wtorek, 28 stycznia 2020

List do Antysocjala

 Drodzy Czytelnicy

Jako belfer akademicki a obecnie emeryt, przez całe życie unikałem jakiejkolwiek działalności biznesowej niczym diabeł święconej wody czy Chyży Rój zaprzestania choć na chwilę szkodzenia Polsce.  Wszystkim którzy namawiali mnie, bym na przykład założył firmę uczącą programowania odpowiadałem, że jeśli nadal chcą pozostać moimi przyjaciółmi czy znajomymi, niech nigdy nie ponawiają takich rad. Bowiem wszelkie podstawy prawne i przepisy podatkowe brzmiały dla mnie niczym nieśmiertelny szmonces, zaczynający się od słów "Friedman ma weksel Szapira z żyrem Glassa".
Ale wczoraj na pocztę bloga przyszedł list od Czytelnika, pragnącego zachować anonimowość z obawy o własne bezpieczeństwo. Jest on bardziej niż ciekawy, zatem na prośbę autora zamieszczam go na Antysocjalu.

Stary Niedźwiedź


Szanowni Redaktorzy i Czytelnicy Antysocjala

Jestem przedstawicielem małego biznesu. Blog ten kiedyś czytywałem regularnie, obecnie sporadycznie. Praca od świtu do nocy i czas poświęcany bliskim kosztem snu nie pozostawiają już miejsca na grzebanie w sieci. Ale nie mogę milczeć i muszę wyjaśnić kilka spraw, dla wielu czytelników dziwnych lub wręcz niepojętych.
Dwie główne liczące się na politycznym rynku partie mają strukturę czysto wodzowską. W przypadku PiS carem i bogiem jest Kaczafi, który o gospodarce wie tyle, co świnia o budowie atomu. Do tego, jak to kiedyś napisał Stary Niedźwiedź, ma refleks szachisty korespondencyjnego i ze swoich rażących błędów wyciąga wnioski z kilkuletnim poślizgiem (choćby miliardy przesrane na UPAinie).
Kaczafi ubzdurał sobie, że im więcej zrobi efekciarskich aportów socjalnych, tym większy sukces odniesie jego sekta w kolejnych wyborach. Początkowo to jako tako działało, ale ci, których głosy mógł w ten sposób kupić, już dawno zostali kupieni. I to źródełko nowych zwolenników jest już suche jak pieprz. Ostatnie wybory parlamentarne musiały być dla niego szokiem. Bo zapewne roiła się w jego łbie większość konstytucyjna. A okazało się, że senat przepieprzył w kompromitującym stylu, jego kandydaci przegrywali nawet z takimi zerami, jak "Misiek" Kamiński.  Zaś w sejmie z najwyższym trudem utrzymał większość bezwzględną (zdolność koalicyjna PiS jest nawet nie zerowa, lecz wręcz ujemna). I dlatego przez kilkanaście dni po wyborach prezio i jego dworacy zachowywali się jak narkoman naćpany w cztery dupy. A teraz nadchodzą wybory prezydenckie, czyli być albo nie być czystych socjalistów udających prawicę, na co w polskim politycznym domu wariatów wciąż jeszcze wielu ludzi daje się nabrać.
Aby znaleźć źródło finansowania swoich aportów, Kaczafi przepchnął ustawy, dające skarbówce uprawnienia niewiele mniejsze od tych, które miał UB za Bieruta. Miały to być narzędzia do walki z karuzelami VAT, ale obecnie biją mocno w zwykły mały i średni biznes. Bo temu wielkiemu włos z głowy nie spadnie, jako że oprócz Jojne Danielsa, którego Stary Niedźwiedź ironicznie nazwał rabinem prowadzącym Kaczafiego i Morawieckiego, mają oni i bankstera prowadzącego w osobie tajemniczego Tadeusza Kościńskiego. Który przy Morawieckim już ze dwadzieścia lat pełnił rolę Krzepickiego, a teraz wynurzył się z cienia i chyba już jest drugim Wachowskim. Zatem "frankowicze" niech zapomną o kłamliwych obietnicach prezydenta Dudy. Węgrów nabitych we franka uratował Viktor Orban, ale on jest facetem mającym jaja w spodniach. A Kaczafi ma je co najwyżej w lodówce.
Stary Niedźwiedź kilka razy tłumaczył, czym jest krzywa Laffera. Ilustrująca fakt, że zwiększanie stopy podatkowej powyżej pewnej wartość granicznej powoduje spadek a nie wzrost wpływów do budżetu z tytułu podatków. Bowiem jest to zachęta do ucieczki w szarą czy wręcz czarną strefę. Ten sam efekt dotyczy i płacy minimalnej. Jej arbitralne i dowolne podnoszenie na tyle zwiększa koszty pracy, że właściciel firmy musi się bronić i pracowników formalnie zatrudniać w niepełnym wymiarze lub na umowę-zlecenie. A nadwyżkę za faktycznie przepracowany czas płacić im pod stołem. Ale jest to za trudne dla głąba, który nie wie, że przychody firmy nie rosną dowolnie tak, jak to sobie tylko zażyczy jej właściciel, by móc sprostać wymaganiom wyrobu piłsudskopodobnego.
Dodajmy do tego rozpasaną skarbówkę, która może bez żadnego uzasadnienia zablokować firmie konto, czy zwalić jej na głowę super upierdliwą kontrolę, która praktycznie sparaliżuje jej działalność i doprowadzi do upadku. 

PiSiaki wylewali swego czasu krokodyle łzy nad losem pana Romana Kluski i jego Optimusa. A obecnie takich drobnych Klusków są w Polsce tysiące. 
Tak samo za czasu ryżego volksdeutscha media wspierające Kaczafiego podniosły krzyk w sprawie piekarza, który niesprzedane pieczywo rozdawał ubogim a skarbówka zniszczyła go każąc zapłacić VAT od tego pieczywa za kilka lat wstecz. Czy zrobiono coś w tej sprawie? Oczywiście nic. Bo właściciel spożywczaka, który podarowałby Caritasowi czy bidulowi żywność na kilka dni przed upływem terminu jej przydatności do spożycia, też musiałby zapłacić od niej VAT.  
Po dokonaniu rocznego bilansu VAT stwierdziłem, że należy mi się zwrot kilku tysięcy. Oczywiście mowy nie ma o tym, żeby urząd sam z siebie przelał pieniądze na moje konto, co w praworządnym kraju byłoby jego obowiązkiem. O zwrot taki trzeba wystąpić. Ale gdy chciałem to zrobić, księgowa krzyknęła, bym się nie ważył tak postąpić. Bo praktyka (nie mylić z łgarstwami Morawieckiego o państwie przyjaznym biznesowi) jest taka, że zwrot wprawdzie nastąpi, ale za aż taką bezczelność na pewno spadnie mi na łeb kontrola tak drobiazgowa, że praktycznie sparaliżuje to działalność mojej firmy. I po kilku miesiącach splajtuję.
Kim zatem jest reżim Kaczafiego i jego skarbowe psy gończe? Z mojego punktu widzenia złodziejami zuchwałymi.
Głąby robiące za nadwornych pisowskich "analityków" pojąć nie mogą, dlaczego mimo ujawniania kolejnych afer i żelaznych dowodów w postaci nagrań, poparcie dla takiego zera jak Kidawa stabilnie stoi w okolicy 25% i nie ma zamiaru spaść. Co praktycznie gwarantuje jej udział w drugiej turze. Ci mędrcy oczywiście zwalają wszystko na lemingi i niemiecko - żydowskie media. Ale są zbyt głupi, by zauważyć liczną grupę drobnych przedsiębiorców i co bardziej rozgarniętych ich pracowników. Czyli takich jak ja, moi znajomi i zatrudniani przez nas ludzie. Ci ostatni wiedzą, że jeśli firma padnie, to zostaną bez pracy a wtedy Dziennikiem Ustaw z dowolnie wysoką płacą minimalną będą mogli tylko się podetrzeć.
My doskonale wiemy, że Kidawa jest głupsza od własnej dupy, bez promptera nie istnieje, a za granicą będzie robić obciachy nie gorsze, niż chrabia Bul. Ale za to wiadomo, że z automatu będzie wetować wszystkie ustawy PiS, na zasadzie, że nie bo nie. Czyli uniemożliwi Kaczafiemu dalsze niszczenie takich, jak ja i moi pracownicy.
My chcemy po prostu móc żyć i utrzymać rodziny z naszej pracy. Więc niech ta głupia baba nawet publicznie wysika się na ulicy w Brukseli czy w Paryżu. Ja mam to w dupie. I dlatego na pewno nie zagłosuję na Dudę. Bo nie jestem  takim idiotą, jak komuniści w Sowietach z końca lat trzydziestych, którzy nawet idąc na rozstrzelanie, wciąż wrzeszczeli "niech żyje towarzysz Stalin".

wtorek, 21 stycznia 2020

Trochę głupio i podle, a trochę śmiesznie

W miniony weekend dwa reprezentowane w parlamencie ugrupowania polityczne wyłoniły swoich kandydatów na urząd prezydenta RP.
Zbieranina czerstwych komuchów, zboczeńców, skrajnie lewackich chujwejbinów i ekoterrorystów zdecydowała się na pierwszego pedała III RP. Tow. Swetrzasty miał powiedzieć (tak przynajmniej podaje nadworny portal PiS), że Biedronia będzie codziennie popychał. Narzucało się pytanie, jak tę deklarację odbiorą niejaki Śmiszek oraz robiąca za niedorzeczniczkę tej hałastry niejaka Anna Maria Żukowska.
Na skutki nie trzeba było długo czekać. Ta ostatnia dała wyraz swojej frustracji publikując po śmierci pana Grzegorza Jędrejka, sędziego Trybunału Konstytucyjnego, chamski komentarz. Stwierdziła w nim, że widocznie działa "klątwa dublera" (tak Targowica nazywa sędziów TK, nie będących ich lokajami). No cóż, wzgardzona kobieta jest bardziej niebezpieczna od kobry, a Swetrzasty ma taką Izabel, na jaką zasłużył.
Natomiast w Konfederacji odbył się ostatni event ich wewnętrznej kampanii wyborczej. Czyli głosowanie elektorów, wyłonionych w eliminacjach okręgowych. Przed tym głosowaniem liczyła się tylko trójka w składzie pan Bosak, Braun i pan Dziambor (kolejność według liczby pozyskanych elektorów). Bowiem gówno w muszce, jego wierny uczeń, czyli młody cham Berkowicz (to ten, który podczas przemówienia pani poseł Krupki trzymał nad jej głową kipę), pan mecenas Wilk oraz pani, której nazwiska nie chce mi się guglować, mieli tylko po garstce swoich ludzi. Regulamin przewidywał, że w przypadku nieuzyskania przez żadnego kandydata większości bezwzględnej, ten z najmniejszą liczbą głosów odpada. A głosowania będą powtarzane aż do rozgrywki finałowej, z udziałem już tylko dwóch kandydatur.
Gdy na placu boju pozostała jedynie wymieniona trójka potentatów, galaktyczny specjalista od teorii gier i międzyplanetarny strateg nakazał swoim wolnorynkowcom głosować na domorosłego Savonarolę (debil też chce koronować Zbawiciela, tyle tylko, że na króla Polski, a nie Florencji), a nie na swojego kandydata, czyli pana Dziambora. Bo ubzdurał sobie, że ów błazen jest bardziej wolnorynkowy od pana Bosaka. Część elektorów obecnej efemerycznej wylinki gówna w muszce (też nie chce mi się guglować jej nazwy) posłuchała guru sekty i pan Dziambor w półfinale odpadł.
I tu okazało się, że w tym gronie jest kilku ludzi na poziomie i do tego wiedzących, że gdy nie wiadomo jak się zachować, należy po prostu postąpić przyzwoicie. Panowie Dziambor, Wilk, Kulesza i Sośnierz przekonali rozsądnych elektorów, że lepszym kandydatem jest pan Bosak. I to on wygrał te eliminacje. W jego przypadku egzamin odbędzie się po pierwszej rundzie wyborów prezydenckich. I jeśli nie poprze kandydatury pana Andrzeja Dudy, obleje go z kretesem.
A katotalibański debil musiał się obyć smakiem.
Gówno w muszce dało wyraz swojej rozpaczy, pisząc na Twitterze, że  zdradzając teoretycznie swojego kandydata, chciał jak najlepiej ale niestety Braun nie wygrał. I Machiavelli z koziego podogonia sam to przyznał, że jak powiada stare rosyjskie przysłowie, i cnotę stracił, i rubelka nie zyskał. Od siebie dodam, że do tego jeszcze ani chybi stara ruska onuca dostanie (o ile już to nie nastąpiło) po mordzie od swojego oficera prowadzącego z Federalnej Służby Bezpieczeństwa.
Błazen uważał się za mistrza wszystkich gier, w swych brydżowych felietonach z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia przechwalał się, że grywa w GO, a są to takie dużo trudniejsze szachy. A wydało się, że jest za głupi nawet do gry w "wilka i owce", najprymitywnieiszej ze znanych mi gier planszowych. W której przy poprawnej grze owce zawsze wygrywają, a można tego nauczyć nawet przedszkolaka. Ale pan mecenas Wilk bez trudu wygrał ze starym baranem.

Stary Niedźwiedź
      

sobota, 11 stycznia 2020

Wóz albo przewóz, państwo konfederaci


Niejaki obersturmbannführer Putas (takiemu stopniowi w lustrzanym SS odpowiada ten, którego dochrapał się w KGB) rozpoczął niedawno intensywną kampanię szkalowania Polski. Nie rozdrabniając się, oskarżył nas ni mniej, ni więcej, tylko o wywołanie II Wojny Światowej. Łgarstwo było na tyle bezczelne, że nie zrobiło oczekiwanej kariery nawet w lewackim europarlamencie. I nawet volksdeutsche z POmiotu zaczęli udawać polskich patriotów i strofować Pobożność i Socjalizm za zbyt stonowaną odpowiedź.
Innym elementem tej rosyjskiej kampanii jest współorganizowanie przez niejakiego Kantora (pomagiera Putasa z kręgów oligarchów, bynajmniej nie paragwajskiego pochodzenia) oraz instytut Yad Vashem kolejnej konferencji na temat Holocaustu. Program przewiduje wystąpienia prezydentów Rosji, Francji i Niemiec, zaś prezydentowi Dudzie odmówiono prawa do wypowiedzenia się na tej konferencji.
No cóż, zasługi Niemiec dla Żydów są powszechnie znane, a ich najlepszym symbolem jest Adolf Eichmann. Żabojady też nie są od macochy, Maurice Papon nie był samotnikiem, policja Vichy dzielnie wyłapywała Żydów a francuskie koleje dowoziły ich do Auschwitz.  Rosjanie też maja się czym pochwalić - Ławrientij Beria pod koniec panowania Stalina wykrył "spisek kosmopolityczny" i wielu Żydów przypłaciło to życiem. Tak więc wystąpienia wymienionych prezydentów należą się ich państwom niczym psu buda. Na ich tle prezydent Andrzej Duda nie ma co się przechwalać jakąś tam Żegotą.
 Na szczęście pan Andrzej Duda potrafił zachować się jak prezydent Polski, a nie układający się w nogach pani kundel. I poinformował, że w konferencji tej nie weźmie udziału. Można jedynie żałować, że język komunikatów  dyplomatycznych nie przewiduje zacytowania starego przysłowia górali ze Wzgórz Golan, które w ich języku brzmi:
Man kann singen, Man kann tanzen, aber niemals mit Zasrancen!
I za to redakcja dziękuje panu prezydentowi Dudzie.

Sejm RP również podjął uchwałę w sprawie putasowych łgarstw. Miała zostać przyjęta przez aklamację i tak się niemalże stało. Bowiem po odczytaniu jej tekstu przez panią marszałek Witek wstali nawet posłowie KO oraz Konfederacji, niesłusznie oskarżanej o to, że wszyscy, jak jeden mąż, są putasofilami. Konfederaci wstali z jednym wyjątkiem - oczywiście było nim putasowskie gówno w muszce. Rzeczone gówno "tłumaczyło się" potem na Twitterze, że ta wypowiedź Putasa rzekomo była nieoficjalna. I dlatego nie powinny się nią zajmować polskie oficjalne czynniki polityczne, lecz co najwyżej publicyści.
Musimy zatem poinformować putasowskie gówno, że wypowiedzi głów państw są nieoficjalne, jeśli dotyczą ich prywatnych opinii o sprawach przynajmniej w teorii nie związanych z polityką, takich jak choćby sztuka czy sport. Natomiast każda wypowiedź o roli własnego lub innego państwa w istotnych wydarzeniach historycznych lub tyczących polityki bieżącej jest z definicji oficjalna.
A odpowiadając bydlęciu w języku jego obecnych mocodawców, należałoby powiedzieć:

Понял говноед? Тогда закрой морду и проваляй!

Co w wolnym przekładzie znaczy:
 
Zrozumiałeś zasrańcu? Więc stul mordę i spierdalaj!

Konfederaci snują sny o potędze i dodają sobie animuszu wizjami dwucyfrowego procentowo poparcia w zbliżających się wyborach prezydenckich. Ale teraz nadepnęli na minę, bowiem stary agent znowu nafajdał im do talerza. W naszej ocenie maja dwa wyjścia.
Jeśli ich koło pozbędzie się gówna w muszce (trwające w Konfederacji prawybory dobitnie świadczą o tym, że opowieści o jego rzekomo licznym elektoracie to łgarstwa na poziomie Szmatławer Zeitung), tym samym zerwą przyszywaną im przez PiS łatkę rosyjskiej agentury i rzeczywiście mogą myśleć o wyniku bliskim 10%.
Jeśli natomiast udadzą, że nic się nie dzieje, to w oczach statystycznego Kowalskiego oskarżenia o rosyjską agenturalność uwiarygodnią się. A wtedy w wyborach prezydenckich ich kandydat co najwyżej stoczy zażartą walkę z Biedroniem i Zandbergiem o zaszczytne piąte miejsce. Bo nie tylko Duda, Kichawa czy Zakosiniak - Kłamysz, ale zapewne i pedałenowa wydmuszka Hołownia będą poza zasięgiem ich kandydata.
Przyzwoity wynik w wyborach albo gówno w muszce. Wybór należy do was.
Zwolennicy konfederatów, zorientowani w ich wewnętrznych interakcjach i rozgrywkach, wciąż oszukują się, że skoro bydlę niewiele już w tym gronie znaczy, to i niewiele może popsuć. I wyobrażają sobie, że inni wyborcy rozumują tak samo, jak oni. A to jest elementarny błąd. Nie dociera do nich, że dla człowieka nie interesującego się rozgrywkami między narodowcami i wolnorynkowcami, najbardziej rozpoznawalną twarzą (choć jest to zdecydowanie inna część ciała) Konfederacji jest właśnie kanalia w muszce. O Bosaku słyszał w najlepszym przypadku co piąty Polak, a takie nazwisko, jak Dziambor, co najmniej 95%  elektoratu nie mówi dokładnie nic.

Spotkaliśmy się też z argumentem, że pięć lat temu nazwisko Andrzeja Dudy też było w Polsce nieznane. Ale sięgający po ten argument zapominają, że co najmniej dwadzieścia kilka procent wyborców zawsze zagłosuje na kandydata wskazanego przez naczelnika Kaczyńskiego, kimkolwiek by on nie był. Bez tego namaszczenia, startując jedynie pod własnym szyldem, pan Andrzej Duda nie przekroczyłby dwóch procent.
Zatem mając sporo sympatii do ich ugrupowania, informujemy konfederatów, jak to wygląda w oczach statystycznego Polaka. Bowiem na pewno nie życzymy im, by w dzień po wyborach dowiedzieli się, że ich kandydat nie zamknął stawki. Bo wprawdzie przegrał nawet z Biedroniem , ale jeszcze mniej głosów zebrał jakiś folklor pokroju Bubla czy Stonogi. A stary agent, tak jak to systematycznie robi od trzydziestu lat, znowu mógł zameldować swojemu oficerowi prowadzącemu o wykonaniu zadania.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael 72

niedziela, 5 stycznia 2020

Debilki i świnie

Jak Szanowni czytelnicy dobrze wiedzą, nie jesteśmy fan clubem Pobożnosci i Socjalizmu. I gdy obecna przewodnia siła popełni jakąś głupotę, nie wahamy się jej tego wypomnieć. Ale totalna Targowica zmusza nas do refleksji, iż stare porzekadło z epoki PRL o treści "Szanuj szefa swego, możesz mieć głupszego" nic nie straciło ze swej aktualności. Bowiem zgraja cwelebrycko - targowicka nie ustaje w wysiłkach, by na jej tle rządzący uchodzili za ludzi w zasadzie rozsądnych.
Ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski należy do tych polskich hierarchów Kościoła Rzymskokatolickiego, do których odnosimy się z szacunkiem i sympatią, mimo że w skład redakcji wchodzi dwóch ewangelików augsburskich i jedna "protestantka po swojemu". Ale trudno nie szanować duchownego, który w spokojnych i wyważonych słowach wyraża to, co każdy myślący człowiek, a już na pewno chrześcijanin, sądzi o ekoterrorystach i rozwydrzonym hominternie. Czytając ostatnią rozmowę redaktorów z jego ekscelencją:

dowiedzieliśmy się o ostatniej racy intelektu niejakiej profesor nienadzwyczajnej Środy. Postuluje ona nadanie obywatelstwa wszystkim zwierzętom. Te domowe winny mieć obywatelstwo kraju w którym żyją. Zwierzętom egzystujące w bliskim otoczeniu ludzi, takim jak choćby szczury czy karaluchy, jej zdaniem należy się status uchodźców. Zaś zwierzęta żyjące w stanie dzikim powinny być traktowane jak obywatele innych państw. I niejako w celu wyprzedzenia krytyki tych bredni, stwierdziła, że osoby niepełnoletnie nie maja praw wyborczych, a obywatelstwo posiadają.
Refael zauważył, że każdy narkoman powinien zadać pytanie "co ta baba bierze, ja też tego chcę".
Jak powszechnie wiadomo, w przyrodzie nie ma ani gazu doskonałego , ani ciała doskonale czarnego. Okazało się, że babsztyl mimo wszystko nie może być uznany za kretynkę doskonałą, bowiem w tym ekoterrorystycznym bełkocie jest jedno stwierdzenie nie będące kompletnym  idiotyzmem. Oczywiście mamy na myśli to porównanie szczurów i karaluchów do ciapatego bydła, którym szalona pruska świnia uszczęśliwiła Europę, na nasze szczęście jedynie tę nazywaną "starą Unią".
Ze swej strony redakcja proponuje przeprowadzić rozumowanie odwrotne.
Nie ulega wątpliwości, że na polskich uniwersytetach działają "profesorki" pokroju Środy czy Płatek, ogłupiające kolejne pokolenia Polaków za pieniądze polskich podatników. Naszym zdaniem szkodzenie organizmowi, na którego koszt się żyje, wyczerpuje definicje pasożytnictwa. Zatem stawiamy pytanie, do jakich zwierząt należy porównać te trucicielki umysłów młodzieży? Narzucają się tu kandydatury pluskiew, wszy, tasiemców czy ameb. Ciekawi jesteśmy, do której kandydatury przychylają się Szanowni Czytelnicy.
A skoro jesteśmy przy analogiach ludzko - zwierzęcych, nie sposób wspomnieć o błaźnie będącym kolejną mutacją Paliciula i Ryśka Szóstego, czyli "niezależnym" kandydacie na prezydenta RP.
Dawno temu niejaki Hołownia wypowiadał się w "katolickich" audycjach Pedałenu. Najczęściej w sposób, za który mogliby go pochwalić co najwyżej Franek Białe Kimono czy kardynał Nic. Ale od pewnego czasu nie świruje już, że jest katolikiem:
 

Ostatnio popisał się złotą myślą, że ponieważ za życia skonsumował dużo mięsa, na Sądzie Ostatecznym będzie sądzony przez świnie. No cóż, wyrobowi katolikopodobnemu trzeba przypomnieć, że ludzi żywych i umarłych będzie tam osądzać Jezus Chrystus. A ponieważ Pismo Święte nie mówi nic o sądzeniu zwierząt, widocznie błazen ten, mimo głoszonych postępowych bredni, wyznaje starą endecką zasadę "swój do swego po swoje". A sam w duchu uważa się za świnię.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael 72