niedziela, 15 września 2013

Dwie siostry

Swego czasu pisząc cykl wspomnień o niezwykłej i niezapomnianej kotce Lukrecji, siłą rzeczy wspomniałem o rodzinie w której gospodarstwie zamieszkiwała w raz z założoną przez siebie dynastią. Rodzina ta składała się z Ignaca, jego żony Reni, córki Danuty oraz jej córek a wnuczek gospodarza czyli Krysi i Ani. Imiona trzech ostatnich z wymienionych osób jako obecnie żyjących zmieniłem. 
Gdy będąca samotną matką Danka poznała pewnego lumpa, pociągnęła za nim w świat pozostawiając córki opiece dziadków. Na korzyść tych ostatnich trzeba powiedzieć że wnuczki nadal miały gdzie spać i co zjeść. Tyle tylko że w domu w którym zaczął rządzić alkohol zabrakło czasu, chęci i kwalifikacji moralnych aby właściwie zająć się dziewczynami. Po kilku latach Danka wróciła do domu ale było już za późno na jakieś próby kształtowania córek a poza tym, w moim przekonaniu mogła ona w działaniach dydaktycznych służyć jedynie za antyprzykład.
Zarówno Krysia jak i młodsza od niej o jakieś dwa lata Ania szkoły średniej nie ukończyły. Krysia znalazła pracę kelnerki w pobliskim całorocznym ośrodku wypoczynkowym. Z niedopowiedzeń oraz informacji z innych lokalnych źródeł wynikało iż jej praca nie ograniczała się do podawania do stolika, niekiedy zdarzał się jej "overtime" polegający na dotrzymaniu towarzystwa odwiedzającym ten ośrodek zagranicznemu myśliwemu czy krajowym "lepszym gościom" z ministerstwa będącego właścicielem owego ośrodka. Ale dziewczyna zaczęła pić co odbiło się na jej prezencji i wobec utraty warunków do pracy w tych za przeproszeniem nadgodzinach posadę straciła. Spiknęła się z jakimś chłopakiem i zaszła z nim w ciążę. Na ich plus trzeba powiedzieć że nie dokonali aborcji a ślubu rzecz jasna nie wzięli aby "nie przepadły" świadczenia przysługujące samotnej matce. Obecnie mieszkają wraz z Danką w domu po zmarłych dziadkach.  A dom ten jest przystanią dla wszystkich chętnych którzy poszukują towarzystwa do wypicia przyniesionej flaszki wódki i szybkiego romansu z Krysią która stała się "wyluzowaną babką" jak ten gatunek kobiet nazywają libertyńskie śmiecie.
Zanosiło się na to że i Ania pójdzie w ślady matki i starszej siostry. Ale jeszcze za życia dziadka zainteresował się nią (jest naprawdę ładną i zgrabną dziewczyną) chłopak ze wsi będącej moją letnią stolicą. Skończyło się ślubem a rodzice chłopaka skorzystali z okazji i kupili młodym niewielki domek. Chłopak pracuje "w lesie" i dobrze zarabia, mają troje dzieci i z tego co wiem , na tym działalność prodemograficzną zakończyli. Dzieci wyglądają na zadbane, gdy widuję Anię i jej męża na imprezach typu festyn z okazji dnia tej wsi, obydwoje są przyzwoicie ubrani a alkoholu nie nadużywają.
Ślub Ani odbył się gdy jej matka jeszcze gdzieś się szwendała. A ich pierwsze dziecko pojawiło się w dziesięć czy jedenaście miesięcy po tym wydarzeniu a więc nie był to ślub "ze wspomaganiem".
Jak wspomniałem kończąc cykl wspomnień o Lukrecji, moja noga nie postała w gospodarstwie Ignaca odkąd dowiedziałem się że na jego prośbę kolega zastrzelił psinę która kilka dobrych lat pilnowała gospodarstwa. Mimo iż sprowadzony i opłacony przeze mnie weterynarz orzekł iż choroba jest jak najbardziej uleczalna, wystarczy dwa razy na dobę przetrzeć suczce sierść pozostawionym przez niego lekarstwem. Ale wymagało to oderwania gęby od kieliszka i ruszenia ciężkiego tyłka. Jeszcze przed tą cezurą pewnego wieczoru dokonując awaryjnego zakupu w wiejskim sklepie, spotkałem w nim Anię. Przywitaliśmy się ciepło ale gdy spytałem co słychać u dziadków, w odpowiedzi usłyszałem:
-Wie pan, z moją rodziną nie utrzymuję żadnych kontaktów.
Słowa te nieco mnie zmroziły. Pamiętałem bowiem że to w ich domu mieszkała przed zamążpójściem i to dziadek od dziecka ją utrzymywał. Ale obecnie nie mam już wątpliwości że Ania po prostu musiała dokonać takiej amputacji. Dzięki której osiągnęła to czego nie dorobiły się jej matka, ciotki ani siostra. Ma bowiem normalny dom, porządnego i pracującego męża oraz udane dzieci. A budżet domowy jakoś się domyka. W tych stronach to naprawdę dużo.
W moich oczach dodatkowym plusem Ani jest fakt iż bardzo lubi koty. Gdy dawno temu Lukrecja ciężko zachorowała a ja szczęśliwie właśnie wtedy przyjechałem na ryby, to właśnie Ania natychmiast poinformowała mnie o chorobie. Wzięła kicię na ręce, wsiadła do mojego pojazdu i co maluch wyskoczy pognaliśmy do weterynarza. Zaordynowane lekarstwa poskutkowały i po dwóch dobach Lukrecja wyzdrowiała.
W pełni podzielam opinię na temat zwierząt ojca Józefa Marii Bocheńskiego, w mojej ocenie najmądrzejszego filozofa, politologa i logika XX wieku. Powiedział on że psy i koty też mają coś w rodzaju duszy.  Więc nie zdziwiłbym się gdyby to Lukrecja miauknęła kilka ciepłych słów za Anią Tam Gdzie Trzeba.

Stary Niedźwiedź

14 komentarzy:

  1. Najlepszy to dowód, że to nie środowisko determinuje człowieka. Obie dziewczęta wyrastały na bagnie, ale tylko z jednej wyrósł lotos.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Refaelu.
      Moim zdaniem Ania mogła kontynuować tradycje rodzinne. Wydaje mi się że zadecydowało to iż zanim zdobyła sobie reputację "wyluzowanej babeczki" (jak nazywa dziwki libertyński kał), zainteresował się nią chłopak wiążący z Anią plany bardziej długofalowe niż jedna dyskoteka. A ona zrozumiała że jest to szansa która może już się nie powtórzyć. I w pełni ją wykorzystała.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Przede wszystkim martwi mnie to, jak bardzo moje pokolenie jest objęte tym programem kompletnej degeneracji i demoralizacji. Gdyby zadbano o Polskę we właściwy sposób kiedy była na to pora, osoby z mojego pokolenia mogły doprowadzić do tego, iż III RP wyglądałaby zupełnie inaczej. Wychowani tak jak młodzież początków II RP na patriotyzmie, wierze, kulturze, w dyscyplinie... Zamiast tego zezwolono neo-liberalnym śmieciom zrobić z dziećmi to samo, co robią w krajach Zachodu. Przede wszystkim zniszczono wszelkie autorytety i oddzielono młodzież od osób starszych, stworzono niezrozumiałą "kulturę młodzieżową" opartą głównie na agresji, pornografii, na alkoholu, na maksymalnym wyuzdaniu i na rapowym narzekaniu, że trzeba "jeb... wszystko". Zniszczono wszelką moralność. Obojętnie czy jesteś teraz z miasta czy ze wsi, bogaty czy biedny, gdyż otoczenie zniszczy Cię w ten sam sposób. W dobrej szkole czy w gorszej, będziesz częścią tej debilnej, zachlanej, zaćpanej marychą hołoty. Oczywiście nie licząc tych wyjątków, które zawsze istnieją. Rozpuszczona zdegenerowana masa, dla której nie liczy się nic, ani nikt prócz własnej przyjemności i możliwie "przedłużania dzieciństwa" by nie brać odpowiedzialności za swoją głupotę i zabawy. Zero jakiejkolwiek dyscypliny o czym pisałem wczoraj na swoim blogu odnośnie polskich szkół, zero odpowiedniej formacji wychowawczej i nieodpowiednio ukierunkowana edukacja zaprzepaszczają naszą szansę na to, że młodzi zmienią Polskę. Jeśli więc ktoś liczy na rewolucję, to niech lepiej liczy na osoby starsze, a nie na tych w moim wieku.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Panie Robercie
      Pański komentarz jest na dobrą sprawę osobnym postem bowiem wymienił Pan cały wachlarz problemów o kapitalnym znaczeniu dla dalszego istnienia Polski jako kraju a nie jedynie landu IV Rzeszy, dla niepoznaki zwanej Unią Europejską.
      Z tych samych powodów nie jestem w stanie odnieść się do Pańskich uwag w ramach tradycyjnych rozmiarów komentarza blogowego. Gdy ułożę to sobie w głowie, odpowiem Panu na "priva".
      Dziękuję za tak wnikliwą analizę i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Szanowny Niedźwiedziu.
    Takich historii można przytoczyć wiele.Sam coś tym wiem z autopsji.Niezły gagatek,który trafił na odpowiednią dziewczynę.Dzisiaj,nie chwaląc się,przykładny ojciec i dziadek.
    A przecież różnie mógłby się los potoczyć...
    Z każdego bagna można wyjść.Czasem wystarczy trochę szczęścia,determinacja i pomocna,życzliwa dłoń.
    Swoją drogą,masz tam niezły teren do swoistych badań socjologicznych.
    Pozdrawiam serdecznie.

    Szanowny Robercie.
    "Jeśli więc ktoś liczy.....itd."
    Jeśli mamy taką młodzież(szacunek)to jestem spokojny o Polskę.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Józefie
      Znam sporo przypadków kiedy wartościowa dziewczyna wyprostowała ścieżkę życiową faceta, choćby opisany kiedyś na starym "Antysocjalu" przypadek niejakiego Plejboja. Ale odwrotnych sytuacji znacznie mniej, ta jest jedną z raptem dwóch. A dziewczyna miała szczęście bowiem nie zdążyła się dorobić takiej reputacji że gdyby sama wykazała poważne zainteresowanie jakimś mężczyzną, ten by ją wyśmiał. Co powinny zrozumieć wreszcie wszelakie "wyluzowane" i "wolnościowe" matoły płci obojga.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Historia prosto z życia, a jak z bajki - o dobrej i złej siostrze. W mojej wsi można było zaobserwować bardziej niejednoznaczny ciąg wydarzeń. Młoda, ładna dziewczyna wpadła w seksoholizm. Zadawała się nie tylko ze znajomymi rówieśnikami, ale i nieznajomymi kierowcami poznanymi podczas spacerów wzdłuż drogi. Na koniec przestało to jej wystarczać i odwiedzała kolektyw meneli zgromadzonych w zaroślach za sklepem. Jej ojciec popełnił samobójstwo - mówiło się, że nie mógł znieść żartów kolegów z pracy podczas libacji wspominających wyczyny córki. Po kilku latach przytyła, zbrzydła. Wyszła za mąż, ma dziecko i wydaje się, że tworzą normalną rodzinę.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czcigodny Dibeliusie
      Cud boski że ta dziewczyna ułożyła sobie życie bowiem realnie groziło jej że usłyszeć może tak zwaną bajkę o Kiejstucie (kiej stu cię ****** to ja nie będę).
      Znam nieco podobny przypadek jeszcze z czasów studenckich. Dziewczyna z naszego roku jeszcze na studiach wyszła za mąż. Ale jej małżonek nie potrafił zaspokoić jej niezwykle wygórowanych potrzeb i na roku mówiono że szybciej można by wyliczyć tych studentów naszego wydziału którzy jej nie zaliczyli, Skończyło się rozwodem i znalezieniem sobie przez nią drugiego męża, "srogiego ogiera, do posług wenusowych bardzo skorego i obrotnego w samej rzeczy", jak pisał stary świntuch Brantome. I z tego co wiem,, to małżeństwo się utrzymało.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Szanowny Stary Niedźwiedziu,

    Jak to się mówi: miłość czyni cuda. Ania zakochała się we właściwej osobie i dzięki niej weszła na właściwą drogę, bo w rodzinnym domu właściwych wzorców nie miała. Dlatego wcale jej sie nie dziwię, że nie chce utrzymywać kontaktów z domem, w którym na pierwszym miejscu jest wódka.
    Kota jej dobroci na pewno nie zapomni i po drugiej stronie Tęczowego Mostu przywita ją radosnym miauknięciem.
    Albowiem: „Jest w Niebie miejsce zwane Tęczowym Mostem. Kiedy umiera zwierzę szczególnie komuś bliskie, trafia właśnie tam. Są tam łąki i wzgórza, całe przeznaczone tylko dla naszych pupili, gdzie mogą biegać i bawić się razem. Zawsze jest tam dostatek jedzenia, wody i słońca, więc jest im ciepło i przyjemnie. Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare, odzyskują tam młodość i wigor. Kalekie odzyskują pełnię sił i sprawności, są takie, jakie je pamiętamy z minionych czasów.
    Wszystkie są tam bardzo szczęśliwe, ale brak im jednej rzeczy: każde z nich tęskni pewną wyjątkową osobą, która została na Ziemi.
    Zwierzęta całymi dniami biegają i bawią się, aż przychodzi taki dzień, kiedy jedno z nich nagle zatrzymuje się i patrzy w dal. Jego wzrok jest skupiony, a ciało drży. Nagle zaczyna biec oddalając się od grupy, mknie ponad zieloną trawą, a jego łapy poruszają się coraz szybciej i szybciej.
    Zauważył Cię!
    Kiedy nareszcie Ty i Twój przyjaciel spotykacie się, tulicie się do siebie z całych sił, aby już nigdy się nie rozstać. Na Twoją twarz spada deszcz pocałunków i znów spoglądasz w ufne oczy swojego pupila, który tak dawno odszedł z Twego życia, ale nigdy nie opuścił Twego serca...
    Później przemierzacie Tęczowy Most już razem...”

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czcigodna Pelargonio
      Nie mam pewności czy ze strony Ani od samego początku było to silne uczucie czy tylko chęć wyrwanie się z bagienka i rozsądnego ułożenia sobie życia. Ale po latach gdy widuję ich razem, odnoszę wrażenie że to uczucie jest wzajemne. Tak czy inaczej, skończyło się dobrze a jak na warunki tego miejsca na ziemi nawet bardzo dobrze. Za co Bogu niech będą dzięki.
      Zechciej zajrzeć do poczty.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Szanowny Stary Niedźwiedziu,

    Jeżeli kobieta nie ma szacunku dla samej siebie, to nie powinna oczekiwać szacunku od innych. Ta smutna prawda potwierdza się po wielokroć i nie ma od niej wyjątków. Utracone dobre imię można z czasem odzyskać, ale pewnych wspomnień nie da się ot tak wyrzucić z głowy. One już tam zostaną niczym bolesna zadra, z którą można się oswoić, ale nie można zapomnieć o jej istnieniu.

    Pozdrawiam serdecznie, TF

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Tie Fighterze
      I dlatego irytują mnie wszystkie "wolnościowe" pomyłki ewolucji gęgające że takiej osobie nie wolno nawet pisnąć słówka iż w ten sposób idiotycznie marnują sobie życie.
      Rosjanie mają świetne powiedzenia a jedno z nich przetłumaczone na polski głosi że seks bez miłości i bez pieniędzy to rzecz jeszcze gorsza od prostytucji. Bo mimo wszystko prostytutka stoi wyżej od szmaty puszczającej się gratis po kwadransie znajomości z facetem którego nawet nazwiska nie zna.
      Żeby było jasne, amatorów takich "filantropek" też mam za zero. A nawet dwa zera.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Prosty świat, prostych ludzi o skomplikowanych losach.
    To dobrze, że Ania wyrwała się z tego koszmaru ale nie mam wątpliwości, że serce Jej krwawi. To dobra dziewczyna o czułym sercu więc brak rodziny i dobrych wspomnień z rodzinnego domu na pewno jest smutną okolicznością. Szczęście, że znalazła towarzysza życia przy którym jest spokojna i bezpieczna. Miłość z czasem odchodzi, zamienia się w przyjaźń a związek zbudowany na bezpieczeństwie i dobrych, pięknych uczuciach do siebie daje szansę na dobre życie i wzajemny szacunek.
    Trzeba walczyć o siebie, o swój los kiedy inni chcą zniszczyć nam życie.
    Ania dobrze zrobiła ale los pijaków ciągle ma na sercu :(
    Jestem tego pewna...

    @Pelargonio, to było piękne!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Czcigodna Ewo
    Jak słusznie zauważyłaś, żaden związek nie ma sensu ani tym bardziej szans na stworzenie czegoś trwałego bez silnej więzi uczuciowej. Swego czasu opisałem historię dziewczyny z rodziny popegieerowskiego menelstwa która zaimponowała mi siłą woli i determinacją w ułożeniu sobie życi w sposób więcej niż dostatni. Nie powiem pod jej adresem złego słowa ponieważ nikogo nie skrzywdziła a w stosunku do męża (małżeństwo z rozsądku) żywi takie uczucia jak przyjaźń i szacunek. I jest mu wierna bo jak sama powiedziała, uważa to za kwestię honoru.
    W przypadku Ani jesteśmy zgodni że miała prawo ratować siebie i sięgnąć po wszystkie środki służące osiągnięciu tego celu. Nie znam jej na tyle dobrze aby mi się zwierzała ale nie zdziwiłbym się gdyby okazało się że jej ewolucja uczuciowa zachodziła w przeciwnym kierunku. Czyli najpierw przyjaźń, szacunek i wdzięczność za na pozór małą a dla niej na pewno wielką stabilizację. A dopiero potem miłość. Bo spotkałem się i z takimi przypadkami.
    A co się tyczy jej uczuć do rodziny, nie potrafię powiedzieć czy są one silniejsze od złych wspomnień i ulgi że to wszystko już jej nie dotyczy.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń