poniedziałek, 29 grudnia 2014

Charles de Gaulle - cz.1

Sugestia czcigodnego Klawisza, stałego komentatora naszej witryny, skłoniła mnie do zajęcia się osobą na pewno nietuzinkową, jaką niewątpliwie był generał Charles de Gaulle. Obok Georgesa „Tygrysa” Clemenceau to jedyny dwudziestowieczny francuski polityk, dla którego żywię cieplejsze uczucia, bowiem pojęcie honoru nie było im obce. Czego o innych francuskich politykach, działających przez ostatnie prawie sto lat, nie sposób powiedzieć. A jeśli do tego dodać, że i skuteczność nie była ich mocną stroną, w historii polityki nie zasługują na pamięć, że już o cieplejszym słowie nie wspomnę.
De Gaulle urodził się w Lille 22 listopada 1890 w zubożałej rodzinie szlacheckiej. Jego ojciec był nauczycielem wielu szkół średnich prowadzonych przez jezuitów, co w kraju wojującego ateizmu świadczyło o charakterze, jako że na pewno nie pomagało w karierze zawodowej. W domu panowała atmosfera patriotyczna i katolicka, którą późniejszy generał i prezydent przyswoił sobie na cale życie.
W latach 1895 -1900 uczęszczał do podstawowej szkoły zakonnej a następnie w roku 1900 został przyjęty do jezuickiego gimnazjum. Naukę ukończył w szkole katolickiej w Belgii, bowiem w roku 1906 francuskie władze oświatowe zlikwidowały ową szkołę jezuicką. Jak widać we Francji tradycje „neutralnego światopoglądowo i religijnie państwa” są stare i polski ateotaliban ma się od kogo uczyć.
W roku 1909 de Gaulle odbył jako szeregowiec staż w 33 pułku piechoty a następnie studiował w wojskowej Akademii Saint-Cyr. Po jej ukończeniu, już w stopniu podporucznika, dowodził plutonem w tym samym 33 pułku piechoty. Jako ciekawostkę można podać, że dowódcą takowego był ówczesny pułkownik Philippe Petain. Podczas I Wojny Światowej wyróżnił się odwagą, odnosząc trzy rany. W czasie walk pod Verdun dostał się do niewoli niemieckiej. Ponieważ pięciokrotnie próbował z niej zbiec, przetrzymywany był w obozie dla szczególnie niepokornych jeńców.
Po powrocie z niewoli wstąpił w szeregi sformowanego we Francji 5 Pułku Strzelców Polskich. Wraz z nim przybył do Polski na wiosnę 1919. W naszym kraju przebywał do roku 1921, wchodząc jako instruktor i wykładowca w skład francuskiej misji wojskowej, kierowanej przez generała Paula Henrysa. W lipcu i sierpniu 1920 brał udział w walkach z bolszewikami w szeregach Wojska Polskiego, za co został awansowany do polskiego stopnia majora i odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. W roku 1921 nie skorzystał z propozycji rozpoczęcia służby stałej w polskiej armii i powrócił do Francji.
Czytając fragment pamiętników de Gaulle’a poświęconych sierpniowej kontrofensywie 1920, zwróciłem ongiś uwagą na pewien szczegół. Autor wspomniał, że w pewnym polskim miasteczku, odbitym już z rąk bolszewików, trafił na scenę rozstrzeliwania miejscowych kolaborantów „czerezwyczajki”, którzy wydali jej na śmierć wielu przedstawicieli miejscowej elity. Zwłoki tych bandytów zostały przekazane miejscowej gminie żydowskiej, bowiem tymi kolaborującymi, a w efekcie skazanymi na śmierć przez sąd polowy i rozstrzelanymi kanaliami byli wyłącznie Żydzi.
W roku 1921 poślubił o dziesięć lat od siebie młodszą Yvonne Vendroux, córkę przemysłowca. Małżeństwo doczekało się syna i dwóch córek.
We Francji de Gaulle sprawował różne funkcje, zarówno w metropolii, jak i w koloniach. Był wykładowcą szkoły wojskowej, dowódcą batalionu piechoty, członkiem sztabu marszałka Petaina, dowódcą pułku czołgów. W roku 1927 awansował na majora, zaś pod koniec 1937 na pułkownika. W roku 1934 wydał księżke „Ku armii zawodowej”, w której postulował zwiększenie wyekwipowania armii francuskiej w techniczne środki walki. Trzeba dopowiedzieć, że w tym czasie w Europie w wielu krajach pojawiły się takie książki. Zarówno bardzo poważne, takie jak „Achtung, Panzer!” Heinza Guderiana, autora koncepcji zagonów wojsk pancernych, których słuszność w pełni potwierdziła II Wojna Światowa. Jak i niezbyt poważnych, jak choćby „Panowanie w powietrzu” dzieło włoskiego generała Giulio Douheta, utrzymującego, że lotnictwo jest w stanie samodzielnie wygrać nadciągającą wojnę. Książka de Gaulle’a plasowała się miedzy tymi skrajnościami, podane w niej postulaty były słuszne, choć nie sposób uznać ich za rewelację.
Nic nie wskazywało na to, że Charles de Gaulle odegra wybitną rolę w dwudziestowiecznej historii Francji. Ale wszystko zmieniło się raptownie po 10 maja 1940.

Stary Niedźwiedź

26 komentarzy:

  1. Dodam od siebie, że jego osobiste życie było naznaczone dramatem - jedna z córek miała zespół Downa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna An-Ko
      Istotnie jego młodsza córka Anna (1928-48) miała tę wadę wrodzoną. W takich wypadkach nie potrafię zając jednoznacznego stanowiska. I po prostu NIE WIEM, jak ustosunkować się wczesnej śmierci takiej osoby.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Doskonały tekst, niecierpliwie czekam na kontynuację! Pamiętam, że de Gaulle zmienił zdanie o Polakach, kiedy wziął udział (chyba jako oficer zwiadu) w wojnie polsko-bolszewickiej - tym razem organizacja zrobiła na nim dobre wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Flavio
      W dwudziestowiecznym Wojsku Polskim (nie mówię o tzw. ludowym) miałaś braki w wyposażeniu technicznym, wynikające ze szczupłości budżetu. Można też było krytykować samą doktrynę wojenną. Ale nie było tam czegoś takiego jak bałagan organizacyjny, niechlujstwo czy porażająca głupota. czyli to co we Francji w roku 1940 można uznać za cechy kanoniczne.
      Wziąłem sobie do serca Wasze głosy, druga część włąśnie sie rodzi.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Szanowny Stary Niedźwiedziu bardzo Ci dziękuję za ten tekst, sprawiłeś mi wielką radość i czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg. Ciekawi mnie przede wszystkim jaki stosunek miał De Gaulle do Rosji, co myślał o Rosji i Rosjanach bo o Niemcach podobnież kiedyś powiedział, że kocha Niemców tak iż żałuje że tylko są dwa państwa niemieckie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Klawiszu
      Odnośnie stosunku do Rosji, podczas II Wojny Światowej de Gaulle próbował grać i rosyjską kartą. W sytuacji gdy Anglicy nie zawsze byli w stosunku do niego lojalni, a ten syfilityk na wózku wręcz wrogi, trudno mu sie dziwic. Ale jego flirty w latach sześćdziesiątych byłyn już dla mnien niesmaczne.
      Druga część właśnie sie rodzi.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. zapomniałem podpisać się
    klawisz

    OdpowiedzUsuń
  5. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Dziękuję za ciekawy tekst. Uwagę moją zwróciło religijne wychowanie Charlesa de Gaulle'a. Stanowiło niewątpliwie istotny czynnik kształtujący jego niezwykłą i wartościową osobowość. Bo efekty wychowania ateistycznego bydła widzimy na przykładzie obecnych przywódców.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesadzasz, cny Dibeliusie, albo jak zwykle jaja sobie robisz. Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że dwadzieścia parę lat religii w szkole nie przyniosło zbyt dobrych efektów, zważywszy na chamstwo współczesnej młodzieży.

      Usuń
    2. Czcigodny Dibeliusie
      Skoro mowa o Francji, wszystko rozstrzygnie się w ciągu najbliższych 10, góra 15 lat. Ale jeśli wygra islam, będzie to dowód, że to "laickie państwo", "republikańskie tradycje" i inne "wartości", które nazwałeś dosadnie ale celnie,to syf jeszcze większy od nauk pedofila z pustyni.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Czcigodna Kiro
      Zapomniałaś oczywiście o takim "drobiazgu" jak merdia, w ponad 90% odnoszące się do religii (w warunkach polskich praktycznie do katolicyzmu) z nieudolnie ukrywaną nienawiścią. I nachalnie lansowane, rzecz jasna na użytek tej młodzieży, cwelebryckie szmaty, dmuchające w tę sama trąbkę. Od niejakiej Dody, która przyjęła image wulgarnej kurwy, po starą aborcyjną raszplę Czubaszek. Dodaj do tego koszmarne błędy marketingowe hierarchów, i masz to co jest. Ale zapominasz, że bez tych lekcji, nawet prowadzonych niezbyt udolnie, byłoby jeszcze gorzej.
      Poza tym trzeba pamiętać, że najczęściej (Ty chyba też) wiedzę o świecie czerpiemy z tychże merdiow. Ja mam ciągłą styczność ze studentami polibudy oraz dziećmi czy wnukami przyjaciół. I widzę że nie jest aż tak źle, jak uważasz. Znany Tobie ćpun z kryminału za takie odezwania się do dziewczyn czy składane im propozycje, jak ten ćpun robi na Twoim blogu w stosunku do Ciebie, a w swojej latrynie w stosunku do swoich kurewek, w akademiku polibudy zbierałaby zęby z podłogi.
      Bo do celowo oferowanych Tobie obrazów młodzieży (abyś uznała to za normę i straciła nadzieję, ze może być inaczej) świetnie pasuje rosyjskie przysłowie "Złoto utonie, gówno wypłynie". A Ty nie nurkujesz i widzisz tylko to, co pływa.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. @ Stary Niedźwiedź

