piątek, 4 października 2013

Iza, Oskar, tango i milonga


W tym roku mija w końcu nie tak ważna ale miła mojemu sercu okrągła bo setna rocznica. Mam na myśli pierwsze publiczne zatańczenie w Polsce w roku 1913 tańca wszechczasów jakim było, jest i do śmierci będzie dla mnie tango.
Motyw ten sporadycznie pojawiał się na Antysocjalu”. Choćby w opowieści o ściśle tajnym ślubie. Zawartym przez córkę moich znajomych z jej szefem Duńczykiem, kierującym polskim oddziałem międzynarodowej korporacji finansowej.
A zaczęło się od dancingu a nie żadnej dyskoteki. Oskar zaprosił Izę na kolacje aby uczcić jej pierwszą samodzielną dużą pracę. Kolację jedli w wytropionej przez niego przytulnej restauracji ze świetną kuchnią, doskonałym wystrojem i muzyką graną przez żywych ludzi, złożoną z tang, rumb, samb i fokstrotów. Podczas kolacji Oskar okazał się wspaniałym rozmówcą i słuchaczem (panowie, uderzmy się w piersi!). Podejmował z uśmiechem każdy temat z zakresu historii, geografii i sztuki, Goethego i Szekspira cytował w oryginale. A gdy poprosił Izę do tanga, okazało się że tańczy wręcz bosko bowiem swego czasu był wicemistrzem akademickim swojego kraju w tańcach latynoamerykańskich. A na zakończenie odwiózł ją do domu rodziców i pocałował w rączkę na pożegnanie. I właśnie to, jak się później okazało, przesadziło sprawę do końca. Dziewczyna zrozumiała że nie jest to z jego strony żadna spekulacja krótkoterminowa, mająca się zakończyć natychmiastową realizacją zysku. Na kolację poszła pewna siebie energiczna „biznesłumen”, wróciła z niej zakochana po uszy szesnastolatka. Po miesiącu mieszkali już razem a moi znajomi usłyszeli od córki że formalnie nie mogą wziąć ślubu bowiem regulamin korporacji zabrania małżonkom pracować w tym samym oddziale. Gdy okazało się że Iza jest w ciąży, jej mama jako osoba bardzo religijna poczuła wielki dyskomfort moralny. Ale Oskar jako specjalista w wynajdywaniu luk w przepisach prawnych, gdy dowiedział się że w polskim KRK nadal istnieje ślub „przedkonkordatowy”, nie niosący z sobą skutków cywilnoprawnych lecz wyłącznie religijne, wziął takowy z Izą w ścisłej konspiracji. Głównie ze względu na teściową. Bowiem on jest luteraninem a Iza już wcześniej powiedziała rodzicom że żyje z mężczyzną o jakim nawet nie śniła. Bo jest on z takiej półki iż wcześniej sądziła że to wymarły gatunek po którym ślad pozostał jedynie w literaturze i na starych portretach. Więc niech nikt nawet nie myśli że ją z nim rozdzieli. Obecnie obydwoje już z dwójka dzieci mieszkają w Montevideo dokąd przeniesiono Oskara. Co jest sporym awansem bowiem Montevideo obok Sao Paulo jest głównym centrum bankowym Ameryki Południowej. W porównaniu z Warszawą wyższa liga.
Swego czasu syn kolegi, zaprzysięgły dyskotekowicz, z lekkim niedowierzaniem słuchał mojej apoteozy tanga. Zaciekawiony nią wybrał się ze swoja dziewczyną do warszawskiej „Złotej milongi”. Od pierwszej chwili nastrój zrobił na nich duże wrażenie. Po jakiejś godzinie uważnej obserwacji odważyli się wejść na parkiet. A kilka dni później zapisali się na kurs. Zaś młody człowiek po miesiącu powiedział mi:
- Wujek, miałeś racje. Dopiero teraz gdy przytulam Kasię do siebie, całuję w policzek czy w uszko, wiem ze tańczę. A ten disco aerobik o kant dupy roztrzaskać.
Nadszedł zatem czas na pokazanie kilku tang oraz milong z najwyższej półki. W wykonaniu takich arcymistrzów jak Geraldine Rojas, Diana Guspero, Juana Sepulveda, Mariana Montes, Mariano „Chicho” Frumboli, Sebastian Arce, Javier Rodrigues czy Miguel Zotto. Bowiem tango (zwłaszcza to „uczesane” w wersji salonowej) i milonga, wbrew tytułowi przedwojennego szlagieru to nie to samo. Jest ewidentna różnica w rytmie, nastroju i krokach.
Panom oczywiście radzę obejrzeć te klipy  filmowe w trybie pełnoekranowym aby móc przyjrzeć się pięknym nóżkom tancerek. Widokiem takim gardzą bowiem co najwyżej jakieś "wolnościowe" cioty.
Na początek kilka tang.
Mariana i Sebastian:

Juana i „Chicho”

Oraz Geraldine i Javier:

A teraz dla porównania milongi w takich samych wykonaniach:






Może przed wojną dumne słowa szemranego tanga „tańczą chłopaki i dziewczyny że i sam Hiszpan z Argentyny lepiej nie potrafił by” nie odbiegały dalece od prawdy. Ale niestety to czas przeszły dokonany. W Buenos czy Montevideo ludzie jeszcze tańczą na ulicach. U nas - szkoda gadać.
A co sie Państwu bardziej podoba? 
Bo mnie milonga choć dla przeciętnego zjadacza chleba z początków XXI wieku jest diabelnie trudna. Więc na deser ostatnia. Zatańczona z ogniem przez Dianę Guspero i Miguela Zotto, w ubiegłym roku rzuciła amsterdamską widownię na kolana.



Stary Niedźwiedź

17 komentarzy:

  1. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,

    Tango jest zbyt wysublimowane. Dzisiaj tańczy się to i to promuje się w TV:
    http://www.youtube.com/watch?v=60MQ3AG1c8o


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Flavio, co to było? Łomot wytrzymałem 10 sekund, potem wcisnąłem "MUTE". A sam "taniec"? "Tancerze" sprawiali wrażenie, jakby wcześniej usiedli na słoiczku z tabasco.
      Wiem, siakiś niedzisiejszy jestem.

      Usuń
    2. Czcigodna Flavio
      Dzięki za tę próbkę "muzyki tanecznej". Odtąd wiem że jest gorzej niż myślałem. Chryste, co za syf!
      Zegar na moim blogu jest jako tako zsynchronizowany. Więc przed północą zechciej sprawdzić pocztę.
      A do tanga trzeba dorosnąć . Pewien progowy poziom wrażliwości jest niezbędny.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    aż miło popatrzeć, zwłaszcza na milongi. Oprócz nich podobają mi się jeszcze walce, zwłaszcza wiedeńskie (nieśmiertelny Johann Strauss syn).
    Niestety, dla mnie, jako osoby pozbawionej słuchu muzycznego i poczucia rytmu pozostaje tylko patrzenie i podziwianie.
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Refaelu
      Już tango, nawet w wersji "europejskiej" i "uczesanej" jest genialne. Zwłaszcza wtedy gdy tańczy się je z kochana kobietą a detale wyłuszczył wspomniany syn kolegi. A co dopiero milonga!
      Wspomniani Iza i Oskar wkrótce po przybyciu do miasta wybrali si e do knajpki z muzyka w jednej z proletariackich dzielnic Montevideo. I zobaczyli ze zwykli młodzi ludzie, robotnicy, taksówkarze, urzędniczki czy ekspedientki nie podrygują jak stado małp ale tańczą milongę. I to z takim ogniem że nawet Oskarowi oko zbielało. Ale wzięli się na ambit i jako tako dorównali tubylcom. Byli oczywiście w swetrach i dżinsach więc zostali zaakceptowani. A gdy Oskar postawił kolejkę dla wszystkich, usłyszał coś w stylu:
      OK gringo, jesteś wporzo. Wpadaj tu śmiało ze swoją laseczką.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Nie chcę straszyć, ale może być jeszcze gorzej. Wśród nastolatków modne jest to. Na portalu Lisa napisano, że ta "artystka" robi wiele dla równouprawnienia kobiet.

    http://www.youtube.com/watch?v=bbEoRnaOIbs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Flavio
      Obrazki z Twojego linku przypomniały mi scenkę z filmu przyrodniczego. W której stado małp dobrało się do namiotu ze sprzętem jakiejś ekspedycji do dżungli.
      Mail juz wysłany. Zechciej odpowiedzieć na moje wątpliwości.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Znów 10 sekund i MUTE na klawiaturze.

      Pozwolę sobie zacytować fragment felietonu znakomitego śp. Stefana "Wiecha" Wiecheckiego. O nieco innej muzyce, ale odczucia mam podobne jak pan Teofil Piecyk.

      Najpierw było słychać, jak by ktoś szafę z lustrem przewrócił, potem dał się słyszeć parowóz pośpiesznego pociągu i piła mechaniczna, czyli krajzega, oraz kowadło. Później ktoś tłukł kolejno dwanaście głębokich talerzy, a potem rozległo się takie wrr...drr...prr...prrr...prrr... (...) tam i krowy sie odzywali, i maszyna do szycia, i szyby ktoś cegłą wybijał, tramwaj dzwonił, ale najczęściej krajzegie było słychać.

      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. Czcigodny Refaelu
      Muszę to skopiować do galerii cytatów. Bo charakterystyka "muzyki współczesnej", zarówno symfonicznej jak i tej rzekomo do tańca, wprost genialna. Ale co się dziwić, przedwojenna kindersztuba.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Drogi Niedźwiedziu - No to teraz już mnie masz po swojej stronie całkowicie. Tak trochę podejrzewałem, że ta kolumna "Tak się kiedyś tańczyło" po prawej stronie musi być związana nie tylko z miłymi dla Ciebie nutkami.
    Ja sam jestem ,może raczej, byłem tancerzem. Nawet jakieś takie małe osiągniecie mam na swoim koncie (III miejsce w Turnieju o Puchar Krakowa w słabiutkiej klasie E w Łacinie, kilkanaście lat temu). I muszę przyznać, że właśnie tango argentyńskie nawet w tej, uczesanej, turniejowej wersji zrobiło na mnie ogromne wrażenie od samego początku mojej nauki tańca. To ogień na parkiecie, a to tańczone w wersji oryginalnej to musi być chyba pożar :-). Piszę "musi być" bo przez mój charakter pracy, nie mogę się go zacząć uczyć, chyba że zdarzyłby jakiś projekt odpowiednio długi w miejscu gdzie będzie jakiś nauczyciel - wtedy daje moją całą diety dewizową na lekcje :-). Nie mówiąc o szczęściu w postaci projektu w Buenos Aires.
    Na Twojego bloga trafiłem i odwiedzam go często ze względu na Twoje poglądy, b. podobne do moich a tu jeszcze okazało się, że jesteś miłośnikiem tanga tego "nieuczesanego" - no miód malina :-) .
    Tańce tego typu to wyższa szkoła jazdy, a tango z knajp Buenos, ze swoich rytmem, smakuje mi prawie tak jak "seta" z tatarem, sorry za porównanie.
    Moja żona wie o mojej miłości do tanga i widziała je też nie raz na żywo i widziała mnie jak ja na tańczące pary patrzyłem Komentarz był tylko jeden" nie waż mi się tańczyć tego z inną kobietą".
    Co będę pisał dużo, skala emocji w tym tańcu jest niewyobrażalna, jest jeszcze innego rodzaju zażyłość damsko-męska z podobną skalą emocji i ... tyle na ten temat -jesteśmy w kulturalnym towarzystwie przecież,
    serdeczne pozdrowienia z USA.

    P.S.
    Jutro lecę do kraju "drimlajnerem", mam nadzieje, że bez przygód

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny ASie
      Zacznę od radości z faktu iz na Antysocjalu pojawił się kolejny porządny konserwatysta-thatcherysta. I byłbym wdzięczny za częstsze komentarze. Niech lewizna i "wolnosciowy" pomiot wiedza że w Polsce Wielki Niemowa czy raczej Wielki Śpioch budzi się z letargu. I wkrótce walnie pięścią w stół.
      Równie miłym dla Ciebie miejscem byłoby Monte. Zechciej przeczytać moja odpowiedź udzielona czcigodnemu Refaelowi72 . I trzeba pamietać że w Monte w kawiarni "La giralda" około roku 1917 (źródła nie są zgodne) młody student architektury Gerardo Matos Rodriguez napisał "La Cumparsitę". Dzisiejsze "przeboje taneczne" mógłby zaśpiewać młynek do kawy albo wiertarka udarowa. A Cumparsit śpiewał najwybitniejszy obok Caruso tenor pierwszej połowy ubiegłego stulecia czyli Tito Schipa. Oto jego wykonanie:
      http://www.youtube.com/watch?v=Wm7wYiNt48k
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. No cóż, może gdybym trafiła na odpowiedniego tancerza w odpowiednim momencie wówczas mój stosunek do tanga byłby należycie nabożny...
    Nie żebym była przeciwko ale mam traumę z czasów kiedy byłam ponętna i młoda, bo teraz już tylko młoda;) Otóż podjęłam kilka prób nauczenia się tanga ale widać mój wrodzony wdzięk ;))) był powodem nieustannych porażek. A to jeden choć pełen zapału, ucho miał słoniowe i nie tylko nie trzymał się rytmu ale pląsał po parkiecie wyginając mnie w najmniej spodziewanym momencie nieomal uszkadzając potylicę. Innym razem całkiem niezły tancerz tak się roznamiętnił, że musiałam przetańczyć pół tanga przyciśnięta do torsu i dosłownie nadziana na kolanko. Cudem nie dostał wtedy w twarz ,a ja uwolniwszy się stwierdziłam, że tango to taniec dla zboczeńców ;))) Kilka następnych prób także kończyło się zbytnią poufałością ze strony pana co tylko umocniło mnie w przekonaniu, że od tanga powinnam trzymać się z daleka.
    Obejrzałam linki zamieszczone przez Ciebie Stary Niedźwiedziu i gdybym miała takiego tancerza jak Chico albo była taką sarenką jak Juana chyba dałabym sobie jeszcze jedną szansę jako, że uwielbiam tańczyć i odnosiłam w tej dziedzinie spore sukcesy na niwie towarzyskiej :)
    Zgadzam się, że tango jest pełne namiętności i emocji ale ja nie lubię takich kontaktowych tańców :) Chociaż..
    Kiedyś na weselu przyjaciółki byłam świadkiem razem z ówczesnym narzeczonym innej przyjaciółki. Chłopak był przez nas nazywany "laczkiem", bo nie miał nic do powiedzenia i był jakiś taki myszowaty. Kiedy opróżniliśmy beczkę okowity byłam w stanie spojrzeć życzliwie na owego kompana i dałam się porwać do tańca, bo zaraz po parze młodej mieli tańczyć świadkowie.
    Nigdy w życiu nie miałam lepszego partnera do tańca. Okazało się, że myszowaty chłopak zdominowany przez naszą przyjaciółkę i jak nam się wydawało pozbawiony cojones na parkiecie zamieniał się w księcia co tam w królewicza!
    Prowadził lekko, z wyczuciem ale z siłą która pozwalała wyczuć każde drgnienie ciała i szaleć w rytm muzyki. Nasze ciała współpracowały idealnie a poczucie rytmu i uwielbienie muzyki dało tak piorunujący efekt, że dostaliśmy oklaski i nie chcieliśmy zejść z parkietu przez 3 godziny:) Tango zakończyło nasze tańce i co tu dużo gadać oboje mieliśmy spore nieprzyjemności od swoich partnerów :)
    Od tamtej pory myszowaty i ja zadzierzgnęliśmy transcendentne porozumienie dusz ale los nie dał nam niestety więcej okazji to tańca. Zawsze jednak będzie w mojej pamięci ten niepozorny chłopak, który na parkiecie zamieniał się w mężczyznę marzeń :)
    Piękny wpis Stary Niedźwiedziu, dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Ewo
      Poruszyłas dwa niezwykle istotne kwestie: zanik umiejętności tańczenia oraz ogólne schamienie mężczyzn.
      To przecież dziewczyna jeśli odczuwa taka chęć, może się w tangu przytulić do mężczyzny, dając sygnał że akceptuje "skrócenie dystansu". Ale nie znaczy to że on ma ją nadziewać na kolano! Dżentelmen ograniczy się do tańca "cheek to cheek" i szeptania do uszka. A wspomniane przez syna kolegi dyskretne pocałunki w mojej ocenie są na miejscu w przypadku par dzielących nie tylko stół ale i inny mebel.
      Bądź uprzejma wieczorem otworzyć pocztę bowiem a propos tanga podzielę się z Tobą bardzo osobistymi refleksjami.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Tańce takie jak cha cha , rumba, samba, salsa, walc czy tango wymagają umiejętności i dlatego bele kto z bele kim tego tańczyć nie powinien:)
    Dżentelmeni na wagę złota, to fakt Stary Niedźwiedziu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Ewo
      Masz święta rację że tańce które wymieniłaś wymagają pewnych "podstaw teoretycznych" plus minimum praktyki. Ale jaka wspaniała jest nagroda za zainwestowany wysiłek!
      A dżentelmen na którym kobieta zrobiła wielkie wrażenie, nie spieszy się niczym jakiś pryszczaty smarkacz. Gdy widzi że jego starania nie są drugiej stronie niemiłe, daje dziewczynie do zrozumienia że interesuje go ona jako całość. A nie wyłącznie to na czym chodzi, siedzi i oddycha, że użyje ludowej metafory. Dawniej takie postępowanie nie było niczym szczególnym. Dzisiaj w epoce chamstwa i "flirtu" polegającego na pytaniach pokroju "no to ćpamy czy się pieprzymy?" to wunderwaffe.
      Bardzo dziękuję za informacje "na priva". Najciemniej pod latarnią!
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. To tak jak z podawaniem ręki na przywitanie z nieznajomym mężczyzną. Jeżeli pani chcę dać się dotknąć panu się z nią witającemu, to podaje mu dłoń jeżeli nie to poprzestaje na ukłonie i dlatego właśnie kobiety podają pierwsze dłoń na przywitanie, jeżeli tego chcą. Ale czy jeszcze pamiętamy takie szczegóły?
    I wtedy to co powyżej napisał Niedźwiedź ma sens
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czcigodny Asie
      I dlatego uważam dzisiejszy "luzik" za po prostu totalne schamienie. Skoro od dłuższego czasu mam przyjemność gościć Ciebie na "Antysocjalu", wiesz że nie jestem niewolnikiem "czekania do ślubu'. Ale nikt mi nie wmówi ze do przekroczenia Rubikonu nie są konieczne silna wieź uczuciowa, stawianie dobra drugiej strony co najmniej na równi z własnym oraz odpowiedzialność. A coś co w przypadku "wpadki" daje dziewczynie pieniądze i mówi żeby "coś z tym zrobiła" to jedynie gówno w ludzkiej skórze.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń