niedziela, 26 maja 2013

Pojawia sie Sepia.

Swego czasu poświęciłem kilka wpisów kotce Lukrecji. Obok Klaruni (przez ponad dwadzieścia lat będącej członkiem mojej rodziny) niewątpliwie najniezwyklejszej przedstawicielce gatunku Felis Domesticus która przez wiele lat zaszczycała mnie swoją przyjaźnią. Co się tyczy psów, największy sentyment mam do również już nie żyjącej Sepii, suczki rodziców moich serdecznych przyjaciół Krzysztofa i Piotra R.
Sepia była brązową (niektórzy kynolodzy upierają się że należy używać określenia ruda) jamniczką krótkowłosą a jej największą pasję stanowiło jedzenie, co u tej rasy nie jest specjalnie rzadkie. Tyle tylko że w odróżnieniu od wielu psów za dewizę nie wzięła sobie złotej myśli pana Zagłoby „chętnie zjem co dobrego byle dużo”. Sepcia była jednym z kilku największych smakoszy jakich w życiu spotkałem, wliczając do tego grona wszystkich bez wyjątku dwunożnych miłośników dobrego jedzenie.
Jej żywot przypadł na czasy Gierka i Jaruzela kiedy to dysponując odpowiednią dozą energii, zapobiegliwości, czasu na stanie w kolejce  a niekiedy po prostu szczęścia udawało się zdobyć surowce niezbędne w tradycyjnej kuchni polskiej. Natomiast dziś powszechnie dostępne w handlu egzotyczne ingrediencje były znane głównie z literatury, co najwyżej raz na kilka lat pojawiały się w domu gdy ktoś przywiózł je z za granicy lub przez taka osobę został czymś takim obdarowany.
Nigdy nie zapomnę sceny jaka miała miejsce w domu państwa R chyba w czasach średniego Gierka. Ojciec Krzysia i Piotra dostał od kogoś w prezencie sporą konserwę zawierającą małże w sosie i takowa została otworzona i podana do stołu podczas kolacji. Po otwarciu puszki Sepia zaczęła z głośnym piskiem biegać na dwóch łapkach dookoła stołu. Demonstrując tym nie zawsze pojętnym ludziom jak bardzo pragnie przyłączyć się do konsumpcji. Gdy podano jej pod pyszczek pierwszego małża, został on połknięty nieomal wraz z dłonią.
Pani R oraz Piotr odnieśli się do tej egzotyki bez entuzjazmu, ten ostatni wręcz stwierdził że sam jej wygląd zniechęca go do degustacji. Tak więc małże zostały spożyte ze smakiem przez pana R, Krzysia, Sepię i moją skromna osobę. Przy czym ewidentnie największy entuzjazm przejawiał przedostatni z wymienionych degustatorów.
Dwa razy byłem świadkiem wykazania przez Sepusię zainteresowania trunkami. Za pierwszym razem był to przywieziony z Budapesztu trój lub może nawet czteroputonowy tokaj (w PRL senne marzenie). A za drugim sam padłem ofiarą gustu Sepii.
Było tp podczas imprezy sylwestrowej. Siedząc na niskim pufie i rozmawiając z koleżanką, nieco się zagapiłem i nisko opuściłem rękę w której trzymałem kieliszek z szampanem (a nie jakąś radziecką sztucznie gazowaną oranżadą jedynie  udającą takowy). W pewnej chwili usłyszałem głośny śmiech zebranego towarzystwa. Spojrzałem i zobaczyłem ze Sepcia właśnie kończy wylizywać trunek z mojego kieliszka.
Krzysztof ożenił się z obywatelką Tajwanu i od prawie trzydziestu lat Kai-yu mieszka w Polsce. Gdy kiedyś rozmowa zeszła na Sepię i przypomnieliśmy jej zachowania godne nie psa lecz smakosza z naprawdę wysokiej półki, Kai-yu tylko spojrzała na nas z politowaniem. Zapewne jedynie przez wrodzoną delikatność nie wyważała otwartych drzwi i nie tłumaczyła ciemnym Europejczykom że to chyba powinno być oczywiste dla każdego człowieka któremu o uszy obiło się słowo reinkarnacja. Po prostu w ciele Sepii znajdowała się  dusza jakiegoś sybaryty który w poprzednim wcieleniu czymś podpadł i musiał przez kolejną rundę pokutować na tym łez padole jako pies.
Ach ci chrześcijanie! Niekiedy są naiwni jak dzieci i nie rozumieją najprostszych spraw.

Stary Niedźwiedź

40 komentarzy:

  1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Dziękuję za jak zwykle interesującą anegdotę z życia naszych czworonożnych przyjaciół. Gdyby ta wyjątkowa jamniczka żyła w dzisiejszych czasach, mogłaby się rozczarować. W sklepach mamy kolorową obfitość artykułów spożywczych - ale nad ich jakością można tylko zapłakać. Producenci aby przetrwać konkurencję cenową równają jakość w dół. Za komuny mieliśmy dowcip o zawartości cukru w cukrze, dziś istotnym i rzeczywistym wskaźnikiem jest zawartość mięsa w mięsie.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Podejrzewam że dzisiaj Sepia przechodząc obok sklepu z wędlinami zachowałaby kamienny spokój co byłoby miażdżącą krytyką jakości sprzedawanych tam wyrobów. I nie sposób nie zgodzić się z Twoją opinią o sprzedawanych dziś wyrobach mięsopodobnych. Jak słusznie zauważyłeś, historia zatoczyła krąg i w miejsce "wyrobów czekoladopodobnych" z epoki stanu wojennego mamy "erzacne" wędliny.
      W tej sytuacji nie dziwię się mojej znajomej która swoim dzieciom podaje wyłącznie upieczone przez siebie mięso jako dodatek do pieczywa. Bo jak mówi, w ten sposób minimalizuje prawdopodobieństwo nafaszerowania latorośli jakimiś E-ileśtam.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Mamy 500 tysięcy !!! ;)

    Podpisów !!!

    W sprawie referendum ,,Ratuj Maluchy,,

    Baaardzo dziękujemy za wszelką pomoc ,również wsparcie duchowe

    Antysocjalowi chciałem pogratulować jubileuszu ,
    przepraszam że nie zrobiłem tego wcześniej ale atmosfera przed 1 czerwca była gorąca

    Ukłony
    Teddybe

    Ps 1
    Teraz przed nami referendum ,dlatego prosimy o dalszą pomoc

    Ps 2
    Wielce Czcigodnemu Staremu Niedźwiedziowi składamy specjalne podziękowania,
    również za fantastyczne opowieści o zwierzakach

    Ps 3

    Proszę o wybaczenie, ale od wpisów na blogach i pisania maili wysiadł mi klawisz z kropką ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czcigodny Teddybe
    Gratuluję przekroczenia bariery ale ja bym tej akcji nie przerywał. POpaprani szulerzy będą stawać na głowie aby do tak spektakularnej klęski szajki KonDonka jaką byłby wynik referendum za wszelką cenę nie dopuścić. Mogą kwestionować część podpisów. Tak więc nie mówię hop dopóki referendum się nie odbędzie.
    Miałeś na głowie ważniejsze sprawy więc nikt przy zdrowych zmysłach nie może mieć do Ciebie pretensji za odłożenie na bok spraw towarzysko - protokolarnych.
    Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szanowny stary Niedźwiedziu.
    O psach to ja mogę długo,albo i więcej....Gorzej z pisaniem.
    Jamniki to sympatyczne psiaki.Z charakterkiem.
    Mój przyjaciel uszczęśliwił mnie taki łobuzem przy okazji wyjazdu na wczasy.Jamniczek Kubuś,ok1 rok.Miałem się nim zaopiekować na ok.2 tygodnie.Przyjaciel mieszka w bloku i chyba nie wiedział o "hobby" Kubusia,czyli krety i wszystko co się pod ziemią rusza.Po tygodniu powierzchnia Marsa to mały pikuś w porównaniu do mojego ogrodu.Psisko mogło tak pracować 24 godz.na dobę.Tylko ogon mu z dziury wystawał.
    Największy ubaw mieliśmy,gdy kolega po przyjedzie chciał go zapakować do samochodu..Co się musiał nakombinować....
    Na razie to mi jednak wystarczy,jak przy okazji odwiedzin z nim się pobawię.A najlepsze gdy wychodzę.Kubuś przy drzwiach i autentyczna rozpacz.Prawie płacze,że go nie zabieram.Tak mu się te polowania spodobały.Koledze źle nie życzę,ale czekam,kiedy mi powie,ze mu tapczan zrujnował w poszukiwaniu kreta.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Ps.
    Szanowny Teddybe.Tym problemem zajmują się od kilku lat Państwo Elbanowscy. Macie ze sobą kontakt?
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Józefie
      Tym stwierdzeniem podpadnę miłośnikom psów. Ale z tego gatunku najbardziej lubie właśnie jamniki za ich niezależność, charakterek i inteligencję czyli moim zdaniem cechy typowo kocie.
      Poza wykopkami każdy prawdziwy jamnik sypia w łóżku pod kołdrą. Jeśli właściciel twierdzi że jest inaczej to albo buja bo sie wstydzi albo też trafił na psa nie będącego rasowym jamnikiem. Bo te prawdziwe mają to w genach.
      A spośród jamników zdecydowanie najbardziej lubię te krótkowłose. Aż przyjemnie je pogłaskać.
      Dziękuję za wzmiankę o Kubusiu i zapraszam na kolejne odcinki.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Witaj Niedźwiedziu.
      Potwierdzam.Kubuś(rasowy to on specjalnie chyba nie był) spal pod kocykiem.Zawijał się nim jak naleśnik,tylko mu czubek nosa wystawał.Prawie tydzień musiałem mu tłumaczyć,że łózko to nie dla niego.Po tygodniu chyba zrozumiał,ale w między czasie ja zdążyłem się przyzwyczaić.Jak wrócił do swojego pana,to prawie przez tydzień odruchowo sprawdzałem,czy się w wyrku nie pałęta.Żona doszła do wniosku,że Kubuś to niezły wynalazek na aktywność......
      Co do niezależności.Robił co chciał.A po oczkach było widać,że się przy okazji nieźle bawi.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Czcigodny Józefie
      Zabawną przygodę z jamnikiem miał mój kolega ze dwadzieścia lat temu.
      Rodzice jego dziewczyny wyjechali na narty więc była "wolna chata". Ale wieczorem gdy próbował wejść do jej łózka, rozległo się straszne warczenie. Bo jamnik który od zawsze sypiał z panią, nie miał zamiaru tolerować jakiegoś intruza. Skończyło się na tym że pies spał solo rozwalony w poprzek jej łóżka a młodzi musieli rozłożyć narożnik, na co dzień używany jedynie do siedzenia przez gości.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Szanowny Józefie

    W kupie siła ;)
    Elbanowscy są liderami i ich w niebie zasługa (cześć im i Chwała po wsze czasy )
    ale nikt sam nie poradziłby sobie z zebraniem takiej ilości podpisów,
    dlatego każdy może propagować akcję gdzie się da i jak się da

    http://www.rzecznikrodzicow.pl/gdzie-mozna-zlozyc-podpis-pod-referendum-edukacyjnym

    http://www.rzecznikrodzicow.pl/kto-za-tym-stoi#overlay-context=user

    tutaj muszę dopisać moją niespełna 80 letnią ciotkę ,która zebrała łącznie ok 100 podpisów ;)


    Ukłony
    Teddybe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Teddybe
      Gratuluję. I cieszę się że nadal zbieracie podpisy. Bo szulerzy staną na głowie aby doszukać się jakichś uchybień formalnych. Bo Chyży Rój niczego tak się nie boi jak tego że większość Polaków zrozumie jednak czym on jest. A tkwienie w gnojówce po szyję nie jest lepszym rozwiązaniem niż rząd PiS.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń

  6. Czcigodny Stary Niedźwiedziu

    przepraszam ,ale nie mogłem się opanować ;

    http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=YJkBxZWHVIo#!

    Ukłony
    Teddybe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Teddybe
      Naprawdę nie masz za co przepraszać. Gdyby w Polsce pod presja społeczną zakazano obscenicznych przemarszów pederastów a sprzedawców narkotyków nagradzano konopiami raz a dobrze (tak jak to się robi w Singapurze), mógłbyś to komentować 25 godzin na dobę. A ja bym słowa nie pisnął.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Witaj Teddybe.
      Razem możemy dużo.Serce się raduje,ze są jeszcze tacy ludzie.Znaczy się,normalni ludzie.
      Oczywiście popieram.Zbieramy podpisy gdzie się da i jak się da.
      Ps.
      Do Państwa Elbanowskich mam duży szacunek.Radzą sobie z tyloma swoimi dziećmi i mają jeszcze siły i czas,żeby zająć się innymi
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Szanowny Stary Niedźwiedziu,

    Mam wrażenie, ze sympatyczna jamniczka - smakoszka w obecnych czasach umarłaby z głodu (celowo nie piszę: zdechła, gdyż to brzmi ordynarnie, a ja pieski uwielbiam). Jak juz stwierdził Dibelius, mamy obecnie erzac-mięso. W czasach PRL-u dla pospólstwa tego mięsa nie było, ale to, co jedli uprzywilejowani ( miałam kiedyś okazję zobaczyć - tylko! - bufet w komitecie), to było naprawdę bardzo dobrej jakości. Tudzież w pewexie, gdzie kupowało się za dewizy, lub tzw. sklepie komercyjnym, na który nie stać było biedniejszej klasy. Szynka smakowała jak szynka, a nie jak zmoczony papier toaletowy.
    Jednak wcale nie wspominam tych czasów z sentymentem - kolejek w sklepach i octu na półkach.
    Oraz draki w sklepie mięsnym, kiedy to jedna baba drugą babę biła odważnikiem po głowie za kawałek mięsa.

    Sepcia musiała należeć do klasy, w ten czy inny sposób, uprzywilejowanej.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Pelargonio
      Masz rację pisząc o dzisiejszych "wyrobach wędlinopodobnych" które zastąpiły komunistyczne "wyroby czekoladopodobne", Tak jak w miejsce PRL mamy Tusklandię. Czyli mniejszy syf ale nadal to nie jest Polska o jakiej marzyliśmy.
      Ale nawet w dzisiejszych czasach można jadać zdrowe i smaczne wędliny i to nie te paskudnie drogie ze sklepów typu "Krakowski Kredens". Córka mojej koleżanki będąc pracującą mamą nie ma nadmiaru wolnego czasu. Ale w piątek wieczorem naciera karkówkę lub boczek odpowiednią pastą i wkłada do lodówki. A w sobotę rano piecze. Lub po przyjściu z pracy ze zmielonego przez syna mięsa i przygotowanych jajek na twardo robi klops. Po podzieleniu dużej porcji na mniejsze kawałki i zamrożeniu części z nich rodzina przez cały tydzień nie musi zjadać jakichś E-ileś tam. Jej mąż nauczył się kupować mieso i wraz z synem chętnie pomaga w kuchni więc ta pani nie pada w domu na twarz.
      A pani R prowadzi po dziś dzień w domu kuchnię na takim poziomie że klękajcie narody. Więc Sepcia i dzisiaj miałaby się po czym odchudzać.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. A ja mam zdecydowanie mniej rasowy i "szlachetny" gust. A w gronie znajomych znajdzie się ktoś kto ma fajne zwierzątko. Na przykład taka Gryzelda. Jest to owczarka niemieckawa nieczysta rasowo. Cała czarna tylko skarpetki ma blond. Bardzo nieposłuszna i indywidualistyczna czyli jak mawiał Stanisław Tym, pies czyli kot. Gryzelda często jest przeze mnie rozpieszczana okrawkami wędlin dostępnymi za jedyne 5,99 w jednym z osiedlowych minimarketów. Z tym, że ona jest wybredna, co ma tę zaletę, że bezbłędnie odróżnia wędliny prawdziwe od tych picownych przez co i my wiemy, które wędliny są warte uwagi, a które należy omijać szerokim łukiem. Ponoć umie odróżniać prawdziwe wędliny od dymu wędzarniczego w sprayu.
    Po ostatniej Wielkanocy dane jej było wyczyścić resztki kawioru z blinów który jadła z pietyzmem, przez co została awansowana na Frau Kaiserin Griselda von Liebedorf.
    Jednak Stary Niedźwiedź się skrzywi bo ona do końca arystokratką nie jest. Ano lubi też zupy, tyle tylko że w wersji niesolonej bo sól psom szkodzi. A najbardziej gęsty kapuśniak.
    Jednak największą radością jest dla niej ( ku trwodze jej pana ) dobrać się do czekolady. Z tym, że zna się ona na rzeczy i preferuje tylko gorzką. Oczywiście z czekoladą dla psa trzeba uważać, bo pieski są dużo wrażliwsze na teobrominę niż ludzie. Co do wyrobów czekoladopodobnych z dawnych lat, to aczkolwiek przeważały tam produkty paskudne, to jednak były wyjątki potwierdzające regułę. Na przykład ówczesny Wawelowski baton czekoladopodobny o smaku dyniowym był naprawdę niezły. Dlatego nie nadaję się do chóru piewców ŻADNEJ "jedynie słusznej ideologii", dlatego też nie jestem ani konserwatystą ani Randystą. Komunistą też nie.
    Jeśli chodzi o bezpieczne zamienniki picownych wędlin, to ja i Moja Najdroższa preferujemy gotowany ozór wołowy w "politurze" chrzanowej i samodzielnie robione hamburgery ze ścinków od pręgi. Aczkolwiek mamy swojego sprawdzonego dostawcę wołowiny, mięso z marketu omijamy szerokim łukiem a Gryzelda nasze obawy swego czasu potwierdziła. To samo się tyczy promocyjnych kurczaków z supermarketu za jedyne 3,99 kg. Tu Gryzelda uciekała do swojej michy z "koralikami" więc strach się bać czym te kurczaki były faszerowane. A co do mnie mięso umiem sam kupować a trochę "wieśniackiej" praktyki w tej materii wyszło mi na dobre.
    Parę kotów z mojego otoczenia też byłoby godne uwagi. Nieżyjący już i rudy jak płomień Desmond O'Miau, prawdziwie irlandzki charakter, wielokrotnie dający do zrozumienia co sądzi o wędlinach z Drugiej Irlandii, oraz żyjący od 3 lat kot żony przyjaciela Obama, czarny kocur i czarny charakter, któremu jednak wszystko uchodzi na sucho ( bo taki śliczny ) łącznie z totalną eksterminacją złotych rybek z oczka wodnego swojej pani. Do dziś nie wiadomo jak tego dokonał. No i kocur Werfel z dawnych lat, wielki jak żbik i choć trochę kaleki po młodzieńczej utarczce z psem to jednak wybitny łowca zięb i węży, które triumfalnie przynosił do domu.

    To na razie tyle


    Kurna Maciek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Maćku
      Do tego że zawsze wiesz lepiej ode mnie co lubię a czego nie, zdążyłem się już przyzwyczaić więc komentować tego nie będę. Pozwolę sobie jedynie przypomnieć ś.p. hrabiego H który często przyprowadzał ze sobą na wydział sympatyczną suczkę kundelka. A gdy pewien towarzysz który kupił sobie sygnet w Desie i psa z rodowodem na kilkanaście pokoleń spytał ze złośliwym uśmiechem o rasę psinki, usłyszał że jej właściciel ma własne drzewo genealogiczne i psim się podpierać nie musi. Więc kompleksów na tym tle szukaj raczej wśród cymbałów wstydzących się swoich dziadków a niekiedy i rodziców. Choć to właśnie ci ostatni powinni czuć się zażenowani głupotą tych "awansowiczów", zmieniających na przykład końcówkę nazwiska z -ek na -ski.
      Cieszę się że przyjaźnisz się z sympatyczna i mądrą suczka oraz ciekawymi kotami. Znajomość taka jest cenna bowiem po ewentualnych rozmowach z randystami możesz zamienić kilka słów z kimś inteligentnym i odreagować "leberalne" brednie. Ważne są też te ekspertyzy odnośnie wyrobów spożywczych jadalnych i "eurowyrobów" które należy obchodzić wielkim łukiem. Bowiem do tej pory nie udało się stworzyć analizatora gazów który mógłby pod względem czułości konkurować z psim nosem.
      Dziekuje za wizyte i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. Jeśli chodzi o koty to z całej tej ferajny żyje już tylko Obama, który grzecznym kotkiem bynajmniej nie jest ale i tak jest sympatyczny w porównaniu z wcześniejszym kotem tej pani czyli Zgryzotkiem, zwanym tak dlatego że podczas przyjęć gryzł i drapał wszystkich gości i musiał być na ten czas zamykany w komórce nie bez licznych zadrapań swojej pani. Ale pani Romana jest kociarą od lat i żadnego kotka wyrzucić nie potrafi. Werfel mieszkał na wsi gdy i ja tam mieszkałem. Chyba był z niego Poznaniak po najbardziej lubił gzik czyli pastę twarogową na słodko. Oczywiście dawno nie żyje ale i tak dożył sędziwego wieku 16 lat. Werfel to rosyjska wersja imienia Belfegor. Zasługiwał na te imię bo po nocy jego miauczenio-warczenie było jak odgłosy mąk piekielnych. Ale nie dało się go nie lubić. Wcześniej był Rademenes, który z pewnością był magicznym kotem. Oczywiście czarnym. Lubił przebiegać drogę milicjantom. Wprawdzie nigdy nie słyszałem go miauczącego ale umiał tak przejmująco patrzeć, że pomimo obowiązujących wówczas kartek na mięso, zawsze jakiś ścinek dostał. Nie było innej opcji. I każdego dał radę złamać swoim spojrzeniem. Teraz nie mamy czasu na własne zwierzątka bo tyramy, jak to w Tusklandii. A dziś jeszcze jakiś żółtodziobny wróbelek wleciał nam do mieszkania i latał jak oszalały rozbijając sobie łebek o szybę zanim trafił wreszcie w otwarte okno. Gdybyśmy mieli kota, to dla wróbelka skończyłoby się tragicznie. A nawet libertarianinowi byłoby żal tego prawie dziecka któremu nie byłoby nawet dane zrozumieć swego błędu.

    A za snoba Ciebie wziąłem jak rozpisywałeś się o zamiłowaniu Sepii do prawdziwego szampana.
    My nie poimy zwierząt alkoholem, wyjątkiem byłby Desmond O'Miau ale to się nie liczy, gdyż dobrał się do cydru samowolnie jak to kot i właśnie wtedy ( a cydr był oryginalny z Irlandii ) ostatecznie z banalnego Rudzika został przemianowany na Desmonda O'Miau. Jego wcześniejsze "irlandzkie" zasługi to straszliwe miauczenie jak był papież w TV ( widać katolik ), rozrabianie za czterech jakby go IRA szkoliła oraz zamiłowanie do pieczonych ziemniaków w sosie ze "współpieczonego" kurczaka a to dość rzadkie u kotów. Ze już nie wspomnę o Garfieldowskiej rudości. Desmond nie żyje jednak już od dwóch lat.

    A z żyjących psów została ino Gryzelda. Co do jej cesarskiego tytułu, był on trochę na wyrost, kawior nie był prawdziwy ino był Lisnerowską ikrą z capelina. Ale widać zawierał dostatecznie mało E-wszelakiego skoro Gryzelda się nim zainteresowała. Jest już starym pieskiem, choć wciąż lubi się bawić a dziś dostała ścinki z salcesonów i rolad wszelakich których potrzebuje ( chodzi o kolagen ) bo kości i stawy już niemłode. Co do zup to dla niej najlepsze są takie, które zawierają chrząstki które odeszły od intensywnie gotowanych szpikowych wołowych gnatów. Surowego gnata też lubi ale strach jej dawać bo zęby już nie te. A z surowych mięs teraz najbardziej jej leży wołowa głowizna a najlepiej całe mięśnie policzkowe. Wcześniej nie gardziła ligawą czyli fałszywą polędwicą. Do ekspertyz już jej prawie nie używamy bo mamy już "przebadane" wszystkie sklepy z okolicy. Jednak trzeba przyznać że "metoda okrawkowa" okazała się skuteczna i tania.

    Jeśli chodzi o zmienianie chłopskich nazwisk, to nie byłbym tak surowy jak Ty. wiele tych nazwisk było śmiesznych i obelżywych, bo Jaśnie Państwo ze dworu miało onegdaj takie kaprycho.
    Oczywiście zamiana Jaroś na Jaroszyński to przegięcie, ale Piździoch na Krasuski moim zdaniem jest w pełni uzasadniona i nie ma do tych ludzi żalu nawet wykorzystania PRL-owskiej koniunktury kiedy o zmianę nazwiska było najłatwiej. A o Randystów nie musisz się martwić. Nasza kanapa libertarian left od dawna nie ma z nimi do czynienia.


    To i tyle


    Kurna Maciek

    OdpowiedzUsuń
  10. Drogi Maćku
    Oczywiście zmiana nazwiska obscenicznego lub ośmieszającego jego posiadacza jest zasadna. Ale w przypadku gdy Kamyczek staje sie Kamyczyńskim czy Ruczaj Ruczajskim (a nawet Ruczayskim) to dla mnie taka "nobilitacja" jest żałosna. A w wydaniu komucha (co się stało z jego "świadomością klasową" i innymi tego typu bredniami w które rzekomo wierzy? ) świadczy o kompletnym zakłamaniu.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  11. Szanowny Stary Niedźwiedziu,
    Ja natomiast w swojej menażerii posiadam ohydnego włochatego pająka w kącie magazynu - nazwałem go p.fekalia. Mam też w ogrodzie wielką ropuchę, która jest tam od kilku ładnych lat - nazwałem ją Kira. A w oczku wodnym, pod postacią wodnego pluskwiaka pływa Antydogmatyk.
    Pozdrawiam serdecznie, TF.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zastanawia mnie, skąd u konserwatystów taka zaciekłość w tępieniu procederu zmiany nazwisk?
    Czyżby do dziś ( pomimo wypierania się jak żaba błota ) nazwisko miało pełnić rolę porządkującą i przypisującą przynależność do określonego stanu?

    Oczywiście może śmieszyć przemianowanie Ruczaja na Ruczayskiego ale uważam, że taki proceder powinien być w pełni legalny i ogólnodostępny.

    Komuchy, przynajmniej ci nasi nie bardzo wierzyli w ideologię. Chcieli się po prostu ustawić i to tyle na ten temat. A szał zmieniania nazwisk w latach 40 i 50-tych ubiegłego tysiąclecia był popularny dlatego, że przed wojną o zmianę nazwiska było dużo dużo trudniej. Bo pomimo formalnego zniesienia stanu szlacheckiego przez Piłsudskiego społeczeństwo nasze wciąż było społeczeństwem stanowym a dziś pomimo szalejącego lewactwa co poniektórzy usilnie próbują to przywrócić.

    Dlatego nie dziw się tym, co głosują na "zajefajnego" Donka czy innego Palikota.
    Wybór między Aids a syfilisem zawsze był wyborem dramatycznym. Twoja septalogowa partia to na razie ino sen Starego Niedźwiedzia. Z realnych opcji mamy albo PO ze wszystkimi tego konsekwencjami albo PIS co nic nie widzi poza pancerną brzozą albo Marka Jurka który komentarza tak samo jak JKM nie wymaga.


    Kurna Maciek

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Tie Fighter
    Czcigodny Tie Fighterze
    Na temat pluskwiaka nie będę się wypowiadać bo o owadach wiem niewiele. Ale muszę wystąpić w obronie pająka i ropuchy.
    Wedle danych literaturowych ropucha zjada owady i ślimaki "bezmuszlowe" a więc tępi szkodniki ogrodów i pól. Zjada nawet stonkę którą przeważnie gardzą inne zwierzęta owadożerne. Można zatem przyjąć hipotezę że przez swoje nie tak długie życie zrobiła sporo dobrego dla Twojego ogródka i na nazwanie nickiem pierwszej idiotki polskiego internatu nie zasługuje.
    .A pająk w magazynie, skoro nie padł z głodu to zapewne też raz na jakiś czas konsumuje muchę. I na pewno nie odsiadywał wyroku w sprawie narkotykowej ani nie wysłał żadnej dziwki na skrobankę. Więc można go nazywać choćby "brzydal" czy podobnie w tym stylu ale z gównem porównywać moim zdaniem nie należy.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @ Maciek
      Kochany Macku
      Ja z tego procederu zmiany nazwisk jedynie się śmieję i ani słowem nigdzie nie wspomniałem że chciałbym to ograniczyć lub zlikwidować metodami administracyjnymi. A Ty znowu wyjeżdżasz ze swoją paranoją na tle feudalnym.
      Polecam więcej kontaktu z czworonogami. Skoro hipoterapia daje dobre efekty w leczeniu dzieci opóźnionych w rozwoju to może kontakt z psami i kotami pozwala zatrzymać a nawet cofnąć zmiany chorobowe mózgu na tle libertariańskim?
      Kłaniam się.

      Usuń
    2. Szanowny Stary Niedźwiedziu,
      Rzeczywiście może nieco skrzywdziłem pająka i ropuchę, gdyż pomimo odrażającego wyglądu i niewielkich zasobników mózgowych, są one jednak pożyteczne, czego o dwójce wspomnianych degeneratów powiedzieć nie można. Zatem czuję się w obowiązku zmienić imiona pająka i muchy, ale pluskwiak pozostanie bez zmian.
      Serdecznie pozdrawiam TF.

      Usuń
    3. Errata, powinno być pająka i ropuchy.

      Usuń
    4. Czcigodny Tie Fighterze
      Oczywiście masz rację pisząc że pajak a nawet ropucha bardzo ustepuje pod wzglede3m inteligencji przeciętnemu przedstawicielowi gatunku Homo Sapiens. Ale przedstawiciele podgatunku nazywanego żargonowo "wolnościowcami" uwsteczniają się pod wpływem narkotyków tak dalece ze ropuchy mogłaby z nimi konkurować jak równy z równym.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  14. A co do ropuch to czy ich to wina, że z racji nie posiadania gabarytów i krzepy Conana Barbarzyńcy bronią się jak umieją w inny sposób? A że ropuchy są bardzo pożyteczne potwierdzam i ja. Jeśli zdarzy jej się zjeść truskawkę to tylko w tym przypadku, gdy wewnątrz ulokował się bezskorupowy ślimol którego inną metodą wyciągnąć ropucha nie może jak tylko zjeść truskawkę razem z "wkładką". Najpożyteczniejsza jest ropucha szara, która żyje jednak sporo dłużej niż psy i koty bo potrafi dożyć 40-tki. Ropucha zielona nie umie jeść rzeczonych ślimoli ale też w leśnym ekosystemie robi wiele dobrego a spotkać ją można tylko w tych ogródkach które są blisko lasu. Ropuch paskówek z kolei bardzo nie lubią wędkarze. Oprócz drobnych stawonogów i ślimaków zjada rosówki z którymi stacza widowiskowe walki. Tę ropuchę można poznać z daleka po tym, że bardziej biega niż skacze. A z bliska po pasie na grzbiecie. Brzydzisz się pająków TF? Oj inny prawak W. Cejrowski by tego nie pochwalił. Osobiście wraz z Indianami z Ameryki Południowej zajadał olbrzymie ptaszniki!


    Kurna Maciek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stary Niedźwiedziu. Ty z kolei masz już chyba obsesję na punkcie liberałów wszelakich. Już zaczynasz nawet kąsać poczciwych Wigów z dawnych stuleci, poczciwych paleoliberałów, których wolnościowe postulaty były dość skromne, zważywszy na otaczającą ich zewsząd feudalną rzeczywistość. Tym bardziej dziwi mnie że lubisz koty i jamniki. Przecież wszelakich zamordystów te niezależne zwierzaki powinny wkurzać do białości. Ślepe posłuszeństwo i maszerowanie w karnym szeregu jest całkowicie obce ich naturze.

      A co do ropuch, to co od nich chcecie? Z wyglądu przerośnięta i bardzo sympatyczna żabcia ( tylko z wyglądu, bo wedle systematyki to są wprawdzie płazy bezogonowe ale absolutnie nie żaby ) Czyżby dlatego, że to bardzo libertariańskie stworzenie? Nie jest wielka jak Conan, nie stoi za nią nikt możny, ale to właśnie ropucha potrafi wytłumaczyć najdobitniej czym jest Zasada Samoposiadania. I co to znaczy, że ropucha sobie NIE ŻYCZY aby ktoś ją dotykał czy łapał. Jej metody są mało rycerskie, ale tak skuteczne, że bać się może jedynie zaskrońca, bo tylko ten oto wąż ma w sobie odtrutkę na ropuchowe toksyny.
      Ale dopóki się jej nie próbuje łapać stworzonko jest sympatyczne i nie wadzi nikomu. Na pewno samo z siebie człowieka nie atakuje. Skąd więc taka reputacja?


      Pozdro


      Kurna Maciek

      Usuń
    2. Swoją drogę Robert E. Howard, twórca Conana, specjalizował się w literackim tworzeniu przeróżnych odrażających kreatur, które z reguły pozostawały bezimienne, więc jest pole do popisu w zakresie przyporządkowania im imion dostarczanych przez co bardziej odrażających użytkowników blogosfery.
      Co do prawaka Cejrowskiego, to muszę powiedzieć, że jak mu tak smakuję te pająki, to bon apetit, tylko proszę od razu nie wysnuwać wniosku, że rezerwuję ten przywilej tylko dla prawaków a lewactwo - postępactwo to już nie może. Otóż może, a na polecenie swoich postępowych guru lewacy zeżarliby nawet gówno.
      Pozdr, TF.

      Usuń
    3. @ Kurna Maciek
      Moje wielce sceptyczne mniemanie o kanapowej sekcie libertarian (o wigach nie napisałem ani słowa więc nie kłam, chyba że inaczej nie potrafisz) są zawsze wynikiem bredni które pleciesz na temat feudalizmu i niesionych przez takowy w dwudziestym pierwszym wieku w Europie zagrożeń.
      Koty i jamniki uwielbiam i są na to świadkowie. Więc skończ te swoje brednie o moim zamordyzmie i przestań pleść androny co powinienem robić. Czy wy libertarianie przestajecie łgać tylko wtedy gdy się na chwilę zapomnicie? Tobie zdarza się to gdy piszesz o zwierzętach ale to nie trwa długo.
      I jak już nie raz pisałem, nie jestem psychiatrą więc z tą swoja feudalna paranoja daj mi święty spokój. Znajdź lekarza posiadającego odpowiednie kompetencje i z nim podziel się swoimi wizjami nawrotu zakuwania chłopów w dyby i gwałcenia we dworze dziewczyn z folwarku. Może to da się wyleczyć?
      Kłaniam się.

      Usuń
  15. O Wigach wspominałeś przy okazji takiej, kto był odpowiedzialny za porządki jakie były w wiktoriańskiej Anglii. Aczkolwiek uznałeś wtedy współodpowiedzialność i konserwatystów i rzeczonych Wigów bo i jedni i drudzy w tej epoce tworzyli rządy. A o gwałceniu dziewek w folwarkach dawno już nie wspominałem, za to o syndromie jaśniepańskim w ogólności owszem. Tak poza tym z libertarianami jest ta bieda dla Ciebie że nie są jednolici. Są odłamy silnie monarchistyczne, z tym że preferują one średniowieczną monarchię partymonialną a brzydzą się absolutyzmem i państwem scentralizowanym. To tak na marginesie.


    Kurna Maciek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochany Maćku
      Skoro już sięgasz nie do bieżącej dyskusji lecz starych dziejów, rób to przynajmniej uczciwie.
      Gdy Ty piorunowałeś konserwatystów za czasy wiktoriańskie, ja nie mieszałem z błotem Wigów za całokształt a jedynie przypomniałem że w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii sprawowali oni rządy na przemian z Torysami więc odpowiedzialność za tę epokę ponoszą wraz z tymi wstrętnymi konserwatystami mniej więcej po połowie.
      Z pośród nurtów politycznych mających jakieś "lib" w nazwie szanuję wyłącznie "konslibów" których uważam za naturalnych sojuszników. A resztę olewam równo nie wnikając w to czy jest to brytyjska Partia Liberalna (pod żadnym pozorem nie mylić z UKIP Nigela Farage'a) będąca prounijną do wymiotów, czy Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji niejakiego Żyrinowskiego czy też niemiecka FDP będąca identyczna prostytutką polityczna jak PSL gdyż ich "program polityczny" tęż polega na stworzeniu koalicji z kimkolwiek za kilka tek w rządzie i foteli w radach nadzorczych spółek z udziałem skarbu państwa. A na takie głupstwa jak studiowanie planktonu z ich samoposiadaniem się, samogwałtem i innymi "samo" po prostu szkoda mi czasu.
      Kłaniam się.

      Usuń
  16. Też sięgnąłeś do nie bieżącej dyskusji, czyli do folwarcznych dziewek o których w tym wątku nie było mowy. A o sprostytuowaniu pojęcia liberalizmu wiem i bez Ciebie. Dlatego jesteśmy libertarianami, by nie mieć nic wspólnego z takimi "liberałami" jak Żyrynowski, Bielecki czy wreszcie z amerykańskimi liberals czyli de facto socjaldemokratami. Co do konlibów to był nim też rycerz zakutego łba a w każdym razie za takowego się uważał. I był on też jedynym znanym mi gościem, który miał jamnika i to miniaturkę. Też się dziwiłem bo do kogoś takiego bardziej pasuje wyżeł czy inny chart z rodowodem od XVII wieku co najmniej. Ale cóż. Dostał ją od swojej możnej ciotki. Prawdziwy był z niej pies-odkurzacz. I przyprawiała swego pana o niesmak wyżerając zasyfiałe cukierki które onegdaj wpadły pod łóżko.
    Co do jamników, nie wątpię, że je lubisz, ale dziwi mnie że je lubisz pomimo że tak uwielbiasz narzucać innym swoje zdanie i co gorsza cudze gusta, szufladkując wg nich. Wyobraź sobie że znam wiele osób które pijają tylko wina słodkie lub półsłodkie ( nie mylić z mamrotami ) i pijają je pod ciasto, a nie nazwałbym ich zbydlęconymi. Co ciekawe nawet nie wszyscy z nich są libertarianami.
    Zdarzyło mi się nawet znać fajnego ( jako człowieka ) socjalistę. Naiwny gość ale intencje miał zawsze dobre i o dziwo nigdy nic nie ukradł. Nie znam natomiast żadnego fajnego konserwatysty. Czyżby klątwa Bismarcka? O tych co za młodu nie byli socjalistami?

    Co do konlibów, wiele z nich wyznaje zasadę "Volenti non fit iniuria" więc jest za legalizacją i narkotyków i prostytucji takoż pornografii. Zauważyłem też, że łatwo jednak sprzedają swoje ideały za sojusz z konserwatystami. A zatem parafrazując Theodora Roosvelta ( w słynnej sentencji o klanie Somozów ) "dziwki lecz NASZE dziwki". W oryginale było "skurwiel lecz NASZ skurwiel" to o założycielu klanu Somozów oczywiście.
    My z koliberem tak samo jak z Randystami nie chcemy mieć nic wspólnego. Jesteśmy ino kanapą ale przynajmniej nie umoczymy się w żaden szwindel.

    Jednak coś Cię od konlibów odróżnia. Jesteś patriotą, Twój stopień zapatrzenia w USA jest bardzo umiarkowany i nie eksponujesz niemieckich korzeni ( do których przyznawał się każdy znany mi konlib ) i nie wyklinasz słowiańskości. A my libertarianie znad Wisły wolimi określenie Wenedowie, bo Slavs za bardzo kojarzy się ze slaves a i Korwinus zauważył, że zbyt późne zniesienie pańszczyzny i w Polsce i w Rosji, powoduje że ten naród jest predystynowany do niewolnictwa. To co on tu jeszcze robi? Czemu się nie produkuje w USA? Najlepiej na Południu, które uwielbia?

    A ja mu częściowo przyznaję rację. Nasz Naród ( a nie całą Europa )jest zagrożona nawrotem feudalizmu. Właśnie za sprawą późnego zniesienia pańszczyzny , parapańszczyźnianego PRL-u a także braku jakiejkolwiek alternatywy dla etosu szlacheckiego o inteligencko-szlacheckiego. Bo nasz etos mieszczański to Aniela Dulska i pewien PO "diabeł" z Krakowa co go Niemcy w samolocie bili.

    To tyle


    Kurna Maciek

    OdpowiedzUsuń
  17. Kochany Maćku
    Z tego co słyszałem od kilku znanych mi osobiście konslibów, oni z kolei nie chcą mieć nic wspólnego ani z wyznawcami Rand (babsztyl chyba jeszcze głupszy od Magdaleny Środy), ani z libertarianami a wrzucanie do jednego worka z nimi uważają za ciężką obelgę. I ja się im ani trochę nie dziwię. A wbrew temu co piszesz żaden z nich nie olewa Polski jako wartości wyższej niż jakieś ideologiczne bzdety ani się na nia nie obraża. Takie gówniarstwo pozostawiając różnym "wolnościowcom" i "yndywydualystom".
    Zapatrzony byłem w Ronalda Regana ale do Clintona czy Obamy żywię jedynie pogardę. A z Amerykanów szanuję głównie mieszkańców tej "parterowej". Bo oni nadal szanują uczciwą pracę i dane słowo a w niedziele po śniadaniu jadą do jakiegoś kościoła.
    A na temat nawrotu feudalizmu w Polsce polemizować nie mam zamiaru i piszę o tym po raz ostatni. Bo sam nie wiem czy takie feudalne bzdety nazwać śmiertelnym nudziarstwem czy bezdenną głupotą. Wybierz sobie co wolisz. A jeśli po raz kolejny wyjedziesz z tą Twoją feudalną manią prześladowczą, nie oczekuj odpowiedzi. Napisałem drukowanymi literami kto będzie właściwym słuchaczem tych opowieści dziwnej treści więc powtarzać się nie będę.
    Kłaniam się.

    OdpowiedzUsuń
  18. I dobrze, że się pojawia :)
    Gdzie zwierzęta tam dobro, miłość, przyjaźń i uczciwość podszyta niewielką manipulacją łakomczuchów :)
    Całe życie spędziłam w towarzystwie zwierzaków i nie wyobrażam sobie prawidłowego rozwoju emocjonalnego człowieka bez kontaktu z fauną i florą .
    Mam oczywiście swoje preferencje jak każdy dlatego lubię przede wszystkim psy i dobrze się czuję w towarzystwie ludzi, którzy kochają zwierzaki:)
    Mam tylko jedną uwagę. Zwierzątka są urocze, kochane i uczą nas odpowiedzialności, łagodzą depresje, są lekarstwem na samotność ale proszę zachować w tych związkach umiar i rozsądek, bo byłam już świadkiem podawania pieskowi talerza do wylizania po obiedzie gospodarzy.
    Nie muszę chyba pisać, że więcej tam na kolacji nie zagoszczę.
    Znam także suczkę, która była uroczym, wdzięcznym i kochającym szczeniaczkiem ale chora miłość właścicieli = brak wychowania=stanowczości=terroryzm psiaka zmieniły ją w rozwrzeszczanego, terytorialnego, agresywnego i dominującego potwora.
    Kochajmy nasze zwierzaki, obserwujmy ich cudowny świat, pogłębiajmy wiedzę i wychowujmy je mądrze, pamiętając o ich naturze i skłonnościach.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Ewo
      Masz rację pisząc że nawet najbardziej kochanemu "bratu mniejszemu"(i oczywiście "siostrze mniejszej") nie wolno pozwolić łazić człowiekowi po głowie. Więc też za przegięcie uważam to co zrobił mój kolega weterynarz. Gdy wieczorem w kuchni jadł obiadokolację, jego kocur wskoczył na stół i zainteresował się talerzem. Pan odgarnął na brzeg talerza nico gulaszu który kot zaczął jeść z zapałem. Obecna tam koleżanka jego zony (przyszła na kawę i pogaduchy) powiedziała:
      _Alez panie Macku, kot je z pańskiego tależa!
      - Nic mu nie będzie, moja żona czysto gotuje - odparł zapytany.
      Reakcja typowa dla niektórych weterynarzy ale rzecz jasna przesadna.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Nie do końca wierzę, że popierasz moje zdanie Stary Niedźwiedziu :)
      Weterynarze to jednak dziwni ludzie:)))
      Mój zwierzak to samiec alfa, który nieustannie próbuje dominacji i gdybym popuściła cugle to całe stado miałoby przerąbane a historia z talerzem Maćka byłaby niczym wobec zapędów mojego psiaka.
      Kochany, śliczny ale terrorysta, który na szczęście mnie jeszcze słucha więc możemy poudawać od czasu do czasu, że ma dobre maniery.
      Nie jest takim koneserem jak Sepia ale ma swoje ukochane przysmaki, które będąc alergikiem może dostawać, to: marchewka i sucharki. Potrafi obudzić się z najgłębszego snu kiedy usłyszy, że ugryzłam sucharka i przygalopować natychmiast po swoją dolę tak jak po marchewkę kiedy tylko biorę do ręki obieraczkę do warzyw. Oczywiście dobrą, suchą, krakowską czy salami nie pogardzi:)
      Moja krew.
      Pozdrawiam



      Usuń
    3. Czcigodna Ewo
      Po pierwsze, daruj ten "talez" ale jestem świeżo po rozmowie z żoną kolegi która sprawdzała prace maturalne z polskiego i wymieniła co ciekawsze błędy ortograficzne, wśród których był i ten. Siła sugestii.
      A gdy Vikuś wykazuje zainteresowanie czymś "ludzkim", dostaje na swoim spodeczku mały kawałeczek na spróbowanie. Jeśli zassie, idzie dokładka. A z klawiatury jest zestawiany od czasu gdy wysłał mail do mojego kolegi. Tuptając po klawiaturze jako treść wbił chaotyczna zbitkę liter i cyfr. A kolega odpowiedział pytaniem z jakiej okazji zorganizowałem tak huczną imprezę.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  19. Skoro rozmowa tyczy się naszych najlepszych, czworonożnych przyjaciół, a i inni komentatorzy podzielili się swoimi opowieściami o swych zwierzyńcach to i ja tu wspomnę pewną fantastyczną pisnę, której właścicielem był mój wujek. Był to wilczur imieniem Koruś. Przyszedł on na świat jeszcze przede mną i jedynie z opowieści wiem, że w młodości była strasznie agresywna z niego bestia. Legenda głosi, że jedynie wujek i jego syn mogli zbliżyć się do niego bez ryzyka pogryzienia. Pozostali dwunożni śmiertelnicy musieli się mieć na baczności. I tak jeżeli któryś z nich przechodził obok jego legowiska zbyt blisko i usłyszał, że Koruś warczy to najrozsądniejszym wyjściem było nie ruszać się dopóki warczenie nie ustanie. Czasem mogło to trwać dobre 15 minut.
    Mnie trudno było uwierzyć w te wszystkie opowieści, do dziś nie mogą w nie uwierzyć prawdę mówiąc, ale ja pamiętam Korusia z drugiej połowy jego życia, kiedy był już spokojnym, majestatycznym i cichym psem z piękną, gęstą sierścią, który majestatycznym krokiem przemierzał domostwo wujka wraz z podwórkiem. Kiedy zdarzały się jakieś rodzinne spotkania, gdzie dorośli siedzieli przy stołach my z braćmi stryjecznymi i kuzynami siadaliśmy sobie obok na kanapie i fotelach, a Koruś podchodził do nas, dawał się głaskać i wylegiwał się u naszych stóp.
    Korusia zapamiętałem też z powodu jego ulubionego smakołyku(choć ponoć i więcej psów w nim gustuje), a były to właśnie cukierki. Tak wiem, to niezdrowe dla psa, jak tak można, skandal! Wszyscy mi tak mówią, gdy opowiadam im o Korusiu. Zdrowe, nie zdrowe, ale Koruś przeżył w dobrym zdrowiu i bez chorób ponad 17 lat. Czyli na nasze to będzie gdzieś koło 130 podobno. Ale też nie przesadzajmy. Przecież wujek nie wsypywał mu cukierków do miski. Właściwie to on mu nie dawał tych cukierków za bardzo. Słodyczami to Koruś raczył się przede wszystkim wtedy, gdy przychodzili goście. Zwłaszcza Dziadzio dawał mnie i kuzynom po jednym, dwóch cukierków, aby dać Korusiowi ten smakołyk.
    Teraz, po upływie lat tak się zastanawiam, czy te cukierki to aby nie był pomysł dziadka lub wujka z czasów, gdy Koruś był jeszcze młodym i narwanym zwierzęciem. Być może w ten sposób reszcie rodziny udało się go zjednać.

    Oprócz Korusia poznałem jeszcze sporo psów, wszystkie, lub niemal wszystkie bardzo polubiłem. Było wiele narwanych, milusińskich i towarzyskich. Wszystkie były fajnymi zwierzęciami. Ale mimo to najbardziej zapamiętałem spokojnego i dostojnego Korusia. Bestię, która stała się amatorem cukierków.;)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Piotrze
      Z tego co wiem, wiele psów gustuje w cukierkach. Kundelek moich gospodarzy z Mazur uwielbiał "kukułki" i gdy oni siedzieli przed domem lub pracowali w ogródku a w domu zadzwonił telefon, Cypisek biegł do nich ze szczekaniem i prowadził do aparatu. Za to zgłoszenie rzecz jasna domagał sie kukułki.
      O zamiłowaniu Sepii do słodyczy napisze w następnym odcinku.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń