niedziela, 8 sierpnia 2021

Maski i niewidomi na moim przykładzie


Szanowni Czytelnicy
Chyba tradycją tego blogu stały się długie przerwy w publikowaniu kolejnych postów. Wiem, że muszę dokończyć swoje wspomnienie o Janku, ale komuś, kto nie jest wędkarzem trudno zrozumieć specyfikę koleżeństwa, wykrystalizowanego podczas prawie czterdziestu lat nocnych zasiadek na karpie, liny i leszcze. Ale obiecuję, że jeszcze w sierpniu się z tym uporam. 
Flavia od kilku lat zaprzestała działalności w blogosferze. Ale bezmiar bałwaństwa i podłości Matołusza, doktora Niedziele i ich pomagierów przekroczył granice jej cierpliwości, co zaowocowało Jej wczorajszym wpisem.
Muszę też z przyjemnością poinformować, że do naszego grona dołączył dziennikarz obywatelski Pan Maciej Bacal. Komentator Antysocjala od wielu lat a obecnie już współautor.
Witamy Panie Macieju na pokładzie! 

Stary Niedźwiedź

To nie jest artykuł o szczepieniach jedyne, co w tym miejscu należy powiedzieć, to informacja, że ja owszem zaszczepiłem się teraz już drugą dawką, ale zdecydowanie jestem przeciw jakiejkolwiek segregacji sanitarnej i wszelkiej innej dyskryminacji dla niezaszczepionych.
Nie wnikam też w to, co kieruje kimś, że się zaszczepił ja można rzec zaszczepiłem się tak na odczepnego, ale jak mówię jestem za wolnością.
Najlepiej mój pogląd oddaje zasada chcę chcieć, nie chcę musieć.
Nim przejdę do głównej kwestii konieczne są też jeszcze dwie ogólne refleksje.
Nie jestem i nie byłem bezkrytycznym zwolennikiem obecnej władzy, ale to jest pierwsza opcja, która zrobiła najwięcej dla niepełnosprawnych, choćby przyznając to świadczenie uzupełniające 500 dla stopnia znacznego i niezależnie, co by nie mówić o tym, czy w ogóle o wszelkich poczynaniach tej władzy należy odnotować, a mało się o tym mówi, że jak by na to nie patrzeć to był pierwszy krok do racjonalizacji uporządkowania spraw w temacie pomocy niepełnosprawnym, a przyszła prawicowa siła, która mam nadzieję kiedyś powstanie i będzie w stanie odegrać wielką rolę uczyni kolejne kroki w tym obszarze, jakich PiS nigdy nie zrobi z racji swojej natury.
Druga sprawa właśnie uważam, że to coś lepszego ten prawidłowy prawicowy ruch dopiero musi powstać i mieć cechy poważnej siły, a Konfederacja takich cech jednak nie posiada.
Wielu jest po dobrej stronie potencjalnych liderów takiej przyszłej siły wymienię w tym miejscu choćby pana redaktora pułkownika Piotra Wrońskiego, który mógłby być nawet jeśli nie oficjalnym liderem, to swoistym głosem doradczym dobrym duchem takiej inicjatywy.
Przechodząc do głównego tematu oczywiście trzeba to powiedzieć, że szmaciany obowiązek stanowi największą uciążliwość dla ogółu, nie tylko dla niepełnosprawnych, ale pod kątem niepełnosprawnych praktycznie nikt nigdzie nie pisał może jakoś pobieżnie, a dla Antysocjala temat ten również doskonale pasuje.
Druga rzecz warto kierować się zasadami jedynie prawda jest ciekawa, jak pisał Józef Mackiewicz, nie ulękłem w dążeniu do prawdy, jak głosi motto nagrody Opoki im. Piotra Skórzyńskiego, czy zło triumfuje, gdy dobrzy ludzie nic nie robią, dlatego dostrzeżenie takiego aspektu tych obostrzeń jest w społecznym interesie.
Od początku obecnej trwającej jeszcze sytuacji maska zawsze stanowiła dla mnie jej największą dolegliwość.
Trochę zmieniło się, kiedy alternatywnie do masek dopuszczono przyłbice, a na zewnątrz też nie trzeba było mieć zakrycia można było jakoś żyć i choć był to drobny krok, ale zawsze.
Właśnie było pół biedy, gdy przyłbice były dopuszczalne i z mojej perspektywy mogłem wtedy mówić o nieco większej swobodzie.
Życie toczyło się nieco lepiej i nawet jesienią mimo ponownego dokręcania odbywały się różnego typu wydarzenia kulturalne w skali kraju, a na przykładzie województwa Kujawsko-Pomorskiego jak co roku odbył się nawet konkurs, w którym wziąłem udział drugi raz w życiu chodzi o konkurs Gęsina na świętego Marcina i wygrałem gąskę to taki pozytywny akcent w tym całym czasie, więc go przytoczyłem.
Bardzo nie lubię, jak ktoś gra na moich emocjach i w ogóle na emocjach ludzkich w temacie szczepień, czy szmacianego obowiązku.
Nie jest właściwym porównywanie przymusu dla pozostałych z tym, że personel medyczny przede wszystkim przy operacjach musi nosić maski zawsze, nawet w normalnym życiu lub, że osoby pracujące w szkodliwych warunkach też muszą nosić także w normalnej rzeczywistości, albowiem czy to dla osób z personelu medycznego, czy dla pracowników w szkodliwych warunkach Maski stanowią część takiej pracy i jest to ich w pełni świadomy wybór osoby w takiej sytuacji przyjmują to godzą się na to, bo wiedzą, że to jest właśnie element ich pracy, którą sami wybrali wiedząc, co to znaczy.
Po drugie nawet takie osoby po takiej swojej pracy opuszczając miejsce jej wykonywania i robiąc cokolwiek innego w normalnej rzeczywistości nie muszą już mieć tego na sobie.
To są chyba rzeczy oczywiste wydaje mi się, że nawet obecnie powinny być, w każdym razie pokazuję nietrafność argumentu, że jak pewne grupy zawodowe nawet normalnie muszą nosić maski podczas pracy, to w czym problem.
Odkąd korzystanie z przyłbic alternatywnie do masek zostało zakazane dla mnie i zapewne dla wielu także pełnosprawnych oznaczało to istotne pogorszenie sytuacji.
U mnie oznaczało to, że przez cały ten czas praktycznie nie wychodziłem z domu tylko tyle, co do małego sklepiku po swoje mniejsze zakupy, gdzie sam chodzę tak jest zresztą nadal.
Jest tak dlatego, że dłuższe przebywanie w masce mnie męczy i wywołuje u mnie reperkusje psychiczne.
Dla mnie godzina w masce, to już dużo, nie mówiąc o siedmiu.
Dowodem na to jest fakt, że będąc na szczepieniu pierwszy raz całość zajęła około 4 godziny i ten całokształt sprawił, że byłem bardzo zdenerwowany i miałem podwyższone ciśnienie, ale uczciwie uprzedziłem o tym personel.
Jestem w stanie zdzierżyć szmatę na krótkich dystansach przemieszczając się komunikacją miejską, albowiem nie jestem zmotoryzowany oraz przy krótkim przebywaniu w przestrzeniach zamkniętych, aczkolwiek jeśli tylko mogę staram się nawet chwilami zsuwać szmatę bliżej brody oczywiście czując wokół siebie większe zagęszczenie ludzi zakładam z powrotem, a zresztą przemieszczanie się czy wizyty w miejscach, gdzie nieprzerwanie nosić trzeba ograniczam do minimum.
Teraz mamy szczęśliwie ten wyłom, że nie trzeba nosić na zewnątrz, więc teraz jak nie trudno się domyślić na powietrzu nie zakładam.
Co w najbliższym czasie i potem dalej naród polski powinien robić.
Jestem zdania nie tylko w odniesieniu do siebie, ale i w ogóle, że obecnie Polacy powinni jak najlepiej wykorzystać tegoroczne lato każdy na miarę swoich możliwości i preferencji i choćby dlatego uważam, że ten mój pomysł oddolnego pomagania niepełnosprawnym z inicjatywy czytelników sympatyków naszych mediów jest wart stosowania w obecnym czasie, choć kiedykolwiek potem też, jak również czy to ja, czy inni niepełnosprawni także własnymi środkami powinni starać się, by te straty spowodowane zamknięciem w domu móc odrobić.
Co jesienią?
Właśnie to jest kluczowa kwestia również dla ogółu, nie tylko dla niepełnosprawnych, bowiem szczególnie wtedy, gdy ta władza poważy się cofnąć o krok i nałożyć ludziom szmaty na zewnątrz, a ludzie z takich, czy innych pobudek przecież się zaszczepią jakiś procent, to właśnie w takiej sytuacji, a i w obecnym stanie prawnym ludzie powinni protestować pytanie w jaki sposób, ale to jednak jest oddzielny temat, choć mam na tym polu pewne refleksje i to ogólnej natury, nie tylko niepełnosprawnych warto będzie o tym myśleć gdyby co i pisać na łamach Pressmanii, Alternatywy Społecznej, radia KcHT i Antysocjala niezależnie, czy miałbym pochylić się nad tym ja, czy ktokolwiek inny tak, jak ja starający się zachować zdrowy rozsądek w tym wszystkim.
Właśnie życzmy sobie jako Polacy, by w tym wszystkim manewrować tak, by nie popaść w ten stan zastraszenia musimy się trzymać.
Póki maski nie zostaną całkowicie zniesione nie da się mówić o pełnej normalności i nie jest to tylko moje przekonanie.

Maciej Bacal

sobota, 7 sierpnia 2021

Dyktat histeryków, hipochondryków i wyznawców nowej religii

Postanowiłam popełnić wpis, bo po raz pierwszy od dawna mam wrażenie, że Polska jest na skraju ekonomicznej i moralnej degrengolady. I nie da się tego porównać ani z czasami PO, ani z czasami SLD. Można jedynie dostrzec analogię z PRL-em, choć wówczas ludzie cechowali się dużo większym, o dziwo, krytycyzmem wobec oficjalnej propagandy oraz byli znacznie bardziej solidarni ze sobą. Ze sobą, nie zaś (jak dziś) z koncernami, partyjnymi szalikowcami i korporacjami. Trudno mi zrozumieć, co się stało z naszym społeczeństwem. Rozumiem ochujenie Francuzów, którzy od dawna łykali, jak pelikany, każdą bzdurę rodem z Barei. Ale po Polakach spodziewałam się trochę wyższego IQ. A tu zonk. Jesteśmy w niechlubnym gronie największych covidowych looserów.

Zaczęło się 2 lata temu, kiedy świat obiegła wiadomość o jednym z koronawirusów. Panika była zrozumiała, nikt nie miał wówczas pretensji do naszego rządu o politykę tymczasowego lockdownu. Ale właśnie - TYMCZASOWEGO. Na początku wszystkie państwa popełniały błędy. Tyle że jedne poszły drogą histerii, permanentnych restrykcji i ograniczania działalności gospodarczej, a drugie po prostu zakupiły leki (iwermektyna). Efekt jest taki, że kolega z Indii, Shanu A., zapytał mnie niedawno na FB: "Jak sobie radzisz? Co się u was w tej Europie, do cholery, dzieje?" Byłam zaskoczona jego reakcją, a on wyjaśnił mi, że oni już od dawna leczą się iwermektyną i liczba zgonów z powodu covida spadła o 90%. Nie mam żadnego powodu, żeby nie wierzyć koledze, w dodaku dziennikarzowi. W ich kraju dziennikarz mainstreamowy musi reprezentować etykę i rzetelność, zaś w Europie dziennikarz, w odróżnieniu od najstarszej profesji świata, za dopłatą zrobi wszystko.

Oczywiście w eunuchowatej Europie istniały na wyciągnięcie ręki tanie, przebadane i bardzo skuteczne leki (amantadyna, rymantadyna, azytromycyna), za pomocą których uczciwi lekarze uratowali tysiące ludzi. Chorzy, którzy nie mieli aż tyle szczęścia i zawierzyli w "mądre rady" ekspierdów Matołusza Morawieckiego, są już na tamtym świecie (leczenie wg zasady: paracetamol + plus czekanie na intubację). Leki, które mają potwierdzoną skuteczność w leczeniu Covid-19, znalazły się na liście odradzanych Ministerstwa Zdrowia. Niestety, stanowiły one konkurencję dla forsowanych z uporem maniaka amerykańsko-żydowskich szczepionek, a właściwie preparatów genetycznych. Wiadomym było, że Pfizer będzie chciał za wszelką cenę odkuć się za gigantyczne odszkodowania, jakie ostatnio płacił za swoje lipne leki. Wcześniej za zabicie kilkuset dzieci w Afryce, którym - uwaga! - podano lek Pfizera bez poinformowania o tym fakcie rodziców. Wtedy nikt ze światłych i lewackich Europejczyków nie krzyczał o rasizmie. Dzisiaj też lewacy nie wspominają o tym nawet słowem. Nie można przeszkadzać w biznesie NADLUDZIOM.

Szczepionki okazały się gigantycznym niewypałem, co chyba muszą przyznać najzagorzalsi szalikowcy koncernów (tak, oni mają swoje fancluby!). Bardzo wysoka liczba NOPóW (oscylująca wokół 10%!), tysiące zgonów na zakrzepicę i miliony hospitalizowanych na Covid-19 zaszczepionych. Przykład UK, Seszeli i wielu innych krajów również pokazał, że wśród pacjentów z ostrym przebiegiem choroby dominują właśnie osoby po dwóch dawkach szczepionek. Logicznym jest, że rząd będzie ostro agitował za szprycowaniem się - nakupowali tego ze 100 milionów za ciężkie podatników pieniądze, jakby więc wyglądali pijarowo? Nie można sie też dziwić dilerom w rodzaju Pfizera, że podnosi cenę swojej szprycy o 25% - w końcu, jak głupi daje, to mądry bierze ;) Narzędziem do osiągnięcia celu, jakim jest opylenie szprycy amerykańsko-żydowskiej, staje się nowa, ale dawno temu opisana, socjotechnika, zwana ZARZĄDZANIEM STRACHEM. Rządzący postanowili sięgnąć po radykalne środki, jak: skłócanie społeczeństwa, kreowanie wroga publicznego, stawianie siebie w roli jedynego męża opatrznościowego, straszenie sankcjami i hiperbolizacja rzeczywistości Covid-19. Ostatnio poszli o krok dalej i postanowili uczynić wrogami publicznymi swoich beneficjentów, czyli rodziny z dziećmi. Zaczęło się straszenie zamykaniem szkół, segregowaniem dzieci i nauczycieli, a także sugerowaniem odebrania pewnym niepodporządkowanym histerii grupom świadczeń z tytułu pomocy rodzinie.

Drugim elementem kaczej dykatatury jest lockdown-neverending story. Dziedzinami polskiej gospodarki, które dotychczas radziły sobie nieźle, były: hotelarstwo, gastronomia i branża fitness. Gdy zaczęły być zażynane kolejnymi lockdownami z okazji kolejnych fal, i znalazły się na skraju bankructwa, zaczęli się u nich pojawiać smutni panowie z walizkami pieniędzy i propozycjami wykupienia biznesu za ćwierć jego wartości. Takowych widziałam na własne oczy przed dużym hotelem w sąsiednim powiecie. Wbrew pozorom, nie byłi to zwykli rodzimi gangsterzy, a przeważnie Niemcy. Powstał również holding hotelowy, który próbuje wykupić hotele oraz pensjonaty. Wróble na dachu ćwierkają, iż jest on powiązany mocno z PiS, bowiem do kierowniczych gremiów tej mafijnej rodziny dotarło już, że góra za 2 lata, podczas kolejnych wyborów, dostaną zamaszystego kopniaka w dupę. Jest to zatem ostatnia okazja, żeby porządnie się uwłaszczyć! Doktor Josef Niedziele idzie w swym łajdactwie dalej. Straszy nie tylko lockdownami ogólnopolskimi, ale i selektywnymi, niszczącymi regiony, które są najbardziej odporne na propagandę. Niestety ludzie okazali się podatni na taką awanturniczą retorykę i sami tworzą mury miedzy regionami. Swego czasu była nagonka na Śląsk - mieszkańcy tego regionu mieli problem, żeby zarezerwować nocleg nad morzem. Później rozpoczęła się nagonka na Pomorze, kiedy okazało się, że PiS ma chrapkę na tamtejszą turystykę - czerwona strefa i wrogowie publiczni. Kiedy PiSiory zaczęły myśleć o hotelu Gołębiewski w Mikołajkach i o paru pięknych bazach noclegowych w Krainie Tysiąca Jezior - zaczęła się nagonka na Mazury, w których trup miał się słać gęsto. Rzecz jasna, trupów było, jak na lekarstwo, a jeśli już, były to ofiary "teleporad". W naszej gminie zmarło raptem kilka osób, w keowanej na umieralnię Nidzicy - rapem kilkanaście. I to bardziej z braku właściwego leczenia, niż z powodu "straszliwej zarazy".

Gdy PiSiory wykupiły, co się dało na Mazurach i na Pomorzu, dały ludziom na chwilę odetchnąć w wakacje. Ludzki pan, można rzec ;) Chyba dotarło do betonowych głów, że trudno bęzie ciągnąć polską gospodarkę jedynie na pożyczkach, z ograniczeniami dla kluczowych branż, jak gastronomia, logistyka, rozrywka. Wiadomo, że po upadku tych branż, kolejnymi padającym kostkami domina będą: usługi pralnicze, handel, transport. Nie wspomnę już o kulturze, która jest kompletnie olewana. Rząd tworzy w ludziach poczucie, że najwyższą wartością jest hipochondria, więc każdemu powinno wystarczyć, że Kaczafi dba o jego bezpieczeństwo. Potrzeby wyższego rzędu to wymysł "niesolidarnych społecznie" lekkoduchów, którzy nie potrafią pojąć, że tylko zamknięcie się w domu na lata da im szczęście i spokój. Ku chwale ojczyzny. Przekonałam się o tym brutalnie, gdy dostałam fuchę w Gminnym Ośrodku Kultury. Przedstawiłam moje propozycje bardzo ciekawych zajęć dla młodzieży i dorosłych, propozycje zaproszenia znanego w Warszawie pisarza czy korepetycji z polskiego. Początkowo spotkało się to z etuazjazmem pani dyrektor, która zresztą sprawiała wrażenie osoby bardzo życzliwej i otwartej. Ośrodek dostał budżet na kulturę i liczyłam, że w sierpniu poprowadzę zajęcia dla młodzieży. Okazało się jednak, że cykl czytania historyjek przedszkolakom odpada, ponieważ... nie jestem zaszczepiona! Co do zajęć i wykładów, jest to bardziej pieśń przyszłości, bo - jak się okazało - gmina wolała wywalić kasę na ... uwaga!... piknik proszczepionkowy DLA DZIECI! Tym samymym okazało się, że kultura i edukacja w dzisiejszym świecie nie mają żadnego znaczenia. Młodzi ludzie nie muszą umieć czytać, czy pisać - mają być tylko połykaczami medialnej papki. Nie daj Boże, jeszcze jakąś książkę przeczytają i zaczną myśleć. Matematyka też jest wrogiem, dlatego walczy z nią fundacja Billa Gatesa. Przecież gdyby ludzie nie umieli liczyć, udałoby im się wmówić, że umieralność na Covida to 90%, a nie - jak jest faktycznie - grubo poniżej procenta.

Czy jest mi żal ludzi, którzy robią pod siebie ze strachu przed Covidem? Coraz mniej. Są krzykliwą mniejszością, która próbuje rozwalić życie normalnej większości. Każdy z nas chce móc pracować, spacerować, robić swobodnie zakupy, leczyć się na miejscu (zamiast teleporad) i swobodnie podróżować. I jakieś 90% społeczeństwa nie ma nic przeciwko temu, tylko na drodze stają im paranoiczne roszczenia małej grupy hipochondryków i histeryków. Hipochodria to choroba psychiczna, której podłożem może być depresja, dlatego nie zamierzam z tego dworować. Jeśli jednak kogoś cechuje obsesyjny lęk przed lekką/średnią infekcją układu oddechowego, to powinien zrobić to, co robi każdy dojrzały emocjonalnie człowiek - udać się na wizytę do psychologa, terapeuty bądź psychiatry. Problem w tym, że hipochondrycy nie widzą problemu w sobie, tylko w otoczeniu. Dla nich każdy, kto odwieza bibliotekę, czy podróżuje to "lekkomyślny roznosiciel zarazy". Wielka szkoda, że zmusza się nas, byśmy patrzyli na świat przez pryzmat urojeń ludzi chorych psychicznie. Ludzi, którzy potrzebują pomocy psychiatrycznej, a nie szczepień.

Pandemia będzie trwać dopóty, dopóki na to pozwolimy. Część ludzi cierpi na depresję utajoną i wpada w histerię. Politycy cynicznie to wykorzystują, przyjmując łapówki od koncernów, a koncerny windują ceny za swoje preparaty. 
 
Flavia de Luce