W miniony wtorek obchodziliśmy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Dlatego chcę powiedzieć kilka słów o postaci mniej znanej, a na pewno wartej przypomnienia. Jest nią Leonard Szczęsny Zub-Zdanowicz ps. „Ząb”, major kawalerii Wojska Polskiego i podpułkownik Narodowych Sił Zbrojnych.
Urodził się 6 listopada 1912 na Wołyniu, we wsi Popowce, położonej niedaleko Staro-Konstantynowa w rodzinie ziemiańskiej. Początkowo uczył się w domu, następnie w Gimnazjum Humanistycznym im. Stanisława Staszica w Hrubieszowie, w którym w czerwcu 1930 zdał maturę. Następnie odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. Po odbyciu praktyki w 1 Pułku Strzelców Konnych w Garwolinie, 1 stycznia 1933 otrzymał awans na podporucznika rezerwy kawalerii.
Po ukończeniu podchorążówki rozpoczął studia na Wydziale Prawa KUL, które ukończył w roku 1935 jako magister prawa. Pracował w różnych instytucjach skarbowych Lubelszczyzny. We wrześniu 1938 został zmobilizowany. Po odbyciu kursu i zdaniu egzaminu, w końcu stycznia 1939 został powołany do służby czynnej w korpusie oficerów żandarmerii. W czasie kampanii wrześniowej walczył w rożnych jednostkach (29 Dywizja Piechoty, 13 Brygada Piechoty, 39 Dywizja Piechoty, Grupa „Chełm”). Po kapitulacji tej ostatniej 2 października, uniknął niewoli i przedostał się do swojej rodzinnej miejscowości. Za kampanię wrześniową został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
W grudniu 1939 wyruszył do Francji, do której dotarł szlakiem przez Węgry i Jugosławię w końcu stycznia 1940. W lutym jako ochotnik wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Uczestniczył w walkach pod Narvikiem, a po ewakuacji brygady do Francji, w działaniach bojowych pierwszej półbrygady w okolicach Rennes. Należał do tych szczęśliwców, którzy pod koniec czerwca 1940 zostali ewakuowani do Wielkiej Brytanii.
Po służbie w kilku jednostkach kadrowych i awansie na porucznika w lecie 1941 został przydzielony do 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Na ochotnika zgłosił się na kurs „cichociemnych”. Ukończył go w kwietniu 1942, a w nocy z 1 na 2 września został zrzucony w okolicach Grójca. Z chwilą zrzutu został awansowany na rotmistrza.
Podczas lądowania rotmistrz Zub-Zdanowicz złamał nogę. W drugiej połowie września przerzucono go do Warszawy, gdyż jego stan zdrowia wymagał hospitalizacji. Po opuszczeniu szpitala w październiku został odkomenderowany do pracy w III poleskim odcinku organizacji dywersyjnej, wchodzącej w skład AK, działającej pod kryptonimem „Wachlarz”. W styczniu 1943 gestapo rozbiło struktury „Wachlarza” i Zub-Zdanowicz został formalnie odkomenderowany pod dowództwo komendanta Okręgu Brześć AK. Ponieważ był już całkowicie zdrowy, wystąpił z prośbą o przeniesienie do oddziału partyzanckiego. Prośbie tej odmówiono.
Z żołnierzami NSZ po raz pierwszy spotkał się na kwaterze, do której trafił po skoku i kontuzji. Już wtedy proponowano mu przejście do tej organizacji, ale wówczas odrzucił tę propozycję. W lutym 1943 ponownie skontaktowali się z nim wyżsi oficerowie NSZ, z grupy „Szańca”. Ponownie nie skorzystał z tej oferty, ciągle bowiem liczył na przydział bojowy. Ale AK proponowało mu jedynie organizację w Warszawie komórki kontrwywiadu. Okazało się, że do trzech razy sztuka. Kiedy skontaktował się z nim jego kolega z KUL, major Stanisław Żochowski („Bohdan”) i zaproponował utworzenie i objęcie dowództwa oddziału na Lubelszczyźnie, propozycja została przyjęta. Od czerwca 1943 Zub-Zdanowicz stał się żołnierzem NSZ, o swoim przejściu poinformował swojego przełożonego z AK.
Na decyzję tę, poza relatywnie jego niewielką aktywnością w AK, na pewno duży wpływ miały obserwacje z czasów „Wachlarza”. Zub-Zdanowicz nie miał już wątpliwości co do tego, że Polska ma dwóch wrogów: III Rzeszę i ZSRR. Było to jeszcze przed Teheranem, ale już po ujawnieniu zbrodni w Katyniu. Dlatego też, jego zdaniem, wszelkie działania dywersyjne na zapleczu frontu niemiecko-radzieckiego, de facto przyspieszające wejście Rosjan na teren Polski, były nieefektywnym marnowaniem sił i środków. A pomysł wyzwalania miast i występowania w roli gospodarzy witających w nich Armii Czerwoną – po prostu idiotyzmem.
W lipcu znalazł się w Lasach Janowskich, koordynując działania kilku oddziałów partyzanckich NSZ, w zatwierdzonej randze kapitana. Zastał tam specyficzną sytuację. W okolicy tej poza AK i BCh działały też grupy sowieckich spadochroniarzy, oddziały Gwardii Ludowej oraz gromady najzwyklejszych bandytów.
Granica między tymi ostatnimi a polsko czy rosyjskojęzycznymi oddziałami komunistycznymi była często niemożliwa do ustalenia. Klasycznym przykładem może być niejaki Grzegorz Korczyński, późniejszy generał broni Ludowego Wojska Polskiego, zbrodniarz stalinowski i dowodzący masakrą na Wybrzeżu w roku 1970. Swoją „karierę bojową” zaczynał na Lubelszczyźnie rabując Żydów, głównie kobiety i dzieci, którym udało się uciec z gett w Lublinie czy Świdniku. Gdy ofiary nie miały już się czym szmalcownikom opłacać, były mordowane, ich liczbę szacuje się na około setki. W roku 1971 został wykopany z Polski na ambasadora w Algierii, gdzie wedle oficjalnej wersji zatruł się śmiertelnie. Trucizna miała rzadko opisywaną w podręcznikach toksykologii postać kilku magazynków UZI, którymi Mosad nagrodził jego lubelską szmalcowniczą działalność.
Konflikt między NSZ a komunistami wybuchnął z całą siłą, gdy w połowie czerwca 1943 w Rzeczycy Książęcej sowiecki oddział partyzancki zamordował siedmiu żołnierzy NSZ. W tej sytuacji Zub-Zdanowicz postanowił nie dzielić dłużej włosa na czworo i dociekać, czy jacyś komuniści są polsko czy rosyjskojęzyczni. 9 sierpnia otoczył i wybił do nogi ponad dwudziestoosobowy odział GL niejakiego „Słowika”. Co komuniści nazwali potem „mordem pod Borowem”.
Najbardziej znaną akcją przeciwko Niemcom było kompletne rozbicie we współdziałaniu z AK pod wsią Ujście silnego oddziału żandarmerii niemieckiej. Dzięki temu oddział AK kapitana „Żegoty” zdobył więzienie w Biłgoraju, uwalniając przetrzymywanych tam ludzi. Na jesieni 1943 oddziały dowodzone przez rotmistrza „Zęba” liczyły około 400 żołnierzy i przekształciły się w 1 Pułk Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej NSZ. Gdy w marcu 1944 ogłoszona została „umowa scaleniowa”, oddająca NSZ pod dowództwo AK, początkowo podporządkował się jej. Ale wkrótce część kierownictwa NSZ, zwana „Grupą Szańca” (od tytułu wydawanego pisma) uznała to za błąd. I podjęła decyzję o łączeniu małych oddziałów w większe zgrupowania, których strategicznym celem miało być przebicie się do obszarów zajętych przez wojska amerykańskie i brytyjskie. W NSZ nastąpił zatem rozłam a Zub-Zdanowicz, ze swoimi wcześniejszymi doświadczeniami, nie miał wątpliwości, że jest to jedyne racjonalne rozwiązanie. Zatem jego oddziały przeszły Wisłę i weszły w skład 204 Pułku Piechoty NSZ Ziemi Kieleckiej, tworząc wraz z 202 Pułkiem Piechoty NSZ Ziemi Sandomierskiej Świętokrzyską Brygadę NSZ. Jej dowództwo objął major Antoni Szacki ps. „Bohun”, Leonard Zub-Zdanowicz został szefem sztabu brygady. Kierownictwo grupy Szańca, zwanej też NSZ-Związek Jaszczurczy (w odróżnieniu od tej części, która podporządkowała się Komendzie Głównej AK), przewidując dalszy rozwój wydarzeń, w połowie lipca, gdy rozpoczęła się sowiecka ofensywa, opuściła Warszawę i przeniosło się do Częstochowy oraz Krakowa.
W okresie od czerwca do grudnia Brygada Świętokrzyska walczyła zarówno z Niemcami, jak i komunistami czy sowieckimi grupami dywersyjnymi. Jesienią 1944 jej stan liczebny wynosił około 1200 żołnierzy.
Gdy 13 stycznie 1945 rozpoczęła się sowiecka ofensywa, brygada wyruszyła na Śląsk, z zamiarem przedostania się do zachodnich Czech, gdzie spodziewała się dotrzeć do linii amerykańskich. Już na początku tego marszu znalazła się w fatalnym położeniu strategicznym. Z tyłu napierały sowieckie czołgi, zaś z przodu napotkali silną linię niemieckich umocnień. Pułkownik Szacki wysłał do Niemców parlamentariusza i udało mu się uzyskać ich zgodę na zawieszenie broni, i co ważniejsze, zezwolenie na przekroczenie linii niemieckich i dalszy marsz w stronę Czech. Brygada wydostała się z matni.
Podczas pobytu w Czechach, dowództwo brygady umiejętnie stwarzało pozory współpracy z Niemcami. Ceną za przetrwanie było zrzucenie przez Niemców na terenie Polski kilkudziesięciu żołnierzy brygady, wyposażonych w broń i radiostacje. Nie podjęli oni działań, które można by uznać za bezdyskusyjną dywersję na korzyść III Rzeszy. Część dołączyła do polskiej konspiracji antykomunistycznej, niektórym udało się wrócić i dołączyć do brygady. 5 maja 1945 brygada wyzwoliła przygotowany już do wysadzenia w powietrze mały obóz koncentracyjny dla kobiet w Holiszowie, uwalniając około 700 więźniarek różnej narodowości. Wskazane przez nie największe kanalie z załogi SS zostały rozstrzelane. Na pamiątkę ocalone kobiety uszyły żołnierzom z obozowych pasiaków pamiątkowe serduszka. Pułkownik Szacki powiedział potem, że jest to najwyższe odznaczenie, jakie kiedykolwiek otrzymał.
Urodził się 6 listopada 1912 na Wołyniu, we wsi Popowce, położonej niedaleko Staro-Konstantynowa w rodzinie ziemiańskiej. Początkowo uczył się w domu, następnie w Gimnazjum Humanistycznym im. Stanisława Staszica w Hrubieszowie, w którym w czerwcu 1930 zdał maturę. Następnie odbył służbę wojskową w Szkole Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu. Po odbyciu praktyki w 1 Pułku Strzelców Konnych w Garwolinie, 1 stycznia 1933 otrzymał awans na podporucznika rezerwy kawalerii.
Po ukończeniu podchorążówki rozpoczął studia na Wydziale Prawa KUL, które ukończył w roku 1935 jako magister prawa. Pracował w różnych instytucjach skarbowych Lubelszczyzny. We wrześniu 1938 został zmobilizowany. Po odbyciu kursu i zdaniu egzaminu, w końcu stycznia 1939 został powołany do służby czynnej w korpusie oficerów żandarmerii. W czasie kampanii wrześniowej walczył w rożnych jednostkach (29 Dywizja Piechoty, 13 Brygada Piechoty, 39 Dywizja Piechoty, Grupa „Chełm”). Po kapitulacji tej ostatniej 2 października, uniknął niewoli i przedostał się do swojej rodzinnej miejscowości. Za kampanię wrześniową został odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
W grudniu 1939 wyruszył do Francji, do której dotarł szlakiem przez Węgry i Jugosławię w końcu stycznia 1940. W lutym jako ochotnik wstąpił do Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Uczestniczył w walkach pod Narvikiem, a po ewakuacji brygady do Francji, w działaniach bojowych pierwszej półbrygady w okolicach Rennes. Należał do tych szczęśliwców, którzy pod koniec czerwca 1940 zostali ewakuowani do Wielkiej Brytanii.
Po służbie w kilku jednostkach kadrowych i awansie na porucznika w lecie 1941 został przydzielony do 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Na ochotnika zgłosił się na kurs „cichociemnych”. Ukończył go w kwietniu 1942, a w nocy z 1 na 2 września został zrzucony w okolicach Grójca. Z chwilą zrzutu został awansowany na rotmistrza.
Podczas lądowania rotmistrz Zub-Zdanowicz złamał nogę. W drugiej połowie września przerzucono go do Warszawy, gdyż jego stan zdrowia wymagał hospitalizacji. Po opuszczeniu szpitala w październiku został odkomenderowany do pracy w III poleskim odcinku organizacji dywersyjnej, wchodzącej w skład AK, działającej pod kryptonimem „Wachlarz”. W styczniu 1943 gestapo rozbiło struktury „Wachlarza” i Zub-Zdanowicz został formalnie odkomenderowany pod dowództwo komendanta Okręgu Brześć AK. Ponieważ był już całkowicie zdrowy, wystąpił z prośbą o przeniesienie do oddziału partyzanckiego. Prośbie tej odmówiono.
Z żołnierzami NSZ po raz pierwszy spotkał się na kwaterze, do której trafił po skoku i kontuzji. Już wtedy proponowano mu przejście do tej organizacji, ale wówczas odrzucił tę propozycję. W lutym 1943 ponownie skontaktowali się z nim wyżsi oficerowie NSZ, z grupy „Szańca”. Ponownie nie skorzystał z tej oferty, ciągle bowiem liczył na przydział bojowy. Ale AK proponowało mu jedynie organizację w Warszawie komórki kontrwywiadu. Okazało się, że do trzech razy sztuka. Kiedy skontaktował się z nim jego kolega z KUL, major Stanisław Żochowski („Bohdan”) i zaproponował utworzenie i objęcie dowództwa oddziału na Lubelszczyźnie, propozycja została przyjęta. Od czerwca 1943 Zub-Zdanowicz stał się żołnierzem NSZ, o swoim przejściu poinformował swojego przełożonego z AK.
Na decyzję tę, poza relatywnie jego niewielką aktywnością w AK, na pewno duży wpływ miały obserwacje z czasów „Wachlarza”. Zub-Zdanowicz nie miał już wątpliwości co do tego, że Polska ma dwóch wrogów: III Rzeszę i ZSRR. Było to jeszcze przed Teheranem, ale już po ujawnieniu zbrodni w Katyniu. Dlatego też, jego zdaniem, wszelkie działania dywersyjne na zapleczu frontu niemiecko-radzieckiego, de facto przyspieszające wejście Rosjan na teren Polski, były nieefektywnym marnowaniem sił i środków. A pomysł wyzwalania miast i występowania w roli gospodarzy witających w nich Armii Czerwoną – po prostu idiotyzmem.
W lipcu znalazł się w Lasach Janowskich, koordynując działania kilku oddziałów partyzanckich NSZ, w zatwierdzonej randze kapitana. Zastał tam specyficzną sytuację. W okolicy tej poza AK i BCh działały też grupy sowieckich spadochroniarzy, oddziały Gwardii Ludowej oraz gromady najzwyklejszych bandytów.
Granica między tymi ostatnimi a polsko czy rosyjskojęzycznymi oddziałami komunistycznymi była często niemożliwa do ustalenia. Klasycznym przykładem może być niejaki Grzegorz Korczyński, późniejszy generał broni Ludowego Wojska Polskiego, zbrodniarz stalinowski i dowodzący masakrą na Wybrzeżu w roku 1970. Swoją „karierę bojową” zaczynał na Lubelszczyźnie rabując Żydów, głównie kobiety i dzieci, którym udało się uciec z gett w Lublinie czy Świdniku. Gdy ofiary nie miały już się czym szmalcownikom opłacać, były mordowane, ich liczbę szacuje się na około setki. W roku 1971 został wykopany z Polski na ambasadora w Algierii, gdzie wedle oficjalnej wersji zatruł się śmiertelnie. Trucizna miała rzadko opisywaną w podręcznikach toksykologii postać kilku magazynków UZI, którymi Mosad nagrodził jego lubelską szmalcowniczą działalność.
Konflikt między NSZ a komunistami wybuchnął z całą siłą, gdy w połowie czerwca 1943 w Rzeczycy Książęcej sowiecki oddział partyzancki zamordował siedmiu żołnierzy NSZ. W tej sytuacji Zub-Zdanowicz postanowił nie dzielić dłużej włosa na czworo i dociekać, czy jacyś komuniści są polsko czy rosyjskojęzyczni. 9 sierpnia otoczył i wybił do nogi ponad dwudziestoosobowy odział GL niejakiego „Słowika”. Co komuniści nazwali potem „mordem pod Borowem”.
Najbardziej znaną akcją przeciwko Niemcom było kompletne rozbicie we współdziałaniu z AK pod wsią Ujście silnego oddziału żandarmerii niemieckiej. Dzięki temu oddział AK kapitana „Żegoty” zdobył więzienie w Biłgoraju, uwalniając przetrzymywanych tam ludzi. Na jesieni 1943 oddziały dowodzone przez rotmistrza „Zęba” liczyły około 400 żołnierzy i przekształciły się w 1 Pułk Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej NSZ. Gdy w marcu 1944 ogłoszona została „umowa scaleniowa”, oddająca NSZ pod dowództwo AK, początkowo podporządkował się jej. Ale wkrótce część kierownictwa NSZ, zwana „Grupą Szańca” (od tytułu wydawanego pisma) uznała to za błąd. I podjęła decyzję o łączeniu małych oddziałów w większe zgrupowania, których strategicznym celem miało być przebicie się do obszarów zajętych przez wojska amerykańskie i brytyjskie. W NSZ nastąpił zatem rozłam a Zub-Zdanowicz, ze swoimi wcześniejszymi doświadczeniami, nie miał wątpliwości, że jest to jedyne racjonalne rozwiązanie. Zatem jego oddziały przeszły Wisłę i weszły w skład 204 Pułku Piechoty NSZ Ziemi Kieleckiej, tworząc wraz z 202 Pułkiem Piechoty NSZ Ziemi Sandomierskiej Świętokrzyską Brygadę NSZ. Jej dowództwo objął major Antoni Szacki ps. „Bohun”, Leonard Zub-Zdanowicz został szefem sztabu brygady. Kierownictwo grupy Szańca, zwanej też NSZ-Związek Jaszczurczy (w odróżnieniu od tej części, która podporządkowała się Komendzie Głównej AK), przewidując dalszy rozwój wydarzeń, w połowie lipca, gdy rozpoczęła się sowiecka ofensywa, opuściła Warszawę i przeniosło się do Częstochowy oraz Krakowa.
W okresie od czerwca do grudnia Brygada Świętokrzyska walczyła zarówno z Niemcami, jak i komunistami czy sowieckimi grupami dywersyjnymi. Jesienią 1944 jej stan liczebny wynosił około 1200 żołnierzy.
Gdy 13 stycznie 1945 rozpoczęła się sowiecka ofensywa, brygada wyruszyła na Śląsk, z zamiarem przedostania się do zachodnich Czech, gdzie spodziewała się dotrzeć do linii amerykańskich. Już na początku tego marszu znalazła się w fatalnym położeniu strategicznym. Z tyłu napierały sowieckie czołgi, zaś z przodu napotkali silną linię niemieckich umocnień. Pułkownik Szacki wysłał do Niemców parlamentariusza i udało mu się uzyskać ich zgodę na zawieszenie broni, i co ważniejsze, zezwolenie na przekroczenie linii niemieckich i dalszy marsz w stronę Czech. Brygada wydostała się z matni.
Podczas pobytu w Czechach, dowództwo brygady umiejętnie stwarzało pozory współpracy z Niemcami. Ceną za przetrwanie było zrzucenie przez Niemców na terenie Polski kilkudziesięciu żołnierzy brygady, wyposażonych w broń i radiostacje. Nie podjęli oni działań, które można by uznać za bezdyskusyjną dywersję na korzyść III Rzeszy. Część dołączyła do polskiej konspiracji antykomunistycznej, niektórym udało się wrócić i dołączyć do brygady. 5 maja 1945 brygada wyzwoliła przygotowany już do wysadzenia w powietrze mały obóz koncentracyjny dla kobiet w Holiszowie, uwalniając około 700 więźniarek różnej narodowości. Wskazane przez nie największe kanalie z załogi SS zostały rozstrzelane. Na pamiątkę ocalone kobiety uszyły żołnierzom z obozowych pasiaków pamiątkowe serduszka. Pułkownik Szacki powiedział potem, że jest to najwyższe odznaczenie, jakie kiedykolwiek otrzymał.
Następnego dnia brygada nawiązała łączność z amerykańską 3 armią. Jej dowódca George Patton, najwybitniejszy amerykański generał z czasów II Wojny Światowej, spotkał się z dowództwem brygady, jej żołnierzy uznał za oddziały alianckie, a przybyłym wkrótce oficerom sowieckim, domagającym się wydania „faszystów”, przez tłumacza po prostu kazał spie...lać. Po rozbrojeniu brygady dopilnował aby jej żołnierze nie zostali wydani Sowietom.
A co z bohaterem tego opowiadania?
Po rozbrojeniu brygady major Zub-Zdanowicz przez pewien czas służył w II Korpusie generała Władysława Andersa. W roku 1946 wyjechał do Wielkiej Brytanii, a w 1952 przeniósł się wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez wiele lat pracował jako inżynier w przemyśle mechanicznym. Zawsze był aktywny w organizacjach kombatanckich i polonijnych, uczestniczył w wielu akcjach pomocowych dla Polski.
Zmarł w 12 sierpnia 1982. Pochowany został na Cmentarzu Polskich Weteranów w „amerykańskiej Częstochowie” w Doylestown. W roku 2009 prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Stary Niedźwiedź
A co z bohaterem tego opowiadania?
Po rozbrojeniu brygady major Zub-Zdanowicz przez pewien czas służył w II Korpusie generała Władysława Andersa. W roku 1946 wyjechał do Wielkiej Brytanii, a w 1952 przeniósł się wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych, gdzie przez wiele lat pracował jako inżynier w przemyśle mechanicznym. Zawsze był aktywny w organizacjach kombatanckich i polonijnych, uczestniczył w wielu akcjach pomocowych dla Polski.
Zmarł w 12 sierpnia 1982. Pochowany został na Cmentarzu Polskich Weteranów w „amerykańskiej Częstochowie” w Doylestown. W roku 2009 prezydent Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
Stary Niedźwiedź
Szanowni Państwo, wobec ataku na Pana Leszka Żebrowskiego, ale również na instytucję która go zaprosiła na spotkanie, po pojawieniu się tego "artykułu" w GW, Dolnośląska Biblioteka Publiczna została zasypana mailami od zwolenników GW i trzeba to wyrównać. Proszę więc o przesyłanie maili z poparciem tej inicjatywy (tj. wykładu Żebrowskiego) do dyrekcji Dolnośląskiej Biblioteki Publicznej na adres: ANDRZEJ TYWS atyws@wbp.wroc.pl oraz JOLANTA UBOWSKA jubowska@wbp.wroc.pl
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Mucha86
PS. Niedźwiedziu wybacz spam!
Czcigodny Mucho
UsuńWitam po dłużższej nieobecności. Sprawa jasna i czyściutka, więc nie masz za co przepraszać.
Pozdrawiam serdecznie.
"grupy sowieckich spadochroniarzy, oddziały Gwardii Ludowej oraz gromady najzwyklejszych bandytów. "
OdpowiedzUsuńPrzecież to synonimy.
Pozdrawiam
Czcigodny Refaelu
UsuńOczywiście masz rację. Ale ta wiedza nie jest jeszcze w Polsce powszechna, więc napisałem tak, bo na każdym blogu może pojawić się przypadkowy gość. I z powodów dydaktycznych dałem przykład takiej wyjątkowej kanalii, jak niejaki Korczyński. W którego przypadku Mosad zrobił to, co teoretycznie było zadaniem polskiego kata.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu, dzięki wielkie za opowieść o majorze Zub-Zdanowiczu. Zawsze dobrze jest się czegoś nowego dowiedzieć. Szczególnie wzruszające są te pasiaste serduszka. Są symbolem tego, że nawet w beznadziejnej sytuacji znajdą się ludzie o ludzkich odruchach.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Czcigodny Jarku
UsuńMiło mi, że osoba bohatera tej opowieści zainteresowała również Ciebie.
Serduszka mają swój dalszy ciąg. W roku chyba 1950 PRL wystąpiła do Francji o ekstradycję pułkownika Antoniego Szackiego. Ale przed sądem wiele byłych więźniarek Holiszowa opowiedziało o wyzwoleniu obozu w ostatniej chwili. Francuskie sądy nie skakały wtedy jeszcze tak, jak im lewacy, sodomici czy islamiści zagrają. Więc wyrok w grzecznych słowach mówił to samo, co generał George Patton powiedział Kacapom, używając krótkiego "fuck out".
Pozdrawiam serdecznie.
Napisz też coś o prominentnym członku Brygady Świętokrzyskiej, Hubercie Jurze ps. "Tom" i owocnej kolaboracji oddziału tego żołnierza z Gestapo już od 1943 roku, za co zresztą został skazany przez AK na karę śmierci. O swoistym pakcie o nieagresji między faszystami i BŚ, bez którego przejście brygady na takim szlaku byłoby zupełnie niemożliwe już co nieco napisałeś, chociaż tylko tę bardziej pomnikową część prawdy.
UsuńA może byś się podpisał chociaż?
Usuń"O swoistym pakcie o nieagresji między faszystami i BŚ, bez którego przejście brygady na takim szlaku byłoby zupełnie niemożliwe już co nieco napisałeś, chociaż tylko tę bardziej pomnikową część prawdy."
UsuńTo oświeć nas i podaj tą mniej pomnikową część prawdy. Tylko podaj źródła historyczne na których sie oprzesz.
Zygmunt
@Zygmunt,
UsuńŻartujesz? Dostaniesz od niego co najwyżej garść michnikowej propagandy przetrawionej już na użytek takich właśnie antydogmatyków i innych bolszewickich skurwysynów.
Henryk Jura ps. "Tom" współpracował z Gestapo od 1943 roku, za co AK skazało go na karę śmierci. Dołączył ze swoim oddziałem do Brygady Świętokrzyskiej, a potem pośredniczył w negocjacjach z hitlerowcami, którzy odstępowali od atakowania oddziałów brygady. Inaczej BŚ byłaby rozbita z dziesięć razy w marszu na Zachód. Potem w Czechach Tom negocjował korzystne warunki dla żołnierzy brygady, a Niemcy zgodzili się nawet szkolić polskie oddziały. O kolaboracji z hitlerowcami na przykład tu: David Morgan, Todd Morgan. "Odyseja Brygady Świętokrzyskiej w świetle dokumentów. „Przegląd Historyczno-Wojskowy”". 7 (1–2), s. 121–124, 2006.
Usuń
UsuńA nie mówiłem, że będzie michnikowa propaganda?
Skoro analiza danych do ciebie nie przemawia, wytłumacz jakimże to cudem niemieckie wojsko w ogóle godziło się na rozmowy z "Tomem" i mu ustępowało? Jakim sposobem doprowadzili do zawiązania paktu o nierozbrajaniu BŚ i propozycji wyruszenia na front wschodni pod egidą hitlerowców?
UsuńNie przemawia do mnie żadna analiza przedstawiona przez skurwysyńskiego pedała, tchórza, kłamcę, oszusta intelektualnego i manipulatora - w skrócie antydogmatyka. Cała lewacka strona internetu od dwóch dni wyje "Jura" i "Toma", próbując przedstawić wszystkich Żołnierzy Wyklętych przez pryzmat jednego nazwiska. Chciałem ci nawet zadać pytanie co ty byś zrobił w sytuacji w jakiej znalazła się Brygada Świetokrzyska, ale w sumie mam to gdzieś. Spierdalaj zafajdana cioto.
Usuń@ Tie Fighter i Zygmunt
UsuńHubert Jura ps. "Tom" to mroczna postać. Tu macie ciekawy link:
http://tomasz.greniuch.salon24.pl/157668,organizacja-toma-mroczna-zagadka-podziemia,1
Swiadczący o tym, że nie tylko Amerykanie i Brytyjczycy (mający sprawy polskie gdzieś) ale i odpowiednie służby II Korpusu Polskiego nie uznały Jury za czyste zło.
Pozdrawiam serdecznie.
PS
UsuńA jednak ta ciota mnie zainspirowała. Chyba napiszę o kontaktach z Gestapo jego duchowych idoli, czyli o walce pod dywanem buldogów - założycieli PPR. Marcelego Nowotki, braci Mołojców, Pinkusa Findera, Małgorzaty Fornalskiej i Władysława Gomułki.
Pozdrawiam serdecznie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńSzanowny Stary Niedźwiedziu dołącz jeszcze do tych szubrawców Cyrankiewicza.
Usuńhttp://tarnowskikurierkulturalny.blox.pl/2009/08/JOZEF-CYRANKIEWICZ.html
klawisz
Czcigodny Klawiszu
UsuńJeśli chodzi o kacyków z kierownictwa PRL, chyba znacznie zwięźlej byłoby wyliczyć tych, którzy nie mają krwi na rękach, lub mają jej bardzo niewiele. O ile uda się takich znaleźć, za co oczywiście ręczyć nie mogę.
Być może, ale to nic pewnego, na pewną pobłażliwość zasłużył Włodzimierz Sokorski, który "zaledwie" wdrażał socrealizm.
Pozdrawiam serdecznie.
Jeszcze to sobie przeczytaj: Cz. Brzoza, Od Miechowa do Coburga. Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych w marszu na zachód, w: Biuletyn IPN Pamięć i Sprawiedliwość, 2004, nr 1 (5), s. 225. IPN cytuje tam meldunki AK mówiące że żołnierze BŚ korzystali z niemieckich szpitali i otrzymywali od hitlerowców pokwitowania za swoje "rekwizycje", księgowane jako kontrybucje. Nie znam żadnych dowodów na jakieś starcia BŚ z armią niemiecką na terenie Polski po rozpoczęciu współpracy między BŚ i Jurą. Jak znasz takie dowody, przedstaw je.
OdpowiedzUsuń@ Anonimowa ciota vel "antydogmatyk"
UsuńNawet w guglu znajdziesz (oczywiście mowa o roku 1944):
"18 sierpnia oddział por. Władysława Kołacińskiego ps. „Żbik” rozbroił Niemców z SS i SA oraz Ukraińców jadących na 2 furmankach, rozstrzelano 9 jeńców;
21 sierpnia oddział kpt. Henryka Karopowicza ps. „Rusin” zajął stację kolejową Żelisławice, zdobywając 15 karabinów i amunicję, wziętych do niewoli 15 kolejarzy niemieckich wypuszczono;
22 sierpnia oddziały Brygady obsadziły Kurzelów, a następnie przeniosły się w rejon Włoszczowy i Przedborza, pod wsią Brzeście zaatakowano niemiecką kolumnę samochodową, w wyniku czego zdobyto 1 samochód, ok. 200 lub 300 karabinów produkcji belgijskiej, duże ilości amunicji, 2 pistolety maszynowe i 20 granatów;
23 sierpnia doszło we wsi Ostrów do starcia z patrolem niemiecko-ukraińskim, zginęło 6 żołnierzy Brygady, a patrol wycofał się w kierunku Krasocina."
A teraz, jak powiedział gen. Patton do Kacapów, fuck out. Lepiej weź się za organizowanie manify KOD w obronie Kajetana Poznańskiego, podobnego do ciebie i twojego laveyańskiego kumpla "yndywydualisty" i "wolnościowca.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńSzanowny Stary Niedźwiedziu wprawdzie nie na temat ale myślę że warto zobaczyć.
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/ceWf59kDGHs
P.S
wg mnie student, sądząc po akcencie jest Rosjaninem albo Białorusinem ewentualnie Ukraińcem ze wschodniej Ukrainy. Ukraińcy na wschodzie w ogóle nie znali swojego języka posługiwali się tylko rosyjskim dopiero po przemianach tam zachodzących zaczęli się uczyć ukraińskiego i to dość często pod przymusem.
Szanowny Anonimowy
UsuńZacznę od prośby o podpisywanie się (ewentualnie logowanie), bo ostatnio znowu pojawił tu się eurokomunistyczny sodomicki zadymiarz.
A co się tyczy Lwowa, przed wojną Ukraińcy byli tam liczebnie dopiero PIĄTĄ grupą etniczną. Po Polakach, Żydach, Niemcach i Ormianach. Ale czego można się spodziewać po postbanderowskich śmieciach?
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu przepraszam moja wina.
Usuńklawisz
''A co się tyczy Lwowa, przed wojną Ukraińcy byli tam liczebnie dopiero PIĄTĄ grupą etniczną. Po Polakach, Żydach, Niemcach i Ormianach.''
UsuńTo nie jest nic dziwnego biorac pod uwage ze Lwow lezal w srodku ziemi Ledzian-Lachow.Zwarte osdanictwo ''dominacji ludnosci polskiej'' konczylo sie jakies 150-170 na wschod od Lwowa.
Co zas do samego Lwowa to dzis malo kto wie ze Lwow istnial juz w IX wieku jak grodzisko Ledzian -Lachow.Lew Halicki przenoszac sie do tego grodu pod koniec XIII wieku (jeszcze jako lennik Piasta malopolskiego) poprostu dal mu swoje imie.Po odzyskaniu grodow czerwienskich i przylaczeniu (jako lenna SKKP) Halicza do S.K.K.Polskiego Kazmierz Madry musial pobudowac Lwow (2 oddzielne zamki) na ''surowym korzeniu'' gdyz grod ten zostal nie tylko spalony przez tatarow ale tez zalany woda (ludnosc poszla w jasyr).Duza czesc rzemiesnikow byla pochodzila z Kujaw w mniejszej czesci z malopolski i wielkopolski.
wesol dzien
PiotrROI
Czcigodny Piotrze
UsuńLwowianinem był mój Ojciec, który dużo mi opowiadał o tym niesamowitym mieście, do bólu polskim. To od niego dowiedziałem się o tym "rankingu narodowości". Gdy słyszał o "ukraińskim" Lwowie, ripostował "odwiecznie chińskim Rio de Janeiro", jako takim samym idiotyzmem.
Zresztą ten ranking dotyczy narodowości "formalnej", wynikającej z dokumentów, a nie tej "uczuciowej". Bo częste były przypadki, gdy syn przybyłego tam po pierwszym rozbiorze austriackiego urzędnika, czyli Niemca, mówił już dobrze po polsku. A wnuk czuł się Polakiem i uczestniczył w działaniach przeciw zaborcom.
Pozdrawiam serdecznie.
'' Zresztą ten ranking dotyczy narodowości "formalnej", wynikającej z dokumentów, a nie tej "uczuciowej" Bo częste były przypadki, gdy syn przybyłego tam po pierwszym rozbiorze austriackiego urzędnika, czyli Niemca, mówił już dobrze po polsku. ''
UsuńAkurat z tej strony to zmiany ludnosciowe byly niewielkie.Kiedys analizowalem to na podstawie nazwisk to nawet uznajac za ''obce'' nazwiska urobione od zawodu* to Polakow we Lwowie szacunkowo bylo miedzy 70 a 80%, druga grupa byli Zydzi dalej Ormianie, Niemcy (czesto z polskimi naziskami SIC!)Rusini stanowili tam 1-2% a ''Ukraincy'' wynalazek XIX wieku mogli na swoj zjast pojechac jedna dorozka...
wesol dzien
PiotrROI
*co nie jest uczciwym ''kryterium gdyz po przeniesieniu miasta z prawa polskiego na magdeburskie w XIV (na wiek przed ''powszechnoscia nazwisk'' wsrod mieszczan) Hinek,Stach czy Wiesiek uprawiajacy np. zawod Kolodzieja ''stawali sie'' z dnia na dzien Stelmachem -z czego urabiano pozniej nazwisko Stelmach,Stelmasiak, Stelmasik itd. Sztandarowym przykladem jest Kopernik ktorego dziad byl w cechu murarzy i nie mial zadnego przydomku ani nazwiska zas ojciec dostal sie do cechu kupcow i wyspecjalizowal sie w handlu ''koprem'' czyli miedzia i urobiono od tego nazwisko KopernIK (koncowka ''ik'',''ok'' jest typowa dla malopolskich nazwisk mieszczan)
PS. jesli cos mozna zrobic z nazywaniem komunistycznego zbrodniarza Stefana Kilanowicza ''Korczynski'' -Panowie na Korczynie ktorzy wielkie zaslugi polozyli dla Rzeplitej naprawde niczym sobie nie zasluzyli zeby zeby taki smiec jak Kilanowicz do dzis sobie ich nazwiskiem swa komunistyczna morde wycieral
Czcigodny Piotrze
UsuńW minionym stuleciu wystąpiła istna epidemia zmian nazwisk przez "starszych i mądrzejszych". Dopóki Apfelbaum stawał się Jabłkowskim, było to tylko zabawne. Ale sięgano też po zapisane w polskiej historii. Sam spotkałem się z przypadkiem wysokiego urzędnika jednego z komunistycznych ministerstw, który używał nazwiska Potocki. A wystarczyło na niego spojrzeć, aby mieć pewność, że z żadną linią tej historycznej rodziny nie mógł mieć nic wspólnego.
Pozdrawiam serdecznie.
PS.
UsuńPublicystyka, zwłaszcza blogowa, ma swoją specyfikę. Na ogół piszący starają się wypowiadać zwięźle. Dlatego też, sięgając po podany przez Ciebie przykład, proponuję za pierwszym razem pisać Stefan Kilanowicz (używał nazwiska"Grzegorz Korczyński"), a dalej już tylko Kilanowicz.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowni Redaktorzy,
OdpowiedzUsuńChcialem tylko zwrocic uwage na to ze ''Grzegorz Korczynski'' nazywal sie tak naprawde Stefan Kilanowicz -wystraczy juz szargania dobrego imienia wygaslej jul lini Panow na Korczynie przez te komunistyczna szmate.
PiotrROI
Czcigodny Piotrze
UsuńW przypadku co większych komunistycznych bandytów używanie "kradzionych" nazwisk i imion było powszechne. Singer to prawdziwe nazwisko szefa węgierskiej stalinowskiej bezpieki AVH, a wcześniej kata Barcelony Ernő Gerő. A ulubiony uczeń Stalina Mátyás Rákosi tak naprawdę nazywał się Mátyás Rosenfeld. Wspomniany już mój Ojciec powiedział mi, że w tzw. Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, jak sama nazwa wskazuje, językiem roboczym był jidisz.
Z polskich głośniejszych bandytów "Mieczysław Moczar" to tak naprawdę Mykoła Demko, Pinkusowi Finderowi komunistyczni propagandyści zmienili imię na Paweł. Dziękuję za przypomnienie, że "Grzegorz Korczyński" nazywał się Stefan Kilanowicz. Ale używam nazwisk, pod którymi są powszechnie znani, w trosce o klarowność przekazu. Bo w moim pokoleniu takie nazwiska jak Demko prawie nikomu nie są znane. A wśród obecnej młodzieży chyba nawet Moczar mało komu coś mówi.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo dużo rzetelnych wiadomosci
OdpowiedzUsuńSzanowny Anonimowy
UsuńDziękuję za dobre słowo. Czy mogę prosić, abyś podpisywał komentarze jakimś nickiem?
Pozdrawiam serdecznie.