środa, 19 lutego 2020

Pomysłowy Dobromir: Maria Antonina czy kret w szeregach Kompromitatów?

Nie ukrywam, że początkowo odnosiłem się do Konfederatów ze sporą dozą sympatii. Łajno w muszce na służbie Putasa czy domorosły Savonarola od batożenia dewiantów i koronacji Zbawiciela na króla Polski wywoływali u mnie odruch wymiotny samym swoim widokiem, że nie wspomnę o głoszonych przez nich bredniach. Tym nie mniej pozostałą dziewiątkę z ich koła poselskiego uważałem za ludzi rozsądnych. Czemu dałem wyraz we wpisie o ich wyborach kandydata na prezydenta. Choć nie ukrywam, że zarówno brak wyższych studiów, jak i humorystyczne dochody pana Krzysztofa Bosaka w jego deklaracji majątkowej (czyżby jeszcze jeden stary koń na garnuszku rodziców?) na pewno nie były jego plusami.
Ale w miarę upływu czasu zarówno jego wypowiedzi, jak i złote myśli posłów z tego koła spowodowały, że moja sympatia topniała w oczach.
Wszystkich ich głupot nie chce mi się w sieci tropić, zatem ograniczę się do trzech, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.


Najpierw sam Bosak stwierdził, że podpisanie przez prezydenta Dudę ustawy dyscyplinującej szajkę fioletowych ludzików niczego nie rozwiąże, a tylko zaogni sytuację. Jeśli nie widzi on palącej konieczności przecięcia tego wrzodu i usunięcia z ferajny takich warchołów jak Juszczyszyn czy Stuleya, to serdecznie dziękuję za takiego prezydenta. A kandydatowi radzę wziąć rozbrat z polityką i skończyć jednak jakiś choćby niepoważny uniwersytecki fakultet, póki ma zapewniony wikt i opierunek.


Potem ruska onuca popisała się stwierdzeniem, że gdyby podczas wyborów prezydenckich w roku 2015 można było przewidzieć, że w nieodległych jesiennych wyborach parlamentarnych PiS zdobędzie samodzielną większość w sejmie, to należało wtedy stanąć na głowie, by doprowadzić do reelekcji chrabiego Bula. Ta rzygowina ani trochę mnie nie zdziwiła, ale gdy zaczął jej bronić pan Dziambor, moje zaskoczenie nie miało granic. Bo jeśli nie przeszkadzał mu cham skaczący po krzesłach w japońskim parlamencie i zwalający zadek w fotel, gdy jego goście w randze głów państw jeszcze stali, to moja sympatia dla pana Artura spadła do zera. 


I w końcu pomysłowy Dobromir. Podczas gadających głów w Polsracie posłanka lewizny chcąc zasugerować, że bronią oni ludzi słabych i ubogich, wspomniała o niewątpliwie realnie istniejącym problemie "wykluczenia transportowego" osób mieszkających w małych miejscowościach, a już zwłaszcza wsiach. Problem ten znam doskonale ze swojej mazurskiej letniej stolicy. Gdy w niej przebywam i planuję wyjazd na zakupy do jednego z dwóch pobliskich miast powiatowych, zawsze pytam zaprzyjaźnionych tubylców, czy nie mają chęci pojechać ze mną lub czy im czegoś nie kupić.
Posłance tej wpadł w słowo pomysłowy Dobromir, stwierdzając:


-Niech ludzie po prostu kupują samochody.

A gdy doszedł do głosu, rozwinął ten genialny pomysł:


-Ludzie jakoś dojeżdżają. W ten sposób natomiast znowu marnujemy pieniądze na państwowe autobusy, które będą nieefektywne, zamiast dać ludziom zarobić na to, żeby ci, którzy nie mają samochodów, też woleliby mieć samochód.


Debilowi należy wytłumaczyć, że we wsiach ludzie pracujący i jako tako zarabiający, jeżdżą "używkami". Ale starsi z problemami ze słuchem, wzrokiem i refleksem, na pewno nie zdali by egzaminu na prawo jazdy. A gdyby jakimś cudem je zdobyli a święty Mikołaj sprezentował im auto, na drodze stanowiliby zagrożenie dla siebie i innych. I żadne ruchy podatkowe w tej grupie wiekowej niczego by nie zmieniły.
Gdy we Francji zaczęły się  rozruchy, nazwane potem Wielką Rewolucją Francuską, królowa Maria Antonina zainteresowała się ich przyczyną. A po usłyszeniu, że protestującym brakuje chleba, popisała się złotą myślą:
-Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!
Sprawdziłem w sieci, że Dobromir Sośnierz należał do chyba wszystkich wylinek łajna w muszce. Zatem nie widzę dla niego lekarstwa, bo tak zaawansowane stadium mikkizmu-kurwinizmu jest nieuleczalne niczym AIDS.


Jeden z moich przyjaciół, gorący zwolennik Konfederatów, snuł marzenia o udziale pana Bosaka w drugiej rundzie wyborów. Moim zdaniem koledzy nastrzelali mu tyle samobójów, że zajęcie piątego miejsca, czyli wyprzedzenie choćby jednej osoby z tercetu tęczowy gumofilc, żałosna ciota plus WSIowa wydmuszka byłoby wielkim sukcesem. A przy takiej strategii przyszłość Konfederatów w parlamencie widzę w czarnych barwach.


Ludzie w Polsce bywają złośliwi i lubią przekręcać nazwy partii politycznych. Ruch Podtarcia Palikmiota czy .Nowodebilna najlepszymi przykładami. Zatem nie zdziwię się, jeśli to koło poselskie ludzie nazwą Kompromitacją.

Stary Niedźwiedź

37 komentarzy:

  1. To tych starszych niedołężnych niech wożą podajniki szklanek z wodą na starość. Ja już widzę jak dymają na przystanki po 1.5km z buta na te dopłacane autobusy. Obstawiam śmiertelność 1%/wyprawę. Jeszcze jest opcja z podajnikami deportującymi emerytów bliżej cywilizacji. Biorąc pod uwagę zawartość powietrza jakie by takie autobusy woziły taksówki mogłyby nawet wyjść taniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla sporo starszych osób ani autobus oddalony o 1,5 km ani samochód do śmierci nie są rozwiązaniem. Co nie zmienia faktu, że w cywilizowanym kraju transport publiczny jest rozwinięty na tyle, żeby jednak ludzie nie musieli kupować samochodu. Swoją drogą, już widzę, jak każdy członek rodziny po 18-tce kupuje własny samochód, żeby nie musieć prosić rodziców o podwiezienie. Absurd.

      Istnieją też osoby zarówno z biedy jak i z zasady niezmotoryzowane, jak np. mój facet i ja. Nam żadne ulgi podatkowe nie pomogą, a ja w dodatku bardzo nie chcę prowadzić samochodu, po prostu się do tego nie nadaję. Mieszkam w mieście, więc autobusów i trolejbusów mamy pod dostatkiem, i boli mnie, kiedy ktoś tak pogardliwie wyraża się o czymś, co tak ułatwia ludziom życie. Transport publiczny powinien być, moim zdaniem, tańszy, na szczęście osoby starsze już nie muszą zań płacić.

      Usuń
    2. Szanowny Anonimowy
      Gdybyś o małych miasteczkach czy wsiach wiedział coś z autopsji, a wiedzy o Polsce nie czerpał z Najwyższego Czasu lub Szechter Beobachter, nie pisałbyś dyrdymałów o dymaniu 1.5 km do przystanku autobusowego w centrum wsi. A co się tyczy rzekomego wożenia powietrza, wystarczy choćby zmiana przepisów, zezwalająca kierowcom autobusów szkolnych na legalne zabieranie nie tylko uczniów.
      Typowa arogancja "młodych, wydymanych, z wielgich miastuf", czy zatrucie mikkizmem - kurwinizmem?

      Usuń
    3. Czcigodna Kiro
      Dla Ciebie i dla mnie komunikacja miejska jest czymś oczywistym. Ale dla mieszkańców "mojej" mazurskiej wsi to przedmiot marzeń.
      Słusznie podkreśliłaś, że kilka samochodów w każdej wiejskiej rodzinie to "leberalna" brednia. Nierealna nawet po zniesieniu w ich urojonej Nibylandii VAT i PIT i zastąpieniu ich podatkiem półgłównym na wojsko i policję (zapewne uzbrojone w łuki, strzały i pałki, bo tak będzie taniej). A poza tym nie każdy ma predyspozycje do prowadzenia samochodu, szczególnie w wieku starszym, gdy często istnieją obiektywne przeciwwskazania zdrowotne.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. Mieszkam we wiosce sypialnianej pewnego dużego miasta wojewódzkiego na K (w województwie na M). Gmina dopłaca do 6 linii MPK i 3 prywatnych linii busowych (z czego jedna do innego miasta niż Kraków). Osobiście mam 800m do przystanku, po przeanalizowaniu map sieci komunikacyjnej stwierdzam że 1km z małym hakiem to maksymalna odległość od przystanku w mojej gminie. Faktycznie mało wiem o wioskach nawet mieszkając w jednej. Spodziewałem się 2,5 km maksimum. Na mazurach wszyscy mieszkają w centrum wsi? Bo w małopolsce nie.

      Usuń
    5. Szanowny Anonimowy
      Na Mazurach nie ma wsi u"ulicówek", jak przysłowiowa już Ochotnica. Z dala od ich centrów stoją głównie domy rekreacyjne, których właściciele praktycznie w 100% są zmotoryzowani, więc ich ten problem nie dotyczy.
      Znam przypadki mieszkańców "mojej" wsi, którzy musieli do lekarza maszerować pieszo ok. 10 km (i tyle samo wracając, jeśli nie złapali okazji). I na pewno woleliby podejść kilkaset metrów do przystanku.
      Klaniam się.

      Usuń
    6. Szanowny Niedźwiedziu,

      Warto tutaj podkreślić, że utrzymanie samochodu, eksploatacja, paliwo - kosztują. (W miastach wypada też mieć swoje miejsce parkingowe albo garaż, ale mowa o wsi, więc można to pominąć.) Tak więc nie jest to jednorazowy wydatek. Oczywiście jest to opcja wygodniejsza i nierzadko rozsądniejsza, czasami trzeba natychmiast gdzieś pojechać. Ale ja się pytam, czy to musi być albo-albo? Państwo każdemu wozu nie opłaci, ale może coś zrobić w kwestii transportu publicznego. Komu to szkodzi? Ano, zafiksowanym na swojej ideologii fanatykom.

      Usuń
    7. Zakładanie, że Sośnierz radził KAŻDEMU posiadanie samochodu jest błędne. Tak, jak Stary Niedźwiedź może zaproponować wspólny przejazd lub zakupy dla kogoś swoim sąsiadom - tak samo każdy inny mieszkaniec "wykluczonych wsi" może. Ale nie zaproponuje, jeśli państwo zabierze mu pieniądze na nierentowne autobusy i nie będzie go stać na auto.

      I zgadzam się z DŚ: państwo nie powinno organizować przedsięwzięć z założenia deficytowych.

      Usuń
    8. Panie Jarku, jeszcze wypadałoby napisać, żeby państwo nie zabierało niczego bogatym, to ci bogaci z własnej woli będą pomagać biednym. :)

      Usuń
    9. PS. W cywilizowanym państwie nie ma "wykluczonych". Nie wszystko da się przełożyć na pieniądze.

      Usuń
    10. Taksówki?
      Moja babcia mówiła w dupie był, gówno widział.
      Maksymalne stawki na taksówkę ustala Rada Gminy/Miasta.
      Z letniej rezydencji SN do najbliższego miasteczka J (gdzie teoretycznie można złapać przesiadkę do sąsiednich miast powiatowych jest 9 km. W tym 8 poza granicami J . Czyli wg maksymalnych cen mojego miasta czyli Łodzi {1km miejski x 3,3zł + 8km zamiejski x 6,6zł + trzaśnięcie drzwiami 8,3 zł} po okrągłości daje 64 zł. W korporacji pod której barwami jeżdżę ceny są niższe od maksymalnych i taki kurs kosztowałby około 40 złotych .
      W małych miasteczkach nie ma korporacji, jest kilku indywidualnych taksówkarzy więc ceny będą raczej na poziomie tych wyższych.
      Dla ludzi z wiosek Polski B na bieda-emeryturkach cena zaporowa.

      Usuń
  2. Mieszkam na wsi od ponad 20 lat - wieś jest mała, 1 ulica, ze 40 domów, nawet sklepu nie ma (są w sąsiednich wsiach). Do miasta wojewódzkiego ok. 30 km, regularnie dojeżdząm do pracy samochodem. Dawno temu rzeczywiście jezdził PKS, ale głównie woził powietrze, bo zbierał kilka/kilkanaście osób na kurs, wiec go skasowano. I słusznie.
    Wieś jest raczej biedna, tzw. ściana wschodnia, gospodarstwa po kilka ha, ale ludzie sobie radzą. Rzeczywiście jeżdzą uzywanymi samochodami, na każdym podwórku stoi po 2-4 graty, ale na chodzie (w każdej okolicznej wsi jest co najmniej 1 "dziupla" w której się to naprawia, nie wnikam na ile legalnie, nic mi do tego), młodsi pakują sie do gratów ok. 6-7 rano i jadą do roboty poza wieś, a starsi tym co zostaje w sezonie jadą na okoliczne pola do pracy (zamiast rowerami jak dawniej).
    Autobusy szkolne zbierają dzieciarnię do szkoły.
    I co najlepsze - od dawna regularnie, kilka razy dziennie kursują busy różnych właścicieli, które skutecznie zastąpiły PKS. Skoro jeżdżą, to zapewne im sie opłaca, a jak z jakiegos powodu "wypada" jeden przewoznik, to niebawem pojawia sie inny i zajmuje zwolnione kursy. Działa, bo (a) pojazdy są dopasowane gabarytem do zapotrzebowania na transport, (b) cena jest całkiem przyzwoita, (c) przewoznicy dopasowali godziny kursowania do zapotrzebowania ludzi, (d) trasa tez jest dopasowana do rozmieszczenia domów - kiedyś PKS jezdził "przez srodek wsi" i tyle, teraz busy dość dokładnie "przeczesują teren" bo właściciele zaplanowali przystanki tak, żeby ludziom pasowało.
    Można? Można. Sam czasem z takich usług korzystałem jak miałem problem z samochodem. Czy wszyscy są zadowoleni? zapewne nie, ale jak wiadomo "jeszcze się taki nie urodził, żeby wszystkim dogodził", więc sceptycznie podchodzę do akcji typu "państwowy autobus do każdej wsi". Jak cos będzie państwowe, to "na bank" bedzie działać i drożej, i gorzej niż prywatne. Zawsze tak było, jest, i bedzie. Zostańmy przy państwowym monopolu na wojsko, policję i sądownictwo, a od reszty się odczepmy, bo jak widać w chwili obecnej nawet loty w kosmos można realizowac prywatnie.
    Czemu taki system jak w mojej gminie nie działa na Mazurach? To juz temat dla szanownego Gospodarza blogu. Nie ma chetnych żeby zostać "busiarzem"? Za mało chętnych na pasażerów nawet na busa? Nie wiem, 300 km na południe ludziom chce się schylić po pieniadze które mozna zarobić na podwożeniu innych, może na Mazurach nie. Ale czy to powód żeby zadekretowac na poziomie krajowym przywrócenie "transportu okołowsiowego" i wyrzucic w błoto kolejne pieniądze tak jak 500+, mieszkanie+, i wszystkie inne bzdury+? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Wiecej pomoże obniżenie akcyzy na paliwo, jak bedzie tańsze to i bilety komunikacji stanieją.
    Pozdrawiam
    Sporadyczny czytelnik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniale, że ludzie potrafili się u Was sami zorganizować, biznes transportowy się rozwija, ludzie są zadowoleni, a państwo nie musiało pomagać. Niestety, rozumuje Pan nieco na zasadzie: "A mój ojciec to w czasach biedy strusie jaja sprowadzał i smażył z nich jajecznicę we własnym bucie na rynku, i patrz pan, dobiliśmy sami, bez niczyjej pomocy, do klasy średniej. Po cholerę pomagać ludziom, sami powinni do czegoś dojść!" Typowy brak empatii i zafiksowanie na ideologii "jak najmniej państwa". A ideologie w ekonomii czy planowaniu czegokolwiek, zwłaszcza na olbrzymią, ogólnokrajową skalę, to bardzo groźna rzecz.

      Tak, państwo sporo pieniędzy marnuje, a nawet jeśli nie marnuje, to aparat administracyjny kosztuje. Ale nie dajmy sobie wmówić, że zawsze robi coś gorzej. To, czy coś jest zrobione dobrze czy bylejak, nie zależy od tego, czy wykonuje to urzędas, czy prywaciarz, bo jeden i drugi zrobi tyle, ile MUSI. Jeden i drugi powinien mieć nad sobą bat: pierwszy - kary za błędy, drugi - strata wpływów. Niestety dla entuzjastów "samosiostwa" ludzi, skądinąd cechy szlachetnej i pożądanej, scedowanie wszystkiego na prywaciarzy powoduje, że powstają w kraju strefy ludzi wykluczonych, czy to ekonomicznie, czy transportowo, czy pod względem dostępu do jakichś ważnych usług, np. edukacji czy dobrej opieki medycznej. Pewnie, część ludności sobie poradzi. Ale niektórzy wpadną w biedę i beznadzieję na pokolenia.

      Tak więc przy całym sceptycyzmie do poczynań władzy, rozdawnictwa, regulowania wszystkiego, uważam, że w dzisiejszych czasach pozostawianie znacznej części społeczeństwa na pastwę losu jest barbarzyństwem. Ciekawi mnie, co Szanowny Pan sądzi o refundacji drogich leków czy terapii, a może uważa, że służba zdrowia powinna być całkowicie sprywatyzowana? Tu dodam, że i ja byłam kiedyś za tym pomysłem, kiedy w okolicach trzydziestki zakochałam się w wizjach Korwin-Mikkego. Sama nie wiem czy się tego wstydzić czy nie, ale ja nigdy specjalnie dojrzała nie byłam, ha ha. W każdym razie wówczas uznałam, że skoro TERAZ ceny prywatnych ubezpieczeń oscylują w okolicach kilkuset złotych nawet za leczenie szpitalne, to nie byłoby to takie złe (przy czym powinnam była mieć wówczas więcej empatii i zrozumieć, że dla emeryta nawet 100 złotych to suma poważna). Później jednak, pod wpływem argumentacji innych i po przeczytaniu, co się dzieje w USA ze służbą zdrowia, zmieniłam zdanie i stwierdziłam, że rozmontowanie państwowej służby zdrowia nie tylko nie sprawiłoby, że prywatni ubezpieczyciele zaczęli by walczyć o klienta, ale przeciwnie - podnieśli by ceny. Przepraszam, że tyle o tym nawijam, ale ciekawi mnie Pańskie zdanie.

      Usuń
    2. Szanowny Sporadyczny Czytelniku
      Przecież ja się nie upieram, że ten transport ma koniecznie zapewnić firma państwowa. Jeśli znajdzie się prywatny przewoźnik, który problem rozwiąże i zrobi to tak, że ludzi będzie na to stać a i jemu to się opłaci, to rozwiązanie takie jest optymalne.
      Poza tym inteligentni rządzący (nie wiem, czy tego luksusu dożyję) doszliby do wniosku, że opłaca sie taka działalność nisko opodatkować, by mieć problem z głowy, a do tego jeszcze zarobić na tym nawet niewiele. A nie dopłacać do zbyt licznych kursów zbyt kosztownych w eksploatacji pojazdów.
      Pytasz, dlaczego rozwiązania z Twoich stron nie są stosowane na Mazurach? Mam na ten temat hipotezę roboczą. Zarówno w Kongresówce, jak i w Galicji dominowała prywatna własność ziemi, więc ludzie sami musieli sobie radzić. A na terenach przyłączonych po II Wojnie Światowej większość ludności wiejskiej pracowała w PGRach czy w Lasach Państwowych. W tych pierwszych dochodziło do takich absurdów, że niepracujące żony tych "pracowników rolnych" nie gotowały nawet obiadów dla rodziny, bo przecież w PGRze była stołówka. Gdy te pierwsze padły a drugie zlikwidowały bezsensowne przerosty zatrudnienia, wielu ludzi po prostu się zmeneliło. Doskonale to widziałem w latach 1990 - 2000. Dopiero obecne młode pokolenie jest gotowe pojechać za pracą poza rodzinną gminę i wyzbyło się mentalności socjalistycznych chłopów pańszczyźnianych.
      Ale średnia wartość przedsiębiorczości mieszkańców Mazur czy Pomorza Zachodniego (nie mylić ze smykałką do kantów) jest nadal poniżej średniej ogólnopolskiej.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Czcigodna Kiro
      Pozostaje mi tylko zgodzić się z Twoimi uwagami. NIbylandia z jedynie wojskiem, policją i sądownictwem utrzymywanymi z podatku półgłównego oraz "podatku od żup" (jak tego chciał kretyn w muszce) może fascynować pryszczatego małolata. Ale gdy dorośnie, odzyskuje rozum i często wstydzi się swoich dawniejszych zauroczeń. I to tłumaczy wielką aktywność wyznawców guru w sieci, w połączeniu z "sukcesami" wyborczymi. Po prostu gówniarzeria poniżej 18 lat w wyborach nie bierze udziału.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. Służba zdrowia - "temat rzeka", ale postaram sie krótko. Czasem próbuję korzystac z państwowej (a niby czemu miałbym nie probować, skoro państwo ściąga ze mnie haracz na NFZ?) , ale po każdej takiej próbie robię się coraz bardziej chory, przynajmniej psychicznie. Jeszcze NIGDY nie zdarzyło mi sie żebym cos dostał bez dopłat i wtedy, kiedy naprawdę potrzebuję. Chyba że to analiza moczu, ale to moge sobie kupić w cenie 1 kawy, więc jakoś nie czuję wdzięczności do państwa i państwowej służby zdrowia. Co się zatem dzieje z pieniędzmi w kwocie kilkuset zł, które co miesiąc muszę wrzucać do szamba zwanego NFZ? Kiedys z ciekawości sprawdziłem co mogłbym sobie wykupić prywatnie za porównywalne pieniądze - i wcale nie było to "byle co". Tylko dlaczego MUSZĘ płacic na NFZ skoro w rozsądnym terminie mogę skorzystać co najwyżej z wizyty u lekarza rodzinnego (ile jest warta taka wizyta? 20-30 zł?) lub badań laboratoryjnych za 10 zł? Tak, wiem, "solidarność społeczna", "a jak zachorujesz na raka..." i tak dalej. No cóż - mam paskudne przeczucie że jak zachoruję na raka to też dowiem się że akurat nie ma miejsc w szpitalu, sorry - wiec mam gdzieś taką "solidarność społeczną".
      Reasumując: tak, jestem za prywatną służbą zdrowia, tak samo jak za prywatnymi emeryturami. I nie - nie jestem za likwidacją systemu, niech zostanie, jak ktos w niego wierzy, niech w nim uczestniczy, ale DOBROWOLNIE.
      A dla niewierzących, takich jak ja, poproszę odpowiedni formularz, po wypelnieniu którego bedę mogł się z obu instytucji wypisać, z wszelkimi konsekwencjami tego kroku: przestaje płacic na NFZ i składka zostaje u mnie - cos sobie za to wykupię, przestaje płacic na ZUS - poproszę o przelanie kwoty którą tam rzekomo uskładałem (i moja sprawa czy na starość coś będe miał odłozone czy będę żebrał pod kościołem).
      Jeszcze raz powtórzę: nie jestem anarchistą, nie twierdze że państwo to zło. Złem jest takie państwo jakie mamy: mamy ministerstwa zdrowia, szkolnictwa, rolnictwa, sportu i cholera wie czego jeszcze (choć spokojnie można by to wyjąć spod kontroli państwa), a nie mamy środków na policję, administracja puchnie w zatrważąjacym tempie i jest coraz mniej skuteczna, sprywatyzowaliśmy koleje, drogi, infrastrukturę energetyczną itd - w zasadzie akcja jednej dużej firmy (np. zarządzającej autostradą lub liniami energetycznymi) może sparaliżować pół kraju. Co gorsza, obywatele tak przywykli do tego że "państwo ma sie nimi zajmować" że juz nawet nie pytają, ile to "zajmowanie się" bedzie kosztować, i dlaczego az tak dużo - bo skupiają się wyłącznie na wzajemnym naparzaniu w sprawie tego, czy państwo "ma dac na walke z rakiem" czy może "ma dać na 500+", nikt nie zwraca uwagi na to że państwo - aby "DAĆ" - musi najpierw ZABRAĆ, i to dużo wiecej niz daje, bo 400 tys urzedników (chyba tyle mamy, zliczając "centralnych" i "samorządowych") sporo "przeżre" z tego co państwo zbierze. Niestety mało kto o tym pamięta.
      Pozdrawiam
      Sporadyczny czytelnik

      Usuń
    5. Szanowny Czytelniku, masz rację, że państwo musi najpierw zabrać, a i urzędnik kosztuje. Rzecz w tym, że dla wielu ludzi i te kilkaset złotych to suma niemożliwa do przeznaczenia na prywaciarza. Zresztą, ile płacą ludzie zarabiający na rękę 2100? Odpowiedź: 233,07 zł.

      https://msp.money.pl/wiadomosci/zarzadzanie/artykul/na-co-ida-pieniadze-z-twojej-pensji-zobacz,42,0,1631018.html

      Największy błąd jednak popełniasz łudząc się, że jeśli pracodawca nie będzie musiał dopłacać do Twojego wynagrodzenia ZUSowi, to zapłaci Ci więcej. Wielokrotnie czytałam, i zgadzam się całkowicie, że nadwyżkę zatrzyma w kieszeni. Pracodawca nie płaci więcej niż musi. Tak więc dostałbyś swoje 2100 zł na rękę i jeszcze z tego musiałbyś zapłacić na prywatnego ubezpieczyciela. Raczej więcej niż 233 zł.

      A prywaciarze bez NFZ szybko podnieśliby ceny. Tak, jak ma to miejsce w USA, gdzie ludzie przez rachunki medyczne bankrutują.

      Tak, służba zdrowia jest do reformy. Na niektórych specjalistów trzeba czekać miesiącami, podobno nawet latami. Wiele zależy od tego, gdzie szukać, terminy są różne, czasami trzeba pewnie jechać do innego miasta. Ale nie jest tak źle, żeby "nie było niczego". NFZ do poprawy, nie do likwidacji.

      Oczywiście to tylko moje zdanie.

      Usuń
    6. Z całym szacunkiem, ale historia publicznej służby zdrowia dowodzi że jest ona niereformowalna. Od lat słyszy sie tylko jedno: "potrzeba więcej pieniedzy", a jak było kiepsko - tak jest nadal. I obawiam sie że niezależnie od tego, ile pieniędzy sie wsypie w tę studnie bez dna, to i tak bedzie za mało, zawsze będa kolejki i zapisywanie "na za dwa lata". To nie ma sensu.
      Owszem, należy czas jakis podtrzymywac tę fikcję, ale tylko po to, żeby dac jak najwiekszej liczbie osób szanse na wyjście z systemu i znalezienie czegos poza nim. Możemy zakładać, że pracodawcy nie podniosa pensji wskutek oszczędności na składkach - ale, na litośc Boską, oprócz ludzi zatrudnionych "na etacie" w Polsce jest tez sporo takich, którzy te składki płacą z własnej kieszeni. I teraz musza wrzucac je do NFZ co jest czystym marnotrawstwem, a jakby nie musieli, to zrobiliby z nich znacznie lepszy uzytek. Dajmy szanse chociaż im - jak nie mozna uratowac wszystkich, to można chociaz pozwolić uratowac się części. To i tak lepiej niz zatopić wszystkich razem z systemem który sie wali, i który sie zawali.
      Pozdrawiam
      Sporadyczny czytelnik

      Usuń
    7. Cóż, każdy może ponarzekać, że płaci na coś, z czego nie korzysta, np. bezdzietni płacą na szkoły, które i tak kształcą byle jak, a zamożni na biedotę utrzymującą się z socjala. Nie ma takiego systemu, który by mógł zadowolić wszystkich.

      Usuń
    8. Oczywiście że nie ma takiego systemu.
      Ale bywają systemy mniej i bardziej sprawiedliwe, a moim zdaniem bardziej sprawiedliwy system to taki, w którym (a) ludzie mają jak najwięcej możliwości decydowania o sobie (w tym o swoim majątku), oraz (b) poziom otrzymywanych świadczeń jest proporcjonalny do ponoszonych kosztów.
      Niestety system panujący w Polsce takich warunków nie spełnia - i pozwolę sobie na pewien "nowotwór językowy" - nie spełnia go coraz bardziej, a najgorsze jest to, że coraz więcej obywateli w ogóle się nad tym nie zastanawia. "Państwo sie tym zajmie". Owszem, zajmie się, ale w taki sposób, że zdecydowana wiekszość tego pożałuje.
      Pozdrawiam
      Sporadyczny czytelnik

      Usuń
    9. A co z biedotą? Ma zdychać?

      Usuń
    10. Oj... zaczęliśmy dość merytorycznie a teraz takie emocjonalne hasełka...
      Rozwiązania idealne istnieją tylko w filozofii, nie spotyka się ich w życiu rzeczywistym. A jak ktoś próbuje na siłę sprawić aby świat stał sie idealny, to zwykle kończy sie katastrofą. Francuzi startowali z teoriami typu "liberte, fraternite, egalite" a potem jakos szybko zamienili to na gilotyny (tu przynajmniej zostało "egalite" bo na tym samym sprzęcie ścinano i wielmożnych, i plebs), komuniści w Rosji obiecywali powszechny dobrobyt a skończyło się Gułagiem i ludożerstwem, i tak dalej... I zawsze na poczatku chodzi o "ulżenie wykluczonym" jak to sie obecnie ładnie nazywa. A - moim zdaniem - prawda jest taka, że jeżeli państwo za bardzo sie rozrosnie, to prędzej czy pózniej stłamsi obywateli. Wszystkich, niezależnie od tego od których zacznie.
      Przymusowe ubezpieczenia zdrowotne rzecz jasna nie sprawią że zaraz obudzimy się w nowej wersji Korei Północnej. Tym niemniej jest to jeden z licznych państwowych przymusów, i o ile niektóre są w miarę sensowne (jak np. przymus szczepienia dzieci), o tyle obowiązkowe państwowe ubezpieczenia zdrowotne czy emerytalne to zwykłe państwowe złodziejstwo, bo w majestacie prawa pozbawia sie obywateli ich majątku. Ja rozumiem że państwo musi skadś czerpac środki na funkcjonowanie, ale w kraju w którym jest tyle rozmaitych powszechnych podatków ściąganie kolejnych danin dla niepoznaki nazywanych "ubezpieczeniami" to już naprawdę skandal. Tym bardziej że ściągając je przedstawiciele państwa od razu mówią że nie wywiążą się z zobowiązań (bo niby jak inaczej traktować stwierdzenia "w przyszłości emerytury będą bardzo niskie"?!?). Pamiętacie słynnego "Misia"? "Nie mamy Pańskiego płaszcza i co nam Pan zrobi?"
      Dlatego podtrzymuje to co wczesniej: jeżeli państwo tak traktuje mnie jako obywatela, to mam gdzieś takie państwo, niezależnie od tego czy rządzi SLD, AWS, PO, PiS czy cokolwiek innego. Nie różnią się od siebie niczym w kwestii podstawowej, czyli tego czy obywatel ma prawo zarządzać swoim majątkiem, czy nie. A "dobra zmiana" nastąpi nie wtedy, gdy wymieni sie takich czy innych sądzióww, tylko wtedy gdy państwo zostanie znacząco okrojone. Obawiam się że moge tego nie dożyć, albo dożyję ale najpierw zaliczymy katastrofę gospodarczą wiekszą niz w okolicach stanu wojennego, ale cóż... Bywa.
      Pozdrawiam
      Sporadyczny czytelnik

      Usuń
    11. Różnimy się spojrzeniem na obowiązki państwa: ja uważam, że nie powinno być w cywilizowanym kraju ani bezdomnych (z przymusu), ani głodujących, ani nieleczonych. Dla Ciebie to zbytek i okradanie zamożniejszych obywateli. Inaczej pojmujemy sens istnienia państwa.

      Przymusowe ubezpieczenia emerytalne to temat dość skomplikowany, niemniej jego brak zaowocuje jeszcze większą liczbą biedoty do ratowania. Dla Ciebie to, co piszę, może być podszyte emocjami, ale dla mnie z kolei takie są Twoje komentarze: mnie boli ludzka krzywda, Ciebie - wysokie podatki.

      Usuń
  3. Ja ze swojej strony dołożę też 5 groszy, dlaczego nie działa komunikacja w niektórych miejscowościach. Jak wiadomo w naszym socjalistycznym państwie, żaden przewoźnik nie może tak sam z siebie nagle ułożyć sobie trasy po której chciałby jeździć. Do tego potrzebna jest koncesja na usługi transportowe. Czasem gminy nie chcą dać takiej koncesji, z tego względu, że nagle konkurencja prywatnego przewoźnika wygryzłaby państwowego. Taki urzędnik często jest jak pies ogrodnika, co sam nie zje, ale drugiemu też nie da. Na szybko znalazłem taki artykuł z 2007 roku, jak to jedna z firm obsługujących połączenie między Świdnicą na Dolnym Śląsku, a Wałbrzychem, utraciła koncesję na skutek sporów z Urzędem Marszałkowskim. Z dnia na dzień zamiast 150 kursów zostało tylko 66 (całe szczęście że na tej trasie było dwóch prywatnych przewoźników, bo inaczej wogóle nie byłoby kursów) i ludzie nie mogli dojeżdżać do pracy. Inny przykład z mojego rodzinnego miasta był taki (niestety nie mogę znaleźć teraz w sieci, ale to było nie tak dawno), że firma chciała obsługiwać jakąś linię, ale urząd się nie zgodził, ponieważ miał tamtędy jeździć państwowy przewoźnik, który mógłby nie przeżyć takiej konkurencji (tzn. był taki plan, ale kursów tego państwowego jeszcze nie było, później niestety się okazało, że państwowych autobusów brakło i linia i tak nie powstała. Po tym prywatny przewoźnik przestał się już tym interesować - prawdopodobnie swoje busy wysłał w inne miejscowości, a więc znów najbardziej poszkodowani zostali mieszkańcy). Bywały też problemy z udostępnianiem przystanków prywatnym przewoźnikom.
    Niestety jestem też takiego samego zdania, co mój anonimowy przedmówca, że tworzenie przez państwo kolejnych linii PKS nie ma żadnego sensu. Lepiej by było zlikwidować koncesje i wprowadzić prawdziwy wolny rynek, a na pewno sprawa by się o wiele lepiej rozwiązała. O wiele lepszym i tańszym rozwiązaniem byłoby już przeznaczenie pieniędzy zmarnowanych na takie przejazdy, na dofinansowanie Ubera dla ludzi wykluczonych, np. w przypadku wizyty u lekarza MOPS, czy jakaś inna instytucja zamawiałaby i opłacałaby transport w Uberze dla takiej osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problemem nie są sami państwowi przewoźnicy, tylko owe koncesje na transport publiczny. Nie łudźmy się jednak, że prywaciarze dotrą wszędzie.

      Usuń
    2. Szanowny Anonimowy
      Ten Uber do podwiezienia osób tego naprawdę potrzebujących (co innego wizyta u lekarza a co innego spotkanie z psiapsiółką na ploty) to już jakiś pomysł godny porządnego przeanalizowania. Bo należy odrzucić dwie skrajności. Czyli wersję socjalistyczną - regularne kursy dużego autobusu zabierającego poniżej 10 osób, oraz wersję ryżej kanalii i "leberałów" - niech sobie stare niedołęgi na rencie kupią bryki, a jeśli ich na to nie stać, to niech zdechną. Krócej będzie sie im wypłacać te świadczenia, czyli czysty zysk.
      No i z dyskusji wyłonił się drugi postulat. Kandydat na przewoźnika ma obowiązek wylegitymować się prawem jazdy odpowiedniej kategorii, badaniami lekarskimi swojego stanu psychofizycznego oraz badaniem technicznym, dopuszczającym pojazd do ruchu. A jeśli te trzy warunki są spełnione, to każdy urzędas ma psi obowiązek wydać mu pozwolenie na świadczenie takich usług.

      Usuń
    3. uber ceny ma niewiele niższe niz taksówka. Więc odpada. Nie wiem co zmieniło lex uber , ale jeszcze do niedawna wystarczyło mieć auto i uberowcem mógł zostać Hannibal Lecter czy starszy aspirant Stępień z 13 posterunku.

      Usuń
  4. Szanowni
    Z autobusami i w ogóle z całym zbiorkomem jest taki paradoks. Gdy jeździ co godzinę - diw, to jeździ pełny, gdy jeździ dwa razy na dobę to jest pusty. W pierwszym przypadku ludzie wiedzą że transport będzie i dostosowują się do tego (np wyślą dziecko do szkoły w mieście, sami chętniej zmienią pracę), w drugim wiedzą że transportu przez większość dnia nie ma i kupują każdemu pełnoletniemu domownikowi coś co ma cztery kółka i kawałek dachu. A jak już każdy ma jakieś jeździdełko, to już znacznie mniej chętnie wsiądzie do autobusu.
    Przy czym nie będzie tak, że po przywróceniu cogodzinnych kursów natychmiast się zapełnią - zanim ludzie do tego się przyzwyczają, to minie z rok czy dwa zanim to zaskoczy.
    Ukłony

    OdpowiedzUsuń
  5. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Trudno zaprzeczyć, że niektórzy politycy Konfederacji nie popierają polityki PiS, ani kandydatów tej partii.

    Odnośnie transportu - jesteśmy w okresie przejściowym, kiedy mieszkańcy, a zwłaszcza młodzież migrują do dużych miast miast i aglomeracji. W przyszłości na prowincji pozostaną posiadłości osób zamożnych i nieliczni pracownicy rolnictwa i leśnictwa, których stać będzie na własny transport lub wezwanie taksówki lub busa.
    W mojej wsi gmina zapewniła tanie lub dla niektórych bezpłatne busy, ale są w takich godzinach, że korzystają głównie emeryci.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Nie mam nic przeciwko spadkowi liczebności mieszkańców wsi, ale pod jednym warunkiem. Musi tam pozostać tylu ludzi, by produkcja rolna i działalność gospodarcza leśnictwa nie padła. Gdy obydwie te dziedziny gospodarki zaczną funkcjonować na rozsądnych zasadach, pracujący w nich ludzie rzeczywiście będą mogli sobie kupić coś jeżdżącego. Ale jak sam napisałeś \, to melodia przyszłości, i to nie tej najbliższej.
      Natomiast dla starszych i często już niedołężnych ludzi, przy głodowych rentach/emeryturach jakoś wiążących koniec z końcem dzięki kawałkowi warzywnika i kilkunastu kurom, proponowanie zakupu samochodów uważam po prostu za chamstwo. Takie samo, jak propozycja pewnej amerykańskiej "leberałki", by bezdomni zamiast się żalić, pokupowali sobie domy i nie zawracali innym głowy.
      Nie widzę zatem niczego nagannego w tym, że Wasza gmina funduje starszym ludziom przejazdy.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Jarek Dziubek4 marca 2020 12:27

    Szanowni Autorzy i Komentatorzy,
    Mam wrażenie, że dyskusja pomiędzy Starym Niedźwiedziem i Kirą z jednej strony, a pozostałymi Komentatorami z drugiej strony jest mniej więcej o tym, czy da się zlikwidować socjalizm nie likwidując socjalizmu? Otóż ja odpowiem na to pytanie najkrócej, jak to tylko możliwe.

    Nie da się.

    Pragnę przypomnieć również, że ten blog nazywa się Antysocjal, a nazwa zobowiązuje. Można ją zawsze zmienić, by dostosować ją do bieżącej linii programowej.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie w pełni.
      A w sprawie tego jak można zaklasyfikować polskie stronnictwa polityczne już dawno temu bardzo trafnie wypowiedział się p. Michalkiewicz, który stwierdził że prawicy w Polsce prawie nie ma, a miażdżąca większość tzw. polityków należy albo do partii nurtu socjalizmu bezbożnego, albo do nurtu socjalizmu pobożnego. Było to gdzies w czasie jak "socjalizm pobożny" reprezentowały takie partie jak ZChN czy AWS, a "socjalizm bezbożny" SLD, ale po tych kilkunastu latach praktycznie nic sie nie zmieniło. Teraz za "pobożnych" robi PiS, a za "bezbożnych" Wiosna czy PO, ale tak czy inaczej to lewicowcy, którzy uważają że państwo to nowoczesne bóstwo, przed którym obywatel ma padac na twarz, składać daniny i nie żądać tylko pokornie prosić, może kiedyś zostanie wysłuchany jak bóstwo bedzie łaskawe.
      Ja jestem za prawicą, nie za anarchią. Zapłacę, bo tak trzeba, ale jesli zapłacę, to chcę otrzymać to za co zapłaciłem.
      Pozdrawiam
      Sporadyczny czytelnik

      Usuń
    2. Panie Jarosławie, Pan również opowiada się za totalną prywatyzacją? :) Niestety, w dzisiejszych czasach jest Pan zmuszony łożyć na ludzi korzystających z publicznego transportu, służby zdrowia, szkolnictwa i Bóg wie, czego jeszcze. No czysty socjalizm. :D

      Usuń
    3. Czcigodny Jarku
      Zawsze jestem gotowy do dyskusji, jak najtaniej a zarazem wystarczająco zapewnić ludziom tak elementarne usługi, jak dostęp do leczenia, edukacji czy możliwości przemieszczania się by móc te potrzeby realizować.
      Ale nigdy nie zaakceptuję darwinizmu typu niech nieudacznicy wyzdychają.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. Państwo nie jest od organizowania kursów PKS, znając życie że wyjdzie z tego g... za ponad mld zł. A to co jeszcze działało jakimś cudem to padnie. Ps tak z autopsji a nie wywodów polityków z kampanii wyborczej. Aż dziw że ktoś w tym miejscu te farmazony wyborcze traktuje poważnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Kaszubie
      Ale też nie jest od olewania równo wszystkich, którym się źle powodzi. Taki model pozostawiam ryżemu volksdeutschowi i jego szajce.
      Natomiast jak najbardziej rolą państwa jest skasowanie wszelkich kretyńskich przepisów, które choćby utrudniają potencjalnemu przedsiębiorcy wziąć się za przewóz ludzi małym busikiem na miarę realnych potrzeb.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  8. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń