wtorek, 4 lipca 2017

Dwie „katastrofy” - cz. 1

4 lipca 1943 o godzinie 23:07, kilkanaście sekund po starcie z lotniska w Gibraltarze, do morza wpadł samolot B-24 „Liberator”, którym wraz ze swoim sztabem wracał do Londynu z podróży inspekcyjnej na Bliski Wschód Władysław Sikorski, premier rządu emigracyjnego i wódz naczelny. „Katastrofę” tę oficjalnie przeżył jedynie czeski pilot bombowca Eduard Prchal, którego późniejsze zeznania oraz wypowiedzi, wygłoszone już po wojnie, były bardzo niespójne, oględnie to nazywając.. A oficjalny raport za przyczynę katastrofy uznał zablokowanie steru wysokości.
Sprawie gibraltarskiej poświęcił trzy publikacje politolog dr Tadeusz Kisielewski, z którym arcyciekawy wywiad zamieścił dodatek historyczny „Uwarzam Rze”:

http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/873060

Problem polega na tym, że piloci latający samolotami B-24 nie przypominają sobie przypadku, aby w tym modelu ster wysokości się zablokował. Hipotezę tę ostatecznie obalił  w roku 1992 prof. Jerzy Maryniak z Politechniki Warszawskiej. Który wykazał, że takie zablokowanie, mające rzekomo nastąpić natychmiast po tym, jak samolot oderwał się od pasa startowego i wzbił w powietrze, jest wykluczone. Obliczenia wykonane przez profesora wykazują, że było to w pełni świadome, choć ryzykowne wodowanie. Dające szansę na wyjście cało jedynie pilotom, znajdującym się w wysoko usytuowanej kabinie i przypiętym bardzo solidnymi pasami do foteli, gdy samolot zetknie się z wodą, poruszając się z prędkością ok. 240 km/h. Pasażerowie nie zapinający pasów, znajdujący się w przestrzeni przerobionej z bombowej na pasażerską, takiej szansy nie mieli. Dodatkowo wiadome było, że generał Sikorski i jego sztab nie mieli zwyczaju zapinać pasów podczas startu czy lądowania. Nieuchronne obrażenia wykluczały możliwość szybkiego wydostania się stamtąd, czyli gwarantowały śmierć po utonięciu samolotu. Zdaniem autora Prchal był jedynie słupem, podczas tego zamachu również znajdującym się w kabinie pilotów. Ale tego kaskaderskiego manewru dokonał tajemniczy drugi pilot, inny niż ten, który przyleciał z Prchalem z Kairu do Gibraltaru. Który po wykonaniu swojego zadania rozpłynął się w niebycie.
Autor porusza też wątek zaginięcia Zofii Leśniowskiej, córki generała. Jej ciało nie zostało odnalezione, a z relacji osób będących w tym czasie na lotnisku, po prostu nie wsiadła ona do samolotu. Autor sugeruje, że została przekazana sowieckiemu ambasadorowi Majskiemu, lecącemu w tym samym czasie z Londynu do Moskwy przez Gibraltar i Kair. Samolot Majskiego znajdował się na lotnisku podczas startu „Liberatora” Sikorskiego.
Niektórzy publicyści czy histerycy (nie mylić z historykami) czym prędzej wysnuli wersję iż w tym samolocie Majskiego znajdowała się ekipa killerów, która wtargnęła na pokład samolotu Sikorskiego, wymordowała wszystkich, po czym odleciała wraz z ambasadorem. Redakcji Antysocjala nikt nie może zarzucić nawet krzty sympatii do Sowietów, bo za samą taką sugestię męska część naszego zespołu od razu wali w mordę. Ale te nasze "ciepłe" uczucia nie przechodzą w antysowieckie/antyrosyjskie skretynienie. Jest rzeczą oczywistą, że Stalin z dziką radością pozbyłby się generała Sikorskiego, w stosunku do którego łajdak z cygarem i syfilityk na wózku formalnie mieli jakieś tam zobowiązania. A po jego śmierci nakłonienie tej dwójki do uznania za legalny rząd polski kanalii skupionych wokół niejakiej Wasilewskiej byłoby łatwiejsze. Ale nawet pamiętając o tym, że działalnością brytyjskich tajnych służb w tym rejonie kierował sowiecki agent Kim Philby, techniczno-logistyczne możliwości przeprowadzenia zamachu były niewielkie. Co przypomina stary dowcip. Arcyzłodzieja Janusza Lewandowskiego spytano, dlaczego jego prywatyzacje zuchwałe są tak siermiężne w porównaniu z aferą Kanału Panamskiego. Na co on odpowiedział, że fachowców w Kongresie Liberalno-Demokratycznym nie brakuje, ale niestety w Polsce nie ma takiego kanału.
Doktor Kisielewski w linkowanym wywiadzie odrzuca wariant brytyjskiego autorstwa zamachu. Co dowodzi niestety tego, że nie potrafi ułożyć elementów układanki w całość.
Gdy 13 kwietnia 1943 Niemcy ogłosili o odkryciu grobów polskich oficerów w Katyniu, a gen. Sikorski wystąpił o zbadanie sprawy przez komisję Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, Stalin już 26 kwietnia zerwał stosunki z polskim rządem na uchodźstwie i nakazał Wasilewskiej sklecić szajkę „Związku Patriotów Polskich”. Jedynym pozytywem flirtu z diabłem okazało się wyprowadzenie przez pana generała Władysława Andersa z ziemi nieludzkiej dwóch dywizji piechoty plus ok. 30 tys. cywili, których w ten sposób ocalił od śmierci głodowej. Mając we właściwym miejscu Sikorskiego i otaczającą go bandę kreatur i idiotów oraz wykorzystując po mistrzowsku chwilową koniunkturę, gdy Brytyjczycy akurat potrzebowali wojska w Persji i w Iraku.
Sikorski był zatem w stanie desperacji, bo dotarło do niego, że jako polityk został przeżuty, strawiony i wydalony. Podczas tej inspekcji w armii generała Andersa, mógł wejść w posiadanie twardych dowodów sowieckiego autorstwa katyńskiej zbrodni. I chcieć, korzystając z kanałów mediów polonijnych, ogłosić to w Stanach, na rok przed planowanymi w listopadzie 1944 wyborami prezydenckimi. By uzmysłowić Amerykanom, że tak uwielbiany przez przymierzającego się do czwartej kadencji syfilityka na wózku „uncle Joe” to odrażający skurwysyn, nie mniejszy od Hitlera. Wieści o niemieckich obozach śmierci  nie były wówczas mieszkańcom Stanów znane, bowiem Kongres Żydów Amerykańskich stanął na głowie, by to utajnić. Żeby na pomoc współplemieńcom nie musieć wysupłać nawet złamanego centa.
Plan ten zapewne przeciekł do amerykańskiej administracji. Ponieważ taka dywersja mogła poważnie zaszkodzić syfilitykowi, ten oczywiście poprosił Churchilla o przysługę, której oddania ten ostatni nie mógł odmówić. W roku 1943 Wielka Brytania była już bankrutem, wyprzedaż przysłowiowych sreber rodowych szła w najlepsze, dla ekonomistów nieuchronność wielkiej dewaluacji funta, jedynie z przyczyn propagandowych odkładanej do zakończenia wojny, była rzeczą oczywistą. A bez dostaw sprzętu wojskowego czy paliw, kończące się imperium po prostu by padło.
Zatem Churchill nie miał problemu z dokonaniem wyboru.
W publicystyce, nierzadko z pogranicza fantastyki, natrafialiśmy na różne wersje, Często powtarzała się hipoteza, że zabójstwa dokonano w pałacu gubernatora, a na pokład samolotu przed jego startem dostarczono zwłoki. Dokonana na początku bieżącego stulecia ekshumacja zwłok Władysława Sikorskiego i szczegółowe badania z zakresu medycyny sądowej ponoć wykluczyły zadanie śmierci poprzez zastrzelenie, uduszenie, otrucie lub zadanie ran bronią białą. Za to stwierdzono liczne obrażenia, typowe dla katastrof komunikacyjnych.
Z braku wiedzy fachowej nie wypowiadamy się w tych kwestiach, bowiem nie jesteśmy odrażającym pederastą, który uroił sobie, że zna się na wszystkim bez wyjątku. I swego czasu próbował paskudzić na naszym blogu. Wyrażamy jedynie wątpliwość, czy każda substancja może być wykryta w zwłokach 60 lat po śmierci. Sprawa „łowców skór” i pavulonu takiemu kategorycznemu wnioskowi przeczy.
Sikorski miał wśród Polaków przebywających w Anglii wielu wrogów. Głównie wśród piłsudczyków, których przetrzymywał w obozie karnym na wyspie Bute, póki brytyjski poseł do Izby Gmin tego nie wykrył i nie ukrócił tej podłości ludzika tak małego formatu, że w opinii Józefa Piłsudskiego przy braku lepszej  widowni, gotów był się wdzięczyć przed własnym ordynansem. Ale ta opozycja nie miała technicznej możliwości przeprowadzenia zamachu, którego integralnym elementem było to kaskaderskie wodowanie.
W naszej opinii pozostają zatem Brytyjczycy. Kolejne utajnianie raportu w tej sprawie na kolejne lata, dokonane 70 lat od tej „katastrofy”, w naszym przekonaniu też jest praktycznie dowodem. Bo żadne poważne państwo nie przyzna się do zbrodni, popełnione przez jego rząd nawet wiele lat temu, jeśli jest szansa ukrycia tego. Ekshibicjonizm w tej kwestii, bądź rzucanie nie udowodnionych należycie oskarżeń pod adresem władz innych państw jest domeną politycznych bantustanów. Lub nawiedzonych błaznów, którzy garnitur powinni zamienić na spódniczkę z trawy, dzidę i kółko w nosie. Przykład takiego błazna wszyscy mamy przed oczyma, więc nie chcąc obrazić inteligencji szanownych Czytelników, nie będziemy wskazywać go palcem.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael 72

4 komentarze:

  1. Szanowna Redakcjo,

    Choc nisko cenie warsztat historykow (czy amatorow historykow) z ''uwazam rze'' to jednak trzeba przyznac trzeba ze faktycznie Sikorski byl ''bardzo nie na reke'' naszym ''sojusznikom''.Za duzo tez wieszial o lizaniu tylka stalina przez brytoli, o przekretach brytoli ktorzy brali lapowki, polskim zlocie itd itd -musial byc znikniety jesli jalta miala byc skonsumowana.

    wesol dzien
    PiotrROI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Piotrze
      Ten link podałem z obowiązku, bowiem z niego dowiedziałem się choćby o pracy prof. Maryniaka, za którą stoją obliczenia inżynierskie, a nie pseudohistoryczny bełkot.
      Dr Kisielewski wykazał dobre chęci choćby obliczając szacunkowo łączną masę pasażerów plus ładunku i wykluczając dziecinną hipotezę o przeładowaniu "Liberatora". Ale po pierwsze, gubernator Gibraltaru MacFarlane nie przyjąłby od oficerka Intelligence Service rozkazu "podmiany" pilota na kaskadera ani konfiskaty lub sprawdzenia bagażu. Taki rozkaz musiał otrzymać ze znacznie wyższego szczebla. Tak więc radziecki kret Kim Philby nie mógł sam tej "katastrofy" zorganizować. Tyle w kwestii technicznej.
      Zaś w kwestii "cui bono", istnieją silne poszlaki, iż syfilityk mógł być tym zainteresowany jeszcze bardziej niż Stalin.
      Są tu jeszcze dwa ważne elementy. Była ro PIERWSZA podróż Sikorskiego, w której nie towarzyszył mu mętny typ Józef Rettinger, de facto rezydent brytyjskiego wywiadu przy rządzie emigracyjnym. Ze swoją rolą nigdy się nie krył. Widocznie Brytole uznali, że przedstawia dla nich zbyt dużą wartość, by go zezłomować. Czyli planowali to JESZCZE PRZED wyruszeniem Sikorskiego w tę podróż.
      O tej bransoletce pani Leśniowskiej, ponoć znalezionej po zabójstwie generała w Kairze, nie będę się rozpisywał. Bo Antysocjal to nie brukowiec.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Jarek Dziubek5 lipca 2017 16:26

    Szanowni Autorzy,

    Wszystko pasuje. Sikorski wraz z dowodami zbrodni Stalina znika w lipcu 1943, a w listopadzie 1943 na konferencji w Teherenie Anglosasi już bez większych problemów sprzedali Polskę do radzieckiej strefy wpływów. Jeszcze tylko syfilityk ukrył te ustalenia przed opinią publiczną na rok, by w wyborach 1944 Polonia amerykańska poparła jego kandydaturę.
    To tak historycznie wyglądało. A teraz wróćmy na chwilę do czasów dzisiejszych. Eurokraci próbują na Polsce wymóc przyjęcie uchodźców powołując się na solidarność, którą kraje zachodnie okazały nam przyjmując uciekinierów z Polski, gdy u nas panował komunizm. A ja mam pytanie. Kto nas w łapska tego komunizmu oddał? Polacy nie chcieli tego ustroju. Został on nam narzucony siłą, mimo teoretycznie wygranej wojny. Owszem, możemy winić za to częściowo Józefa Becka, czy innego Niedźwiadka i Montera. Ale jednak przede wszystkim sprzedali nas Churchill i Roosevelt. Zatem niech nas eurokraci nie próbują złapać na obowiązek wzajemności, bo najpierw musieliby swoje kraje na 50 lat wrzucić w łapy komunizmu, żeby o jakiejkolwiek wzajemności mówić.
    Zgadza się również to, że utajnienie przez Brytyjczyków na kolejne lata prawdy o Gibraltarze niejako dowodzi ich współuczestnictwa w tym zdarzeniu. Nie mogą tego ujawnić, bo by się skompromitowali. Takich utajnień w historii było więcej. Choćby utajnienie na kolejne 50 lat dokumentów w sprawie morderstwa Kennedy'ego. Dla dobra demokracji i pokoju na świecie.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Jarku
      Do rozbitej przez Ciebie w pył bredni o rzekomej "potrzebie solidarności" dodam jeszcze jeden element. Jeśli mój sąsiad się schlał, zaczął na bani ciąć deski "krajzegą" i uciął sobie dłoń, niech żaden dureń nie śmie wmawiać, że mam obowiązek w geście "solidarności" uciąć sobie palec. Tyle odnośnie enerdowskiej świni trojańskiej Putasa.
      A co się tyczy obłąkanych makaroniarzy, którzy obecnie tę dzicz niemal porywają z libijskich plaż, zwożą do siebie i kwiczą, że jest ich za dużo. Jeśli metaforyczny sąsiad sprasza do siebie meneli z całego miasta i chce ich wtrynić do mnie, bo jemu dali po mordzie, zgwałcili mu córkę, ukradli pieniądze i obsrali mieszkanie, odpowiedź jest oczywista:
      Wypierdalaj idioto wraz z tym menelstwem, bo będę strzelać!
      A swoją drogą człowiek nie był przezorny. W roku 1992 boczną linią kolejową, niedaleko mojej mazurskiej wsi, przejeżdżały transporty czerwonoarmistów. Tak ich suszyło, że za litr czy półtora gorzały można było dostać kałacha i z pół wiadra naboi. Żebym wtedy wiedział!
      O żałosnym dziwkarzu Kennedym napomknę w drugim odcinku.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń