czwartek, 2 sierpnia 2018

Rocznica tragedii

Stosunek redakcji Antysocjala do Powstania Warszawskiego był przedstawiany już wielokrotnie. Choćby w 2013:
http://antysocjalbis.blogspot.com/2013/08/kamienie-na-szaniec-diamenty-do-pieca.html
2015:
http://antysocjalbis.blogspot.com/2015/07/tragiczna-rocznica.html
czy 2016:
http://antysocjalbis.blogspot.com/2016/07/czy-to-jest-uleczalne.html

a także w 2009
https://staryantysocjal.blogspot.com/2018/08/powstanie-warszawskie.html
Zatem ogólne rozważania na temat wynoszenia pod niebiosa tego "zrywu, dzięki któremu mamy dzisiaj wolną Polskę" (co za bezczelne kłamstwo!), możemy sobie darować. Jedynie Stary Niedźwiedź postanowił podzielić się z szanownymi Czytelnikami kilkoma informacjami odnośnie związku losu jego rodziny z "Obłędem 44", jak słusznie Piotr Zychowicz zatytułował swoja książkę, traktujacą o tym seppuku.
Z linii po mieczu SN, od zawsze wywodzącej się z chyba najbardziej polskiego miasta, czyli oczywiście ze Lwowa (warszawiacy zechcą mu wybaczyć tę arcysubiektywna ocenę), wojnę przeżyli jedynie jego Ojciec oraz jego cioteczna siostrzenica. Resztę tej licznej rodziny w samym Lwowie zamordowali Niemcy, zaś w jego okolicach bydło spod znaku UPA. Natomiast dla rodziny Mamy SN zagłada wszystkich mężczyzn z tej linii była efektem owego "bohaterskiego zrywu".
Dziadek Mieczysław był mistrzem zecerskim czyli wysoko wykwalifikowanym robotnikiem. Z przekonań umiarkowanie lewicowym (prawe skrzydło PPS) ale jak wynika ze wspomnień Mamy, człowiekiem twardo stąpającym po ziemi i trzeźwo myślącym. Wieczorem 1 sierpnia dokładnie przewidział dalszy rozwój wydarzeń i powiedział o tym rodzinie. Czyli o zatrzymaniu przez Stalina frontu na środkowej Wiśle na kilka miesięcy, by umożliwić Hitlerowi wyręczenie go w mokrej robocie. Podczas powstania działał w służbach przeciwpożarowych, próbujących kubełkami wody gasić niemieckie podpalenia całych sektorów domów. Po upadku powstania jako cywil został wywieziony do Dachau, gdzie "zmarł na zawał serca".
Brat Babci SN, przez jego Mamę wspominany szczególnie ciepło, czyli jej Wujek Jurek, jak go nazywała, był podoficerem rezerwy 9 Pułku Ułanów Małopolskich z Trembowli, a w cywilu urzędnikiem kancelarii adwokackiej. O wieloletnim dowódcy tego pułku, czyli o Tadeuszu Komorowskim miał jak najgorszą opinię. Uważał go za człowieczka malutkiego formatu, pozbawionego własnego zdania, z najwyższym trudem podejmującego  decyzje. Podczas okupacji aktywnie włączył się w działąnia ZWZ/AK. Gdy po aresztowaniu gen. Stefana "Grota" Roweckiego dowódcą Armii Krajowej został "Bór" Komorowski, Wujek Jurek nazwał aresztowanie "Grota" nieszczęściem. Ale nominację "Bora" uznał za znacznie większą tragedię.
1 sierpnia, zgodnie z przydziałem, dołączył do grupy mającej zadanie bronić barykady na praskiej Pelcowiznie. Opór ten został przez Niemców bardzo szybko stłumiony zaś on dostał się do niewoli. Miał tyle szczęścia, że nie rozstrzelano go od razu i dotrwał do kapitulacji powstania. Jako kombatant i podporucznik czasu wojny trafił do oflagu, gdzie zmarł na zakażenie krwi, będące następstwem ran oraz czyraka, którego się w warunkach obozowych nabawił.
Drugi z braci Babci SN, przez jego Mamę zwany Wujkiem Antosiem, również był urzędnikiem. W działąnia konspiracyjne sie nie włączył. Podczas powstania wraz z tłumem cywilów został zapędzony na Dworzec Gdański. A tam ukraińskie bydło zagoniło ich do stojącego na bocznicy składu wagonów towarowych. Zaś po zamknięciu w wagonach podłożyło pod nie materiały wybuchowe i wysadziło w powietrze.
Mama SN miała zdecydowanie więcej szczęścia, bowiem jako nastolatka trafiła do obozu koło Hamburga i był to obóz pracy a nie koncentracyjny. Zatem ponosząc jedynie duży uszczerbek na zdrowiu, doczekała wyzwolenia obozu przez I Dywizję Pancerną gen. Stanisława Maczka.
Babcia i Prababcia SN uniknęły niewoli i dotrwały na kieleckiej wsi do przetoczenia się frontu. W lutym 45 powróciły do Warszawy. Wobec faktu zamiany przez Niemców, w tym przypadku pomagierów czyli użytecznych idiotów arcyzbrodniarza wszechczasów Stalina, lewobrzeżnej części miasta w morze gruzów,  wraz z dwoma innymi rodzinami doprowadziły do stanu jakiej takiej używalności mały domek na Grochowie (wówczas peryferia Pragi) i w nim zamieszkały.
Ten bagaż doświadczeń rodzinnych determinuje stosunek SN zarówno do patriotyzmu nekrofilskiego, jak arcycelnie to zboczenie (im więcej zabitych lub zesłanych Polaków i większe straty w substancji narodowej, tym większa chwała dla inicjatorów takiej masakry) nazwał mistrz nazewnictwa, czyli czcigodny Dibelius. Jak i do "jagiellońskich" kretynów, pojawiających się na tle czerwono-czarnych flag, liżących tyłki wypierdkom po Banderze i Szuchewyczu, udzielających im "kredytów" na wieczne nieoddanie i bredzących, jakoby takie łajno było polskim strategicznym sojusznikiem.
Tacy zbrodniarze (debilizm jak najbardziej może być zbrodniczy), jak "Bór" Komorowski, Okulicki czy Chruściel, mają obecnie w całej Polsce ulice swojego imienia. W końcu śmierć w absurdalnej, bo z góry przegranej walce około 20 tys żołnierzy AK oraz 200 tys. cywilów i zrównanie z ziemią ponad połowy Warszawy to nie w kij dmuchał. Wszelacy Wysoccy, Mochnaccy, Nabielakowie czy dyktatorzy Powstania Styczniowego mogą zzielenieć z zazdrości.
Z polskich generałów II Wojny Światowej w gronie redakcji Antysocjala od zawsze największym szacunkiem cieszy się generał Władysław Anders, który właściwie cenił zarówno swoich żołnierzy, jak i polską ludność cywilną. Dlatego w lecie 1942 wyprowadził z ziemi nieludzkiej do Iranu nie tylko swoich żołnierzy, ale także co najmniej 20 tys. uwolnionych z łagrów cywili, biedujących przy jego armii. Bowiem sowieccy zbrodniarze nie przydzielili im żadnych racji żywnościowych. Zatem ten wielki Polak nie wahał się zabrać ich wraz ze swymi żołnierzami, ratując ich w ten sposób od śmierci głodowej.  Mając w ten sposób poniżej pleców politykierskie fikołki wodza, który z braku lepszego audytorium gotów był się wdzięczyć przed własnym ordynansem.
Ten wielki Polak wybuch powstania nazwał szaleństwem, zaś o tych, którzy taka decycję podjeli, powiedział iż powinni stanąć przed sądem polowym. Taką opinie wydał na bieżąco, zatem wszelakie bajeczki, że łatwo krytykować jakieś posunięcie po kilkudziesięciu latach, nekropatrioci mogą sobie wsadzić w wiadome miejsce. Tak samo negatywnie decyzję o wybuchu powstania ocenili na bieżąco generałowie starszej daty, czyli Kazimierz Sosnkowski i Lucjan Żeligowski. Co przypominamy walczakom - duchowym spadkobiercom Józefa Piłsudskiego a obecnie wyznawcom maciertyzmu.

W pełni podzielamy to stanowisko, a znalezienie sie w takim towarzystwie, jak pan generał broni Władysław Anders, jest dla nas wielkim zaszczytem. Zaś romantycznym bałwanom pozostawiamy guru Macierenkę i jego sektę AAA. Czyli Anencefalicznych Akolitów Androniego.

Stary Niedźwiedź
Refael 72

6 komentarzy:

  1. Cóż. My Polacy czciliśmy wczoraj z ogromnym szacunkiem dziesiątki tysięcy Warszawiaków, którzy bez kunktatorstwa, z miłości do Polski i do wolności, bez namysłu złapali za jakąkolwiek broń i ruszyli na Niemców.
    Dowództwo i rozkazy, to jedna strona medalu. W dowództwie być może był sowiecki kret, który dążył do tego Powstania, jak i do podobnej w skutkach AKCJI BURZA. Dowództwo po doświadczeniach ze zbrodniarzem Stalinem, Katyniem i szlakiem armii gen. Andersa, powinno bowiem doskonale wiedzieć jak się te Powstanie skończy, przy takim szubrawcy zbliżającym się do Warszawy.

    Nie wiem czy nie wierzyli, e Stalin może być aż tak podły i cyniczny? Nie wiem. I teraz pozostaje nam Polakom uczyć się na tych błędach.

    A podziw dla Polaków, którzy po prostu chcieli bić Niemców po 4 latach brutalnej okupacji, też może dziwić tylko ludzi bez empatii i zrozumienia tamtego kontekstu historycznego.
    To byli inni ludzie. Szkoda, że odeszli. Zresztą gdyby nie odeszli wtedy, pewnie podzieli by los albo Żołnierzy Wykletych, albo zginęliby w ubeckich katowniach i teraz szukalibyśmy ich szczątków po różnych Łączkach.
    Nie wiem. Może ja byłem w innej Warszawie wczoraj, ale tam nikt nie czcił żadnych przywódców, którzy wydali to miasto na pastwę Hitlera i Stalina.
    Uczcilismy minutą ciszy i klaksonami naszych dzielnych braci i siostry, którzy bez wahania rzucili się Szwabom do gardła po 4 długich latach poniżania, terroru i bestialstwa. Fajnie teraz oceniać, że trzeba było dalej znosić okupanta, gdy już było widać łuny nadciagającej armii sowieckiej. Jakże łatwo nam dziś mędrkować. Założyłbym się o każda sumę, ze gdyby dziś do Polski wkroczył Wermacht, to poza Targowicą witającą Niemców kwiatami, chlebem i solą, spora część Polaków(?) odsądzała by od czci i wiary tych, którzy z butelka benzyny rzuciliby się na szwabskie czołgi. Wiem, że zakład bym wygrał.

    Nie ma już tego ducha tamtych Polaków. Materializm , oportunizm i tłuszcz dobrobytu zalewający serca - zniszczył ten naród bardziej niż niemiecki i sowiecki terror.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Niedzisiejszy
      Zechciej zauważyć, że ani jednym słowem nie obrażamy tych kilkunasto czy dwudziestokilkul;etnich żołnierzy AK, którzy z niespotykaną odwagą wykonali 1 sierpnia 1944 ów zbrodniczy rozkaz, mimo że na jeden egzemplarz broni palnej przypadało ich kilku. Ich los budzi w nas dwa uczucia: podziw dla ich odwagi plus wściekłość z powodu aż tak bezsensownej ich śmierci.
      Referując los mężczyzn z rodziny mojej Mamy chciałem wypunktować tragedię dwustu tysięcy cywilnych warszawiaków, których śmierć również obciąża tych tępych generalskich i pułkownikowskich trepów. Ich pamięć również jest godna należytego upamiętnienia.
      Twoja hipoteza o krecie w Komendzie Głównej AK jak najbardziej do mnie trafia. Kandydatem nr 1 jest dla mnie Leopold Okulicki, którego Sowieci mieli czas przewerbować. Na pomysł zaatakowania przez wyekwipowanych w kije cywilów uzbrojonych po zęby w broń maszynową Niemców mógł wydać jedynie zbrodniarz. Bo nawet kapral Ludowego Wojska Polskiego (że nie wspomnę o ówczesnym) takim debilem nie był. Po Twojej uwadze o "Akcji Burza" w ocenie politykierów z KG AK chyba nie ma między nami sporu.
      Dzisiejsi Polacy istotnie z butelkami benzyny na czołgi by nie poszli. Wojna Polsko-jaruzelska wykazała, że ginięcie dla samego ginięcia, bo bez cienia szansy na sukces, przestało figurować w katalogu cnót ogólnonarodowych. Mam nadzieję, że już na zawsze.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Któryś z tych kretynów był łaskaw powiedzieć, że braki w uzbrojeniu żołnierze nadrobią impetem i furią.
      Za tę zbrodnię Komorowski, Okulicki i Chruściel powinni być pośmiertnie zdegradowani.

      Usuń
    3. Szanowni Adwersarze.
      Nie umniejszam braku wyobraźni tych, którzy Powstanie wywołali. Powinni skutki przewidzieć. Niemniej chciałem zauważyć, że do Powstania parli młodzi ludzi. Ci którzy aktywnie walczyli z Niemcami przez całą okupację. Ci, którzy rozpowszechniali bibułę, namierzali szmalcowników i kapusiów Gestapo. Ci którzy uczestniczyli w tajnych kompletach i w ćwiczeniach w podwarszawskich lasach. Ci którzy wymierzali kary największym niemieckim oprawcom. Oni chcieli skoczyć do gardła Niemcom.
      Mam niemal pewność , że gdyby ten rozkaz nie padł, sami młodzi narwańcy rzuciliby się na Niemców. Po 5 latach poniżania i terroru , gdy widać i słychać było nadciągającą odsiecz (tak to wtedy wyglądało), ci dzielni, młodzi ludzie z Polskością w sercu, byli nie do powstrzymania. Co więcej, brak rozkazu do Powstania traktowaliby jako zdradę.
      Jestem o tym przekonany.
      My byliśmy tacy sami w ciemną noc Stanu Wojennego. Ja jeszcze 18 grudnia byłem wyznaczony przez komitet strajkowy na dach budynku, skąd miałem rzucać koktajlami mołotowa w nadjeżdżające czołgi. Na moje szczęście, komitet strajkowy dogadał się z pułkownikiem LWP i z jego glejtem mogliśmy wrócić do domów. Kilku naszych kolegów z 'Wujka' Nie było to dane. Ale to dzięki nim mieliśmy opinię narodu sprzeciwiającemu się komunizmowi. Dzięki takich Ludziom, Reagan robił co mógł aby czerwonego Potwora zniszczyć. Nie dzięki kunktatorom krytykującym walczących.
      Myśmy chodzili na demonstracje i laliśmy się z ZOMO, gdy większość ludzi trwożliwie siedziała w piwnicach, bojąc się nawet światła zapalić.
      Nie sądziłem, że dożyję czasów, gdy chwalić się będzie kunktatorstwo i tchórzostwo.

      Zdawaliśmy sobie sprawę, że nasza walka jest beznadziejna. Bywało np, że zerwane przez nas czerwone flagi przed 1 maja, były wymienione na nowe wczesnym rankiem, ale mieliśmy chociaż satysfakcję, że esbecja kręciła się jak wściekła i kilku szubrawców nie miało dnia wolnego.
      Bywało że flagi zawieszone przed 3 maja, były szybko zdzierane wczesnym rankiem przez wściekłych milicjantów. Niewielka, ale satysfakcja była...

      Najlepiej przecież nic nie robić, zakopać się pod kołdrę i przeczekać złe czasy. Bo dobre przecież same przyjdą, bo siłą spokoju je wywalczymy.

      Inna sprawa. Jaka jest gwarancja, że Hitler oszczędziłby Warszawę, jak oszczędził Kraków. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że broniłby Warszawy do ostatniego Warszawiaka. Stosowałby w walce ze Stalinem strategię spalonej ziemi, a straty wśród ludności cywilnej byłyby podobne do strat z Powstania. Z Warszawy również po 'wyzwoleniu' nie zostałby kamień na kamieniu.

      Bo Hitler nie przepuściłby okazji aby upiec 2 pieczenie przy jednym ogniu. Zrobić ze Stalina zbrodniarza atakującego cywili pozbyć się jak największej ilości Polaków.

      Ale oczywiście są to gdybania. Tyle że potwierdzone dobrze udokumentowaną działalnością fuhrera.
      Może trochę ciszej nad tą trumną, bo nie jesteśmy godni oceniać zachowania i motywacje tamtych Dzielnych Polaków. Nie jesteśmy godni zawiązać im rzemyka u sandałów...

      Usuń
    4. Czcigodny Niedzisiejszy
      Z kilkoma Twoimi argumentami nie mogę się zgodzić.
      1. Ci młodzi ludzie, którzy w większości nie odbyli przeszkolenia w "normalnym" wojsku, mieli kult rozkazu jeszcze silniejszy od zawodowych żołnierzy. Przypominam "akcję pod Arsenałem", w ktirej Szare Szeregi odbiły więźniów przewożonych z siedziby Gestapo na Szucha do więzienia Pawiak. Wśród innych swojego kolegę Jana Bytnara, o którym wiedzieli, że jest w tym transporcie. Kilka dni przed ta akcją byli już gotowi do odbicia, rozstawieni tam, gdzie trzeba i oczywiście uzbrojeni, Ale nie było rozkazu, bowiem jakis wódz wyjechał z Warszawy, a jego zastępca był nieuchwytny. Wiec akcji nie rozpoczęli. Notabene "Rudy" uwolniony kilka dni wcześniej być może nie zmarłby na skutek obrażeń wewnętrznych, odniesionych podczas tortur. Kłania się bałagan organizacyjny zawodowych wojaków.
      2. Nie sądzę, aby Hitler miał choć cień sentymentu do Kijowa i jego mieszkańców. Ale własciwe zajmowanie miasta atakami z wcześniej utworzonych rozległych przyczółków trwało kilka dni, a przeżyło te walki ponoć 180 tys. mieszkańców. Przed wojna Kijów liczył ich ok. 900 tys., ale większość została wywieziona do obozów lub na roboty lub wymordowana na długo przed walkami o miasto, To samo dotyczy niszczenia budynków. Oczywiście nie mam zamiaru opowiadać bzdur, że Niemcy nie chcieli zabić ludzi i zniszczyć miasto. Oni po prostu NIE ZDĄŻYLI, bo natarcie było bardzo energiczne. Notabene w porównaniu z forsowaniem Dniepru przeprawa przez Wisłę to nic trudnego.
      Zatem zarówno Hitler jak i trepy z KG AK okazali się użytecznymi idiotami Stalina.
      Znasz mój sentyment do Finów. Jesli ktoś zarzucalby im tchórzostwo, okazałby się skończonym idiotą. Ale oni wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Szanowny Niedźwiedziu.
      A ja się nie mogę zgodzić, z całym szacunkiem, z Twoimi kontrargumentami.
      Akcja pod Arsenałem była organizowana przez starannie wyselekcjonowanych żołnierzy AK.
      Powstanie było pospolitym ruszeniem. Inne były okoliczności. Akcja Pod Arsenałem, była przeprowadzana w szczycie niemieckiej okupacji.
      Powstanie wybuchło, gdy Polacy w Warszawie już czuli upragnioną i wytęskniona wolność. I chęć rewanżu za lata poniżeń. Młodość jest bezrefleksyjna, kieruje się głównie impulsami. Moim zdaniem, gdyby nie było rozkazu do Powstania, w wielu miejscach wybuchło by spontanicznie. Ale zgoda, jest to dyskusja typu co by było gdyby.
      Podobnie jak co by było gdyby Powstania nie było. Ja twierdzę, że Niemcy akurat Warszawy i jej mieszkańców ani Niemcy, ani Sowieci by nie oszczędzali. I tak skończyło by się na setkach tysięcy ofiar i zniszczeniu miasta, i tak. Czego nie zdążyliby Niemcy, dokończyłby Stalin. W takiej sytuacji była wtedy Polska i była Warszawa. Nie było dobrego wyjścia.

      Nie porównujmy sytuacji Finlandii do Polski. Oni nigdy nie musieli się zmagać z dwoma zawziętymi wrogami równocześnie. Inne jest tam ukształtowanie terenów, inne zaludnienie, inny klimat. Porównujesz nieporównywalne.

      Po 17 września 1939 polskie władze podjęły właśnie decyzję niby roztropną o nie walczeniu z dwoma wrogami równocześnie. Jak to się skończyło dla dziesiątek tysięcy polskich oficerów i setek tysięcy polskich cywili, chyba nie muszę ci przypominać. realizm polityczny na nic się nie zdał. Nie przy takim wrogu. Przekleństwem Polski jest jej położenie geopolityczne.

      A z tym niewiele da się zrobić. Za zachodnią granicą znowu rosnie nam smiertelny wróg, jakim będzie arabsko-pakistańsko-czeczeński kalifat.
      Ze wschodu nadciąga czeczeńsko-azjatycki kalifat. Strach się bać o przyszłość naszych dzieci, a szczególnie wnuków...

      pozdrawiam ponuro


      Usuń