Przepychankom związanym z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości przyglądałem się ze spokojem ze swojej mazurskiej siedziby. A kilka słów komentarza zamieszczam dopiero dzisiaj, gdy Szkopy z Tmobile raczyły wreszcie dać zasięg na tyle porządny, że z pomocą anteny dachowej modem pracuje "na jedną kreskę".
W niczym nie zaskoczyły mnie rozpaczliwe wysiłki złodziejki kamienic na wylocie (jak widać, z organizacji przestępczych nie tylko Camorra dopuszcza kobiety do stanowisk kierowniczych), by nie dopuścić do przejścia przez Warszawę Marszu Niepodległości. Wielkim a zarazem miłym zaskoczeniem była decyzja warszawskiego sądu, który wyśmiał "argumenty" rzekomej profesor prawa i wykazał, że nie ma ona cienia bladego pojęcia o treści konstytucji, którą Przestępczość Organizowana, kodomici, UBwatele i pomniejsza swołocz z taka lubością wycierają sobie otwory gębowe.
Z pewnym niesmakiem odebrałem niesnaski między panami PAD i PMM a organizatorami marszu. Na szczęście doszło do porozumienia, prezydent i premier w końcu przestali panicznie bać się tego, co o ich udziale powiedzą różne Guje, France i inny eurokołchozowy kryptolewacki kał. Zaś szeroko rozumiane organizacje narodowe zrezygnowały z manifestowania swoich symboli partyjnych. I marsz pobił wszelkie dotychczasowe rekordy frekwencji, bowiem uczestniczyło w nim ćwierć miliona ludzi. A sralonowe merdia z braku laku musiały, nie sposób zliczyć, który to już raz, posłużyć się zdjęciem fałszywką, przedstawiającym neofaszystów, tyle tylko, że we Włoszech.
Chyży Rój, Shityna i reszta gangu oczywiście też chcieli zaistnieć, więc rano 11 listopada złożyli kwiaty pod warszawskim pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Próbowali nawet zaśpiewać hymn Polski, lecz w odróżnieniu od przedszkolaków, znających całą jego treść, POlegli na czwartej zwrotce. No cóż, nie każdy zna hymn obcego państwa. Jestem pewny, że Deutschland, Deutschland über alles zaśpiewaliby poprawnie zbudzeni w środku nocy. A Chyży Rój zapewne pamięta dziadziusiowe nauki, więc i z Horst Wessel Lied by sobie POradził. Niestety marszałek nie zabawił się w donjuanowskiego komandora, nie zszedł z cokołu i nie wytrzaskał po targowickich mordach.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, zarówno w przemówieniach oficjeli PiS, jak i w państwowych mediach, nazwisko Józefa Piłsudskiego odmieniano przez wszystkie przypadki. O Romanie Dmowskim szczęśliwie też wspominano. Ale już Ignacego Jana Paderewskiego zepchnięto do drugiego szeregu, wymieniając jego nazwisko jednym tchem z Wincentym Witosem i Ignacym Daszyńskim, co trudno nazwać inaczej, niż mieszanką bezczelności i ignorancji.
Ignacy Jan Paderewski, jako osoba powszechnie znana w całym cywilizowanym świecie, miał swobodny wstęp na polityczne salony, do drzwi których Roman Dmowski musiał się z różnym skutkiem dobijać, zaś mało komu znanego brygadiera po prostu by tam nie wpuszczono.
W roku 1910, w pięćsetną rocznicę bitwy, ufundował Pomnik Grunwaldzki, w którego odsłonięciu w Krakowie uczestniczyło 150 tys. ludzi. A według austriacjiego spisu z roku 1900, cała ludność miasta liczyła wówczas nieco ponad 90 tys.
Jego wyłączną zasługą jest to, że w swoich słynnych czternastu punktach, przedstawiających stanowisko Stanów Zjednoczonych w sprawie powojennego ładu w Europie, prezydent Thomas Woodrow Wilson w punkcie trzynastym wymienił powstanie niepodległego państwa Polskiego z dostępem do morza.
Przybycie Paderewskiego do Poznania stało się impulsem do wybuchu 27 grudnia 1918 Powstania Wielkopolskiego, obok III Powstania Śląskiego jedynej w dziejach Polski insurekcji, która miała realne szanse powodzenia, zaś szanse te zostały wykorzystane, co zakończyło sie sukcesem.
Po przybyciu do Warszawy Ignacy Jan Paderewski skutecznie mediował między Józefem Piłsudskim i Romanem Dmowskim, co doprowadziło do powołania w styczniu 1919 rządu, na czele którego stanął, obejmując w nim jednocześnie tekę ministra spraw zagranicznych. Wraz z Romanem Dmowskim aktywnie uczestniczył w pracach konferencji pokojowej, zakończonej podpisaniem Traktatu Wersalskiego.
Podczas wojny sowieckiej podjął w Stanach Zjednoczonych starania o sformowanie jednostek ochotniczych do walki z bolszewikami. Zaowocowało to powstaniem polsko-amerykańskiej Eskadry Lotniczej im. Tadeusza Kościuszki, która aktywnie wsparła dopiero powstające w bólach polskie lotnictwo wojskowe.
Ponieważ szanowni Czytelnicy przyzwyczaili się już do zamieszczanych na Antysocjalu anegdot historycznych, na zakończenie służę takową.
Po przybyciu w roku 1919 na konferencję do Paryża, Paderewski udał się z niezapowiedzianą wizytą do premiera Francji Georgesa Clemenceau. "Stary tygrys" oczywiście natychmiast go przyjął (jakiemukolwiek innemu polskiemun politykowi na pewno by to nie groziło) i powitał słowami:
- Czemu zawdzięczam przyjemność wizyty mistrza?
- Przychodzę do pana nie jako pianista, lecz jako premier polskiego rządu - odpowiedział Paderewski.
I tu Clemenceau, moim zdaniem ostatni z wielkich francuskich polityków (Charles de Gaulle to już nie ten kaliber), wykazał klasę, tuszując swą gafę słowami:
- Mistrzu, pan został premierem? Moj Boże, co za upadek!
Marginalizowanie roli Ignacego Jana Paderewskiego w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, dokonywane przez fan klub Józefa Piłsudskiego, ani trochę mnie nie dziwi. W końcu jak na szalikowców przystało, usiłują wmówić, że ich idol był jedynym twórcą niepodległości. Ale nabieranie wody w usta przez narodowców mogę skomentować tylko w jeden sposób:
Panowie, jak wam nie wstyd?
Stary Niedźwiedź
W niczym nie zaskoczyły mnie rozpaczliwe wysiłki złodziejki kamienic na wylocie (jak widać, z organizacji przestępczych nie tylko Camorra dopuszcza kobiety do stanowisk kierowniczych), by nie dopuścić do przejścia przez Warszawę Marszu Niepodległości. Wielkim a zarazem miłym zaskoczeniem była decyzja warszawskiego sądu, który wyśmiał "argumenty" rzekomej profesor prawa i wykazał, że nie ma ona cienia bladego pojęcia o treści konstytucji, którą Przestępczość Organizowana, kodomici, UBwatele i pomniejsza swołocz z taka lubością wycierają sobie otwory gębowe.
Z pewnym niesmakiem odebrałem niesnaski między panami PAD i PMM a organizatorami marszu. Na szczęście doszło do porozumienia, prezydent i premier w końcu przestali panicznie bać się tego, co o ich udziale powiedzą różne Guje, France i inny eurokołchozowy kryptolewacki kał. Zaś szeroko rozumiane organizacje narodowe zrezygnowały z manifestowania swoich symboli partyjnych. I marsz pobił wszelkie dotychczasowe rekordy frekwencji, bowiem uczestniczyło w nim ćwierć miliona ludzi. A sralonowe merdia z braku laku musiały, nie sposób zliczyć, który to już raz, posłużyć się zdjęciem fałszywką, przedstawiającym neofaszystów, tyle tylko, że we Włoszech.
Chyży Rój, Shityna i reszta gangu oczywiście też chcieli zaistnieć, więc rano 11 listopada złożyli kwiaty pod warszawskim pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Próbowali nawet zaśpiewać hymn Polski, lecz w odróżnieniu od przedszkolaków, znających całą jego treść, POlegli na czwartej zwrotce. No cóż, nie każdy zna hymn obcego państwa. Jestem pewny, że Deutschland, Deutschland über alles zaśpiewaliby poprawnie zbudzeni w środku nocy. A Chyży Rój zapewne pamięta dziadziusiowe nauki, więc i z Horst Wessel Lied by sobie POradził. Niestety marszałek nie zabawił się w donjuanowskiego komandora, nie zszedł z cokołu i nie wytrzaskał po targowickich mordach.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, zarówno w przemówieniach oficjeli PiS, jak i w państwowych mediach, nazwisko Józefa Piłsudskiego odmieniano przez wszystkie przypadki. O Romanie Dmowskim szczęśliwie też wspominano. Ale już Ignacego Jana Paderewskiego zepchnięto do drugiego szeregu, wymieniając jego nazwisko jednym tchem z Wincentym Witosem i Ignacym Daszyńskim, co trudno nazwać inaczej, niż mieszanką bezczelności i ignorancji.
Ignacy Jan Paderewski, jako osoba powszechnie znana w całym cywilizowanym świecie, miał swobodny wstęp na polityczne salony, do drzwi których Roman Dmowski musiał się z różnym skutkiem dobijać, zaś mało komu znanego brygadiera po prostu by tam nie wpuszczono.
W roku 1910, w pięćsetną rocznicę bitwy, ufundował Pomnik Grunwaldzki, w którego odsłonięciu w Krakowie uczestniczyło 150 tys. ludzi. A według austriacjiego spisu z roku 1900, cała ludność miasta liczyła wówczas nieco ponad 90 tys.
Jego wyłączną zasługą jest to, że w swoich słynnych czternastu punktach, przedstawiających stanowisko Stanów Zjednoczonych w sprawie powojennego ładu w Europie, prezydent Thomas Woodrow Wilson w punkcie trzynastym wymienił powstanie niepodległego państwa Polskiego z dostępem do morza.
Przybycie Paderewskiego do Poznania stało się impulsem do wybuchu 27 grudnia 1918 Powstania Wielkopolskiego, obok III Powstania Śląskiego jedynej w dziejach Polski insurekcji, która miała realne szanse powodzenia, zaś szanse te zostały wykorzystane, co zakończyło sie sukcesem.
Po przybyciu do Warszawy Ignacy Jan Paderewski skutecznie mediował między Józefem Piłsudskim i Romanem Dmowskim, co doprowadziło do powołania w styczniu 1919 rządu, na czele którego stanął, obejmując w nim jednocześnie tekę ministra spraw zagranicznych. Wraz z Romanem Dmowskim aktywnie uczestniczył w pracach konferencji pokojowej, zakończonej podpisaniem Traktatu Wersalskiego.
Podczas wojny sowieckiej podjął w Stanach Zjednoczonych starania o sformowanie jednostek ochotniczych do walki z bolszewikami. Zaowocowało to powstaniem polsko-amerykańskiej Eskadry Lotniczej im. Tadeusza Kościuszki, która aktywnie wsparła dopiero powstające w bólach polskie lotnictwo wojskowe.
Ponieważ szanowni Czytelnicy przyzwyczaili się już do zamieszczanych na Antysocjalu anegdot historycznych, na zakończenie służę takową.
Po przybyciu w roku 1919 na konferencję do Paryża, Paderewski udał się z niezapowiedzianą wizytą do premiera Francji Georgesa Clemenceau. "Stary tygrys" oczywiście natychmiast go przyjął (jakiemukolwiek innemu polskiemun politykowi na pewno by to nie groziło) i powitał słowami:
- Czemu zawdzięczam przyjemność wizyty mistrza?
- Przychodzę do pana nie jako pianista, lecz jako premier polskiego rządu - odpowiedział Paderewski.
I tu Clemenceau, moim zdaniem ostatni z wielkich francuskich polityków (Charles de Gaulle to już nie ten kaliber), wykazał klasę, tuszując swą gafę słowami:
- Mistrzu, pan został premierem? Moj Boże, co za upadek!
Marginalizowanie roli Ignacego Jana Paderewskiego w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, dokonywane przez fan klub Józefa Piłsudskiego, ani trochę mnie nie dziwi. W końcu jak na szalikowców przystało, usiłują wmówić, że ich idol był jedynym twórcą niepodległości. Ale nabieranie wody w usta przez narodowców mogę skomentować tylko w jeden sposób:
Panowie, jak wam nie wstyd?
Stary Niedźwiedź
Czyli w dniu Święta Narodowego, gdy ludzie z całej Polski zmierzali do Warszawy, aby wielką ćwierćmilionową ilością radośnie uczcić 100 lat Niepodległej i pokazać środkowy palec wszystkim gujom wyzywającym nas od faszystów - Ty wyjechałeś z Warszawy i zaszyłeś się na Mazurach?
OdpowiedzUsuńDobrze czytam?
Czcigodny Andrzeju
UsuńStan zdrowia uniemożliwia mi wielogodzinne stanie lub powolne maszerowanie bez możliwości przesiedzenia kilku minut, gdy tego natychmiast potrzebuję. A nie miałem zamiaru przysparzać dodatkowego zajęcia medycznemu zapleczu marszu. Jeśli ta informacja Ci nie wystarcza, mogę Cię skontaktować z moim lekarzem.
Pozdrawiam serdecznie.
Cóż. Przykro mi.
UsuńCzcigodny Stary Niedźwiedziu,
OdpowiedzUsuńWarto także pamiętać, że szalikowcy Piłsudskiego doprowadzili Polskę do katastrofy we wrześniu 1939. Natomiast Ignacy Paderewski przyniósł Polsce tylko pozytywy. Czy dziś znajdzie się tak wybitnego polskiego muzyka a jednocześnie męża stanu? Przychodzą na myśl jedynie Paweł Kukiz i Liroy.
Serdecznie pozdrawiam
Czcigodny Dibeliusie
UsuńPan Zagłoba sam w końcu uwierzył, że jest wujem Rocha Kowalskiego. Na teju samej zasadzie Piłsudski i jego handlanger Beck sami uwierzyli, że Polska jest mocarstwem. Przecież jej armia była doskonale przygotowana, tyle tylko, że do I Wojny Światowej. I stąd ten szalony pomysł równego dystansu do Berlina i Moskwy.
Zawsze podziwiałem Twoje niepowtarzalne poczucie humoru. Kukiz, który poległ w bitwie pod Żytalitrem kandydatem na męża stanu - sam bym tego nie wykoncypował. A już na poważnie, diabli mnie biorą, bo kolejną szansę powstania prawicowego bytu politycznego właśnie diabli wzięli.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Stary Niedźwiedziu, 100 lat temu politycy jeszcze pochodzili choć trochę z elity, wobec tego Clemenceau wiedział, kim był Paderewski. Dzisiaj politycy w 99% są pochodną selekcji negatywnej wśród please, więc myślę, że nie tylko Francuz, Niemiec, czy Hiszpan nie wiedzą, kto zacz był Paderewski, ale i nasze elyty miałyby problem, gdyby im zadać takie pytanie.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Czcigoedny Jarku
UsuńMuszę się z Tobą zgodzić. Nie tylko polscy politycy mieliby wielki problem z nazwiskami muzyków z najwyższej półki. Byłbym zdumiony, gdyby niejakiemu "Makaronowi" mówiły cokolwiek takie nazwiska jak Gluck, Salieri czy Berlioz.
Pozdrawiam serdecznie
Miało być "plebsu", a nie "please", ale autokorekta googla wie lepiej
OdpowiedzUsuńSzanowna redakcjo bardzo ciekawy artykul choc przyznam ze w tym miejscu nawet mnie zaskoczycl:
OdpowiedzUsuń'A według austriacjiego spisu z roku 1900, cała ludność miasta liczyła wówczas nieco ponad 90 tys.'' -aby na pewno ? Pytam dlatego ze w wieku XVI Krakow liczyl ''bez przyleglosci'' ponad 200 tys. mieszkancow
wesol dzien
Piotr ROI
Czcigodny Piotrze
UsuńNie miałem czasu ani siły na przesiadywanie w bibliotekach, więc sięgnąłem do "wiki".
Wedle danych z:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_Krakowa
w roku 1900 Austriacy doliczyli się 85.3 tys. Inny link mówił o 91 tys. z groszami.
Nie wnikam w to, czy Austriacy podali zaniżoną wartość, czy też wiki tradycyjnie coś pokiełbasiła.
Dzięki za słowa uznania. Paderewski jako człowiek nie miał na swoim politycznym sumieniu żadnych wpadek. I zapewne dlatego jest tak konsekwentnie postponowany. Bo porównywanie go z Witosem czy Daszyńskim dla mnie jest ciężką obelgą.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Niedzwiedziu, dla okresu ktorym sie zajmuje (10-17 wiek) dane z ''wiki'' o liczbie ludnosci Krakowa sa ''falszywe'', nie bledne lecz falszywe.Dla przykladu wg. wiki pl w XVI wieku ilosc mieszkancow Krakowa miala wynosc 20.000 to jak wytlumaczyc ze 1567r podatek zaplacilo ponad 37.000 osob a ''przecietna'' rodzina liczyla owczesnie 8-9 osob (wliczajac dziadkow) ? Tych podatkow nie placili bezdomni/zebracy,pracownicy sezonowi,przybysze/kupcy co zwiekszalo populacje miasta nawet o 30%
Usuńwesol dzien
PiotrROI
PS. ''1250 – 2000'' taka liczbe podaje wiki.Samych rycerzy ''swita przyboczna'' w Krakowie stacjonowalo owczesnie 700 co z rodzinami daje jakies 3000-4000 nie liczac pacholkow.A gdzie sie podziali kupcy rzemieslnicy, parobki (bez ktorych rycertwo nie bylo w stanie funkcjonowac) ktorzy stanowili ponad 90-95% mieszkancow miast/grodow ?
OdpowiedzUsuńNiec osobistego ani ''aluzyjnego'' ale powiedzenie ze ''wikipedia to zrodlo wiedzy dla debili'' wydaje mi sie juz na tych 2ch przykladach zbyt delikatne.I oni chca by ich ''dotowac'' ? ha ha
wesol : )
PiotrROI
Czcigodny Piotrze
UsuńSięgając po dane ze spisów austriackich (początek XX wieku), nasuwa się pytanie.
Czy Austriacy celowo zaniżyli w oficjalnym raporcie ze spisu liczbę mieszkańców, by zdeprecjonować znaczenie Krakowa? W owych czasów fałszowanie takich raportów nie było jeszcze powszechne.
Czy może "polska" wiki, zionąc sympatią dla naszej państwowości, sfałszowała z rozmysłem wspomniane dane?
Nie podejmuję się rozwiązania tej zagadki.
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Niedzwiedziu,
UsuńWatpie by ''austriacy cos falszowali w spisach''.Jak pisalem to nie moj okres lecz ludnosc czasowo mogla spadac na kilka lat nawet o 90% w przypadku np. epidemii/wojny itp.Wiekszosc uciekala ''za wczasu'' i wracala czesto po kilku latach czesc umierala.Wystarczy wstawic spis zaraz po takim ''wydarzeniu '' i pole do manipulacji szeroki.Wyzej wypisalem tylko glupoty manipulowane na ''wiki'' z okresu ktory znam i ktore sa tak skrajnie glupie ze nie musze szukac nawet przypisow bo dyletant widzi ze to co publikuja kupy sie z zadnej ze stron nie trzyma.
Wesol dzien
PiotrROI