niedziela, 28 października 2012

Wyroby męskopodobne

Swego czasu na „Antysocjalu” wyraziłem się pozytywnie o „teście kociej łapy”. Polegającym na tym że dwoje ludzi płci przeciwnej (w tej kwestii jestem niereformowalny) którzy myślą o związaniu się na stałe, zamieszkują razem. Aby sprawdzić czy na co dzień a nie tylko od święta potrafią sobie radzić z wszystkimi pozbawionymi wzniosłości  czynnościami skaładającymi się na życie codzienne.
Pogląd ten spotkal się z dezaprobatą tych spośród Szanownych Czytelników którzy wytknęli mu iż jest niezgodny z nauczaniem Kościoła Rzymskokatolickiego dominującego na mapie religijno – światopoglądowej Polski. Więc pozwolę sobie jeszcze raz podkreślić że ta „kocia łapa” nie stanowi żadnej alternatywy dla instytucji małżeństwa, którą to instytucję darzę szacunkiem i uważam jako konserwatysta za sprawdzony i najwłaściwszy model rodziny. Ale zbyt szanuję małżeństwo aby traktować je jako coś na kształt loterii a decyzję podejmowwać na podstawie dosyć skąpego zasobu informacji. Oczywiście pełną wiedzę o drugim człowieku zdobywa się przez całe życie, niekiedy szydło wychodzi z worka po kilkunastu latach. Ale nie jestem w stanie pojąć idei dobrowolnego rezygnowania z informacji dających się zdobyć w czasie kilku miesięcy. Bowiem ten test nie może się przeciągać zbyt długo. W mojej ocenie po upływie góra roku czas podjąć wiążącą decyzję bez dalszej spychotechniki.
Jeżeli dwoje kochających się ludzi powstrzymuje się podczas tej próby od seksu, jest to ich decyzja i nikt nie powinien się w to mieszać. Ale trudno mi sobie to wyobrazić i w takich wypadkach przypomina mi się stary dowcip o małym Jasiu. Który spytany na lekcji religii dlaczego Kinga została świętą,
powiedział że tak się stało ponieważ Bolesław był Wstydliwy. Natomiast odrzucam z wielkim niesmakiem argumenty w stylu „co ludzie o nich powiedzą?”. Bo tych dwoje przymierza się do najważniejszej decyzji w swoim życiu i opinie jakichś plotkarskich kumoszek powinni olewać równo.
Dlaczego do tego tematu wracam? Bowiem w gronie pokolenia dzieci moich znajomych zdarzyły się ostatnio dwa przypadki które uważam za skandaliczne. Dwa osobniki mające w dowodach osobistych w rubryce płeć wpisane słowo „mężczyzna” , rozstali się ze swoimi piękniejszymi połowami po upływie kilku lata dzielenia stołu i łoża, że posłużę się starym frazesem.
Nasz świat jest już tak urządzony że czas upływa dla kobiety i mężczyzny w innym tempie. I czterdziestolatkowi znacznie łatwiej ułożyć sobie życie z kimś od nowa niż kobiecie w wieku bliskim czterdziestki. Zwłaszcza gdy ma dziecko/dzieci (we wspomnianych przeze mnie przypadkach szczęśliwie ich nie było). Gdyby wydarzyło to się po kilku miesiącach, uznałbym że eksperyment się nie udał a dzięki temu obydwoje uniknęli popełnienia  większego błędu jakim byłby lekkomyślny ślub. Ale zabrać kobiecie siedem najlepszych lat życia a potem powiedzieć „sorry, to jednak nie jest to” uważam za gówniarstwo.
Swego czasu linkowana na „Antysocjalu” Czcigodna Erinti wypowiedziała w tej kwestii bardzo ciekawy pogląd. Stwierdziła że akceptuje wspólne zamieszkanie aby przekonać się jak związek sprawdza się podczas wykonywania pozbawionych romantyzmu codziennych czynności takich jak utrzymywanie w mieszkaniu porządku, zakupy, gotowanie czy pranie. Oraz czy nie dochodzi do konfliktów gdy na przykład na jednym kanale telewizyjnym pokazywana jest ciekawa sztuka a na drugim ważny mecz. Ale uważa że nie należy "przekraczać Rubikonu" w kwestii seksu bowiem dopiero zawarcie minimum "ślubu magistrackiego" usprawiedliwia taki krok. Ponieważ podpisanie papierka w urzędzie pozbawione jest jakiejkolwiek składowej religijnej, nieco zaskoczony poprosiłem ją wtedy o wyjaśnienie powodów dla których zajęła takie stanowisko. I w odpowiedzi usłyszałem że oczywiście nie wynika ono z motywów wyznaniowych czy obawy o to "co ludzie powiedzą" . Jest ono konsekwencją jej niskiej oceny wartości moralnej współczesnych dwudziestokilkuletnich mężczyzn czyli wypywa z troski o dziewczyny. Które w swej łatwowierności mogą być potraktowane jak "wielozadaniowy robot domowy z funkcją seksualną" a następnie zamienione na nowszy model. Bo nawet ten "cywil" świadczy jej zdaniem o tym że facet traktuje znajomość poważnie.
W gronie moich najbliższych przyjaciół jeszcze ze studiów takie zabezpieczenia nie były potrzebne. W tym towarzystwie nikt z nas nie "czekał" na ślub. Ale decyzję o przekroczeniu owej granicy podejmowaliśmy działając w dobrej wierze, mając pewność odnośnie swoich uczuć żywionych do drugiej osoby i wszelkie podstawy aby sądzić że są one całkowicie odwzajemnione. W czasach zapiekłej komuny (lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku) zdobycie jakiegoś (najczęściej wynajmowanego) lokum było olbrzymim wysiłkiem a zarazem osiągnięciem i na ogół wtedy szybko i sprawnie zapadała decyzja o ślubie. Ale też podczas żadnego z nich delikwenci nie przystępowali do ceremonii ślubnej we trójkę. We wspomnianym gronie do dzisiaj nie zdarzył się ani jeden rozwód. Muszę zatem uważać żeby nie popaść w grzech pychy uznając moje środowisko za klub zrzeszający moralną elitę elit.
Swego czasu Gary Lineker, boiskowy dżentelmen (w całej swej karierze piłkarskiej nie dostał ani razu nawet żółtej kartki) i jeden z najlepszych napastników na świecie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, powiedział z goryczą że piłka nożna to taka gra podczas której dwudziestu dwóch facetów kopie piłkę a zawsze wygrywają Niemcy. Bo w czasach jego kariery piłkarskiej Anglia przegrała z Niemcami wszystkie ważne mecze. W świetle niemiłych wydarzeń o których wspomniałem, zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem nie jest tak że w kwestiach którym poświęcony jest niniejszy wpis można budować różne teorie ale "na statystykę" zawsze rację ma Erinti.
A jeśli młodszych Czytelników, nie pamiętających czasów PRL, zastanawia tytuł, pragnę wyjaśnić że w latach osiemdziesiątych w sklepach pojawiały się tak zwane "wyroby czekoladopodobne". Bazujące na masie która kolorem i częściowo zapachem nawet przypominała czekoladę. Tyle tylko że w smaku niewiele miała z nią wspólnego.

Stary Niedźwiedź

43 komentarze:

  1. Czcigodny Niedźwiedziu,
    kolejny genialny wpis. Smutne, że filar cywilizacji jakim jest instytucja małżeństwa zaczyna się kruszyć.

    A na marginesie: młodsi czytelnicy mogą spróbować "tabliczek czekoladopodobnych" - dostępne są w niektórych marketach. Jak już spróbujecie to wiedzcie, że te PeeReLowskie były jeszcze gorsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Refaelu
      Instytucja małżeństwa kruszy si pod naporem eurosocjalizmu i celebrytów których ci pierwsi mogą uznać za użytecznych idiotów. Bo jak nazwać gówniarzerię z okładek tabloidów która świruje o swoim rzekomym katolicyzmie a co jakieś trzy lata "unieważnia" swój ostatni ślub kościelny i bierze kolejny.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że KRK ośmiesza się nieco unieważniając śluby taśmowo i komu popadnie. Raz można dać się wykiwać, ale kolejne unieważnienia...
      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    3. Czcigodny Refaelu
      Aby nie urazić uczuć wielu Czytelników pozwolę sobie tylko zauważyć że praktyka wykazuje iż chyba łatwiej jest uzyskać ten "kościelny rozwód" jakiemuś aktorzynie czy muzykantowi niż kobiecie bijanej przez męża alkoholika. Dalsze rozważania pominę jako chyba oczywiste.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Rację masz Niedźwiedziu , w wypowiedzi całkowitą , a jeśli o wyrób męskopodobny chodzi to szczególnie. Tenże wyrób jednakowoż rozciąga się również na mężczyzn , którzy mając skłonności jak najbardziej normalne bywają zniewieściali. Ale to deja vu. Już kiedyś myślałam o poruszeniu tego tematu.Zrezygnowałam. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Andante
      Swego czasu komuchy próbowały stworzyć "nowego człowieka" z niewielkim powodzeniem. Nawet ci którzy nosili ich legitymację w kieszeni, w chwili szczerości przyznawali że powodem tego wyboru była ordynarna chęć dorobienia się a nie wiara w marksistowskie brednie. Obecnie jest dużo gorzej. Eurosocjaliści w swej nienawiści do tradycyjnego systemu wartości niszczą sprawdzone struktury społeczne promując dewiacje, narkotyki i moralne łajno. A mułłowie zacierają rączki i czekają aż ci szkodnicy wykonają za nich lwią roboty. I islam przyjdzie na gotowe.
      Pozdrawiam dosyć poonuro.

      Usuń
  3. Stary Niedźwiedziu zacny dziękuję za wplecenie mojej wypowiedzi. Ja nie jestem w żadne sposób nawiedzona, czy nie nazywam dz*** dziewczynę będącą z kimś bez ślubu. Ale uważam, że jak facet (albo wyrób facetopodobny) robi uniki to po prostu chce dać nogę. Zwłaszcza jeśli dziewczyna zajdzie w ciążę. A jak ścigać o alimenty na WSPÓLNE dziecko w takiej sytuacji? To ciężkie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Erinti
      Jeśli dwoje ludzi sie kocha i o dobro drugiej strony każde z nich zabiega nie mniej niż o własne to wszystko jest OK. A to nazywanie dziwką kobiety żyjącej z mężczyzną bez ślubu chyba częściej zdarza się w propagandzie takich szmatławców jak "Faki i szity" niz w realu. We wsiach które znam z takimi przypadkami jakoś się nie spotkałem, mimo że i tam takie panie mieszkały.
      I masz świętą rację w sprawie tego egzekwowania kar umownych. Smutne lae prawdziwe.
      Dziękuję za ową dyskusję która zainspirowała mnie do napisania tego tekstu i pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Ja myślę, że różnie bywa z tą społeczną oceną. Natomiast na pewno trzeba pamiętać, że niestety układ bez zobowiązań może się sypnąć (jak każdy inny) ale nie mamy żadnych sposobów obrony. Czemu zakładam konieczność obrony? Bo nic nie jest idealne niestety.

      Usuń
  4. Szanowni przedmówcy, zdecydowanie popieram taką formę "dotarcia się" pary przed ślubem. Sami to z żoną zastosowaliśmy i uważam, że dało to dobre efekty. Co do czasu trwania takiego rozwiązanie to myślę, że zależy on od tego jak bardzo się ludzie "kamuflują". Osobiście uważam, że trzeba dać się poznać ze wszystkich możliwych stron - również tych słabych, trudne lecz uczciwe. W moim przypadku podziałało na korzyść, gdyż żona doceniła moją szczerość akceptując wszystkie ułomności, których nie ukrywałem. Jednak w trybie natychmiastowym musiałem zaprzestać sikania do umywalki - tego żona znieść nie mogła. Pozdrawiam sentymentalnie Tie Fighter.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Tie Fighterze
      Jak lakonicznie wspomniałem, żadne małżeństwo z grona moich serdecznych przyjaciół biorąc ślub nie skakało na głowę do basenu bez sprawdzenia poziomu wody. Ale to był, tak zresztą jak i w Waszym przypadku, sprawdzian a nie jakaś rzekoma alternatywa. Robiony właśnie po to aby wykryć ewentualne miny pułapki i sprawdzić czy dadzą się one rozbroić. I z przekonaniem że jeśli nie wyskoczą żadne przeszkody nie dające się usunąć to obydwoje pojawią się przed ołtarzem lub urzędnikiem aby powiedzieć to "tak".
      Dziękuję za mail i załącznik.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  5. Szanowny Niedźwiedziu.
    Moje poglądy na tzw.instytucję małżeństwa znasz.Tu jestem konserwa.
    Ale zgadzam się z tobą,że życie często weryfikuje nasze poglądy.Więc różnie bywa....
    Jednego jednak jestem pewien i trudno by było komukolwiek z tym polemizować.Trwała rodzina jest najlepszym i sprawdzonym gwarantem bezpiecznego wychowania dzieci.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Józefie
      Na pewno nie pokłócimy się o to czy małżeństwo jest najlepszą formą wspólnego przejścia przez życie i wychowania dzieci (warunek konieczny przetrwania każdego państwa) przez kobietę i mężczyznę. Ten system sprawdza się od tysięcy lat i pos-tępacy mogą sobie wyć do księżyca ile wlezie.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. eeee tam. Małżeństwo to dobra instytucja dla tych, którzy lubią instytucje...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tak zaskoczony, ze jedyne, co potrafie napisac, to to, ze jestem zaskoczony... serio?

      Usuń
    2. @Niedzisiejszy
      Czcigodny Niedzisiejszy
      Równie dobrze można by pożyczać pieniądze "na gębę" bez podpisywania dokumentu ułatwiającego ściągnięcie długu od nierzetelnego dłużnika. System o którym wspomniałeś może zdać egzamin ale pozwolę sobie zauważyć że tak na nosa w góra co dziesiątym związku. A więc "na statystykę" rację chyba jednak ma Erinti.
      A poza tym, moim zdaniem prawdziwy mężczyzna nie będzie unikał zrobienia czegoś co zwiększy komfort psychiczny kobiety która kocha. Mam kolegę który tak jak i Ty miał sceptyczny stosunek do rozwiązań formalnych. Ale gdy poznał wspaniałą dziewczynę z którą chciał spędzić resztę życia i dorobić się dzieci, zmienił zdanie. Bo jak mi powiedział, ten formalny krok (sam jest agnostykiem) jego nic nie kosztował a o rzekomym gwałcie na sumieniu może pleść tylko jakiś ateotalib na haju. Więc byłoby absurdem a do tego skrajnym egoizmem unikać czegoś co podbudowałoby psychicznie najważniejszą dla niego osobę na świecie. Zatem wziął z nią ten ślub katolicki (w wersji wierząca z niewierzącym bo ona też szanowała jego uczucia) a jak sam powiedział, gotów byłby w tej sytuacji wziąć i ślub buddyjski czy hinduistyczny gdyby zaszła taka potrzeba. On po prostu bardziej kochał tę dziewczynę niż swoją pierwotną "luzacką" wizję związku dwojga ludzi.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. @ Yrk
      Czcigodny Yrku
      A gdy Twoje zaskoczenie minie, czy zechcesz podzielić się z nami informacją co az tak bardzo Cię zaskoczyło?
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    4. Czcigodny Stary Niedzwiedziu,

      zaskoczyl mnie Niedzisiejszy, mimo ze sam mam podobne poglady, to jednak po nim sie tego nie spodziewalem :)

      Pozdrawiam serdecznie, yrk

      Usuń
    5. wszystko w życiu płynie. Czymże jest ten "święty sakrament małżeństwa"? Niby jest formalnym wyznaniem "dopóki nas śmierć nie rozłączy" itp. A życie przynosi takie niespodzianki, płata takie figle, że dotrzymanie zobowiązań sakramentalnych bywa sakramencko trudne lub nawet niemożliwe do wypełnienia. Życie bywa trudniejsze niż proste formułki wyklepane przed księdzem czy urzędnikiem. Ten "święty sakrament" bywa mało święty w realnym życiu i bywa nie do zrealizowania. I co wtedy? Na siłę trzymać toksyczny związek w którym wszyscy łącznie z dziećmi cierpią? Czy jednak czasem lepiej dla dobra wszystkich zainteresowanych zapomnieć o pewnych przyrzeczeniach i kierować się realizmem?
      Co do życia bez formalnego certyfikatu (nieważne czy państwowego czy religijnego) zostawić sprawę dwojgu ludzi. Koniec kropka! To ich sprawa i to sprawa między nimi. Mamy 21 wiek. To nie wiek 19 czy późniejszy, gdzie każdy taki związek kończył się nieślubnym dzieckiem topionym później w studni...
      Poza tym, jakie problemy ze ściąganiem alimentów? Nie rozumiem. Z samej tylko Anglii co tydzień lecą do Polski 2 czartery z alimenciarzami, którym się wydawało że są na Wyspach poza zasięgiem obowiązku wobec małoletniego...
      Inna sprawa to pozostawienie wielkiego znaku zapytania na "po ślubie" wobec ważnej sprawy jaką jest kwestia dopasowania seksualnego. Nie uważam, żeby to była sprawa śmiertelnie i ostatecznie najważniejsza dla kochających się partnerów, ale nie docenianie tej sfery życia jest również absurdalne. Młodzi ludzie przed związaniem się "na zawsze" powinni wiedzieć czego mogą od siebie oczekiwać także w tej ważnej jednak kwestii...
      A to czy pan z którym jest pani dobrze i vice versa, będzie dobrym i odpowiedzialnym ojcem czy ona matką, to największa loteria życia. Tego można się dowiedzieć tylko i wyłącznie po urodzeniu potomstwa.
      Kiedyś kobiety miały instynkt, wiedząc od razu czy facet z którym chodzi na randki, będzie dobrym ojcem ich dzieci. Teraz to wszystko szlag trafił w natłoku badziewia sączonego z mainstreamu i czytadeł dla "cosmopolitanek" i innego chłamu tworzącego z kobiet tylko i wyłącznie zabaweczkę seksualną...
      pozdrawiam

      Usuń
    6. Czcigodny Niedzisiejszy
      Oczywiście nie każdy związek kończy się sukcesem. Ale w Polsce alimenciarze nie są tak łatwo odławiani jak w Wielkiej Brytanii. Podejrzewam że jest to nie tylko kwestia możliwości technicznych ale i braku chęci.
      Dla osoby wiedzącej jak długo w polskich sądach ślimaczą się najprostsze sprawy (w cywilizowanym świecie rozstrzygane podczas pierwszej rozprawy)jest jasne że zasądzenie "kar umownych" w przypadku rozwodu to znacznie łatwiejsze zadanie niż sprawa o alimenty.
      W moim kręgu przyjaciół żaden ślub nie był brany "w ciemno" i tak jak Ty uważam próbę generalną za uzasadnioną. Ale już w pokoleniu obecnych trzydziestolatków spotkałem się z tyloma przypadkami gówniarstwa że zastanawiam się czy Twój i mój model testu przedmałżeńskiego nie stawia przed uczestnikami na tyle wysokich wymagań że wśród dzisiejszej młodzieży bombardowanej medialnymi gównianymi wzorcami jedynie nieliczni mogą sobie na to pozwolić.
      Pozdrawiam melancholijnie.

      Usuń
  7. Czcigodny Michale,

    Oczywiście nie darzę szczególną estymą instytucji małżeństwa i wcale nie uważam, że nieformalny związek jest mniej wartościowy, a osoby, które w nim żyją za "luzackie", czy nieodpowiedzialne. Muszę też stanowczo zaprotestować przeciwko twierdzeniu, że małżeństwo daje kobiecie większy komfort psychiczny w razie gdy coś się "posypie", bo na ogół jest dokładnie odwrotnie. Bowiem ja mogę podawać przykłady, gdy kobieta przez zawarcie małżeństwa nie mogła się wyzwolić z toksycznego układu. Alimenty nie mają tu nic do rzeczy, bo mężczyzna może się od nich łatwo wyłgać (na przykład przedkłdając dokumenty świadczace o tym, że jest bezrobotny). Małżeństwo w żadnym przypadku ni jest dla kobiety żadną ochroną, a nawet może być brzemieniem (co powiedzieć o kobiecie, która doznała od męża samych upokorzeń, a kiedy ten zachorował, prawo zobowiązuje ją do zajmowania się nim?).

    To każdego prywatna sprawa, czy chce zawrzeć związek małżeński. Ja związków "na kocią łapę" na pewno nie uważam za gorsze, o ile ludzie kochają się i darzą szacunkiem. Bo to jest warunek konieczny by taki związek nazywać poważnym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Flavio
      W życiu spotkałem się już z kilkoma przypadkami gdy wyrób mężczyznopodobny ukradł kobiecie nawet i dziesięć lat a potem "się odkochał". I wiem jak ciężko one to przeżyły, jedna uciekła w pracę zawodową i bardzo intensywne życie religijne, wygląda na to że do końca życia nie wróci do poprzedniego stanu wesołej dziewczyny, duszy towarzystwa..
      Dla Ciebie małżeństwo jest nieistotne, sądząc z Twojej wypowiedzi uważasz je nieomal za antywartość. Możesz być pewna że ja żadnej dziewczyny nie będę do małżeństwa nakłaniał. Bujdy na resorach o tej rzekomej konserwatywnej presji pozostawiam libertynom i socjalistom. Ale z moich licznych rozmów na ten temat z dobrą setką kobiet (nie ukrywam że jest to jeden z moich ulubionych tematów) wynika że grubo ponad dziewięćdziesiąt procent kobiet ma w tej sprawie dokładnie przeciwne zdanie niż Ty. Poza Tobą spotkałem tylko jedną kobietę która żyjąc z mężczyzną i mając z nim kilkuletnie dziecko, broniła się przed ślubem. Ale dwa lata temu jednak papierek w magistracie podpisała i w niczym to ich związkowi nie zaszkodziło. Tak więc stosując statystyczny opis rzeczywistości, w tej sprawie nie mogę się z Tobą zgodzić.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. "To każdego prywatna sprawa, czy chce zawrzeć związek małżeński".

      Szanowna Flavio.
      Bez obrazy,ale moim zdaniem jesteś mistrzynią w odwracaniu kota ogonem.Masz prawo wyboru i to jest przecież oczywista oczywistość.Jak można kogoś przymusić do małżeństwa,zdecydowania się na dzieci i co z takiego przymusu może wyjść dobrego?
      Jako przykład,możesz podawać "przykłady setki rozmów". Z kim ty rozmawiasz? Nie znasz normalnych małżeństw?
      Są patologiczne małżeństwa,są patologiczne konkubinaty.
      Jeżeli chcesz udowodnić,ze związki nieformalne mają przewagę nad tradycyjnym małżeństwem i mogą je z powodzeniem zastąpić,to musisz lepiej się postarać.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    3. @Józef
      Nie, nie wykazuję, że "konkubinaty" są lepsze.Bo nie są. Wykazuję, że nie są z definicji gorsze. I zwisa mi to, czy ktoś chce żyć "na kocią łapę", czy chce się pobrać. W ogóle nie zamierzam temu tematowi poświęcać dużo czasu, bo to zbyt indywidualna sprawa. Pozostawmy te wybory jednostkom.

      Małżeństwo nie jest, nie było i nigdy nie będzie żadnym zabezpieczeniem przed zdradą, podłością, czy rozczarowaniem. Małżeństwa nie są ani lepsze, ani gorsze i w przeciwieństwie do tradycjonalistów nie wierzę w to, że ludziom wierzącym w sakrament małżeństwa łatwiej zachować się przyzwoicie. Niby na jakiej podstawie takie wnioski? Jest wielu nieprzyzwoitych ludzi, którzy nie chcą dać rozwodu drugiej połowie z powodów przekonań (czyt. bicia pokłonów przed "sakramentem").

      Usuń
    4. "że ludziom wierzącym w sakrament małżeństwa łatwiej zachować...itd".

      Szanowna Flavio.
      Mataczysz,albo nie rozumiesz o czym piszesz..Tzw."sakrament małżeństwa"obowiązuje tylko katolików,a oni nie mają monopolu w tej materii.
      Dyskusja jest o małżeństwie,czyli TRWAŁYM związku kobiety i mężczyzny.To jest związane z ODPOWIEDZIALNOŚCIĄ,a tego żaden "sakrament" nie zastąpi.
      Interesuje mnie twoje zdanie o konkubinatach,a konkretnie co to jest i po co? Czy to ma być np.okres próbny przed zawarciem małżeństwa?
      Bo moim zdaniem,jak dwoje dorosłych ludzi chce ze sobą współżyć,to nie muszą się nikomu tłumaczyć i nie musi się to nazywać "konkubinat",który wg.środowiska feministycznego(a ogólnie lewackiego),ma być traktowany na równi z małżeństwem.
      Jeżeli uznasz za stosowne odpowiedzieć,to prośba.Napisz krótko.Konkubinat to twoim zdaniem małżeństwo,czy nie?
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
    Przez szacunek dla tradycji zalecałbym właśnie nie spieszyć się z małżeństwem. Często dzieciaki zawierają sobie małżeństwo, jest fajna impra i prezenty. Potem się rozwodzą i zawierają nowe małżeństwo, i znowu jest fajna balanga i prezenty.
    Z całym szacunkiem dla Erinti - powstrzymywanie się od seksu w "okresie testowym" to dla mnie kuriozum. Jeśli znajdzie sobie tak świątobliwego partnera, to z góry gratuluję.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodny Dibeliusie
      Stanowisko Erinti odbieram jako coś w rodzaju statystycznego opisu tego zjawiska. I nie potrafię odmówić jej racji że stopień skundlenia męskiej połowy młodego pokolenia poraża skalą zjawiska.
      Jak wiesz, ja tak jak i mój kościół dopuszczam seks przedmałżeński. Ale jedynie gdy antykoncepcja jest dopięta na ostatni guzik. Oraz upieram się przy krótkim czasie tej próby. Ale jeśli już dojdzie do nieplanowanej ciązy, obawiam się czy mój model, bazujący na tak niemodnej wartości jak honor, nie jest przypadkiem "tylko dla orłów". Bo okaże się że gdy nastąpi "wpadka" to pesymizm Erinti potwierdzi się kilka razy częściej niż mój optymizm.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Czcigodny Stary Niedźwiedziu,
      Bardzo brakuje dzieci we współczesnych rodzinach. Zanam parę przypadków "wpadek" - ciąży w wyniku przypadkowego romansu, których owoce w postaci dzieci stały się oczkiem w głowie całej rodziny - mamy, dziadków. W jednym przypadku nawet skruszony "tatuś" próbował powrócić do związku. Ale znając jego wartość moralną kazano mu spadać. Co nie znaczy oczywiście, że pochwalam nieodpowiedzialność. Potępiam nieodpowiedzialność. Ale czasem Bóg sprawia, że przynosi ona dobre skutki.

      Usuń
    3. Czcigodny Dibeliusie
      Gdyby zdecydowana większość dzieci urodzonych jako konsekwencja nieplanowanej ciąży spotkała się z tak życzliwym przyjęciem matki i dziadków oraz, co nie mniej istotne, wystarczającym zapleczem materialnym aby móc je godnie wychować (nie mówię o jakichś luksusach lecz o minimum przyzwoitości), nie byłby to poważny problem. Ale niestety takie happy endy to jeszcze raczej wyjątki niż standard. I stąd mój postulat skutecznej antykoncepcji zanim pojawią się wystarczające przesłanki że tych dwoje ludzi może się traktować poważnie i co nie mniej ważne, posiadają wystarczające zaplecze aby dziecko wychować.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  9. Każdy z wpisujących się w tym temacie przemyca swoje życiorysy i wnioski z nich wynikające.
    Nie ekscytujcie się tak :)
    Ja także nie uważam aktu "małżeństwa" za gwarant przyzwoitości męskiej od czasu kiedy "małżeństwo" przestało mi się kojarzyć z "sakramentem".
    Kwestię wyboru czystości do ślubu uważam za tak intymną, że w ogóle nie nadającą się do dyskusji publicznej i poddawania jakimkolwiek osądom.
    Dawniej rodziny poświęcały sobie dużo więcej czasu, były spotkania rodzinne, zjazdy a teraz...?
    Dawniej niezamężna kobieta z dzieckiem była poza nawiasem społecznym, teraz może adoptować dziecko i często chwali się samotnym macierzyństwem. Wszystko się zmienia i ewoluuje poza jednym.
    Miłość odwzajemniona i szczera, szacunek, przywiązanie, uczciwość w związku i odpowiedzialność za rodzinę to podstawowe wartości jakie są nam wszystkim potrzebne i każdy z nas chciałby mieć to w swoim związku, w życiu . Przyzwoity człowiek zawsze będzie wiedział co należy zrobić żeby nie skrzywdzić kogoś kto kocha i zasługuje na szacunek.
    Ludzie się oszukują, zdradzają, ranią i odchodzą, bo taka jest ich natura.
    Ludziom wierzącym, wierzącym w "sakrament małżeństwa" jest o wiele łatwiej wybrać i zachować się przyzwoicie.
    A faceci...temat rzeka :)
    Widziałam niedawno "ser" seropodobny. Coraz więcej takich ersatzów dookoła nas i dotyczy to obu płci. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Ewo
      Stanowisko Erinti przytoczyłem bowiem nigdy wcześniej nie spotkałem się z tskim uzasadnieniem potrzeby "czystości". czyli wynikające nie z pobudek religijnych lecz logiki, pragmatyzmu i (jak dla mnie niestety) realistycznej oceny młodych ludzi płci ponoć męskiej. Oczywiście stary dowcip mówi że pewien statystyk utopil się w jeziorze którego przeciętna głębokość wynosiła metr dziesięć. ale obawiam się że analizując odpowiednio dużo konkretnych przypadków, to Erinti ze swoim brakiem złudzeń częściej miałaby racje niż ja wierzący w kilka wartości, dzisiaj uważanych za przestarzałe a przez "leberałow" czy socjalistów wręcz wyśmiewane.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    2. Stary Niedźwiedziu, ja także jestem z tych co w rodzinie widzą sens udanego życia i najwłaściwsze środowisko do posiadania i wychowania dzieci. Do "małżeństwa" mam stosunek ambiwalentny i na dzień dzisiejszy nie umiem zająć jednoznacznego stanowiska.
      Jestem za tym, żeby było to ukoronowanie miłości dwojga ludzi, którzy zdecydowali się być już zawsze razem, trwając na przekór przeciwnościom, starzejąc się ręka w rękę i wspierając do kresu dni, pozostając najbliższymi dla siebie w pobłogosławionym przez Boga związku. Tak jest najbliżej do mojego światopoglądu .
      Nie jestem skłonna namawiać do małżeństwa ale wierzę, że dla wielu kobiet w różnym wieku jest ono spełnieniem oczekiwań i nadziei. Spotkałam także wielu mężczyzn, którzy małżeństwo traktują w kategoriach nie tylko powinności ale i szczęścia z obcowania z wybraną i kochaną osobą.
      Być może zostanę uznana za staromodną ale kiedy dwoje ludzi decyduje się na dziecko to małżeństwo wydaje mi się naturalną konsekwencją ciągu dalszego.
      Nic nie zmienia jednak faktu, że to od dwojga związanych z sobą ludzi najbardziej zależy czy znajdą drogę do siebie i zostaną razem po kres życia.

      Usuń
    3. Czcigodna Ewo
      Obydwoje uważamy małżeństwo za naturalną metę związku dwojga ludzi opartego na więzi uczuciowej i uczciwości (nie mylić z jakimś "kiblowym romansem" czyli ideałem moralnej hołoty). Co najwyżej możemy sie różnić szczegółami takimi jak dobór trasy wiodącej do tego samego celu.
      Poza Flavią która w małżeństwie nie widzi żadnych zalet, spotkałem w zyciu drugą kobietę która mając naprawdę wartościowego chłopaka i nawet dziecko z nim ciągle unikała ślubu (wnuczka pani znanej Ci z naszej prywatnej korespondencji). A;e dwa lata temu wzieła "cywila" a ostatnio prztznała się babci że nie było się czego bać.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  10. Szanowny Stary Niedźwiedziu,

    Właściwie to już znasz moje zdanie w tej sprawie.
    W sprawach damsko-męskich jestem moherem starej daty i śmiem twierdzić, że ilość zawieranych małżeństw maleje wprost proporcjonalnie do wzrostu ilości związków partnerskich. W takich związkach to głównie mężczyźni są wygodni i to oni nie chcą się żenić. A po co, kiedy można mieć służącą za darmo i bez zobowiązań. No i można żyć sobie wygodnie, bez dzieci.
    Bardzo dziwię się kobietom, które decydują się na takie układy. Czy zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo są upokarzane?

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Pelargonio
      Nigdy nie twierdziłem że luźny związek stanowi jakąkolwiek alternatywę dla małżeństwa. Mogę ten test porównać do przymiarki garnituru przed jego kupnem bo nikt odpowiedzialny nie kupi go "na oko". Ale ta przymiarka nie może przybierać groteskowych form, I na przykłąd polegać na tym że klient po kilku dniach odniesie zakup do sklepu i zażąda zwrotu pieniędzy bo marynarka uwiera pod pachami.
      W swoim wpisie przejechałem sie po nieodpowiedzialnych pętakach którzy jak piszesz, traktują dziewczynę instrumentalnie (Erinti użyła moim zdaniem doskonałego określenia "wieloczynnościowy robot domowy z funkcja seksualną") po czym rozglądają się za nową naiwną.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  11. Szanowny Gospodarzu,

    przyznam, że nie rozumiem argumentów, stojących za kilkumiesięcznym "okresem próbnym". Zupełnie nie widzę jego potrzeby. Oczywiście zgadzam się z tym, że jeżeli znajomość i następujący po niej okres narzeczeństwa, ogranicza się do romantycznych randek, to para jest na bardzo dobrej drodze do katastrofy. Wiadomo, że trzeba poznać swoje słabe i silne strony, swoje opinie na kluczowe tematy i ocenić, czy jesteśmy w stanie przezwyciężyć, ba, twórczo wykorzystywać różnice, czy nie bardzo i z czasem one nas zniszczą. Natomiast istnieje wiele dróg do tego, by poznać drugiego człowieka w sposób wystarczający, by mu zaufać i zdecydować się na wspólne życie.
    Dlaczego złym pomysłem jest wspólny projekt ? Jeżeli się znamy, to mamy prawdopodobnie wspólne zainteresowania. Jeżeli je mamy, to jesteśmy w stanie zrobić coś razem. Jeżeli ich nie mamy, np. on jest umysłem ścisłym, a ona humanistką (tak, wiem, oklepany banał), to co stoi na przeszkodzie, by on odpowiadał za content, a ona za formę ?
    Wspólny projekt może spełniać warunki codzienności (lub prawie codzienności). Wspólny projekt, to sytuacja w której kładziemy na szalę nasz czas, zazwyczaj będzie to "po godzinach" codziennej pracy czy studiów. Nierzadko oprócz czasu, sił, zaangażowania, będą to również pieniądze. Da się tak naprawdę udawać wchodząc w coś takiego, zwłaszcza jeżeli nie będzie to zabawa na tydzień, lecz coś większego, zaprojektowanego właśnie na kilka miesięcy ? Da się uniknąć kryzysów i wspólnego ich rozwiązywania ? Moim zdaniem nie. A pożytek dla ludzkości będzie generalnie rzecz biorąc znacznie większy z tego, że zrobimy coś razem, niż z tego, że razem pomieszkamy.
    Wydaje mi się, że nawet rzeczy dodatkowe i pozornie błahe, mogą bardzo dużo powiedzieć o drugim człowieku. Weźmy na przykład wspominaną od czasu do czasu przez Gospodarza grę karcianą - brydża. Czy jesteśmy w stanie z jednej strony zachować kamienną twarz po błędzie partnera, a z drugiej strony usiąść razem po skończonym meczu/turnieju i spokojnie z nim na ten temat porozmawiać, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość ? Czy raczej będziemy robić uwagi przy stoliku, albo wręcz rozpętywać karczemne awantury, po których druga strona przyjmie postawę obronną i o żadnej nauce płynącej z błędu nie ma mowy ? I może ważniejsze - czy nasz brydżowy partner jest w stanie zdać sobie sprawę ze swojego złego zachowania, pracować nad sobą i stopniowo je przezwyciężyć ?
    Jeżeli jest w stanie pracować nad sobą, by nie wybuchnąć, kiedy po nieszczęśliwym wejściu postawiliśmy "bałwanka", to stanowi to świetny prognostyk na przyszłość. Kto dla zabawy potrafi, tym bardziej się zmobilizuje, kiedy na szali będzie coś ważnego. Ale kto powierzy coś ważnego, temu któremu się nie chce wykonać choćby niewielkiego wysiłku ?

    pozdrawiam
    Segmentation fault

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Segmentation fault
      Zgadzam się z Tobą że gra w brydża daje dużo informacji o drugim człowieku (umiejętność logicznego rozumowania, wyobraźnia, panowanie nad sobą etc.). Ale jest to kryterium dla co najwyżej kilku procent populacji. A poza tym nie uwzględnia ono "prozy życia".
      Podczas tych kilku miesięcy wspólnego mieszkania można się przekonać czy niepozmywane naczynia nie wystają ze zlewu a bielizna z brudownika. Czy wieczorem nie okazuje się że w lodówce brakuje masła lub czegokolwiek do zrobienia kanapek na śniadanie, herbata się skończyła a w cukiernicy nie ma ani ziarenka cukru.
      Można też sprawdzić czy obydwie strony okazują elementarny szacunek tej drugiej osobie. Na pewno nie świadczy o tym przesiadywanie pana przed telewizorem w gaciach z puszką piwa w garści czy łażenie pani po domu przez cały dzień w wałkach na głowie.
      Zatem ten test służy sprawdzeniu czy ta druga osoba nie jest na co dzień flejtuchem i leniem, przyzwyczajonym do tego że wszyscy dookoła niego skaczą. Oraz człowiekiem nieodpowiedzialnym, potrafiącym się zmobilizować jedynie na krótko.
      Jak napisałem, seks pozostawiam do uznania delikwentów. To naprawdę daje się wyjaśnić najszybciej. Sam na podstawie doświadczeń własnych i przyjaciół nie za bardzo potrafię sobie wyobrazić tę przedślubną "czystość". Ale obawiam się że w ujęciu statystycznym postulat Erinti wynika po prostu z instynktu samozachowawczego. O co nie wolno mieć do kobiety pretensji.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  12. W zaden sposob nie czuje sie przekonana do tej argumenatcji i nie uznaje zycia "na probe". W biblijnym sensie seks stanowi moment faktycznego zawracia malzenstwa przed Bogiem. Jest to cos, co bardzo gleboko przywiazuje i uzaleznia do drugiej osoby i dlatego tutaj faktycznie na zadne eksperymenty nie moze byc miejsca. A przeciez wiadomo, ze wlasnie wspolne zamieszkanie taka okazje stwarza. Jako zadeklarowana arianka zgadzam sie w tej kwestii z katolikami. Nie znam tez podobnych postaw wsrod znanych mi protestantow. I jakos w tym dosc duzym kregu znajomych nie jest mi znany ani jeden przypadek rozowdu, ani jedno nieudane malzestwo. Przeciwnie, ludzie ci zdaja sie byc szczesliwi i zadnych testow nie potrzebowali. NO to jak to wlasciwie jest z tym "testowaniem"? Czy to aby pod pozorem testowania nie chodzi o zwykla rozpuste? Pozdrawiam Arianka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czcigodna Arianko
      Z kolei ja mogą się powołać na grono moich serdecznych przyjaciół ze studiów (znamy się ponad czterdzieści lat) i ich małżonek. Małżeństwa te trwają średnio ponad trzydzieści lat i żaden rozwód się nie przydarzył. A WSZYStKIE poprzedziły ten ślub "kocią łapą" bo po prostu brzydzimy się hazardem. A dla człowieka z wykształceniem technicznym dobrowolne rezygnowanie z części możliwych do zdobycia informacji przed podjęciem bardzo ważnej decyzji jest absurdem.
      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. "A dla człowieka z wykształceniem technicznym......itd"

      Witaj Niedźwiedziu.
      Kombinuj dalej.Ciekawi mnie jak to będzie,gdy np. dwoje filozofów zdecyduje się na wspólne ułożenie sobie życia.
      A tak na serio.Co do zasady zgadzam się z Szanowną Arianką(pozdrawiam serdecznie). Ale że natura ludzka jest jaka jest,to i życie weryfikuje zasady.
      Zdarzało się człowiekowi różnie,więc coś tam wie.....
      Ale że nie wolno,to też wie.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Czcigodny józefie
      Małżeństwo jest dla mnie związkiem kobiety i mężczyzny więc nie dam się namówić na żadne pos-tępackie próby wytłumaczenia że tworzą je na przykład facet i koza.
      Pewien polityk powiedział kiedyś że wojna jest zbyt poważna rzeczą aby jej prowadzenie powierzać generałom. ńa podobnej zasadzie uważam udane małżeństwo za zbyt wielką wartość aby przygotowując się do jego zawarcia trzymać się niewolniczo uwag teologów.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    4. Witaj Niedźwiedziu.
      Co do tych "teologów",to moim skromnym zdaniem,akurat oni mają w tych sprawach najmniej do gadania.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    5. Czcigodny Józefie
      Masz całkowitą rację. Po to Pan Bóg dał nam rozum abśmy go używali, a luż właszcza podejmując najwezniejsze decyzje w naszym życiu.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń