wtorek, 3 maja 2016

Majowe triduum, czyli potęga stereotypów

Początek maja redakcja „Antysocjala” traktuje po prostu jako trzy dni wolne od pracy, do których nie przykłada zbyt wielkiego bagażu uczuciowego. Może to Szanownych Czytelników zdziwi, ale najbardziej akceptujemy Dzień Flagi, przypisany do 2 maja. Bowiem barwy narodowe są dla nas niekwestionowaną wartością, i nie można tego dnia lekceważyć, porównując z socjalistycznymi „świętami” z czasów PRL, pokroju Dnia Prządki czy Dnia Odlewnika.
Dzień 1 maja zawsze będzie nam się kojarzyć z socjalizmem, który w całości odrzucamy. Niektórzy wędkarze dawniej żartowali , że jest to dzień św. Szczupaka, bowiem okres ochronny tego drapieżnika kończył się 30 kwietnia. Ale obecnie to określenie chyba już wyszło z obiegu.
Natomiast świętowanie 3 maja napawa mnie smutkiem. Bowiem pokazuje, jak wielka jest siła stereotypów. W tym przypadku można się doliczyć co najmniej trzech.
Pierwszy z nich nakazuje chlubić się pierwszą w Europie a drugą w świecie konstytucją. Bowiem kojarzenie faktów i zauważenie, że była ona tylko i wyłącznie przedostatnim gwoździem do trumny Rzeczpospolitej, przekracza możliwości romantycznych „walczaków”.
Drugi komunał głosi, że w wyniku rozbiorów Rosja cokolwiek zyskała. A przecież jeden rzut oka na mapę z roku 1795 pokazuje, że mocarstwo to straciło na rzecz Prus najwartościowsze gospodarczo ziemie swojego polskiego protektoratu.
Trzeci szkodliwy stereotyp, groźny, bo lekceważenie tradycyjnego wroga zawsze jest niebezpieczne, to traktowanie Prusaków jako tępawych prostaków, opowiadających przy piwie, wurscie i sałatce kartoflanej prymitywne dowcipy. Powielając taki obraz zapomina się, że już w XVIII wieku dyplomacja Królestwa Prus przeprowadziła kilka błyskotliwych akcji, z Polakami w rolach naiwnych wieśniaków, ogranych na bazarze w trzy karty.
Pierwsza taka rozgrywka miała miejsce podczas pacyfikowania przez wojska rosyjskie Konfederacji Barskiej. W decydującej fazie Rosji dopomogły Prusy i Austria, każąc sobie słono za to zapłacić. Rosja formalnie przyłączyła do swojego państwa mało istotny kawałek Wielkiego Księstwa Litewskiego. Austria zdobyła więcej wartą Galicję bez Krakowa. Królestwu Prus przypadły Prusy Królewskie (bez Gdańska i Torunia) oraz Warmia, zapewniające im utworzenie spójnego terytorialnie państwa od Łaby po Niemen. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc dyplomacja pruska czekała na możliwość powtórki. Czyli nakłonienia Polaków do kolejnego walecznego fajerwerku i udzielenia Rosji pomocy w tłumieniu takowego, rzec z jasna po paskarskiej cenie. Bowiem o ile inne europejskie państwa z najwyższej półki, takie jak Francja, Rosja, czy Austria po prostu miały silne armie, o tyle Prusy były silną armią, która zdobyła sobie i nieustannie poszerzała swoje państwo.
W latach osiemdziesiątych XVIII wieku, co nie co upraszczając sprawy, ukształtowały się dwa bloki państw. Blok „cesarski” składał się z Rosji oraz Austrii, połączonej z nią wspólnym celem zdobywania kolejnych ziem na coraz bardziej słabnącej Turcji. Antagonistą  był blok „królewski”. Należały doń Szwecja, nieustannie dążąca do rewanżu i odwojowania  Finlandii, w
większej części zdobytej już prze Rosję. Analogiczne przyczyny były powodem tradycyjnej antyrosyjskości i antyaustriackości Turcji. Wielka Brytania nie chcąc dopuścić, by Rosja zdobyła cieśniny Bosfor i Dardanele i pojawiła się na Morzu Śródziemnym, wspomagała Turcję. A Prusy skłaniały się do koalicji królewskiej, dobrze wspominając odebranie Austrii całego Śląska podczas Wojny Siedmioletniej, podczas której dzięki niesamowitemu szczęściu i angielskiemu złotu pokonały koalicję austriacko – francuską, przez pewien czas wspomaganą również przez Rosję. Ale zawsze miały w zapasie plan B, czyli próbę wystrugania z niczego kolejnego rozbioru Rzeczypospolitej.
W roku 1787 rozpoczęła się kolejna wojna rosyjsko – turecka. W lutym 1788 po stronie Rosji opowiedział się Austria a w lipcu 1788 Szwecja wypowiedziała wojnę Rosji. Skoro Rosja przynajmniej przez pewien czas miała związane dwoma wojnami ręce, caryca Katarzyna nakazała królikowi Poniatowskiemu zwołanie sejmu, co nastąpiło 6 października 1788. Początkowo jego głównym zadaniem miało być radykalne zwiększenie, rzecz jasna za zgodą najjaśniejszej gwarantki, liczebności armii Rzeczypospolitej. Oczywiście nie aż do stu tysięcy, jak bałamuci Wikipedia. Okrągła ta liczba już podczas obrad sejmu,
została przyjęta przez aklamację na wniosek wojewody sieradzkiego Michała Walewskiego, byłego konfederata barskiego a późniejszego targowickiego. A gdy okazało się, że panowie posłowie, co i obecnie nie jest w Polsce niczym niezwykłym, nie mają cienia bladego pojęcia o realnych możliwościach budżetu państwa, później zmniejszono ją do sześćdziesięciu tysięcy, co i tak nie zostało zrealizowane. W każdym razie carycy potrzebny był polski korpus posiłkowy do wojny z Turcją. Ale wydarzenia nabrały dynamiki, której ona nie przewidziała.
Już 13 października 1788 poseł pruski Ludwig von Buchholz przedłożył sejmowi deklarację, przestrzegającą przed wiązaniem się sojuszem wojskowym z Rosją. W zamian zasugerował on sojusz z Prusami, które gwarantowałyby suwerenność Rzeczypospolitej. Przynęta została połknięta, rozpoczęły się tajne rozmowy polsko – pruskie. A w Warszawie, która nagle z dyplomatycznego zaścianka awansowała na ważną w pruskiego punktu widzenia stolicę, nastąpiła zmiana przedstawiciela dyplomacji pruskiej. Skąpego, stroniącego od wystawnego życia towarzyskiego, a zatem budzącego głównie politowanie szlachty von Buchholza zastąpił największy as pruskiej dyplomacji, markiz Girolamo Lucchesini. Mówiąc językiem kibiców sportowych, włoski internacjonał grający w klubie Prusy.
Początkowo Prusy zaproponowały „plan zamienny” autorstwa swojego ministra spraw zagranicznych, hrabiego Ewalda von Herzberga. Zakładał on, że Rzeczpospolita, działając w sojuszu z Prusami przeciwko Austrii, odzyska Galicję. Austria powetuje sobie tę stratę podbojem jakiejś części terytorium Turcji. A Prusy zadowolą się aneksją Gdańska i Torunia, stanowiących po pierwszym rozbiorze dwie polskie enklawy na terytorium Prus. Plan ten nie został publicznie ogłoszony, bowiem stronnictwo patriotów (Stanisław i Ignacy Potoccy, Adam Kazimierz Czartoryski, Hugo Kołłątaj i jeszcze mniejsi od nich mężykowie stanu) słusznie obawiało się skandalu i sprzeciwu sejmu. Nie został też zrealizowany, więc siłą rzeczy skazani jesteśmy na domysły. Ale wydaje mi się czymś wręcz nieprawdopodobnym, aby intencje Prus były uczciwe, a tym bardziej cena, którą miałaby zapłacić im Rzeczpospolita (Gdańsk i Toruń), aż tak niska.
Lucchesini wykonał tytaniczną pracę piarową. Sejm w styczniu 1789 zlikwidował Radę Nieustającą, co formalnie oznaczało odrzucenie rosyjskich gwarancji, betonujących ustrój Rzeczypospolitej od czasu Sejmu Niemego. W tym samym roku zażądano ewakuacji z jej ziem wojsk i magazynów rosyjskich, na co uwikłane w dwie wojny cesarstwo musiało się zgodzić. 10 grudnia 1789 w sejmie odczytano list króla Prus, obiecującego sojusz pod warunkiem przeprowadzenia w Rzeczypospolitej reform ustrojowych, usprawniających funkcjonowanie państwa. Co powinno być dzwonem na trwogę dla ludzi zdolnych do logicznego myślenia. Ale poza księciem biskupem warmińskim Ignacym Krasickim, wśród ludzi udających polityków podczas ostatniego dziesięciolecia istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów, nie potrafię nikogo takiego wymienić z imienia i nazwiska. Sojusz został podpisany 29 marca 1790.
Na prośbę polskich negocjatorów, w dokumencie nie było mowy o cesji wymienionych dwóch miast. Informacja ta miała pojawić się dopiero w traktacie handlowym. Obydwie strony gwarantowały sobie integralność terytorialną i pomoc wojskową w przypadku agresji strony trzeciej. Dopuszczano dobrowolne uregulowanie kwestii terytorialnych (Gdańsk i Toruń!).
Sprawy na arenie europejskiej zaczęły się komplikować. Prusy zmobilizowały na Śląsku dużą armię do wojny przeciw Austrii, brakowało im już tylko dogodnego pretekstu, co wówczas było ważną sprawą. Ale Austria uchyliła się od wojny, kanclerz książę Wentzel von Kaunitz nie dał się sprowokować i 27 lipca 1790 Prusy i Austria podpisały w Dzierżoniowie (wtedy zwanym Reichenbachem) traktat regulujący sporne kwestie. 14 sierpnia zakończyła się wojna rosyjsko – szwedzka. A 6 września tegoż roku Sejm Czteroletni podjął uchwałę o niepodzielności ziem Rzeczypospolitej. Plan von Herzberga, abstrahując od jego szczerości, legł w gruzach. A Prusom pozostało wyłącznie stawiać na polskie seppuku. Patrioci byli już dokładnie zaprogramowani i pracowali pełną parą nad reformami ustrojowymi. Lucchesini mógł zatem opuścić polski posterunek i zająć się palącymi problemami dyplomacji pruskiej, związanymi z rewolucją francuską. Bo do dopilnowania pomyślnego zakończenia dzieła wystarczył jego następca w Warszawie, hrabia August von der Goltz.
Co było potem, o tym już uczą w szkołach, więc nie muszę się rozwodzić. Wiwat maj, trzeci maj. 9 stycznia 1792 Rosja kończy wojnę z Turcją traktatem w Jassach. Armie Kreczetnikowa i Kachowskiego wkraczają na terytorium Rzeczypospolitej. Zieleńce i Dubienka na otarcie łez, królik przystępuje do Targowicy, ostatni rozbiorowy sejm w Grodnie. Jeszcze poczciwy saper, ale żaden wódz Kościuszko wbije ostatni gwóźdź do trumny i „Finis Poloniae”.
Stary dowcip o małym Jasiu głosi, że opowiedział on w klasie bardzo nieelegancką bajeczkę o skowronku, krówce i jastrzębiu. A gdy zdegustowana nauczycielka spytała o morał, Jasio powiedział, że przecież są aż trzy:
1. Nie każdy, kto na ciebie napaskudzi, jest twoim wrogiem.
2. Nie każdy, kto cię z łajna wyciągnie, jest twoim przyjacielem.
3. Jak siedzisz w łajnie, to nie śpiewaj.
Wielka szkoda, że „płomienni polscy patrioci” z końca XVIII wieku nie znali drugiego i trzeciego.

Stary Niedźwiedź

13 komentarzy:

  1. Na Wirtualnej Polsce ukazał się ciekawy artykuł, krytyczny wobec czczonej Konstytucji. Z kolei Onet od lat celebruje to święto.

    http://historia.wp.pl/title,Czy-uchwalenie-Konstytucji-3-Maja-bylo-bledem-ktory-kosztowal-Polske-niepodleglosc,wid,18302788,wiadomosc.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Flavio
      Nie chwaląc się, jeszcze na starym onetowym Antysocjalu krytykowałem dwie święte krowy romantycznych walczaków: rzeczoną konstytucję i Powstanie Warszawskie. Cieszy mnie, że to zaczadzenie bohaterszczyzną powoli mija. Bo i we "Frondzie" pan profesor Andrzej Chwalba napisał o 3 maja tekst, z którym w jakichś 90% się zgadzam. Ale obawiam się, że nie dożyję podobnego spojrzenia choćby na Powstanie Listopadowe. Bo w kwestii oceny jego szans, nie spotkałem się jeszcze z historykiem któremu nie byłaby obca znajomość rachunków na poziomie absolwenta podstawówki. Bo tylko ktoś taki może twierdzić, że w tamtym czasie i w takim miejscu Europy były one niezerowe.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Jarek Dziubek3 maja 2016 15:01

    Szanowny Stary Niedźwiedziu, od kilku lat znam Twój stosunek do konstytucji 3-majowej. Nie jestem jakimś wielkim znawcą tematu, ani też wybitnym historykiem, więc brak mi argumentów, by z Tobą polemizować. O ile rozumiem Twoją argumentację (nie z tego wpisu, a z któregoś z poprzednich lat), to ta konstytucja była zła, bo była za dobra. I wrogie nam państwa ościenne nie mogły pozwolić na to, by Polska stała się najnowocześniejszym państwem w regionie.
    Pozostając w zgodzie z taką argumentacją, powinniśmy się cieszyć, że obecna kwachowa konstytutka jest taka beznadziejna, bo dzięki temu mamy spokój i wszyscy nasi sąsiedzi mogą mieć nas w 4 literach.
    Mimo całej sympatii, nie jestem w stanie przyjąć takiego stanowiska za własne. Jednak nie obraziłbym się, gdyby dziś w Polsce obowiązywała Konstytucja 3 Maja, a nie ten beznadziejny kwachowy glejt z 1997 roku, przeciwko któremu wówczas głosowałem, gdyż go przed referendum jako jeden z nielicznych przeczytałem.
    Jeśli chodzi o komusze święto pierwszomajowe, to moje zdanie jest identyczne, jak Twoje, więc nie ma tu co komentować. Najchętniej bym je zniósł.
    Natomiast tzw. święto flagi narodowej jest dla mnie jakimś ochłapem na pocieszenie rzuconym przez Brukselę państwom narodowym. Co prawda nie macie misie niepodległości, możemy wam zabronić peklowania golonki lub wędzenia kiełbasy, a także narzucić kwoty imigrantów, a wy sobie za to możecie 2 maja poczcić flagę. Z tego powodu nie darzę owego święta sympatią.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Jarku
      Zacznę od dyrektyw tych europojebów.
      http://www.biznes.newseria.pl/news/ue_nie_zakazuje,p683239679
      W kwestii wędzenia, pan Janusz Rodziewicz, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP uspokoił,że na "wyroby regionalne" będą obowiązywać dawne normy i dla polskich masarzy nie stworzy to problemu. Ten zakaz peklowania to tegoroczna wymiocina eurobydła. Więc będzie złożony protest. A ja proponuję zmienić nazwę operacji technologicznej, dawniej zwanej peklowaniem. Skoro marchew jest owocem a ślimak rybą, to peklowanie może odtąd być na przykład kondycjonowaniem. Czyli raz sierpem, raz młotem brukselską hołotę!
      A w kwestii konstytucji, sytuacja jest obecnie lepsza niż w ostatniej dekadzie XVIII wieku. Orban zmienił konstytucję na taką, która bardzo nie spodobała się brukselskim ciotom, a żaden eurowehrmacht nie udzielił Madziarom bratniej pomocy. Zresztą Szkopy mają teraz megaproblem z islamskim bydłem, i z tym się prędko nie wykokoszą. Z kolei sk**wysyn Putin ograniczył działalność swojego Legionu Condor w Syrii, bo budżet mu się sypie. Nie amputował też Ukrainy wschodniej, na pewno nie dlatego, że nie chciał. Więc jestem dobrej myśli. Rozsądne reformy Polski spotkają się głównie ze szczekaniem "leberałów" typu Huja Ferhofsztda. Już większym ogranicznikiem jest PiSowski socjalizm.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Zgadzam się z Twoim stanowiskiem, najwyżej cenię Dzień Flagi. Uważam jednak, że sytuacja geopolityczna nie różni się tak bardzo od XVIII wiecznej. Wyszehrad jest pozytywny, ale nie zastąpi sojuszu z mocarstwem. Dlatego nie popieram polityki antyrosyjskiej, którą uważam za maniakalną. Naturalnie Polska powinna w istotnych sprawach dbać o swoje interesy, choćby się to nie podobało Rosji - np. niezależność energetyczna, zachowanie Ukrainy jako państwa buforowego - ale niekoniecznie w UE i NATO. Ale po co ich rozjuszać np. zakazem przejazdu grupki motocyklistów, nieustannym wieloletnim demontowaniem pomników? Wybrane pomniki należy zdemontować wszystkie na raz, a pozostałe można w jakiś sposób czcić, aby wykorzystać rosyjski sentymentalizm.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Sytuacja jest istotnie podobna w kwestii niemieckich urojeń i prób rządzenia całą Europą. Oraz prób wasalizacji Polski jako niezmiennego od trzystu lat filaru rosyjskiej polityki zagranicznej. Z którą jako tako normalne relacje może mieć jedynie państwo dostatecznie od tego gniazda zbójów oddalone.
      Na sczęście rosyjski budżet, oparty głównie na eksporcie ropy i gazu, rozpieprzył się w drobną kaszkę. A Pan Bóg, po raz nie zliczę już który, załatwił coś, co leżało poza zakresem polskich możliwości. Bo okazało się, że nie tylko krowom zdarza się gąbczaste zwyrodnienie mózgu. Na tę chorobę zapadła też enerdowska świnia, "ubogacając" swój kraj ponad milionem islamskiego bydła. Z tym się na pewno szybko nie wykokoszą. Tym bardziej, że nie sądzę, by durne Szkopy dały w najbliższych wyborach władzę AfD.
      Co do pomników, masz rację, że lepiej by byłoby rozwiązać problem raz na zawsze. Spytać Rosjan, czy dowieźć im to do granicy? A jak nie zechcą, to recykling. A gdyby to ode mnie zależało, to tej banderii na motocyklach przydzieliłbym policyjną eskortę, rzecz jasna w trosce o nich. I oczywiście grzecznie uprzedziłbym, że czerwone flagi ze swastyką lub sierpem i młotem są w Polsce zakazane.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Szanowny Stary Niedźwiedziu,

    Nachodzi mnie taka oto konkluzja, że kiedy brakło w Polsce silnej władzy monarszej, skończyło się polskie państwo. Cóż, demokracja nigdy Polsce nie służyła i służyć nie będzie. Przypominają mi się słowa Grzegorza Brauna, że jak nie wymodlimy sobie powrotu króla, to już po nas. Coś w ty jest. Bakcylem monarchizmu zaraziłem się niedawno, ale coraz bardziej mnie on przekonuje.

    Serdecznie pozdrawiam, TF.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Tie Fighterze
      Znam tylko jeden przypadek monarchii, w której panujący nie jest tylko drogą w eksploatacji dekoracją, lecz ma realną władzę. A poddani w referendum nawet ostatnio ją zwiększyli, rezygnując z pewnych prerogatyw swoich wybieralnych ciał. To książę Liechtensteinu Hans Adam II. Tyle tylko że to dotyczy kraju wielkości dużej polskiej gminy (37 tys. mieszkańców).
      Swego czasu Szwedzi mieli ze swoim królem podobne emocje, co my z publicznymi wystąpieniami chrabiego Bula. Moim zdaniem zbyt wielkie ryzyko.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Szanowny Stary Niedźwiedziu,

      Owszem, wybierając sobie króla można trafić na mendę. Ale można też trafić wielkiego władcę. Wybierając sobie od 25 lat sejm i senat - zawsze wybieramy mendy i tylko mendy. Co zatem jest do stracenia?

      Usuń
  5. Dobrze ze zostal podniesiony ten temat.Szkoda ze nie ma teraz mozliwosci szerzej go opisac.I Rzeplita byla ''wysadzana'' dluzej niz ''starozytny Rzym''.Po szoku 1385 kiedy to polski vice-krol zrobil Jogielle ''mezem krolowej'' Po rozjechaniu zwiazku Krzyzackiego i sojsznikow w 1410r trwal caly czas proces rozszadzenia Rzeplitej od srodka. Temat rzeka.

    wesol wieczor
    PiotrROI


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Piotrze
      Co do długotrwałości psucia państwa, moim zdaniem czas psucia Rzymu i państwa Jagiellonów / Rzplitej są zbliżone. Już za Oktawiana Augusta senat był tym, czym sejm w PRL.
      Moją opinię o zaprzepaszczeniu już na początku XVI wieku szansy na rządzące Europą Międzymorze, czyli firmę Bracia Jagiellonowie i S-ka, znasz od dawna. Ale drugim powodem nieszczęścia był jagielloński brak odruchu rozdeptania smoczych jaj. O Jagielle pod Malborkiem mamy identyczną opinię. Po raz drugi sprawę spieprzył litościwy Zygmunt Stary, który ulitował się nad siostrzeńcem. Po raz trzeci szansa przeszła koło nosa, gdy po wymarciu linii Albrechta, sarmaccy kretyni zgodzili się na sukcesję linii brandenburskiej. O wyczynach Zyzia III Nocnika w sprawach Rosji, wiesz więcej ode mnie.
      Swego czasu moja przyjaciółka, na tym blogu znana jako Milom, zaproponowała ponuro korektę naszego hymnu. Czyli dopisanie na samym początku słów "Jakim cudem".
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Przyznam, że historia nie była i nie jest moją mocną stroną. (Jeśli czytam coś w temacie to raczej "anegdotycznie".) Jednak o "Jagiellonowie & S-ka" chętnie bym poczytał - zwłaszcza gdyby było napisane językiem autorów antysocjala, bo według mnie jest świetny. Taki wpis był czy tylko temat przewiną się gdzieś / kiedyś w komentarzach?

      Usuń
  6. Szanowny Niedzwiedziu,

    '' Co do długotrwałości psucia państwa, moim zdaniem czas psucia Rzymu i państwa Jagiellonów / Rzplitej są zbliżone ''

    To zaskakujace ze wszelkie reformy jakie wprowadzono za czasow tej dynasti byly wymuszone przez ''oswiecona szlachte'' ba nawet ze sporym udzialem magnateri w osobach Ossolinskich,Kmitow,Ostrorogow czy Kamienieckich (ten ostani to oczywiscie ''mikro-magnat'').

    ''Czyli dopisanie na samym początku słów "Jakim cudem". ''

    To zwykla 'ekonomia'' Reformy Kazmierza Wielkiego byly gruntownie przemyslane.W skrocie ''zainwestowal'' w drobna i srednia warstwe szlachty.To doskonale widac nawet w pozostalych do naszych czasow dyplomach.Ktos moglby powiedziec ze to ''rozdawnictwo'' lecz bylo to dosc dobrze przemyslane gdyz za otrzymaniem przywileju miales niepisany obowiazek zbudowac zamek (albo drugi) ''zalorzyc'' miasto (stad w XIV wieku setki wsi ''zmienialy sie w miasta) -z ekonomi wojskowej jedna wioska mogla oplacic co najwyzej jednego rycerza lecz miasto oplacalo zwykle kilku a zamek kilkunastu.Wiec rycerze zamiast szukac zatrudnienia poza zawodem,(czesto u obcych panow) mieli ja zapewniona prace.Doskonalemy przykladem sa Sulimczycy ktorzy do XIV byli bardzo biedna szlachta majaca dzialy czesto w kilku roznych wsiach -stad tez Dlugosz musial wymyslec im pochodzenie ''z Nad Renu'' bo nic innego nie mogl znalesc gdyz nikt o nich nie pisal wczesniej poza lokalnymi dokumentami koscielnymi).Leliwow do XIV wieku nie znajdziesz na zadnym z setek liczacych sie urzedow.Stopien kasztelani malego miasta to bylo maksimum ich mozliwosci -W drugiej polowie XIV wieku pelnili urzedy kasztelanow krakowskich,sandomierskich itd.Jelidczycy (tzw. ''Florian Szary'' wymyslony przez Dlugosza)tylko czasowo zasiadali na urzedach 2 a zwykle 3 kategorii.Jastrzebie byli tak rozproszeni ze tylko w ksiestwie mazowieckim trzeba bylo wydawac dla nich osobne przywileje dla tego rodu.Choc ''widoczni'' od wiekow wiecej niz 1 choragwi nie wystawiali. Pod Grunwaldem wystawili 3 (Jastrzebie-Bolesty,Po-Bodze,Lubicz)

    Juz na poczatku XV wieku widzimy rowniez ''zyski'' z inwestycji Kazmierza Wielkiego (i nie zapominajmy o vice-krolu Tenczynskim)w edukacje szlachty.

    Jak widzisz Kazmierza Wielki mial swietnych doradzcow a jego dzielo przetrwalo zaskakujaco dlugo biorac pod uwage ilosc wrogow i okolicznosci.

    wesol dzien
    PiotrROI

    OdpowiedzUsuń