonfiskowano
  • wprowadzono wysokie cła na produkty polskie wwożone do Rosji, przy humorystycznie niskich na rosyjskie produkty wwożone do Kongresówki
to już sprawy trzeciorzędne dla „walczaków”. Uważających , że Polacy zawsze powinni WALCZYĆ, WALCZYĆ oraz WALCZYĆ. Nieistotne, czy za wolność "waszą", czy za "naszą". A efekty tejże walki nie mają jakiegokolwiek znaczenia, interesować się tym mogą jedynie jakieś godne pogardy liczykrupy.
Awantury „Wiosny Ludów” szczęśliwie Kongresówkę ominęły, Wojna Krymska chwalić Boga też nie stała się okazją do odegrania przez Polaków roli francuskich i brytyjskich użytecznych idiotów. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Rewolucyjne wrzenie rozpoczęło się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych dziewiętnastego stulecia. I wtedy na arenie pojawił się chyba najbardziej kontrowersyjny polityk w historii Polski, czyli margrabia Aleksander Wielopolski.
Swój unikalny w gronie polskiej arystokracji tytuł odziedziczył wraz z ordynacją pińczowską po rodzie Myszkowskich, którzy uzyskali go od papieża Klemensa VIII. W roku 1846, będąc pod wrażeniem rzezi szlachty galicyjskiej, której dokonała chłopska tłuszcza, kierowana przez austriackich agentów pokroju Jakuba Szeli, po raz pierwszy wkroczył na arenę polityczną. Opublikował wówczas „List szlachcica polskiego do ks. Metternicha” sugerujący oparcie polityki polskiej o Cesarstwo Rosyjskie, jako przeciwwagę dla wrogich wtedy Polakom zarówno Królestwa Prus, jak i Cesarstwa Austriackiego. Oferta ta nie spotkała się z żadnym odzewem ze strony cara Mikołaja I. Przypomniał sobie o niej dopiero jego następca Aleksander II i w roku 1861, kiedy wrzenie w Królestwie Polskim trwało już na dobre, Wielopolski został mianowany dyrektorem Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Sprawując tę funkcję, zaczął ograniczać samowolę rosyjskich urzędników i zastępować ich Polakami. Opracował też plan znaczącego zwiększenia liczby polskich szkół podstawowych i średnich. Z drugiej strony był autorem „Ustawy o zbiegowiskach”, która po zatwierdzeniu przez gubernatora księcia Michaiła Gorczakowa stała się, przynajmniej zdaniem wielu historyków, podstawą prawną do ostrzelania przez wojsko demonstrantów na Placu Zamkowym 8 kwietnia 1861, w wyniku czego zginęło około stu demonstrantów. Należy tu jednak przypomnieć, że w prawie wszystkich krajach dziewiętnastowiecznej Europy, strzelanie przez wojsko do demonstrantów zdarzało się znowu nie tak rzadko, a do prawnej „podkładki” nikt wówczas nie przywiązywał nadmiernej wagi.
W wyniku sporów z rosyjską administracją ustąpił ze stanowiska i jesienią wyjechał do Petersburga. Udało mu się zdobyć aprobatę dworu dla swojej polityki ograniczonych reform, jako remedium na gorącą atmosferę polityczną w Kongresówce. Do Warszawy wrócił w czerwcu 1862, obejmując stanowisko naczelnika rządu cywilnego Królestwa Polskiego. Wiedząc że o przywróceniu stanu prawnego sprzed Powstania Listopadowego nie ma co marzyć, próbował zrobić to, co uważał za wykonalne. Kontynuował rozbudowę polskiego szkolnictwa, utworzył Szkołę Główną, będącą do facto uniwersytetem, wprowadził ustawę o samorządzie terytorialnym, będącą istotnym krokiem w dobrą stronę. Oczynszował też chłopów, Żydzi uzyskali prawa obywatelskie. Ale w zamian za to żądał od Polaków uznania status quo i zaprzestania działań konspiracyjnych. Stronnictwo „białych” zaproponowało mu współpracę, ale z tej oferty nie skorzystał. W efekcie Rosjanie nienawidzili go za przeprowadzone reformy, zaś Polacy za pychę i brak chęci do dialogu nawet z siłami umiarkowanymi, co zostało odebrane jako przejaw niesłychanej arogancji. „Czerwoni” dokonali w roku 1862 dwóch prób zamachu na jego życie.
Ale największym błędem Wielopolskiego była próba ugaszenia ognia benzyną, czyli zarządzona w styczniu „branka” do wojska osób uznanych za aktywnych lub potencjalnych rewolucjonistów. Co stało się bezpośrednim powodem rozpoczęcia Powstania Styczniowego.
Ponieważ nie udało się go stłumić w kilka tygodni, Wielopolski utracił zaufanie Aleksandra II. Został zdymisjonowany w lipcu 1863. Wyjechał do Drezna, gdzie spędził resztę życia, nie przejawiając jakiejkolwiek aktywności politycznej.
Najbardziej krewkie walczaki stawiają go w jednym rzędzie z Hieronimem Radziejowskim i Ksawerym Branickim. I tu mamy dla nich niemiłą niespodziankę. Marszalek Józef Piłsudski, cieszący się w tym gronie uwielbieniem, podczas wygłoszonego w roku 1924 odczytu o Powstaniu Styczniowym, powiedział:
„Wielkości, gdzie twoje imię? Największe imię to margrabia! Chciałem go kochać za wielkość, bo miał on dumę swojego narodu.” („Rok 1863” – broszurowa edycja odczytu z 20 stycznia 1924 r., cyt. za: „Józef Piłsudski – myśli, mowy i rozkazy”, red. B. Urbankowski, Warszawa 1989, s. 105 – 106).
Ale to nie nasz problem. Bowiem najbliższa jest nam ocena Normana Daviesa, który ma ten luksus, że nie jest obciążony bagażem ideowych wojenek polsko - polskich. Napisał:
„[…] był przeświadczony, że jest jedynym człowiekiem na świecie, który za pomocą wprowadzonych we właściwym czasie reform i przemocy potrafi zrekompensować wady swoich rodaków.” (cyt. za N. Davies, „Boże igrzysko”, Kraków 1996,T – II, s. 383).
A co osiągnęli powstańcy? Sięgnęliśmy po źródło w postaci publikacji:

http://www.instytuthistoryczny.pl/96-kalendarium/polska-zabory-1815-1914/k0120-zabor-rosyjski/represje-po-powstaniu-styczniowym-zabor-rosyjski/581-zr-represje-po-powstaniu-styczniowym
oraz
http://wpolityce.pl/historia/277963-powstanie-styczniowe-wolnosc-wyboru-rodzaju-smierci
 
Bezdyskusyjnym dorobkiem powstania było:
  • śmierć w walkach kilkudziesięciu tysięcy powstańców
  • stracenie przez Rosjan ok. tysiąca pojmanych
  • zesłanie na Syberię ponad 38 tysięcy
  • wyemigrowanie ok. 10 tys. uczestników powstania
  • konfiskata ok. 1600 majątków
  • likwidacja Rady Stanu, Rady Administracyjnej, Izby Obrachunkowej oraz Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
  • reorganizacja na wzór rosyjski lokalnych władz administracyjnych, skarbowych, pocztowych, szkolnych i innych, podporządkowująca je odnośnym ministerstwom Cesarstwa
  • całkowite wyrugowanie języka polskiego z wyżej wymienionych instytucji
W drugim z linkowanych artykułów napisano też coś aż tak absurdalnego, że nie sposób tego nie zacytować jako deklaracji ideowej walczaków, w zasadzie powtórzonej w dniu wczorajszym przez Antka Policmajstra:
Wbrew pozorom ten zryw wolnościowy naszych przodków nie był bezsensowny. Represje zaborców odniosły odwrotny skutek. Polski patriotyzm zszedł do podziemia, rozwinął się w kierunku pracy organicznej, co umożliwiło odzyskanie niepodległość w 1918r.
Gdyby te bzdury mogli przeczytać Powstańcy Wielkopolscy z roku 1918, zabiliby je śmiechem. Bowiem ich przodkowie rozpoczęli pracę organiczną bez wcześniejszego dokonywania seppuku i stawali na głowie, aby polskie majątki ziemskie nie wpadły w niemieckie łapy. Konspiracyjne polskie szkolnictwo działało doskonale. I co najważniejsze, straty własne starali się minimalizować, a nie maksymalizować. A kiedy nadarzyła się stosowna okazja, wykorzystali ją wzorowo.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce

niedziela, 17 stycznia 2016

POrozumienie POnad POdziałami

Redakcja „Antysocjala” nigdy nie domagała się rzeczy niemożliwych. Dlatego po ostatnich wyborach parlamentarnych nie ma zamiaru łapać zwycięskiego PiS za słówka i oczekiwać szybkiej realizacji obietnic wiążących się z dużymi wydatkami z budżetu. Tak więc nie będziemy ponaglać w kwestii sławetnych pięciuset złotych na dziecko, tym bardziej że od samego początku nie wierzyliśmy w to, że ktokolwiek porządnie policzył koszt realizacji tej obietnicy, zanim została ona ogłoszona. Co zresztą w pełni potwierdzają obecne manewry w tej sprawie. Znacznie bardziej zależy nam na znaczących ulgach przy kupowaniu leków przez seniorów. Oczywiście mamy na myśli realną pomoc dla emerytów zmuszonych do kupowania naprawdę drogich leków, a nie jakieś żonglerskie sztuczki w rodzaju refundacji kilku najtańszych, takich jak witamina C i aspiryna. Ale w przypadku obietnic, których efektem realizacji byłoby zwiększenie bezpieczeństwa Polaków, a ich realizacja prowadziłaby wręcz do oszczędności budżetowych, nie będzie zmiłowania.
O wyrzuceniu w błoto, a ściślej biorąc wepchnięciu w łapy ukraińskich grandziarzy czterech miliardów złotych, oraz banderowskich kretach w MSZ, wkrótce napisze Flavia. Dzisiaj zajmiemy się kolejny raz sprawą „uchodźców". W jakiś 90% uchodzących do Krainy Wiecznego Socjalu i Wiecznych Gwałtów.
Przed wyborami Napolion grzmiał niczym Katon, że Polacy nie życzą sobie żadnych islamskich imigrantów, co było (i nadal jest, o czym jakoś guru i jego podkomendni zapomnieli) szczerą prawdą. Poza zdziczeniem dżihadystowskiego bydła przytoczył również argument natury epidemiologicznej, przypominając o wysokim odsetku nosicielstwa AIDS i innych paskudnych chorób. W końcu w niektórych krajach Afryki seropozytywne jest już ponad dwadzieścia procent populacji. A o tych śmierdzących nierobach, chcących w Europie jedynie pobierać socjal, kraść i gwałcić białe kobiety, pozytywnie wypowiadają się głównie testy serologiczne plus nieliczna ale za to wyjątkowo wrzaskliwa zgraja kretynek, o których ostatnio pisała Flavia. Jakoś wtedy Geniuś nie zająknął się ani słówkiem, że zamierza honorować zobowiązania Ewci Peron, noszące wszelkie znamiona zdrady stanu. Co zresztą ani trochę nas nie dziwi, bowiem taka szczerość przed wyborami przyniosłaby PiSowi katastrofalne skutki. Ale po wyborach okazało się, że jednak te siedem tysięcy „gości” Makreli Polska przyjmie, co w końcu potwierdził minister Waszczykowski. Minister Błaszczak próbuje rżnąć głupa i gaworzy, że przyjęci będą jedynie chrześcijanie, kobiety z dziećmi oraz osoby nieletnie. A kandydaci będą dokładnie prześwietlani przez polskich oficerów w dotychczasowych miejscach pobytu, zanim zostaną wpuszczeni do Polski. W wywiadzie dla portalu „wPolityce” zaklina się, że te działania w niczym nie zagrażają bezpieczeństwu Polaków:

http://wpolityce.pl/polityka/278038-szesc-pytan-do-ministra-blaszczaka-rzad-kopacz-postawil-nas-w-trudnej-sytuacji-ws-uchodzcow-nie-zrobimy-niczego-co-zagroziloby-bezpieczenstwu-polakow?strona=1
 
Nie można nie odnieść się do tych bredni.
Po pierwsze, prześladowani w Iraku i Syrii chrześcijanie są wiernymi jednego z kilku kościołów chaldejskich (nie wszystkie uznają zwierzchnictwo Rzymu, stąd podziały). W kościołach tych liturgia sprawowana jest w języku aramejskim, którego znajomość w przypadku 99% wiernych można porównać z rozumieniem łaciny w gronie polskiej ludności wiejskiej sto lat temu. Zatem ich znajomość teologii chrześcijańskiej ogranicza się do „Ojcze Nasz” i ewentualnie jakiejś modlitwy maryjnej, oczywiście w języku arabskim. Wykucie tego na pamięć nie przekracza możliwości dżihadysty, nawet niepiśmiennego.
Po drugie, wiele wersetów Koranu usprawiedliwia dowolne mistyfikacje, mające na celu zwalczanie „niewiernych”. A ostatnio ISIS wydało dyrektywę:
Usprawiedliwiającą udawanie przez swoją europejską agenturę chrześcijan. Więc zupełnie nie wierzymy w skuteczność tej weryfikacji.
Po trzecie, znane są liczne przypadki terrorystów, którzy urodzili się już w Europie, a we Francji czy w Brytanii ukończyli szkoły. No i co? Ano dreck, panie oberlejtnant, jak mawiał Szwejk.
Zatem stan faktyczny jest taki, że PiS gra na zwłokę, w myśl nieśmiertelnej polskiej zasady „jakoś to będzie”. W tym roku przyjmie się tylko stu uchodźców, ostatnio mówiono już o czterystu. Ale skoro do końca 2017 ma być ich siedem tysięcy, to w przyszłym przyjdzie kolej na „brakujące” sześć tysięcy z ogonkiem, jak mawiał Nikodem Dyzma. A potem rzecz jasna nastąpi „łączenie rodzin”. I chałupa popłynie. O POpaprańcach, zielonej dziwce i banksterach lepiej nie mówić. Przyjmować, przyjmować, przyjmować! - wyją unisono. Swetru popisał się nawet pomysłem, żeby ten towar rozdzielać po parafiach. Ze swej strony proponujemy po bankach. Są strzeżone, solidnie zabezpieczone przed włamaniami, więc miłujących pokój śniadych aniołków nie spotka tam żadna krzywda ze strony polskiego ciemnogrodu.
A kto w tym parlamencie nie rżnie głupka i otwarcie żąda postawienia tamy zalewowi dzihadystowskiego bydła? Oczywiście narodowcy.
P
an Robert Winnicki, poseł klubu Kukiz’15, zgłosił w tej sprawie interpelację. Udzielona mu przez MSWiA odpowiedź zasługuje na kilka słów omówienia:

http://prawy.pl/z-kraju/12209-mswia-przyznaje-ze-istniala-mozliwosc-odmowy-przyjecia-do-polski-muzulmanskich-imigrantow

Najistotniejszy fragment odpowiedzi to stwierdzenie:
„W myśl art. 5 ust. 7 Decyzji Rady (UE) 2015/1523 z dnia 14 września 2015 r. istnieje możliwość odmowy relokacji wnioskodawcy, w przypadku wystąpienia uzasadnionych powodów wskazujących, że dana osoba może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego lub porządku publicznego. Analogiczny przepis prawa został zawarty również w Decyzji Rady (UE) 2015/1601 z dnia 22 września 2015 r.” napisał przedstawiciel resortu w odpowiedzi na interpelację Winnickiego.
Czyli jak z tego wynika, MOŻNA BYŁO odmówić, i to na podstawie „prawa” (a raczej lewa) unijnego! Po Paryżu i Kolonii (że nie wspomnimy o wyczynach na mniejszą skalę, typu zbiorowe gwałty beżowego i czarnego bydła na kilkuletnich dzieciach), prawna podkładka była oczywista. Ale z możliwości tej Napolion i jego drużyna nie skorzystali.
Klub Kukiz’15 domaga się przeprowadzenia w tej sprawie referendum:

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/ruch-kukiz-15-chce-referendum-w-sprawie-przyjmowania-uchodzcow/w88h7j

Wynik referendum jest oczywisty, żaden bukmacher nie byłby aż takim idiotą, aby za każdą złotówkę postawioną na odmowę przyjęcia dziczy, zapłacić choćby złotówkę i jeden grosz. Więc na pewno do niego nie dojdzie. Bowiem wprawdzie wzmocniłoby to legitymację rządu do odmowy, ale godziłoby w prestiż Napoliona. Który w tej sprawie zadryblował się na śmierć, choć ubzdurał sobie, że jest drugim Messim.
I żeby było jasne.
Popieramy wszelkie działania emancypacyjne polskiego rządu oraz odrąbywanie od koryta POpaprańczych i zielonych ryjów. Z zaciśniętymi zębami jesteśmy w stanie tolerować pojawienie się nowych ryjów, o ile będzie ich mniej a i ilość zadawanej paszy zmniejszy się w zauważalnym stopniu. Bo w całkowitą likwidację koryta przez pobożnych socjalistów, w polskim politycznym szpitalu psychiatrycnym robiących za prawicę, uwierzyć mogą co najwyżej najbardziej tępe internetowe cyngle PiS. A skoro już o wędrówkach ludów mowa, oczekujemy też na relokację złodziei z PO do ich bastionów wyborczych, czyli zakładów karnych. W których podczas każdych wyborów PO uzyskuje ponad 70% głosów. W tej ostatniej sprawie również nie ponaglamy, bowiem śledztwa powinny być prowadzone szczególnie porządnie, a akty oskarżenia sporządzone wyjątkowo starannie. Aby nie okazały się jedynie strzałami z kapiszonów, jak to już miało miejsce w latach 2005-2007, kiedy to szeryf Ziobro zaliczył wiele kompromitujących wpadek. Ale stanowczo protestujemy przeciwko zwaleniu na głowy rodaków tych „uchodźców”. Bo parafrazując ojca dyrektora, kał to nie żel do włosów.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Tie Fighter

środa, 13 stycznia 2016

Feminazistka kobiecie wilkiem

Niemiecka Kolonia przeżyła atak dzikiej hordy. Tą hordą była grupa północnoafrykańskich buhajów wyznania allahowego. W sylwestrowy wieczór – zwykle pełen radości i beztroski – rozpoczęli oni polowanie na kobiety, które – jak wiadomo – wybierały się w ten dzień na zabawę. Bardziej szykowne odzienie, jakie miały na sobie kobiety, okazało się doskonałym pretekstem do tego, żeby je obmacywać, a niekiedy nawet z nimi współżyć – rzecz jasna, nie pytając samych zainteresowanych o zdanie. Bowiem biedni przybysze muszą sobie „poużywać”. W dni świąteczno-noworoczne kilka europejskich metropolii odnotowało ogromną liczbę zgłoszeń gwałtów i napastowania seksualnego, będących „dziełem” śniadych mężczyzn z krajów muzułmańskich. Wszyscy zapewne pomyśleliśmy, że te akty barbarzyństwa wreszcie otworzą oczy feministkom, które były do tej pory twardymi orędowniczkami uchodźców płci męskiej, nazywanych nawet „książętami Orientu”.
Pierwsza wypowiedziała się burmistrz Kolonii, Henriette Rieker, po której każdy myślący człowiek spodziewał się jednoznacznego potępienia gwałtów i zapowiedzi deportacji sprawców. Nic takiego się nie stało. Pani burmistrz (feministka): „Musimy wytłumaczyć znaczenie kolońskiego karnawał ludziom innych kultur tak, by radosne zachowania nie były mylone z dostępnością seksualną” [1] Zaproponowała też publikację „poradnika dla kobiet” dotyczącego „właściwego postępowania” z dzikusami.
 
Trudności z jednoznacznym potępieniem sprawców miała też Magdalena Środa, która była wyraźnie rozczarowana faktem, że w roli gwałcicieli nie występują polscy kibole. Jej zdaniem sprawcami nie byli uchodźcy, a prawdziwym zagrożeniem dla porządku publicznego są polscy kibice. Nie podała jednak, kiedy ostatnio spotkała się z przypadkami masowych ataków ze strony tych ostatnich.
Jeszcze bardziej pełna miłosierdzia dla gwałcicieli jest Kinga Dunin. Ledwie kilka miesięcy temu nawoływała do otwarcia na oścież drzwi uchodźcom, nazywając ich „książętami Orientu”, którzy ewolucyjnie stoją wyżej od „polskich chamów”. Ostatnie wydarzenia nie spowodowały u niej rewizji poglądów. Wręcz przeciwnie – im więcej muzułmańskich gwałtów, tym większą nienawiścią zieje do Europy, która w grudniu ma czelność „świętować na bogato”. Zdaniem Kingi Dunin to bogactwo kłuje w oczy sfrustrowanych przybyszów, którzy – nie umiejąc sobie poradzić w nowym środowisku – po prostu wyładowują się na kobietach. W tekście Kingi Dunin, co symptomatyczne, nie znalazłam specjalnego współczucia dla ofiar. Za to znalazłam kolejne oskarżenia miotane pod adresem polskich katolików, którzy – jej zdaniem – w barbarzyństwie nie ustępują bohaterom tejże notki. Tak niewiele brakuje do konkluzji, iż winę za gwałty w Kolonii ponoszą polscy katolicy. Biorąc pod uwagę to, jak bardzo bezkarnie czuja się arabscy buhaje w Niemczech, możemy być pewni, ze Kinga Dunin będzie miała jeszcze niejedną okazję zwalić winę na katolicką Polskę.
Flavia de Luce

poniedziałek, 11 stycznia 2016

Daleka jest droga doTipperary

W czwartek 7 stycznia w Pałacu Prezydenckim doszło do godzinnej rozmowy pana prezydenta Andrzeja Dudy z prezesem Trybunału Konstytucyjnego sędzią Rzeplińskim, o czym poinformowały media, między innymi portal „Wpolityce”:

http://wpolityce.pl/polityka/277465-rzeplinski-odslania-kulisy-spotkania-z-prezydentem-duda-rozmowa-trwala-godzine-staralem-sie-tak-prowadzic-rozmowe-zeby-ruszyc-do-przodu-z-obsada-tk


Obydwaj rozmówcy byli powściągliwi w udzielaniu odpowiedzi na dziennikarskie pytania na temat treści tej rozmowy. Tym nie mniej była ona wielce znacząca, bowiem już w piątek 8 stycznia TK oficjalnie podał do wiadomości, że na bliżej nieokreśloną przyszłość został przełożony termin rozprawy mającej rozpatrzeć skargi Parady Oszustów i niedorzecznika praw obywatelskich w sprawach „trybunalskich”. Wnioskodawców wrzaskliwie wspierał pomniejszy płaz z grona banksterów Swetru, alimenciarza Kijowego i merdiów. Głos zabrał nawet sam nadredaktor, gęgając że w Polsce demokrację PiS "szszaaachuje”. Ćwok zapomniał, że nie mówi tego do Jarosława Kurskiego i Seweryna Blumsztajna. A w gronie ludzi cywilizowanych mówi się „cicho, panowie”.
A dzisiaj, czyli 11 stycznia, portal „Wirtualna Polska” podał informację z ostatniej chwili:


http://wiadomosci.wp.pl/kat,1329,title,Trybunal-Konstytucyjny-umorzyl-postepowanie-w-sprawie-uchwal-Sejmu,wid,18096048,wiadomosc.html?ticaid=116482&_ticrsn=5 

Dla wygody Szanownych Czytelników zacytujemy w naszym mniemaniu najistotniejszy fragment tej informacji.

<<Z komunikatu przedstawionego na stronie internetowej TK wynika, że 7 stycznia 2016 r. Trybunał w pełnym składzie, na posiedzeniu niejawnym, "postanowił umorzyć postępowanie". Z postanowienia wynika, że w posiedzeniu brało udział 10 sędziów Trybunału. Nie uczestniczyli więc w nim sędziowie wybrani przez Sejm obecnej kadencji.
Oceniając uchwały o braku mocy prawnej wyboru 5 sędziów przez poprzedni Sejm, TK ustalił, że nie mogą być one uznane za akty normatywne. Trybunał uznał zatem, że postępowanie w tym zakresie podlegało umorzeniu ze względu na niedopuszczalność wydania orzeczenia.
Z kolei uchwały o ponownym wyborze 5 sędziów TK zaliczył do "kategorii uchwał nieprawotwórczych, przez które Sejm miałby realizować funkcję kreacyjną w odniesieniu do organów władzy publicznej", wobec czego nie mogą one zostać uznane za akty normatywne. TK stwierdził, że również w tym zakresie postępowanie podlegało umorzeniu ze względu na niedopuszczalność wydania orzeczenia.
Analizując dokumenty związane z wyborem sędziów z 8 października, TK "nie stwierdził jednak, by w jego toku uchybiono wymogom określonym w obowiązujących przepisach prawa". "Za uznaniem dokonanego wówczas wyboru za nieważny w znaczeniu nieistniejący nie przemawiają w szczególności podnoszone w debacie publicznej argumenty dotyczące zgłoszenia kandydatów przez rzekomo nieuprawnione podmioty czy też rzekomej konieczności uwzględnienia zasady dyskontynuacji prac parlamentu, które to argumenty należy uznać za całkowicie nietrafne" - napisano. "Wyjątkowo znamienna wydaje się tu okoliczność, że uzasadnienia do poszczególnych projektów uchwał o braku mocy prawnej nie zawierają wskazania, jakie konkretnie wady miałyby decydować o niedojściu do skutku wyboru dokonanego 8 października 2015 r., wzmiankując jedynie nieokreślone nieprawidłowości związane z naruszeniem procedury"

Decyzja TK nie była jednomyślna - trzech sędziów: Andrzej Rzepliński, Andrzej Wróbel i Marek Zubik zgłosiło zdanie odrębne.>>
 

Na temat treści tej rozmowy prezydenta Dudy z sędzią Rzeplińskim ciekawą hipotezę sformułował mistrz Stanisław Michalkiewicz:

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3557
 

W tym przypadku nie godzi się komentować, bo jak napisał mistrz Jan z Czarnolasu, "nie każdy w Polszce weźmie po Bekwarku lutniey”. Ograniczymy się zatem do parafrazy Adama Mickiewicza.
Na sędziego z trybunału,
Wszystkich łaje i potrąca,
Pomachał teczką pomału.
Już z sędziego masz zająca.
A podczas najbliższej manify, Kijowy, jego najmici i reszta cwelebrytów może z kolei zacytować Jaroslava Haszka:
Takeśmy sobie myśleli, głupie chamy, że nam ten trybunał coś pomoże. Dreck nam pomógł!

A ponieważ podczas ostatniej zadymy w Warszawie  to bydło skakało po Pomniku Powstańców Warszawy, nie będzie nam ich żal, jeśli zamawiający zażąda zwrotu petrudolarów, bo robota została spartolona.
Tyle w kwestii merytorycznej oceny kwiku świń odciąganych od koryta. Ale pozostały jeszcze kwestie formalno-prawne. Więc na miejscu PiS i jego zwolenników, nie odtrąbilibyśmy jeszcze ostatecznego zwycięstwa w tej trybunalskiej batalii. Arcyciekawego wywiadu na ten temat udzielił portalowi "Onet" pan sędzia Janusz Wojciechowski, europoseł PiS:

http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/janusz-wojciechowski-prezes-rzeplinski-za-rzadko-zaklada-toge-sedziego-a-za-czesto/czdssw

Zauważył on natychmiast, że ten "dziesięcioosobowy" werdykt po prostu nie ma w świetle aktualnego stanu prawa żadnej mocy. I jest jedynie całkowicie prywatną opinią grupy sędziów. Zatem zdaniem redakcji, zanim PiS weźmie to za dobrą monetę, konieczna jest ekspertyza tęgich prawników. Bo nawet dobijana żmija potrafi ukąsić.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Tie Fighter


PS
Opinię tę potwierdziła też pani prof. Krystyna Pawłowicz.

http://wpolityce.pl/polityka/277826-umorzenie-przez-tk-postepowania-w-sprawie-uchwal-o-powolaniu-sedziow-bez-mocy-prawnej

Powiedziała między innymi:

<<Dzisiejsze „umorzenie” ma więc charakter pozorny, nie wywołuje skutków prawnych (choćby były dla nas korzystne). Pokazuje, że prezes TK dalej trwa, a nawet dalej brnie w łamanie ustawy i konstytucji.
Moim zdaniem, s. Rzeplińskiemu tworzącemu tylko pozory „dobrej woli”, chodzi o to ,by wprowadzić Sejm i opinię publiczną w błąd i WYŁUDZIĆ zaklepanie w Sejmie w tym tygodniu skandalicznego, rozbuchanego budżetu TK na 2016 r., w tym 1 mln na 3 dni celebry, oraz podwyżki wynagrodzeń dla sędziów do 23,4 tys. zł.
Jednocześnie jednak Trybunał odmówił złożenia w Sejmie oświadczenia, że będzie stosował nową ustawę o TK.
NIE DAJMY SIĘ Trybunałowi/prezesowi NABRAĆ. Swoją drogą, dlaczego pozostali sędziowie TK nie reagują na nielegalne działania swego prezesa?>>

SN FdL TF  

piątek, 8 stycznia 2016

Qui pro quo

Nawiązując do naszego poprzedniego wpisu, pranie się udało. Victor Orban potwierdził swoją klasę i ogłosił, że zawetuje każdą próbę nałożenia przez Komisję Europejską jakichkolwiek sankcji na Polskę. Oczywiście Swetru, Skatina i wszelaka drobniejsza swołocz gardłują, że wprawdzie PiS jest zły, ale oni jako polscy patrioci (jak na razie, najgłupszy dowcip tego roku), dołożą wszelkich starań, aby na razie  do sankcji nie doszło.
To wyprostowanie relacji nieprzesadnie bystrego ucznia z mistrzem nie zmienia jednak faktu, że Witold Waszczykowski, zmienny w swych wypowiedziach niczym kwietniowa pogoda w górach, nie jest mocnym punktem rządu pani premier Szydło. Stanowczej obrony polskiej racji stanu i właściwego doboru słów w dialogu z aroganckimi eurognojkami mógłby się nauczyć choćby od księdza biskupa Wiesława Meringa, który w połowie grudnia ubiegłego roku napisał kika słów prawdy do socjalistycznego aroganta bez matury. Dla wygody Szanownych Czytelników przytaczamy za portalem Fronda treść tego listu, na który Szmatławer Zeitung, WSI24, Polsrat e tutti quanti zareagowali atakiem "słynnej praczki".

Wielce Szanowny Pan
Martin Schulz, MdEP
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego
Willy-Brandt-Ring 1
D-52477 Alsdorf
Deutschland - Niemcy

L.dz. 630/2015/Bp

Z wielkim zdumieniem i oburzeniem przeczytałem Pańską opinię o “zamachu stanu” w Polsce.
Naprawdę znam mój Kraj lepiej niż Pan: żyję w mojej Ojczyźnie już 70 lat; zapewniam Pana, że wybory Pana Prezydenta i nowego Rządu w Polsce nie są dowodem braku demokracji. Wybory ukazały, że większość zwykłych obywateli mojego kraju chce zmiany.
Problem w tym, że ci, którzy mieli dotąd władzę, na tej decycji tracą; nie chcą się zatem poddać werdyktowi wyborów i wykorzystują dla swoich interesów także Parlament Europejski.
Parlament, pod Pańskim kierownictwem, zajęty jest na pewno bardzo ważnymi sprawami, m.in. długością płomienia świec i ilością wody w spłuczce.
Nie ma dziś w Brukseli polityków wysokiej klasy, czyli ludzi poszukujących dobra wspólnego społeczeństw tworzących Unię Europejską. Poprawność polityczna idąca w parze z małostkowością nie sprzyja mądrości. Szkoda, że – jak to kiedyś mówił pan Chirac – także “Pan stracił okazję, by siedzieć cicho”.
Wiem, że nie zmieni Pan swego stanowiska i Polaków nie przeprosi. Trzeba wielkości, by uznać swój błąd.
Dlatego w “zimowe święta” (tak przecież nazywacie Boże Narodzenie) życzę Panu rozwagi, mądrości i wyobraźni.

+ Wiesław Mering
Biskup Włocławski

 

Nawiązując do popularnej w latach 80 ubiegłego stulecia komedii "Nieoczekiwana zmiana miejsc", proponujemy, by ksiądz biskup Mering zajął się kierowaniem polską dyplomacją a Witold Waszczykowski wziął się za śpiewanie godzinek.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

środa, 6 stycznia 2016

Geniuś sprząta po sobie


W świąteczne przedpołudnie popijając dobrą herbatę, Stary Niedźwiedź włączył kontrolnie kanał TVP Info, głównie po to, by sprawdzić, czy widać jakieś objawy depetrufikacji tej szczekaczki. I usłyszał, że przebrany za dziennikarza funkcjonariusz antypolskiego frontu ideologicznego oznajmił nie kryjąc podekscytownia, że na południu Polski (potem uściślono, że w Niedzicy) doszło do spotkania Jarosława Kaczyńskiego i Beaty Szydło z Victorem Orbanem.
Po roku 2010, kiedy to Orban objął władzę na Węgrzech i rozpoczął proces zwalczanie wszy żłopiących madziarską krew, opozycyjny wtedy PiS ustami swego wodza po wielokroć oznajmiał, że i w Warszawie będzie kiedyś Budapeszt. Wielka szkoda, że w lutym ubiegłego roku w tej materii Gieniuś Żoliborza i jego podkomendni doszlusowali do Parady Oszustów, dmąc w tę samą merkelową trąbkę.
Premier Victor Orban przyjechał do Warszawy na zaproszenie Krajowej Izby Gospodarczej. Doszło również do jego spotkania z ówczesnym polskim wyrobem premieropodobnym, czyli Ewcią Peron:
http://www.wprost.pl/ar/494590/Orban-w-Warszawie-zostal-przywolany-do-porzadku.html
Z komunikatu po rozmowach wynikało, że Kopara wydukała przysłane jej z Berlina instrukcje, gaworząc że w obliczu kryzysu na Ukrainie zarówno Europa, jak i Grupa Wyszehradzka winny zachować jedność. Czyli w domyśle, zasygnalizować wrogość w stosunku do Rosji. Bo na geszefty z Rosją, typu Nord Stream 2, wyłączność ma IV Rzesza. A wschodnioeuropejskie kundle winny szczekać, gdy pani wyda taki rozkaz. A tu Orban miał czelność mieć niemiecką klempę w wiadomym miejscu i zawrzeć z Putinem kontrakt na dostawy gazu ziemnego po bardzo korzystnej cenie. Szczególnie ubawiło nas wtedy gaworzenie wyrobu premieropodobnego o jedności Grupy Wyszehradzkiej. Którą to grupę Chyży Rój i jego ekipa przez cały czas swojego urzędolenia olewali równym strumieniem.
Jeszcze głupiej niż Ewcia Peron (a sztuka to nie lada) wypadł niejaki Jan Vincent Rostowski, w gangu znany też jako „Jacek”, czyli kolejny pełowski „profesor”, nie mający nawet tytułu zawodowego magistra. Miał on czelność powiedzieć, że Orban „został przywołany do porządku i nie otrzymał żadnego rozgrzeszenia”.
Niestety okazało się, że w ten „chór wujow” wpisali się również Napolion i jego ciury:
http://300polityka.pl/news/2015/02/19/w-dniu-wizyty-orbana-w-warszawie-pis-stanowczo-odcina-sie-od-budapesztu/
Mariusz Błaszczak poinformował wtedy, że premier Orban chciał spotkać się również z Jarosławem Kaczyńskim, lecz Geniuś odmówił. Przebił go drugi Mariusz, tym razem Kamiński. Stwierdzając ni mniej, ni więcej że Ewcia Peron powinna nie bacząc na to, że  jest niejako gospodynią (formalnie nie ona zaprosiła Victora Orbana do Polski), ostro odciąć się od postępowania premiera Węgier. Bo to nie kwestia kurtuazji, lecz wartości. Napolion i jego podkomendni chętnie nawiązują do tradycji piłsudczykowskiej. Jaka szkoda, że cała ta trójka bałwanów nie pamięta marszałkowego  bon motu:
„Panowie, wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić!”.
Więc Viktor Orban ograniczył się po rozmowie z Koparą do kilku gładkich frazesów o przyjaźni polsko-węgierskiej. Z ciulami, tradycyjnie przedkładającymi interesy banderowskie nad polskie, nie musiał się pospolitować.
Ale sytuacja się zmieniła i przyszła koza do woza. Wielki Węgier jest już inaczej postrzegany w eurokołchozie. Wielu polityków na razie jeszcze nieoficjalnie, przyznaje że to on miał rację w kwestii „uchodźców”, a nie dotknięta gąbczastym zwyrodnieniem mózgu Makrela, sama będąca największym problemem, z jakim UE musi się zmierzyć od czasu powstania tejże organizacji. A Polska na gwałt potrzebuje w tym gronie poparcia. Choćby z tego powodu, że sankcje, którymi straszą niemieckie szmatławce, mogą być przez Komisję Europejską uchwalone wyłącznie jednomyślnie. Więc cieszy to, że prezes poszedł po rozum do głowy, szczęśliwie się go doszukał, podleczył swoją banderowską chorobę i próbuje uprać portki, w które napaskudził. A ponieważ Orban jest politykiem z najwyższej półki, a nie „bucem nadętym” czy „chujem zawziętym” (jak polityczną amatorszczyznę barwnie nazywał po wódeczce Józef Oleksy), pranie może się udać.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter