Żyjemy w czasach w których golizna stała się takim samym towarem jak piwo czy pigułki przeciwbólowe. Jest więc równie wszechobecna w naszym życiu, widać ją na regałach z prasą (czy może raczej „lub czasopismami”) a bez fotki nagiej dziewczyny żaden brukowiec nie ma prawa się ukazać.
Jeśli takie zdjęcie zostało zrobione przez fotografa posiadającego szczyptę dobrego smaku a zatem nie jest ordynarne, nic strasznego się nie dzieje. Gorzej gdy robiący zdjęcie jest nie mniejszym burakiem niż co poniektóre grasujące w necie libertyńskie chamy zaś modelka tak została dobrana, przygotowana do sesji zdjęciowej i upozowana aby schlebiać gustom pryszczatych małolatów a nie dorosłych mężczyzn obdarzonych estetyką powyżej pewnego poziomu progowego. Więc konterfekt przedstawia kobietę stylizowana na dziwkę a za duży w stosunku do reszty ciała o przynajmniej dwa numery biust zdradza że albo ową Wenus od siedmiu boleści stworzył chirurg plastyczny albo też fotografia jest efektem użycia programu typu Photoshop, pozwalającego przy wystarczającej dozie samozaparcia i pewnych uzdolnieniach plastycznych przerobić na zdjęcie atrakcyjnej dziewczyny nawet portret którejś z czołowych polskich feminazistek, szpetniejszych od pędzonych na sterydach sportsmenek z byłej „Niemieckiej Republiki Demokratycznej”.
Moda na goliznę w gastronomii zapanowała w Polsce jeszcze za komuny w epoce Gierka kiedy to nawet w prowincjonalnych knajpach dancingowi musiał obowiązkowo towarzyszyć striptiz (piszę to słowo w wersji spolszczonej tak jak to się już w naszej neoanglopolszczyźnie przyjęło). Jeśli rozbierająca się dziewczyna była obdarzona jakimiś uzdolnieniami tanecznymi oraz odrobiną urody, występ taki dawał się obejrzeć. Gorzej działo się gdy taka produkcja przywodziła na myśl słowa klasyka:
Do jadła każdy pragnie
Jakowejś śpiwki.
Sprowadził więc gospodarz
Trzy stare dziwki.
Otruł gościa kotletem,
Nazwał to kabaretem.
Za wstęp cztery korony.
Niech was pierony!
Ale nawet wśród tych produkcji artystycznych do kotleta zdarzały się perełki w postaci występów którym od strony choreografii oraz urody tancerki niczego nie można było zarzucić a sam występ oglądało się z przyjemnością.
Gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia przez kilka dni byłem w Gdańsku, zaprzyjaźnione małżeństwo zaprosiło mnie na kolację. Gdy przyjechałem do nich, okazało się że kilka godzin wcześniej do bloku w którym mieszkają odcięto dopływ wody więc zabrali mnie do restauracji. Ledwo zdążyliśmy skosztować zamówionych dań, światła przygasły i rozległy się dźwięki muzyki zapowiadające występ.
Już sama muzyka bardzo mnie zaskoczyła. Bowiem zamiast łupaniny w stylu disco polo czy tak zwanego „prześcieradłowca” z głośnika popłynęła muzyka Richarda Straussa. A ściślej rzecz biorąc był to słynny „taniec siedmiu zasłon” z „Salome”. I na parkiecie pojawiła się dziewczyna odziana w zwiewne szale.
Jej taniec był dla nas nie mniejszą niespodzianką. Bowiem zdradzał że osoba ta dysponuje porządnym wykształceniem baletowym a sam układ na pewno nie jest dziełem amatora. Jak mogliśmy się przekonać, równie wielkie wrażenie zrobił on na innych restauracyjnych gościach którzy odstawili sztućce i kieliszki i z uwagą przyglądali się występowi. Podejrzewam że niektórzy z nich po raz pierwszy w życiu oglądali odrobinę baletu na przyzwoitym poziomie. Oczywiście w trakcie tańca dziewczyna zgodnie z pierwowzorem pozbywała się kolejnych szali i występ swój zakończyła nago. Ale nie było w tym cienia żadnej wulgarności a muzyka, taniec i literacki oryginał tworzyły w pełni spójną całość. Zaś doskonałe wykonanie na pewno mogło być pokazane na scenie operowej gdzie zawsze partię taneczną wykonuje dublerka zastępując sopran śpiewający partię Salome. Ponieważ rozpierała nas ciekawość, spytaliśmy kelnera czy pani ta zechciałaby przyjść na chwilę do naszego stolika i zamienić z nami kilka słów. Po kilku minutach pojawiła się, ubrana w zapiętą pod szyję czarną suknię.
Okazała się być inteligentną dziewczyną, dobrze mówiła po angielsku a gdy pogratulowaliśmy jej występu nieskończenie przerastającego swoim poziomem taniec do kotleta, z uśmiechem powiedziała nam że ukończyła średnią szkołę baletową w ówczesnym jeszcze Leningradzie. Sytuacja materialna zmusiła ją do natychmiastowego podjęcia jakiejś pracy a przy niesamowitej konkurencji na rynku baletowym swojego kraju mogła liczyć jedynie na rolę trzeciego łabędzia od lewej z czego trudno się utrzymać. Zaś kariera kochanki jakiegoś gangstera zupełnie jej nie interesowała. I stąd pomysł przyjazdu do Polski i podjęcia pracy striptizerki. Gdy zaproponowaliśmy jej aby zjadła z nami kolację, po krótkim wahaniu zgodziła się. Zamówiła befsztyk, rzecz jasna bez frytek, odrobinę surówki warzywnej i kieliszek czerwonego wina. A na deser jedną mandarynkę. Profesjonalizm w każdym calu.
Jak się potem dowiedziałem, znajomi polubili ją i kilka razy zapraszali do siebie gdy miała wolne. Dopisało jej szczęście bo po jakimś roku przypadkiem zobaczył ją sensowny impresario i trafiła do Wiednia a stamtąd po jakimś czasie do rewii w jednym z czołowych hoteli w Vegas gdzie została solistką. Ze trzy razy w roku przysyła znajomym widokówki z kilkoma słowami o sobie. Po zakończeniu kariery tanecznej ułożyła sobie życie osobiste bo trafiła na porządnego faceta i wyszła za niego.
Szczęść jej Boże.
Stary Niedźwiedź
Jeśli takie zdjęcie zostało zrobione przez fotografa posiadającego szczyptę dobrego smaku a zatem nie jest ordynarne, nic strasznego się nie dzieje. Gorzej gdy robiący zdjęcie jest nie mniejszym burakiem niż co poniektóre grasujące w necie libertyńskie chamy zaś modelka tak została dobrana, przygotowana do sesji zdjęciowej i upozowana aby schlebiać gustom pryszczatych małolatów a nie dorosłych mężczyzn obdarzonych estetyką powyżej pewnego poziomu progowego. Więc konterfekt przedstawia kobietę stylizowana na dziwkę a za duży w stosunku do reszty ciała o przynajmniej dwa numery biust zdradza że albo ową Wenus od siedmiu boleści stworzył chirurg plastyczny albo też fotografia jest efektem użycia programu typu Photoshop, pozwalającego przy wystarczającej dozie samozaparcia i pewnych uzdolnieniach plastycznych przerobić na zdjęcie atrakcyjnej dziewczyny nawet portret którejś z czołowych polskich feminazistek, szpetniejszych od pędzonych na sterydach sportsmenek z byłej „Niemieckiej Republiki Demokratycznej”.
Moda na goliznę w gastronomii zapanowała w Polsce jeszcze za komuny w epoce Gierka kiedy to nawet w prowincjonalnych knajpach dancingowi musiał obowiązkowo towarzyszyć striptiz (piszę to słowo w wersji spolszczonej tak jak to się już w naszej neoanglopolszczyźnie przyjęło). Jeśli rozbierająca się dziewczyna była obdarzona jakimiś uzdolnieniami tanecznymi oraz odrobiną urody, występ taki dawał się obejrzeć. Gorzej działo się gdy taka produkcja przywodziła na myśl słowa klasyka:
Do jadła każdy pragnie
Jakowejś śpiwki.
Sprowadził więc gospodarz
Trzy stare dziwki.
Otruł gościa kotletem,
Nazwał to kabaretem.
Za wstęp cztery korony.
Niech was pierony!
Ale nawet wśród tych produkcji artystycznych do kotleta zdarzały się perełki w postaci występów którym od strony choreografii oraz urody tancerki niczego nie można było zarzucić a sam występ oglądało się z przyjemnością.
Gdy w połowie lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia przez kilka dni byłem w Gdańsku, zaprzyjaźnione małżeństwo zaprosiło mnie na kolację. Gdy przyjechałem do nich, okazało się że kilka godzin wcześniej do bloku w którym mieszkają odcięto dopływ wody więc zabrali mnie do restauracji. Ledwo zdążyliśmy skosztować zamówionych dań, światła przygasły i rozległy się dźwięki muzyki zapowiadające występ.
Już sama muzyka bardzo mnie zaskoczyła. Bowiem zamiast łupaniny w stylu disco polo czy tak zwanego „prześcieradłowca” z głośnika popłynęła muzyka Richarda Straussa. A ściślej rzecz biorąc był to słynny „taniec siedmiu zasłon” z „Salome”. I na parkiecie pojawiła się dziewczyna odziana w zwiewne szale.
Jej taniec był dla nas nie mniejszą niespodzianką. Bowiem zdradzał że osoba ta dysponuje porządnym wykształceniem baletowym a sam układ na pewno nie jest dziełem amatora. Jak mogliśmy się przekonać, równie wielkie wrażenie zrobił on na innych restauracyjnych gościach którzy odstawili sztućce i kieliszki i z uwagą przyglądali się występowi. Podejrzewam że niektórzy z nich po raz pierwszy w życiu oglądali odrobinę baletu na przyzwoitym poziomie. Oczywiście w trakcie tańca dziewczyna zgodnie z pierwowzorem pozbywała się kolejnych szali i występ swój zakończyła nago. Ale nie było w tym cienia żadnej wulgarności a muzyka, taniec i literacki oryginał tworzyły w pełni spójną całość. Zaś doskonałe wykonanie na pewno mogło być pokazane na scenie operowej gdzie zawsze partię taneczną wykonuje dublerka zastępując sopran śpiewający partię Salome. Ponieważ rozpierała nas ciekawość, spytaliśmy kelnera czy pani ta zechciałaby przyjść na chwilę do naszego stolika i zamienić z nami kilka słów. Po kilku minutach pojawiła się, ubrana w zapiętą pod szyję czarną suknię.
Okazała się być inteligentną dziewczyną, dobrze mówiła po angielsku a gdy pogratulowaliśmy jej występu nieskończenie przerastającego swoim poziomem taniec do kotleta, z uśmiechem powiedziała nam że ukończyła średnią szkołę baletową w ówczesnym jeszcze Leningradzie. Sytuacja materialna zmusiła ją do natychmiastowego podjęcia jakiejś pracy a przy niesamowitej konkurencji na rynku baletowym swojego kraju mogła liczyć jedynie na rolę trzeciego łabędzia od lewej z czego trudno się utrzymać. Zaś kariera kochanki jakiegoś gangstera zupełnie jej nie interesowała. I stąd pomysł przyjazdu do Polski i podjęcia pracy striptizerki. Gdy zaproponowaliśmy jej aby zjadła z nami kolację, po krótkim wahaniu zgodziła się. Zamówiła befsztyk, rzecz jasna bez frytek, odrobinę surówki warzywnej i kieliszek czerwonego wina. A na deser jedną mandarynkę. Profesjonalizm w każdym calu.
Jak się potem dowiedziałem, znajomi polubili ją i kilka razy zapraszali do siebie gdy miała wolne. Dopisało jej szczęście bo po jakimś roku przypadkiem zobaczył ją sensowny impresario i trafiła do Wiednia a stamtąd po jakimś czasie do rewii w jednym z czołowych hoteli w Vegas gdzie została solistką. Ze trzy razy w roku przysyła znajomym widokówki z kilkoma słowami o sobie. Po zakończeniu kariery tanecznej ułożyła sobie życie osobiste bo trafiła na porządnego faceta i wyszła za niego.
Szczęść jej Boże.
Stary Niedźwiedź
Drogi Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńi w ten oto sposób dowiodłeś wyższości "Tańca siedmiu zasłon" nad "tańcem jednej rury" ;)
Super!
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Rzepko
UsuńZ nagości jest nieco podobnie jak i z alkoholem.
Może być zaprezentowana w sposób piękny jak na obrazie Rembrandta czy fotografii artysty z wysokiej półki. Albo też w sposób chamski jak na rozkładówce czegoś pokroju "Hustlera" czy w jakowymś "świerszczyku". Tak jak ludzie na poziomie mogą do obiadu wypić "kadarkę" w cenie kilkunastu złotych za butelkę a cham narąbać się wypitym z gwinta "single maltem".
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Stary Niedźwiedziu. Akurat uważam, że można ogladać zarówno "Hustlera", jak i obrazy Rembranta. Nie widzę nic złego w przeglądaniu tego pierwszego. Dla mnie świat byłby raczej nudny, gdyby nie było różnorodności. Ale oczywiście nazywanie obrazków ze "świerszczyków" sztuką jest nieporozumieniem. Tak samo, jak nazywanie piosenkarki discopolo "diwą".
UsuńCo nie znaczy, że przeszkadza mi ich istnienie.
Pozdrawiam.
Czcigodna Flavio
UsuńWbrew tamu co twierdzą dwa libertyńskie śmiecie grasujące na Twoim blogu, nie mam zamiaru zakazywać publikowania "świerszczyków" lub grania disco polo lub innej "muzyki" porażającej dosłownie decybelami a metaforycznie bezdennym prymitywizmem linii melodycznej. W końcu w demokracji buractwo też ma prawo do rozrywki na swoja miarę. Jedni posłuchają Mozarta czy Rachmaninowa, inni najarają się haszyszu czy marichujany i wsłuchają się w jakiś łoskot.
Jak mawiają Francuzi, chacun à son goût.
Pozdrawiam serdecznie.
Witaj Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńZnów napisałeś bardzo ciekawą historię. A najlepszy komentarz napisał Kolega Rzepka - nic dodać, nic ująć:)
Pozwól, że nieco zmienię temat.
A mianowicie jak się zapatrujesz na występ miernej artystki Ciccone zwanej Madonną (Ja takiego imienia w stosunku do niej nie używam, gdyż uważam to za profanację) akurat w rocznice Powstania Warszawskiego?
Władze miasta chcą na domiar złego występ tej "diwy" poprzedzić filmem o Powstaniu Warszawskim, co w ogóle jest wielkim qui pro quo, bo jak można powiązać sceny z hekatomby Powstańców z kręceniem tyłkiem i wypinaniem biustu?
Ciccone znana jest z licznych seksualnych skandali oraz z tego, że nieraz występowała nago. Nic jednak jej występy nie maja wspólnego z Tańcem Siedmiu Zasłon, bo do czegoś takiego ta zdzira się po prostu nie nadaje. Brak jej klasy.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodna Pelargonio
UsuńRzeczona Ciccone jest dowodem na to że nie tylko w polityce (Burak Obama) ale i w za przeproszeniem show businessie można wylansować każde mniej niż zero inwestując w to dostatecznie duże pieniądze io zrobi motłochowi wystarczająco intensywne pranie mózgów. A występ tej podstarzałej lampucery tak pasuje do obchodów rocznicowych jak menelskie przyśpiewki do liturgii pogrzebowej.
Ale muszę dopowiedzieć że do samego Powstania Warszawskiego mam dwojaki stosunek. Z jednej strony podziw dla heroizmu młodych powstańców i ludności Warszawy. A z drugiej nie znajduję słów potępienia dla tych którzy wiedząc już o tym co wydarzyło się w Wilnie podjęli decyzję o jego rozpoczęciu. Ich polityczny analfabetyzm kosztował starcie z powierzchni ziemi lewobrzeżnej Warszawy i około dwieście tysięcy śmiertelnych ofiar.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodna Pelargonio,
UsuńTa pani ma, niestety, tak na imię. Nie jest to pseudonim artystyczny, ale imię. Gdyby zajrzeć jej do paszportu, zobaczymy imię "Madonna", a dokładnie Madonna Luise Veronica Ciccone. Imię jest po matce (Madonna Louise) i miało zapewne być błogosławieństwem dla dziecka oraz światłem przewodnim drogi życiowej.
Podobnie wśród Latynosów popularne jest imię Jesús, i mimo, iż dla nas chrześcijan jest święte, może trafić, że osobnik je noszący będzie, delikatnie rzecz ujmując, zaprzeczeniem swego patrona.
Nie ma więc co obrażać się na fakty i trzeba ścierpieć, że pani Ciccone to Madonna.
pozdrawiam serdecznie
Stary Niedźwiedziu,
UsuńJa do sprawy Powstania Warszawskiego podchodzę inaczej niz Ty, gdyż członkowie mojej rodziny nalezeli do AK i niektórzy z nich zginęli w Powstaniu, inni przez obóz koncentracyjny trafili do USA, bo nie o taka Polskę walczyli, jaka mielismy po wojnie.
Do tego, aby Powstanie wybuchło właśnie 1 sierpnia sprowokowali Rosjanie, którzy obiecali wesprzec powstanców z włączeniem kościuszkowskiej dywizji. Niestety, nie dośc, ze nie kiwnęli palcem, kiedy na ich oczach powstańcy się wykrwawiali, to jeszcze nie pozwalali wkroczyć do Warszawy polskim wojskom.
Miałam to napisać wcześniej, ale przeszkodził mi wyjazd, tudzież zostawiłam to na później ze względu na większa aktualnośc tematy, gdyż jutro rocznica wybuchu Powstania.
Pozdrawiam serdecznie
Czcigodna Pelargonio
UsuńOd polityków wymagam aby na podstawie dostępnej im wiedzy podejmowali jako tako rozsądne decyzje.
Ludzie którzy zadecydowali o wybuchu powstania wiedzieli zarówno o Katyniu jak i o Powstaniu Wileńskim i jego epilogu. Więc nie mieli prawa postąpić jak afektowana siusiumajtka. W moich oczach nie tłumaczy ich nawet głupota. Bo w polityce głupota też jest zbrodnią. Dlatego też mam tak wielki szacunek do Czechów i Finów. Pierwsi wyszli z II Wojny Światowej niemal bez strat w ludziach i z potężnie rozbudowaną przez Niemców gospodarką. A drudzy też "spadli na cztery łapy". I mimo że do roku 1944 walczyli z Sowietami, ponieśli nieporównywalnie mniejsze straty terytorialne niż Polska.
Pozdrawiam serdecznie.
Stary Niedźwiedziu, dziwi mnie Twój stosunek do Powstania Warszawskiego, dlatego dalszą dyskusję na ten temat uważam za zbędną. W innej sytuacji byli Finowie, a w innej Polska, tak że nie ma co porównywać. Poza tym, gdybyśmy tak, jak Czesi poddali się Niemcom, Polski dotychczas nie byłoby na mapie świata.
UsuńPonieważ to, co napisałeś trochę mnie zbulwersowało, zajrzyj tutaj
Pozdrawiam serdecznie
Szanowny Niedźwiedziu.
OdpowiedzUsuńJak mawiają Indianie,"tańcujta dobrze dziewczyny,bo nie znacie dnia,ani godziny".
A tak na poważnie.Podoba mi się finał.Talent nie został zmarnowany,jak to często niestety bywa.
Pozdrawiam serdecznie.
Czcigodny Józefie
UsuńBalet nie jest moim ulubionym gatunkiem scenicznym bo niektóre męskie partie taneczne są obecnie wykonywane tak że w widzu nie będącym zboczeńcem budzą jedynie odruch wymiotny. Ale ten taniec był po prostu piękny a końcowy strój tancerki czyli kompletny brak takowego wynikał z logiki tej kreacji a nie chęci zrobienia na widzu wrażenia za wszelką cenę.
A to ze dziewczyna zrobiła karierę na miarę swoich możliwości a potem ułożyła sobie życie również odbieram z zadowoleniem. Wielka szkoda że takie pozytywne historie zbyt rzadko zdarza się w Polsce a ściślej rzecz biorąc w Tusklandii. Gdzie jak mawia mój znajomy gastrolog, jedynie o papierze toaletowym, czopkach i przyrządach do robienia lewatywy można niekiedy powiedzieć że nie są one do de.
Pozdrawiam serdecznie.
Witaj Niedźwiedziu.
UsuńMoim zdaniem takie historie zdarzają się w Polsce.Ale kto o tym napisze(oprócz Niedźwiedzia oczywiście). Przykładowo,gdyby taką dziewczynę zgwałcili, zaraz po występie,to "merdia miały by robotę przynajmniej na pół roku. A tak o czym napiszą? Że jest dobrze?
Pozdrawiam serdecznie.
Ech, Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńjakoś to niesmacznie brzmi. Odwiedziłeś lokal ze striptizem, gdzie pasłeś oczy ciałem dziewczyny, którą bieda zmusiła do - jak by nie patrzeć - zarabiania ciałem w obcym kraju. A potem jeszcze, jako konsumenci tej rozrywki, zaprosiliście dziewczynę do stolika. Nie wiadomo po co. Tak samo, jak nie wiadomo, czy miała ochotę do niego siadać - a może zgodziła się tylko dlatego, że szef jej kazał być miłym dla klientów?
Zastanawiam się, czy ja miałbym na jej miejscu ochotę siedzieć przy stoliku z facetami, którzy przed chwilą widzieli moją nagość -- choćby i prawili mi komplementy. Pasuje mi tu, niestety, słynny, feministyczny cytat z "Seksmisji" - "jak długo jeszcze kobieta będzie kelnerką na bankiecie życia, przy którym ucztuje samiec".
Piszesz, że cała sprawa skończyła się happy endem, ale czy ten fakt zmienia wymowę całości? Gdyby było tak sielsko, jak piszesz, to ta dziewczyna pewnie by opowiadała ochoczo, w Wiedniu i w Vegas o tym szczeblu swojej kariery. A idę o zakład, że tego nie robi.
Drogi Anonimowy
UsuńWypadałoby jednak zdobyć się na jakiś nick.
Twoje zarzuty są aż tak bezsensowne że dziwnie przypominają wynurzenia dwóch "bohaterów" słownika pos-tępacjko - polskiego. Czyli nawalonego marichujaną narkomańskiego śmiecia oraz nie mniej skretyniałego libertyńskiego ekskrementu piejącego peany na cześć skrobanek i próbującego wmówić ludziom że jest liberałem.
Po pierwsze, do restauracji znanej z dobrej kuchni poszliśmy zjeść kolację a owe występy nie miały żadnego wpływu na wybór lokalu. Gdyby naszym celem było oglądanie golizny, wybralibyśmy jakiś lokal z tańcem na rurze których wtedy w Gdańsku nie brakowało.
Po drugie, zaprosiliśmy tę panią do stolika aby pogratulować jej występu tak mającego się do klasycznej rozbieranki do kotleta jak dobrze wykonana aria operowa do pisku niejakiej Dody.
Po trzecie, skoro pani ta spotykała się potem z moimi gdańskimi znajomymi, w ich towarzystwie zwiedziła kilka zabytków Trójmiasta i okolic i do dzisiaj koresponduje z nimi, widocznie rozmowa przy stoliku i wspólna kolacja nie były z jej strony aż tak strasznym poświęceniem jak to próbujesz zasugerować.
Po czwarte, z tego co wspominali mi znajomi, jej przyszły mąż poznał ją gdy jeszcze w doskonałej rewii kończyła występ na scenie w stroju "służbowym". Skoro się pobrali, widocznie był to facet wystarczająco inteligentny aby dostrzec różnicę między tancerką prezentującą wartościowy układ taneczny a przy okazji i swoje zgrabne ciało a jakimś dyskotekowym kurwiszonem.
Kłaniam się.
Jestem anonimowy wyłącznie dlatego, że nie chce mi się na tej nowej platformie zakładać konta, a googlowe mam sprzężone z imieniem i nazwiskiem, więc używam go wyłącznie w sprawach ściśle prywatnych. "Stary Niedźwiedź" to też zdaje się nie jest imię i nazwisko.
UsuńZaręczam ci, że nie jestem postępackim bohaterem, nie palę marihuany, jestem przeciwnikiem skrobanek, a z przekonań - prawicowcem. Za Dodą również nie przepadam, chociaż opieram się wyłącznie na jej wypowiedziach cytowanych w internecie, ponieważ żadnej piosenki z nią nie znam. Mam zresztą 44 lata i słucham wyłącznie jazzu.
Do tej pory czytałem ten blog z prawdziwą przyjemnością, z własnej woli i nie po to, żeby odszczekiwać się w komentarzach. Tym bardziej więc zniesmaczył mnie przedmiotowy wpis.
Ale do rzeczy:
Po pierwsze, absolutnie nie napisałem, że wybraliście knajpę ze striptizem celowo. Poszliście zjeść, zgoda. Uważam tylko, że np. ja nie wybrałbym knajpy ze striptizem nawet gdyby tam serwowano nie wiadomo jakie jedzenie. Nie mógłbym w tych okolicznościach konsumować. Wolałbym Macdonalda.Czułbym się moralnie czystszy.
Po drugie, jakoś nie wyobrażam sobie chwalenia dziewczyny przy stoliku. Bo po wyciśnięciu esencji takich pochwał zapewne pozostałoby "Jak ładnie się pani rozbiera, jak prawdziwa artystka, a nie jak ta zgraja tanich kurwiszonów." No, rewelacja. Gratuluję.
A po trzecie, pobudek męża nie znamy. Może nie jest inteligentny, a tylko lubi pochwalić się żoną tańczącą w stroju służbowym w rewii? A do tego ma talent w zwodzeniu dziewczyn, i omotał?
Pozostaję z szacunkiem,
Szanowny Anonimowy
UsuńNa pewno nie oczekuję od Ciebie iż założysz sobie dodatkowe "googlowe" konto. Wystarczy po wpisaniu do ramki edycyjnej komentarza rozwinąć menu na prawo od słów "Komentarz jako". I wybrać "Nazwa/adres URL". Otworzy się wówczas okienko zawierające dwie linijki do wypełnienia. Do pierwszej wstawiasz jakiś nick, drugą z adresem możesz pominąć i nacisnąć przycisk "dalej". Wówczas Twój komentarz będzie się zaczynał od nicka i wyglądał tak jak na przykład te wstawiane przez Józefa, stałego komentatora i miłego gościa "Antysocjala".
A odnośnie przedmiotu naszej polemiki:
1. Moi znajomi wybrali ten lokal gdyż kilka razy jedli w nim obiad ale nie wiedzieli o tych występach. Podium dla orkiestry i fragment podłogi lokalu pozbawiony stolików sugerowały że wieczorem się tam tańczy co w lepszych restauracjach jest normalne. A unikanie zjedzenia dobrej kolacji tylko dlatego że przez kilka minut na parkiecie będzie tańczyć dziewczyna która się rozbierze (o czym wchodząc do lokalu nie wiedzieliśmy) jak dla mnie byłoby kompletnym absurdem.
Po drugie, nasze gratulacje nie dotyczyły anatomii tancerki lecz doskonałego tańca idealnie łączącego ruch z muzyką klasyczną a więc mogącą się przebić do przeciętnego odbiorcy. Gdy koleżanka spytała ją co sądzi o wykorzystaniu w pracy zawodowej muzyki Rimskiego - Korsakowa, na przykład "Szecherezady", dziewczyna spojrzała na nas z zainteresowaniem i przy kolacji wywiązała się bardzo ciekawa rozmowa o muzyce i tańcu jako takich.
A po trzecie, o ile dobrze pamiętam, Pani ta ślub wzięła już po zakończeniu swoich występów rewiowych. I w przysyłanych kartkach męża chwali nie tylko za konto bankowe. Bo wbrew temu co wypisują w sieci różne libertyńskie ćwoki, pod względem zdrowego rozsądku czy elementarnej przyzwoitości w dawnym stylu wyzwolone eurochamidła wiele mogłyby się nauczyć od mieszkańców Teksasu.
Pozdrawiam.
A idę o zakład, że tego nie robi.....
OdpowiedzUsuńNapisałeś się że hej.Można od biedy także taki scenariusz dla malkontentów przyjąć..
Ale żeś "anonimowy",to kto się z tobą założy?
Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńMoje wspomnienia związane ze striptizem są dosyć ponure. Przebywając na robotach w Niemczech wybrałem się z kolegą w wolnym czasie do miasta. Postanowił odwiedzić Peep-Show. Seans kosztował 5 ówczesnych marek, więc ja nie reflektowałem. Namówił mnie sugurejąc, że schylę się w kabinie i skorzystamy razem z ekscytującego widowiska. Erotyczna tancerka zmieniła się jednak szybko w atletycznego potwora, szarżującego na nas przez szybę.
- Ein Mann, eine Kabine. Raus!
Uciekliśmy jak niepyszni i od tej pory nie próbowałem korzystać z takich widowisk.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
OdpowiedzUsuńMoje doświadczenia z tego typu widowiskami są bardzo nieliczne. W sumie dwa razy w życiu oglądałem występ który poza nagością oferował również jakis układ taneczny łączący wszystko razem w sensowną całość. Ale ten opisany to po prostu była sztuka a jego wykonawczyni budziła sympatię i zaimponowała nam swoim profesjonalizmem. I dlatego o nim wspomniałem.
Pozdrawiam serdecznie.
Stary Niedźwiedziu Czcigodny!
OdpowiedzUsuńCieszy mnie zdanie na temat roznegliżowanych panienek. Sama mam podobne, ale mnie można zarzucić zazdrość. Dodam jeszcze coś o nieapetycznych panach z mięśniem piwnym i siwymi włosami na klacie wchodzącymi do cukierni. Ja rozumiem plaża, ale kawiarnia.
A występu Salome to wam zazdroszczę. Aby nie było że ja coś homo, ale na zgrabny taniec ładnej osoby przyjemnie patrzeć. Naturalnie ładnej a nie botoksie i silikonie.
Czcigodna Erinti
UsuńNagość pojawia się zarówno w sztuce (nie mam wątpliwości że ten taniec można do niej zaliczyć) jak i w tandetnej erotyce. Ze swoich odczuć nie musisz się tłumaczyć bowiem żona kolegi też odebrała ten występ bardzo pozytywnie bo nie było w nim ani źdźbła wulgarności. I powiedziała o nim że tak ma się do tańca na rurze jak widok sarny czy łani na leśnej polanie do kawałka dziczyzny w sklepie.
Pozdrawiam serdecznie.
:) aleście panowie pojechali
OdpowiedzUsuń21 yr old Account Coordinator Walther Foote, hailing from Chatsworth enjoys watching movies like ...tick... tick... tick... and Magic. Took a trip to Laurisilva of Madeira and drives a Ferrari 250 LM. uwielbiam to
OdpowiedzUsuń