W Polsce międzywojennej edukacja szkolna składała się z dwóch etapów – szkoły podstawowej oraz średniej, naukę w takowej wieńczyła matura. Ze wspomnień Ojca Stary Niedźwuedź wie że istniały dwa rodzaje szkół średnich – licea klasyczne praz gimnazja realne. W tych pierwszych poza nowożytnym językiem obcym uczono łaciny oraz greki. W gimnazjach był tylko język nowożytny i łacina, za to program obejmował również rysunek techniczny. Zdana matura dawała gwarancję przyzwoitej wiedzy ogólnej jej posiadacza. Stary Niedźwiedź nigdy nie zapomni wrażenia, jakie zrobił na nim w latach siedemdziesiątych pan będący z wykształcenia farmaceutą, a od czasu zdanej tuż przed wojną matury nie mający żadnej styczności z matematyką. Gdy obejrzał zadania z matematyki z poprzedniego roku z egzaminu wstępnego na politechnikę (jego córka miała zdawać na architekturę), po kilku minutach namysłu podał poprawny plan rozwiązania ponad połowy.
Po nastaniu PRL zachowano ten dwustopniowy schemat, rozbudowując znacznie szkolnictwo zawodowe. Absolwent początkowo siedmioletniej a potem ośmioletniej podstawówki miał do wyboru trzy możliwości. Trzyletnią zasadniczą szkołę zawodową, po jej ukończeniu stawał się robotnikiem wykwalifikowanym. Czteroletnie liceum ogólnokształcące kończone egzaminem maturalnym i nie dające uprawnień zawodowych w żadnej konkretnej dziedzinie. Oraz pięcioletnie technika, których absolwent poza świadectwem maturalnym zyskiwał również dyplom technika z jakiejś branży.
Od tego ogólnego schematu bywały wyjątki. Istniały licea pielęgniarskie oraz technika nie kojarzące się specjalnie z przemysłem, takie jak ekonomiczne, gastronomiczne, leśne czy krawieckie. Dzięki dobrej kadrze nauczycielskiej ich absolwenci reprezentowali przyzwoity poziom i w pracy zawodowej się sprawdzali.
Szulerzy od okrągłego stoliczka początkowo tego nie zepsuli. Ale nadeszły czasy wieszania się u klamki eurokołchozu i różne „europejsy” (kłaniamy się mistrzowi Michalkiewiczowi) doszły do wniosku że tak dalej być nie może.
Na pewnej konferencji naukowej pod koniec lat dziewięćdziesiątych, podczas wieczornej pogawędki w kawiarence przy szklaneczce Murfatlara, łopatologicznie wyośliła to pani profesor K-P, która przyjechała prosto z Niemiec po zakończeniu dwuletniej pracy na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Słuchała dyskusji o terminie anschlussu z coraz większym politowaniem, w końcu nie wytrzymała i powiedziała:
Zrozumcie wreszcie tumany że ta łaska spotka nas dopiero po rozpieprzeniu polskiego szkolnictwa. Przecież nie może być tak że absolwent polskiej szkoły będzie śmiertelnym zagrożeniem na rynku pracy dla absolwenta analogicznej szkoły w Niemczech, Francji czy we Włoszech!
Bożenka okazała się Kasandrą. A wykonania tego zadania podjął się łajdak łoBuzek. Szkoły zostały podzielone na sześcioletnie podstawówki, trzyletnie gimnazja oraz również trzyletnie licea. Program nauczania został tfurczo zmodyfikowany – próby wpojenia uczniom rzetelnej wiedzy zastąpiono nauką zdawania testów. Szkolnictwo zawodowe praktycznie uległo likwidacji. Do pracy najczęściej trafiali absolwenci liceów lub gimnazjów, nie umiejący dokładnie nic. Zaczynali od przynieś – podaj – pozamiataj czyli niczym terminatorzy sprzed stuleci. Tyle tylko że ci terminatorzy w wieku szesnastu lat już sporo umieli.
Stary Niedźwiedź pierwsze roczniki ofiar łobuzkowej demolki wspomina jak zły sen. Poziom pierwszoroczniaków nie był denny, to było w porównaniu z maturzystami z systemu 8 + 4 po prostu pukanie w dno od spodu. Zdesperowany dziekan wprowadził wówczas na pierwszym semestrze wykład z tzw. „przedmiotu wyrównawczego”. Na którym studentów uczono podstaw algebry i mechaniki, czyli tego, co na tym wydziale było niezbędne do nauki przedmiotów zawodowych. W Brukseli dzieło łoBuzka zostało docenione i nagrodzone - w latach 2009-12 był on przewodniczącym europarlamentu.
Jako ciekawostkę można dopowiedzieć iż gdy system 6 + 3 + 3 miał zostać wprowadzony, komuszy Związek Nauczycielstwa Polskiego nie zostawił na nim suchej nitki. Nie było to prymitywne „nie bo nie”, wynikające z faktu, że autorem były solidaruchy z klubu parlamentarnego Akcji Wyborczej Solidarność. W tej miażdżącej recenzji były argumenty jak najbardziej merytoryczne.
O tym jakich patologii wylęgarnią okazały się gimnazja, czytelnikom Antysocjala opisywać nie trzeba. Flavia która miała nieszczęście zaliczyć gimnazjum, jego pierwszą klasę kojarzy przede wszystkim z pojawieniem się w szkole narkotyków i „dyskodajstwa”. A przyjaciółka Starego Niedźwiedzia płacząc ze śmiechu, przytoczyła mu podsłuchany mimo woli dialog miłosny (pod płotem jej podwarszawskiego domu gromadzą się na dużej przerwie uczniowie pobliskiego gimnazjum):
- Kocham cię do zajebania – stwierdził Romeo.
- O kurwa, nie pierdolisz? – wzruszonym głosem spytała Julia.
Niekwestionowaną zasługą PiS jest położenie kresu temu antypolskiemu sabotażowi, a mówiąc językiem potocznym – czystemu kurewstwu. Sprzeciw opozycji spod znaku zarówno złodziei jak i debili był oczywisty i łatwy do przewidzenia niczym godziny wschodu i zachodu słońca. Ale do protestu dołączył się szef ZNP Broniarz i jego podkomendni. Udając Greka i zapominając o swoim niedawnym w pełni merytorycznym sprzeciwieniu się tej „reformie”, zaatakowali jej odkręcenie bez pardonu i zażądali referendum w tej sprawie. Argumentu o rzekomych nieuchronnych zwolnieniach nauczycieli nie sposób traktować serio, skoro nauczycielska Solidarność tej sprawy nie zgłasza. A czego jak czego ale braku obrony wszystkich bez wyjątku miejsc pracy, nawet tych bezsensownych, przewodniczącemu Piotrowi Dudzie i jego związkowcom nikt nie może zarzucić. Zatem pozostaje konstatacja iż ZNP ma poziom edukacji Polaków tam, gdzie redakcja Antysocjala socjalizm.
Niedawno w Warszawie miał miejsce groteskowy protest przeciwko przywróceniu normalności.
http://wpolityce.pl/polityka/323355-odbebnili-protest-ws-reformy-oswiaty-doslownie-przeciwnicy-likwidacji-gimnazjow-wyrazili-swoj-sprzeciw-przy-dzwiekach-intrumentow
Około setki debili urządziło protest przed Pałacem Prezydenckim i by ich hałas był lepiej słyszalny, użyli bębnów.
W latach późnego Gierka w Warszawie urządzono popis jednostki konnej Milicji Obywatelskiej. Amigo, komentator i miły gość naszej witryny, podsumował to w swoim najlepszym stylu:
- Jak żyję nie widziałem żeby psy na koniach jeździły.
