Niedawno podczas dyskusji pod jednym z wpisów Czcigodnej Flavii spotkałem się z zarzutem iż zamiast piętnować socjalizm, zająłem się zwalczaniem liberalizmu.
Diagnozując kondycję jakiegoś kraju i jego obywateli, należy przede wszystkim wziąć pod uwagę stan gospodarki (do tej kategorii zaliczam rzecz jasna system podatkowy oraz zamożność obywateli) oraz sposób organizacji społeczeństwa czyli system prawny plus zasady moralne którym się ono kieruje. Wszelkie teorie iż wystarczy wysoki poziom pierwszego z tych dwóch komponentów aby dane społeczeństwo oczekiwała świetlana przyszłość jest oczywistym absurdem. Historia zna wiele przykładów zamożnych państw które pozbawione zdolnych do wytyczania właściwych celów politycznych elit oraz woli ich realizacji ze strony obywateli upadły pod naporem ludów biedniejszych i prymitywniejszych ale mających ściśle zdefiniowane cele polityczne oraz wolę ich realizacji, na ogół na drodze wojny. Cesarstwo Zachodniorzymskie najlepszym tego przykładem.
Co się tyczy składowej gospodarczej, eurosocjalizm niewątpliwie jest szkodnikiem z najwyższej półki i o tym żadnego z Szanownych Czytelników tej witryny przekonywać nie trzeba. Wysokie podatki, skrępowanie działalności gospodarczej tysiącami zakazów, nakazów czy kretyńskich norm to fakty powszechnie znane. A córka kolegi, z zawodu nauczycielka biologii, przyznała mi się niedawno że po prostu nie wie jak postąpić gdyby jakiś uczeń będący nieukiem lub dowcipnisiem powiedział jej na lekcji że ślimaki są rybami a korzeń marchwi to owoc. Bo tak przecież wymyśliła Komisja Europejska a więc w eurokołchozie stanowi to normę prawną. Zatem teoretycznie rzecz biorąc gdyby za taki tekst dostał jedynkę, mógłby skutecznie dochodzić swoich praw przed sądem. Dlatego teoretycznie rzecz biorąc każda forma liberalizmu czyli ideologii krzyczącej o wolności gospodarowania byłaby od stanu obecnego lepsza.
Byłaby to prawda gdyby liberałowie ograniczyli się do takiej dawki wolności gospodarowania jaka występuje choćby w Singapurze. Lub sięgając po doświadczenia europejskie co najwyżej rozszerzyli zgodnie z realnymi możliwościami zakres reform Margaret Thatcher. Tego typu program zgłaszają „konslibowie” których szanuję i uważam za najbliższych sojuszników. Bowiem w kwestiach gospodarczych różnią ich od konserwatystów detale o które możemy się spierać ale nie są to sprawy groźne dla kondycji ekonomicznej państwa.
Ale pozostałe grupy ludzi które same określają się jako „lib”cośtam (że już o anarchistach którzy nazwali się miniarchistami nie wspomnę) mają pomysły tego typu że nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Nie będę wchodzić w kwestie klasyfikacyjne i dzielić ich na poszczególne rasy bo to nie mój cyrk i nie moje małpy. Dla wygody (na felieton nie nakłada się takich wymagań formalnych jakie obowiązują pracę naukową) nazwę ich „leberałami”. Na cześć epopei Janusza Szpotańskiego o towarzyszu Szmaciaku.
Żelazna Lady zastosowała genialne rozwiązanie pozwalające pogodzić konieczność nadzoru państwa nad strategicznymi podmiotami gospodarczymi z efektywnym czyli prywatnym ich zarządzaniem. Mam oczywiście na myśli „złotą akcję” czyli prawo zawetowania każdej decyzji zarządu firmy przez zasiadającego w tymże zarządzie przedstawiciela rządu Jej Królewskiej Mości. Oczywiście spotkałem się w sieci z oskarżeniami Margaret Thatcher o socjalizm, właśnie z tego powodu. Gdy sam spytałem takiego leberała czy akcje Rafinerii Gdańskiej powinien móc kupić każdy kto tego zechce i ma na to środki, oczywiście usłyszałem że jak najbardziej tak. Wyjaśniłem więc że w skład majątku tej rafinerii wchodzi również i „naftoport” czyli jedyny w Polsce terminal mogący przyjmować ropę z tankowców w zauważalnych ilościach. Zatem gdyby mógł go kupić każdy, już dawno wpadłby w rosyjskie łapy, na przykład takiego „Gazpromu”. I wtedy usłyszałem że histeryzuję bo „Gazprom” to przecież PRYWATNA FIRMA . Nie będę dociekać czy mój rozmówca był idiotą czy sabotażystą którego Polska wręcz uwiera. Ale tego typu liberalizm rodem z piaskownicy jest dla leberałow standardem.
W kwestiach podatkowych wielu z nich na szczęście wierzy w podatek liniowy (a ściślej wprost proporcjonalny do dochodów). Ale rasowy leberał jest wyznawcą „podatku półgłównego”, jak tę wybroczynę umysłową JKM, czyli zasadę płacenia przez każdego podatku identycznego kwotowo, nazwała swego czasu moja przyjaciółka Milom. Co byłoby kompletną katastrofą w przypadku realizacji tej chorej idei gdyż grubo ponad połowa obywateli mogłaby nabrać niechęci do swojego państwa a przy okazji najbliższych wyborów zagłosować na socjalistów aby ten koszmar się skończył. Jakie to szczęście że prędzej nasza planeta zmieni kierunek obrotów dookoła swojej osi niż ten system podatkowy zostanie wdrożony w Polsce.
„Czystym socjalizmem” jest też oczywiście jakakolwiek kontrola systemu bankowego przez państwo. W kraju który wydał takich „bankierów” jak Grobelny, Plichta czy Bagsik. A jeśli ktoś straciłby całe oszczędności swojego życia, oczywiście sam jest sobie winien. I zawsze przecież może skoczyć z mostu do rzeki. Tego żaden leberał, tak czuły na punkcie wolności, na pewno nikomu nie zabroni ani nawet nie odradzi.
A zatem już w sferze gospodarki taka „wolność” jest najlepszą gwarancją upadku państwa. Ale nie ma co marzyć że dadzą się na takie pomysły nabrać Rosjanie czy Niemcy, co na jakieś ,kilkaset lat skutecznie rozwiązałoby nasze problemy związane z najbardziej parszywym położeniem geograficznym w całej Europie. Oni na pewno nie są aż takimi idiotami.
A jak wygląda drugi filar każdego państwa czyli system prawny plus wspierane zasady moralne w oczach omawianych tu grup?
Euroocjaliści już dawno temu zrezygnowali z kokietowania swojego rzekomego elektoratu bazowego czyli robotników. Bowiem ci ostatni przekonali się że w jako tako przyzwoitym państwie kapitalistycznym uczciwą pracę można do czegoś dojść. Więc potrzebny był na gwałt jakiś nowy znaczący liczebnie elektorat. A więc wykreowano „proletariat zastępczy”, jak tę grupę ludzi genialnie nazwał Dibelius. Którego zasługi dla stworzenia kanonu terminologicznego „Antysocjala” są nie do przecenienia. Do proletariatu zastępczego należy zaliczyć:
• Wszelkich obiboków którzy z „obiektywnych” powodów (ołów w tyłku, dwie lewe ręce etc.) nie mogą pracować.
• Wszystkich ludzi zamieszkujących byłe kolonie państw europejskich o ile rzecz jasna odnoszą się z dostateczną niechęcią do chrześcijaństwa i zbudowanej na tym fundamencie cywilizacji europejskiej.
• Zdecydowaną większość zboczeńców. Wprawdzie pedofile, nekrofile czy zoofile jeszcze pukają do drzwi obory dla świętych krów ale wpuszczenie ich tam jest kwestią czasu.
• Feminazistki (pod żadnym pozorem nie mylić z feministkami zajmującymi się realnymi problemami kobiet) pragnące wysłać kobiety do kopalń, głoszące jakieś „genderowe” brednie i organizujące za pieniądze podatników „warsztaty waginalne”
• Ekoterrorystów głoszących „dwutlenkowe” brednie za które na każdej politechnice wylecieliby z egzaminu z wymiany ciepła na zbity pysk z oceną niedostateczną w indeksie.
• Proskrobankowców uważających że każda dziewka która nie wie z kim miała okoliczność bowiem była zaćpana w cztery litery powinna mieć „prawo do swojego ciała”. Zrozumienie że dziecko ma inny genom i nie jest częścią ciała matki przekracza możliwości intelektualne tych idiotów. Można jedynie żałować iż matki entuzjastów aborcji „na życzenie” nie podzielały tego poglądu bo mniej by było takich kanalii na świecie.
Oczywiście wszystkie te grupy są hołubione za swoje „postępowe” poglądy. Nie da się ukryć że równie postępowe jak pewien rodzaj paraliżu.
Ale o ten sam elektorat desperacko walczą również i leberałowie. Zdający sobie sprawę z tego że ich ekonomiczna anarchia praktycznie wyklucza poparcie ze strony ludzi pragnących się czegoś dorobić. Bo realizm plus kalkulator czterodziałaniowy są dla leberała groźniejsze niż „osinowy” kołek dla wampira. Więc skoro w sferze materialnej nie mają niczego z sensem do zaproponowania, sięgają po tych którym, jak to napisał mistrz Michalkiewicz, już nie byt ale odbyt kształtuje świadomość.
Elitą nihilistycznych elit są tak zwani „wolnościowcy” dla których świat zaczyna się i jednocześnie kończy na prawie do ćpania, kurwienia się i wyskrobywania. Ale tego wątku nie będę rozwijał gdyż opisała to doskonale Flavia. A jak dawno temu zauważył mistrz z Czarnolasu, „nie każdy weźmie w Polszce po Bekwarku lutniey”.
Tak jak w kwestiach gospodarczych widzę daleko zachodzącą zgodność poglądów konslibów z konserwatywnymi, w kwestiach prawno-obyczajowych ta kompatybilność jest jeszcze większa. Bowiem po licznych dyskusjach, zarówno „netowych” jak i „mailowych”, widzę na dobrą sprawę dwie kwestie które nas różnią. Są nimi pornografia oraz narkotyki.
Co do tej pierwszej, jej ewidentna szkodliwość dla nieletnich nie wynika nawet z dosłowności przedstawiania kopulacji. W mojej ocenie szkodliwość polega głównie na serwowaniu paranoicznego świata ułudy, nie mającego nic wspólnego z realem. Dlatego pryszczaty gówniarz pod wpływem oglądania tego barachła może dojść do wniosku że dziewczyna oczekuje że po minucie znajomości należy zacząć ją obmacywać a po następnych kilku należy przejść do „konkretów”. Zaś piętnastoletnia dziewucha nabrać przekonania że jeśli nie zaliczy jej byle kto to stanie się pośmiewiskiem całej szkoły jako „cnotka niewydymka”. Czyli gówniarzeria oglądająca pornosy uzna sam akt fizyczny za bzdet bez znaczenia który nie wymaga istnienia jakiejkolwiek więzi uczuciowej między dwojgiem jego uczestników. Oczywiście więź ta jest dla każdego człowieka nie będącego moralnym mniej niż zerem warunkiem koniecznym. A wiele osób wymieni dodatkowy warunek. Bo ich zdaniem dopiero on stanie się wystarczającym.
Uważam że w dobie internetu istnienie punktów sprzedaży pornografii praktycznie nie jest do niczego potrzebne tym którzy bez tego nie są w stanie się obyć. Zaś kilkoro konslibów sądzi że jeśli dostęp do takowej byłby dla nieletnich zablokowany, punkty te mogą istnieć. Najważniejsze iż jesteśmy zgodni co do tego iż te arcydzieła nie powinny walać się przyłożone do szyb każdego kiosku z prasą a zatem być wystawione na widok publiczny.
Zaś w kwestii narkotyków, swego czasu tak reprezentatywny konslib jak Czcigodny Jarek Dziubek (pozdrawiam najserdeczniej) stwierdził że za sprzedaż narkotyków nieletnim (rzecz jasna tak jak i singapurscy prawodawcy nie ma on wątpliwości że „marychujana” jest narkotykiem) należy się kara śmierci. Ale dorośli nie powinni być za ćpanie karani. Moje bezwzględne stanowisko w tej materii wynika z faktu że rzekomy zakaz sprzedaży nieletnim alkoholu czy papierosów jest w Polsce kompletną fikcją. Zatem zaprzestanie zwalczania dystrybucji tego łajna dałoby małolatom praktycznie nieograniczony dostęp do niego. Ale doszliśmy z Jarkiem do wniosku iż dalszą wymianę poglądów na ten temat możemy odłożyć do czasu gdy w Polsce kara śmierci za wyjątkowo ohydne zbrodnie ponownie będzie orzekana i wykonywana. Czego wszystkim konslibom i konserwatystom a wśród nich Jarkowi i sobie z całego serca życzę.
Diagnozując kondycję jakiegoś kraju i jego obywateli, należy przede wszystkim wziąć pod uwagę stan gospodarki (do tej kategorii zaliczam rzecz jasna system podatkowy oraz zamożność obywateli) oraz sposób organizacji społeczeństwa czyli system prawny plus zasady moralne którym się ono kieruje. Wszelkie teorie iż wystarczy wysoki poziom pierwszego z tych dwóch komponentów aby dane społeczeństwo oczekiwała świetlana przyszłość jest oczywistym absurdem. Historia zna wiele przykładów zamożnych państw które pozbawione zdolnych do wytyczania właściwych celów politycznych elit oraz woli ich realizacji ze strony obywateli upadły pod naporem ludów biedniejszych i prymitywniejszych ale mających ściśle zdefiniowane cele polityczne oraz wolę ich realizacji, na ogół na drodze wojny. Cesarstwo Zachodniorzymskie najlepszym tego przykładem.
Co się tyczy składowej gospodarczej, eurosocjalizm niewątpliwie jest szkodnikiem z najwyższej półki i o tym żadnego z Szanownych Czytelników tej witryny przekonywać nie trzeba. Wysokie podatki, skrępowanie działalności gospodarczej tysiącami zakazów, nakazów czy kretyńskich norm to fakty powszechnie znane. A córka kolegi, z zawodu nauczycielka biologii, przyznała mi się niedawno że po prostu nie wie jak postąpić gdyby jakiś uczeń będący nieukiem lub dowcipnisiem powiedział jej na lekcji że ślimaki są rybami a korzeń marchwi to owoc. Bo tak przecież wymyśliła Komisja Europejska a więc w eurokołchozie stanowi to normę prawną. Zatem teoretycznie rzecz biorąc gdyby za taki tekst dostał jedynkę, mógłby skutecznie dochodzić swoich praw przed sądem. Dlatego teoretycznie rzecz biorąc każda forma liberalizmu czyli ideologii krzyczącej o wolności gospodarowania byłaby od stanu obecnego lepsza.
Byłaby to prawda gdyby liberałowie ograniczyli się do takiej dawki wolności gospodarowania jaka występuje choćby w Singapurze. Lub sięgając po doświadczenia europejskie co najwyżej rozszerzyli zgodnie z realnymi możliwościami zakres reform Margaret Thatcher. Tego typu program zgłaszają „konslibowie” których szanuję i uważam za najbliższych sojuszników. Bowiem w kwestiach gospodarczych różnią ich od konserwatystów detale o które możemy się spierać ale nie są to sprawy groźne dla kondycji ekonomicznej państwa.
Ale pozostałe grupy ludzi które same określają się jako „lib”cośtam (że już o anarchistach którzy nazwali się miniarchistami nie wspomnę) mają pomysły tego typu że nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Nie będę wchodzić w kwestie klasyfikacyjne i dzielić ich na poszczególne rasy bo to nie mój cyrk i nie moje małpy. Dla wygody (na felieton nie nakłada się takich wymagań formalnych jakie obowiązują pracę naukową) nazwę ich „leberałami”. Na cześć epopei Janusza Szpotańskiego o towarzyszu Szmaciaku.
Żelazna Lady zastosowała genialne rozwiązanie pozwalające pogodzić konieczność nadzoru państwa nad strategicznymi podmiotami gospodarczymi z efektywnym czyli prywatnym ich zarządzaniem. Mam oczywiście na myśli „złotą akcję” czyli prawo zawetowania każdej decyzji zarządu firmy przez zasiadającego w tymże zarządzie przedstawiciela rządu Jej Królewskiej Mości. Oczywiście spotkałem się w sieci z oskarżeniami Margaret Thatcher o socjalizm, właśnie z tego powodu. Gdy sam spytałem takiego leberała czy akcje Rafinerii Gdańskiej powinien móc kupić każdy kto tego zechce i ma na to środki, oczywiście usłyszałem że jak najbardziej tak. Wyjaśniłem więc że w skład majątku tej rafinerii wchodzi również i „naftoport” czyli jedyny w Polsce terminal mogący przyjmować ropę z tankowców w zauważalnych ilościach. Zatem gdyby mógł go kupić każdy, już dawno wpadłby w rosyjskie łapy, na przykład takiego „Gazpromu”. I wtedy usłyszałem że histeryzuję bo „Gazprom” to przecież PRYWATNA FIRMA . Nie będę dociekać czy mój rozmówca był idiotą czy sabotażystą którego Polska wręcz uwiera. Ale tego typu liberalizm rodem z piaskownicy jest dla leberałow standardem.
W kwestiach podatkowych wielu z nich na szczęście wierzy w podatek liniowy (a ściślej wprost proporcjonalny do dochodów). Ale rasowy leberał jest wyznawcą „podatku półgłównego”, jak tę wybroczynę umysłową JKM, czyli zasadę płacenia przez każdego podatku identycznego kwotowo, nazwała swego czasu moja przyjaciółka Milom. Co byłoby kompletną katastrofą w przypadku realizacji tej chorej idei gdyż grubo ponad połowa obywateli mogłaby nabrać niechęci do swojego państwa a przy okazji najbliższych wyborów zagłosować na socjalistów aby ten koszmar się skończył. Jakie to szczęście że prędzej nasza planeta zmieni kierunek obrotów dookoła swojej osi niż ten system podatkowy zostanie wdrożony w Polsce.
„Czystym socjalizmem” jest też oczywiście jakakolwiek kontrola systemu bankowego przez państwo. W kraju który wydał takich „bankierów” jak Grobelny, Plichta czy Bagsik. A jeśli ktoś straciłby całe oszczędności swojego życia, oczywiście sam jest sobie winien. I zawsze przecież może skoczyć z mostu do rzeki. Tego żaden leberał, tak czuły na punkcie wolności, na pewno nikomu nie zabroni ani nawet nie odradzi.
A zatem już w sferze gospodarki taka „wolność” jest najlepszą gwarancją upadku państwa. Ale nie ma co marzyć że dadzą się na takie pomysły nabrać Rosjanie czy Niemcy, co na jakieś ,kilkaset lat skutecznie rozwiązałoby nasze problemy związane z najbardziej parszywym położeniem geograficznym w całej Europie. Oni na pewno nie są aż takimi idiotami.
A jak wygląda drugi filar każdego państwa czyli system prawny plus wspierane zasady moralne w oczach omawianych tu grup?
Euroocjaliści już dawno temu zrezygnowali z kokietowania swojego rzekomego elektoratu bazowego czyli robotników. Bowiem ci ostatni przekonali się że w jako tako przyzwoitym państwie kapitalistycznym uczciwą pracę można do czegoś dojść. Więc potrzebny był na gwałt jakiś nowy znaczący liczebnie elektorat. A więc wykreowano „proletariat zastępczy”, jak tę grupę ludzi genialnie nazwał Dibelius. Którego zasługi dla stworzenia kanonu terminologicznego „Antysocjala” są nie do przecenienia. Do proletariatu zastępczego należy zaliczyć:
• Wszelkich obiboków którzy z „obiektywnych” powodów (ołów w tyłku, dwie lewe ręce etc.) nie mogą pracować.
• Wszystkich ludzi zamieszkujących byłe kolonie państw europejskich o ile rzecz jasna odnoszą się z dostateczną niechęcią do chrześcijaństwa i zbudowanej na tym fundamencie cywilizacji europejskiej.
• Zdecydowaną większość zboczeńców. Wprawdzie pedofile, nekrofile czy zoofile jeszcze pukają do drzwi obory dla świętych krów ale wpuszczenie ich tam jest kwestią czasu.
• Feminazistki (pod żadnym pozorem nie mylić z feministkami zajmującymi się realnymi problemami kobiet) pragnące wysłać kobiety do kopalń, głoszące jakieś „genderowe” brednie i organizujące za pieniądze podatników „warsztaty waginalne”
• Ekoterrorystów głoszących „dwutlenkowe” brednie za które na każdej politechnice wylecieliby z egzaminu z wymiany ciepła na zbity pysk z oceną niedostateczną w indeksie.
• Proskrobankowców uważających że każda dziewka która nie wie z kim miała okoliczność bowiem była zaćpana w cztery litery powinna mieć „prawo do swojego ciała”. Zrozumienie że dziecko ma inny genom i nie jest częścią ciała matki przekracza możliwości intelektualne tych idiotów. Można jedynie żałować iż matki entuzjastów aborcji „na życzenie” nie podzielały tego poglądu bo mniej by było takich kanalii na świecie.
Oczywiście wszystkie te grupy są hołubione za swoje „postępowe” poglądy. Nie da się ukryć że równie postępowe jak pewien rodzaj paraliżu.
Ale o ten sam elektorat desperacko walczą również i leberałowie. Zdający sobie sprawę z tego że ich ekonomiczna anarchia praktycznie wyklucza poparcie ze strony ludzi pragnących się czegoś dorobić. Bo realizm plus kalkulator czterodziałaniowy są dla leberała groźniejsze niż „osinowy” kołek dla wampira. Więc skoro w sferze materialnej nie mają niczego z sensem do zaproponowania, sięgają po tych którym, jak to napisał mistrz Michalkiewicz, już nie byt ale odbyt kształtuje świadomość.
Elitą nihilistycznych elit są tak zwani „wolnościowcy” dla których świat zaczyna się i jednocześnie kończy na prawie do ćpania, kurwienia się i wyskrobywania. Ale tego wątku nie będę rozwijał gdyż opisała to doskonale Flavia. A jak dawno temu zauważył mistrz z Czarnolasu, „nie każdy weźmie w Polszce po Bekwarku lutniey”.
Tak jak w kwestiach gospodarczych widzę daleko zachodzącą zgodność poglądów konslibów z konserwatywnymi, w kwestiach prawno-obyczajowych ta kompatybilność jest jeszcze większa. Bowiem po licznych dyskusjach, zarówno „netowych” jak i „mailowych”, widzę na dobrą sprawę dwie kwestie które nas różnią. Są nimi pornografia oraz narkotyki.
Co do tej pierwszej, jej ewidentna szkodliwość dla nieletnich nie wynika nawet z dosłowności przedstawiania kopulacji. W mojej ocenie szkodliwość polega głównie na serwowaniu paranoicznego świata ułudy, nie mającego nic wspólnego z realem. Dlatego pryszczaty gówniarz pod wpływem oglądania tego barachła może dojść do wniosku że dziewczyna oczekuje że po minucie znajomości należy zacząć ją obmacywać a po następnych kilku należy przejść do „konkretów”. Zaś piętnastoletnia dziewucha nabrać przekonania że jeśli nie zaliczy jej byle kto to stanie się pośmiewiskiem całej szkoły jako „cnotka niewydymka”. Czyli gówniarzeria oglądająca pornosy uzna sam akt fizyczny za bzdet bez znaczenia który nie wymaga istnienia jakiejkolwiek więzi uczuciowej między dwojgiem jego uczestników. Oczywiście więź ta jest dla każdego człowieka nie będącego moralnym mniej niż zerem warunkiem koniecznym. A wiele osób wymieni dodatkowy warunek. Bo ich zdaniem dopiero on stanie się wystarczającym.
Uważam że w dobie internetu istnienie punktów sprzedaży pornografii praktycznie nie jest do niczego potrzebne tym którzy bez tego nie są w stanie się obyć. Zaś kilkoro konslibów sądzi że jeśli dostęp do takowej byłby dla nieletnich zablokowany, punkty te mogą istnieć. Najważniejsze iż jesteśmy zgodni co do tego iż te arcydzieła nie powinny walać się przyłożone do szyb każdego kiosku z prasą a zatem być wystawione na widok publiczny.
Zaś w kwestii narkotyków, swego czasu tak reprezentatywny konslib jak Czcigodny Jarek Dziubek (pozdrawiam najserdeczniej) stwierdził że za sprzedaż narkotyków nieletnim (rzecz jasna tak jak i singapurscy prawodawcy nie ma on wątpliwości że „marychujana” jest narkotykiem) należy się kara śmierci. Ale dorośli nie powinni być za ćpanie karani. Moje bezwzględne stanowisko w tej materii wynika z faktu że rzekomy zakaz sprzedaży nieletnim alkoholu czy papierosów jest w Polsce kompletną fikcją. Zatem zaprzestanie zwalczania dystrybucji tego łajna dałoby małolatom praktycznie nieograniczony dostęp do niego. Ale doszliśmy z Jarkiem do wniosku iż dalszą wymianę poglądów na ten temat możemy odłożyć do czasu gdy w Polsce kara śmierci za wyjątkowo ohydne zbrodnie ponownie będzie orzekana i wykonywana. Czego wszystkim konslibom i konserwatystom a wśród nich Jarkowi i sobie z całego serca życzę.
Oby Jarek tego doczekał! Bo już ja nie jestem tego pewny.
Stary Niedźwiedź
Stary Niedźwiedź