piątek, 21 maja 2021

Janek cz.1

Do rozpoczęcia wspomnień o Janku zbierałem się bardzo długo. Waluś był po prostu dobrym kolegą i mądrym życiowo człowiekiem, z którym widywałem się góra pięć razy w roku. Natomiast z Jankiem spędziłem tysiące godzin na Jego pomoście, lub w Jego łódce, łowiąc karpie, leszcze i szczupaki. Zaprzyjaźniłem się z całą rodziną, zatem Jego odejście szczególnie mnie dotknęło.
Ale dopiero lekka reprymenda ze strony czcigodnego Piotra ROI wyrwała mnie z letargu i skłoniła do zainicjowania wspomnień o Janku.
Poznaliśmy się w lipcu 1986 w dosyć zabawnych okolicznościach. Wybrałem się na spławikowanie na ogólnodostępny pomost, postawiony przez nadleśnictwo nad moim ulubionym jeziorem. Obok pomostu stał merol a na miejscu zastałem już dwóch wczasowiczów, wyposażonych w sprzęt rodem z Pewexu. Młodszym czytelnikom należy się wyjaśnienie, że w PRL istniały sklepy o tej nazwie, w których można było nabyć towary lepszej jakości, niż w zwykłych sklepach, tyle tylko, że za banknoty z podobiznami amerykańskich prezydentów, lub za inne "prawdziwe" pieniądze. Ale sprzęt tych ludzi był zestawiony bezsensownie i ich połów ograniczał się do dwóch płotek.
Ledwie zdążyłem zmontować swój zestaw i go zarzucić, usłyszałem skrzypienie roweru i do pomostu dojechał nieznany mi wcześniej człowiek z dwoma wędkami z kijów leszczynowych, bez przelotek i kołowrotków, z grubymi żyłkami przywiązanymi do czubków tych wędek. Ubrany był w leśny roboczy drelich, na nogach miał gumiaki a na głowie berecik z antenką. Gdy odwiązał wędki od ramy roweru, a z bagażnika zdjął worek z nieznaną mi zawartością, dwóch wspomnianych wcześniej palantów podniosło wrzask, że na pomoście nie ma już miejsca. Wtedy powiedziałem, że obok mnie znajdzie się kawałek pomostu i dla niego. Podziękował, usiadł koło mnie i z owego worka wsypał do wody sporo śruty. Poczęstowałem go papierosem, on doradził mi, abym zwiększył grunt (głębokość, na której znajduje się haczyk z przynętą), po czym spojrzał w wodę i powiedział:
Jeszcze nie przyszli!
Po wypaleniu kolejnego papierosa i rozmowie na temat lokalnego rybostanu, ponownie spojrzał do wody i zakomunikował:
O, teraz już przyszli!
I się zaczęło. W ciągu pół godziny wyciągnął z wody jedenaście dużych leszczy, ja w tym czasie zaliczyłem pięć, również solidnej wielkości. Jeden z palantów próbował go pouczać, jak należy łowić leszcze i wtedy nie wytrzymałem i powiedziałem:
Ludzie, spójrzcie na połów tego pana i swoją nędzę i nie uczcie ojca dzieci robić.
Gdy mój współtowarzysz ładował już na rower worek pełen ryb, na robaka wziął mi okonek. I wtedy nowy znajomy spytał mnie, czy może go wziąć. Oczywiście zgodziłem się, on założył go na drugą wędkę, która była żywcówką. I po kilku minutach wyciągnął szczupaka około półtora kilograma.
Gdy zeszliśmy z pomostu, powiedział:
Fajnie było pana poznać. Janek jestem.
Również się przedstawiłem. I tak się rozpoczęła nasza znajomość.

Stary Niedźwiedź

3 komentarze:

  1. Szanowny Stary Niedzwiedziu,
    Ledwie przez mgle pamietatam tamte czas bo jak ''padla komuna'' (na 4 lapy mialem z 12 lat.Mimo siemierznosci mialy one swoj urok.Czlowiek nie mial komorek,internetow a TV byly 2 programy ktore zazwyczaj prowadzili ludzie ubrani w mundur wojskowy- no moze z wyjatkiem teleranka,dobranocki i pozniej 5,10,15- . Jednak ludzie poznawali sie wtedy jakby latwiej. Byli blizej siebie .Wszystko wydawalo sie wtedy prostrze mimo ze zakup kawy czy zwyklego papieru .... codziennego stanowilo wtedy nie lada wyzwanie. Pamietam Pewexy ktore dla dziecka stanowily istna kraine czarow i od wejscia roztaczaly jakze wtedy niecodzienne zapachy.
    Tak ludzie byli wtedy zdecydowanie blizej siebie niezaleznie od wieku

    Wesol dzien
    PiotrROI

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Piotrze
      Ze sklepów Pewexu korzystałem bardzo rzadko. Ze dwa razy kupiłem tam kołowrotki wędkarskie, każdy za około pół peerelowskiej pensji belfra akademickiego. I kilka razy karty do gry, bowiem nasza ferajna jeszcze na studiach namiętnie grywała w brydża, a te plastikowanie "piatniki" miały znacznie dłuższą żywotność od czysto papierowego socjalistycznego barachła.
      Masz rację, że w tamtych czasach znajomości nawiązywało się łatwiej. Zapewne dlatego, że podziały społeczeństwa na dwie strony umownej barykady były czytelne. Z jednej strony miałeś aparat komunistyczny, wojsko, służby i durniów, którzy bez legitymacji PZPR nigdy nie dochrapaliby się stanowisk przekraczających ich kompetencje. A po drugiej ludzi gardzących tym "usrojem", zwłaszcza jego głupotą i podłością.
      A dzisiaj masz szalikowców Pseudopobożności i Sabotażu, talibów Targowicy i lewackich degeneratów od aborcji i pedalstwa. Populację ludzi zdolnych do samodzielnej analizy faktów oceniam na mniej, niż 10%.
      Pozdrawiam ponuro.

      Usuń
  2. Wielce Szanowny Niedzwiedziu,
    O ile to mozliwe domagamy sie czesci 2 :)
    Pozdrawiam i Zdrowka Zycze :)
    Piotr

    OdpowiedzUsuń