piątek, 8 lutego 2019

Odszedł wielki Polak

Wczoraj wieczorem, po długiej chorobie, w wieku 88 lat zmarł Pan Premier Jan Olszewski. Funkcję tę sprawował od 6 grudnia 1991 do 5 czerwca 1992. Jego rząd przetrwał tylko  niespełna pół roku, ale przez te pół roku (i tylko wtedy) czuliśmy się obywatelami niepodległej Polski, bo Pana Premiera nie wprawiał w ruch żaden oficer prowadzący ze starej SB, BundesNachrichtenDienstu, KGB czy CIA. Nie szwendał się przy nim nawet żaden rabin prowadzący, tak jak obecnie niejaki Jojne Daniels.
Przez te pół roku Pan Premier wyrzucił z Polski wojska sowieckie, czego tak czczony przez sralon Tadeusz Niedołęga - Mazowiecki jakoś nie śmiał zrobić. Zapobiegł też idei zgłoszonej przez TW "Bolka", by na terenach byłych baz sowieckich powstały "centra biznesowe", czyli praktycznie eksterytorialne ośrodki rosyjskiego wywiadu.
Nasz sen o wolnej Polsce skończył się podczas nocy upiorów z 4 na 5 czerwca 1992. Sprowokowana przez agenta w muszce, kompletnie nieprzygotowana lustracja postawiła na nogi wszystkie polityczne kurwy, poczynając od TW "Bolka" a kończąc na stawiającym pierwsze kroki w pracy nad niszczeniem Polski TW "Oskarze" (przejętym od Stasi przez BND), przerażonych wizją ujawnienia swojej łajdackiej przeszłości. I rząd został odwołany, zaś w roli błazna wierzącego w to, że naprawdę będzie premierem, wystąpił starszy sikawkowy Pawlak*.
Od tej pory w tej, za przeproszeniem, III RP nie było już szefa rządu, o którym moglibyśmy powiedzieć, że to nasz premier. Pewne nadzieje stwarzała pani Beata Szydło, ale Geniuś Żoliborza postawił (lub kazano mu to zrobić) na bankiera, którego gaworzenie o rewolucji technologicznej w Polsce przyprawia inżynierów o ból brzucha ze śmiechu, zaś sławetna "konstytucja dla biznesu" budzi przerażenie jej rzekomych beneficjentów. A "suwerenna" Polska w świńskim galopie zmienia dopiero co uchwalone ustawy, gdy tylko tego zażąda jakaś lewacka europinda.
Oczywiście lepiej jest stać w gnojówce po kostki, niż po szyję. Ale nic nie wskazuje na to, żebyśmy wreszcie z niej wyszli.
Krokodylimi łzami i pochwałami Pana Mecenasa Jana Olszewskiego zdążyli już popisać się w mediach społecznościowych Chyży Rój i nadredaktor Szechter. Że też piorun boski nie strzeli tych załganych do szpiku kości kurew!

Stary Niedźwiedź
Refael 72

* Nie pamiętającym tych czasów Czytelnikom winni jesteśmy wyjaśnienie. Młody wówczas szef tzw. PSL Waldemar Pawlak, robiący za listek figowy, mający zasłonić starych "ludowych" złodziei, był szefem Ochotniczych Straży Pożarnych. W mundurze strażaka z wężykiem na czapce wyglądał jeszcze głupiej, niż na co dzień.
 

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czcigodny Żurawiu
      Cieszę się, że potwierdzasz oczywistość oceny osoby Pana Premiera Jana Olszewskiego.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Szanowni Autorzy,
    Piękna to wizja - Polska z zdjętą obrożą i kagańcem obcych służb. Premier Olszewski przynajmniej próbował.
    Cześć Jego Pamięci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Istotnie, Pan Premier Jan Olszewski próbował to zrobić. Jako jedyny szef rządu tej "suwerennej" Rzeczypospolitej. I dlatego pozostanie na zawsze w pamięci przyzwoitych ludzi.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Szanowni Autorzy, gdy miałem lat 13, był rok 1989 i wtedy w swej dziecięcej naiwności myślałem, że właśnie padła komuna. Później widząc jak się wszyscy ze sobą żrą, straciłem zainteresowanie polityką. Aż do słynnego czerwca 1992, kiedy to miałem lat 16 i dzięki (jak to piszecie) "agentowi" w muszce zobaczyłem, jak "antykomuniści" na spółkę z komunistami obalają rząd Olszewskiego.
    To była chwila, która zaważyła na tym, jak dalej ukształtowała się moja świadomość polityczna. Nie pamiętam żadnych spektakularnych sukcesów gospodarczych rządu przez te 5 miesięcy działalności. Ale pamiętam wyprowadzenie ruskich żołnierzy z Polski i za to panu mecenasowi wiekuista sława i chwała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Jarku
      Przez te pięć miesięcy trudno było posprzątać po słupie Sorosa, czyli szkodniku Balcerowiczu. Dzięki okrągłostołowej sitwie i tak z lidera staliśmy się czerwoną latarnią (zarówno w sensie ligowym, jak i w potocznym tego słowa znaczeniu) byłych radzieckich kolonii. Ale bez wyrzucenia kacapskich garnizonów bylibyśmy nie w NATO, lecz w czarnej dupie. Pamiętam brednie Bolka o jakimś "NATO bis".
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń