czwartek, 12 lipca 2012

Opowieść o Sułtanie i dwóch Odaliskach

Kanikuła ma swoje prawa więc pozwolę sobie oderwać się od spraw poważnych i sięgnąć po temat nieco frywolny a zarazem nawiązujący do tradycyjnych opowieści Starego Niedźwiedzia o nietuzinkowych ludziach i wydarzeniach niepospolitych.
O ile najinteligentniejszym człowiekiem jakiego miałem przyjemność poznać jest poza wszelką dyskusją moja przyjaciółka na „Antysocjalu” pojawiająca się jako Milom, o tyle najniezwyklejszy mężczyzna w gronie moich przyjaciół i znajomych to wspomniany w ostatnim odcinku „Słownika pos-tępacko – polskiego” Sułtan.
Kolega ów, poprzednio noszący ksywę Casanova, od zawsze miał niesamowity pociąg do płci pięknej, zdecydowanie przez takową odwzajemniany. Jako mężczyzna mogę o nim powiedzieć jedynie że to człowiek doskonale wychowany, bardzo starannie się ubierający, języki znający, inteligentny, potrafiący ciekawie opowiadać oraz słuchać kobiet (jakże ważna a zarazem rzadka umiejętność) i do tego wielce dyskretny. Nigdy nie puścił pary z gęby o swoich podbojach. Na imprezach pojawiał się w towarzystwie różnych dziewczyn, czasami na mieście ktoś ze znajomych spotkał go w towarzystwie panienki. Kiedyś pod swoją nieobecność został okrutnie oplotkowany i doliczyliśmy się ze trzydziestu dziewczyn z którymi był widziany. Można było je podzielić na ładne oraz piękne i co akurat mogę potwierdzić, te które widziałem bez wyjątku miały to coś przykuwającego uwagę dorosłego mężczyzny o jakimś poziomie inteligencji i gustu, zdecydowanie odróżniające kobietę od obecnych celebryckich cukierkowych lalek o głowach pustych niczym lista zrealizowanych obietnic przedwyborczych PO. O jego urodzie z przyczyn obiektywnych nie potrafię się wypowiedzieć jako typowy konserwatywny ciemnogród gustujący wyłącznie w kobietach. Ale znajome panie jednogłośnie twierdziły że jest diabelnie przystojny i tylko szkoda że taki z niego lekkoduch.
Chyba w sierpniu 1980 kiedy moja rodzina była na wakacjach a ja siedziałem w Wawie jedynie w towarzystwie kociny, zadzwonił do mnie mówiąc że musi wpaść na poważną rozmowę a ja mam przygotować lód. Przyniósł butelczynę Jasia Wędrowniczka (za komuny duży wydatek) i wyłuszczył swój problem. Otóż po raz pierwszy w życiu zakochał się na zabój i do tego jednocześnie w dwóch dziewczynach.
Pociągnąłem łyczek i stwierdziłem że Pan Bóg ma finezyjne poczucie humoru karząc go w ten sposób. Ale moim zdaniem powinien dokonać wyboru. Bo nasz świat jest malutkim grajdołem więc jest tylko kwestia czasu kiedy jedna z pań napatoczy się na niego będącego w towarzystwie drugiej. Co musi się skończyć wielką awanturą i w rezultacie każda z nich da mu w pysk i zostanie z ręką w nocniku. Bowiem moim zdaniem zakochana kobieta może znieść bardzo wiele ale na pewno nie rywalkę. A jeżeli żadną miarą nie potrafi wybrać to niech po prostu dokona losowania. Bo to nie ma prawa dobrze się skończyć. Wyszedł bez przekonania mrucząc pod nosem coś o brukowaniu piekła.
Późną jesienią pamiętnego roku 1980 dostałem od niego telefon z zaproszeniem na kolację. Drzwi dwupokojowego mieszkania otworzył mi gospodarz i dziękując za przywiezioną z Mazur butelczynę Egri Bikavera (w Warszawie wówczas senne marzenie a w wiejskim sklepiku ekspedientka skakała z radości gdy wykupiłem całe sześć sztuk) wprowadził do „gościnnego”. A tam siedziały dwie przepiękne dziewczyny (na tym akurat trochę się znam). Po przedstawieniu mnie im panie podały skądś wyczarowaną duszoną wołowinkę z makaronem i surówką z porów. A gospodarz napełnił kieliszki i powiedział że od miesiąca mieszkają razem a poinformowanie grona znajomych rozpoczynają ode mnie bowiem wie że nie jestem obyczajowym ortodoksem. Moje proroctwo o tyle się spełniło że istotnie wpadli na siebie na mieście i wszystko natychmiast się wydało bo obydwie jednocześnie próbowały go pocałować. Oczywiście dwa razy dostał siarczyście w gębę ale już dalszy ciąg nie miał nic wspólnego z moim, jak to określił, czarnowidztwem. Obydwie dziewczyny są najserdeczniejszymi przyjaciółkami, poznały się jeszcze w piaskownicy, razem przeszły przez szkoły i studia na ASP. Umówiły się zatem na szczerą rozmowę przy kubańskiej bananówce. I okazało się że obydwie też go kochają na zabój a żadna z nich nie ma zamiaru dobrowolnie zrezygnować z tego uczucia ani z ich już ponad dwudziestoletniej przyjaźni. Wypłakały się i nad ranem gdy butelka była już "fully empty", wpadły na pomysł aby się nim podzielić. Co właśnie wcielili w życie. Wypiłem ich zdrowie i powiedziałem  im że trzymam kciuki aby ten eksperyment zakończył się powodzeniem. Bo nie jestem psem ogrodnika więc życzę wszystkiego najlepszego dwóm pięknym Odaliskom oraz ich Sułtanowi.
Oczywiście w gronie rodziców całej trójki zapanowało święte oburzenie. Grono znajomych się skurczyło bowiem panie ciskały gromy zaś panowie oficjalnie też tego nie pochwalali choć moim zdaniem już nie tak bardzo kategorycznie. Jakiś czas potem Sułtan dostał spory spadek więc sprzedali dotychczasowe mieszkanie kupując czteropokojowe. Wkrótce okazało się że jedna z jego żon (nie wahałem się tak je nazywać) jest w ciąży. Rodziny odetchnęły uważając że ożeni się z nią bo przecież nie jest łajdakiem i w ten sposób cała ta Sodoma i Gomora nareszcie się skończy. Ale po dwóch miesiącach druga też spodziewała się dziecka. Wtedy rodzice pań wywiesili białą flagę i zaczęli utrzymywać z nimi kontakty. Podobnie jak ojciec Sułtana. Jedynie będąca bardzo fundamentalną katoliczką jego matka jest nieprzejednana do dzisiaj.
Pamiętam pewne zimowe przedpołudnie chyba tuż po zniesieniu stanu wojennego. Na ulicach zalegał brudny śnieg, ludzie też wyglądali szaro, panowała ogólna apatia i poczucie beznadziei.  I wtedy wracając z jakichś zakupów spotkałem obydwie żony Sułtana popychające wózeczki z pociechami. Jakiż gigantyczny kontrast z tym szpetnym otoczeniem! Widziałem dwie uśmiechnięte kobiety z ożywieniem rozmawiające ze sobą. Ich szczęście wręcz kłuło w oczy. Zaś po powrocie do domu i długim namyśle doszedłem do wniosku że tym wariatom jednak się udało.
Oczywiście Sułtan oficjalnie uznał córkę i młodszego o trzy miesiące syna dając im swoje nazwisko. Aby uniknąć problemów, obydwoje poszli do różnych szkół. W domu każde z nich do drugiej z pań zwracało się per ciociu. I wyrośli na porządnych ludzi, pozakładali już swoje rodziny a ich obecni współmałżonkowie odnoszą się z sympatią do swoich zwariowanych teściów.
Niedawno byłem na ich trzydziestoleciu i nie mam wątpliwości że nadal są w tym „trójkącie bermudzkim” szczęśliwi. Sułtan powiedział mi że od czasu gdy mieszkają razem nawet nie spojrzał na inną dziewczynę. Bo wprawdzie nie sposób go uznać za człowieka pobożnego ale nie chce testować granic Boskiej pobłażliwości. Zaś jemu na pewno nie grozi żadne „wypalenie się” skoro ma dwie wspaniałe ale RÓŻNE kobiety. Zresztą w gronie znajomych znany jest ze specyficznego poczucia humoru i legendarnej wręcz skromności. Gdy kiedyś w rozmowie ktoś wspomniał o starotestamentowych patriarchach, Sułtan zauważył że te opowieści o kilkuset żonach nie mogą być prawdą. Bo w takim układzie nawet on nie byłby w stanie wywiązać się należycie z „obowiązków małżeńskich”.
Mój ojciec zawsze mawiał że głupstwo które się uda nie przestaje być głupstwem. I nie mam wątpliwości że ewentualni naśladowcy mogliby się ciężko poparzyć. Ale nie potrafię potępić tej trójki która w moim najgłębszym przekonaniu nie wyrządziła krzywdy osobom trzecim. A poza tym taki związek w mojej hierarchii wartości jest czymś bez porównania mniej nagannym niż "małżeństwo" jednopłciowe.
 Swego czasu gdy Sułtan i jedna z jego Odalisek byli poza Warszawą w sprawach zawodowych, druga z nich zadzwoniła do mnie z prośbą o pomoc w zmontowaniu kupionego w paczce mebla. Gdy skręcone biureczko stało już na miejscu, podała kawę. Podczas rozmowy pogratulowałem jej odwagi w podjęciu swego czasu takiej decyzji a zarazem intuicji. Wtedy roześmiała się i powiedziała że po prostu obydwie doskonale wiedziały że żadna z nich drugiego takiego mężczyzny nie spotka już do końca życia. I że Sułtana będzie dzielić z najserdeczniejsza przyjaciółką, bliższą jej niż brat czy siostra. Więc dlatego podjęła taką decyzję której nigdy potem nie żałowała. A zakończyła pytaniem:
- A czy ty Niedźwiedziu wolałbyś mieć pół Londynu czy całe Zadupie Dolne?
Z pół roku temu spotkałem się ze swoją dobrą znajomą odrobinę ode mnie młodszą. Gdy w rozmowie padło nazwisko Sułtana, gospodyni nalała po szklaneczce Jack Daniel’s single barrel i mówiąc że matronom w pewnym wieku wszystko już wolno, opowiedziała o swoim doświadczeniu z bohaterem tej historii. Sułtana poznała jeszcze jako Casanovę. Właśnie była świeżo po rozwodzie, w ogromnym dołku psychicznym, wątpiła czy potrafi zarobić na siebie i córeczkę. Do tego jeszcze mąż rzucając ją powiedział że jest głupią wiejską gęsią, beznadziejną w łóżku bo zimną jak Antarktyda i wyglądającą jak kocmołuch nie potrafiący się nawet ubrać. A Sułtan nie obiecywał jej gruszek na wierzbie, nie kłamał o uczuciu aż po grób. Powiedział po prostu że jest atrakcyjną i rozsądną dziewczyną, tyle tylko że bardzo zaniedbaną. I on jej to łatwo udowodni jeśli tylko ona zgodzi się na leczenie. I potraktuje to bez emocji, po prostu jak koleżeńską przysługę w rodzaju nauki jazdy na nartach czy gry w brydża. Doradził jej zmianę fryzury, makijażu i sposobu ubierania się. Który mężczyzna (nie mylić z pedałem) potrafi w tych sprawach pomóc? Oczywiście poszedł z nią do łóżka. A ona, jak sama to powiedziała, poczuła się niczym skrzypce które trafiły w ręce Paganiniego. Do tego jeszcze pomógł znaleźć jej pracę z której mogły się we dwie utrzymać. Gdy rozstawali się po roku, ona była już pewną siebie atrakcyjną, doskonale znającą swoją wartość kobietą o której względy mężczyźni zaczęli walczyć. Jak mi powiedziała, wychowanie córki uznała za bezwzględny priorytet i to się jej zresztą całkowicie udało. Ale nie była żadną cierpiętnicą bo nie miała już cienia problemu ze znalezieniem sobie pana na poziomie który początkowo zgodził się na rolę niekłopotliwego i dyskretnego kochanka, szanującego jej hierarchię wartości, wystarczająco inteligentnego aby rozumieć że dla matki zawsze najważniejsze jest jej dziecko. A gdy córka zaakceptowała go w pełni, podpisali papierek w magistracie. Sułtan z kierowcy typu „zielony liść” zrobił mistrza kierownicy. A cały ten wywód zakończyła stwierdzeniem że ona mogąc podzielić się Sułtanem z inną inteligentną i porządną dziewczyną i spędzić z nimi resztę życia, nie wahałaby się nawet sekundy. Modli się za niego i będzie to robić do śmierci bo nigdy nie zapomni ile mu zawdzięcza.
Może właśnie ta modlitwa spowodowała że Tam na Górze o Sułtanie powiedziano „no to gałgan zaliczył”.

Stary Niedźwiedź


P.S.
Ponieważ przez dwie najbliższe doby nie będę miał dostępu do netu,  do komentarzy Szanownych Czytelników będę mógł się odnieść dopiero w niedzielę wieczorem.

S.N.

21 komentarzy:

  1. Witaj Stary Niedźwiedziu,

    Piszesz takie wspaniałe historie, że aż nie do wiary, że takie coś zdarza się w życiu:)
    Bardzo lubię je czytać.
    Czy nie myślałeś, żeby kiedyś napisać książkę? Każda z opisanych przez Ciebie historii byłaby świetną nowelą. Poza tym podziwiam Twoją lekkość pisania, poczucie humoru i dużą dozę wyobraźni.

    Co do Twego przyjaciela Sułtana to musiał być z niego naprawdę Superman.:)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano właśnie! To się czyta. Się czyta.

      Wspomnienia wspomnieniami, ale opisane tak, że tylko pogratulować.

      Usuń
    2. Czcigodna Pelargonio
      Sułtan przy całym swym nietuzinkowym sposobie bycia był i jest dżentelmenem w każdym calu. NIGDY ani słóweczkiem nie pisnął ze jego relacje z jakąś panią były bardziej niż bliskie. I za to mam do niego słabość. Bo udowodnił że nawet czerpiąc pełnymi garściami z przyjemności życia można być ciągle dżentelmenem a nie jakimś luzackim chamidłem. A po trzydziesty latach trwania tego "trójkąta bermudzkiego" widać że ci ludzie nadal się kochają.
      Może Cię to zdziwi ale do grona ich znajomych należy też jezuita który zresztą ochrzcił obydwoje dzieci.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Czcigodny Sępisławie
      Bardzo dziękuję za tak miłe słowa i serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    4. Stary Niedźwiedziu, czy otrzymałeś mój mail ze sztuką? Prosiłabym o Twoją opinię nt spektaklu.

      Pozdrawiam serdecznie:)

      Usuń
  2. Drogi Niedźwiedziu,
    interesująca historia, jednak jako typowy przedstawiciel Ciemnogrodu nie mogę pochwalać ani polecać zaprezentowanego tutaj modelu 1+2 ;)

    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Rzepko
      Ja też tego modelu nikomu nie polecam i takich związków nie pochwalam. Ich lubię przede wszystkim dlatego że nie ma tu żadnego oszustwa a obydwie panie są ewidentnie szczęśliwe a cała trójka w szczególny sposób sobie wierna. Bo na pewno zasługują na szacunek w odróżnieniu od małżeństwa które formalnie trwa ale obydwoje mają kogoś na boku i zupełnie się z tym nie kryją. Zresztą sam Sułtan przyznał kiedyś w chwili szczerości że im ta spółka zadziałała jedynie ze względu na poziom akcjonariuszy i więź łączącą "od zawsze" jego Odaliski. I jak sam dodał, jest to wyjątek potwierdzający monogamiczną regułę.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  3. Witaj Niedźwiedziu.

    No,kurde!Podoba mi się facet.Nie ukrywam 30-40 lat nazad pisałbym się na taki związek.Ale że mogą to moje wnuki przeczytać i jako "stara konserwa" oczywiście nie mogę tego pochwalić...kurde szkoda...
    Pozdrawiam serdecznie.
    Ps.
    Przyłączam się do "kadzenia".Masz lekkość pióra...Pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Józefie
      Ja też takiego modelu związku nie pochwalam bo wydaje mi się że przetrwało by to próbę czasu góra raz na sto przypadków. Ale im to wypaliło i nie jestem w stanie doszukać się tu żadnej ludzkiej krzywdy (na to jestem cholernie wrażliwy) więc się z nimi koleguję.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Ta anegdota pokazuje sens poszukiwania indywidualnego modelu obyczajowości i poddania jego efektów ocenie moralnej. Schematy propagowane przez religię (1+1) i przez lewaków (tylko zboczenia seksualne są poprawne politycznie) nie zawsze się sprawdzają. Warto czerpać i ze Starego Testamentu.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Swego czasu z jakiegoś amerykańskiego filmu dokumentalnego dowiedziałem się że podczas mormońskiego ślubu słowo "tak" muszą wypowiedzieć nie tylko dwoje biorących ślub ale i wszystkie dotychczasowe żony owego mormona, obowiązkowo uczestniczące w ceremonii. Więc widzę tu pewne podobieństwo.
      Analogia ze Starym Testamentem oczywiście też się narzuca. A prawdę mówiąc aczkolwiek sam jestem zdecydowanie za monogamią, trudno mi sobie wyobrazić że wszyscy biblijni patriarchowie co do sztuki siedzą w piekle.
      Zaś taki "trójkąt bermudzki" o lata świetlne wyprzedza wszelakie stadła zboczeńców.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Rozumiem, że homoseksualnym parom daje Pan podobną szansę jak poligamistom? I nie żartujmy z tą zgodą żon mormona na poślubienie prze niego kolejnej kobiety. Trudno w sekcie brać takie rzeczy na poważnie.

      Pan Sowa

      Usuń
    3. Przychodzi mi na myśl uzasadnienie ekonomiczno-demograficzne takiego modelu. Wysoki poziom podatków powoduje, że wielu rodzin nie stać na wychowanie dzieci na odpowiednim poziomie. Decydują się na jedno dziecko lub związek bez dzieci. W rodzinie 2+1 może być następujące rozwiązanie: ojciec i matka A pracują, matka B wychowuje dzieci swoje i matki A. Poza tym w poulacji jest więcej kobiet - a wielu mężczyzn nie nadaje się do roli ojca (np. bezrobotni, alkoholicy, geje).

      Usuń
    4. @ Pan Sowa
      Szanowny Panie
      Pary homoseksualne tyle mnie interesują co zeszłoroczny śnieg. Niech we własnym sosie robią sobie co chcą, mnie wystarczy w zupełności to że w świetle polskiego prawa nie są małżeństwami i nie mają prawa adoptowania dzieci. A w dającej się przewidzieć przyszłości to się nie zmieni choćby SLD i hołota od Palikota wyli unisono do księżyca. Moja tolerancja (nie mylić z "tolerastią") ogranicza się do akceptacji ich prawa do dziedziczenia po sobie w pierwszej grupie spadkowej oraz wykonywania za "partnera" pewnych czynności prawnych (odbiór korespondencji, informacja o stanie zdrowia etc.).
      Kłaniam się.

      Usuń
    5. @ Pan Sowa
      P.S.
      Wyraził się Pan z przekąsem o mormonach. Dla jasności obrazu muszę więc poinformować że nie darzę ich specjalna estymą ale na pewno w moich oczach stoją wyżej niż pary homoseksualne.

      Usuń
  5. Szanowny Panie Sowa.
    Nie jestem kulturoznawcą,ale jako ciemnogrodzianin i tak na rozum biorąc,to poligamia w czasach umownie nazywając "dawniejszych",miała m.in. na celu zachowanie gatunku.Duża śmiertelność,zwłaszcza wśród noworodków oraz problemy z bezpłodnością,głównie wśród kobiet.
    Więc nie bardzo rozumiem,co miałoby wynikać np.w tamtych,niby "ciemnych" czasach ze związku pederastów czy lesbijek?
    A i teraz,w "jasnych i oświeconych czasach" co z takiego związku wynika?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale teraz już nie ma problemu z utrzymaniem gatunku homo sapiens sapiens, więc homoseksualista "marnując" swoje nasienie nie szkodzi gatunkowi. Dlaczego ze związku koniecznie ma coś wynikać? Jak ktoś jest bezpłodny to ma sobie dać siana i odpuścić małżeństwo? Zresztą nie rozumiem Pana rozumowania, które trochę nie pasuje do zdeklarowanego "ciemnogrodzianina".
      Tomasz Raczek ze swoim partnerem tworzy związek od kilkunastu lat czy więc może liczyć na ciepłe słowa od autorów bloga? Dzisiaj komentuję na tym blogu po raz pierwszy, mimo że czytam go od dobrych kilku miesięcy. Bardzo zdziwił mnie ten wpis i pochwała poligamicznego związku, niemieszczącego się w konserwatywnym światopoglądzie. Nie sądziłem, że coś takiego tutaj znajdę.

      Pan Sowa

      Usuń
    2. @ Pan Sowa
      Szanowny Panie
      Chyba Pański komentarz jest nieco powierzchowny. Mam sympatię do tego konkretnego związku bo ten tercet egzotyczny nie wyrządził krzywdy sobie ani innym. Ale wyraźnie podkreśliłem że jest to klasyczny wyjątek potwierdzający regułę a naśladowcy mogliby ciężko pokaleczyć siebie i innych.
      Pan Raczek i jego mąż/żona (?) na moje ciepłe słowa liczyć nie mogą bo po prostu tego typu związek nie mieści się w mojej estetyce ani systemie wartości i nie mam zamiaru takimi parami sie zajmować ani ich oglądać. Gdy swego czasu (obawiam się że zrobiono to za pieniądze podatników) w Warszawie pojawiły się bannery przedstawiające dwóch czule przytulonych do siebie chłoptasiów z napisem "niech nas zobaczą!" , graficiarze dopisywali sprayem "nie chcę bo się porzygam". W pełni ich rozumiem.
      Kłaniam się.

      Usuń
    3. @Pan Sowa.
      "Ale teraz już nie ma problemu z utrzymaniem gatunku homo sapiens sapiens".

      Mogę się zgodzić,bo muzułmanie i tzw."ciemny lud" ma za przeproszeniem w dupie obowiązującą w postępackim świecie poprawność.
      Jeżeli chodzi o przyszłość,to moje obawy dotyczą głównie mojej Ojczyzny,czyli Polski.
      Pozdrawiam i życzę dobrego samopoczucia.

      Usuń
  6. Skoro oby paniom to nie przeszkadzało.. cóż mnie nic do tego. Ja bym nie mogła żyć w takim trójkącie, ale to ja.. A już w trójkącie bez ślubu na miliard procent. Cóż dla mnie inny układ niż monogamia jest nie do pomyślenia. Zastanawia mnie tylko jak dzieci, czy jacyś 'życzliwi' nie wytykali ich palcami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Erinti
      Ślub w takim trójkącie byłby możliwy chyba tylko u mormonów i w islamie a o ile mi wiadomo, do drugiej z tych alternatyw nie masz cienia sympatii, tak zresztą jak i ja.
      Historię tę opisałem jako ciekawostkę i klasyczny "wyjątek potwierdzający regułę". Która mówi że dla kobiety wyłączne prawa do mężczyzny są czymś tak oczywistym jak oddychanie.
      A sąsiedzi próbujący wtykać nos w cudze sprawy i zadający pytania typu "to która z tych pań jest pana żoną?" zawsze słyszeli od Sułtana że to nie ich zakichany interes. Po prostu podejmując taką decyzję jako ludzie inteligentni zdawali sobie sprawę z potencjalnych problemów i starali się likwidować je w zarodku.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń