Czcigodni Czytelnicy
Stare powiedzenie głosi iż w życiu jedynie dwie rzeczy są nieuniknione. A mianowicie śmierć i płacenie podatków. Ale mimo tego że przy tak wielu okazjach życzymy sobie abyśmy zdrowi byli, raz na jakiś czas musimy skorzystać z pomocy medycznej.
Obecna działalność stworzonej przez Leszka Millera i jego consigliere Mariusza (w)Łapińskiego organizacji oficjalnie nazywającej się Narodowym Funduszem Zdrowia (a przez mojego "nadwornego" stomatologa nazywanej Narodowym Funduszem Zagłady) stwarza moc problemów zarówno pacjentom jak i lekarzom. Dlatego z wielką przyjemnością zamieszczamy artykuł opisujący jakie konsekwencje w wyniku działań tej organizacji przestępczej ponoszą ci drudzy. Jego autorem jest Marek1taki, do tej pory znany ze swoich doskonałych komentarzy na wielu blogach prawicowych. I wyrażamy nadzieję że będziemy mieli przyjemność publikować dalsze uwagi Marka na temat realiów w których mamy nieprzyjemność żyć.
Dibelius i Stary Niedźwiedź
Mamy problem, ponieważ ubezpieczeni jesteśmy w systemie, który źle funkcjonuje, który nie może dobrze funkcjonować, i który jest przymusowy z powyższych powodów.
Pacjenci widzą, że coś jest nie w porządku. Opłacają
składki, noszą druki RMUA, słusznie oczekują obiecywanych przez NFZ i MZiOS
świadczeń, a napotykają na problemy z ich realizacją.
Dlaczego?
System obiecuje wszystko co w dziedzinie profilaktyki, diagnostyki i leczenia
jest możliwe na świecie. Realizacja pełnej dostępności do tych usług nie jest
możliwa. Po pierwsze system nie dysponuje nieograniczoną ilością środków. Po
drugie środki wydawane są w sposób daleki od optymalnego. Po trzecie w miarę
wzrostu możliwości medycyny wzrastają możliwości wydawania na nią pieniędzy. Po
czwarte popyt jest większy w systemie tzw. "bezpłatnej" służby
zdrowia.
Zatem skoro
obietnice nie są realne, to są oszustwem. Tego żaden rząd ani jego opozycja
parlamentarna nie chcą przyznać. Musi być wskazywany zastępczy winowajca. Z
tego powodu regularnie wskazuje się na lekarzy jako źródło problemów.
Tak jest i
tym razem, gdy budżet stara się zmniejszyć wydatki na leki. Lekarzom postawiono
zaporowe warunki umowy na wypisywanie leków i chyba po raz pierwszy
większość środowiska nie zachowała się spolegliwie - umów nie podpisała. Celem
rządzących nie była jednak zapaść systemu - wówczas niezadowolenie obróciłoby
się przeciwko nim - dlatego niezależnie czy lekarze umowę podpiszą czy nie będą
wypisywać recepty w przychodniach i szpitalach realizujących świadczenia NFZ. Instynkt
samozachowawczy zmusi lekarzy, w odpowiedzi na ryzyko wysokich kar finansowych,
do wypisywania pełnopłatnych zamienników. W ten sposób cel zmniejszenia
refundacji zostanie przez NFZ i rząd osiągnięty.
Winien
jestem informację jakie to kary tak odstraszają lekarzy. Nowa umowa zawiera
kary w wysokości 300zł od jednej recepty, z możliwością podniesienia jej przez
NFZ do 300%, czyli 900zł. Zakładając że 2x w tyg. wypisując receptę popełnię
błąd np.brak udokumentowanych wskazań wg interpretacji NFZ, pomyłka w adresie
jak np.adres tymczasowy a nie stały, błąd w peselu, albo niewłaściwa postać
leku (np. tbl. zamiast tabl. drażowane), czy cokolwiek, o braku ubezpieczenia w
NFZ nie wspomnę, to od 100 recept rocznie mogę dostać 300tys. do 900tys.zł kary
nie licząc zwrotu kosztów refundacji. A jak wysokie to koszty? Czasem kilka -
kilkanaście zł, ale nierzadko jest to 200zł za 1opakowanie zawierające
20-30tbl. przy odpłatności 100% i 3,20zł na ryczałt w ramach refundacji NFZ.
Dodam, że onkolodzy, hematolodzy, diabetolodzy wypisują leki objęte refundacją
na kwoty kilku tysięcy zł dziennie!!! Nie wiem jak koledzy z tych specjalizacji
wybrną by dostosować leczenie do możliwości pacjentów. Jedno jest pewne: na NFZ
i min.Arłukowicza, czy kto po nim nastanie, pacjenci liczyć nie mogą. Wraz z
narastaniem kryzysu ilość problemów będzie narastać.
Nie piszę
tego dla pognębienia, ani dla usprawiedliwienia. Piszę by zachować działanie
efektu placebo. A do tego pacjentom potrzebna jest wiara w lekarzy. Mimo
niebywałych postępów farmakoterapii nadal lekarze leczą słowem. I to mimo
wielokrotnych nagonek ze strony państwa i mediów. Teraz też wskazywać się
będzie w tym kierunku szukając winnych zaistniałych problemów. Problemów o
których pisał Stefan Kisielewski, że nie istniałyby i nie byłyby bohatersko
zwalczane w systemie innym niż socjalizm.
Marek1taki
Szanowni Autorzy,
OdpowiedzUsuńA największe koszta tego wszystkiego ponoszą pacjenci. Przecież to juz nie eutanazja, to eksterminacja naszego narodu! Po co rządowi chorzy i starzy? Niech sobie umierają. Bo do tego doprowadza niemozliwośc wykupienia przez nich leków.
I pytam się, po jaką cholerę płacę te składki? Przecież to jest okradanie mnie i wszystkich obywateli naszego nieszczęśliwego kraju.
Pozdrawiam serdecznie
Niestety. Dlatego o tym napisałem. Nie wiem jak w praktyce będzie to funkcjonowało - zmiany nastąpią od 1 VII br.- ale na pewno koszty leczenia wzrosną, a dokładnie to koszty płacenia po raz drugi za to samo. Rozwiązaniem doraźnym jest wykupywanie leków na zapas w czerwcu, w przypadku przewlekle chorych. Problemem nie jest taki sam dla wszystkich chorych. Część leków i tak nie ma żadnej refundacji, część ma niską na poziomie nawet tylko kilku złotych mimo, że pisze 30% czy 50% (ale już kilka leków droższych o kilkanaście zł może załamać budżet wielu emerytów), natomiast są i takie gdzie koszt refundacji to duża kwota.
OdpowiedzUsuńWidziałem strefe kibica w warszawie podczas meczu z Grecją. Podobno sto tysięcy ludzi. Żeby tak któregoś pięknego dnia zebrał się taki "tłumek" i rozerwał Sejm gołymi rękami... Mam 27 lat, pracuję od dwóch i obawiam się, że emerytury to ja mieć nie będę. Nie wiem jak to będzie też z moimi rodzicami za parę lat, pewnie trzeba będzie im pomagać, bo na zbyt wiele tez liczyć nie będą mogli, leki będą drogie. A ja w tej chwili zarabiam 1600 zł i nie mam szans na kredyt zeby kupic nawet małe mieszkanko i założyć rodzinę. Piękne perspektywy. Ale po tym całym Euro i tak to wszystko pieprznie z wielkim hukiem
OdpowiedzUsuńSzanowny Macieju,
UsuńOni chcą zaabsorbować nas europierdołami zeby wprowadzic coś znacznie gorszego - podatek katastralny. Już dawno chcieli to zrobić tylko bali się protestów.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSzanowny Mareku1taki.
OdpowiedzUsuńWszyscy narzekamy na system opiekli zdrowotnej - pacjenci, lekarze i politycy.Wg.różnego rodzaju badań,jest najgorsza w Europie.Wymaga reform, ale nie ma odważnego, który by tych reform dokonał.Jako praktyk opisałeś część tej patologi.
Jeżeli można zadać pytanie.Co twoim zdaniem należy zrobić "w tym temacie"?
Pozdrawiam serdecznie.
Oddać ludziom pieniadze, które zarabiają zamiast sciagac z każdej wypłaty na zusy, nfzy-ty itd oraz wprowadzić płatny i konkurencyjny system ubezpieczeń zdrowotnych?
UsuńProste pytanie. I prosta odpowiedź: deregulacja. Ale pojawia się kolejne pytanie: kto chce zmian? W gruncie rzeczy ani lekarze, ani pacjenci, ani politycy i urzędnicy. Większość ma oczekiwania życzeniowe. Niestety lepsze (a zwłaszcza najlepsze) jest wrogiem dobrego, czyli nie ma idealnego rozwiązania ochrony zdrowia, za to dążenie do poszerzania ilości i jakości świadczeń kończy się nieadekwatnym wzrostem kosztów.
OdpowiedzUsuńZacząć trzeba od tego, że medycyna nie dysponuje idealnymi metodami, pacjenci nie chorują w sposób standardowy, ludzie różnią się przede wszystkim zakresem potrzeb zdrowotnych (od dbałości od zdrowie po chęć podejmowania leczenia).
Rodzi się więc pytanie jaki zakres potrzeb jest zbliżony i można uznać za wspólną potrzebę. Moim zdaniem jest to pomoc w stanach nagłych. Tę potrzebę realizują obecnie SORy. Myślę, że jest to jedyny zakres świadczeń, na które każdy obywatel skłonny jest płacić,i z których może odnieść korzyści.
Na drugim biegunie znajdują się porady ambulatoryjne i refundacja leków. Tu potrzeby są zróżnicowane, a sprawność systemu niska. O ile wybór lekarza i terapii przez osobę poszkodowaną w wypadku i nieprzytomną jest zerowy to podjęcie decyzji o wyborze lekarza i apteki przez pacjenta oraz ocena tej decyzji są możliwe i w dodatku bardziej trafne niż przez urzędnika i eksperta. W interesie pacjentów jest by lekarze i firmy farmaceutyczne mieli konkurencyjne oferty a nie by NFZ i MZiOS kontraktowały usługi i leki w ich imieniu i za ich pieniądze, a wg własnego uznania.
P.S.Zacząłem od deregulacji. Deregulacja oznacza również zniesienie zapór w wykonywaniu zawodu lekarza przez obcokrajowców i zniesienie ograniczeń w imporcie i produkcji leków.
Zgadzam się, że zapewnienie pełnej opieki medycznej za nasze 10% składki zdrowotnej jest iluzją. W tej chwili mamy zapewnione wszystko i nic. Teoretycznie wszystko, ale - nic - bo dostępność i jakość tej opieki jest generalnie niska, a duża część społeczeństwa korzysta w sporym zakresie z prywatnych usług medycznych.
OdpowiedzUsuńSkoro płacę - to oczekiwałbym zawężonego koszyka opieki - ale dostępnego, pewnego, na wysokim poziomie. Powinna być jednak np. 10% odpłatność, aby korzystali ludzie rzeczywiście potrzebujący, a nie hobbyści wypełniający poczekalnie. Usługi poza koszykiem - w 100% płatne lub pokryte przez dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne.
Co powinien obejmować koszyk - zgadzam się, że nagłe wypadki, że nie powinien obejmować refundacji leków, ale co poza tym - tu potrzeba mądrości Salomona.
Celowo nie zająłem stanowiska, co i jak należy ubezpieczać poza skrajnymi stanami nagłymi i lecznictwem ambulatoryjnym, ponieważ jest tu cała gama rozwiązań, które nie będą satysfakcjonujące. Nie dlatego, że byłyby złe, ale nie będą dobre dla wszystkich a przy tym kosztowne. Tych rozwiązań nie należy z tego powodu wprowadzać jako przymusowych - tak jak to jest obecnie. Wolność wyboru pozostaje najlepszym rozwiązaniem. Myślę, że większość Polaków kupowałaby usługi medyczne na wolnym rynku. Ci którzy decydowaliby się na ubezpieczenie otrzymaliby lepszą ofertę niż z NFZ.
UsuńOd jakiegoś już czasu p. Leszek M. nie jest premierem, a pan Mariusz Ł. ministrem. Gdyby nasi właściciele (są tacy, którzy się za takich uważają) wykazali byli minimum już nie empatii, ale instynktu samozachowawczego, mogli byli sytuację wyprostować. Albo chociaż zrobić jakiś krok w tym kierunku.
OdpowiedzUsuńNiestety - dla "dzielących i rządzących" obecna sytuacja jest wygodna.
Z tym, że nie są oni Józefem z księgi Genesis, któremu głodujący w siedmiu chudych latach sprzedawali własną wolność za jedzenie. Tu i teraz może się to skończyć bardzo przykro. Ci pogardzani "ludkowie", ów "motłoch", kiedy już nie będzie miał gdzie się cofnąć i zabiorą mu nadzieję na poprawę bytu - zaatakuje. I lepiej wtedy nie być w skórze polityka, celebryty czy nawet urzędnika - najpierw będą rżnąć, a później ewentualnie zapytają...
I kto obroni "ELYTĘ"? Policja? Wojsko? Specsłużby?
Właśnie - "elyta" jest u służb mundurowych przegrana. Za całokształt. I na własne życzenie.
Albowiem faceci w uniformach mieszkają wśród społeczeństwa i są jego częścią. Wszelkie bolączki ich dotyczą, tak, jak ogół obywateli. Więc kiedy przyjdzie co do czego, stwierdzą: "pocałujcie nas tam, gdzieście nas mieli przez te wszystkie lata".
A policyjni generałowie, czy jak ich tam teraz zwać - inspektorzy, ludzi władzuchny sami nie obronią, nawet z pomocą armii rzeczników prasowych.
Po mojemu - to wszystko p...nie. Im później, tym z większym hukiem.
Oby wystarczyło czasu i sił, by na gruzach zbudować Polskę...
"Dzielący i rządzący" kierują się instynktem samozachowawczym, ale w stosunku do swoich panów. Wyraźnie zwykłych ludzi się nie boją i grają nam na nosie. (Jednak - przypomniałem sobie - w stanie wojennym członkom PZPR rozdano broń.)
UsuńJeśli dojdzie do rozruchów, rewolucji, bardziej ucierpią zwykli ludzie niż tzw. elity. Wyobrażam sobie, że będą działać resztki systemu w morzu anarchii. Nikt o emeryturach i NFZecie nie będzie myślał. Problemem w takich sytuacjach staje się zdobycie wody, chleba, najprostszych lekarstw, opału. Obawiam się tego. I na pewno będę zaskoczony, że to już.
Czcigodny Marku
OdpowiedzUsuńCo powinien obejmować jakiś "pakiet minimum" to temat dla fachowców znających nie tylko zagrożenia dla zdrowia i życia ze strony różnych schorzeń ale i ich częstość występowania (dla systemu ubezpieczeniowego informacja o kluczowym znaczeniu). Ale diabli mnie biorą gdy w sytuacji zapaści w onkologii pos-tępacka hołota domaga się jeszcze refundowania "in vitro" czy rzekomych "operacji zmiany płci". Tak jakby facet któremu obetnie się to i owo mógł urodzić dziecko.
Pozdrawiam serdecznie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńŚwięte słowa Czcigodny Niedźwiedziu. Dlatego osobiście uważam takich osobników za chorych psychicznie, który każą sobie obciąć to i tamto, a nie za kobietę. Jestem gotów przeprosić i odszczekać moje twierdzenia dopiero jak taki osobnik urodzi dziecko lub w wersji minimum zacznie miesiączkować.
UsuńZakres „pakietu minimum” zawsze będzie źródłem kontrowersji, co nie znaczy, że nie da się tego zrealizować.
OdpowiedzUsuńOperacje "zmiany płci" to operacje wieloetapowe, i nie tylko plastyczne. Jeżeli finansuje to NFZ, to robi to kosztem innych procedur. Chociażby chorych po oparzeniach. Potrzeba zmiany wyglądu jest jednak równie silna u transwestytów. Pytanie dlaczego urzędnicy i lekarze mają decydować o tym który chory bardziej zasługuje na leczenie a który nie? Mówimy o pieniądzach. Myślę, że spotkam się ze zrozumieniem, jeśli stwierdzę, że każdy potrafi ocenić jak wydać własne pieniądze na samego siebie. A własne pieniądze na czyjeś potrzeby? A jak w tej konkurencji przedstawia się wydawanie pieniędzy cudzych na cudze potrzeby? Pytania retoryczne. A zatem skąd się bierze naiwność, że państwo poprzez swoje instytucje, rękami swoich urzędników, potrafi zrobić coś skuteczniej niż my sami? To naiwność? To naiwna chytrość, że wyciągniemy więcej niż włożymy.
Podnoszenie refundacji zabiegów in vitro to obecnie zabieg propagandowy, w imię poprawności politycznej. Lobbowanie za tym jest słabe. Zysk jest rozproszony. Co innego gdyby stał za tym producent urządzenia czy leku, a spodziewany obrót byłby znaczny. Tak jest np. w wypadku interferonu i leków onkologicznych.
Może mają nadzieję, że skoro na adopcję homoseksualną polskie społeczeństwo się nigdy nie zgodzi, to uda im się przez połączenie in-vitro i zmiany płci przekazywać zboczenia do kolejnych pokoleń. Cóż - niegdy nie grzeszyli inteligencją.
OdpowiedzUsuńSzanowny Marku.
OdpowiedzUsuńTo jakaś pociecha,że są jeszcze tacy lekarze.Rokuje to nadzieję na przyszłość.Deregulacja usług medycznych to z pewnością początek reformy w tzw."służbie zdrowia",ale od czegoś trzeba zacząć.I z pewnością to bardziej normalne,kiedy pieniążki za usługę trafiają bezpośrednio do lekarza,niż mają krążyć po lepkich łapskach urzędasów.Ciekawe,ile im się po drodze do tych łap przyklei?
Ja (odpukać)nie mam częstych kontaktów z lekarzami,chyba że prywatnie(mam kolegę lekarza),ale tych tematów na rybkach czy kieliszeczku unikamy.Moją panią lekarz rodzinną jeszcze nie widziałem.Deklaracje przynależności do stosownej izby raz do roku podpisuje mi żona albo córka.Raz nawet pofatygowała się do mnie do domu pielęgniarka.Ale to było chyba po jakiejś u nich kontroli.
Ponoć jedyne pytanie jakie przy okazji czasem słyszą,to czy tata(mąż) żyje.
I tu mam pytanie,jeżeli nie jest to niestosowne.Jako statystyczny "pacjent" jestem także jakoś rozliczany przez panią lekarz z NFZ?
Szanowny Józefie. Sprawdziłem jak statystyczny pacjent jest rozliczany w POZ. Podaję link http://nfz.gov.pl/new/index.php?katnr=3&dzialnr=12&artnr=4688 do Zarządzenie Nr 85/2011/DSOZ Prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia z dnia 17 listopada 2011 r.w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów o udzielanie świadczeń w rodzaju: podstawowa opieka zdrowotna. Otóż lekarz POZ otrzymuje rocznie 96zł na każdego pacjenta i może za te pieniądze diagnozować i leczyć, może niezupełnie jak chce, ponieważ wszystko reguluje stosowny akt prawny. Jak zatem widzisz, dzięki temu, że jesteś zdrowy, pani doktor może zlecić parę badań innym pacjentom, a nawet zostanie jej na wypłatę dla siebie, pielęgniarek, rejestratorek, lokal, media itp. Podejrzewam, że w razie potrzeby byłbyś hojniejszy wobec siebie niż NFZ. Masz prawo wyboru lekarza. Zmiany lekarza dwa razy w roku są bezpłatnie.
UsuńOsobno kontraktowane są poradnie specjalistyczne. Porady wyceniane są w punktach: 3,5pktu (zwykła porada), 6 (I porada), 7, 12pkt.(a nawet więcej, ale obejmuje to drogie badania dodatkowe) - stosowne zarządzenie można wygooglać albo poszukać na stronie NFZ. Punkt to około 8zł., czyli za Twoją I wizytę u lekarza specjalisty NFZ płaci ok. 48zł, a potem 28zł, a np. za poradę z badaniami laboratoryjnymi albo badaniem USG 56zł. Są to wszystko ceny brutto. Usługi medyczne nie są objęte Vatem. Wielkość kontraktu danej przychodni specjalistycznej określa NFZ. Kolejki do specjalisty są przewidziane aktem prawnym chyba w radze ustawy, ale mogę się mylić (nie sprawdzałem).
Jeżeli interesuje Cię koszt leczenia operacyjnego, to ceny oscylują podobnie jak ceny telewizorów: od prostszych do bardziej złożonych. Koszt opieki okołoporodowej i kobiety, i dziecka (niezależnie od sposobu rozwiązania)nie osiąga zwykle kosztu zasiłku pogrzebowego w ZUS (obecnie 4000zł).
Pozdrawiam.
Szanowny Marku.
UsuńDzięki za wyjaśnienie.Nie będę się kłócił o te 96 zetów.Nie planuję też zmiany lekarza,bo ta pani doktor to ponoć bardzo sympatyczna i miła osoba.Co do tych kolejek do specjalisty.To kolejny argument za deregulacją całego tego bajzlu.
Ps.
Pamiętam jak powstała w Poznaniu chyba pierwsza w Polsce prywatna klinika okulistyczna i jakie miała problemy z urzędasami.Cena jakieś operacji kształtowała się tam na poziomie ok.15 tyś,zł.Za tą sama usługę w państwowej klinice ponoć na łóżku wypisana była cena 20 tyś.łapówy.
Pozdrawiam serdecznie.
Jak słucham co się dzieje w służbie zdrowia to mnie trzęsie. Na razie nie choruję i nie jestem wiekowa. Ale co potem? Mam 'patriotycznie' zejść nim zacznę pobierać składki i będę musiała się leczyć?
OdpowiedzUsuńNie martw się - system tak długo nie wytrzyma.
OdpowiedzUsuńZmian nie będzie gdyż nie ma takiej woli u żadnej ze stron.
OdpowiedzUsuńSystem jest do bani ale i lekarze robią co mogą aby uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Sądy koleżeńskie są tego najlepszym przykładem.
Co do systemu, to nie ma idealnego rozwiązania. Pytanie podstawowe brzmi, czy każdy zabezpiecza siebie czy budujemy socjalizm?
Co do emerytur i tym podobnych bzdur. Nie martwcie się, nie dożyjecie :) Ja też :)