sobota, 24 listopada 2018

Aspern czy Berezyna?

Podczas kampanii austriackiej w roku 1809 wojska Napoleona (oczywiście tego prawdziwego) dotarły do Dunaju. 21 maja cesarz rozpoczął przeprawę z zamiarem zajęcia Wiednia, ale gdy na drugim brzegu znalazła się trzecia część jego dziewięćdziesięciotysięcznej armii, siedemdziesięciopięciotysięczne oddziały arcyksięcia Karola Ludwika przypuściły energiczny atak. Wprawdzie w nocy Francuzi zwiększyli swe siły na tym brzegu do 60 tysięcy, ale gdy 22 maja doskonale rozmieszczona artyleria austriacka zaczęła dziesiątkować Francuzów, cesarz nakazał odwrót za rzekę. W bitwie tej straty francuskie wyniosły ok. 30 tys., zaś austriackie 24 tys.
Aspern było pierwszą porażka Napoleona w bitwie, tym nie mniej po lipcowym zwycięstwie pod Wagram Austria uznała się za pokonaną a V koalicja antyfrancuska podzieliła los swoich poprzedniczek.
W ostatnich dniach listopada 1812 wracające z Moskwy resztki Wielkiej Armii, złożone już tylko z trzydziestu kilku tys. żołnierzy zdolnych do walki oraz mniej więcej takiej samej liczby maruderów z nieistniejących już jednostek, dotarły do rzeki Berezyny w okolicy miasta Borysowa (obecna Białoruś). Rosjanom atakującym po obydwu stronach rzeki siłami ok. 40 tys.  udało się zniszczyć broniony przez dywizję gen. Dąbrowskiego most. Francuscy oraz polscy saperzy, stojąc nierzadko po szyję w lodowatej wodzie, musieli zatem zbudować nowy, po którym niedobitki wojsk napoleońskich przeprawiły się przez rzekę i ruszyły w kierunku Wilna. Straty francuskie wyniosły ponad 30 tys., w części maruderów, rosyjskie 14 tys. Podkreślić należy więcej niż znaczący udział w tej bitwie ok. 9 tys. żołnierzy polskich, którzy kosztem 3 tys. poległych, odpierając kolejne ataki Rosjan, umożliwili budowę wspomnianego mostu. Po bitwie tej w armii cesarza zdolnych do walki było już tylko kilka tysięcy żołnierzy.
A potem była Bitwa Narodów pod Lipskiem i koniec epopei napoleońskiej.
Dlaczego o tym piszę?
PiS rozpoczął w swoim już tradycyjnym stylu walkę z organizacjami przestępczymi w rodzaju Themis czy Justytucji. Wszystkim wieszającym psy na PAD za jego zawetowanie ustawy o Sądzie Najwyższym trzeba przypomnieć, że dostał do podpisu koszmarny szajs prawny (nazwanie tego bublem byłoby niezasłużonym komplementem) którego poszczególne paragrafy wzajemnie się wykluczały. Ale i panu prezydentowi mam za złe to, że zamiast odepchlić ten syf i ewentualnie dla picu pozmieniać mało istotne szczegóły, kazał opracować całkowicie nową wersję ustawy o znacznie stępuionym ostrzu.
Dalszy ciąg był oczywisty. Ladacznice w togach i z łańcuchami zaczęły krążyć niczym komety między mediami szkopskimi, francuskimi oraz polskojęzycznym, finansowanymi .przez kanalie pokroju Sorosa. Wszelkie Guje (czyt. Huje) i France wyły niczym wszystkie kojoty na amerykańskich preriach razem wzięte. A Franca nawet zaskarżyła Polskę do TSUE.
Tu trzeba przypomnieć, że jak do tej pory, Grecja olała „wyroki” tego nędznego kabaretu 11 razy, Włochy 10 razy, Hiszpania 7 razy, Portugalia 5 razy a Szwecja, Belgia, Irlandia i Luksemburg po 2 razy. Niemcy nie musiały tego robić ani razu, bo od czasu, gdy Trybunał Konstytucyjny IV Rzeszy orzekł, że prawo niemieckie ma pierwszeństwo przed jakimikolwiek eurowygłupami, ów mieszczący się w Luksemburgu cyrk (ponad 2 tys. urzędasów, roczny budżet prawie 360 mln. €) w stosunku do rasy panów zachowuje się niczym peerelowski milicjant, kończący swój raport z przyłapania w parku kopulującej w krzakach parki słowami:
- Wezwałem ich do rozejścia się, na co mężczyzna odpowiedział mi „odpierdol się”, co też niezwłocznie uczyniłem.
Po raz pierwszy zaniepokoiłem się, gdy robiący za szefa MSZ Jacek Czaputowicz, godny następca Dupy Wołowej Z Uszami, zapowiedział, że Polska uszanuje KAŻDY wyrok TSUE. Na efekt tej bramki samobójczej nie trzeba było długo czekać. Jakaś hiszpańska sędzina jednoosobowo zażądała od Polski, jako zabezpieczenia procesowego, natychmiastowego przywrócenia do pracy wszystkich sędziów Sądu Najwyższego, odesłanych na emeryturę z powodu przekroczenia 65 roku życia. Nie był to nawet wyrok tego TSUE.
A co nastąpiło potem, wszyscy wiemy. Rządząca większość świńskim galopem spełniła to żądanie, zmieniając ustawę o SN. Co będzie dalej, nie trudno zgadnąć. Eurolewactwo poczuło krew i już nie popuści, skoro widać i czuć, że Napolion i jego wojsko już popuściło, i to nie tylko w sferze legislacyjnej.
Całe szczęście, że obecna siła przewodnia nie ma większości konstytucyjnej. Bowiem te wszystkie trele morele, mówiące o tym, że konstytucja jest w Polsce najwyższym aktem prawnym, zaś prawo stanowi parlament, mogłyby zostać uzupełnione o ważny punkt, de facto już obowiązujący, o treści:
"O ile jakaś lewacka europinda nie rozkaże, że ma być inaczej".

11 listopada pan prezydent Duda w swym pełnym patosu przemówieniu zapewniał, że polska flaga jest biało-czerwona i nigdy nie będzie ani czerwona, ani biała. Wiele wskazuje na to, że owo nigdy trwało aż dziesięć dni.
Nawet nie wiecie Państwo, jak bardzo chciałbym sie mylić.

Stary Niedźwiedź

poniedziałek, 12 listopada 2018

Czy aby na pewno ten trzeci?

Przepychankom związanym z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości przyglądałem się ze spokojem ze swojej mazurskiej siedziby. A kilka słów komentarza zamieszczam dopiero dzisiaj, gdy Szkopy z Tmobile raczyły wreszcie dać zasięg na tyle porządny, że z pomocą anteny dachowej modem pracuje "na jedną kreskę".
W niczym nie zaskoczyły mnie rozpaczliwe wysiłki złodziejki kamienic na wylocie (jak widać, z organizacji przestępczych nie tylko Camorra dopuszcza kobiety do stanowisk kierowniczych), by nie dopuścić do przejścia przez Warszawę Marszu Niepodległości. Wielkim a zarazem miłym zaskoczeniem była decyzja warszawskiego sądu, który wyśmiał "argumenty" rzekomej profesor prawa i wykazał, że nie ma ona cienia bladego pojęcia o treści konstytucji, którą Przestępczość Organizowana, kodomici, UBwatele i pomniejsza swołocz z taka lubością wycierają sobie otwory gębowe.
Z pewnym niesmakiem odebrałem niesnaski między panami PAD i PMM a organizatorami marszu. Na szczęście doszło do porozumienia, prezydent i premier w końcu przestali panicznie bać się tego, co o ich udziale powiedzą różne Guje,  France i inny eurokołchozowy kryptolewacki kał. Zaś szeroko rozumiane organizacje narodowe zrezygnowały z manifestowania swoich symboli partyjnych. I marsz pobił wszelkie dotychczasowe rekordy frekwencji, bowiem uczestniczyło w nim ćwierć miliona ludzi. A sralonowe merdia z braku laku musiały, nie sposób zliczyć, który to już raz, posłużyć się zdjęciem fałszywką, przedstawiającym neofaszystów, tyle tylko, że we Włoszech.
Chyży Rój, Shityna i reszta gangu oczywiście też chcieli zaistnieć, więc rano 11 listopada złożyli kwiaty pod warszawskim pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Próbowali nawet zaśpiewać hymn Polski, lecz w odróżnieniu od przedszkolaków, znających całą jego treść, POlegli na czwartej zwrotce. No cóż, nie każdy zna hymn obcego państwa. Jestem pewny, że Deutschland, Deutschland über alles zaśpiewaliby poprawnie zbudzeni w środku nocy. A Chyży Rój zapewne pamięta dziadziusiowe nauki, więc i z Horst Wessel Lied by sobie POradził. Niestety marszałek nie zabawił się w donjuanowskiego komandora, nie zszedł z cokołu i nie wytrzaskał po targowickich mordach.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, zarówno w przemówieniach oficjeli PiS, jak i w państwowych mediach, nazwisko Józefa Piłsudskiego odmieniano przez wszystkie przypadki. O Romanie Dmowskim szczęśliwie też wspominano. Ale już Ignacego Jana Paderewskiego zepchnięto do drugiego szeregu, wymieniając jego nazwisko jednym tchem z Wincentym Witosem i Ignacym Daszyńskim, co trudno nazwać inaczej, niż mieszanką bezczelności i ignorancji.
Ignacy Jan Paderewski, jako osoba powszechnie znana w całym cywilizowanym świecie, miał swobodny wstęp na polityczne salony, do drzwi których Roman Dmowski musiał się z różnym skutkiem dobijać, zaś mało komu znanego brygadiera po prostu by tam nie wpuszczono.
W roku 1910, w pięćsetną rocznicę bitwy, ufundował Pomnik Grunwaldzki, w którego odsłonięciu w Krakowie uczestniczyło 150 tys. ludzi. A według austriacjiego spisu z roku 1900, cała ludność miasta liczyła wówczas nieco ponad 90 tys.
Jego wyłączną zasługą jest to, że w swoich słynnych czternastu punktach, przedstawiających stanowisko Stanów Zjednoczonych w sprawie powojennego ładu w Europie, prezydent Thomas Woodrow Wilson w punkcie trzynastym wymienił powstanie niepodległego państwa Polskiego z dostępem do morza. 

Przybycie Paderewskiego do Poznania stało się impulsem do wybuchu 27 grudnia 1918 Powstania Wielkopolskiego, obok III Powstania Śląskiego jedynej w dziejach Polski insurekcji, która miała realne szanse powodzenia, zaś szanse te zostały wykorzystane, co zakończyło sie sukcesem.
Po przybyciu do Warszawy Ignacy Jan Paderewski skutecznie mediował między Józefem Piłsudskim i Romanem Dmowskim, co doprowadziło do powołania w styczniu 1919 rządu, na czele którego stanął, obejmując w nim jednocześnie tekę ministra spraw zagranicznych. Wraz z Romanem Dmowskim aktywnie uczestniczył w pracach konferencji pokojowej, zakończonej podpisaniem Traktatu Wersalskiego.
Podczas wojny sowieckiej podjął w Stanach Zjednoczonych starania o sformowanie jednostek ochotniczych do walki z bolszewikami. Zaowocowało to powstaniem  polsko-amerykańskiej Eskadry Lotniczej im. Tadeusza Kościuszki, która aktywnie wsparła dopiero powstające w bólach polskie lotnictwo wojskowe.
Ponieważ szanowni Czytelnicy przyzwyczaili się już do zamieszczanych na Antysocjalu anegdot historycznych, na zakończenie służę takową.
Po przybyciu w roku 1919 na konferencję do Paryża, Paderewski udał się z niezapowiedzianą wizytą do premiera Francji Georgesa Clemenceau. "Stary tygrys" oczywiście natychmiast go przyjął (jakiemukolwiek innemu polskiemun politykowi na pewno by to nie groziło) i powitał słowami:
- Czemu zawdzięczam przyjemność wizyty mistrza?
- Przychodzę do pana nie jako pianista, lecz jako premier polskiego rządu - odpowiedział Paderewski.
I tu Clemenceau, moim zdaniem ostatni z wielkich francuskich polityków (Charles de Gaulle to już nie ten kaliber), wykazał klasę, tuszując swą gafę słowami:
- Mistrzu, pan został premierem? Moj Boże, co za upadek!
Marginalizowanie roli Ignacego Jana Paderewskiego w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, dokonywane przez fan klub Józefa Piłsudskiego, ani trochę mnie nie dziwi. W końcu jak na szalikowców przystało, usiłują wmówić, że ich idol był jedynym twórcą niepodległości. Ale nabieranie wody w usta przez narodowców mogę skomentować tylko w jeden sposób:
Panowie, jak wam nie wstyd?

Stary Niedźwiedź

piątek, 2 listopada 2018

Uroki imigracji

Zupełnie nieoczekiwanie, największy problem współczesnego świata, czyli zjawisko niekontrolowanej imigracji, dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu, dotarło również do Polski.
To, że mocarstwom europejskim nie udało się przerzucić watah afrykańsko-bliskowschodniego najazdu na Europę, do naszej części Europy, zawdzięczamy tylko i wyłącznie nieporównywalnie niższemu socjalowi dla kolorowych nierobów, w porównaniu z zachodnią Europą.

Niemniej staliśmy się bardzo atrakcyjnym miejscem dla wszystkich, którzy chcą pracować i zarabiać. Szczególnie dla tych, którym banksterka międzynarodowa demoluje ich własne kraje, zwłaszcza Ukrainę po tzw Majdanie. Niemniej obcokrajowców, również kolorowych przybywa w postępie geometrycznym. To zjawisko wielu niepokoi, garstkę cieszy. Przemieszczanie się ludności w tak dużych ilościach, zawsze i wszędzie wywołuje niepokoje i obawy.

Szczęście Polski i Polaków w tym zamęcie polega na tym, że do nas przybywają ludzie DO PRACY. A nie drenować socjal. Ci ludzie przyczyniają się do wzrostu polskiego dobrobytu, podnosząc wartość dodaną polskiego PKB. Takie są fakty.

Pozostaje kwestia wielokrotnie podnoszona, kto tych ludzi do nas sprowadza. Oczywiście przesączeni nienawiścią do tej władzy, winią PIS, który obiecywał że żadnych uchodźców w Polsce nie będzie. I przecież, póki co, poza odsyłanymi nam z Niemiec i Szwecji Czeczeńcami, którzy czmychnęli z naszego gościnnego kraju(sprowadzonymi jeszcze przez PO), nie mamy problemu z uchodźcami. Oczywiście łajdaki od Sorosa wciąż koczują na granicy z Białorusią i próbują ściągnąć nam na głowy 'uchodźców' z postsowieckich państw muzułmańskich, jednak głównie Czeczenów. Czeczenów, którzy pokonują tysiące kilometrów przez , podobno, śmiertelnie im wrogie terytorium rosyjskie, aż do granicy Unii Europejskiej, gdy mają raptem kilkadziesiąt kilometrów do przyjaznej im, islamskiej Turcji. Ale podobno to powojenna trauma tam i żyroskop im się myli. Trauma wojny, która zakończyła się kilkanaście lat temu.
Ale pomińmy milczeniem zabiegi płatnych zdrajców, bo świętoszkowaty PIS nie ma zamiaru z tym draństwem nic zrobić, więc będą Polsce i Polakom szkodzić nadal bez żadnych konsekwencji.

Pracowników z Ukrainy  ( w mniejszych ilościach z Mołdawii czy Białorusi) sprowadzają do Polski ..... polscy pracodawcy. Tak jak na tym ogłoszeniu. Polscy pracodawcy potrzebują wielu pracowników zarówno do prac prostych, jak i fachowców. Dzięki temu ja mogłem wrócić. Ja nie zapomnę komu zawdzięczam, że mogłem wrócić, tu zarabiać i żyć jak człowiek U SIEBIE. Co więcej, nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy wciąż w UK siedzą. Garstka ludzi zarabiających ponad 2 tysiące funtów netto, to kilka procent rodaków w Anglii. Zresztą nawet ja zarabiając 2500/mc nie dałbym 1600 funtów za samo mieszkanie. A tyle w Londynie ta przyjemność kosztuje. Jeśli się nie kwalifikuje pod opiekę społeczną. Pewnie dlatego tam jeszcze siedzą, bo Anglia pod rządami konserwatystów, wcale nie jest mniej socjalna niż pod rządami labourzystów. Zdecydowana większość rodaków zarabia nieco ponad 1000 netto. Czyli 4 500 złotych. Za takie pieniądze to ja bym w Polsce nie pracował, a cóż dopiero w dużo droższej Anglii. Ale jeśli oglądają tylko TVN lub czytają GW, no to GWno o sytuacji w Polsce wiedzą. Może i lepiej że za grosze służą obcym, niż mieliby w Polsce na dzwonek szczujni dyszeć nienawiścią dla władzy, która oddaje Polskę Polakom....

Padają zarzuty, że nie sprowadzamy repatriantów z Syberii czy Kazachstanu i zamiast tego sprowadzamy Ukraińców. Hmmm. Sprowadzamy repatriantów. W niewielkich ilościach, ale też niewielu już ich tam zostało. Potomków repatriantów to ja spotykałem, gdy pracowałem ponad rok na Syberii. Może pech, ale spotykałem ludzi o bardzo polskich nazwiskach, potomków zesłanych Polaków, ale ci już byli całkowicie zrusyfikowani. O znajomości języka polskiego możemy zapomnieć. Wielu nie potrafiło nawet poprawnie wymówić swojego nazwiska.
Tym ludziom daje się kartę Polaka, a później się dziwimy, że przyjeżdżają jacyś 'Ruscy'. Dziwić się mogą tylko ci, którzy nie znają życia. Sprowadzić całe rodziny ok. Możemy. Zróbmy zrzutkę. Trzeba tym ludziom zafundować bilety lotnicze, kupić jakiś dom, jakoś wyposażyć ten dom. Trzeba im zapewnić naukę języka polskiego, nauczyć przydatnych kwalifikacji, znaleźć im pracę.
Można to też zrobić za pieniądze podatnika, ale przecież wrogowie socjalu i obniżenia podatków się na to nie zgodzą! Zatem co robić? No to firmy z nożem na gardle, bo nie ma kto na budowach, w fabrykach pracować, robią to, co najbardziej racjonalne. Sprowadzają pracowników z innych państw. Pracownicy ci sami sobie zapłacą za wizę, kupią bilety, znajda sobie miejsce do spania, zapłacą za swoje utrzymanie i płacą podatki oraz ZUS.
Mimo, że sprowadzają ich sporo, to wciąż jest wiele wakatów. Jadąc z pracy czy do pracy, staram się omijać zakorkowaną permanentnie ulicę Puławską, zatem jadę opłotkami, gdzie są dziesiątki hurtowni, magazynów, fabryk itp. Na co trzecim wielkie banery, że szukają pracowników. Wiszą te banery miesiącami. I ludzi brakuje. Biznesmeni tracą pieniądze i możliwości zarobku.
Każdemu, kto sprzeciwia się sprowadzaniu obcych pracowników, życzyłbym aby teraz musiał kupić lub wynająć mieszkanie czy dom. Ceny oszalały. proszę mi wierzyć. Buduje się za mało i za wolno. Jeszcze rok temu wynajmowałem mieszkanie na Żoliborzu za 1700 zł/mc. Teraz podobne kosztuje 2200. Dlaczego tak się dzieje? Bo buduje się za mało i za wolno. Bo firmy budowlane nie mają kim pracować. Jakie są inne propozycje?
Sprowadźmy polskich budowlańców z Niemiec, Austrii czy Anglii. Ok. I co? Damy im taki sam socjal jak mają w tamtych państwach? Z 500 + się śmieją. Bo to grosze w porównaniu z tym co dostają od konserwatywnych i prawicowych rządów w tamtych stronach.No i zarobki wciąż o połowę wyższe nominalnie są tam. Poza tym, jak wolnorynkowcy chcą przekonać polskiego prywatnego pracodawcę, aby płacił swoim pracownikom 2000 tysiące euro? Gdy pracodawca woli płacić pracownikom ze wschodu 2000 złotych? Bo tylko wtedy biznes mu się opłaca.
Poza tym, gdyby w Polsce ludzie zarabiali stawki zachodnioeuropejskie, pomijając już nasze PKB, to w ramach swobody przepływu kapitału i ludzi, mielibyśmy tu więcej zachodnich firm budowlanych z ich pracownikami, niż mamy obecnie ich supermarketów.
Tak jak Berlin po upadku Muru przebudowały głównie firmy irlandzkie i brytyjskie...


Oczywiście, że są i niedogodności takiej imigracji. Tyle, że cieszmy się, póki co, że imigrantów w Polsce raczej nie widać, a tylko można ich usłyszeć, gdy rozmawiają między sobą. Bo wyglądem się od Polaków nie różnią. Bywam niemal codziennie w najlepszych hotelach i restauracjach w Warszawie, w ramach obowiązków służbowych, to widzę i słyszę. Gdyby nie Ukraińcy i w mniejszym stopniu Białorusini, to w kuchniach tych hoteli nie miałby kto pracować. Polaków tam jak na lekarstwo. A ci młodzi ludzie, zasuwają tam jak małe samochodziki, za pieniądze, za które Polak nawet by z wyrka nie wstał.
Taka ciekawostka. Byłem na Kruczej w japońskiej restauracji, z naszym serwisem. Musiałem być sporo przed otwarciem knajpki, gdyż urządzenie zepsuło się na sali głównej. W restauracji było kilkanaście osób, sprzątaczy, pomywaczy, kucharek itp. I nikt nie znał polskiego! Gdybym nie znał rosyjskiego, to bym się tam nie dogadał....
Mieszkam teraz w okolicy Piaseczna, gdzie w co trzecim domu mieszkają jacyś Ukraińcy. Sporo ich tu widać i słychać na ulicy, szczególnie gdy po 18 przyjeżdżają pociągi z Warszawy. Wielu pracuje w centrum i tutaj zamieszkuje. Jest nawet jeden rosyjskojęzyczny sklepik. I nie narzekam. Jest spokojnie, bezpiecznie. Nic się nie dzieje. Nie ma tu bandytów, ani mafii. Są sami ciężko pracujący ludzie.
Bandyci i mafia rozmyli się w tym masowym przybywaniu do Polski. Bo oni byli tu od zawsze. oni zawsze potrafili bez problemu zdobyć wizę czy to polską czy unijną. To dla zwykłych ludzi była bariera. Byli bardziej widoczni, bo nie było tłumu, w który mogli się wtopić.
Oczywiście, że wśród tej masy prostych ludzi, do prostych prac przybywają i mniej sympatyczne jednostki, które chcą sobie dorobić do pensji w mniej legalny sposób. Tu ogłoszenie w jednym ze sklepów w naszej miejscowości, gdy plaga kradzieży w sklepie przekroczyła granice zwyczajowe.
Tu dochodzimy jednakowoż do korzyści z TAKIEGO właśnie rodzaju imigracji. To poniższe ogłoszenie zniknęło. Bo Ukraińcy kradnący w tym sklepie zorientowali się, że złapanie na kradzieży będzie skutkowało natychmiastową deportacją i pewnością, że się ponownego wjazdu do CAŁEJ STREFY SCHENGEN bardzo długo nie doczekają.




Niestety, polska policja pod wodzą Brudzińskiego, niesłychanie łagodnie podchodzi do rożnych bandytów ze Wschodu. Są bezwzględni wobec drobnych złodziejaszków, czy pracujących poza miejscem z wizy pracy, ale są niezwykle łagodni wobec osób które co prawda przyjechały do pracy, ale zajmują się 'inną działalnością gospodarczą". Przykładem jest ostatni głośny przypadek zamordowania Polki w Łodzi przez Gruzina. Facet miał już bogata kartotekę kryminalną w Polsce, oczywiście nie pracował legalnie, nie wiadomo czym się zajmował. Ale nikt go nie deportował, ścigany listem gończym wyjechał sobie spokojnie przez polską granicę. Dopiero w Kijowie go dopadli, gdy sprawa stała się głośna.
Oczywiście gruziński bandyta, który był tolerowany przez policyjne władze, jest dla wielu symbolem walki z imigracją jako całości. Mam deja vu. To samo się działo w Irlandii czy Anglii, gdy jakiś polski bandyta kogoś zabił, zgwałcił czy napadł. Zawsze ci uczciwi, ciężko pracujący, płacący podatki - obrywają za jakiegoś bydlaka z takim samym lub podobnym paszportem. Bo i za Litwinów, Łotyszy czy Cyganów też nam się obrywało.
O imigracji z Indii czy Filipin nie chce mi się już pisać. To margines. Tu jedna uwaga tylko. Ci, którzy mylą ich z Pakistańcami, powinni mieć możliwość wyjazdu do Lahore. Na kilka godzin. Szczególnie teraz, gdy islamska dzicz protestuje przeciw uniewinnieniu Asi Bibi. Może zdążyliby załapać różnicę. I ją przeżyć, choć myślę że wątpię....

Niedzisiejszy vel Zgryźliwy