      Ja wierzę w wiele rzeczy, w które tzw. normalni ludzie nie uwierzą za nic. Duchy, kosmici, zafałszowana historia ludzkości, teorie spiskowe - w 80 % daję temu wiarę. Ale w to, że to klechy hamują skurwienie młodzieży, nie uwierzę ZA NIC. Bo to już byłoby czymś gorszym niż naiwność.

      Powody:

      1. Jeśli ksiądz ma wystarczający posłuch lub młodzież jest grzeczna, to na lekcjach religii nie uczy się, jak być dobrym człowiekiem, tylko prawd Kościoła, zasad bycia dobrym katolikiem, etc. Ze swoich lekcji pamiętam, żeśmy analizowali fragmenty Pisma Świętego, jakiś film o aborcji obejrzeli (ale nie "Niemy krzyk") i zajmowali się innymi sprawami, które w ŻADEN sposób nie przyczyniały się do naszego moralnego rozwoju.

      2. Jeśli ksiądz nie ma posłuchu, to na lekcjach religii panuje rozgardiasz i kompletna olewka.

      3. Księża nie nadają się na moralistów, gdyż nie są lepsi od innych ludzi. A jeśli wmawiają młodzieży, że trzeba brać ślub przed rozpoczęciem współżycia czy że celem małżeństwa są dzieci, to lepiej, żeby się do niej nie zbliżali.

      4. Młodzieży w wieku lat 12-tu, 13-tu już się raczej nie wychowuje. No chyba, że się trafi jakiś wyjątkowo charyzmatyczny osobnik. A ilu masz takich?


      Co do osoby, którą nazywasz ćpunem, to nie składał mi żadnych propozycji, nie był też ordynarnym chamem, w przeciwieństwie do paru innych osobników, które nazbyt często perorują się o swoim honorze i zasadach.

      Usuń
    5. @ Kira
      Nasze komentarze zamieniły się miejscami, bo korygowałem mój, a Ty w międzyczasie swój wstawiłaś.
      Chyba już Tobie o tym wspominałem, ale powtórzę. W kościele przy zespole akademików (głównie polibudy) spowiada wspaniały ksiądz. Który spowodował, że bardzo wiele naszych studentek, pomimo pewnych problemów, nie nabzdyczyło się niczym zbuntowane nastoletnie gówniary na Kościół Rzymskokatolicki.
      Zdumiałaś mnie tym stwierdzeniem o dobrym człowieku i dobrym katoliku. Jeśli uważasz, że te pojęcia się kłócą, zechciej to uszczegółowić. Bo chyba nie uważasz, wzorem dwóch bydląt komentujących na Twoim blogu, że "dobry człowiek" musi na sam widok krzyża dostawać ataku wścieklizny.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    6. @ Stary Niedźwiedź

      Być dobrym katolikiem oznacza przestrzegać zasad narzuconych przez Kościół Rzymskokatolicki. Jeśli uważasz, że dobry katolik musi być jednocześnie dobrym człowiekiem, to wytłumacz mi, jak to jest, że w rzekomo katolickim kraju tak trudno spotkać godną szacunku jednostkę. Bo o tych, którzy latają do kościoła co niedzielę, ale poza tym zachowują się jak bydło, nie mam najlepszego zdania.

      Ja również "nabzdyczyłam się" na Kościół w wieku nastu lat i do tej pory jestem z tego bardzo zadowolona. Bo nie zamieniłam się w idiotkę wyjawiającą obcemu człowiekowi swoje najintymniejsze sprawy i skamlącą pytanie, czy można uprawiać miłość francuską i zabezpieczać się przed niechcianą - z czystego zdrowego egoizmu - ciążą. Coś takiego degraduje człowieka do poziomu posłusznego dzieciaka.

      Usuń
    7. P.S.
      @ Kira
      Dziękuję za "przekładkę" Twojego komentarza, przywracającą chronologie i logikę tego wątku.
      Skoro w stwierdzeniu skierowanym na pewno do Ciebie o treści "Tobie chyba od****ło" nie widzisz niczego ordynarnego, to nie będę dociekać, kogo uważasz za ordynarnego chama. Bo domyślam się, że w niezwykle konkretnych propozycjach seksualnych tego ćpuna, które w swoim szambie składał swojej ukochanej aborcyjnej szmacie, również nie doszukasz się niczego nagannego.

      Usuń
    8. PS. Mądry, dojrzały, szanujący się człowiek nie pyta innych z pokorą, jak żyć, w co wierzyć, co jest dobre, a co złe. Bo wie, że żaden człowiek nie udzieli mu na te pytania odpowiedzi. Tak więc bardziej szanuję zbuntowaną, szukającą własnej drogi młodzież niż posłuszne, tępo słuchające klechy dzieciaki.

      Usuń
    9. PS. 2 Znowu nam się komentarze minęły.

      Dostrzegam wiele nagannych rzeczy, ale gdybym się miała "nabzdyczać" na każdego, kto zachował się jak ostatni cham, to bym musiała odrzucić wiele osób, które Ty cenisz.

      Usuń
    10. @ Kira
      Mądry człowiek wie, że ten drobniutki wycinek rzeczywistości, który jest dostępny jego obserwacjom, to zbyt mało, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak żyć. Sztuka też nie dostarczy mu zbyt wielu danych, zwłaszcza ta dzisiejsza, w przeważającej części będąca tandetą, produkowaną na użytek idiotów. Więc mądry człowiek na pewno wysłucha kogoś, kto z racji swej wiedzy powinien (przynajmniej w teorii) mieć w tych kwestiach coś ciekawego do powiedzenia. Co nie oznacza oczywiście, że kogoś takiego powinien niewolniczo słuchać.
      Wspomniany przeze mnie ksiądz nie ma zwyczaju pytać swoich penitentek o jakiekolwiek intymne szczegóły. I zapewne to jest jednym z powodów, dla którego one go lubią i szanują. Jeśli sama trafiłaś na księdza buraka lub słyszałaś o takim (nie traktuj tego jako ciągnięcia za język!), to mogę Tobie współczuć. Ale te uogólnienie jest równie komiczne jak mania prześladowcza Bergmana na punkcie pastorów.

      Usuń
    11. @ Stary Niedźwiedź

      Spowiadanie się nie jest rozmową o życiu. Nie ma tu równych sobie rozmówców, którzy snują dywagację o życiu; jest petent i urzędnik dostarczający określoną usługę, tu - rozgrzeszenie.

      Zresztą, czy ksiądz ma większą wiedzę o życiu niż świecki? Jakiś czas temu sam kpiłeś z mojej opinii, że ktoś taki może wiedzieć więcej o seksie niż małżeństwo. Nie cenisz zatem wiedzy teoretycznej. :)

      Usuń
    12. @ Kira
      Swego czasu zarzuciłaś mi, ze wiem lepiej od innych, co jest dla nich dobre. Wiec skontrowałem przykładem ideowo nabzdyczonej na podpisanie papierka w magistracie idiotki, której przeszło koło nosa mieszkanie, w które dużo zainwestowała. Ani trochę jej nie żałuję, ale i oczywiście nie usprawiedliwiam tych którzy ją okradli.
      A teraz Ty wiesz lepiej od tych dziewczyn (to naprawdę nie są kretynki studiujące gender czy europeistykę) , jak przebiegają te ich rozmowy ze spowiednikiem. Haniebnie spudłowałaś twierdząc, ze przychodzą po rozgrzeszenie, jak do piekarni po bułki. Bo nie są idiotkami i wiedza też, jaki regulamin korporacyjny tego księdza obowiązuje.I nie dyskutują o technikaliach seksu, bo w tej kwestii rzeczywiście ksiądz nie jest partnerem do rozmowy. Ale o fundamentalnych kwestiach praktycznych związanych z szeroko rozumianymi dobrem i złem. Bo o tym zawsze z księdzem L de B warto porozmawiać, a on tego nie unika. A pomijając kwestie seksu, w których istotnie wielu ludzi nie uzgodni z nim konkluzji, ten ksiądz mógłby obdzielić swoją przyzwoitością i mądrością wszystkie wolnościowe latryny w Polsce, doprowadzając zasiedlające je bakterie kałowe do poziomu ludzi przyzwoitych. A jemu zbyt wiele by nie ubyło.

      Usuń
    13. @Kira,
      Precyzuję, iż mówiąc o religijnym wychowaniu miałem na myśli szkoły prowadzone przez kościoły chrześcijańskie. Dokładnie taki przypadek opisał Stary Niedźwiedź. Nie odnosiłem się natomiast do współczesnych lekcji religii w szkołach. W dużej mierze podzielam Twoją negatywną ocenę tych lekcji. Są według mnie niefektywne, stanowią w pewnym sensie profanację religii, zniechęcają młodzież do religii lub wręcz wywołują nienawiść, budzą społeczne kontrowersje odnośnie finansowania. Natomiast szkoły prowadzone przez kościoły stanowią na ogół pozytywne przeciwieństwo bezstresowych szkół typu "róbta co chceta". Także ateiści i wyznawcy innych religii chętnie posyłają swoje dzieci do szkół chrześcijańskich. Ja sam jako katolik chodziłem na zajęcia do szkoły prowadzonej przez Metodystów i byłem bardzo zadowolony.

      Usuń
    14. Czcigodny Dibeliusie
      Kilka lat temu na pewnym blogu napisałem o moim znajomym z pracy, czerstwym komuchu, który córkę wysłał do liceum prowadzonego przez zakonnice. Wytłumaczył to prosto. Fakt że córka pozna kilka modlitw to głupstwo w porównaniu z tym, że po toaletach nie będą oferowane narkotyki a koleżanki z klasy nie będą się licytować, która więcej razy dała tyłka na imprezie.
      Żeby było śmieszniej, po dwóch dniach cały wątek zniknął. Bo na żądanie pewnej "kurwiarni" usunęła go blogmasterka - żałosna hipokrytka udająca katoliczkę.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Witam.
    Ja zaliczyłbym jeszce do bohaterów XX wiecznej Francji Marszałka Petaina.
    NIedawno przeczytałem ciekawy artukuł o nim i jego postawie w latach 40. XXw. w Urze (Lub Urze historia oraz w książce Jakie piękne samobójstwo).
    Aby było krótko i zwięźle:
    De Gaulle był mieczem a Petain tarczą narodu francuskiego.
    Oczywiście marszałem Petain odpowiada w znacznym stopniu za klęskę z maja '40r., ale jego poźniejsze zachowanie w trakcie okupacji jak i po niej (wrócił do Francji choć wiedział, że czeka go proces nie do końca sprawiedliwy).
    NA zachodzie rozróżnia się 2 typy kolaboracji
    1- zawsze potępiany ideowy - np. Strzałokrzyżowcy
    2 - pragmatyczny - dla zachowania substancji Narodu.

    Pozdrawiam.
    Karol.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Karolu
      Historia państwa Vichy (około jednej trzeciej przedwojennego terytorium Francji) nigdy mnie specjalnie nie zajmowała. Pamiętam jedynie że Petain dysponował na jego terenie władzą niemal dyktatorską. Ale nie zrobił praktycznie nic by ukrócić współpracę swoich podwładnych z Niemcami na skalę daleko wykraczającą poza wymogi traktatu kapitulacyjnego. Mam na myśli na przykład czynną i ochoczą współpracę administracji Vichy (choćby Maurice Papon) w wysyłaniu francuskich Żydów do niemieckich obozów zagłady.
      Druga sprawa to krótki żywot państewka Vichy. W listopadzie 1942 (po lądowaniu aliantów w Afryce północnej - "operacja Torch"), Niemcy wkroczyli na terytorium Vichy, kończąc tę fikcję.
      W moim przekonaniu bilans osiągnięć Petaina podczas II Wojny Światowej nie jest przesadnie imponujący. A skoro mowa o kolaboracji pragmatycznej, w porównaniu z Czechami ma on bardzo skromny dorobek.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Kolejny doskonały tekst historyczny Stary Niedźwiedziu. Bez porównania lepszy od nudnych wykładów historii w szkole średniej czy wyższej uczelni. Czekam na kontynuację cyklu i liczę, że szanowni czytelnicy będą składali kolejne zapotrzebowania na dalsze tego typu teksty. Jest bowiem szerokie grono postaci historycznych, które zostały przez historię przemilczane, lub z goła zakłamane. Trzeba koniecznie to odkręcić.

    Pozdrawiam serdecznie, TF.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku i abyśmy nie musieli więcej oglądać WSIowego chłopaczka na posyłki pełniącego rolę pRezydenta, dla Gospodarza bloga i Wszystkim odwiedzającym ten blog.
    klawisz

    OdpowiedzUsuń