niedziela, 19 kwietnia 2015

Karolina Lanckorońska


Uznałam, że warto przybliżyć postać profesor Karoliny Lanckorońskiej, która podczas okupacji zaangażowała się w działalność charytatywną we Lwowie i która była bardzo ważną postacią polskiej kultury oraz nauki. Dzięki niej na Zamku Królewskim w Warszawie można podziwiać dwa obrazy Rembrandta – „Dziewczyna w ramie obrazu” i „Uczony przy pulpicie”. Dzieła te były częścią kolekcji jej rodu. Wiem, że w czasach słusznie minionych (a zdarza się, że i w dzisiejszych) z przekąsem mówiło się o „błękitno krwistej”, która po wojnie „wygrzewała się” we Włoszech. Bardzo chętnie wyprowadzę z błędu tych, którzy twierdzą, że wiodła sielankowe życie. Niewątpliwie Karolina Lanckorońska miała pozycję i wykorzystała ją. Ale wykorzystała ją, by pomagać ludziom; by działać z ramienia Czerwonego Krzyża, edukować więźniarki i dostarczać wyżywienie. Już po wojnie wskrzesiła Fundację Lanckorońskich, która rocznie przydziela sto stypendiów zagranicznych polskim naukowcom.
Karolina Lanckorońska urodziła się w 1898, w Austrii, w rodzinie hrabiego Karola Lanckorońskiego, kolekcjonera i historyka sztuki, którego zbiór uchodził za jeden z największych i najbogatszych w Wiedniu. Mimo że studiowała w Wiedniu historię sztuki, jeszcze przed zakończeniem studiów doktoranckich, myślała o tym, żeby zamieszkać w Polsce i zająć się udzielaniu medycznej pomocy swoim rodakom, w związku z czym odwiedziła stolicę, żeby zobaczyć tamtejszą szkołę pielęgniarek. Po śmierci ojca, odziedziczyła majątek na Kresach Wschodnich. W roku 1933 zamieszkała na stałe we Lwowie i tam rozpoczęła pracę na uniwersytecie. Niestety, niezbyt długo nacieszyła się pracą dydaktyczną. Wszystko zmieniło się w roku 1939, kiedy do Lwowa wkroczyli Sowieci. Karolinie Lanckorońskiej natychmiast rzuciło się w oczy nieokrzesanie i zacofanie tych, którzy twierdzili, że w Rosji jest wszystko: „Przeznaczenie wielu przedmiotów nie było im znane; przeżywali i pewne niepowodzenia, jak na przykład ukazanie się towarzyszek w teatrze w powłóczystych jedwabnych koszulach nocnych (…)” [1] Lanckorońska zajmowała wówczas trzypokojowe mieszkanie i musiała przez długi czas znosić uciążliwego lokatora, którym był dokwaterowany czerwonoarmista. To był moment życia, który bohaterka opisuje z humorem, bo – przebywanie w jednym mieszkaniu intelektualistki władającej biegle kilkoma językami i typowego nieokrzesanego czerwonoarmisty, który obsesyjnie doszukuje się przejawów „faszyzmu” – musi obfitować w sytuacje komiczne. I jedna z nich została opisana w książce „Wspomnienia wojenne”: „(…) Szczególnie groźną postawę przyjął wobec instalacji wodociągowych. Latał za Andzią z rewolwerem, oskarżając ją o sabotaż. Za jej to sprawą bowiem woda po pociągnięciu za łańcuch, nie spływa bez przerwy, tak że on nigdy nie może nadążyć z umyciem głowy (…)” [2] We wzmiankowanej książce autorka nie pozostawia też złudzeń co do tego, jaki to naród głównie zasilał szeregi NKWD: „ Coraz więcej było informacji o torturach stosowanych przy wymuszeniu zeznań (…) Często stosowano wbijanie gwoździ za paznokcie. Katami byli nieraz Żydzi. Przyczyniła się do tego duża liczba Żydów pracujących w NKWD oraz skomunizowanie proletariatu żydowskiego, który w dużej części od początku okupacji stanął przy bolszewikach”. [3] W roku 1940 Karolina Lanckorońska złożyła przysięgę w ZWZ, ale w miarę szybko zdecydowała się na opuszczenie Lwowa ze względu na wyjątkowo dramatyczną sytuację – aresztowania, infiltrowanie przez NKWD konspiracji i wywózki w głąb ZSRR. W tym okresie udała się do Krakowa, w którym kontynuowała konspiracyjną działalność i na rozkaz komendanta Okręgu Krakowskiego ZWZ, tłumaczyła na niemiecki apele do żołnierzy niemieckich o demoralizującej treści. Głównie jednak zajmowała się tym, czym planowała pierwotnie, zanim przyjechała do Polski, czyli pielęgniarstwem. Pracowała jako wolontariuszka Czerwonego Krzyża, pomagając rannym polskim jeńcom. Rok później Rada Główna Opiekuńcza powierzyła Lanckorońskiej opiekę nad więźniami w Generalnej Guberni. Wtedy to dzięki swojej pozycji i doskonałej znajomości języka niemieckiego zorganizowała pomoc dla tysięcy więźniów. W 1942 roku przyjechała do Stanisławowa, bowiem dowiedziała się o mordach dokonanych przez gestapo. Została aresztowana, gdy zorganizowała zebranie RGO, a jej działalnością od dawna interesował się szef gestapo, Hans Kruger. To właśnie on przesłuchiwał bohaterkę, testując jej wytrzymałość psychiczną na rozmaite sposoby. Lanckorońska za każdym jednak razem znajdowała sensowną replikę i wykazywała się nadzwyczajną dumą. To rozsierdziło Krugera do tego stopnia, że – przeświadczony o jej nieuchronnym wyroku śmierci – postanowił przyznać się do wydania rozkazu zastrzelenia profesorów lwowskich. Dzięki interwencji włoskiej rodziny królewskiej, wyrok śmierci dla Lanckorońskiej został uchylony, a Himmler umieścił ją w obozie koncentracyjnym dla kobiet w Ravensbruck. Początkowo, wskutek interwencji Czerwonego Krzyża, umieszczono ją w izolatce, ale ona protestowało przeciwko specjalnemu traktowaniu, w związku z czym wróciła do obozu jako zwykła więźniarka. W tym obozie starała się pomóc współwięźniarkom, a zwłaszcza tym, na których przeprowadzano medyczne eksperymenty. Prowadziła wykłady, by ocalić resztki godności więzionych kobiet. Po wyjściu z obozu złożyła prezesowi Międzynarodowego Czerwonego Krzyża raport o sytuacji więźniarek, a na prośbę generała Andersa zorganizowała, dzięki swoim rozlicznym znajomościom, studia dla ponad tysiąca żołnierzy byłego 2 Korpusu.
Jeżeli ktoś mówi o takiej kobiecie z przekąsem „błękitno krwista”, to znaczy, że chyba nie uświadamia sobie, ile podczas okupacji ryzykowała. Miała znajomości i pozycję, ale jako „pomieszczyca” i przedstawicielka inteligencji była na świeczniku. Mimo tego pomagała – przyjęła pod swój dach rodzinę, pomogła matce aresztowanej dziewczyny, angażowała się w pomoc rannym i chorym; organizowała pomoc żywnościową (czym uratowała życie setkom ludzi), przebywała – na własne życzenie! – w obozie koncentracyjnym w takich samych warunkach, jak kobiety, które nie mogły liczyć na interwencję Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Niewiele mogła, ale starała się nieść nadzieję tym, które były najgorzej traktowane.
Karolina Lanckorońska uważała, że otrzymała od losu wiele. Rzeczywiście – szczęśliwą młodość w Wiedniu, podróże po całym świecie i zwiedzanie muzeów. Uważała również, że jej powinnością jest odwdzięczenie się za to poprzez niesienie pomocy bliźniemu. I trzeba przyznać, że w tym nie była gołosłowna. Wykazała się zadziwiającym hartem ducha i zrobiła bardzo dużo. A o swojej ojczyźnie wypowiadała się do końca z najwyższym szacunkiem. Ona. Kobieta, której wielką karierę naukową przerwała wojna i prześladowania inteligencji. Kobieta, która nieustannie narażała swoje życie i zdrowie. Z pewnością będzie to duża dygresja, ale spróbujmy porównać jej szacunek dla ojczyzny ze stosunkiem dzisiejszych elit, dla których „polskość to nienormalność”. Karolina Lanckorońska jest dla mnie wzorem – taka powinna być prawdziwa elita naszego kraju.
[1] K. Lanckorońska, Wspomnienia wojenne, Kraków 2011, s. 20.
[2] Tamże, s. 28.
[3] Tamże, s. 49.

Flavia de Luce

7 komentarzy:

  1. Czcigodna Flavio
    Wielkie dzięki za przypomnienie naszym Szanownym Czytelnikom osoby tak wybitnej jak hrabina Lanckorońska, konsekwentnie skazana na zapomnienie nie tylko w PRL, ale i w tej, uczciwszy uszy, III RP. Zasługuje na wielki szacunek każdego myślącego Polaka. Nie wydaje mi się, aby w tej materii pojawiło się na naszej witrynie jakieś votum separatum. W końcu obłąkany libertariański kmiotek już tu nie grasuje.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dla mnie, jej "Wspomnienia wojenne" powinny być lekturą w szkole. Karolina Lanckorońska w Polsce musiała wykonać kawał heroicznej pracy, a mimo tego, wyraża się o swojej ojczyźnie z najwyższym szacunkiem. Gdyby tak porównać ją do naszej obecnej elity, która nazywa polskość "nienormalnością", pomimo tego, że w naszym kraju żyją sobie, niczym pączki na maśle.

      Usuń
  2. Dobrze Flavio, że przypomniałaś tę zacną postać. Ku pokrzepieniu serc dla ludzi porządnych i ku wściekłości lewackiego śmiecia.

    Serdecznie pozdrawiam, TF.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie - jako kobiety - jest to wzór do naśladowania. Wystarczy porównać ją do rozwydrzonych i ryczących 30-tek czy 40-tek, które toczą pianę z ust na samo wspomnienie słowa "patriotyzm". Spokój, rozwaga oraz inteligencja.

      Usuń
  3. Nie znałem tej wspaniałej postaci i bardzo dziękuję za ten wpis.

    To najlepsza odtrutka na propagandę Kurna Maćka, który nieustannnie wpaja mnie i innym, że arystokracja to degeneraci. Arystokracja w swojej większości była, jest i będzie tym co najlepsze w społeczeństwie polskim, a Maciek nie byłby dopuszczony nawet do pucowania im butów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Mam hipotezę roboczą, że przyczyną tej manii prześladowczej obłąkanego kmiotka jest to, iż jakąś jego praprababkę zniewolił ekonom. Bo dziedzica, nawet wyjątkowego oryginała, o aż tak podły gust bym nie podejrzewał.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. "Uważała również, że jej powinnością jest odwdzięczenie się za to poprzez niesienie pomocy bliźniemu. "

    Pieknie napisane.No coz Polska szlachta -mowie tu o szlachcie majacej korzenie conajmniej w wiekach srednich jak np.Topory,Nalecze,Jastrzebie czy chocby nawet w/w Plomienczyki albo Jelitczycy (patrz zapomniany juz zupelnie Maurycy Zamoyski )- to byla zupelnie inna .... KLASA ludzi. Oni nie tylko mieli w/w "KLASE" ale w przeciwienstwie do obecnej "elity" wiedzieli co mowia a nie mowili co wiedza.

    pozdrawiam
    PiotrROI

    OdpowiedzUsuń