Czcigodny Czytelnicy
Z okazji Święta Zmartwychwstania Pańskiego redakcja życzy Wam, byście te dni spędzili w gronie rodziny i przyjaciół, okazując sobie należne uczucia, odrywając się od prozy życia codziennego, niestety zbyt pospiesznego i powierzchownego. A z wieści dochodzących ze świata, wyciągnęli wnioski. Bowiem na naszych oczach społeczeństwa „tolerancyjne”, „otwarte” i laickie właśnie zaczęły się pruć niczym stare kalesony. Więc dbajmy o naszą Polskę, mocno osadzoną w tradycji chrześcijańskiej, w której wszelako jak najbardziej jest miejsce dla niewierzących czy mahometan, o ile są POLSKIMI mahometanami, jak mieszkający w naszym kraju od sześciuset lat Tatarzy, którzy wielokrotnie udowodnili, że są Polakami.
I niech Zmartwychwstały spojrzy na nas wszystkich łaskawym okiem, bo Jego przychylność będzie szczególnie potrzebna, gdy postępactwo w ostatnich podrygach tym bardziej będzie próbowało zepsuć, co tylko się da.
Historia wojskowości zna wiele triumfów oręża polskiego nad wielekroć silniejszym przeciwnikiem. Różni autorzy prezentują różne dane odnośnie liczebności walczących stron. Ale można przyjąć, że w roku 1605 pod Kircholmem hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz rozgromił cztery do pięciu razy liczniejszą armię szwedzką. W roku 1610 hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski pod Kłuszynem rozniósł połączone siły moskiewsko – szwedzkie (wśród żołnierzy zaciężnych Jakuba de la Gardie wstępowało też wiele innych nacji) i wkrótce po tym zdobył Kreml, mając przeciwko sobie armię liczącą sześć do siedmiu razy tylu żołnierzy, co jego wojsko. Znacznie mniej znany Polakom jest ten współczynnik dla bitwy pod Newlem, stoczonej z Rosją w roku 1562. Autorzy przytaczają tu różne dane, ale najmniej korzystne dla Polski mówią, że licząca 1500 głównie kawalerzystów armia kasztelana Stanisława Leśniowolskiego rozgoniła co najmniej 15 tysięcy Moskali Andrzeja Kurbskiego. Straty w zabitych po stronie polskiej wyniosły 16 żołnierzy, po rosyjskiej – około półtora tysiąca. Jedyną współczesną pamiątką po tym triumfie jest położona na warszawskiej Woli ulica Newelska. Która przetrwała bez przemianowania lata PRL, bowiem komunistyczne tępaki szczęśliwie nie miały pojęcia o tej bitwie, więc i nie kojarzyły z nią nazwy ulicy.
Ale w historii wyczynów oręża polskiego jest jeszcze lepszy wynik, jeśli za kryterium przyjąć dysproporcję sił w zwycięskiej dla Polaków batalii. Miało to miejsce w Afryce Północnej w roku 1942, podczas ofensywy alianckiej po zlikwidowaniu oblężenia Tobruku. A jej bohaterem był oficer oddziału rozpoznawczego 3 Batalionu Brygady Karpackiej porucznik Zdzisław Mrugalski, przez przyjaciół zwany „Dzidziem”.
Był on znany z patologicznego fartu, obalającego wszelkie prawa statystyki czy sztuki wojennej. A ponieważ fart ten na zasadzie indukcji udzielał się również jego podkomendnym, ci ostatni stawali na głowie, by służyć pod jego dowództwem. Ale wróćmy do tego wyczynu. Brygadę Karpacką oraz walczącą na jej skrzydle słynną australijską 7 dywizję piechoty „Desert Rats” czekał atak na silnie umocnioną przez niemieckich saperów pozycję włoskiej dywizji piechoty. Atak ten siłą rzeczy przyniósłby spore straty, ale na arenę wkroczył „Dzidzio” i rzecz jasna prawa sztuki wojennej przestały obowiązywać.
W nocy poprzedzającej planowaną ofensywę porucznik Mrugalski wziął udział w imieninach kolegi, a nie chcąc obrazić solenizanta, co nie co wypił. Około trzeciej nad ranem doszedł do wniosku, że tylko nocna przejażdżka po pustyni i odetchnięcie świeżym chłodnym powietrzem zapobiegnie kacowi gigantowi. Postawił więc swoje wojsko na nogi i w sile kilku „karierów”, czyli terenówek, każda zaopatrzona w jeden karabin maszynowy, wyruszył w pustynię. Liczebność jego oddziału nie mogła przekraczać 30 żołnierzy. Podczas tego patrolu pobłądził, słońce wzeszło, woda do picia się skończyła. I wreszcie około południa uczestnicy patrolu zobaczyli na horyzoncie wiele namiotów. Uznali, że szczęśliwie są w domu, więc wjechali między nie z przytupem na pełnej prędkości. Wtedy okazało się że znajdują się wśród wspomnianej włoskiej dywizji, w której w wielkim namiocie jadalnym odbywał się uroczysty obiad, bowiem jej dowództwo właśnie objął jakiś pociotek króla Włoch. Zwiadowcy zaczęli pruć z karabinów maszynowych dookoła po wszystkim co się ruszało, a „Dzidzio” z wrażenia wytrzeźwiał do reszty i zaczął strzelać w powietrze seriami rakiet w różnych kolorach, by wezwać odsiecz. Panika była totalna. Oficerowie włoscy i niemieccy zadeptali się wzajemnie próbując uciec z pechowego namiotu jadalnego. Pułk bersalierów (formalnie rzecz biorąc, w armii włoskiej były to elitarne oddziały gwardyjskie) pognał na oślep przed siebie, wprost na pozycje alianckie. Cała dywizja rozbiegła się po pustyni niczym stado królików. Zatem Karpatczycy i Australijczycy przeszli do ataku, co w tym wypadku oznaczało rozpoczęcie chwytania jeńców. Sam 3 Batalion Karpacki , czyli jednostka macierzysta Mrugalskiego, licząca wtedy około 400 żołnierzy, wzięła do niewoli ponad 900 makaroniarzy.
Szacując bardzo ostrożnie liczebność oddziału rozpoznawczego na maksimum 30 żołnierzy, a włoskiej dywizji na co najmniej 9 tysięcy, mamy tu współczynnik przewagi liczebnej wroga nie niższy, niż 300. Podejrzewamy że nawet czcigodny Piotr ROI nie przytoczy zwycięskiej bitwy, w której byłby on jeszcze bardziej imponujący.
„Dzidzio” dostał odznaczenia polskie i australijskie, ale to nie był koniec tej historii.
Kilka dni później do „Karpatczyków” zajechał australijski jeep z oficerem, który poinformował, że pan porucznik Mrugalski jest wzywany do sztabu armii w trybie ekstra pilnym. Bohater wsiadł do pojazdu i zniknął na dłuższy czas. Po mniej więcej trzech dobach między namioty Karpatczyków ponownie wjechał australijski samochód. Wystawiono z niego bardzo troskliwie „Dzidzia”, oparto go o jakiś maszt, aby się nie przewrócił, po czym „kangury” odjechały. Pan porucznik miał na głowie kapelusz australijski i był sztywny, niczym bohater zdjęty z cokołu pomnika, a wykonany z granitu czy ze spiżu. Dowódca batalionu major Antoni Dusza szalał. Gdy mniej więcej po dobie sanitariusz zameldował mu, że pacjent otworzył jedno oko, czym prędzej przybył do łoża boleści i gniewnym głosem zażądał wyjaśnień. Usłyszał co następuje:
- Panie majorze, pierwszego dnia piliśmy tak ogólnie, za polsko – australijskie braterstwo broni. Drugiego dnia gospodarze przynieśli globus i ustalaliśmy, którędy po wojnie powinna przebiegać granica polsko – australijska. A dalej już niczego nie pamiętam.
Redakcja kilka dni temu odnotowała czterystutysięczne wejście na „Antysocjala”, co przekonało nas, że nasza praca nie jest wołaniem na puszczy i poza gronem histeryzujących „bonapartystów” od żoliborskiego Napoliona czy rusorastów (rusofilia to w tym przypadku zbyt łagodne określenie) o komunistycznym czy łże endeckim rodowodzie, nasze pisanie znajduje czytelników. Co jest zachętą do dalszej pracy, bez wpadania w samouwielbienie czy megalomanię. Bo nie mając nic przeciwko granicy polsko – australijskiej, przy jej wytyczaniu na pewno nie bylibyśmy pazerni.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Tie Fighter
Z okazji Święta Zmartwychwstania Pańskiego redakcja życzy Wam, byście te dni spędzili w gronie rodziny i przyjaciół, okazując sobie należne uczucia, odrywając się od prozy życia codziennego, niestety zbyt pospiesznego i powierzchownego. A z wieści dochodzących ze świata, wyciągnęli wnioski. Bowiem na naszych oczach społeczeństwa „tolerancyjne”, „otwarte” i laickie właśnie zaczęły się pruć niczym stare kalesony. Więc dbajmy o naszą Polskę, mocno osadzoną w tradycji chrześcijańskiej, w której wszelako jak najbardziej jest miejsce dla niewierzących czy mahometan, o ile są POLSKIMI mahometanami, jak mieszkający w naszym kraju od sześciuset lat Tatarzy, którzy wielokrotnie udowodnili, że są Polakami.
I niech Zmartwychwstały spojrzy na nas wszystkich łaskawym okiem, bo Jego przychylność będzie szczególnie potrzebna, gdy postępactwo w ostatnich podrygach tym bardziej będzie próbowało zepsuć, co tylko się da.
Historia wojskowości zna wiele triumfów oręża polskiego nad wielekroć silniejszym przeciwnikiem. Różni autorzy prezentują różne dane odnośnie liczebności walczących stron. Ale można przyjąć, że w roku 1605 pod Kircholmem hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz rozgromił cztery do pięciu razy liczniejszą armię szwedzką. W roku 1610 hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski pod Kłuszynem rozniósł połączone siły moskiewsko – szwedzkie (wśród żołnierzy zaciężnych Jakuba de la Gardie wstępowało też wiele innych nacji) i wkrótce po tym zdobył Kreml, mając przeciwko sobie armię liczącą sześć do siedmiu razy tylu żołnierzy, co jego wojsko. Znacznie mniej znany Polakom jest ten współczynnik dla bitwy pod Newlem, stoczonej z Rosją w roku 1562. Autorzy przytaczają tu różne dane, ale najmniej korzystne dla Polski mówią, że licząca 1500 głównie kawalerzystów armia kasztelana Stanisława Leśniowolskiego rozgoniła co najmniej 15 tysięcy Moskali Andrzeja Kurbskiego. Straty w zabitych po stronie polskiej wyniosły 16 żołnierzy, po rosyjskiej – około półtora tysiąca. Jedyną współczesną pamiątką po tym triumfie jest położona na warszawskiej Woli ulica Newelska. Która przetrwała bez przemianowania lata PRL, bowiem komunistyczne tępaki szczęśliwie nie miały pojęcia o tej bitwie, więc i nie kojarzyły z nią nazwy ulicy.
Ale w historii wyczynów oręża polskiego jest jeszcze lepszy wynik, jeśli za kryterium przyjąć dysproporcję sił w zwycięskiej dla Polaków batalii. Miało to miejsce w Afryce Północnej w roku 1942, podczas ofensywy alianckiej po zlikwidowaniu oblężenia Tobruku. A jej bohaterem był oficer oddziału rozpoznawczego 3 Batalionu Brygady Karpackiej porucznik Zdzisław Mrugalski, przez przyjaciół zwany „Dzidziem”.
Był on znany z patologicznego fartu, obalającego wszelkie prawa statystyki czy sztuki wojennej. A ponieważ fart ten na zasadzie indukcji udzielał się również jego podkomendnym, ci ostatni stawali na głowie, by służyć pod jego dowództwem. Ale wróćmy do tego wyczynu. Brygadę Karpacką oraz walczącą na jej skrzydle słynną australijską 7 dywizję piechoty „Desert Rats” czekał atak na silnie umocnioną przez niemieckich saperów pozycję włoskiej dywizji piechoty. Atak ten siłą rzeczy przyniósłby spore straty, ale na arenę wkroczył „Dzidzio” i rzecz jasna prawa sztuki wojennej przestały obowiązywać.
W nocy poprzedzającej planowaną ofensywę porucznik Mrugalski wziął udział w imieninach kolegi, a nie chcąc obrazić solenizanta, co nie co wypił. Około trzeciej nad ranem doszedł do wniosku, że tylko nocna przejażdżka po pustyni i odetchnięcie świeżym chłodnym powietrzem zapobiegnie kacowi gigantowi. Postawił więc swoje wojsko na nogi i w sile kilku „karierów”, czyli terenówek, każda zaopatrzona w jeden karabin maszynowy, wyruszył w pustynię. Liczebność jego oddziału nie mogła przekraczać 30 żołnierzy. Podczas tego patrolu pobłądził, słońce wzeszło, woda do picia się skończyła. I wreszcie około południa uczestnicy patrolu zobaczyli na horyzoncie wiele namiotów. Uznali, że szczęśliwie są w domu, więc wjechali między nie z przytupem na pełnej prędkości. Wtedy okazało się że znajdują się wśród wspomnianej włoskiej dywizji, w której w wielkim namiocie jadalnym odbywał się uroczysty obiad, bowiem jej dowództwo właśnie objął jakiś pociotek króla Włoch. Zwiadowcy zaczęli pruć z karabinów maszynowych dookoła po wszystkim co się ruszało, a „Dzidzio” z wrażenia wytrzeźwiał do reszty i zaczął strzelać w powietrze seriami rakiet w różnych kolorach, by wezwać odsiecz. Panika była totalna. Oficerowie włoscy i niemieccy zadeptali się wzajemnie próbując uciec z pechowego namiotu jadalnego. Pułk bersalierów (formalnie rzecz biorąc, w armii włoskiej były to elitarne oddziały gwardyjskie) pognał na oślep przed siebie, wprost na pozycje alianckie. Cała dywizja rozbiegła się po pustyni niczym stado królików. Zatem Karpatczycy i Australijczycy przeszli do ataku, co w tym wypadku oznaczało rozpoczęcie chwytania jeńców. Sam 3 Batalion Karpacki , czyli jednostka macierzysta Mrugalskiego, licząca wtedy około 400 żołnierzy, wzięła do niewoli ponad 900 makaroniarzy.
Szacując bardzo ostrożnie liczebność oddziału rozpoznawczego na maksimum 30 żołnierzy, a włoskiej dywizji na co najmniej 9 tysięcy, mamy tu współczynnik przewagi liczebnej wroga nie niższy, niż 300. Podejrzewamy że nawet czcigodny Piotr ROI nie przytoczy zwycięskiej bitwy, w której byłby on jeszcze bardziej imponujący.
„Dzidzio” dostał odznaczenia polskie i australijskie, ale to nie był koniec tej historii.
Kilka dni później do „Karpatczyków” zajechał australijski jeep z oficerem, który poinformował, że pan porucznik Mrugalski jest wzywany do sztabu armii w trybie ekstra pilnym. Bohater wsiadł do pojazdu i zniknął na dłuższy czas. Po mniej więcej trzech dobach między namioty Karpatczyków ponownie wjechał australijski samochód. Wystawiono z niego bardzo troskliwie „Dzidzia”, oparto go o jakiś maszt, aby się nie przewrócił, po czym „kangury” odjechały. Pan porucznik miał na głowie kapelusz australijski i był sztywny, niczym bohater zdjęty z cokołu pomnika, a wykonany z granitu czy ze spiżu. Dowódca batalionu major Antoni Dusza szalał. Gdy mniej więcej po dobie sanitariusz zameldował mu, że pacjent otworzył jedno oko, czym prędzej przybył do łoża boleści i gniewnym głosem zażądał wyjaśnień. Usłyszał co następuje:
- Panie majorze, pierwszego dnia piliśmy tak ogólnie, za polsko – australijskie braterstwo broni. Drugiego dnia gospodarze przynieśli globus i ustalaliśmy, którędy po wojnie powinna przebiegać granica polsko – australijska. A dalej już niczego nie pamiętam.
Redakcja kilka dni temu odnotowała czterystutysięczne wejście na „Antysocjala”, co przekonało nas, że nasza praca nie jest wołaniem na puszczy i poza gronem histeryzujących „bonapartystów” od żoliborskiego Napoliona czy rusorastów (rusofilia to w tym przypadku zbyt łagodne określenie) o komunistycznym czy łże endeckim rodowodzie, nasze pisanie znajduje czytelników. Co jest zachętą do dalszej pracy, bez wpadania w samouwielbienie czy megalomanię. Bo nie mając nic przeciwko granicy polsko – australijskiej, przy jej wytyczaniu na pewno nie bylibyśmy pazerni.
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Tie Fighter
Szanowny Niedzwiedziu, ''Różni autorzy prezentują różne dane odnośnie liczebności walczących stron''. -To ja moze pomoge i nie kazdy sobie sam ''wyrobi zdanie'' w oparciu o zrodla :)
OdpowiedzUsuń''Znacznie mniej znany Polakom jest ten współczynnik dla bitwy pod Newlem, stoczonej z Rosją w roku 1562. Autorzy przytaczają tu różne dane, ale najmniej korzystne dla Polski mówią, że licząca 1500 głównie kawalerzystów armia kasztelana Stanisława Leśniowolskiego rozgoniła co najmniej 15 tysięcy Moskali Andrzeja Kurbskiego. ''
W liscie od cara do Kurbskiego stoi jak byk '' 25000 ktore ci dalem (tow. Sikora jak widac nawet nie zajrzal do zrodla w MPH ktore jest ogolnie dostepne) i wojska Serebrnego dodal''
Zrodla -Moskwa:
Bielski 40000 +40000 (sluzyl pod Lesnowolskim)
Paprocki 40000+40000 (ok. 1/3 ''armii'' J.M. Stanislawa -P(I)rzchala (a nie ''Pieszchala'' Piszchala od ''piszchnac'' starop.uderzyc zatakowac) - Lesnowolskiego stanowili jego ''rodowcy'' Bolescice)
Gorski 80000 (Dzieje w Koronie Polskiej dd. r. 1538 do r. 1572 -wspolczesny)
Zrodla ''armia'' SPL:
Bielski,Paprocki,Gorski 1500 zloniezy (8 chorogwi jazdy 200-300 ''piechoty albo pacholkow'' gdyz ''po zywnosc jechali kiedy im Moskwa droge zaszla'')
Straty polskie Bielski: 16 zolnierzy
Starty moskiewskie: Bielski 8000 , Paprocki 10000, Gorski b/d
1/3
wesol dzien
PiotrROI
ps. oczywiscie hetmna polny (od 1564)Stanislaw Pirzchala Lesniowolski a nie Lesnowolskiego.
Usuńwesol wieczor
PiotrROI
2/3
OdpowiedzUsuń''Ale można przyjąć, że w roku 1605 pod Kircholmem hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz rozgromił cztery do pięciu razy liczniejszą armię szwedzką. ''
List J.M. JKCh z desatu Szwedow 1605 wiosna '' Szwedow bylo do 15 tysiecy''
Pozniej bylo dlugie oblezenie Rygi ktore nie zostalo przerwane lecz Karol IX uznal ze lepiej nie dopuscic JKCH do twierdzy
Po bitwie JKCH pisal ze '' pobili 15.000 Szwedow'' -co nie jest dziwne w tamtych czasach ze wybrani zawsze mnozyli sily wroga.Nie liczac strat Karola IX pod Ryga zostawil on do ''blokady miasta'' ok. 2000 piechoty i prawie cala czeladz (+/-2.500 do 3000) tak wiec realnie pod Kircholmem maksymalnie 10.000 ludzi. (relacja z pod Rygi)
JKCH dysponowal
2400-2700 jazdy i
2000 piechoty (nie wiem czy polscy historycy nie umieja czytac ale w wiekszosc opracowan widnieje 1000 choc w orginalnym zaciagu z Korony stoi jak byk 2000 porcji -w zyciu nie slyszalem zeby zolnierze ''zanizali ilosc porcji'' w tamtych czasach natomiast norma bylo ich zawyzanie -o czy potem)
Tak wiec sily Chodkiewicza byly ponad 2 razy mniejsze od sil szwedzkich.Choragwie te przejete przez JKCH od J.M J.S.Zamoyskiego z wojsk koronnych , choc nieoplacone (JSZ splacil wszystkie dlugi Wazy za okres jego dowodzenia armia ale za nastepne miesiace Waza nie placil wojsku) mialy kapitalnych dowodcow (poza Sapieha ktory o maly wlos nie polozyl bitwy -na szczescie w pore dostrzegl jego nieudolne prowadzenie czesci husarii J.M. Tomasz -Bolescic- Dabrowa i szarza jego husari uratowaly prowadzone przez Sapiehe oddzialy rozbijajac szyki rajtarow ) takich jak Tomasz -Bolescic- Dabrowa , Wincenty-Traby- Woyna, Teodora Lacki (wlas. Zawichojski-Lacki ''jako o tym u Dubowicza , Paprockiego i Niesieckiego czytac bedziesz'' ;) ). Rowniez oficerowie choragwi to byli ludzie doswiadczeni pod Zamoyskim, Zolkiewskim dosc wspomniec takie nazwiska jak Gorski (potem pod Klusznynem dowodzi choragwia hetmana), Mlodzki,Kazanowski.
''Podobno byli tam tez Litwini'' -zart bylo ich tam ok. 200 lekiej jazdy ''litewsko-tatarskiej''
W roku 1610 hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski pod Kłuszynem rozniósł połączone siły moskiewsko – szwedzkie (wśród żołnierzy zaciężnych Jakuba de la Gardie wstępowało też wiele innych nacji) i wkrótce po tym zdobył Kreml, mając przeciwko sobie armię liczącą sześć do siedmiu razy tylu żołnierzy, co jego wojsko.
OdpowiedzUsuńPod Kluszyn J.M. Hetmam Stanislaw -Lubicz- Zolkiewski zabraz z soba z pod Carowego Z.
3400 zolnierzy (2400 husarow, 200 piechoty i 2 dzialka, 800 kozakow zaporoskich) -list hetmana, pamietnik hetmana, plk.Marchocki pamietnik, 'do krola z pod carowego z. list kapelan Kulesza'',
Polaczone sily ''niemiecko''-moskiewski stanowily:
Wojska zacierzne :
''Wiecej nizli 5000'' z doniesien szpiegow przed bitwa -list hetmana SLZ
6000 wojsk zacieznych (Anglicy,Holendrzy ,Francuzi,Flamandowie,Finowie i Szwedzi) wg. ''oficerow niemieckich po przegranej bitwie'' relacjonujacych kapelanowi Klueszy ('do krola z pod carowego z. list kapelan Kulesza'',)
6000-7000 plk.Marchocki
''8000 ocenial hetman po bitwie choc car Szujski za 12000 porcji placil'' -pamietnik hetmana SLZ
8000 wg. kapitana angielskiego H.Breretona dowodzacego rajtarami angielskimi w tej bitwie (''najlepsze zrodlo'' gdyz to jedyna z w/w osob znajaca ''liste podpisow'' wojska)
10000 ''wg. samych zacieznych' ktorych w/w kapitan H.Brereton ''zapedy do pustych porcji hamowal''
Moskwa sily
40.000 - car Szujski ( ''z drugiej reki'' po bitwie drugorzedne zrodlo)
30000 - kapelan Kulesza ( dopuszczalne zrodlo)
30000 - kapitan rajtarow angielskich H.Brereton ( pierwszorzedne zrodlo-bral udzial w calej kampani spedzil z Moskwa kilka miesiecy)
30000 -hetman przed bitwa ''szpiedzy'' - (dopuszczalne zrodlo)
20000 -plk.Marchocki (tu by sie lepiej ''towarzysz'' Sikora Radoslaw ''psycholgia zajol '' zamiast robic ''psychologiczne analizy'' hetmanowi SLZ ktorego relacje potwierdzja wszyscy a nawet jak widac wyzej sami ''wrogowie'' je podwyzszaja. :D )
No i Wesolych Swiat calej redakcji :)
OdpowiedzUsuńPiotrROI
Czcigodny Piotrze
UsuńPo Twoich korektach zdecydowanie awansował Kłuszyn. Żókiewski - 3400 a Moskwa plus zaciężni to 30 tys. + 8 tys. Czyli wspomniany współczynnik to około 11.
Dla hetmana polnego Leśniowolskiego to 1500 (duża zgodność źródeł) przeciwko co najmniej 25 tys. Wynik to około 17.
W porównaniu z tymi wynikami Kircholm istotnie schodzi na drugi plan z wynikiem 2 z groszami. Choć z drugiej strony "uśredniając" wartość bojową przeciwnika, w armii Karola Sudermańskiego nie zaniżali jej Moskale.
Na śmierć zapomniałem o Somosierze. Około 125 szwoleżerów contra jakieś 8 tys. Hiszpanów daje dyskutowany współczynnik równy 64. I ten wynik uważałem za rekord Polski, dopóki ś.p. dziadek koleżanki nie opowiedział mi o wyczynie porucznika Mrugalskiego. Potwierdzenie znalazłem we wspomnieniach "Ludzie, wojna, medycyna" doktora Adama Majewskiego, chirurga II Korpusu. Oczywiście wartość bojową makaroniarzy trzeba ocenić jeszcze niżej, niż Moskali pod Newlem. Ale wedle mojego rozeznania, dyskutowanego parametru wynoszącego jakieś 300, nikt nie przebije.
W imieniu redakcji dziękuję za życzenia, które po trzykroć odwzajemniamy. I jak zawsze, pozdrawiam serdecznie.
Choc wiarygodnosc cara jest watpliwa(malo jest osob chwalacych sie swoimi porazkami) to nawet jesli przyjmie sie ze ''stosunek czeladzi w armii'' Serebrnego byl podobny do tej jaka chce widziec Sikora w armii Kurbskiego to pod Newlem walczylo ok. 45-50 tysiecy zolnierzy Moskwy (choc bardziej jestem sklonny wierzyc ze car chcial sobie ''oslodzic porazke'').
Usuńjesli chodzi o ''wartosc bojowa'' armii moskiewskiej w tym okresie pragne zwrocic uwage na fakt ze wbrew bredniom Sikory jej wartosc bojowa byla bardzo duza gdyz:
1. W tym okresie armia ta prowadzila wojne od kilkunastu lat wiec bojarzy sila rzeczy mieli ''stale przeszkolenie'' wojskowe wprost na froncie (i to z wieloma przeciwnikami Tatarzy,Szwedzi,Litwa)
2. Strzelcy moskiewscy byli (od wielu lat) szkoleni (i wspierani) przez zawodowych zolnierzy sciaganych z zachodu.-byli czesciej szkoleni i podobnie wyposazenij jak ''chlopska'' piechota polska.Wiele bylo tam nowatorskich pomyslow np. swietnie bronili sie w oparciu o male fortece budowane na placu boju (szwedzi pozniej stosowali podobna taktyke) korzystali tez z ''wozow bojowych'' podobnych do tych z ktorych korzystali Turcy.Oczywiscie te pomysly byly niedostateczne do pokonania zreformowanej przez JM.hetmana Kamienieckiego armii polskiej lecz w owym czasie nikt kto nie mial przewagi min. 1:20 i duzego szczescia nie byl w stanie sie z nia rownac.O husari pisac wiecej juz nie trzeba.W budowaniu fortec bojowych Polacy byli duzo dalej od calego zachod od czasow JM h. Tarnowskiego co powtierdzil doskonale w/w JS Zamoysky.Obrona taborowa koroniarzy byla praktycznie nie do przejscia przez zadna armie.A altyleria koronna stala na niezwykle wysokim poziomie.Troszke slabiej wypadala piechota ''chlopska'' glownie ze wzgledu na uzbrojenie -choc nadrabiala ''zapalem''. Piechota zawodowa nazywana ''niemiecka'' (choc sluzylo w nie w tym okresie moze 5 ''Niemcow'' glownie z Czech i Slaska) miala poziom bardzo wysoki tyle ze bylo jej malo w owym okresie (jedyna zasluga ''Batorego'')
O skutecznosci tej armii swiadczy fakt ze w ciagu kilku ostanich lat sromotnie pobily armie litewska zawsze kiedy tylko nie litewskie wojska nie byly wspierane przez armie Polska -radze tez spojrzec na mape miedzy 1500-1560 i zobaczyc jaki ''kawal'' ksiestwa litewskiego zostal wyrwany przez Moskali. Polecam tez dzieje wojen Moskali w Inflantach w ktorych bili i szwedow i krzyzakow (podobnie gdyby nie pomoc Zygmunta I Inflaty wpadlyby w lapy Moskali)
2/2 ''wartość bojową przeciwnika, w armii Karola Sudermańskiego''
UsuńTo bylo na 20 lat przed reformami armii szwedzkiej.4 lata przed Kircholmem 3000 armie szwedzka pokonal zwykly pulkownik ''wstajac od stolu'' majac z soba 300-400 husarzy (w koncu bitwy)+300 rajtarow.Zamoyski gonil Karola po calych Inflantach ''wyzywajac go od tchorzy'' (co w owym czasie bylo obraza najgorsza dla krola) chcac go zmusic do bitwy lecz tem nawet kosztem wlasnej reputacji wolal uciec do szwecji.Oczywiscie obaj wiedzieli ze na polu bitwy armia karola nie ma zadnych szans.Zreszta w tych latach dowodcy wojsk szwedzkich mieli zakaz stawania ''w polu'' przed armia Rzeplitej.Jedyna taka pomylka byla pod Kircholmem pod Kluszynem juz takiego bledu nie popelnili i stajac obozem otaczali sie ogrodzeniem przez ktore armia Zolkiewskiego rozbijala konmi.
wesol dzien Szanowni redaktorzy
PiotrROI
ps. ja nie uwazam ze Sikora ''siem pomylil'' i nie zna MPH -zreszta jego caly ''dorobek naukowy'' ktory znam doskonale to wylacznie ''odbrazowywanie polskich sukcesow''. ''Dotowana'' dzialalnosc Sikory jest bardziej szkodliwa niz ksiazki pseldo-naukowe Grossa.
Dziękuję za wyborną anegdotę.
OdpowiedzUsuńZdrowych i Spokojnych Świąt!
Czcigodny Dibeliusie
UsuńJak wiesz, jesteśmy fanami pana generała Władysława Andersa, a więc siłą rzeczy znamy szlak bojowy II Korpusu. Wspomniany "Dzidzio" Mrugalski jeszcze kilka razy dał próbki swojego niezwykłego fartu. Ale tej historii nic i chyba nikt nie przebije. Można tylko żałować, że ta wytyczona na globusie granica nie ziściła się.
Dziękujemy za życzenia i też wyrażamy nadzieję, że Zmartwychwstały spogląda łaskawym okiem na Ciebie i Twoich bliskich.