niedziela, 31 maja 2015

Pierwszy ułan II Rzeczypospolitej-cz.1

W swoich opowieściach biograficznych sięgałem do postaci odgrywających ważna rolę w historii Polski. Dzisiaj pozwolę sobie wspomnieć niewątpliwie najbarwniejszą postać II Rzeczypospolitej, w powszechnym odbiorze wielce zakłamywaną. Zarówno przez komunistów i popłuczyny po nich, jak i antysanacyjnych publicystów, zarówno krajowych, jak i emigracyjnych. Czyli mowa będzie o generale Bolesławie Wieniawie – Długoszowskim.
Urodził się 22 lipca 1881we wsi Maksymówka niedaleko Stanisławowa. Jego rodzicami byli Bolesław herbu Wieniawa oraz Józefa z domu Struszkiewicz. Dzieciństwo spędził w majątku Bobowa, dokąd kilka lat po jego urodzeniu przenieśli się rodzice. Edukacje rozpoczął we Lwowie, lecz z kilku gimnazjów został usunięty z przyczyn dyscyplinarnych. Jak sam później zauważył, od dziecka miał nieokiełznany temperament i niesforny charakter. Sam poprosił o umieszczenie go w znanym z surowej dyscypliny gimnazjum oo. Jezuitów w Chyrowie. Ale przecenił swoje możliwości i z tej szkoły uciekł. Ostatecznie maturę zdał w Nowym Sączu w roku 1900 jako ekstern.
Ojciec domagał się, aby ukończył jakieś „konkretne” studia. Ponieważ do rachunków zawsze czuł awersję, Politechnika Lwowska z definicji nie wchodziła w grę. Prawo też nigdy go nie pociągało, więc ostatecznie zdecydował się na Wydział Lekarski Uniwersytetu Jana Kazimierza. Dyplom doktora wszechnauk medycznych uzyskał w roku 1906, i to z wyróżnieniem, co być może zaskoczy niektórych Czytelników. We Lwowie, jako stolicy Galicji, koncentrowało się wówczas życie kulturalne tej prowincji Austro-Węgier. Długoszowski poznał tam tak znane osoby, jak Stanisław Wyspiański, Jan Kasprowicz, Kornel Makuszyński, Stanisław Przybyszewski czy Tadeusz Miciński. W świetle późniejszej czarnej legendy Wieniawy zabrzmi to mało wiarygodnie, ale w tych latach nawet w gronie artystów nie pił alkoholu.
Początkowo zaręczony był z Maria Balasits, córką rektora Uniwersytetu Jana Kazimierza. Zaręczyny te zostały zerwane, gdy poznał śpiewaczkę operową Stefanię Calvas, z którą wziął ślub 20 września 1906. Przez dwa lata po ślubie państwo Długoszowscy prowadzili raczej mieszczański tryb życia. Stefania kończyła studia w konserwatorium, chcąc następnie pobierać  Paryżu nauki u światowej sławy basa Edwarda Reszke, zaś Bolesław był asystentem profesora okulistyki. Ale ostatecznie, z krótkim postojem w Berlinie, trafili do Paryża. Wieniawa by nie tracić kontaktu z zawodem, został wolnym słuchaczem Sorbony, podejmując jednocześnie studia malarskie. Wkrótce z nich zrezygnował, widząc u siebie brak talentu. I swoje zamiłowania artystyczne skoncentrował na literaturze, pisząc wiersze i przekładając poezję.
W Paryżu nasz bohater ostatecznie wziął rozbrat z abstynencją, stając się miłośnikiem koniaku. Zaczął też kłaść podwaliny pod swoją późniejsza legendę niepoprawnego Casanovy. Poza działalnością artystyczną (był współzałożycielem Towarzystwa Artystów Polskich), pochłonęła go też nowa pasja. W roku 1913 przystąpił do paryskiego oddziału Związku Strzeleckiego. Tak jak i wcześniej studia medyczne (uwieńczone dyplomem z odznaczeniem), tak teraz i takie sprawy jak ćwiczenia i regulaminy wojskowe, Długoszowski traktował bardzo serio. Co u znajomych, znających go ze sfer cyganerii artystycznej, budziło wielkie zdziwienie.
W lutym 1914 paryski oddział Związku wizytował Józef Piłsudski. Wieniawa został przez niego oczarowany i uległ jego magii, która miała trwać do końca życia. Marszałka i jego. W liście do rodziny napisał wtedy „jestem żołnierzem, znalazłem Wodza”.
Wkrótce wyjechał do Krakowa odbyć przeszkolenie w „Strzelcu”. Przedtem wraz z żoną podjęli decyzję o rozstaniu się. Rozwód wzięli w sposób kulturalny, w przyjaznej atmosferze, bez kłótni.
W Krakowie Długoszowski traktujący ćwiczenia wojskowe z najwyższą powagą i wykonujący swoje nowe obowiązki bardzo skrupulatnie, znalazł czas na nawiązanie romansu ze znana aktorką Heleną Sulimą. Była ona pod tak wielkim urokiem bohatera tej opowieści, że gotowa była nawet na porzucenie sceny, gdyby Bolesław ją o to poprosił. Tuż przed wybuchem wojny, tak jak i inni przyszli legioniści, Długoszowski przyjął pochodzący oczywiście od jego herbu pseudonim „Wieniawa”. A 6 sierpnia 1914 wyruszył z Oleandrów i w składzie Pierwszej Kompanii Kadrowej przekroczył granicę zaboru rosyjskiego. Służba w piechocie nie dawała mu jednak pełnej satysfakcji i po zdobyciu wierzchowca dołączył jako dziesiąty ułan do słynnego patrolu rotmistrza Beliny-Prażmowskiego.
Poza wielką odwagą i nie mniejszymi zdolnościami organizatorskimi, o czym jeszcze napiszę, Wieniawa zasłynął swoim talentem do tworzenia piosenek wojskowych. Niestety niemal żadna nie dotrwała do naszych czasów, bowiem ogłoszenie ich drukiem wedle ówczesnych standardów przyzwoitości, zdecydowanie nie wchodziło w grę. Sam Józef Piłsudski wspominał, że pewnego dnia, będąc pod dobrą datą, oficerowie wypisali na kartce wszystkie znane sobie nieprzyzwoite wyrazy i ten spis wręczyli Wieniawie. A on nazajutrz przeczytał im tekst piosenki. Nie brakowało żadnego.
Ciąg dalszy nastąpi.

Stary Niedźwiedź

6 komentarzy:

  1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Skoro w Warszawie mamy Aleję Gen. Bolesława Wieniawy-Długoszewskiego - fragment trasy Siekierkowskiej po stronie praskiej, to może świadczyć, że był nieprzeciętnym człowiekiem. Ale niewiele wiem o środowisku piłsudczyków i czekam z ciekawością na kontynuację wpisu.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski na ulicę na pewno zasłużył.Zwłaszcza gdy się pamięta, jakie komunistyczne kanalie nadal są patronami ulic. Choćby Rosoł czy Ciszewski na Ursynowie.
      Przez lata był przedstawiany wyłącznie jako pijak i bawidamek. Mało kto wie, że swoje wojskowe obowiązki wypełnił nad wyraz sumiennie,pięć czy a podczas wojny wykazał się zdolnościami dowódczymi i niepospolita odwagą. Miał zacięcie literackie, znał biegle pięć czy sześć języków. A że poza służbą nie stronił od uciech życia? On z życia czerpał pełnymi garściami i nie podkreślał co trzecie zdanie, że jest szczęśliwy i spełniony, jak robią to różne kupy wdzięku, z wielką przewagą kupy.

      Usuń
  2. Szanowny Niedźwiedziu,

    Przeczytałam z zainteresowaniem i czekam na dalszy ciąg. Widać, że jesteś zafascynowany osobą Wieniawy.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Pelargonio
      Jestem konserwatystą, a więc nie czuję się związany ani z piłsudczykami, ani z przedwojennymi endekami. Z dzisiejszymi narodowcami sympatyzuję, bo po pierwsze, maja sporo ciekawych pomysłów w sprawach gospodarczych. A po drugie, wyleczyli się (a przynajmniej ich część) z przedwojennej rusofili, graniczącej w moim odbiorze z paranoją.
      Wieniawa został wtłoczony w szablon babiarza i pijaka. A był to niesamowicie inteligentny i porządny człowiek, swoje obowiązki traktujący rzetelnie. Więc na pewno jest wart odkłamania.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Ja się strasznie rozczarowałem gdy gdzieś przeczytałem, że jednak nie wjechał na koniu do "Adrii" :-(.
    Jest o gen. ( "były pułkownik" - tak miał na generalskiej wizytówce) Wieniawie sympatyczny filmik na YT. Szczerze go polecam, bo jest tam wiele ciekawostek o naszym pierwszym ułanie RP, a zaiste postać to nietuzinkowa - prezydent RP przez chwilę !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;Czcigodny ASie
      Jak wspomniałem, ekscesy pokroju wjazdu konno do "Adrii", to był jeden z mitów, tworzonych przez nieżyczliwe mu środowiska. A było tego wiele. Początkowo endecy, podczas wojny doszlusowali sikorszczycy (klasyczne Teraz K**** My!), po wojnie w tę samą trąbkę dmuchali dodatkowo komuniści. Siła złego.
      Oczywiście Wieniawa miał wady. Za największą uważam zauroczenie Józefem Piłsudskim do granic utraty jakiegokolwiek krytycyzmu. Co w efekcie kosztowało go życie.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń