środa, 30 grudnia 2015

Powstanie Wielkopolskie


Obecnie urzędujący prezydent, Andrzej Duda, oddał cześć przy Grobie Nieznanego Żołnierza uczestnikom Powstania Wielkopolskiego w 97. rocznicę jego wybuchu. Niestety wiodące media zupełnie ten fakt pominęły. Podobnie jak pominęły to, że prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak z PO, zamiast zjawić się na oficjalnych obchodach, leżał do góry brzuchem, czym nawet nie omieszkał się pochwalić, publikując zdjęcie spod kołdry. [1]
Obchody 97. rocznicy wyglądały tak, jak każdego roku – rozpoczęły się od uroczystości na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan, na którym spoczywa Stanisław Taczak – pierwszy naczelny dowódca powstania i twórca Sztabu Generalnego Armii Wielkopolskiej. Co roku też odbywa się inscenizacja z Ignacym Paderewskim, który przemawia do zgromadzonych mieszkańców ze sceny, znajdującej się nieopodal dworca. Większość uważa niestety, że powstanie było spontaniczną reakcją na kontrmanifestację Niemców, którzy – po tym, jak Paderewski został owacyjnie przyjęty pod hotelem Bazar – zorganizowali pochód z udziałem żołnierzy 20 pułku artylerii lekkiej i pułku grenadierów. Owszem, przyjazd Ignacego Paderewskiego miał wielkie znaczenie i symbolizował pewien zwrot dziejowy – ale nie był bezpośrednim powodem wybuchu powstania, a jedynie iskrą zapalną. To żaden zew bohaterszczyzny, ale zwieńczenie pracy (organicznej), która obejmowała kilka pokoleń. Tak naprawdę duchowymi ojcami tego zrywu byli – niedostatecznie w naszym kraju doceniani – organicznicy. Jak wiadomo, idea pracy organicznej wykuwała się na początku XIX wieku, a pierwszym, który stał się jej wielkim praktykiem, był Karol Marcinkowski; nie tylko filantrop, ale i jeden z inicjatorów budowy właśnie słynnego Bazaru w Poznaniu. Tego, od którego rozpoczął się zryw. Drugi słynny ogranicznik to Hipolit Cegielski; wielki przemysłowiec i twórca przedsiębiorstwa, które w XIX wieku rozpoczęło produkcję lokomobili (niestety zakład zaczął mieć problemy za rządów PO, kiedy to upadł przemysł stoczniowy, bowiem Cegielski produkował silniki okrętowe). W ramach pracy organicznej powstawały organizacje angażujące się w fundowanie stypendialnej pomocy dla uzdolnionej młodzieży zaboru pruskiego, jak Towarzystwo Naukowej Pomocy założone przez wspomnianego już Karola Marcinkowskiego oraz Macieja Mielżyńskiego. Dezydery Chłapowski z kolei zajmował się swoim majątkiem w Turwii – wprowadził płodozmian i używał żelaznego pługa. Na szczęście dla Wielkopolski, właśnie ci wymienieni prekursorzy pracy organicznej wyznaczali w tym regionie standardy, a sama koncepcja pracy organicznej trafiła na podatny grunt. Co prawda Chłapowskiemu nie udało się założyć Akademii Rolniczej, ale kształcił wielu ludzi w swoim majątku. Zaś Maksymilian Jackowski, działając w Towarzystwie Gospodarczym, wyedukował wielu zamożniejszych rolników. W XIX wieku wielkopolskie rolnictwo stało się europejską potęgą, jeśli chodzi o osiągane plony. Prusacy obudzili się dopiero wtedy, kiedy w strukturze społecznej zaczęli już wyraźnie dominować Polacy – którzy, zamiast urządzania bijatyk, mozolnie powiększali ludzki kapitał. Przed wybuchem powstania mnożyły się komitety obywatelskie, a do niemieckich urzędów wprowadzeni zostali polscy kontrolerzy, mający prawo kontrasygnaty (każdy dokument wystawiony przez niemieckiego urzędnika musiał zostać podpisany przez polskiego kontrolera). Po zakończeniu I Wojny Światowej wielkopolanie wiedzieli, ze należy umocnić polskie wpływy, dlatego dokonali zamachu na ratusz – wtargnęli w nieoczekiwanym momencie i wymusili na Wydziale Wykonawczym Rady Żołnierzy zmiany personalne, polegające na przyjęciu w jej skład czterech Polaków, co dawało rodakom dużą przewagę, gdyż Wydział Wykonawczy de facto sprawował władzę w Poznaniu. Powstańcy zdobyli Prezydium Policji i – dopiero kiedy pojawiła się szansa – przywódcy powstania wezwali do walki prowincję hasłem: „Nie trzeba dłużej czekać”. Wtedy polskie siły opanowały fortyfikacje i rozbroiły niemieckie oddziały, zmierzające do Poznania koleją. 8 stycznia 1919 roku dowództwo objął generał Dowbor-Muśnicki, który wprowadził obowiązkową służbę wojskową, dzięki czemu stworzył 100-tysięczna armię. Powstańcom udało się opanować całą Wielkopolskę, dzięki świetnej organizacji i odpowiedzialności dowództwa, a walki zakończyły się po zawarciu rozejmu w Trewirze 16 lutego 1919 roku. Ale nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie pragmatyzm i praca poprzednich pokoleń, inwestujących w oświatę i rolnictwo; zakładających liczne stowarzyszenia, przedsiębiorstwa i kasy oszczędnościowe. Gdyby kierował nimi romantyzm, olali by pracę i ruszyli do bijatyki – skutkiem czego wykrwawiłoby się pół Wielkopolski. Ale nimi kierował – na szczęście – rozum, a ten nakazywał ciężko pracować i czekać dziesiątki lat, bo to liczenie należy rozpocząć od Kongresu Wiedeńskiego, na odpowiedni moment.

[1] http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/9234888,powstanie-wielkopolskie-andrzej-duda-byl-w-warszawie-jacka-jaskowiaka-w-poznaniu-nie-bylo,id,t.html

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź

środa, 23 grudnia 2015

Życzenia

Kochani Czytelnicy „Antysocjala”
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy Wam wszystkim, by te dni (w tym roku kalendarz był dla nas łaskawy) upłynęły wam w ciepłej rodzinnej atmosferze, a codzienne troski i Ryszard Petru poszły sobie do wszystkich diabłów, bo tam ich miejsce.


(pobrane z "memiarzeumysłów"-  facebook)
 

W codziennej gonitwie wielu z nas nie znajduje dostatecznie dużo czasu, by swoim najbliższym okazać tyle uczuć, na ile sobie zasłużyli. Skorzystajmy z okazji i nadróbmy te zaległości.
Swego czasu mistrz Bareja wyśmiał komunistyczne chamidła z grona kierownictwa tak zwanej Milicji Obywatelskiej. Zaproszony na Wigilię generał spytał gospodarza, kiedy obchodzi on Wigilię. A przy stole podzielono się jajkiem i zabrano za golonkę. Nie brak i teraz takich komunistycznych bałwanów, postulujących podanie na wigilijny stół jajecznicy czy pizzy. Ale wszyscy Polacy wiedzą, że kanon tej postnej wieczerzy obejmuje śledzia, rybę i kapustę z grzybami. Co się tyczy zupy, nie mamy żadnych sugestii, nie chcąc dostać się między dwa kamienie młyńskie, czyli zwolenników barszczu i zupy grzybowej.
Ale najważniejsza przy wigilijnym stole jest obecność pani domu. Cieszącej się wraz z innymi domownikami z tego wyjątkowego dnia, a nie podpierającej się nosem ze zmęczenia i marzącej o położeniu się do łóżka. Zatem kochani panowie, nie czepiajcie się tego „obowiązkowego” tuzina potraw. Chyba że sami będziecie aktywnie uczestniczyć w ich przygotowaniu.
W sferę czysto religijną nie ingerujemy, bo to indywidualna kwestia każdego z Was. Ale na pewno nikt się nie obrazi, jeśli wyrazimy pragnienie, by Nowonarodzony życzliwie spojrzał na każdego z nas. I pozwalamy sobie przypomnieć, że po raz pierwszy od wielu lat pojawiła się nadzieja na to, że komuniści i złodzieje nie będą dłużej w dotychczasowym stopniu demolować Polski. Dołóżmy wszelkich  starań na miarę naszych możliwości, by tak się stało.

Spokojnych, ciepłych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia!

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

sobota, 19 grudnia 2015

Złoty gwizdek sędziego Laguny dla Rzeplińskiego

Stary dowcip głosi, że w zaświatach spotkały się duchy znanych ludzi. I zaczęły narzekać na brak wykwalifikowanych kadr, co spowodowało, że nie zrealizowały swoich planów.
- Gdybym miał takiego admirała jak Nelson, podbiłbym Anglię. A dzisiaj Francja władałaby światem – powiedział Napoleon Bonaparte.
- Ba, gdyby KGB tak beznadziejnie nie spieprzył zamachu na Regana, Związek Radziecki by się nie rozleciał. A dzisiaj władałby przynajmniej całą Europą – dodał Breżniew.
- Jeśli niemiecka telewizja miałaby choć jednego takiego redaktora jak Lis, dzisiaj nikt w Niemczech nie wiedziałby, że kiedyś była jakaś II Wojna Światowa. A myśmy ją wywołali i przegrali – zakończył Goebbels.
Dlatego redakcja z wielką satysfakcją przyjęła decyzję Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przyznającą temu czemuś nagrodę „Hieny roku”. Bowiem w porównaniu z telewizyjną szczujnią o nazwie "Tomasz Lis na żywo” oraz tygodnikiem „Foxshit”, flagowa gazeta Goebbelsa zwana Völkischer Beobachter nie przesadzała z deformowaniem serwowanego Niemcom obrazu świata. W końcu sam naczelny instruował swoich pismaków, że kłamstwo może stanowić góra 30% treści. Bo gdy ta bariera zostanie przekroczona,  czytelnicy mogą się połapać, że są ordynarnie okłamywani.
Nasze możliwości są bez porównania skromniejsze a zasięg oddziaływania znacznie mniejszy. Tym nie mniej postanowiliśmy co roku uhonorować największego oszusta w sędziowskiej todze, jakiego zna polski wymiar niesprawiedliwości. A zainspirowani komedią „Piłkarski poker”, przyznawać będziemy  nagrodę o nazwie „Złoty gwizdek sędziego Laguny”.
Przez większą część roku wydawało się, że nikt nie jest w stanie zagrozić szmaciarzowi zwanemu (S)Tuleya. Ale słusznie ś.p. Kazimierz Górski mawiał, że dopóki piłka w grze, wszystko jeszcze może się zdarzyć. I tak się też stało. Dzięki piorunującemu finiszowi, pierwszy minął metę niejaki Andrzej Rzepliński, prezes Tybunalskiej Konstytutki.
Już jakiś czas temu ten „drukarz” (Czytelników nie interesujących się piłką nożną informujemy, że tak kibice nazywają kanciarzy z gwizdkiem, drastycznie wypaczających wynik meczu) zwrócił na siebie uwagę redakcji jako obrońca złodzieja Tuska, a nie żadnej konstytucji. Bowiem gdy zaskarżona do jego ansztaltu została uchwała kradnąca Polakom ich oszczędności gromadzone w OFE, Rzepliński i jego podkomendni przed wydaniem werdyktu spytali rząd, czy zdelegalizowanie tejże kradzieży sprawiłoby rządowi kłopot. Po czym uznali, że kradzież była OK, negując dla pozoru jedynie jeden duperelny szczegół tejże uchwały. Ale to była dopiero uwertura.
Po nieoczekiwanej dla złodziei i pachołków zagranicy z PO klęsce niepiśmiennego chama w wyborach prezydenckich, koalicja zdrajców i aferzystów zrozumiała że wybory parlamentarne też mogą zakończyć się ich klęską. Zwaszcza że PiS oparł program na chwytliwych hasłach, typu 500 zł na dziecko, odkręcenie podwyżki wieku emerytalnego i tańsze leki dla seniorów. A co  można zrobić, jeśli z hukiem przepieprzy się wybory do obydwu izb parlamentu, a prezydentem nie jest już dyspozycyjny względem tej szajki dureń i złodziejaszek?
Okazuje się, że w tym polskim pożal się Boże systemie politycznym, można jeszcze praktycznie anulować wynik wyborów. Czyli zawczasu odpowiednio skompletować skład trzeciej, najwyższej izby parlamentu, czyli Trybunalskiej Konstytutki. Której prezio wraz z pomagierami, jak na wiernych pachołków PO przystało, obalą każdą ustawę nowego sejmu. A naród, prezydent i parlament będą mogli tym szulerom skoczyć.
Dlatego Parada Oszustów i jej zielona prostytutka w świńskim pośpiechu zaczęły klecić uchwałę, zezwalającą im rzekomo wybrać nie tylko trzech sędziów w miejsce tych, których kadencja mija za urzędowania „starego” sejmu, ale i następców dwóch, którzy działalność zakończą już po jesiennych wyborach. A ustawę tę napisali … Andrzej Rzepliński i jego kamrat, również sędzia TK. Jakoś wtedy nikt z (p)osłów PO, późniejszych najmitów Sorosa z tzw. KOD czy pozostałych sędziów TK nie kwiczał, że łamane jest prawo.
Hołota  przegięła w swej pazerności. Nowy zdominowany przez PiS sejm postanowił odpłacić im pięknym za nadobne. Więc unieważnił wybór tamtej piątki, na jej miejsce wybrał swoją, a pan prezydent z prędkością światła tych „nowych” zaprzysiągł. I zaczął się bal.
1.    Gdy obecny sejm podejmował działania odkręcające szwindel PO, Rzepliński przyleciał do sejmu  świńskim truchtem, by instruować PO, zieloną panienkę i banksterów z Nowoczesnej.PRL, jak mają się temu przeciwstawiać
2.    Opozycja zaskarżyła to „unieważnienie” kantu z lata. TK łaskawie przyznał, że trzech następców wybrano lege artis, a jedynie dwóch z naruszeniem prawa. Skoro zatem tamta uchwała była prawnym knotem, Rzepliński i jego kamrat wykazali się elementarną nieznajomością prawa, oczywistą dla każdego studenta tegoż wydziału. Co dyskwalifikuje tych kanciarzy jako sędziów sądu powiatowego w Pcimiu, że o jakimś wyższej rangi nie wspomnimy. Taki prezio i jego zastępca powinni być z tego grona usunięci za niekompetencję plus łajdactwo. Ale jak wiadomo, sędzia sędziemu łba nie urwie.
3.    Opublikowanie tego werdyktu w Dzienniku Ustaw nie nastąpiło w takim tempie, jak w przypadku uchwał sejmu PiS. Minister Beata Kempa wysłała do Rzeplińskiego list z zapytaniem o kwestie formalne tego orzeczenia. A Rzepliński zanim udzielił jej odpowiedzi, poleciał na skargę do GW no Prawda.
4.    Obecnie PiS proceduje kolejną ustawę, mającą wyrwać zęby jadowe TK, by gadzina ta więcej nie mogła kąsać. Nie zważając na wrzaski ulicznych najmitów Swetru i „yntelygenckich” użytecznych idiotów, szykuje ustawę, mającą na celu nie tylko zneutralizować to grono kanciarzy i obrońców złodziei, ale też ośmieszyć ich w oczach społeczeństwa. Oczywiście jak na bezstronnego sędziego przystało, Rzepliński gania z gębą od redakcji do redakcji.
http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/508443,prezes-tk-kpi-z-rzadzacej-partii-w-gmachu-trybunalu-ma-byc-siedziba-prezesa-pis.html
I z rozbrajającą szczerością mówi w Rynsztok FM że NIE ZNA JESZCZE DOBRZE TEGO PROJEKTU, ALE JUŻ WIE, ŻE ZAPISY TEJ USTAWY SĄ SPRZECZNE Z KONSTYTUCJĄ.
Pojawił się pomysł aby przenieść Trybunalską Konstytutkę jak najdalej od Warszawy, na przykład do Przemyśla czy do Suwałk. Ze swej strony redakcja proponuje, przynajmniej dla jej obecnego składu, aby nową  siedzibę zlokalizować na Baraniej Górze.
Oczywiście jeszcze nie wiemy, jak się ta awantura skończy. I nie mamy żadnej gwarancji, że nowy TK, o ile dojdzie do jego powstania, nie będzie analogicznie faulował, tyle tylko że w przeciwną stronę, akceptując dosłownie każdy pomysł Napoliona. Ale gdyby obecny został wywieziony na taczkach, nie uronilibyśmy ani jednej łzy, lecz uczcili to kropelką chluby konfederackiego stanu Tennessee  on the rock.
Historia Polski zna różne twory parasądowe, niekiedy wielce osobliwe. Ale nawet warszawska dintojra, działająca pod kierownictwem znanego działacza socjalistycznego Łukasza Siemiątkowskiego (pseudo "Tata Tasiemka"), czy łódzka, której przewodniczył Menachem Bornsztajn (znany jako "Ślepy Maks"), wstydziłaby się wydać takie wyroki, jak  ta udająca sąd przybudowka  PO. Komunistyczny kat w todze Stefan Szechter vel Michnik na pewno podałby Rzeplińskiemu rękę. Ale Siemiątkowski i Bornsztajn zbyt dbali o swoją reputację, by na coś takiego sobie pozwolić.
A otwierający ten wpis dowcip można uzupełnić:
- Gdyby w Norymberdze orzekał polski Trybunał Konstytucyjny, wszyscy moi koledzy wykręciliby się sianem. Zostaliby uniewinnieni, lub co najwyżej, dostali po dwa lata w zawiasach - westchnął Hitler.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

niedziela, 13 grudnia 2015

Kanalie, Oszuści, Defraudanci

Zacznijmy od krótkiej charakterystyki „Komitetu Obrony Demokracji” – otóż zagrożenie dla naszej demokracji widzą głównie byli PZPR-owcy, sieroty po SB oraz byli lodziarze z PO, a szczególnie aktywny jest wynajęty przez nich bankster.


 No cóż, w tej roli tacy spiżowi demokraci są równie przekonujący, jak właścicielka agencji towarzyskiej, potępiająca dziewczynę, która przespała się ze swoim chłopakiem jeszcze przed ślubem.
Na sobotniej warszawskiej manifestacji, w pierwszym rzędzie nie zabrakło również Andrzeja Hadacza, słynnego wynajętego zadymiarza, który brylował kiedyś na Krakowskim Przedmieściu, krzycząc: „Tusk albo Komorowski w łeb”. Choć zgromadzonych szczerych demokratów nie było przesadnie wielu, media głównego ściekupodawały niesamowite liczby uczestników – najpierw było 50 tysięcy, a później jakiś stażysta na stronie gazeta.pl, dodał jeszcze 150 tysięcy. Informacja ta przez chwilę wisiała na stronie szechterowej e-gazety.
http://pikio.pl/swietne-relacje-mediow-10-000-50-000-100-000-200-000/
 
Szczególnie groteskowo wygląda to bezczelne kłamstwo Szmatławer Zeitung. Bo w to, że Żydzi nie umieją liczyć, trudno uwierzyć. Widocznie aż tak bardzo gardzą inwentarzem konsumującym paszę duchową produkowaną na Czerskiej, że przez chwilę sami uwierzyli, że jego IQ jest poniżej wartości tego parametru dla Henryki Krzywonos.
A skoro o wilku mowa. Dziś Flavia widziała Henrykę Krzywonos, która – zapytana przez dziennikarza o to, w jakiej sprawie tu przyszła, przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć. Po chwili jednak dodała, że walczy tutaj o wolność sztuki, bo bardzo ją oburzyło cenzurowanie porno w teatrze, a ona – jak wszyscy wiemy – nie o taką Polskę walczyła. I po chwili przypomniała wszystkim zgromadzonym swoje zasługi dla kraju. Okazuje się, że ci, którzy są prawdziwymi bojownikami o wolność i którzy – dla poklasku i mamony – nie pozują w limuzynach u boku prezydentowej Kwaśniewskiej – zostali właśnie przez manifestantów KOD-u potraktowani, jak menele. Dzisiaj „demokraci” w Gdańsku obrzucili represjonowanych członków opozycji wyzwiskami i gwizdami.
http://telewizjarepublika.pl/w-gdansku-poturbowano-zwolennikow-prezydenta-andrzeja-dudy,27269.html#.Vm2CP4Ob9nM.facebook
 
Szarpali ich banery i zmierzali do bijatyki, która na szczęście w porę przerwała grupa kibiców. Cóż za paradoks. Więzieni członkowie opozycji solidarnościowej zostali fizycznie zaatakowani przez lewaków i postkomunistów, którzy nazywają siebie „obrońcami demokracji”. A kibicom (barwy szalików nie są istotne) musimy po raz kolejny podziękować. Bo oni znowu okazali się godni szacunku. Czego nijak nie da się powiedzieć o volksdeutschach z Peło, „ludowcach” do wynajęcia, ladacznicach w sędziowskich togach i oficerach prowadzących tych kanalii. Oraz co pomniejszej internetowej swołoczy, pokroju wszelakich Eliz Dubordel, Wolandów i Nitagerów.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź


P.S.
Według informacji biura Komendanta Stołecznego Policji, sobotnia demonstracja "obrońców demokracji" zgromadziła od 17 do 20 tys. ludzi. Natomiast w niedzielnym Marszu Wolności i Solidarności wzięło udział od 40 do 45 tys. osób. I tyle w tym temacie.
FdL i SN

sobota, 12 grudnia 2015

Heroina z papier-mâché

Ostatnio dała nam o sobie przypomnieć, kreowana na ikonę Solidarności, Henryka Krzywonos-Strycharska. Pojawiła się jako autorytet moralny w temacie konstytucji, którą wymachiwała na mównicy sejmowej, powołując się – jak zwykle – na Solidarność, będącą tylko tłem dla jej wielkiego heroizmu. Co uwiecznił linkowany u nas Czcigodny Yarrok.




Podobnie, jak Lech Wałęsa, nasza bohaterka wszystko zrobiła SAMA – on s a m obalił komunę, a ona sama zatrzymała tramwaje w Gdańsku. Z tego tytułu wszystko, co ogłosi, musi mieć rangę prawdy objawionej – bo któż może ośmielić się polemizować z legendą? Henryka Krzywonos idzie na daleko idące „kompromisy” nie tylko w polityce, ale i w życiu prywatnym – wyszła bowiem za byłego zomowca, który podobno brał udział wyłącznie w akcji poszukiwania ciała księdza Popiełuszki i tym wyznaniem zaskarbił sobie przyjaźń „legendy” Solidarności.
 
 Co do kompromisów politycznych, to nasza pani motorniczy od dawna gra w jednej drużynie z kolegami, reprezentującymi układ magdalenkowy. Należała do Unii Wolności, a w ostatnich latach stała się rzekomą wyrazicielką poglądów zwykłego obywatela na zjeździe „Solidarności”; oczywiście ostro strofując tych, którzy nie popierali PO-PSL. Bohaterka zawsze kreowała się na osobę wrażliwą społecznie, co mógłby nawet potwierdzać jej życiorys – w końcu od lat ’90 prowadziła rodzinny dom dziecka. Wielokrotnie wypowiadała się o wychowaniu dzieci; o potrzebie otoczenia miłością tych najbardziej pokrzywdzonych. Jej empatii niestety nie starczyło dla matek niepełnosprawnych dzieci, które zdesperowane protestowały w sejmie. Imputowała im, że zostały zmanipulowane przez ówczesną opozycję (PiS) oraz że maltretują dzieci, zabierając je ze sobą do sejmu. To dziwne, że kobieta mająca duże doświadczenie w pracy z najbardziej bezbronnymi, nie zauważyła, że działania matek mogą być aktem desperacji. A może Henryka Krzywonos zauważyła ten fakt, ale postanowiła przyjść w sukurs partii rządzącej? W końcu otrzymanie sowitej emerytury, na którą nie może liczyć żaden motorniczy w Polsce (a także żaden działacz Solidarności), do czegoś zobowiązuje. Tak więc nasza legenda, obnosząca się ze swoją „wrażliwością społeczną”, tym razem postanowiła nie zaangażować się w pomoc, bo  - jak stwierdziła – nie może tego robić przed kampanią. Tym bardziej, że matki zostały sprowadzone przez PiS.
 
Henryka Krzywonos jest symbolem. Symbolem zgniłego kompromisu komunistyczno-solidarnościowego. Jej małżeństwo z byłym ZOMOwcem; jej wieloletnia przyjaźń z Jolantą Kwaśniewską, a ostatnio z sędzią Igorem Tuleyą. Brylowanie na zjazdach Solidarności w roli obrończyni Tadeusza Mazowieckiego i Donalda Tuska, dało jej przepustkę do wielkiego świata – bywa na salonach, jeździ limuzyna z ex-pierwszą damą, występuje w programie Olejnik i staje się bohaterką książki o Solidarności oraz filmów dokumentalnych. Do tego dochodzą panegiryki na jej cześć i tytuły „Kobiety roku”, a nawet dwudziestolecia.  Można rzecz: Solidarność to Krzywonos. Rzecz w tym, że historia pani Henryki, prezentowana powszechnie, nijak się ma do wspomnień takich działaczy opozycyjnych, jak państwo Gwiazdowie czy śp. Anna Walentynowicz. Pani Joanna Gwiazda mówi wprost, ze od lat nie utrzymuje kontaktu z ikoną Solidarności, bo ma wobec niej poważne podejrzenia; twierdzi, że pani posłanki PO nie było wśród internowanych, a oboje z mężem znają wszystkich, którzy siedzieli za ulotki. Z kolei pan Andrzej Gwiazda przypomniał, że nie było żadnego „zatrzymywania” tramwaju, bo Henryce Krzywonos – jako jednemu z łamistrajków – wyłączono prąd. Karol Krementowski, przewodniczący Komitetu Założycielskiego w Gdańskich Zakładach Elektronicznych powiedział nawet: „Przede wszystkim, co należy podkreślić, Henryka Krzywonos nie zatrzymała żadnego tramwaju. Pojazd stanął, gdy już wszyscy dołączyli do strajku i postanowiono odciąć prąd (…)Nigdy też niczego nie drukowała, nie chciała się angażować nawet w kolportaż naszych ulotek (…)”. Co do kompetencji i zaangażowania Krzywonos: „Później, co też należy podkreślić, nie była delegowana przez swój zakład do MKS‑u, była tam tzw. samozwańcem. Raczej nie była tam dobrze widziana. Po jej różnych wybrykach i ze względu na jej niekompetencję ludzie domagali się jej dymisji. W porozumieniu z nią podjęliśmy decyzję, że sama ustąpi ze stanowiska już w połowie września, czyli po niecałym miesiącu swojej działalności.
http://niezalezna.pl/73656-krzywonos-falszywa-legenda-solidarnosci-opozycjonisci-ujawniaja-klamstwa
 
Ktoś musiał zatuszować zdradę i przyćmić legendę Anny Walentynowicz, od lat kreowanej – często niestety skutecznie – na sekutnicę, która marzyła o rozlewie krwi. Na tę ikonę świetnie nadawała się Henryka Krzywonos – dostała miejsce w annałach historii, sowitą emeryturę przyznaną przez Donalda Tuska, popularność medialną, a teraz nawet miejsce w polityce. Warto dowiedzieć się co na temat rzeczywistej roli bohaterki III RP mówi prawdziwa bohaterka opozycji PRL-u, Anna Walentynowicz: „W 20 rocznicę „Sierpnia” było konfrontowane na Woronicza razem z Aliną Pieńkowską (działaczka opozycyjna w PRL – red.). Pieńkowska z Borsukiem siedziała (Bogdan Borusewicz – red.). Zanim weszliśmy do studia, siedzę z Krzywonos i ona mi opowiada, jak to zatrzymała strajk. Ja ją wzięłam za rękę, idę do drugiego stolika do Alinki i mówię: Henia powtórz jeszcze raz tutaj przy Alinie to, co powiedziałaś przed chwilą mnie. I ona to opowiada, że zatrzymała tramwaj, że myślała o Wałęsie… A Alina powiedziała: Henia, nie było ciebie. Nie było wózka akumulatorowego. To my obie biegłyśmy za bramę numer jeden, żeby zatrzymać strajk. I Krzywonos zamilkła i już w studiu tego nie mówiła. Ale po studiu udzieliła wywiadu dla jakiejś gazety w Chicago i dokładnie to, co mnie mówiła, to powiedziała.” 
http://parezja.pl/walentynowicz-krzywonos-19-lat-po-sierpniu-wymyslili-ze-ona-zatrzymala-strajk/
 
Anna Walentynowicz całe życie była szkalowana i marginalizowana. Wielki bohater i pokojowy noblista, mistrz w skoku przez mur o motorówce, bardzo często ją atakował; raz nawet sugerując, że „przeszkadzała bardziej niż SB” (sic!). W końcu mówiła rzeczy niewygodne zarówno o nobliście, jak i o Okrągłym Stole. Gdy prezydent Lech Kaczyński przyznał pani Annie emeryturę, pozwalającą jej wreszcie wykupować wszystkie przepisane leki, TW „Bolek” dostał wręcz ataku wścieklizny. Dlatego ikoną Solidarności, w tyleż nachalny co żałosny sposób, próbuje się zrobić tę, która odegrała w rzeczywistości marginalną rolę – Henrykę Krzywonos.


Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź

sobota, 5 grudnia 2015

Trybunalska konstytutka

Dawno temu imć pan Mikołaj Rej z Nagłowic w jednym ze swoich "figlików" zajął się ówczesnym wymiarem sprawiedliwości. Opisał przygodę szlachcica, który chcąc zagwarantować sobie wygraną w procesie cywilnym, sprezentował sędziemu kolasę. Proces przegrał a sędzia poproszony przez niego o wyjaśnienie, odpowiedział że druga strona podarowała mu dwa konie, które przeciągnęły kolasę na tamtą stronę.
Europoseł i były sędzia Janusz Wojciechowski na swoim blogu napisał, że de facto w polskim systemie politycznym istnieje i trzecia izba ustawodawcza, kierowana obecnie przez obermarszałka Rzeplińskiego. Mogąca obalić każdą bez wyjątku ustawę sejmową pod dowolnie kretyńskim pretekstem. A od decyzji takiej nie ma odwołania. Z opinią tą muszę się zgodzić. Doskonale pamiętam ustawę o lustracji zawodów zaufania publicznego, uchwaloną przez parlament za premierowania Jarosława Kaczyńskiego i oczywiście podpisaną przez jego brata. I ten strach dwóch komunistycznych mend z wydziału polibudy, na którym pracuję. A potem ich triumfalną radość, gdy w maju 2007 trybunalska konstytutka uwaliła tę ustawę. Tłumaczenie było tak bezdennie idiotyczne, że wyraźnie przebijało przez nie to prawdziwe:
- Tak nam kazali nasi oficerowie prowadzący. A wy frajerzy, możecie nam skoczyć.
Sytuacja powtórzyła się w tym roku.
Po klęsce niepiśmiennego chama i złodzieja w wyborach prezydenckich, na Paradę Oszustów i ich prostytutkę padł strach. Postanowili zatem profilaktycznie zablokować PiSowi możliwość rządzenia lub współrządzenia w Polsce, po wysoce prawdopodobnej wygranej w wyborach. W ekspresowym tempie uchwalili ustawę, umożliwiającą im wybór również i tych członków trybunalskiej konstytutki, którzy zastąpili by sędziów, których kadencja wygaśnie już po wyborach parlamentarnych. Więc ich wybór należy do kompetencji przyszłego sejmu. Ludzkie paniska. W końcu mogli wybrać sędziów na dwadzieścia lat naprzód. Ich oficerowie prowadzący na pewno podali by im nazwiska młodych ale już wystarczająco zeszmaconych prawników. Oczywiście ustawa przeszła, zagłosowali za nią i komuchy, którym też coś kapnęło z pańskiego stołu. A żeby było jeszcze śmieszniej w przygotowaniu tego bubla brało udział dwóch funkcjonariuszy PO, robiących za sędziów TK – sam szef Rzepliński, oraz niejaki Biernat. A pośpiech był aż tak świński, że autorzy tej przewalanki zapomnieli o "drobiazgu". Takim iż kandydatury zgłasza prezydium sejmu na wniosek pięćdziesięciu posłów. A jeśli wierzyć informacjom krążącym w sieci, kandydatury owej piątki nie były podparte żadnymi listami podpisów. Widocznie Ewcia Peron zapomniała, że od swoich kundli niekiedy musi oczekiwać czegoś więcej, niż zadarcia łapy i naciśnięcia przycisku. A bajzeltata Piechociński był przyzwyczajony do tego, że „za dopłatą” jego panienki są gotowe nie tylko na seks analny, ale dosłownie na wszystko. Ale na chleb na pewno nie zarabiają pisaniem. Zatem nie kazał dziewuchom sporządzić tych list.
Jeśli to "niedopatrzenie" jest prawdą, to niejaka Kidawa-Błońska mogła protokołu z owego głosowania użyć w celach higienicznych. Pan prezydent Duda, widząc tak skandaliczne wady prawne tego gniota, oczywiście nie przyjął ślubowania od tej piątki. Więc agorowy kahał i inne merdia rozpoczęły trwający do dzisiaj skowyt.
Po ukonstytuowaniu się nowego sejmu, sprawa oczywiście wróciła pod obrady. Gdy sejm podejmował uchwałę o nieważności przewalanki PO i PSL, do jego siedziby przybył szef Rzepliński, instruować POpaprańców, niedobitki zielonej agencji towarzyskiej i Banksterów.pl, jak mają próbować blokować tę uchwałę. Gorączkowo nadmuchiwany błazen.pl  (oficerowie prowadzący widocznie coś już położyli na Ewci, Grzechu i reszcie bandy) coś tam bełkotał o chamstwie na sali sejmowej. Bez histerii. O ile mi wiadomo, nie padły w pełni zasłużone stadionowe okrzyki pod adresem grandziarza, w rodzaju "sędzia gej".
Następnie sejm wybrał pięciu nowych sędziów, a pan prezydent w iście ekspresowym tempie odebrał od nich ślubowanie.
A ostatnio konstytutka łaskawie przyznała, że wybór dwóch sędziów "na zaś" istotnie było łajdactwem. Ale już pozostała trójka została rzekomo wybrana lege artis.
Wczoraj rano czytałem w jednym z internetowych serwisów szloch magistra Stępnia, byłego prezesa konstytutki. Tego samego, za którego prezesury obalono w roku 2007 lustrację zawodów zaufania publicznego. Próbującego wmówić, że jego były ansztalt stoi na straży praw obywateli. Bezczelnemu kłamcy należy przypomnieć o niedawnej "legalizacji" kradzieży przez Chyżego Roja zdeponowanych w OFE funduszy obywateli. O siódmym przykazaniu widocznie niedouczony pan magister nie słyszał, skoro ma czelność wygadywać takie bzdury.
Niezmiernie ciekawą lekturą jest wypowiedź pana Piotra Łukasza Andrzejewskiego, sędziego Trybunału Stanu i współautora obecnej konstytucji.
http://wpolityce.pl/polityka/274032-sedzia-andrzejewski-wspoltworca-polskiej-konstytucji-mamy-do-czynienia-z-zamachem-trybunal-konstytucyjny-znacznie-przekroczyl-swoje-kompetencje?strona=1
W której wylicza on wszystkie występki trybunalskiej konstytutki, jakie popełniła ona w tym serialu. Godnym jedynie równie elitarnej widowni, co południowoamerykańskie gosposie, czy "młode, wydymane z wielgich miastóf", które swe uwielbienie przerzuciły na błazna.pl.
Zrekapitulujmy.
Skoro w przygotowaniu na użytek PO tego bubla prawnego o wybieraniu "na zaś" uczestniczyli sędziowie konstytutki, a ich kamraci uznali to za bubel, z definicji dwójka ta powinna z tego ansztaltu wylecieć na zbity pysk. Tak jak i reszta tego towarzystwa spod ciemnej gwiazdy, które wiedząc, że był to szwindel, zamknęło gęby na kłódki. A teraz wydawało sejmowi i panu prezydentowi dyspozycje, co rzekomo mają uczynić. Do czego, z racji swojego umocowania, nie mają żadnego prawa.
Rzeczą o kapitalnym znaczeniu jest istnienie lub nieistnienie list podpisów popierających pełowsko -"ludowych" sędziów. Jeśli ich nie ma, wybór całej piątki jest niezgodny z regulaminem sejmu, a więc nieważny.
Pan Kornel Morawiecki jeszcze przed wyborem obecnej piątki powiedział, że cały skład TK, wobec aż tak rażących zaniechań i błędów, powinien się podać do dymisji. Marszałek senior, człowiek o pięknej przeszłości, poza wszelką dyskusją jest człowiekiem honoru, którego bardzo szanuję jako człowieka, choć poglądy polityczne mam inne . Ale ewidentnie dokonał on drastycznego przeszacowania, próbując doszukać się honoru w gronie tej "parszywej dziesiątki" aparatczyków PO, poprzebieranych w togi.
I należy zastanowić się, jak uzdrowić polski wymiar (nie)sprawiedliwości.
Słysząc o jakże licznych skandalicznych wyrokach, nawet wydawanych przez relatywnie młodych sędziów, dochodzę do wniosku, że stare komusze ladacznice wychowały sobie godny narybek. Chyba pozostała już tylko opcja zerowa plus pozbawienie prawniczych korporacji zawodowych jakichkolwiek uprawnień, rzutujących na funkcjonowanie tej sfery życia publicznego. Bo od czasów mistrza Reja niewiele się zmieniło. Będzie wycie i wyciąganie z naftaliny różnych "ałtorytetów", moralnych, oralnych i analnych. Ale trzeba to olać. By mogli sobie co najwyżej nakręcić łzawy melodramat o swoim rzekomym holokauście. Proponuję tytuł "Krajobraz po sitwie".

Stary Niedźwiedź

czwartek, 3 grudnia 2015

Pani minister Anna Zalewska

Do tej pory, pisząc o politycznej zmianie warty w Polsce, mieliśmy za co pochwalić pana prezydenta Andrzeja Dudę. W przypadku pani premier Beaty Szydło, nasza opinia nie była już tak jednoznaczna. Z jednej strony należy do jakże nielicznych w PiS polityków, którzy potrafią rozmawiać ze zwykłymi ludźmi, bowiem wiedzą, co ich interesuje. A w jej rządzie jest kilkoro ministrów, sprawiających wrażenie ludzi kompetentnych. Ale z drugiej, architektura rządu jest dziwaczna, bowiem pojawiły się osobliwe ministerstwa. Narzuca się hipoteza, iż z grona starej wiary jeszcze z Porozumienia Centrum, prezes miał zbyt wiele gąb do wyżywienia. I stąd te dziwne urzędy i nominacje. W końcu ministrem zostało nawet takie zero, jak Adam Lipiński. Do tego dochodzą podłożone pod rząd miny w postaci Antka policmajstra oraz szeryfa Ziobro. Nieskuteczność tego ostatniego w czasach premierowania Jarosława Kaczyńskiego skłoniła Milom do cierpkiej uwagi, że ten szeryf zgubił wtedy colta a w saloonie ukradli mu odznakę.
Na takim tle szczególnie dobrze prezentuje się pani Anna Zalewska, minister edukacji. Na razie złożyła czytelne deklaracje odnośnie planowanych przez siebie zmian w oświatowej postPOkemońskiej stajni Augiasza. Wszystkie bardzo przypadły nam do gustu.
http://www.pch24.pl/wazna-deklaracja-minister-edukacji---nie-wpuszcze-seksedukatorow-do-szkol---,39742,i.html
Po pierwsze, ma zamiar, metodą sukcesywnego wygaszania, zlikwidować wrzód na ciele polskiej edukacji, czyli gimnazja. Utrudniające proces edukacji i wychowania, rodzące patologie analogiczne do wojskowej „fali”. Co zgodnym chórem potwierdzają rodzice, nauczyciele (o ile mogą te opinie wygłosić anonimowo, nie narażając się na szykany) oraz uczniowie, nie będący ćpającymi luzaczkami i puszczalskimi kurewkami. Argumenty o grożącym bezrobociu w gronie nauczycieli są śmieszne, bowiem ilość uczniów podlegających obowiązkowi szkolnemu się nie zmniejszy. A wspomniana przez panią minister chęć odbudowy ze zgliszczy szkolnictwa zawodowego, spowoduje wręcz wzrost zapotrzebowania na nauczycieli. Posprzątanie po debilu Buzku to sprawa bardziej niż pilna.
W kwestii wieku, w którym dzieci mają rozpocząć naukę szkolną, pani minister pozostawia wybór rodzicom. Czyli sankcjonuje oczywisty dla ludzi prawicy fakt, że to oni mają decydować o swoich dzieciach, a nie mityczne państwo, czyli w polskiej praktyce Chyży Rój, a potem Ewcia Peron. Biorąc pod uwagę, że w filozofii PiS nie brak socjalistycznego widzenia świata, wiadomość tym bardziej miła.
Kolejna arcyważna kwestia, to wyrzucenie ze szkół na zbitą mordę wszelkich „edukatorów seksualnych” spod znaku gender czy tęczowej szmaty. Naszym zdaniem, jeśli rodzice sobie tego zażyczą (ale tylko wtedy!), szkoła może zorganizować prelekcję przeprowadzoną przez lekarza, informującą o dotyczących płci podstawach anatomii i fizjologii. Ale po szkołach nie mają prawa szwendać się jakieś parszywe cioty z „Pontonu” i ogłupiać dzieci, jakoby mogły być wychowywane przez dwóch pedałów.
Kolejna sprawa to powrót przypraw do szkolnych stołówek. Niejadalna, bo mdła żywność nie będzie więcej wyrzucana, zaś rodzice zmuszani do "nielegalnego" wyposażania swoich pociech w solniczki czy pojemniki z cukrem. A durną małpę Kluzik-Rostkowską najchętniej wsadzilibyśmy do kryminału, a do jedzenia dawali jej wyłącznie potrawy nie doprawione nawet miligramem soli, jak przy najbardziej hardkorowych dietach nerkowych. Niechby tak z pół roku pochodziła po ścianach i zobaczyła, jakie to przyjemne.
Kolejną sprawą, zdecydowanie mniejszej rangi, tym nie mniej jakże charakterystyczną dla Parady Oszustów, było służbowe wyposażenie ministerialne. Pani Anna Zalewska dysponuje gabinetem, będącym kilkupokojowym apartamentem, wyposażonym między innymi w wielką łazienkę i salkę kinową. Ale nie rozumie, po co jej 16 (słownie: szesnaście) służbowych samochodów.


A teraz czas na prywatę Starego Niedźwiedzia.
Swego czasu politechniki przeżyły kilka czarnych lat po zniesieniu obowiązku zdawania matematyki na maturze. Zdesperowani dziekani, widząc wśród przyjętych na studia gorzej niż denny poziom znajomości matematyki i fizyki, wprowadzili na pierwszym semestrze tak zwany „przedmiot wyrównawczy”. Obejmujący te podstawy wymienionych przedmiotów, które są konieczne na danym kierunku studiów. A nowoprzyjęci teoretycznie powinni to umieć po nauce w szkole średniej, tyle tylko że praktyka nie miała dokładnie nic wspólnego z teorią. Gdy matematyka ponownie stała się przedmiotem obowiązkowym, problem zniknął. A belfrowie uczelni technicznych odetchnęli z ulgą.
Z drugiej strony Tie Fighter zna kilka osób, dla których ta obowiązkowa matematyka na pewno uniemożliwiłaby zdanie matury. Więc jedynie przejściowa likwidacja tego obowiązku umożliwiła im  uzyskanie świadectwa dojrzałości i ukończenie studiów, na przykład prawniczych czy filologicznych.
Naszym zdaniem problem rozwiązałoby przywrócenie egzaminów wstępnych na studia. Wówczas uczelnie naprawdę wiedziałyby, kogo przyjmują na studia. A zdolny humanista a zarazem matematyczny abnegat, mógłby z litości dostać na maturze  „zalkę” z matematyki.
A co nasi Szanowni Czytelnicy o tym sądzą?

Zaś pani minister Annie Zalewskiej życzymy wytrwałości w realizacji tego programu. I niech się nie przejmuje odgłosami wydawanymi przez hołotę pokroju pruskich pachołków i złodziei grosza publicznego, banksterów i pornomaniaków od pajaca.pl, zielonych prostytutek czy pijaczki i złodziejki, robiącej w Paradzie Oszustów za „legendę Solidarności”. Niech pani minister robi swoje, a bydło może sobie do woli ryczeć.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

sobota, 28 listopada 2015

O życiu u podnóża wulkanu i broni

Na początku lat dwutysięcznych miałem okazję poznać kolegę, który po ukończeniu studiów na poważnym a nie operetkowym wydziale warszawskiego uniwerku, zainteresował się stypendium doktoranckim, ufundowanym dla Polaków przez Uniwersytet w Tel Avivie. Jako goj z dziada pradziada, starania o nie rozpoczął bez wielkich nadziei, ale ku jego ogromnemu zdziwieniu, udało mu się na nie załąpać. Kolega X opowiedział mi sporo ciekawostek o Izraelu i pani profesor Y, będącej jego promotorem.
Pani profesor, nigdy nie ukrywająca swoich żydowskich korzeni, doktorat obroniła na Uniwersytecie Warszawskim (na tym samym wydziale, na którym studiował kolega X) w roku 1967. Rok później pojechała na konferencję naukową do Paryża. W czasie trwania tejże, została wezwana do polskiego konsulatu. Kazano jej okazać paszport, który jej zabrano, mówiąc że od tej pory nie jest już obywatelką PRL, po czym wyrzucono ją na ulicę. Oczywiście francuscy Żydzi jej pomogli, i szybko trafiła do Izraela. A tam się na niej poznano, wiec zrobiła karierę naukową na miarę swojego potencjału, będąc dzisiaj w ścisłej światowej czołówce specjalistów ze swojej dziedziny. X kilka razy był w domu pani profesor. Za pierwszym razem nieco zaskoczyło go kilka reprodukcji Juliusza Kossaka i Piotra Michałowskiego na ścianach oraz tomiki Słowackiego i Norwida w biblioteczce. Po prostu pani Y nie myliła Polski, w której kulturze się wychowała, z komunistyczną swołoczą z PRL. I to z jej inicjatywy to stypendium trafiło do Polski.
Siłą rzeczy pytałem kolegę głównie o to, jak mieszkańcy Izraela radzą sobie z problemami, wynikającymi z nieustannego życia u podnóża terrorystycznego wulkanu. W pamięci szczególnie utkwiły mi trzy jego opowieści.
Z tydzień po przyjeździe, kolega umówił się z panią profesor w kawiarni. Ledwo zdążyli skosztować zamówione słodycze, ogłoszono alarm bombowy. Pani Y wzięła go za rękę i powiedziała:
- Idź za mną i rób dokładnie to, co ja.
Okazało się, że kawiarniani goście szybko i sprawnie opuścili lokal, bez paniki i zatoru w drzwiach wejściowych. Wszyscy wyszli w ciągu około minuty. Gdy ostatni goście opuszczali kawiarnię, na ulicy zatrzymały się już przybyłe na sygnale samochody ze specjalistami z właściwych służb. X dowiedział się też, że z rachunkami nie będzie żadnych problemów, bo kawiarniani goście jak nie dziś, to najdalej jutro przyjdą je uregulować. A jeśli ktoś nie pamięta szczegółów swojego zamówienia, są przecież kelnerskie bloczki.
Innym razem kolegę zaskoczył wygląd patrolu wojskowego na ulicy. Był upalny lipiec, żołnierze poza ekwipunkiem czysto bojowym, mieli na sobie tylko bawełniane spodenki, t-shirty, zaś na nogach tenisówki lub adidasy. Gdy w rozmowie o tym wspomniał, pani Y wygłosiła mu krótki referat, mniej więcej tej treści:
- Nasi żołnierze podczas upałów ubierają się tak, jak uznają za stosowne, bo ten ubiór nie może przeszkadzać im w wykonywaniu zadań. Wiem że każdy polski podoficer dostałby sraczki na sam widok tego patrolu. Ale oni są od walki, a nie od ćwiczenia w kółko musztry, ciągłego zamiatania koszar czy obierania kartofli. I gwarantuję ci, że ten patrol w razie potrzeby otworzyłby ogień znacznie szybciej, niż polscy żołnierze. Nie mówiąc o tym, że strzelałby dużo celniej. Bo oni wystrzeliwują na strzelnicy tyle amunicji w ciągu tygodnia, co polscy żołnierze przez dwa lata służby zasadniczej. A poza tym, w naszej armii nikt nie jest gnojony za myślenie. Pewnie o tym nie wiesz, ale u nas praktycznie już każdy dowódca drużyny ma wyższe wykształcenie.
No i trzeci epizod. X oglądając telewizyjne wiadomości anglojęzyczne, zwrócił uwagę na ciekawy epizod. Kamery monitoringu nagraly bowiem następującą scenkę. Jakiś Arab na ulicy wyciągnął okazały nóż i wyjąc coś o Allachu skoczył w kierunku starszej pani. Ale nie zdążył wyryczeć do końca swojej pochwały pustynnego pedofila, ani zadać ciosu. Bowiem jeden z przechodniów szybko wydobył rewolwer i wpakował mu kilka kul w dżihadystowski łeb. Gdy następnego dnia podczas przerwy na kawę, kolega opowiedział o tym pani Y, relację zakończył uwagą, że ów przechodzień chyba zbytnio szarżował, celując w głowę, a nie w tułów. Profesor odpowiedziała, że strzelanie w tułów byłoby zbyt ryzykowne, bowiem terrorysta mógł mieć na sobie jakieś materiały wybuchowe. Aby wysadzić się w powietrze wraz z grupą usób, które pospieszyłyby ratować tę ugodzoną nożem starszą panią. A poza tym, w Izraelu broń ma się po to, aby z nią chodzić, a nie po to, by leżała w domowym sejfie. Zaś właściciele regularnie odbywają treningi strzeleckie, zaś amunicja jest im refundowana. Więc trafienie z kilku metrów w łeb terrorysty nie jest dla posiadającego broń Izraelczyka czymś bardzo trudnym. A swój wywód zakończyła stwierdzeniem:
- Chyba nie sądzisz, że my Żydzi nie potrafimy policzyć, co się nam opłaca.
Jak z tego widać, narodu wybranego na pewno nie trzeba uczyć liczyć ani kalkulować. Jaka szkoda, że nie tylko wymienione umiejętności, ale i sztuka logicznego myślenia na poziomie podstawowym, są obce eurosocjalistycznym ciotom. Które uznały, że najlepszą odpowiedzią na paryskie zamachy będzie dalsze ograniczenie Europejczykom dostępu do broni. No cóż, debili nie trzeba siać, sami urosną. A gdy jeszcze zakażą wwożenia do strefy Schengen broni automatycznej i materiałów wubuchowych, na pewno terroryzm ustanie. Jak z tego widać, Polska nie ma monopolu na debilki i debili, posługujących się często tytułami profesorskimi. W przypadku maturzysty Bartoszewskiego czy licencjata Rostowskiego, są to oczywiście profesury humoris causa.
Ale najsmutniejsze jest, że do klangoru tych kretynów dołączył "prawicowy" minister Błaszczak, również popierający utrudnienie uzyskania pozwolenia na posiadanie broni. Który to fakt redakcja dedykuje wszelkim bałwanom o kurkowych móżdżkach i czcicielom tych bałwanów. Ale nie ma sensu się dalej o tym rozpisywać, wystarczy oddać głos panu Mariuszowi Maksowi Kolonko, który wyczerpująco ten temat omówił.


I to by było na tyle. Bo „nie każdy w Polszce weźmie po Bekwarku lutniey”, jak to już ponad czterysta lat temu zauważył mistrz Jan z Czarnolasu.

Stary Niedźwiedź

piątek, 20 listopada 2015

Sto lat za Murzynami?

Przed wyborami, w kwestii stosunku PiS do pomysłu wpuszczenia przez Ewę Peron do Polski islamskich hord, raczył zabrać głos sam prezes Kaczyński. I wystąpił z ostrym sprzeciwem, twierdząc skądinąd słusznie, że Polacy zdecydowanie protestują przeciwko takim pomysłom. Wystąpienie to potraktowaliśmy serio, uważając wtedy, że było ono nie tylko obliczone na dodatkowe głosy w wyborach, ale i zgodne z prawdziwym poglądem prezesa  w tej kwestii.
Gdy Polacy, a wśród nich również i pani Beata Szydło, dowiedzieli się, kto wejdzie do rządu pani premier, ministrowie rozpoczęli harce w kwestii tych pożal się Boże, „uchodźców”. Początkowo prym wiedli ministrowie Szymański i Waszczykowski. Pierwszy popisał się maksymą „pacta sunt servanda”, ale został nakłoniony do znacznego złagodzenia tej wypowiedzi, która wśród elektoratu PiS wywołała oburzenie. Pan Waszczykowski miota się nadal, zadziwiając swoimi pomysłami. Ostatnio przyszło mu do głowy, by tych młodych byków w wieku poborowym przeszkolić, uzbroić i wysłać w strony rodzinne, by pokonali ISIS, przed którym rzekomo do Europy uciekli. Pozostało mieć nadzieję, że tego szkolenia ów minister specjalnej troski nie ma zamiaru rozpocząć od wyekwipowania tych „poborowych” w broń, amunicję i materiały wybuchowe. Co niewątpliwie bardzo by im ułatwiło robienie zakupów i nawiązywanie kontaktów z Europejkami. Do tego duetu dołączył ostatnio minister Błaszczak. Który z jednej strony powiedział kilka słów prawdy o gówniarstwie Martina Schultza i jego przełożonej. Ale zaraz potem popisał się deklaracją:

http://www.pch24.pl/w-kwestiach-bezpieczenstwa-nie-bedzie-kompromisow--dla-imigrantow-geste-sito--ale-nie-zapora,39501,i.html#ixzz3rutB1Xmj

z której wynika, że jakichś imigrantów (to już nie „uchodźców”? - ciekawostka) Polska jednak przyjmie.
Trudno w tym chaosie doszukać się jakichś prawidłowości, że o logice nie wspomnimy. Bo nie działają tu proste klucze, typu podziału wypowiedzi na nieparzyste i parzyste. Zapewne mądrość etapu stanowi, że skoro sam Napolion nie dostał jeszcze ostatecznych instrukcji, więc siedzi cicho, danego dnia obowiązuje pogląd tego z jego podkomendnych, który wcześniej pojawi się w pracy.
A jak do tej sprawy podchodzą politycy innych państw?
Premier Victor Orban został upoważniony przez węgierski parlament do zaskarżenia przed eurotrybunałem urojeń Makreli:
http://wpolityce.pl/swiat/272097-orban-idzie-z-bruksela-do-sadu-wegierski-rzad-upowazniony-do-zaskarzenia-decyzji-ue-ws-kwot-uchodzcow
 

Do skargi tej zamierzają się przyłączyć i Słowacy, siedzący w głębszym bagnie od Polaków, bo już należący do strefy euro, a więc bardziej podatni na represje. Chwalony już przez nas pan prezydent Zeman wziął udział w marszu przeciwko wpuszczeniu do Czech dziczy:
http://www.pch24.pl/prezydent-czech-wzial-udzial-w-marszu-przeciwko-islamowi-i-imigrantom,39508,i.html#ixzz3rusWgJyd
 

A wszystkie naśmiewanie się ze „Szwejków” w tym kontekście udowadnia jedynie, że nie wystarczy założyć na zakuty łeb zapaskudzony przez giermka nocnik, by od razu stać się rycerzem na miarę Zawiszy Czarnego.
Merdia polskojęzyczne, tyle wyjące o „pustym polskim krześle” 12 listopada na maltańskim obiadku w La Valetcie na koszt podatników, praktycznie przemilczały bez porównania ważniejsze wydarzenie, mające tam miejsce dzień wcześniej. Odbył się wówczas szczyt Europa – Afryka. Mający na celu wciśnięcie krajom afrykańskim tak zwanych „uchodźców”. Co zostało opisane w linku przesłanym nam przez Szanownego QQQ, za który to link serdecznie dziękujemy:
http://www.dailymail.co.uk/news/article-3315183/Migrant-summit-chaos-African-countries-REFUSE-Europe-s-failed-asylum-seekers.html
 

Z artykułu tego wynika, że Makrela i spółka planowali zapłacić krajom afrykańskim ponad miliard funtów brytyjskich za to, by przyjmowały z powrotem "uchodźców" (oczywiście niekoniecznie swoich), którzy nie mają żadnych dokumentów tożsamości. Podstawą do takiej deportacji miał być dokument zastępczy wystawiany przez eurokołchoz. O tym, skąd dany osobnik przybył decydować miała rzecz jasna unijka. Sam Cameron miał dorzucić do puli (Piotrowi ROI bardzo dziękujemy za informacje o nim!) jeszcze ponad 140 milionów funtów Etiopii i krajom Sahelu za wzięcie sobie tego garbu na plecy.
A tu niemiła niespodzianka. Okazało się, że czasy załatwienia każdej sprawy za garść paciorków, belę perkalu i kilka łokci mosiężnego drutu już się skończyły. Przywódcy krajów afrykańskich odesłali Makrelę i Camerona na drzewo do prostowania bananów.
Swego czasu Napolion mówił coś o zrobieniu z Warszawy drugiego Budapesztu. W takie głodne kawałki oczywiście nie wierzymy, bowiem „mamrot”, nawet przelany do butelki po Tokaju, Tokajem się od tego nie stanie. Ale może warto przesłać prezesowi spódniczkę z trawy, dzidę i kółko do nosa. By ten widok uświadomił mu, że nie wypada być, jak głosi potoczne powiedzenie, sto lat za Murzynami.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter


P.S.
Od Czechów zawsze można było uczyć się pragmatyzmu oraz troski o swój kraj i substancję narodową. Ale żeby odwagi?
  
Świat się kończy!

FdL, SN, TF

sobota, 14 listopada 2015

Raus Idiot! - epilog

Przed pójściem spać Stary Niedźwiedź włączył kanał informacyjny TVP. I dowiedział się o serii zamachów islamskich terrorystów w Paryżu, w których zginęło co najmniej 140 osób. Prezydent Hollande wprowadził na terenie całej Francji stan wyjątkowy a Belgia kontrolę dokumentów na swojej granicy z Francją.
Swoich opinii na temat tego wydarzenia redakcja "Antysocjala" formułować nie musi. W końcu to, co piszemy, nie jest adresowane do osób dotkniętych paraliżem POstęPOwym czy chorobą psychiczną, potocznie zwaną multi-kulti. Ale dwóch informacji nie możemy nie skomentować na gorąco.
Jak doniósł jeszcze przed tym wyczynem islamskiego bydła portal prawy.pl:

http://prawy.pl/z-kraju/11289-nowy-minister-trzeba-przyjac-imigrantow

Konrad Szymański, mający w gabinecie pani Beaty Szydło objąć tekę ministra d/s europejskich, popisał się następującą wybroczyną umysłową:

- Nie odwołamy decyzji ws. przyjęcia uchodźców przez Polskę […] Nie ma podstaw prawnych, by decyzja w sprawie przyjęcia uchodźców przez Polskę została unieważniona. Nie mam co do tego wątpliwości -

Od pani premier oczekujemy co najmniej postawienia tego debila do pionu i skłonienie go do publicznego sprostowania tych bredni. Jeszcze lepszą reakcją byłoby powierzenie tego stanowiska (o ile jest ono rzeczywiście do czegokolwiek potrzebne) komuś bardziej propolskiemu, a mniej "proeuropejskiemu". Swego czasu Szymański (w odniesieniu do niego słowo "pan" nie przejdzie nam przez klawiaturę) zdobył nagrodę "Polityki" dla najlepszego polskiego europosła. Naszym zdaniem taka nagroda dyskwalifikuje, ale nie oczekujemy od pani premier cudów. Bowiem skład jej rządu nie zależy od jej decyzji w 100%, najoględniej to nazywając. I jak już pisał o tym czcigodny Jarek Dziubek, nie brak w nim synekur dla "krewnych i znajomych Królika". Ale jeśli ta zapowiedź nie zostanie zdementowana, przedwyborczą sejmową jeremiadę żoliborskiego Napoliona na temat islamskich dzikusów, będziemy musieli uznać za oszustwo. 

 Ale szczytem łajdactwa jest komunikat z Berlina. Wynika z niego, że "Makrela" jest wstrząśnięta. I jest myślami z ofiarami zamachów we francuskiej stolicy.
Czy aż tak bardzo gardzi ona niemieckimi wyborcami i uważa ich za aż takich kretynów, że chce im wmówić, jakoby potrafiła myśleć i przewidywać skutki podejmowanych przez siebie decyzji?
Z ziemi niemieckiej wyszły już dwie wojny światowe. Teraz kraj ten po raz trzeci próbuje podpalić Europę. Więc kontynent nasz ma prawo zadać Niemcom proste pytanie. A mianowicie kiedy, również w trosce o własne tyłki, powiecie wreszcie Makreli:
Raus, du verdammte Schweine! 
Oby jak najprędzej.

Flavia de Luce
Stary Niedźwiedź
Tie Fighter

środa, 11 listopada 2015

Raus Idiot!

Nie od dzisiaj wiadomo, że największym zagrożeniem dla dalszego funkcjonowania w Europie cywilizacji chrześcijańskiej (a dzięki heroicznym wysiłkom eurosocjalistów, genderowców, politpoprawistów, ćpunów, hominternu i pomniejszej swołoczy, w znacznym stopniu już postchrześcijańskiej) jest kryzys demograficzny. Czarno wygląda przyszłość byłych imperiów kolonialnych Francji i Wielkiej Brytanii, które nie potrafiły w porę odciąć się od swojej historii i zerwać z frustracjami, wynikającymi z sentymentalnego powracania do „starych dobrych czasów”. Obywatele ich byłych kolonii przybywali bez przeszkód do dawnych metropolii. Dopóki w celu podjęcia pracy, wszystko było w jakim takim porządku. Schody zaczęły się z nastaniem mody na polityczną poprawność i mianowaniem ludzi o innym niż biały kolorze skóry świętymi krowami. Płonące przedmieścia Lyonu czy Manchesteru niczego jednak tolerastów nie nauczyły. Bo lewackość to nie światopogląd, lecz choroba umysłowa.
Niestety choroba ta okazała się zaraźliwa, a zapadłą na nią również enerdowska łże chadeczka, kaprysem historii wyniesiona do stanowiska fuehrerzycy IV Rzeszy, na użytek idiotów zwanej Unią Europejską. Babsztyl, familiarnie zwany w polskim internecie „Makrelą”, wymyślił sobie, że rychły brak rąk do pracy da się załatać poprzez sprowadzenie do Europy islamskich „uchodźców”. Którzy pojawili się w wielkiej liczbie, gdy dla dobra Izraela, uciekinier z plantacji bawełny zaczął w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie  szerzyć demokrację. Oczywiście towar taki jest w krajach islamskich nie do sprzedania i nawet najbardziej nachalna reklama tego nie zmieni. Ale Stany Zjednoczone i europejscy użyteczni idioci (głównie Wielka Brytania i Francja) zaczęły od obalenia dyktatorów pokroju Muchomora Kadafiego i Baszara al. Asada. Armia tego pierwszego praktycznie przestała istnieć, drugi trzyma się jeszcze głównie dzięki pomocy wojskowej Putina. A Izraelowi w to graj, bowiem tłum dzikusów z kałasznikowami jest dla niego bez porównania mniej groźny od jako tako poważnego i zorganizowanego wojska.
Poza działaniami na rzecz bezpieczeństwa Izraela, co od zawsze jest psim obowiązkiem praktycznie każdej administracji amerykańskiej (troska o Stany Zjednoczone to już druga kolejność odśnieżania), w Białym Domu przypomniano sobie o gówniarskich pogróżkach Jacquesa Delorsa, byłego szefa Komisji Europejskiej. Który swego czasu odgrażał się, że Unia Europejska wypowie Stanom Zjednoczonym „wojnę gospodarczą” i ją wygra. Jak widać, Chyży Rój nie jest jedynym idiotą napowietrzającym jeden z ważnych eurofoteli. Do nieformalnej koalicji dołączyła też i Turcja, od ponad dwudziestu lat upokarzana ciągnącymi się niczym smród za Armią Czerwoną negocjacjami w sprawie przyjęcia jej do eurokołchozu. I otworzyła drzwi do Europy na oścież wszystkim chętnym „azylantom”. Natarcie idzie zatem zarówno przez Morze Śródziemnie, jak i lądem.
Czytelnikom „Antysocjala” nie muszę przypominać, że prawdziwi uchodźcy, choćby tacy jak syryjscy chrześcijanie, po zidentyfikowaniu są wyrzucani za burtę. A jakieś dziewięćdziesiąt procent tych „uchodźców” to młode byki, zaraz po wylądowaniu w Europie drące mordy na zbyt wolny, jak na potrzeby ich i-Padów, internet bezprzewodowy. I żądający zasiłków w wysokości minimum tysiąca euro na próżniaczy ryj. Zdziwionym aż taką bezczelnością przypominamy, że zgodnie z nakazami Koranu, wszyscy „niewierni” muszą płacić muslimom daninę za sam fakt bycia „niewiernymi”. Do tego co poniektóre „wyluzowane babeczki”, na ogół od wielu lat całkowicie już zamortyzowane, marzą o egzotycznym
tête-à-tête.
Sami Niemcy zaczynają mieć takich azylantów powyżej dziurek w nosie. Dosyć mają rozbojów, kradzieży sklepowych, pobić i gwałtów. Wprawdzie oficjalnie się o tym nie mówi a burmistrz pewnego bawarskiego miasta zebrał cięgi za wydanie broszury, przypominającej dzikusom o konieczności spuszczania wody w klozecie i płacenia w sklepie za nabyte towary, tym nie mniej codziennie zdarzają się już dziesiątki demonstracji przeciwko przybyszom i ataków na ośrodki dla „azylantów”. Z klangoru politycznej poprawności wyłamał się już premier Bawarii i szef CSU, Horst Seehofer. Który zagroził wycofaniem się z koalicji rządowej i podjęciem w skali landu środków zaradczych.
Zaniepokojona Makrela na zwołanym szczycie koalicji obiecała podjęcie rzekomych kroków zaradczych. Czyli przekupienie Turcji miliardami euro, by zakręciła rurociąg dopływu dzikusów. Obiecała też stworzyć specjalne strefy, w których gromadzone byłyby dzikusy, nie mające szans na uzyskanie azylu. Aby odesłać ich do krajów, z których przybyły, lub rozparcelować PO INNYCH KRAJACH EUROPEJSKICH. I to nie na zasadzie ustalonych liczb bezwzględnych, lecz jako określony procent od całej puli, niezależnie od liczebności takowej.
 

Czesi, Węgrzy i Słowacy otwartym tekstem udzielili odpowiedzi. A mianowicie powiedzieli, że nie przyjmą ani jednego śmierdziela. Więc Makrela tuż po ogłoszeniu wyników wyborów w Polsce zaprosiła do Berlina Beatę Szydło. Pominiemy już fakt, że takich falstartów (pani Beata nie otrzymała jeszcze misji tworzenia rządu) w dyplomacji się nie robi. Więc Makreli ognisko musi już nieźle płonąć pod tyłkiem, skoro zdecydowała się na takie posunięcie. Przez bałwany ogłoszone dowodem wyjątkowego uznania dla pani Szydło. Dla ludzi myślących świadczące o desperackiej próbie rozmontowania Grupy Wyszehradzkiej.
Rzecz jasna przyszła pani premier ma tysiąc usprawiedliwień, by termin tej wizyty odsunąć w czasie. Oczywistymi są „rozruch technologiczny” rządu. Oraz audyt mający na celu ustalenie, w jakim gnoju pogrążyła Polskę Ewcia Peron, jej psiapsiółki i reszta POpaprańców. Czas gra na niekorzyść Makreli, a gwoździem do trumny w oczach rodaków byłby fakt, iż nie potrafi już narzucać innym krajom działań sprzecznych z racją stanu tychże krajów. Szybki upadek tępej baby mógłby wynieść do władzy koalicję bardziej prawicową, niż obecna, której trzonem są łże chadecy z CDU, jedynie nazwą różniący się od równie socjalistycznej SPD. Przedłużanie agonii gra na korzyść neonazistów, już mających swoich parlamentarzystów w landtagach byłego enerdówka. Zwietrzyli swoją niepowtarzalną szansę i „beżowych” witają hasłem „alle raus!”. A nie jak Makrela, „herzlich willkommen“. Kilka lat takiego miotania się i kręcenia za własnym ogonem może przeciętnych Niemców zirytować do tego stopnia, że zagłosują na neonazistów. Czyli na jedyną partię artykułującą głośno to, co oni czują w tej arcyważnej sprawie. A to jest ostatnią rzeczą na świecie, której mogła by sobie życzyć Polska.
A co robi przyszły minister spraw zagranicznych Waszczykowski? Z litości nie skomentujemy jego stwierdzenia, że najważniejszym celem polskiej polityki zagranicznej jest odzyskanie wraku samolotu, bo widocznie należy to do liturgii PiS. Ale za to słowa, że Polska nie przyjmie imigrantów ekonomicznych, ale uchodźców już tak, bo podjęliśmy z tej sprawie zobowiązana (jakie i wobec kogo, do jasnej cholery?), uważamy za skandal.
Jeśli do tego dojdzie, pozostanie nam tylko przeprosić resztę Grupy Wyszehradzkiej. Za to, że po szajce Polacy wybrali sektę. Również olewającą polską rację stanu i niezdolną do konstruktywnej współpracy w sprawach oczywistych.

Stary Niedźwiedź i Flavia de Luce

W swoim minicyklu o muzułmańskiej zarazie ponownie wykonuję ukłon w stronę polskich feministek. Gdzieś czytałem takie hasło "Jesteś brzydka i głupia? Zostań feministką". Zatem materiał filmowy załączony do tekstu jest zarazem ostrzeżeniem dla kobiet normalnych i zachętą dla wyrobów kobietopodobnych zwanych feministkami.
 


Tie Fighter

sobota, 7 listopada 2015

Pan prezydent Andrzej Duda

Ponieważ właśnie minęły trzy miesiące od zaprzysiężenia pana Andrzeja Dudy na stanowisku Prezydenta RP, jest dobra okazja by pokusić się o choćby przymiarkę do oceny rozpoczęcia przez niego piastowania tego najwyższego stanowiska w państwie.
Nie ma co ukrywać, że cała redakcja głosowała na niego nie z entuzjazmu, lecz z rozsądku. I nie oczekiwała od niego cudów. Po prostu jako Polacy byliśmy do głębi obrażeni tym, że w Pałacu Prezydenckim zasiada cham nie umiejący pisać po polsku, wygęgać dwóch słów z sensem bez pomocy kartki lub szeptu suflerki czy zachować się w towarzystwie. O znajomości jakiegokolwiek języka obcego, nawet na poziomie tuskowego „who you be?”, rzecz jasna nie było co marzyć. I dlatego w drugiej turze nasza trójka poparła pana Dudę. Z „bulu”, że siedzibę Prezydenta RP do tej pory infekowało aż takie mniej niż zero i w „nadzieji”, że może być tylko lepiej. Oczekiwań nie mieliśmy wygórowanych. Do szczęścia  wystarczyło nam domniemanie, że doktor nauk prawnych i pracownik naukowy UJ musi znać jakiś język obcy, umieć się zachować przy stole i potrafić powiedzieć kilka zdań z sensem "z głowy".
Początki prezydentury nie wprawiły nas w zachwyt. Prezydent podpisał bowiem ustawę o obowiązku szczepienia dzieci szczepionką o wątpliwej reputacji. Co powoduje, że obecnie rodzice uchylający się od tego obowiązku, karani są wielotysięcznymi grzywnami. Ponieważ nie jesteśmy wrogami pana prezydenta ani nie życzymy mu źle (jak gotowe wmawiać nam różne intelektualne rzezimieszki), ten błąd złożyliśmy na karb nasiąknięcia pisowskim socjalizmem i hasłami typu „wszystkie dzieci są nasze”.
Ale potem było już coraz lepiej.
Pan Andrzej Duda wykorzystał co do dnia przysługujący mu czas i zawetował w ostatniej chwili „lex Grodzkie”. W koalicji nierządowej zrobiła się „słynna praczka”, Ewcia Peron próbowała skrzyknąć wszystkie ladacznice na pokład. Ale te zielone przypomniały sobie o wyborach za pasem i zgięły prawe ręce w łokciu. A to kur**stwo trafiło do niszczarki.
Już po ostatnim posiedzeniu poprzedniego sejmu dochtórka przylazła z trzema ustawami do podpisu, największym syfem była prywatyzacja Lasów Państwowych. Pan prezydent zawetował wszystkie i gang Kopary może się nimi już tylko podetrzeć.
Pisaliśmy już o tym, ale nie sposób nie przypomnieć, że jedną z pierwszych zagranicznych inicjatyw pana prezydenta Dudy było spotkanie w gronie Grupy Wyszehradzkiej. I uspokojenie Czechów, Węgrów i Słowaków, że współpraca z nimi, zwłaszcza w obliczu zagrożenia Europy zalewem islamskiej dziczy, jest dla Polski priorytetem. Bo skończyły się rządy burej suki, tak jak ryży kundel reagującej jedynie na każde gwizdnięcie z Berlina.
Kolejna piękna akcja to oprotestowanie wyboru do Trybunalskiej Konstytutki dwóch nowych sędziów w miejsce tych, których kadencja upłynie dopiero za kadencji nowego parlamentu. Szef tego ansztaltu prof. Zoll wygadał się, że nieprzyjęcie przez prezydenta ślubowania tych wątpliwie wybranych sędziów, sparaliżuje pracę tego towarzystwa na wiele miesięcy. Wygląda na to, że POpieprzeńcy przedobrzyli. A jeśli to prawda i to stado politycznych prostytutek (ostatni wyrok w sprawie OFE chyba rozwiał wszelkie wątpliwości) zostanie uziemione, to sławetny prof. Palantysz z TW bolkowej kancelarii mógłby prawnikom pana prezydenta buty czyścić.
Próbkę klasy i poczucia humoru dał też pan minister stanu Krzysztof Szczerski. Na szwabskie zarzuty, iż Polska uchyla się od udziału w rozwiązaniu problemu dzikusów, udzielił odpowiedzi. Mówiąc z kamienną twarzą, że Polska wzorowo wywiązuje się z tych obowiązków, bowiem pilnuje, aby islamska dzicz nie właziła  przez wschodnią granicę UE. Sam wielki Victor Orban by to docenił.
I wreszcie ostatni strzał w dziesiątkę.
Chyży Rój zwołał na 12 listopada na Malcie nieformalny szczyt Rady Europejskiej w sprawie „uchodźców”. A pan prezydent Duda wyznaczył na ten sam dzień pierwsze posiedzenie nowego sejmu, na którym Ewcia Peron, zgodnie z nakazem konstytucji, MUSI złożyć dymisję rządu. Więc nie może w tym samym czasie być na Malcie. Teoretycznie mógłby zamiast niej wybrać się tam pan prezydent, ale ma w tym dniu ważniejsze sprawy na głowie, niż słuchanie mowy-trawy nawet w tak ładnym miejscu jak La Valetta. Więc „krzesło Polski będzie puste”. Ajajajajaj, co za nieszczęście, jak wyją GW no Prawda, reszta merdiów i POkemony. W Wielkiej Brytanii, której premier nie pojawi się na Malcie, jakoś nikt nie drze paszczęki. Bo w tym czasie David Cameron spotyka się z premierem Indii, gospodarczego giganta. Więc przedkłada sprawy wielkiej wagi nad pierdoły.
A o co tak naprawdę chodzi? Oczywiście o to, że gdyby Peronówka jednak fizycznie tam się pojawiła, mogłaby podpisać jakiś antydatowany cyrograf, na przykład deklarujący przyjęcie 50 tys. islamskich bandziorów. A tak ucho od śledzia. Bura suka na odchodnym nie ugryzie, bo prezydent Duda wziął ją na smycz i założył kaganiec.
Zatem piątka z minusem, panie prezydencie. Bo jednak te cholerne szczepionki!

Stary Niedźwiedź

W swoim cyklu o biednych muzułmańskich "uchodźcach" w wieku poborowym, którzy zostawili swoje żony i dzieci na pastwę wojny, a sami dali drapaka do Niemiec po tamtejszy socjal, załączam garść materiałów pokazujących prawdziwą naturę tych dzikusów.






I żeby nie nie było niedomówień, nie twierdzę, że nie należy pomagać ofiarom wojen wywołanych przez USA, Wielką Brytanię i Francję. Owszem należy, ale powinni to robić przede wszystkim sprawcy całej tragedii, a pomoc powinna być kierowana do prawdziwych uchodźców koczujących w obozach zlokalizowanych w Turcji czy Jordanii. A tych wszystkich byczków, którzy nielegalnie dostali się na teren Europy zwyczajnie deportować, zamiast premiować łamanie prawa i cwaniactwo. Pominę już fakt, że w samej Finlandii wyłuskano już 300 terrorystów powiązanych z ALKAIDĄ i Państwem Islamskim.
http://www.pch24.pl/finlandia-oglosila-wzrost-zagrozenia--300-imigrantow-podejrzanych-o-terroryzm,39166,i.html

Możemy tylko domniemywać ilu ich jest w całej tej masie, którą pństwa zlewaczałej unii próbują przygarnąć. Niestety refleksja przyjdzie dopiero wtedy, gdy zaczną wybuchać kolejne bomby, albowiem gwałty, pobicia i zastraszanie, to dla lewactwa zbyt mało. Jednocześnie proponuję przyjęcie nowej polityki względem nacisków Berlina na przyjęcie przymusowego kontyngentu islamistów. Otóż każdy, kto pieje po internetowych forach peany na cześć owych uchodźców powinien przyjąć taką milutką somalijską gromadkę pod swój dach i na własną odpowiedzialność - może być za dopłatą z unijnych instytucji na ich utrzymanie. Ciekawe ilu wtedy pozostałoby entuzjastów przyjęcie "uchodźców" wśród czytelników michnikowego szmatławca czy lisowego brukowca? Już widzę Adasia Michnika i Tomusia Lisa, jak moszczą gniazdko dla swoich islamskich gości. Innymi słowy, każdy obywatel powinien się zdeklarować "tak" lub "nie", a ci którzy byliby na "tak", powinni podać adres dostarczenia przesyłki i liczbowej jej zawartości. Proste? Ciekawe ilu wtedy zostałoby entuzjastów polityki multi - kulti?

Tie Fighter

niedziela, 1 listopada 2015

Powyborczo - cz.2

Jesienna grypa nie ominęła również redakcji „Antysocjala”. Dlatego dopiero po kilkudniowej przerwie, za którą Szanownych Czytelników przepraszamy, kontynuujemy prezentację nasze oceny wyników wyborów.

3. Kukiz ‘15
Pan Paweł Kukiz zaistniał na polskim firmamencie politycznym dopiero kilka miesięcy temu. I dlatego jest zawodnikiem, który już uczestnicząc w grze, dopiero uczy się rządzących nią reguł. Nie mając wcześniej nawet nieformalnych grup zwolenników, podzielających jego punkt widzenia polskich problemów politycznych, swoje listy wyborcze układał siłą rzeczy kierując się jedynie intuicją. Sralon merdialny od początku był mu nieżyczliwy, a do tego grona dołączyła internetowa zgraja talibów PiS, przerażonych faktem, że na scenie politycznej pojawił się poza ich Napolionem również i inna formacja polityczna, będący w kontrze do PO. Tym „bonapartystom od zawsze”, którzy każdą klęskę wodza przedstawiali jako triumf, specjalnie się nie dziwimy. Gdyby wzorem swojego rzekomego ojca duchowego kibicowali prawdziwemu Napoleonowi, ani chybi Waterloo też by uznali za triumf cesarza. W końcu dla fanatyka fakty się nie liczą, gdy przeczą ich żarl
iwej wierze. Natomiast obrzydzenie budzi „czwarta brygada”. Złożona z ludzi jeszcze do niedawna wieszających psy na braciach Kaczyńskich, a obecnie na wyprzódki wkręcająca się do obozu zwycięzcy. I merdająca ogonami tak, że te ostatnie omal im nie odpadną. Kurka ich mać!
W klubie parlamentarnym pana Kukiza w większości zasiądą ludzie nam nieznani. Bowiem z nazwiska znamy jedynie panów Olewnika i Jakubiaka. Oraz osoby od pewnego czasu zajmujące się polityką. Czyli liberała Jacka Wilka (Stary Niedźwiedź jest dumny z tego, że jego głos przyczynił się do wyboru pana mecenasa) oraz dziesięciu narodowców z panem Robertem Winnickim na czele. Jeśli do tego grona dodać dwóch konslibów, wybranych z list PiS, w tym parlamencie zasiądzie kilkunastu narodowców i liberałów. A więc rzekomy plankton rzekomo zdechł jedynie w marzeniach głupców, którzy na co dzień obcując z bałwanami, sami się nimi stali.

4. Bankier w szantażu
Młodsi czytelnicy mogą nie znać zasady działania popularnych w minionym stuleciu kalamburów. Niewinne sformułowanie stawało się złośliwe lub frywolne, gdy litery lub ich zbitki, występujące w dwóch różnych wyrazach, zamieniło się miejscami. Klasyczne przykłady to pradziadek przy saniach, instytucja w prospektach czy przez Samarę do Tyfilisu. Zamiana taka dawała dobry efekt w mowie, w piśmie niekiedy była niedoskonała, zawierając jakąś drobną literówkę. Po tej informacji powyższy podtytuł już chyba nikogo nie dziwi.
Nowoczesna.pl to kolejna mutacja wirusa, który poprzednio nazywał się OKP, ROAD, UD, UW, Demokraci.pl. Wspólnym mianownikiem tego barachła jest ostry antypolonizm i taki stosunek do "międzynarodowego" kapitału, że w porównaniu z nimi PiS może być oskarżany o antysemityzm. Wodzem został uśmiechnięty goguś nazywający się Ryszard Petru, szwendający się po Polsce R-busem. W łaski banksterów wkradł się, gdy namawiał ludzi do brania kredytów we frankach (w tym samym czasie swój oczywiście „przewalutował” na złotówki). Na kampanię wyborczą bez problemu dostał więc dwumilionowy kredyt. Redakcja stawia dobrego burbona przeciwko wodzie mineralnej, że jego banksterscy mocodawcy kredyt ten umorzą. Do tej pory zdążył się popisać kilkoma złotymi myślami, nam utkwiły w pamięci dwie.
Pierwsza głosi, że wydobywanie węgla na Śląsku nie ma przyszłości. Biorąc pod uwagę, że w położonym po drugiej stronie granicy Zagłębiu Ostrawsko-Karwińskim górnictwo ma się dobrze (znalazło tam pracę wielu polskich górników), każdy czeski ekonomista powiedziałby mu:
Pane Petru, pan je pitomejovy vul!
Dwa ostatnie słowa po polsku znaczą głupi ciul.
Drugim genialnym pomysłem jest chęć likwidacji karty nauczyciela, a zwłaszcza prawa do urlopów na poratowanie zdrowia. W Japonii zawód nauczyciela należy do najbardziej szanowanych i najlepiej płatnych. Gdyby jakiś polityk wyjechał z takim pomysłem w Kraju Kwitnącej Wiśni, popełniłby polityczne seppuku.
Nie dziwi nas, że antypolskie szmatławce wynosiły go pod niebiosa. Ale niemiłą niespodzianką jest fakt, że prawie osiem procent wyborców uznało tego Balcerowicza z przypudrowanymi szankrami za nadzieję dla Polski.

5. Zielona agencja towarzyska
Tym razem jeszcze urwała się ze stryczka. Kilkanaście przedstawicielek tego zawodu będzie się szwendać po sejmie w poszukiwaniu klienta, ale wyniki wyborów wskazują na to, że na złapanie takowego nie mają one co liczyć. Do tej pory o ich przetrwaniu decydował KRUS. Agentura "Zielone dziewczynki" miała nawet jakąś stronę internetową z jakimś programem, zamówionym dla picu u kogoś mądrzejszego, bo tak wypada. Ale ich prawdziwy program zawierał się w jednym zdaniu:
Wy nam chłopy głosy dajta, a potem o KRUS się nie bójta.
Ostatnio PiS ogłosił, że KRUS nie będzie likwidowany. W tej sytuacji zielona ladacznica przestała być rolnikom potrzebna do czegokolwiek. A ponieważ w obecnych wyborach wielu dotychczasowych wyborców złodziei od sikawkowego Pawlaka zagłosowało na PiS, jest nadzieja, że po kolejnych po tym gangu nawet smród nie zostanie.

KORWIN
Kolejne twory JKM mają stabilny i zdyscyplinowany, ale dzięki trwającej już ćwierć wieku mrówczej pracy wodzusia, nieprzesadnie liczny elektorat. Tak więc wszystko zależało od frekwencji. Podczas „eurowyborów” była ona poniżej trzydziestu procent, bo euro(p)osły istnieją po to, by brać diety, napowietrzać w Brukseli fotele i pleść bzdury. Oraz stwarzać na użytek wyjątkowych głupców pozory, że eurokołchozem nie rządzi po dyktatorsku kanclerzyca z Berlina, z francuskim wicekanclerzem w roli przystawki. Ale do gadania ci "wybrańcy ludu" mają tyle, co ich odpowiednicy w radzieckim "parlamencie" za Stalina. Więc JKM i kilku jego ludzi się załapało. Przy frekwencji czterdziestokilkuprocentowej balansowaliby na krawędzi, ponad pięćdziesięcioprocentowa okazała się zabójcza. Szkoda kilku rozsądnych ludzi z tych list.

ZLEW
Małemu Lesiowi ostatnio koncept zjełczał ze szczętem. Po kompromitacji z Ogórkową stworzył koalicję z Paliciulem i jego hołotą, zapewne wierząc ludowemu przysłowiu, że gówno zawsze wypłynie. Tym razem na szczęcie utonęło.
Na lewiźnie (lewicą to to nie jest) szykuje się nielicha dintojra, której będziemy się przyglądać z nieukrywaną radością. Ale na kładzenie jej do grobu, co już świętują hurraoptymiści, jest zdecydowanie zbyt wcześnie.
Pierwszy możliwy scenariusz to połączenie się z młodym Pol Potowcem Zandbergiem (wyjątkowo odrażające bydlę), połączone z odstawką Lesia, Skrzeczyszyn i innych zgranych kart. Powstała koalicja mogłaby się nazwać Socjalistyczno – Rewolucyjna Awangarda Całkowicie Zjednoczona.
Nie ukrywamy że znacznie bardziej odpowiadałby nam pomysł, wypowiedziany po klęsce przez któregoś z wodzów Zlewu. Wysunął on pomysł, by na czele lewicy stanął Biedroń. Ten ostatni z entuzjazmem oznajmił że chętnie odda się lewicy do dyspozycji. No cóż, nie znając slangu dark room’ów, nie wiedzieliśmy, że czynność ta nazywa się dyspozycją. Ale byłaby to piękna puenta do złotej myśli małego Lesia, że ważne jest, jak mężczyzna kończy. Gdyby lewizna wybrała ten wariant, zreformowana partia powinna chyba przyjąć nazwę Całkowicie Wyemancypowana Eklektyczna Lewica.

Stary Niedźwiedź i Flavia de Luce

Dzisiejszy odcinek poświęcony ubogacaniu kulturowemu społeczności europejskich przez muzułmanów dedykuję wszystkim zwolennikom multi-kulti, a w szczególności feminazistkom pokroju Szczuki i jej podobnych.
Ciekawe jakie działania mają zamiar podjąć niejakie Glac, Szczuka czy Skrzeczyszyn, aby „wytłumaczyć” te elementy "kultury" uchodźców? Czy te wyroby kobietopodobne raczej wolą przemilczeć te niewygodne fakty w imię swojej religii zwanej poprawnością polityczną?

Uwaga! Materiały drastyczne! Co wrażliwsze feminazistki i lewaków uprasza się o udawanie, że problem nie istnieje i nigdy nie zostanie przywleczony do Europy.







 



 Tie Fighter

 P.S.

Po dokładnym przestudiowaniu listy posłów klubu Kukiz'15 musimy skorygować informację o jego politycznym składzie. Jest w nim sześć osób o rodowodzie konserwatywno - liberalnym (w większości "kolibrów"), pięciu narodowców i dwóch republikanów. Poza nimi w skład klubu wchodzą przedsiębiorcy, eksperci z zakresu logistyki, obronności i ekonomii, społecznicy, jest i były dyplomata. Prawie wyłącznie ludzie z wyższym wykształceniem, niektórzy ze stopniami naukowymi poważnych wydziałów wyższych uczelni. Jedyną postacią nie budzącą naszego entuzjazmu jest niejaki "Liroj". Za naszą pomyłkę, przeszacowującą liczbę narodowców, a niedoszacowującą liberałów, bardzo przepraszamy.
I pomijając wspomniany wyjątek od reguły, nie możemy nie zabić śmiechem gdakania dochodzącego z pewnego kur(w)nika, insynuującego, jakoby klub Kukiza był palikociarnią bis, a beztrosko powielanego przez rożnych jarmarcznych oszustów. Ale co się dziwić gdakaniu, które właśnie mianowało Geniusza Żoliborza "największym politykiem dwudziestego pierwszego wieku". Marny to komplement, biorąc pod uwagę, co media KRLD pisały o dynastii Kimów. W Korei tak beznadziejny wazeliniarz na pałeczki do ryżu by nie zarobił.

Stary Niedźwiedź i Flavia de Luce