środa, 31 grudnia 2014

Charles de Gaulle - cz.2

Do zrozumienia dziwnych kolei życia generała de Gaulle’a w okresie maj – lipiec 1940 konieczna jest choć pobieżna znajomość stanu armii francuskiej oraz nastrojów panujących wówczas we Francji.
Kraj ten formalnie był zwycięzcą I Wojny Światowej, wraz z politycznymi tego konsekwencjami. Tyle tylko że okupił to olbrzymimi stratami w ludziach, a i niewiele brakowało, by letnia ofensywa niemiecka w roku 1918 zdobyła Paryż. Francuzów uratowała przed klęską przybyła w porę do Francji amerykańska armia generała Pershinga. Co stało się pierwszym ogniwem w trwającym do dzisiaj łańcuchu „życzliwości” jaką Francuzi darzą Stany Zjednoczone. Ten przetrącony skutecznie do chwili obecnej kręgosłup moralny spowodował, że francuska doktryna wojenna była na wskroś defensywna. Wybudowali oni wielkim kosztem umocnienia Linii Maginota, sięgającej wszelako jedynie od granicy szwajcarskiej do belgijskiej. Fakt, że podczas I Wojny Światowej Niemcy zaatakowali przez terytorium Belgii, niczego nie nauczył tępych francuskich zupaków z generalskimi szlifami.
Uzbrojenie armii francuskiej było wystarczające. Mało kto wie o tym, że w pełni nowoczesne (jak na rok 1940) niemieckie czołgi PZKW – IV, uzbrojone w trzycalowe działo, stanowiły wówczas jedynie około 15% niemieckich sił pancernych. Na resztę składały się czołgi PZKW – III oraz zdobyczne czeskie, wyposażone w działo półtoracalowe. W stosunku do nich czołgi francuskie były co najmniej tej samej jakości. Francuskie samoloty myśliwskie Devoitine 520 w pełni dorównywały wersjom Messerschmidta 109, będącym wówczas na wyposażeniu Luftwaffe. Tyle tylko że organizacja armii francuskiej da się określić krótkim „mniej niż zero”. Czołgi były starannie rozproszone po poszczególnych dywizjach piechoty i francuska doktryna wojenna w ogóle nie przewidywała użycia zmasowanych sił pancernych. Dlatego niemieckie zagony pancerne wjeżdżały we francuskie linie obronne jak w masło. Samoloty francuskie nie zostały przeniesione na lotniska polowe (jak miało miejsce choćby przed kampanią wrześniową w Polsce) lecz stacjonowały na swoich garnizonowych lotniskach na peryferiach większych miast, aby panowie lotnicy mieli bliżej do kafejek i burdeli. Ś.p. pułkownik Wacław Król, as myśliwski ostatniej wojny światowej, odbywał wtedy staż w jednym z francuskich miast. W swoich wspomnieniach napisał, że nie raz zwracał na to uwagę swoim francuskim kolegom. W odpowiedzi słyszał, że „Niemcy nie odważą się zaatakować naszych lotnisk”. Więc rankiem 10 maja 1940 około jednej trzeciej francuskich samolotów, równiutko poustawianych na lotniskach, po prostu przestało istnieć. Do tego trzeba dodać dywersję moralną dokonywaną przez francuską lewicę. Komuniści wręcz nawoływali do masowych dezercji, a ich herszt, niejaki Thorez, sam dał dobry przykład dezerterując i uciekając do ZSRR, za co został zaocznie skazany na karę śmierci. Tak więc pod względem organizacyjnym, moralnym oraz doktryny wojskowej, armię francuską w roku 1940 trzeba nazwać po imieniu. Jeden wielki gnój. Inny polski pamiętnikarz, ś.p. generał Franciszek Skibiński, we Francji w roku 1940 szef sztabu generała Stanisława Maczka, we wspomnieniach z tej kampanii przytoczył inne ciekawe spostrzeżenia. Widział on całe gromady francuskich żołnierzy uciekających przed Niemcami. Każdy z nich miał przy pasie jedną lub dwie manierki wina. Ale aby nie obciążać się kompletnie nieprzydatnymi na wojnie gratami, niemal wszyscy w pierwszej kolejności wyrzucali karabiny.
A po przeciwnej stronie szachownicy plan kampanii opracował taki mistrz, jak Erich von Manstein. Jego plan przewidywał atak na Holandię i Belgię. A gdy wojska francuskie i brytyjski korpus ekspedycyjny przemieszczą się tam, by osłonić ten kierunek, nie chroniony w jakimikolwiek stałymi umocnieniami, zmasowane uderzenie czołgów przez Ardeny (zdaniem jakichś kpów w szamerowanych złotem kepi, czołgi nie mogły tamtędy przejść) przedrze się skrajem Linii Maginota, okrąży gros sił alianckich i zepchnie je do morza.
Plan ten powiódł się w ponad dziewięćdziesięciu procentach. Nie w stu jedynie dlatego, ze Goering uprosił Hitlera, by likwidację okrążonych w rejonie Dunkierki wojsk alianckich powierzyć Luftwaffe. Więc ten ostatni kazał zatrzymać się swoim dywizjom pancernym a Anglikom, mobilizującym wszystko co tylko unosiło się na wodzie, udało się ewakuować z plaż ponad trzysta tysięcy żołnierzy. 14 czerwca Wehrmacht wkroczył do niebronionego Paryża a 16 postawiony na czele rządu Petain poprosił Niemcy o zawieszenie broni.
Powyższy wstęp był niezbędny, by zrozumieć, jak bardzo postępowanie Charlesa de Gaulle’a odbiegało od francuskich standardów wojowania i męstwa francuskiej armii.
Dzień po niemieckim ataku, który kompletnie zaskoczył francuskie dowództwo, de Gaulle został mianowany dowódcą 4 dywizji pancernej. Ponieważ pod jego dowództwem dywizja ta stawiała pewien opór Niemcom, 23 maja otrzymał tymczasowy awans na generała brygady, zaś 5 czerwca, gdy z armii francuskiej trociny sypały się już na całego, został wiceministrem wojny w gabinecie Paula Reynauda. Ale ta kariera ministerialna była bardzo krótkotrwała, bowiem gabinet Reynauda wkrótce upadł a 17 czerwca, dzień po objęciu stanowiska premiera, Petain poprosił Hitlera o rozpoczęcie rokowań pokojowych, co po prostu oznaczało kapitulację Francji.
De Gaulle był zwolennikiem dalszej walki z Niemcami, co wśród polityczno – wojskowej francuskiej elity należy uznać za wyjątkową rzadkość. Dlatego też na osobiste polecenie Churchilla został ewakuowany samolotem do Wielkiej Brytanii a 18 czerwca wygłosił za pośrednictwem radia BBC swój historyczny apel do Francuzów. W którym wezwał ich do dalszej walki z Niemcami, a sam założył komitet „Wolna Francja”. 28 czerwca uznany przez rząd brytyjski. Ale Stany Zjednoczone nadal uważały rząd Vichy za jedynego legalnego reprezentanta Francji, kompletnie ignorując generała.
Już na początku swoich działań organizacyjnych de Gaulle nadział się na potężną minę, którą odpalili pod nim Anglicy. Była nia operacja „Catapulte”.
W chwili zakończenia działań wojennych między Niemcami a Francją dwa najnowocześniejsze francuskie pancerniki „Jean Bart” i „Richelieu” przebywały odpowiednio w Casablance i Dakarze. W portach Wielkiej Brytanii znajdowały się dwa przestarzałe pancerniki „Paris” i „Courbet”  zaś w bazie brytyjskiej marynarki wojennej w Aleksandrii również przestarzały pancernik „Lorraine” i trzy ciężkie krążowniki. Najsilniejsza francuska eskadra, złożona z czterech pancerników „Dunkerque”, Bretagne”, „Provence” i Strasbourg” bazowała w algierskim porcie Mers el-Kebir. Winston Churchill obawiał się, że okręty te dostaną się w ręce niemieckie, co radykalnie zmieniłoby układ sił na morzu, a już zwłaszcza na Morzu Śródziemnym. Dlatego postanowił te okręty uczynić niezdolnymi do walki po stronie Osi.
Nad ranem 3 lipca brytyjscy żołnierze wtargnęli na okręty stacjonujące w portach brytyjskich. Poza okrętem podwodnym „Surcouf”, na którym doszło do strzelaniny, w wyniku której zginęło kilka osób, pozostałe okręty francuskie zostały opanowane bezkrwawo. Ich załogi kategorycznie odmówiły jakiejkolwiek współpracy z Brytyjczykami i zostały przetransportowane do Francji.
W porcie aleksandryjskim udało się osiągnąć kompromis, satysfakcjonujący obydwie strony. Nastąpiło to dzięki olbrzymiej kulturze i poczuciu honoru brytyjskiego admirała sir Andrew Cunninghama oraz dowodzącego francuską eskadrą admirała Emila Godfroya, prywatnie będących przyjaciółmi. Zamki dział artylerii głównej (i inne elementy decydujące o wartości bojowej tych okrętów) zostały wymontowane i zdeponowane we francuskim konsulacie.
Ale tragedii nie udało się uniknąć w Mers el-Kebir. Rankiem 3 lipca do portu zbliżyła się brytyjska eskadra z Gibraltaru (krążownik liniowy „Hood”, pancerniki „Valiant” i „Resolution” oraz lotniskowiec „Ark Royal”). Francuskiej eskadrze przekazano ultimatum, proponujące dalszą wspólna walkę z państwami Osi, przebazowanie do francuskich posiadłości na Morzu Karaibskim, internowanie w portach amerykańskich lub zatopienie okrętów. Dowodzący brytyjska eskadrą admirał sir James Sommerville poinformował, że w razie odmowy przyjęcia którejś z tych propozycji będzie zmuszony zniszczyć francuskie okręty. Gra na czas admirała Gensoula nie przyniosła żadnych efektów i pod wieczór brytyjskie okręty otworzyły ogień. Pancernik „Bretagne” eksplodował, „Provence” i „Dunkerque” ciężko uszkodzone osiadły na mieliźnie. Pancernikowi „Strasbourg” udało się wyjąć z portu i dotrzeć do Tulonu, co wystawia fatalne świadectwo brytyjskiej eskadrze.
W wyniku ataku zginęło około 1300 francuskich marynarzy, co rzecz jasne wywołało we Francji wielkie oburzenie. De Gaulle był przez wielu Francuzów traktowany jako brytyjski kondotier zaś sąd Vichy skazał go zaocznie 2 sierpnia 1940  na degradację i karę śmierci za zdradę stanu.

Stary Niedźwiedź

3 komentarze:

  1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Wydaje się, że Francja była jedynym państwem pokonanym przez Niemcy, które stało się sojusznikiem III Rzeszy. To nikczemna, z nuiczym nieporównywalna hańba, nawet małe Dania, Belgia i Holandia kontynuowały walkę. Tym większa rola i zasługa generała de Gaulle'a.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Masz rację. Wprawdzie w Norwegii Niemcom udało się stworzyć rząd Vidkuna Quislinga, ale był on przez Norwegów praktycznie w 99% bojkotowany, za to Milorg (ich odpowiednik AK) cieszył się powszechnym poparciem.
      Co się tyczy Niderlandów, mają one i mało chlubne karty wojenne. W Belgii powstała dowodzona przez standartenführera Léona Degrelle'a 28 Ochotnicza Dywizja Grenadierów Pancernych SS "Wallonien" , złożona z ochotników belgijskich. Wiem też o batalionie holenderskich esesmanów (wspomina o nich w swoich pamiętnikach gen. Skibiński). A w 5 Dywizji Pancernej SS "Wiking", uczestniczącej między innymi w tłumieniu Powstania Warszawskiego, walczyło wielu ochotników z Norwegii, Szwecji, Danii, Belgii, Holandii, Finlandii i Estonii.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Dibeliusie, wiem że teraz napiszę coś nie miłego polskiemu sercu, ale jak skończyła się walka do ostatniej kropli krwi Polski i Polaków, a jak przyłączenie się do rzeszy Francuzów? potępianie Francuzów, do których szacunku nie mam, o to że ratowali swój kraj przed zniszczeniem, nie godzi się ze zdrowym rozsądkiem. wspomnę o Jugosławii, która podpisała korzystny traktat z rzeszą, ale na skutek intrygi angielskiej, wymówiła go i została całkowicie zniszczona.
      oczywiście nie będę usprawiedliwiał nazistów różnego sortu, którzy jak każdy czerwony zasługują tylko na ołów, ale Petain do nich nie należał.
      Pozdrawiam Mucha

      Usuń