poniedziałek, 29 czerwca 2020

Miałeś chamie złoty róg

Ponieważ w internecie Państwowa Komisja Wyborcza podała już wyniki zgłoszone przez 99.78 % komisji wyborczych, mogę pokusić się o ich ocenę. Bowiem dane z pozostałych 0.22 %  komisji mogą zmienić co najwyżej wartość trzeciej cyfry znaczącej.
Prezydent Andrzej Duda     43.67 %
Rafał Gówienny                  30,34 %
Błazen z Pedałenu               13.85 %
Krzysztof Bosak                   6.75 %
Zakosiniak-Kłamysz             2.37 %
Zakłamana Ciota                 2.21 %
Wyników planktonu z poparciem poniżej 0.3 % nie chce mi się przepisywać.
Przez chwilę oglądałem wieczór wyborczy w reżimówce, ale szybko wyłączyłem telewizor. Redaktorzy Karnowski i Sakiewicz pobili w komentarzach wszelkie granice głupoty, mówiąc o gigantycznym sukcesie urzędującego prezydenta i bredząc, jaka część wyborców głosujących na innych kandydatów w drugiej turze przeniesie głosy na niego.
Gówienny odrobił straty pierwszej debilki III RP. Widać, że ludzie używający Szechtera do myślenia, zamiast do sikania, są bardzo zdyscyplinowanym elektoratem. I nawet gdyby w Warszawie z kranów popłynęła gnojówka, bez wahania uwierzą, że to wyłączna wina PiS. Warto jednak podkreślić, że wedle sondaży podanych przez TVPiS (a więc na pewno w tej kwestii nie zawyżonych) około połowy przedstawicieli małego i średniego biznesu głosowała na Gówiennego. Swego czasu prezentowałem na blogu list otrzymany od przedstawiciela tego środowiska i wyjaśniający, dlaczego autor miał (wówczas) zamiar głosować na kretynkę.


https://antysocjalbis.blogspot.com/2020/01/list-do-antysocjala.html


I jak twierdził, co bardziej rozgarnięci pracownicy firm takich, jak ta jego, też z rozpaczy gotowi są poprzeć POmiot. Widać zatem, że wściekły fiskalizm PiS zbiera żniwo. Bo na samą myśl, aby zacząć wreszcie opodatkowywać hipermarkety na równi z małym polskim handlem, Mateuszek miałby ze strachu pełne portki.
WSIowa wydmuszka, kiedyś robiąca w Pedałenie za katolika a obecnie szczekająca na chrześcijaństwo tak wściekle, że sam pierwszy pedał III RP może jej tego zazdrościć, powtórzyła sukces Palikmiota czy zapiewajły. Widać, że zawsze co najmniej kilkanaście procent wyborców ma dosyć dotychczasowych elit i głosuje na dowolną nowinkę, bo a nuż coś z tego wyjdzie. Są to zawsze jętki jednosezonówki i gdybym miał prorokować, to po kolejnych wyborach parlamentarnych po tym "katoliku" pozostanie jedynie wspomnienie.
Krzysztof Bosak uzyskał wynik na miarę swoich możliwości. Musiał bronić strzałów na swoją bramkę własnych grajków, takich jak Wilk czy Pomysłowy Dobromir, ale jakoś je wybił. Wyrazić muszę mu swoje uznanie za skuteczne spacyfikowanie gówna w muszce, bo strzał Jonasza Kurwin-Mikkego rozerwałby siatkę w konfederackiej bramce.
Wynik Zakosiniaka - Kłamysza świadczy o tym, że PiS skutecznie odebrał zielonej ladacznicy elektorat wiejski i małomiasteczkowy. Na  burdeltatę głosowało trochę ponad dwa procent, czyli zapewne ci, którym spadają jakieś ochłapy z samonierządowych stołów. Znając obyczaje w tym burdelu, zmiana "madame" po tej klęsce jest pewna.
Załgana ciota przyniosła lewiźnie klęskę, której rozmiary nie mają precedensu. W mojej ocenie Swetrzasty zdawał sobie sprawę, że taki kandydat jest bez szans nawet na 10 %, ale świadomie podjął próbę wykolegowania POmiotu z posady kolaboranckiej rezydentury euroburdelu w Polsce. Poprzez pokazanie, że jest bardziej za pedalskimi ślubami i adopcjami czy skrobankami na życzenie, niż szajka Chyżego Roja. Czyli jest jeszcze bardziej w targowickim żargonie proeuropejski, a w potocznej polszczczyźnie skurwiony. Ale wyszło z tego to, co jest najczęściej owocem "seksu" dwóch pedałów. A wynik świadczy też o tym, że albo wieści o pięcioprocentowym ich udziale w społeczeństwie to bezczelne łgarstwo, albo też część ludzi dotkniętych tą przypadłością mimo wszystko wstydziła się głosować na to mniej niż zero.
A co dalej?
Człowiek potrafiący obsłużyć kalkulator czterodziałaniowy bez trudu przekona się, że suma wyników Gówiennego, błazna, zielonej ladacznicy i pedała to 48.77 %. Konfederaci zapowiedzieli, że w dogrywce nie poprą żadnego z finalistów. Głosy Szanownych Komentatorów Antysocjala, w większości zwolenników Konfederacji, potwierdzają tę diagnozę. Jeśli zatem w drugiej turze udział wezmą dokładnie ci wszyscy (oczywiście bez zwolenników Konfederacji), którzy głosowali w pierwszej, to Andrzej Duda może liczyć jedynie na 43.67 % z pozostających w grze 93.25 %. Czyli na MNIEJ NIŻ POŁOWĘ.
Lewizna droczy się z Gówiennym, że ich wyborcy to nie worek kartofli. Zapewne chodzi o jakiś handelek z POmiotem, a co się tyczy samej metafory, elektorat ten to bez wątpienia worek, tyle tylko, że na pewno nie kartofli. Głosowanie przez nich na Dudę moim zdaniem nie wchodzi w rachubę.
W kwestii fanów wydmuszki, ta ostatnia nie raz gardłowała, żeby głosować na nią, a nie na Gówiennego, bo rzekomo w dogrywce ma większe szanse na pokonanie Dudy. Czyli ten elektorat to w znaczącej części ateotaliban plus emerytowani "służbiści" i ich krewni i znajomi. Cała nadzieja PiS w tym, że tak z połowa głosowała na wydmuszkę z ciekawości bądź dla jaj, w kontrze do zabetonowanego układu POPiS. I drugą turę oleje, bo POmiot to również nie ich bajka.
Pozostała jeszcze teoretyczna możliwość skorzystania z usług zielonej prostytutki. Ale ceną byłoby co najmniej darowanie win Burym i innym złodziejom oraz koncesje na wsi. A to ostatecznie skompromitowałoby Pobożność i Socjalizm.
Trudno komentować nawet wypociny niejakiej Kai Godek. Domaga się ona od Konfederacji handelku z PiS. A jej zdaniem ceną powinno być co najmniej uznanie przez Trybunał Konstytucyjny aborcji eugenicznej za nielegalną. Czyli przyznanie publiczne przez Napoliona, że obecny TK to rzekomo taka sama szajka, jak za nieogolonego menela, tyle tylko, że nosząca inne szaliki.
W niedzielnych gadających głowach moją uwagę zwróciła wypowiedź jednego z ekspertów. Powiedział on, że gdyby wybory odbyły sie 10 maja, to Duda wygrałby bez problemów w pierwszej turze. Mam w tej kwestii identyczne zdanie, co artykułowałem choćby we wpisie z 19 czerwca. Oczywiście wymagało to podjęcia odpowiednich działań już na początku marca. Mówi się, że mąż stanu myśli z troską o losie przyszłych pokoleń, a polityk z niepokojem o najbliższych wyborach. Jak widać, nawet to drugie przekracza możliwości intelektualne geniusia Żoliborza. A teraz zupa się wylała i stąd tytuł. No, chyba że Pan Bóg po raz nie zliczę już który posprząta, tym razem  za durnia i jego wazeliniarzy.
A tak na marginesie, wychodzi na to, że POmiot jest jednak mniej wodzowską partią od Pobożności i Socjalizmu, zaś ciury maja w nim więcej do gadania. W stanie zagrożenia swego dalszego istnienia potrafili kopnąć w dupę prymitywnego opryszka Shitynę, który prowadził ich na kurs kolizyjny z górą lodową. A w PiS jest to wykluczone. Wszelkie kongresy są jedynie zawodami sportowymi we wchodzeniu wszechwładnemu Napolionowi do tyłka.

Stary Niedźwiedź

piątek, 26 czerwca 2020

Na prawo most, na lewo most, a dołem gówno płynie

Kilka minut temu, korzystając z chwili zasięgu, rozmawiałem z dobrze znaną starszym Czytelnikom Antysocjala Flavią. Ma ona zwyczaj odbywać dla zdrowia i kondycji przejażdżki rowerowe lewym brzegiem Wisły w Warszawie. Poczynając od Żoliborza a kończąc w okolicy Mostu Łazienkowskiego, lub jeszcze dalej na południe.
I jak mi powiedziała, stan tej biednej królowej polskich rzek jest wysoki, a zmysły węchu i wzroku wyraźnie sugerują, że znaczący w tym udział mają fekalia. Jakiekolwiek zatrzymanie się na krótki wypoczynek nie wchodzi w grę zarówno z powodu widoku, jak i fetoru.
Do listy moich zastrzeżeń do Pobożności i Socjalizmu przybyło kolejne. Co do jasnej cholery robi prokuratura (same alarmy służb ochrony przyrody nie wystarczą) pod kierownictwem Zbigniewa "Kapiszona" Ziobry? Ksywę tę nadała mu swego czasu ś.p. Milom i do tego patałacha pasuje jak ulał. Przecież w jako tako poważnym państwie gówienny byłby wyprowadzony z ratusza w kajdankach i dostarczony do prokuratury na przesłuchanie, a sędzia (nie mylić z justytutką) bez wahania zatwierdziłby wniosek o tymczasowy areszt. Bo prawdopodobieństwo mataczenia w przypadku gówiennego i jego szajki przekracza sto procent.
A wracając do wyborów.
Doskonale rozumiem czcigodnego Jarka Dziubka, któremu obrzydło już wieczne wybieranie mniejszego zła i zamierza wielce prawdopodobną drugą turę olać.
Bardziej zrozumiałe jest dla mnie stanowisko szanownego Greylina, który w drugiej turze odda głos nieważny, by jeszcze bardziej wyraziście wyartykułować, że obydwaj kandydaci kompletnie mu nie odpowiadają.
Ja w przypadku dogrywki zacisnę zęby i zagłosuję na Andrzeja Dudę. Bo jako stary warszawiak muszę stanąć na głowie, by w pałacu prezydenckim nie zainstalowała się kupa gówna, szczekająca w Brukseli na Polskę, zatruwająca sporą część naszej ojczyzny, kłamiąca gdy tylko otworzy mordę i wyrzucająca w błoto moje pieniądze na promocję zboczeńców bądź "plaże" z palet w miejscach, gdzie śmierdzą spaliny.
A wszystkim zwolennikom zakończenia obecnej prezydentury poprzez wybór gówiennego radzą puknąć się w łepetynę młotkiem, najlepiej takim co najmniej dwukilowym. I nabrać wody w usta, bo ta metaforyczna na ich szczęście nie pochodzi z Wisły na północ od Warszawy.

Stary Niedźwiedź

piątek, 19 czerwca 2020

Dureń vs debile i kanalie

Tytuł na pewno nie poraża elegancją, ale tak właśnie w mojej ocenie wygląda ta, za przeproszeniem, polska scena polityczna.
Geniusiowi Żoliborza trafiła się szansa niczym ślepej kurze ziarno. Oczywiście mam na myśli narzucenie POmiotowi przez opryszka Shitynę jako kandydatki w wyborach prezydenckich chyba największej debilki z grona kobiet parających się w Polsce polityką. Każdą swoja wypowiedzią potwierdzała, że nie ma pojęcia nie tylko o polityce, ale wręcz o niczym. Co przyniosło spadek poparcia w sondażach poniżej pięciu procent a prezydentowi Dudzie stwarzało szansę na wygraną już w pierwszej turze.
Takie prezenty trzeba szanować. Ale wiedza ta przerasta możliwości intelektualne tak zwanego, za przeproszeniem, naczelnika państwa. Mając  praktycznie nieograniczone możliwości manewru (izba zatwardzenia poza grą na czas niczego nie jest w stanie mu uniemożliwić, o ile właściwie rozpisze kalendarium uchwalania nowej ustawy) dopuścił do zamiany debilki na niejakiego Rafała Gówiennego, który jest doszczętnie skompromitowany jedynie w oczach ludzi myślących, a to raptem kilka procent tak zwanego elektoratu. Geniusiowi wydaje się, że kolejnymi aportami socjalnymi jest w stanie wygrać każde wybory. Kompromitująco przerżnięty w ubiegłym roku senat i z najwyższym trudem utrzymana większość bezwzględna w sejmie niczego go nie nauczyły. Jak słusznie zauważył mój przyjaciel, przypomina on napastnika piłkarskiego mającego w repertuarze tylko jeden zwód, który nie jest w stanie pojąć, że w ten sposób nie przedrybluje żadnego obrońcy, o ile ten ostatni nie jest głupszy od niego.
A co u konkurencji? Oczywiście nie mam zamiaru rozwodzić się nad
zdrajcami stanu z POmiotu, szczekającym w Brukseli na Polskę pedałem, zieloną ladacznicą czy WSIową wydmuszką. Ale po kompromitacji grajka, który już tylko przygrywa klientom i panienkom w zielonym burdelu, muszę się przyznać do kolejnego rozczarowania.
Kilka razy na tym blogu wyraziłem się pozytywnie o Jacku Wilku. A tymczasem po ubiegłorocznej żółtej kartce za brednie w kwestii "małżeństw" zboczeńców, teraz w moich oczach zarobił czerwoną. Bowiem w rozmowie w Rynsztok FM z czymś takim, jak niejaki Żakowski, powiedział ni mniej, ni więcej, że w drugiej turze trzeba głosować na Gówiennego.
Zatem dołączył on do łajna w muszce obecnie przejętego przez Putasa, domorosłego załganego Savonaroli w osobie Brauna czy Pomysłowego Dobromira, zdaniem którego wiejscy emeryci powinni jeździć samochodami i nie gderać o jakimś wykluczeniu komunikacyjnym.
Gdyby generał Robert Edward Lee wstał z grobu, takich "konfederatów" kazałby oćwiczyć Murzynom. Bo żaden biały dżentelmen z Południa nie ubrudziłby sobie rąk daniem czemuś takiemu po mordzie.
Jeśli Krzysztof Bosak uzyska w pierwszej turze przyzwoity wynik, będzie to zawdzięczać tylko i wyłącznie sobie.

Stary Niedźwiedź
 

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Mroźne refleksje i rozmówki polsko - niemieckie

Pogoda tej rzekomej wiosny nie rozpieszcza. Istne globalne ocipienie, o którym tyle gaworzą gretyni. W maju temperatury raczej marcowe i wieczorami muszę palić w kominku, by włażąc do łóżka i wychodząc z niego rano nie szczękać zębami z zimna. Do tego u żadnego leśniczego w okolicy nie można kupić drewna liściastego na opał, bo od początku świrusowej paniki nie jest ono "wyrabiane". Na szczęście w jednym z pobliskich marketów budowlanych wypatrzyłem za budynkiem pociętą brzezinę i natychmiast kupiłem ostatnie dwie palety. Trochę przepłaciłem, ale przynajmniej nie marznę.
Politykę śledzę pobieżnie. Kopertowy sabotażysta robi co może, by wybory prezydenckie się nie odbyły, zatem ludzie PiSu muszą przy układaniu kalendarze wyborczego z góry zakładać, że w izbie zatwardzenia i sabotażu każda ustawa odleży pełne 30 dni. Bo liczyć na dobrą wolę opozycji może tylko matoł.
Pojąć nie jestem w stanie, co odbiło prezydentowi Dudzie z nominacją niejakiego Laskowskiego na szefa izby karnej sądu najwyższego (pisanie nazwy tego ansztaltu z dużej litery byłoby skandalicznie niezasłużonym komplementem). Wiadomo przecież, że gdy do justytutek wyciągnie się palec, to spróbują oderwać rękę.
Ta sama zasada dotyczy też Szkopów. Gdy szef ichniego Trybunału Konstytucyjnego po chamsku zanegował status polskiego a premier Brandenburgii zawył, jak polski rząd śmiał utrudnić Polakom pracującym za Odrą codzienne przekraczanie granicy, co zdezorganizuje życie w tym landzie, przypomniała mi sie opowieść mojej ś.p. Mamy.
Po upadku Powstania Warszawskiego została ona wywieziona do obozu położonego niedaleko Hamburga. Miasteczko to zajęła na wiosnę 1945 Pierwsza Dywizja Pancerna pana generała Stanisława Maczka. I przejściowo rządzący nim pan rotmistrz, którego nazwiska Mama niestety nie zapamiętała, wezwał burmistrza i rozkazał mu do wieczora przygotować dla byłych więźniarek przyzwoite kwatery, czyli łóżka z czysta pościelą, ciepła woda do mycia etc. Szkopisko miało czelność odszczeknąć, że nie jest to możliwe. Wtedy pan rotmistrz z kamiennym spokojem strzelił go szpicrutą w mordę tak, że popłynęła posoka. Po czym wydobył rewolwer Webley (o kalibrze 0.455 cala czyli około 11.6 mm) i poinformował, że jeśli kwatery nie będą gotowe do północy, to z wybiciem tej godziny dostanie z tej broni kulę w łeb. I rodzina będzie musiała takowy zbierać do trumny łyżeczką. Kwatery były gotowe przed dwudziestą.
W porównaniu z tym panem rotmistrzem nawet Erdogan wychodzi na słabeusza. A o Geniusiu Żoliborza nawet nie warto mówić.

Stary Niedźwiedź