Parafrazując tę spiżową sentencję, redakcja pierwszy raz spotkała się z tym by cymbały waliły w bębny.
A skąd ten chichot księcia Saliny? Tytułowy bohater „Lamparta” w ostatnim zdaniu mówi:
Teraz trzeba będzie ciężko pracować i mnóstwo zmienić żeby wszystko zostało po staremu.
Pani minister Annie Zalewskiej życzliwie kibicujemy w ciężkiej pracy przywrócenia polskiej edukacji jej poprzedniego poziomu.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Po nastaniu PRL zachowano ten dwustopniowy schemat, rozbudowując znacznie szkolnictwo zawodowe. Absolwent początkowo siedmioletniej a potem ośmioletniej podstawówki miał do wyboru trzy możliwości. Trzyletnią zasadniczą szkołę zawodową, po jej ukończeniu stawał się robotnikiem wykwalifikowanym. Czteroletnie liceum ogólnokształcące kończone egzaminem maturalnym i nie dające uprawnień zawodowych w żadnej konkretnej dziedzinie. Oraz pięcioletnie technika, których absolwent poza świadectwem maturalnym zyskiwał również dyplom technika z jakiejś branży.
Od tego ogólnego schematu bywały wyjątki. Istniały licea pielęgniarskie oraz technika nie kojarzące się specjalnie z przemysłem, takie jak ekonomiczne, gastronomiczne, leśne czy krawieckie. Dzięki dobrej kadrze nauczycielskiej ich absolwenci reprezentowali przyzwoity poziom i w pracy zawodowej się sprawdzali.
Szulerzy od okrągłego stoliczka początkowo tego nie zepsuli. Ale nadeszły czasy wieszania się u klamki eurokołchozu i różne „europejsy” (kłaniamy się mistrzowi Michalkiewiczowi) doszły do wniosku że tak dalej być nie może.
Na pewnej konferencji naukowej pod koniec lat dziewięćdziesiątych, podczas wieczornej pogawędki w kawiarence przy szklaneczce Murfatlara, łopatologicznie wyośliła to pani profesor K-P, która przyjechała prosto z Niemiec po zakończeniu dwuletniej pracy na jednym z tamtejszych uniwersytetów. Słuchała dyskusji o terminie anschlussu z coraz większym politowaniem, w końcu nie wytrzymała i powiedziała:
Zrozumcie wreszcie tumany że ta łaska spotka nas dopiero po rozpieprzeniu polskiego szkolnictwa. Przecież nie może być tak że absolwent polskiej szkoły będzie śmiertelnym zagrożeniem na rynku pracy dla absolwenta analogicznej szkoły w Niemczech, Francji czy we Włoszech!
Bożenka okazała się Kasandrą. A wykonania tego zadania podjął się łajdak łoBuzek. Szkoły zostały podzielone na sześcioletnie podstawówki, trzyletnie gimnazja oraz również trzyletnie licea. Program nauczania został tfurczo zmodyfikowany – próby wpojenia uczniom rzetelnej wiedzy zastąpiono nauką zdawania testów. Szkolnictwo zawodowe praktycznie uległo likwidacji. Do pracy najczęściej trafiali absolwenci liceów lub gimnazjów, nie umiejący dokładnie nic. Zaczynali od przynieś – podaj – pozamiataj czyli niczym terminatorzy sprzed stuleci. Tyle tylko że ci terminatorzy w wieku szesnastu lat już sporo umieli.
Stary Niedźwiedź pierwsze roczniki ofiar łobuzkowej demolki wspomina jak zły sen. Poziom pierwszoroczniaków nie był denny, to było w porównaniu z maturzystami z systemu 8 + 4 po prostu pukanie w dno od spodu. Zdesperowany dziekan wprowadził wówczas na pierwszym semestrze wykład z tzw. „przedmiotu wyrównawczego”. Na którym studentów uczono podstaw algebry i mechaniki, czyli tego, co na tym wydziale było niezbędne do nauki przedmiotów zawodowych. W Brukseli dzieło łoBuzka zostało docenione i nagrodzone - w latach 2009-12 był on przewodniczącym europarlamentu.
Jako ciekawostkę można dopowiedzieć iż gdy system 6 + 3 + 3 miał zostać wprowadzony, komuszy Związek Nauczycielstwa Polskiego nie zostawił na nim suchej nitki. Nie było to prymitywne „nie bo nie”, wynikające z faktu, że autorem były solidaruchy z klubu parlamentarnego Akcji Wyborczej Solidarność. W tej miażdżącej recenzji były argumenty jak najbardziej merytoryczne.
O tym jakich patologii wylęgarnią okazały się gimnazja, czytelnikom Antysocjala opisywać nie trzeba. Flavia która miała nieszczęście zaliczyć gimnazjum, jego pierwszą klasę kojarzy przede wszystkim z pojawieniem się w szkole narkotyków i „dyskodajstwa”. A przyjaciółka Starego Niedźwiedzia płacząc ze śmiechu, przytoczyła mu podsłuchany mimo woli dialog miłosny (pod płotem jej podwarszawskiego domu gromadzą się na dużej przerwie uczniowie pobliskiego gimnazjum):
- Kocham cię do zajebania – stwierdził Romeo.
- O kurwa, nie pierdolisz? – wzruszonym głosem spytała Julia.
Niekwestionowaną zasługą PiS jest położenie kresu temu antypolskiemu sabotażowi, a mówiąc językiem potocznym – czystemu kurewstwu. Sprzeciw opozycji spod znaku zarówno złodziei jak i debili był oczywisty i łatwy do przewidzenia niczym godziny wschodu i zachodu słońca. Ale do protestu dołączył się szef ZNP Broniarz i jego podkomendni. Udając Greka i zapominając o swoim niedawnym w pełni merytorycznym sprzeciwieniu się tej „reformie”, zaatakowali jej odkręcenie bez pardonu i zażądali referendum w tej sprawie. Argumentu o rzekomych nieuchronnych zwolnieniach nauczycieli nie sposób traktować serio, skoro nauczycielska Solidarność tej sprawy nie zgłasza. A czego jak czego ale braku obrony wszystkich bez wyjątku miejsc pracy, nawet tych bezsensownych, przewodniczącemu Piotrowi Dudzie i jego związkowcom nikt nie może zarzucić. Zatem pozostaje konstatacja iż ZNP ma poziom edukacji Polaków tam, gdzie redakcja Antysocjala socjalizm.
Niedawno w Warszawie miał miejsce groteskowy protest przeciwko przywróceniu normalności.
http://wpolityce.pl/polityka/323355-odbebnili-protest-ws-reformy-oswiaty-doslownie-przeciwnicy-likwidacji-gimnazjow-wyrazili-swoj-sprzeciw-przy-dzwiekach-intrumentow
Około setki debili urządziło protest przed Pałacem Prezydenckim i by ich hałas był lepiej słyszalny, użyli bębnów.
W latach późnego Gierka w Warszawie urządzono popis jednostki konnej Milicji Obywatelskiej. Amigo, komentator i miły gość naszej witryny, podsumował to w swoim najlepszym stylu:
- Jak żyję nie widziałem żeby psy na koniach jeździły.
Parafrazując tę spiżową sentencję, redakcja pierwszy raz spotkała się z tym by cymbały waliły w bębny.
A skąd ten chichot księcia Saliny? Tytułowy bohater „Lamparta” w ostatnim zdaniu mówi:
Teraz trzeba będzie ciężko pracować i mnóstwo zmienić żeby wszystko zostało po staremu.
Pani minister Annie Zalewskiej życzliwie kibicujemy w ciężkiej pracy przywrócenia polskiej edukacji jej poprzedniego poziomu.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce