Nie ukrywam, że początkowo odnosiłem się do Konfederatów ze sporą dozą sympatii. Łajno w muszce na służbie Putasa czy domorosły Savonarola od batożenia dewiantów i koronacji Zbawiciela na króla Polski wywoływali u mnie odruch wymiotny samym swoim widokiem, że nie wspomnę o głoszonych przez nich bredniach. Tym nie mniej pozostałą dziewiątkę z ich koła poselskiego uważałem za ludzi rozsądnych. Czemu dałem wyraz we wpisie o ich wyborach kandydata na prezydenta. Choć nie ukrywam, że zarówno brak wyższych studiów, jak i humorystyczne dochody pana Krzysztofa Bosaka w jego deklaracji majątkowej (czyżby jeszcze jeden stary koń na garnuszku rodziców?) na pewno nie były jego plusami.
Ale w miarę upływu czasu zarówno jego wypowiedzi, jak i złote myśli posłów z tego koła spowodowały, że moja sympatia topniała w oczach.
Wszystkich ich głupot nie chce mi się w sieci tropić, zatem ograniczę się do trzech, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.
Najpierw sam Bosak stwierdził, że podpisanie przez prezydenta Dudę ustawy dyscyplinującej szajkę fioletowych ludzików niczego nie rozwiąże, a tylko zaogni sytuację. Jeśli nie widzi on palącej konieczności przecięcia tego wrzodu i usunięcia z ferajny takich warchołów jak Juszczyszyn czy Stuleya, to serdecznie dziękuję za takiego prezydenta. A kandydatowi radzę wziąć rozbrat z polityką i skończyć jednak jakiś choćby niepoważny uniwersytecki fakultet, póki ma zapewniony wikt i opierunek.
Potem ruska onuca popisała się stwierdzeniem, że gdyby podczas wyborów prezydenckich w roku 2015 można było przewidzieć, że w nieodległych jesiennych wyborach parlamentarnych PiS zdobędzie samodzielną większość w sejmie, to należało wtedy stanąć na głowie, by doprowadzić do reelekcji chrabiego Bula. Ta rzygowina ani trochę mnie nie zdziwiła, ale gdy zaczął jej bronić pan Dziambor, moje zaskoczenie nie miało granic. Bo jeśli nie przeszkadzał mu cham skaczący po krzesłach w japońskim parlamencie i zwalający zadek w fotel, gdy jego goście w randze głów państw jeszcze stali, to moja sympatia dla pana Artura spadła do zera.
I w końcu pomysłowy Dobromir. Podczas gadających głów w Polsracie posłanka lewizny chcąc zasugerować, że bronią oni ludzi słabych i ubogich, wspomniała o niewątpliwie realnie istniejącym problemie "wykluczenia transportowego" osób mieszkających w małych miejscowościach, a już zwłaszcza wsiach. Problem ten znam doskonale ze swojej mazurskiej letniej stolicy. Gdy w niej przebywam i planuję wyjazd na zakupy do jednego z dwóch pobliskich miast powiatowych, zawsze pytam zaprzyjaźnionych tubylców, czy nie mają chęci pojechać ze mną lub czy im czegoś nie kupić.
Posłance tej wpadł w słowo pomysłowy Dobromir, stwierdzając:
A gdy doszedł do głosu, rozwinął ten genialny pomysł:
Debilowi należy wytłumaczyć, że we wsiach ludzie pracujący i jako tako zarabiający, jeżdżą "używkami". Ale starsi z problemami ze słuchem, wzrokiem i refleksem, na pewno nie zdali by egzaminu na prawo jazdy. A gdyby jakimś cudem je zdobyli a święty Mikołaj sprezentował im auto, na drodze stanowiliby zagrożenie dla siebie i innych. I żadne ruchy podatkowe w tej grupie wiekowej niczego by nie zmieniły.
Ale w miarę upływu czasu zarówno jego wypowiedzi, jak i złote myśli posłów z tego koła spowodowały, że moja sympatia topniała w oczach.
Wszystkich ich głupot nie chce mi się w sieci tropić, zatem ograniczę się do trzech, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.
Najpierw sam Bosak stwierdził, że podpisanie przez prezydenta Dudę ustawy dyscyplinującej szajkę fioletowych ludzików niczego nie rozwiąże, a tylko zaogni sytuację. Jeśli nie widzi on palącej konieczności przecięcia tego wrzodu i usunięcia z ferajny takich warchołów jak Juszczyszyn czy Stuleya, to serdecznie dziękuję za takiego prezydenta. A kandydatowi radzę wziąć rozbrat z polityką i skończyć jednak jakiś choćby niepoważny uniwersytecki fakultet, póki ma zapewniony wikt i opierunek.
Potem ruska onuca popisała się stwierdzeniem, że gdyby podczas wyborów prezydenckich w roku 2015 można było przewidzieć, że w nieodległych jesiennych wyborach parlamentarnych PiS zdobędzie samodzielną większość w sejmie, to należało wtedy stanąć na głowie, by doprowadzić do reelekcji chrabiego Bula. Ta rzygowina ani trochę mnie nie zdziwiła, ale gdy zaczął jej bronić pan Dziambor, moje zaskoczenie nie miało granic. Bo jeśli nie przeszkadzał mu cham skaczący po krzesłach w japońskim parlamencie i zwalający zadek w fotel, gdy jego goście w randze głów państw jeszcze stali, to moja sympatia dla pana Artura spadła do zera.
I w końcu pomysłowy Dobromir. Podczas gadających głów w Polsracie posłanka lewizny chcąc zasugerować, że bronią oni ludzi słabych i ubogich, wspomniała o niewątpliwie realnie istniejącym problemie "wykluczenia transportowego" osób mieszkających w małych miejscowościach, a już zwłaszcza wsiach. Problem ten znam doskonale ze swojej mazurskiej letniej stolicy. Gdy w niej przebywam i planuję wyjazd na zakupy do jednego z dwóch pobliskich miast powiatowych, zawsze pytam zaprzyjaźnionych tubylców, czy nie mają chęci pojechać ze mną lub czy im czegoś nie kupić.
Posłance tej wpadł w słowo pomysłowy Dobromir, stwierdzając:
-Niech ludzie po prostu kupują samochody.
A gdy doszedł do głosu, rozwinął ten genialny pomysł:
-Ludzie jakoś dojeżdżają. W ten sposób natomiast znowu marnujemy pieniądze na państwowe autobusy, które będą nieefektywne, zamiast dać ludziom zarobić na to, żeby ci, którzy nie mają samochodów, też woleliby mieć samochód.
Debilowi należy wytłumaczyć, że we wsiach ludzie pracujący i jako tako zarabiający, jeżdżą "używkami". Ale starsi z problemami ze słuchem, wzrokiem i refleksem, na pewno nie zdali by egzaminu na prawo jazdy. A gdyby jakimś cudem je zdobyli a święty Mikołaj sprezentował im auto, na drodze stanowiliby zagrożenie dla siebie i innych. I żadne ruchy podatkowe w tej grupie wiekowej niczego by nie zmieniły.
Gdy we Francji zaczęły się rozruchy, nazwane potem Wielką Rewolucją Francuską, królowa Maria Antonina zainteresowała się ich przyczyną. A po usłyszeniu, że protestującym brakuje chleba, popisała się złotą myślą:
-Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!
Sprawdziłem w sieci, że Dobromir Sośnierz należał do chyba wszystkich wylinek łajna w muszce. Zatem nie widzę dla niego lekarstwa, bo tak zaawansowane stadium mikkizmu-kurwinizmu jest nieuleczalne niczym AIDS.
Jeden z moich przyjaciół, gorący zwolennik Konfederatów, snuł marzenia o udziale pana Bosaka w drugiej rundzie wyborów. Moim zdaniem koledzy nastrzelali mu tyle samobójów, że zajęcie piątego miejsca, czyli wyprzedzenie choćby jednej osoby z tercetu tęczowy gumofilc, żałosna ciota plus WSIowa wydmuszka byłoby wielkim sukcesem. A przy takiej strategii przyszłość Konfederatów w parlamencie widzę w czarnych barwach.
Ludzie w Polsce bywają złośliwi i lubią przekręcać nazwy partii politycznych. Ruch Podtarcia Palikmiota czy .Nowodebilna najlepszymi przykładami. Zatem nie zdziwię się, jeśli to koło poselskie ludzie nazwą Kompromitacją.
Stary Niedźwiedź
-Nie mają chleba? To niech jedzą ciastka!
Sprawdziłem w sieci, że Dobromir Sośnierz należał do chyba wszystkich wylinek łajna w muszce. Zatem nie widzę dla niego lekarstwa, bo tak zaawansowane stadium mikkizmu-kurwinizmu jest nieuleczalne niczym AIDS.
Jeden z moich przyjaciół, gorący zwolennik Konfederatów, snuł marzenia o udziale pana Bosaka w drugiej rundzie wyborów. Moim zdaniem koledzy nastrzelali mu tyle samobójów, że zajęcie piątego miejsca, czyli wyprzedzenie choćby jednej osoby z tercetu tęczowy gumofilc, żałosna ciota plus WSIowa wydmuszka byłoby wielkim sukcesem. A przy takiej strategii przyszłość Konfederatów w parlamencie widzę w czarnych barwach.
Ludzie w Polsce bywają złośliwi i lubią przekręcać nazwy partii politycznych. Ruch Podtarcia Palikmiota czy .Nowodebilna najlepszymi przykładami. Zatem nie zdziwię się, jeśli to koło poselskie ludzie nazwą Kompromitacją.
Stary Niedźwiedź