poniedziałek, 31 grudnia 2018

Oby ten 2019

Nie sposób roku 2018 nie zakończyć życzeniami na nastepny, który nastanie za niecałą godzinę. Oby ten Nowy Rok nie był gorszy od mijającego. Wprawdzie w propagandę sukcesu w wykonaniu Morawieckiego juniora, zapewniającego że "tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco" inżynierowi nie wypada bezkratycznie wierzyć, ale widać pozytywne symptomy. Mimo wszystko pobożni socjaliści, przy wszystkich wadach wyznawanej przez nich ideologii, nie są zapiekłymi w nienawiści wrogami Polski i Polaków, jak ewidentnie ma to miejsce w przypadku szajki volksdeutschów, której przewodzi Szityna, a z Brukseli wspomaga ją Chyży Rój. Wszystkim Czytelnikom życzymy, by nadal intensywnie użytkowali swoje mózgi i co najmniej z nieufnością podchodzili do opinii tzw. autorytetów, a już zwłaszcza tych z tytułami profesorskimi. Odkąd pewien dureń, nie odrózniający prawa cywilnego od konstytucyjnego, próbował wytoczyć panu prezydentowi Dudzie proces w trybie cywilnym za rzekomy delikt konstytucyjny, mozna tylko żałować, że aż takiemu nieukowi nie da się anulować wszystkich stopni i tytułów naukowych i zawodowych i cofnąć tumana na III rok prawa. To samo można powiedzieć o gównym ekonomie Przestępczości Organizowanej, który nie odróżnia procentów od punktów procentowych. A skoro takie coś skutecznie habilitowało się w SGH, chyba rację miał pewien Ślązak. Który pytany o pisownię skrótu nazwy tej uczelni, wytłumaczył (przytaczam w wersji fonetycznej):
S jak Zigmunt, G jak psiniec, H jak ciulik.

A w życiu prywatnym wszystkim szanownym Czytelnikom życzę:
- po pierwsze, zdrowia
- po drugie, zdrowia
- po trzecie, pogody ducha
- i po czwarte, jeszcze raz pieniędzy

Stary Niedźwiedź

niedziela, 23 grudnia 2018

Życzenia wciąż te same

Szanowni Czytelnicy

Święta Bożego Narodzenia mają co najmniej trzy składowe: religijną, polska i rodzinną, choć rozdzielanie tych dwóch ostatnich może sie wydać sztuczne.
Czym dla chrześcijan jest ta pierwsza, nikomu z naszych Gości tłumaczyć nie trzeba.
Są to również, przynajmniej w mojej ocenie, najbardziej polskie święta. Obchodzone nie tylko przez chrześcijan różnych konfesji czy ludzi niewierzących o prawicowym światopoglądzie. Nie ma nic przeciwko nim również i znany mi mahometanin, czyli wspomniany niegdyś na tym blogu dr inż. Idris A. Od wielu lat żonaty z Polką i jako człowiek inteligentny, mieszkający oczywiście w Polsce. Jak sam powiedział, choinkę, opłatek, życzenia i prezenty odbiera jedynie w warstwie kulturowej jako miłe elementy polskiej obyczajowości a wigilijne postne menu wręcz bardzo mu smakuje. Zatem całość w niczym mu nie przeszkadza, jak to usiłują wmówić ateotalibańskie debile i inne postępackie anencefale.
Zaś komponent rodzinny polega przecież na tym, by wykorzystać te wolne dni na nadrobienie zaległości w okazywaniu należnych uczuć tym wszystkim, na których nam zależy.
Tradycja utrzymuje, że w wigilijną noc nawet zwierzęta przemawiają ludzkim głosem. Co prawda rożne lewackie stwory czynią to przez cały rok, tym nie mniej i im życzę, by te dni spędzili po swojemu. Czyli jak to pokazał pan Sylwester Chęciński, godny następca Jana Długosza PRL czyli mistrza Barei, podzielili się jajeczkiem, zjedli golonkę i zaśpiewali "Padmoskowskije wiecziera".

A wszystkim Szanownym Czytelnikom życzę zdrowych, rodzinnych, ciepłych i szczęśliwych Świąt Narodzenia Pańskiego. Z środkiem ciężkości przesuniętym od żołądka w stronę serca.

Stary Niedźwiedź

czwartek, 13 grudnia 2018

Totalna Targowica, Justytutki i inny POstKOmunistyczny POmiot

W Warszawie ustawa o dekomunizacji nazw ulic była skutecznie sabotowana przez szajkę Gronkowca Walcującego, czyli samonierząd Prestępczości Organizowanej. W tej sytuacji wojewoda mazowiecki wydał rozporządzenie zastępcze, usuwające z nazw warszawskich ulic nazwiska odrażających komunistycznych kanalii i czyniac tychże ulic patronami osoby tak tego godne, jak choćby Zbigniew Herbert, Danuta Siedzikówna, Anna Walentynowicz, Zbigniew Romaszewski, Jacek Kaczmarski czy Grzegorz Przemyk.
Ale Przestępczość Organizowana wykazała, że jest godnym spadkobiercą nie tylko targowiczan, ale i czerwonych kanalii na żołdzie Stalina. Wezwała na pomoc tzw. justytutki i jedna z nich wydała "wyrok" przywracający warszawskim ulicom poprzednich patronów. Ludzkie panisko, koniec końców to coś mogło kazać przywrócić Placowi marszałka Józefa Piłsudskiego starą nazwę Adolf Hitler Platz, ale nie kazało. Dla Szmatławer Zeitung pewny kandydat na kolejnego "ludzia honoru" skoro dwóch największych poprzednich już zdechło.
W tej sytuacji każdego platfusa, a już na pewno zamieszanego w działalność ich warszawskiej szajki, nazwać muszę połączeniem przymiotnika "czerwona" z pewnym rzeczownikiem. Którego tu nie zacytuję, bowiem nie mam zamiaru obrażać takim porównaniem kobiet zarobkujących na poboczach tuskostrad. O czytanie blogów wprawdzie ich nie podejrzewam, ale gdyby tak sie stało, mogłyby nająć Konia Który Mówi i zawracać mi głowę procesem.

A co się tyczy łajdaków, którzy mają czelność zakładać na szyję łańcuchy z orłem, powiem krotko. Recep Tayyip Erdoğan potrzebny od zaraz, warunki do uzgodnienia. Bo on nie wahał się wsadzić do pierdla kilka tysięcy ich tureckich kamratów. A wszelkie France nawet nie próbowały nań szczekać, wiedząc dobrze, że usłyszałyby w odpowiedzi co najwyżej "fuck out!".

Stary Niedźwiedź

niedziela, 9 grudnia 2018

Kabaret w szpitalu psychiatrycznym

Ostatnio politycy specjalnej troski zafundowali Polakom solidną dawkę śmiechu.
Najpierw niejaka Gaciuk - Pechowicz (mam dla niej odrobinę wyrozumiałości, bowiem to jej mąż pozbawił tę bandę durniów dotacji budżetowej) doszła do odkrywczego wniosku, iż startując do eurokołchozowego parlamentu z listy Nowodebilnej, szansę na eurodiety i euroemeryturę ma równie wielkie, jak niejaki Rycho VI na nagrodę Nobla z ekonomii. A w tzw. Koalicji Obywatelskiej gangster Shityna zaoferuje jej miejsce  z końca listy, czyli
"niewchodzące". Więc wywinęła fikołka i przeflancowała się do Przestępczości Organizowanej, zabierając ze sobą szóstkę kamratów. Efekt jest taki, że liczebność nowodebilnej trzódki spadła poniżej piętnastki, a zatem przestała ona być klubem sejmowym i stała sie tylko kołem, i to niewątpliwie szóstym u sejmowego wozu. 
Rzekoma dochtór matematyki, ograna przez prymitywnego rzezimieszka niczym chłop na jarmarku w trzy karty, nazwała byłą kumpelę i pozostałe szczury, które uciekły z tonącej łajby, zdrajcami. Czyli nie  dosyć, że ten marny kabaret to byli mowiąc po sienkiewiczowsku Petru, Lubnauer i kamieni kupa. Do tego jeszcze Shityna ukradł teraz te kamienie. Niejaki Meysztowicz, ze zdziwieniem godnym dziecka, dotkniętego niedorozwojem mózgu, powiedział w wywiadzie, że sądził iż PO zależy na silnej Nowośmiesznej. No cóż, okazuje się że anencefalia nie jest wadą śmiertelną. Zawsze można z takową ułożyć sobie życie i zostać genderowcem lub członkiem kolejnej powołanej do życia przez komunistyczne służby wylinki, takiej jak poprzednio Ruch Podtarcia Palikota a obecnie właśnie Nowodebilna.
Pani dochtór rzekomo odbyła rozmowę z Kukizem w sprawie "wypożyczenia" jednego posła (a być może wkrótce potrzeba będzie już dwóch czy trzech), by uratować status klubu. Jeśli to prawda to wódz K'15 musiał wtedy być pod wpływem ducha. I to na pewo nie Ducha Świętego lecz takiego zwykłego, którego łacińska nazwę spiritus pisze się z małej litery. Plotki mowiły, że tym kołem ratunkowym miał być pan poseł Tomasz Rzymkowski, który dobrze się spisuje jako wiceszef komisji sejmowej d/s Amber Gold. Ale on sam jasno powiedział, że wolałby zrezygnować z mandatu posła, niż znaleźć sie w takim towarzystwie. Widocznie boi się, iż w celu dostosowania go do standardów trzódki Lubnauer, zostałby poddany obowiązkowej lobotomii.
A dzisiaj rozpoczęła się, za przeproszeniem, konwencja nowotworu Rycha VI, którego nazwy sam wódz nie jest pewny, ale ponoc zwie się Teraz! Impreza odbywa się w Praskim Centrum Koneser, co należy uznać za rozrzutność, bowiem w zupełnosci  wystarczyłoby zestawić kilka stolików w jakiejś knajpce. Wódz chce likwidować niemal wszystko, z 500+ na czele, czyli program w dużej części ściągnął od niejakiego Kononowicza. I jak sam powiedział, nie boi się iść pod wiatr i wie, jak wiele czeka go wyzwań. No coż, jak na razie jedynie sika pod wiatr, z oczywistymi tego konsekwencjami. A co się tyczy czekających go wyzwań, z racji deklarowanego przezeń wejścia do strefy euro, chyba najłagodniejsze brzmi "ty głupi ciulu!".
Wprawdzie do Wigilii jeszcze dwa tygodnie, ale skoro tak dziwne stwory już przemawiają ludzkim głosem, kierując się  chrześcijańskim miłosierdziem, mam dla nich dobrą radę. Załóżcie kabaret i ze śmiertelnie poważnymi minami ogłaszajcie widowni swój "program". Ludziska popłaczą się ze śmiechu i będą walić jak w dym. A z wpływów za biletry szybko spłacicie te dwie bańki z odsetkami.

Stary Niedźwiedź

niedziela, 2 grudnia 2018

Użyteczni idioci

W ostatni czwartek przypadła 188 rocznica nieszczęścia, jakim bez wątpienia (przynajmniej dla ludzi myślących) był wybuch Powstania Listopadowego. Ówczesne polskie elity nie potrafiły odkręcić awantury, wszczętej przez kilkudziesięciu konspiratorów oraz stu sześćdziesięciu podchorążych, podbechtanych do niej przez swojego instruktora porucznika Piotra Wysockiego, zagrożonego aresztowaniem. Do dzisiaj wielu rodaków ma ciepły stosunek do tej absurdalnej awantury, której efektem była utrata:
1. Własnej konstytucji i parlamentu (Rosja niczego takiego nie miała)
2. Polskiego wojska z polską komendą i polskim korpusem oficerskim
3. Polskiej administracji z polskim językiem urzędowym
4. Polskiego sądownictwa z polskim językiem urzędowym
5. Polskiego szkolnictwa, w skład którego wchodziły też trzy wyższe uczelnie i trzy szkoły oficerskie
Pożar ten próbowało ugasić kilku strażaków, oficerów o nieposzlakowanej przeszłości, bohaterów kampanii z roku 1792, Insurekcji Kościuszkowskiej i wojen napoleońskich. Którzy zrobili dla Polski nieporównanie więcej, niż wszyscy konspiratorzy czy "dyktatorzy" narodowych szaleństw, mających miejsce pomiędzy Kongresem Wiedeńskim a wybuchem Pierwszej Wojny Światowej. Byli nimi:
1. Generał artylerii i senator Królestwa Kongresowego hrabia Maurycy Hauke
2. Jego szef sztabu, pułkownik Filip Meciszewski
3. Generał brygady Józef Nowicki
4. Generał brygady Ignacy Blumer
5. Generał piechoty i senator Królestwa Kongresowego hrabia Stanisław Potocki
6. Generał brygady Stanisław Trębicki
7. Generał brygady Tomasz Siemiątkowski

o czym pisaliśmy dwa lata temu w cyklu artykułów poświęconych temu powstaniu.

https://antysocjalbis.blogspot.com/2016/11/dzien-trepa-czyli-noc-swirow-powstae-na.html

https://antysocjalbis.blogspot.com/2016/11/cui-bono.html

Wszyscy oni zostali tej nocy zastrzeleni przez młokosów, których nauczono posługiwania sie karabinem, natomiast myślenie szło im jak po grudzie. Ta ostatnia cecha dotyczy też i niejakiego Androniego Macierenki, który tych smarkaczy stawiał za wzór dzisiejszym słuchaczom szkół oficerskich.
Ale to trwające dziesięć miesięcy szaleństwo przyniosło też bardzo wymierne zyski, tyle tylko, że Wielkiej Brytanii i Belgii, a być może również i Francji oraz Prusom. Bowiem Rosja, zaangażowana w tłumienie powstania, musiała:
1. Zrezygnować ze zdobycia reszty dzisiejszego Uzbekistanu i wyjścia do granicy z Afganistanem, nad którym Anglicy nie mieli wówczas jeszcze kontroli.
2. Zrezygnować z "zaprowadzenia porządku" w Belgii.
3. Zaniechać przemarszu przez Prusy, który mógłby stać się zapalnikiem rozruchów w Wielkim Księstwie Poznańskim (sytuacja Polaków w Kongresówce było przedmiotem marzeń Wielkopolan).
Poza tym rozwijająca się w dużym tempie produkcja przemysłowa Staropolskiego Okręgu Przemysłowego wypierała z chłonnego rynku rosyjskiego znacznie droższe towary brytyjskie (wywiad przemysłowy księcia Franciszka Druckiego-Lubeckiego działał znakomicie). Zaś zboże z Kongresówki było znacznie lepsze i tańsze od brytyjskiego. Rosyjskie represje ekonomiczne po stłumieniu powstania były zbawienne dla wyspiarskiej gospodarki. Dlatego też listopadowych podpalaczy premier Charles Grey miał pełne prawo nazwać swoimi użytecznymi idiotami.
Co skłoniło mnie do przypomnienia tego aspektu? Otoż 28 listopada na mój mail wpłynął list fundacji Jeden Z Nas, pod którym podpisal się pan Jakub Bałtroszewicz. Pisze w nim, że partia rządząca nie może już liczyć na jego głos bowiem nie poparła ślepo i bezwarunkowo akcji Zatrzymaj Aborcję. Czyli nie raczyła popełnić wizerunkowego samobójstwa i zagwarantować Totalnej Targowicy powrót do władzy w przyszłorocznych wyborach. Kwintesencją tego markizmu-jurkizmu są jego słowa:

Jeżeli jesteście dobrą zmianą, na którą wszyscy czekaliśmy, to dlaczego w najważniejszej dla nas sprawie pozostajecie jak wszyscy inni? Tak potrzebna Polsce zmiana musi mieć swoje zakorzenienie w szacunku dla życia drugiego człowieka!

Czytelnicy Antysocjala na pewno nie moga uważać mnie za bezkrytycznego kibola PiS. Gdy partia ta lub wyłoniony przez nią rząd popełnia głupstwo, nie waham się tego wytknąć. Ale przy wszystkich swoich licznych zastrzeżeniach, jako realista, zdaję sobie sprawę z tego, że przy obecnym układzie sił (a już na pewno po sromotnej klęsce Pawła Kukiza pod Żytalitrem) na żaden lepszy rząd nie można liczyć. Za to o znacznie gorszy bardzo łatwo. Zatem wszystkich świętojebliwych talibów pytam:
Chcecie jednopłciowych "zwiąków partnerskich" i pedalskich adopcji, które POstępactwo uchwali z entuzjazmem nawet bez rozkazu fuehrerowej z Berlina czy jej pachołków z Brukseli? Naprawdę? No to róbcie tak dalej!

Stary Niedźwiedź

sobota, 24 listopada 2018

Aspern czy Berezyna?

Podczas kampanii austriackiej w roku 1809 wojska Napoleona (oczywiście tego prawdziwego) dotarły do Dunaju. 21 maja cesarz rozpoczął przeprawę z zamiarem zajęcia Wiednia, ale gdy na drugim brzegu znalazła się trzecia część jego dziewięćdziesięciotysięcznej armii, siedemdziesięciopięciotysięczne oddziały arcyksięcia Karola Ludwika przypuściły energiczny atak. Wprawdzie w nocy Francuzi zwiększyli swe siły na tym brzegu do 60 tysięcy, ale gdy 22 maja doskonale rozmieszczona artyleria austriacka zaczęła dziesiątkować Francuzów, cesarz nakazał odwrót za rzekę. W bitwie tej straty francuskie wyniosły ok. 30 tys., zaś austriackie 24 tys.
Aspern było pierwszą porażka Napoleona w bitwie, tym nie mniej po lipcowym zwycięstwie pod Wagram Austria uznała się za pokonaną a V koalicja antyfrancuska podzieliła los swoich poprzedniczek.
W ostatnich dniach listopada 1812 wracające z Moskwy resztki Wielkiej Armii, złożone już tylko z trzydziestu kilku tys. żołnierzy zdolnych do walki oraz mniej więcej takiej samej liczby maruderów z nieistniejących już jednostek, dotarły do rzeki Berezyny w okolicy miasta Borysowa (obecna Białoruś). Rosjanom atakującym po obydwu stronach rzeki siłami ok. 40 tys.  udało się zniszczyć broniony przez dywizję gen. Dąbrowskiego most. Francuscy oraz polscy saperzy, stojąc nierzadko po szyję w lodowatej wodzie, musieli zatem zbudować nowy, po którym niedobitki wojsk napoleońskich przeprawiły się przez rzekę i ruszyły w kierunku Wilna. Straty francuskie wyniosły ponad 30 tys., w części maruderów, rosyjskie 14 tys. Podkreślić należy więcej niż znaczący udział w tej bitwie ok. 9 tys. żołnierzy polskich, którzy kosztem 3 tys. poległych, odpierając kolejne ataki Rosjan, umożliwili budowę wspomnianego mostu. Po bitwie tej w armii cesarza zdolnych do walki było już tylko kilka tysięcy żołnierzy.
A potem była Bitwa Narodów pod Lipskiem i koniec epopei napoleońskiej.
Dlaczego o tym piszę?
PiS rozpoczął w swoim już tradycyjnym stylu walkę z organizacjami przestępczymi w rodzaju Themis czy Justytucji. Wszystkim wieszającym psy na PAD za jego zawetowanie ustawy o Sądzie Najwyższym trzeba przypomnieć, że dostał do podpisu koszmarny szajs prawny (nazwanie tego bublem byłoby niezasłużonym komplementem) którego poszczególne paragrafy wzajemnie się wykluczały. Ale i panu prezydentowi mam za złe to, że zamiast odepchlić ten syf i ewentualnie dla picu pozmieniać mało istotne szczegóły, kazał opracować całkowicie nową wersję ustawy o znacznie stępuionym ostrzu.
Dalszy ciąg był oczywisty. Ladacznice w togach i z łańcuchami zaczęły krążyć niczym komety między mediami szkopskimi, francuskimi oraz polskojęzycznym, finansowanymi .przez kanalie pokroju Sorosa. Wszelkie Guje (czyt. Huje) i France wyły niczym wszystkie kojoty na amerykańskich preriach razem wzięte. A Franca nawet zaskarżyła Polskę do TSUE.
Tu trzeba przypomnieć, że jak do tej pory, Grecja olała „wyroki” tego nędznego kabaretu 11 razy, Włochy 10 razy, Hiszpania 7 razy, Portugalia 5 razy a Szwecja, Belgia, Irlandia i Luksemburg po 2 razy. Niemcy nie musiały tego robić ani razu, bo od czasu, gdy Trybunał Konstytucyjny IV Rzeszy orzekł, że prawo niemieckie ma pierwszeństwo przed jakimikolwiek eurowygłupami, ów mieszczący się w Luksemburgu cyrk (ponad 2 tys. urzędasów, roczny budżet prawie 360 mln. €) w stosunku do rasy panów zachowuje się niczym peerelowski milicjant, kończący swój raport z przyłapania w parku kopulującej w krzakach parki słowami:
- Wezwałem ich do rozejścia się, na co mężczyzna odpowiedział mi „odpierdol się”, co też niezwłocznie uczyniłem.
Po raz pierwszy zaniepokoiłem się, gdy robiący za szefa MSZ Jacek Czaputowicz, godny następca Dupy Wołowej Z Uszami, zapowiedział, że Polska uszanuje KAŻDY wyrok TSUE. Na efekt tej bramki samobójczej nie trzeba było długo czekać. Jakaś hiszpańska sędzina jednoosobowo zażądała od Polski, jako zabezpieczenia procesowego, natychmiastowego przywrócenia do pracy wszystkich sędziów Sądu Najwyższego, odesłanych na emeryturę z powodu przekroczenia 65 roku życia. Nie był to nawet wyrok tego TSUE.
A co nastąpiło potem, wszyscy wiemy. Rządząca większość świńskim galopem spełniła to żądanie, zmieniając ustawę o SN. Co będzie dalej, nie trudno zgadnąć. Eurolewactwo poczuło krew i już nie popuści, skoro widać i czuć, że Napolion i jego wojsko już popuściło, i to nie tylko w sferze legislacyjnej.
Całe szczęście, że obecna siła przewodnia nie ma większości konstytucyjnej. Bowiem te wszystkie trele morele, mówiące o tym, że konstytucja jest w Polsce najwyższym aktem prawnym, zaś prawo stanowi parlament, mogłyby zostać uzupełnione o ważny punkt, de facto już obowiązujący, o treści:
"O ile jakaś lewacka europinda nie rozkaże, że ma być inaczej".

11 listopada pan prezydent Duda w swym pełnym patosu przemówieniu zapewniał, że polska flaga jest biało-czerwona i nigdy nie będzie ani czerwona, ani biała. Wiele wskazuje na to, że owo nigdy trwało aż dziesięć dni.
Nawet nie wiecie Państwo, jak bardzo chciałbym sie mylić.

Stary Niedźwiedź

poniedziałek, 12 listopada 2018

Czy aby na pewno ten trzeci?

Przepychankom związanym z setną rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości przyglądałem się ze spokojem ze swojej mazurskiej siedziby. A kilka słów komentarza zamieszczam dopiero dzisiaj, gdy Szkopy z Tmobile raczyły wreszcie dać zasięg na tyle porządny, że z pomocą anteny dachowej modem pracuje "na jedną kreskę".
W niczym nie zaskoczyły mnie rozpaczliwe wysiłki złodziejki kamienic na wylocie (jak widać, z organizacji przestępczych nie tylko Camorra dopuszcza kobiety do stanowisk kierowniczych), by nie dopuścić do przejścia przez Warszawę Marszu Niepodległości. Wielkim a zarazem miłym zaskoczeniem była decyzja warszawskiego sądu, który wyśmiał "argumenty" rzekomej profesor prawa i wykazał, że nie ma ona cienia bladego pojęcia o treści konstytucji, którą Przestępczość Organizowana, kodomici, UBwatele i pomniejsza swołocz z taka lubością wycierają sobie otwory gębowe.
Z pewnym niesmakiem odebrałem niesnaski między panami PAD i PMM a organizatorami marszu. Na szczęście doszło do porozumienia, prezydent i premier w końcu przestali panicznie bać się tego, co o ich udziale powiedzą różne Guje,  France i inny eurokołchozowy kryptolewacki kał. Zaś szeroko rozumiane organizacje narodowe zrezygnowały z manifestowania swoich symboli partyjnych. I marsz pobił wszelkie dotychczasowe rekordy frekwencji, bowiem uczestniczyło w nim ćwierć miliona ludzi. A sralonowe merdia z braku laku musiały, nie sposób zliczyć, który to już raz, posłużyć się zdjęciem fałszywką, przedstawiającym neofaszystów, tyle tylko, że we Włoszech.
Chyży Rój, Shityna i reszta gangu oczywiście też chcieli zaistnieć, więc rano 11 listopada złożyli kwiaty pod warszawskim pomnikiem Józefa Piłsudskiego. Próbowali nawet zaśpiewać hymn Polski, lecz w odróżnieniu od przedszkolaków, znających całą jego treść, POlegli na czwartej zwrotce. No cóż, nie każdy zna hymn obcego państwa. Jestem pewny, że Deutschland, Deutschland über alles zaśpiewaliby poprawnie zbudzeni w środku nocy. A Chyży Rój zapewne pamięta dziadziusiowe nauki, więc i z Horst Wessel Lied by sobie POradził. Niestety marszałek nie zabawił się w donjuanowskiego komandora, nie zszedł z cokołu i nie wytrzaskał po targowickich mordach.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami, zarówno w przemówieniach oficjeli PiS, jak i w państwowych mediach, nazwisko Józefa Piłsudskiego odmieniano przez wszystkie przypadki. O Romanie Dmowskim szczęśliwie też wspominano. Ale już Ignacego Jana Paderewskiego zepchnięto do drugiego szeregu, wymieniając jego nazwisko jednym tchem z Wincentym Witosem i Ignacym Daszyńskim, co trudno nazwać inaczej, niż mieszanką bezczelności i ignorancji.
Ignacy Jan Paderewski, jako osoba powszechnie znana w całym cywilizowanym świecie, miał swobodny wstęp na polityczne salony, do drzwi których Roman Dmowski musiał się z różnym skutkiem dobijać, zaś mało komu znanego brygadiera po prostu by tam nie wpuszczono.
W roku 1910, w pięćsetną rocznicę bitwy, ufundował Pomnik Grunwaldzki, w którego odsłonięciu w Krakowie uczestniczyło 150 tys. ludzi. A według austriacjiego spisu z roku 1900, cała ludność miasta liczyła wówczas nieco ponad 90 tys.
Jego wyłączną zasługą jest to, że w swoich słynnych czternastu punktach, przedstawiających stanowisko Stanów Zjednoczonych w sprawie powojennego ładu w Europie, prezydent Thomas Woodrow Wilson w punkcie trzynastym wymienił powstanie niepodległego państwa Polskiego z dostępem do morza. 

Przybycie Paderewskiego do Poznania stało się impulsem do wybuchu 27 grudnia 1918 Powstania Wielkopolskiego, obok III Powstania Śląskiego jedynej w dziejach Polski insurekcji, która miała realne szanse powodzenia, zaś szanse te zostały wykorzystane, co zakończyło sie sukcesem.
Po przybyciu do Warszawy Ignacy Jan Paderewski skutecznie mediował między Józefem Piłsudskim i Romanem Dmowskim, co doprowadziło do powołania w styczniu 1919 rządu, na czele którego stanął, obejmując w nim jednocześnie tekę ministra spraw zagranicznych. Wraz z Romanem Dmowskim aktywnie uczestniczył w pracach konferencji pokojowej, zakończonej podpisaniem Traktatu Wersalskiego.
Podczas wojny sowieckiej podjął w Stanach Zjednoczonych starania o sformowanie jednostek ochotniczych do walki z bolszewikami. Zaowocowało to powstaniem  polsko-amerykańskiej Eskadry Lotniczej im. Tadeusza Kościuszki, która aktywnie wsparła dopiero powstające w bólach polskie lotnictwo wojskowe.
Ponieważ szanowni Czytelnicy przyzwyczaili się już do zamieszczanych na Antysocjalu anegdot historycznych, na zakończenie służę takową.
Po przybyciu w roku 1919 na konferencję do Paryża, Paderewski udał się z niezapowiedzianą wizytą do premiera Francji Georgesa Clemenceau. "Stary tygrys" oczywiście natychmiast go przyjął (jakiemukolwiek innemu polskiemun politykowi na pewno by to nie groziło) i powitał słowami:
- Czemu zawdzięczam przyjemność wizyty mistrza?
- Przychodzę do pana nie jako pianista, lecz jako premier polskiego rządu - odpowiedział Paderewski.
I tu Clemenceau, moim zdaniem ostatni z wielkich francuskich polityków (Charles de Gaulle to już nie ten kaliber), wykazał klasę, tuszując swą gafę słowami:
- Mistrzu, pan został premierem? Moj Boże, co za upadek!
Marginalizowanie roli Ignacego Jana Paderewskiego w odzyskaniu przez Polskę niepodległości, dokonywane przez fan klub Józefa Piłsudskiego, ani trochę mnie nie dziwi. W końcu jak na szalikowców przystało, usiłują wmówić, że ich idol był jedynym twórcą niepodległości. Ale nabieranie wody w usta przez narodowców mogę skomentować tylko w jeden sposób:
Panowie, jak wam nie wstyd?

Stary Niedźwiedź

piątek, 2 listopada 2018

Uroki imigracji

Zupełnie nieoczekiwanie, największy problem współczesnego świata, czyli zjawisko niekontrolowanej imigracji, dzięki szybkiemu wzrostowi gospodarczemu, dotarło również do Polski.
To, że mocarstwom europejskim nie udało się przerzucić watah afrykańsko-bliskowschodniego najazdu na Europę, do naszej części Europy, zawdzięczamy tylko i wyłącznie nieporównywalnie niższemu socjalowi dla kolorowych nierobów, w porównaniu z zachodnią Europą.

Niemniej staliśmy się bardzo atrakcyjnym miejscem dla wszystkich, którzy chcą pracować i zarabiać. Szczególnie dla tych, którym banksterka międzynarodowa demoluje ich własne kraje, zwłaszcza Ukrainę po tzw Majdanie. Niemniej obcokrajowców, również kolorowych przybywa w postępie geometrycznym. To zjawisko wielu niepokoi, garstkę cieszy. Przemieszczanie się ludności w tak dużych ilościach, zawsze i wszędzie wywołuje niepokoje i obawy.

Szczęście Polski i Polaków w tym zamęcie polega na tym, że do nas przybywają ludzie DO PRACY. A nie drenować socjal. Ci ludzie przyczyniają się do wzrostu polskiego dobrobytu, podnosząc wartość dodaną polskiego PKB. Takie są fakty.

Pozostaje kwestia wielokrotnie podnoszona, kto tych ludzi do nas sprowadza. Oczywiście przesączeni nienawiścią do tej władzy, winią PIS, który obiecywał że żadnych uchodźców w Polsce nie będzie. I przecież, póki co, poza odsyłanymi nam z Niemiec i Szwecji Czeczeńcami, którzy czmychnęli z naszego gościnnego kraju(sprowadzonymi jeszcze przez PO), nie mamy problemu z uchodźcami. Oczywiście łajdaki od Sorosa wciąż koczują na granicy z Białorusią i próbują ściągnąć nam na głowy 'uchodźców' z postsowieckich państw muzułmańskich, jednak głównie Czeczenów. Czeczenów, którzy pokonują tysiące kilometrów przez , podobno, śmiertelnie im wrogie terytorium rosyjskie, aż do granicy Unii Europejskiej, gdy mają raptem kilkadziesiąt kilometrów do przyjaznej im, islamskiej Turcji. Ale podobno to powojenna trauma tam i żyroskop im się myli. Trauma wojny, która zakończyła się kilkanaście lat temu.
Ale pomińmy milczeniem zabiegi płatnych zdrajców, bo świętoszkowaty PIS nie ma zamiaru z tym draństwem nic zrobić, więc będą Polsce i Polakom szkodzić nadal bez żadnych konsekwencji.

Pracowników z Ukrainy  ( w mniejszych ilościach z Mołdawii czy Białorusi) sprowadzają do Polski ..... polscy pracodawcy. Tak jak na tym ogłoszeniu. Polscy pracodawcy potrzebują wielu pracowników zarówno do prac prostych, jak i fachowców. Dzięki temu ja mogłem wrócić. Ja nie zapomnę komu zawdzięczam, że mogłem wrócić, tu zarabiać i żyć jak człowiek U SIEBIE. Co więcej, nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy wciąż w UK siedzą. Garstka ludzi zarabiających ponad 2 tysiące funtów netto, to kilka procent rodaków w Anglii. Zresztą nawet ja zarabiając 2500/mc nie dałbym 1600 funtów za samo mieszkanie. A tyle w Londynie ta przyjemność kosztuje. Jeśli się nie kwalifikuje pod opiekę społeczną. Pewnie dlatego tam jeszcze siedzą, bo Anglia pod rządami konserwatystów, wcale nie jest mniej socjalna niż pod rządami labourzystów. Zdecydowana większość rodaków zarabia nieco ponad 1000 netto. Czyli 4 500 złotych. Za takie pieniądze to ja bym w Polsce nie pracował, a cóż dopiero w dużo droższej Anglii. Ale jeśli oglądają tylko TVN lub czytają GW, no to GWno o sytuacji w Polsce wiedzą. Może i lepiej że za grosze służą obcym, niż mieliby w Polsce na dzwonek szczujni dyszeć nienawiścią dla władzy, która oddaje Polskę Polakom....

Padają zarzuty, że nie sprowadzamy repatriantów z Syberii czy Kazachstanu i zamiast tego sprowadzamy Ukraińców. Hmmm. Sprowadzamy repatriantów. W niewielkich ilościach, ale też niewielu już ich tam zostało. Potomków repatriantów to ja spotykałem, gdy pracowałem ponad rok na Syberii. Może pech, ale spotykałem ludzi o bardzo polskich nazwiskach, potomków zesłanych Polaków, ale ci już byli całkowicie zrusyfikowani. O znajomości języka polskiego możemy zapomnieć. Wielu nie potrafiło nawet poprawnie wymówić swojego nazwiska.
Tym ludziom daje się kartę Polaka, a później się dziwimy, że przyjeżdżają jacyś 'Ruscy'. Dziwić się mogą tylko ci, którzy nie znają życia. Sprowadzić całe rodziny ok. Możemy. Zróbmy zrzutkę. Trzeba tym ludziom zafundować bilety lotnicze, kupić jakiś dom, jakoś wyposażyć ten dom. Trzeba im zapewnić naukę języka polskiego, nauczyć przydatnych kwalifikacji, znaleźć im pracę.
Można to też zrobić za pieniądze podatnika, ale przecież wrogowie socjalu i obniżenia podatków się na to nie zgodzą! Zatem co robić? No to firmy z nożem na gardle, bo nie ma kto na budowach, w fabrykach pracować, robią to, co najbardziej racjonalne. Sprowadzają pracowników z innych państw. Pracownicy ci sami sobie zapłacą za wizę, kupią bilety, znajda sobie miejsce do spania, zapłacą za swoje utrzymanie i płacą podatki oraz ZUS.
Mimo, że sprowadzają ich sporo, to wciąż jest wiele wakatów. Jadąc z pracy czy do pracy, staram się omijać zakorkowaną permanentnie ulicę Puławską, zatem jadę opłotkami, gdzie są dziesiątki hurtowni, magazynów, fabryk itp. Na co trzecim wielkie banery, że szukają pracowników. Wiszą te banery miesiącami. I ludzi brakuje. Biznesmeni tracą pieniądze i możliwości zarobku.
Każdemu, kto sprzeciwia się sprowadzaniu obcych pracowników, życzyłbym aby teraz musiał kupić lub wynająć mieszkanie czy dom. Ceny oszalały. proszę mi wierzyć. Buduje się za mało i za wolno. Jeszcze rok temu wynajmowałem mieszkanie na Żoliborzu za 1700 zł/mc. Teraz podobne kosztuje 2200. Dlaczego tak się dzieje? Bo buduje się za mało i za wolno. Bo firmy budowlane nie mają kim pracować. Jakie są inne propozycje?
Sprowadźmy polskich budowlańców z Niemiec, Austrii czy Anglii. Ok. I co? Damy im taki sam socjal jak mają w tamtych państwach? Z 500 + się śmieją. Bo to grosze w porównaniu z tym co dostają od konserwatywnych i prawicowych rządów w tamtych stronach.No i zarobki wciąż o połowę wyższe nominalnie są tam. Poza tym, jak wolnorynkowcy chcą przekonać polskiego prywatnego pracodawcę, aby płacił swoim pracownikom 2000 tysiące euro? Gdy pracodawca woli płacić pracownikom ze wschodu 2000 złotych? Bo tylko wtedy biznes mu się opłaca.
Poza tym, gdyby w Polsce ludzie zarabiali stawki zachodnioeuropejskie, pomijając już nasze PKB, to w ramach swobody przepływu kapitału i ludzi, mielibyśmy tu więcej zachodnich firm budowlanych z ich pracownikami, niż mamy obecnie ich supermarketów.
Tak jak Berlin po upadku Muru przebudowały głównie firmy irlandzkie i brytyjskie...


Oczywiście, że są i niedogodności takiej imigracji. Tyle, że cieszmy się, póki co, że imigrantów w Polsce raczej nie widać, a tylko można ich usłyszeć, gdy rozmawiają między sobą. Bo wyglądem się od Polaków nie różnią. Bywam niemal codziennie w najlepszych hotelach i restauracjach w Warszawie, w ramach obowiązków służbowych, to widzę i słyszę. Gdyby nie Ukraińcy i w mniejszym stopniu Białorusini, to w kuchniach tych hoteli nie miałby kto pracować. Polaków tam jak na lekarstwo. A ci młodzi ludzie, zasuwają tam jak małe samochodziki, za pieniądze, za które Polak nawet by z wyrka nie wstał.
Taka ciekawostka. Byłem na Kruczej w japońskiej restauracji, z naszym serwisem. Musiałem być sporo przed otwarciem knajpki, gdyż urządzenie zepsuło się na sali głównej. W restauracji było kilkanaście osób, sprzątaczy, pomywaczy, kucharek itp. I nikt nie znał polskiego! Gdybym nie znał rosyjskiego, to bym się tam nie dogadał....
Mieszkam teraz w okolicy Piaseczna, gdzie w co trzecim domu mieszkają jacyś Ukraińcy. Sporo ich tu widać i słychać na ulicy, szczególnie gdy po 18 przyjeżdżają pociągi z Warszawy. Wielu pracuje w centrum i tutaj zamieszkuje. Jest nawet jeden rosyjskojęzyczny sklepik. I nie narzekam. Jest spokojnie, bezpiecznie. Nic się nie dzieje. Nie ma tu bandytów, ani mafii. Są sami ciężko pracujący ludzie.
Bandyci i mafia rozmyli się w tym masowym przybywaniu do Polski. Bo oni byli tu od zawsze. oni zawsze potrafili bez problemu zdobyć wizę czy to polską czy unijną. To dla zwykłych ludzi była bariera. Byli bardziej widoczni, bo nie było tłumu, w który mogli się wtopić.
Oczywiście, że wśród tej masy prostych ludzi, do prostych prac przybywają i mniej sympatyczne jednostki, które chcą sobie dorobić do pensji w mniej legalny sposób. Tu ogłoszenie w jednym ze sklepów w naszej miejscowości, gdy plaga kradzieży w sklepie przekroczyła granice zwyczajowe.
Tu dochodzimy jednakowoż do korzyści z TAKIEGO właśnie rodzaju imigracji. To poniższe ogłoszenie zniknęło. Bo Ukraińcy kradnący w tym sklepie zorientowali się, że złapanie na kradzieży będzie skutkowało natychmiastową deportacją i pewnością, że się ponownego wjazdu do CAŁEJ STREFY SCHENGEN bardzo długo nie doczekają.




Niestety, polska policja pod wodzą Brudzińskiego, niesłychanie łagodnie podchodzi do rożnych bandytów ze Wschodu. Są bezwzględni wobec drobnych złodziejaszków, czy pracujących poza miejscem z wizy pracy, ale są niezwykle łagodni wobec osób które co prawda przyjechały do pracy, ale zajmują się 'inną działalnością gospodarczą". Przykładem jest ostatni głośny przypadek zamordowania Polki w Łodzi przez Gruzina. Facet miał już bogata kartotekę kryminalną w Polsce, oczywiście nie pracował legalnie, nie wiadomo czym się zajmował. Ale nikt go nie deportował, ścigany listem gończym wyjechał sobie spokojnie przez polską granicę. Dopiero w Kijowie go dopadli, gdy sprawa stała się głośna.
Oczywiście gruziński bandyta, który był tolerowany przez policyjne władze, jest dla wielu symbolem walki z imigracją jako całości. Mam deja vu. To samo się działo w Irlandii czy Anglii, gdy jakiś polski bandyta kogoś zabił, zgwałcił czy napadł. Zawsze ci uczciwi, ciężko pracujący, płacący podatki - obrywają za jakiegoś bydlaka z takim samym lub podobnym paszportem. Bo i za Litwinów, Łotyszy czy Cyganów też nam się obrywało.
O imigracji z Indii czy Filipin nie chce mi się już pisać. To margines. Tu jedna uwaga tylko. Ci, którzy mylą ich z Pakistańcami, powinni mieć możliwość wyjazdu do Lahore. Na kilka godzin. Szczególnie teraz, gdy islamska dzicz protestuje przeciw uniewinnieniu Asi Bibi. Może zdążyliby załapać różnicę. I ją przeżyć, choć myślę że wątpię....

Niedzisiejszy vel Zgryźliwy

piątek, 26 października 2018

Powyborczo

W poprzednim komentarzu, napisanym w nocy z 21 na 22 października na podstawie wyników „exit polls”, zastrzegłem się, że można go traktować jako moją opinię o tych wyborach, o ile oficjalny raport PKW w sposób istotny tych prognoz nie zmieni.
W mojej dedykacji wielkomiejskiemu motłochowi POkroju żoliborskich ćwierćinteligentów nie muszę zmieniać niczego. Już po wyborach, więc „Czaskowski” sprawnie wycofuje się ze swych obietnic. Bowiem słusznie uważa, że wspomniany motłoch zapomni o nich po pięciu tygodniach, a co dopiero po pięciu latach. I Warszawa będzie, jak głosiły jego billboardy, „miastem dla wszystkich”. Oczywiście dla wszystkich złodziei. 
Skoro już mowa o Warszawie, do swojej klęski (nazwijmy rzeczy po imieniu) walnie przyczynił się też sam Patryk Jaki. Zamiast skoncentrować się na palących problemach, olewanych przez 12 lat przez gang z ratusza, wzorem premiera Morawieckiego plótł jakieś żałosne dyrdymały o XIX dzielnicy Warszawy i iluś tam nowych liniach metra. Szerzej tę kwestię omówił czcigodny Dibelius:
i do przeczytania jego komentarza serdecznie szanownych Czytelników zachęcam.
Niczego też nie muszę zmieniać w swoich gorzkich słowach, skierowanych do mieszkańców tak mi bliskich Warmii i Mazur, czyli w mojej ocenie najpiękniejszego zakątka Polski, w którym jest największy w Polsce odsetek bezrobotnych. Działa tam niestety klasyczne dodatnie sprzężenie zwrotne. Czyli biedniście, więc głupiście. A że z głupoty wybraliście tak, jak wybraliście, będziecie jeszcze biedniejsi.
Natomiast pewnej korekty wymagają uwagi pod adresem siły przewodniej i jej targowickich oponentów.
Gdyby PiS ugrało góra trzy sejmiki, jako stary belfer akademicki postawiłbym im dwóję. Cztery czy pięć zasługiwałoby na trójczynę. Obecne pewne już sześć to nieco naciągana ocena trzy i pół. Jeśli w jednym z sejmików, w którym języczkiem u wagi są radni „niezależni”, uda się z nimi zawiązać koalicję, zwiększając liczbę kontrolowanych sejmików do siedmiu, te trzy i pół będzie już mocne. Ale na czwórkę prezes i jego podkomendni zasłużą w moich oczach dopiero wtedy, gdy na Mazowszu i być może w jeszcze jakimś województwie przekonają kilka „panienek” z tak zwanego PSL, że zielony burdel właśnie się pali i czas przenieść się do innego lokalu. Że co, że namawiam do korupcji politycznej? A od kiedy to polityka jest szlachetnym fechtunkiem na broń białą? Wielki Ronald Regan powiedział kiedyś, że jeśli prostytucja istotnie jest najstarszym zawodem świata, to pod względem stażu drugie miejsce na pewno zajmuje polityka. Wycięcie takiego numeru Zakosiniakowi – Kłamyszowi świadczyłoby o tym, że Napolion wreszcie zdał maturę z polityki. Ale na licencjat, że o magisterce nie wspomnę, musi jeszcze solidnie popracować.
W ocenie zarówno mojej, jak i zaprzyjaźnionego konserwatysty, tak jak i ja na pewno nie będącego szalikowcem PiS, wynik Porozumienia Prawicy mógł być o co najmniej 3% lepszy, gdyby w teren ruszyła doskonale potrafiąca rozmawiać ze zwykłymi ludźmi i ciepło przez nich odbierana pani Beata Szydło. Ale Napolion, sam będąc zarówno technicznym, jak i ekonomicznym analfabetą, jest zauroczony premierem Morawieckim. W którego prezentacje z Power Pointa zapewne uwierzył i jest święcie przekonany, że „Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco”, jak śpiewali bracia Golcowie. No cóż, nic mi nie wiadomo, aby pracownicy Doliny krzemowej już zapisywali się na kursy polskiego. A wiedząc, jakie nakłady trzeba ponieść na stworzenie centrum badawczego nowych technologii, oraz jakie wynagrodzenia zapewnić jego pracownikom, tych bredni Mateusza Morawieckiego, który o technice wie tyle, co jego pryncypał o gospodarce, ani przez sekundę nie mogę traktować serio. Co oczywiście nie zmienia faktu, że choćby za ograniczenie kilkudziesięciomiliardowych rocznych wycieków z budżetu, premier Morawiecki na tle swoich poprzedników z 
Tuska, Kopacz i kamieni kupy" jaśnieje niczym gwiazda.
Grzechu Shityna oczywiście świruje, że PiS rzekomo strzelił sobie w stopę, w kolano i w coś jeszcze. No cóż, POwinien się raczej martwić o to, jak mocno za te wyniki wyborów
w ambasadzie szkopskiej w Dzień Zaduszny Makrela strzeli go w mordę . I za co każe go POwiesić jego oficerowi prowadzącemu z BundesNachrichtenDienstu. Mam przeczucie, graniczące z pewnością, że nie będzie to ani stopa, ani kolano, ale właśnie to coś jeszcze.
Bredni i kłamstw jego dwóch girlasek, które mają IQ niższe od numeru noszonego obuwia,  nie warto komentować. Nawet niejaki Swetrzasty, komentując skierowane pod jego adresem słowa babochłopa, powiedział w wywiadzie radiowym, że dla niego partnerem do rozmów może być jedynie szef, a nie personel.

Stary Niedźwiedź

poniedziałek, 22 października 2018

Z czego się durnie cieszycie?

To narzucające się na gorąco pytanie, sformułowane po zapoznaniu się z sondażami "exit polls", mogę skierować do kilku adresatów. Jeśli oficjalny raport Państwowej Komisji Wyborczej w istotny sposób tych liczb nie zmodyfikuje, szanowni Czytelnicy mogą je uznać za definitywną opinię Starego Niedźwiedzia o niedzielnych wyborach.
Zacząłem od lektury ordynacji wyborczej do sejmików wojewódzkich. By upewnić się, że mandaty w nich są dzielone PROPORCJONALNIE między te podmioty, które w wyborach przekroczyły próg 5%. I co z tego wynika?
W skali całej Polski, wedle oszacowań exit polls, z liczących się graczy PiS zebrało 32.3%, totalna targowica 24.7%, zielona prostytutka aż 16.6%, Kukiz oraz byt tak nieprzewidywalny jak Niezależni Samorządowcy po 6.3% a czerstwe komuchy 5.7%.  Politycy partii rządzącej, TVP i propisowskie portale podniecają sie faktem, iż PiS wygrał aż w dziewięciu województwach, zaś totalni tylko w siedmiu. Ale mandaty zostaną podzielone proporcjonalnie między podmioty, które łącznie zebrały 91.9%. I jaki z tego wniosek?
Otóż gdyby wyniki, takie jak te zbiorcze dla całej Polski, padły w każdym z województw, PiS nie rządziłby w ŻADNYM sejmiku. Bowiem totalni plus prostytutka mieliby łącznie (24.7 + 16.6)*100/91.9 czyli ok. 45%. Wystarczyłby nawet nieoficjalny dokup wygłodzonych komuchów lub tak zwanych "niezależnych" by tak jak do tej pory, prawie wszystkie sejmiki wojewódzkie ponownie znalazły się w łapach targowiczan i złodziei, ostatnio wzmocnionych partią debili.
Zatem PiS ma szansę na przejęcie tylko tych sejmików, w których samodzielnie zdobędzie bezwzględną większość (po wspomnianej poprawce na nieistotne głosy "podprogowego" planktonu). Bo już łaska Kukiza na pstrym koniu jeździ i artysta i jego ludzie mogą podziękować za aroganckie odrzucanie nawet rozsądnych wniosków. Sytuacja byłaby dla PiS łatwiejsza, gdyby na przykład w reformie wymiaru niesprawiedliwości uwzględniono całkiem niegłupi pomysł wprowadzenia instytucji sędziów pokoju, czyli oczka w głowie ludzi Kukiza. Ale rzekome długofalowe strategiczne planowanie w wykonaniu Napoliona istnieje wyłącznie w panegirykach jego wazeliniarzy. Bo wykonanie praktycznie nic nie kosztującego gestu pod adresem potencjalnego koalicjanta przekracza możliwości intelektualne Geniusia. A tak zdolność koalicyjna PiS jest praktycznie zerowa, oczywiście wyłącznie na własne życzenie.
Dlatego radosny komentarz premiera Morawieckiego przyjąłem ze zdumieniem. Przecież były prezes banku nie powinien mieć problemu z obsługą kalkulatora czterodziałaniowego. A już na pewno nie powinien wygadywać o czwartych kolejno wygranych wyborach, skoro po prezydenckich oraz parlamentarnych w 2015, to pyrrusowe zwycięstwo jest dopiero trzecie. Bo przecież wybory samorządowe 2014, po których PiS rządził tylko w jednym województwie, były katastrofą. Czyżby mistrz Power Pointa do trzech zliczyć nie umiał?
W najwiekszych miastach PiS poniosło druzgocącą klęskę. Jedynie w Katowicach zapewne wygrał już w pierwszej turze kandydat cieszący sie jego poparciem. W Gdańsku walka jeszcze trwa, ale nie mam złudzeń co do tego, że fani młodego Bolkowicza przeniosa głosy na gauleitera Adamowitscha, czyli w drugiej turze pan Kacper Płazyński jest bez szans. Tak samo w Krakowie szanse pani Małgorzaty Wassermann na pokonanie zasiedziałego w krakowskich układach Jacka Majchrowskiego są niewielkie.
W pozostałych wielkich miastach targowiczanie wygrali pewnie w pierwszej turze, a już w Łodzi jej mieszkańcy napluli PiSowi w twarz. Nie jest to zapewne najważniejszy tego powód, ale przypomnę, że Androni swego czasu uwalił budowę w Łodzi "suchego portu" Drugiego Jedwabnego Szlaku, a zatem lekko licząc tysiąc miejsc pracy diabli wzieli. Ma więc za co Napolion dziękować nawiedzonemu świrowi.
Drugie pytanie o powód głupkowatej radości kieruję do zamieszkałych w Warszawie "wykształconych z wielgich miastów", czyli ludzi pokroju żoliborskich ćwierćinteligentów. Do których zatrutych przez Szmatławer Zeitung łbów nigdy nie dotrą żadne fakty o szajce przestępców, od dwunastu lat rządzących stolicą. Jesteście odmóżdżonym motłochem, takim jak swego czasu ten radziecki, idący na rozstrzelanie z okrzykami wychwalającymi komunizm i Stalina na ustach. Wstyd mi, że moje miasto aż tak się sprostytuowało i zidiociało.
A trzecie pytanie o powód do radosci adresuję do mieszkańców tak bliskiego mi Warmińsko-Mazurskiego, w którym wygrała szajka Szityny.
Już was w ząbki kłuje 500+? Nie chcecie szkolnych wyprawek dla waszych dzieci? To głosujcie nadal na volksdeutschów, złodziei i debili. Coraz mi trudniej współczuć wam, żeście biedni, boście głupi. A żeście głupi, będziecie jeszcze biedniejsi. Wyłącznie na własne żądanie.

Stary Niedźwiedź

piątek, 19 października 2018

Przebudzenie ze snu letniego

Stary Niedźwiedź musi wytłumaczyć (co rzecz jasna nie może być automatycznie usprawiedliwieniem) powody swojego kilkumiesięcznego milczenia.
Wiosna 2018 była najpaskudniejsza w moim życiu. W krótkich odstępach czasu zmarły trzy bardzo drogie mi osoby. Czyli Milom, znana z moich opowieści wiernym Czytelnikom od wielu lat, pani Janka, bez której pomocy nie dałbym sobie rady w najtrudniejszym okresie mojego życia, oraz mój gospodarz i przyjaciel z Mazur, czyli Wiesław.
O samych tych faktach zdążyłem jeszcze poinformować. Ale potem bomby z opóźnionym zapłonem zadziałały. Ogarnęła mnie mieszanka apatii i złości (jesli ktoś nazwie ją prymitywną, nie będę sie spierać) na to, że odchodzą stąd tak wspaniali ludzie, zaś tak liczne kanalie dalej depczą ziemię, bowiem diabli nie raczą pofatygować się po swoje. Do tego doszły jeszcze w lecie moje niezbyt wielkie kłopoty zdrowotne oraz znacznie większe mojego kotka, którego życie było w niebezpieczeństwie. Wakacje miałem poszarpane podróżami między Warszawą a moją mazurska letnią stolicą. Jeśli do tego wszystkiego dodać efekt zmęczenia materiału, związany z przejściem na emeryturę, powstał z tego koktajl, który zadziałał tak, jak zadziałał.
Dlatego jestem tak wdzięczny czcigodnemu Niedzisiejszemu za jego starania, by blog ten nie umarł. A zwłaszcza za arcyciekawą tematyke jego wpisów.
Z letargu obudziła mnie dopiero bliskość wyborów samorządowych. Zatem jeszcze przed nastaniem ciszy wyborczej podzielę sie pewna refleksją.
Jako mieszkaniec Warszawy, w normalnych warunkach w wyborach prezydenta miasta na pewno poparłbym kandydaturę pana Marka Jakubiaka. Choćby ze wzgledu na jego kwalifikacje biznesowe, o które innych kandydatów jakoś nie mogę podejrzewać. Nie mówiąc już o tym, że w moim rankingu posłów obecnej kadencji wymienia sie na pierwszym miejscu jedynie z panią profesor Pawłowicz.
Ale to nie są normalne wybory. Gra toczy sie o wielką stawkę - o wypędzenie ze stołecznego ratusza bandy cynicznych wszy, które od dwunastu lat piją naszą krew. W przypadku innych miast pasożyty te panoszą się znacznie dłużej - koronnym przykładem miasto, dzieki któremu Palermo jest nazywane włoskim Gdańskiem. Wedle wszelkich znaków na niebie i na ziemi, pierwsza tura nie wyłoni zwycięzcy i w stolicy dojdzie do dogrywki z udziałem Patryka Jakiego i Rafała Trzaskowskiego.
Wielu moich znajomych wzdycha, że tępa i załgana wydmuszka z Przestępczości Organizowanej wygra, bowiem w Warszawie jest zbyt wielu cwelebryckich idiotów, którzy używają "nadredaktora" do myślenia, zamiast do sikania. Niektórzy z tych urodzonych pesymistów wręcz gotowi są darować sobie pofatygowanie się do lokalu wyborczego, bo w ich przekonaniu i tak to niczego nie zmieni.
I dlatego wyjątkowo uważam, że na pana Patryka Jakiego należy zgłosować już w pierwszej turze. Przynajmniej ja tak zrobię. Im lepszy wynik on osiągnie, tym bardziej doda to otuchy tym, którzy chcą oczyścić warszawskie samorządy ze złodziei i łajdaków. A dla pogodzonych z rzekomym fatum pesymistów może sie okazać bodźcem do zmiany stanowiska. Bo jesli w drugiej turze ruszą cztery litery i zagłosują nie tyle za panem Jakim, co przeciwko szajce targowiczan, złodziei i debili, może się udać.
Czego zarówno w skali Warszawy, jak i całej Polski, serdecznie wszystkim porządnym ludziom życzę.

Stary Niedźwiedź

niedziela, 14 października 2018

Post Scriptum

Taki dopisek do poprzedniego tematu.
Jak pisałem w komentarzach, obserwuję procesy. I wyciągam wnioski oraz podsuwam rozwiązania. Piszę dlatego, ze nie zamykam się w klatce swoich prywatnych ocen. Patrzę na świat z wysoka. Nie mieszam spraw prywatnych i ogólnych, bo to wypacza obiektywizm. Wiem, niepojete dla wielu.

Tutaj pani naćpana propaganda #metoo oskarżyła 4 dentystów z Kaliforni o gwałt. Dochodzenie zrujnowało tym mężczyznom opinię i zdemolowało życie prywatne. Okazało się na podstawie kwerendy kamer CCTV, że pani łgała w żywe oczy. Cóż, wolno jej. To jej prawo do bezkarnosci nadane przez feminazistki. Wystarczy samo oskarżenie, aby zniszczyć mężczyznę. I korzystaja z tego prawa ile mogą. Bo to seksistki nienawidzące płci odmiennej.

link

Tutaj pani z oszalałej akcji #metoo oskarżyła o napaść seksualną 9 letniego chłopca!
Kamery CCTV pokazały jedynie, że w ciasnym wyjściu sklepowym, chłopak niechcący się otarł o tę chorą idiotkę.
Brak słów dostatecznie obraźliwych dla takich kobiet. One sobie pozwalają, bo wiedza że sa zupełnie bezkarne. A każdego protestującego przeciw kłamstwom, szkalowaniu, oczernianiu, pomawianiu oskarżą o płciowy szowinizm i nienawiść do kobiet.

link

Takich przypadków będzie tylko przybywać.  Taki jest trend światowy, nikt tego szaleństwa nie przerwie na wczesnym etapie. Bo się boja oskarżeń feminazistek.
Dopiero wojujący islam wskaże im miejsce w szeregu między inwentarzem za domem. Bo my jesteśmy za słabi, obojętni, tłuści. I bez ducha.

niedziela, 7 października 2018

#jateż, nowa religia lewaków.

Piszę oczywiście o akcji tzw feministek, niby walczących z przypadkami molestowania seksualnego, pod twitterowym hasłem #metoo.
Myślę, że nie ma potrzeby tłumaczenia tej kuriozalnej akcji. Dlaczego kuriozalnej? Że niby nie ma problemu seksualnego molestowania kobiet? Nic podobnego, tylko wyolbrzymianie skali i posługiwanie się kłamstwami, pomówieniami, oszczerstwami, manipulacjami - chwały tej inicjatywie nie przynosi. A jej propagatorkom przynosi jedynie wstyd i obciach. Niby norma, jak już tzw feministki się za coś wezmą, to muszą szlachetną akcję zabić swoją bezmyślną nienawiścią do wszystkiego co normalne i naturalne.

W niczym nie zaskoczyła mnie wiadomość, że inicjatorka tej akcji, sama okazała się molestującą. Tak to bowiem bywa, że zakłamane do szpiku kości 'bojowniczki' o prawa kobiet, znają się na molestowaniu najlepiej. Znają się, bo same tę formę kontaktów seksualnych preferują. Zatem są ekspertkami w tej dziedzinie. A z ekspertem nie pogadasz, gdy nie masz równego im doświadczenia, a nie daj boże, doświadczenia żadnego. Przegrywasz debatę w bloku startowym.

"Asia Argento, czołowa postać akcji "MeToo", miała molestować 17-letniego chłopaka. Aktorka twierdzi, że jest niewinna i zapłaciła mu tylko dlatego, że chciała uniknąć skandalu."

link

A to jest tylko jedna, którą udało się złapać na gorącym uczynku. W takich sprawach (wstyd molestowanych) udaje się ujawnić może 1% przypadków.
Ale nawet nie w tym problem, że ekspertki od molestowania zarzucają innym molestowanie. W końcu od zawsze 'łapaj złodzieja' najgłośniej krzyczy największy złodziej. Nic nowego pod słońcem.
Najgorsze jest cos innego. Że pomówić, bezpodstawnie oskarżyć, lżyć, rzucać kalumniami i oszczerstwami, może praktycznie każda kobieta. Zupełnie  BEZKARNIE i bez żadnych konsekwencji prawnych!

W USA wybierano sędziego Sądu Najwyższego. Tak na marginesie. W USA, a także w większości państw świata, w tym Unii Europejskiej, sędziów sądów wybierają politycy. W Stanach to prezydent zgłasza kandydaturę, później akceptuje (lub nie) Senat. Nie żadni tam prawnicy. Oni nie mają w czołowych demokracjach nic do gadania. Kandydatury zgłaszają i akceptują POLITYCY!!!
Ale to w Polsce podobno następuje upolitycznianie sądów, bo sędziowie wybierają ze swojej sitwy kandydatów, a prezydent tylko wybiera jednego ze zgłoszonych kandydatów. Gdybym nie był przyzwyczajony do bezpodstawnych ataków na Polskę różnych guyi unijnych, to byłbym bardzo ich postawą zdziwiony. Tyle że w sprawie tych brukselskich gangsterów, nic już zaskoczyć mnie nie jest w stanie. Tę załganą bandę hipokrytów trzeba po prostu odsunąć od władzy rozgonić na cztery wiatry. Niech ich utrzymuje soros, skoro wydaje im polecenia, a nie siedzą na utrzymaniu euro-podatnika. To tak na marginesie wątku z niby molestowaniem.

Oto bowiem do konserwatywnego kandydata zgłoszonego zgodnie z amerykańską konstytucją przez urzędującego prezydenta, zgłoszona zostaje poważna wątpliwość moralna czy ów kandydat jest niczym żona Cezara. Tak, proszę sobie wyobrazić, że w takiej Ameryce, sędzia SN musi być czysty jak łza. Gdyby taka zasada dotyczyła również Polski, to byłby problem ze znalezieniem choć kilku takich dziwolągów wśród 10 tysięcznej kasty. Prezesem Sn w Polsce była (choć ona uważa że jest nadal prezesem tej instytucji, jak to w Tworkach, wielu uważa się za Napoleonów) pani, która posiada ogromny, wielomilionowy majątek. Majątek co do którego źródeł posiadania dociec nie sposób. Później wielkie zdziwienie, gdy SN uniewinnia i pozwala praktykować sędziom kradnącym w marketach wiertarki , pendrajwy czy okradających na żywca staruszki na stacji benzynowej. Określenie nadzwyczajna kasta, nie jest w wypadku tej zorganizowanej grupy przestępczej adekwatne. Tu bardziej pasuje - parszywa kasta sklepowych złodziei. Plus pijanych kierowców. Sędziowie udowodnili ponad wszelką miarę, że stoją ponad prawem, uczciwością, przyzwoitością i mają głęboko społeczeństwo, które płaci tym parszywcom ogromne pieniądze za tegoż społeczeństwa gnębienie. Ale może wątek o tzw sędziach zostawmy na inną okazję. Na pewno kasta dostarczy ich jeszcze sporo zanim zostanie spacyfikowana.

Kandydata na jedno z najważniejszy stanowisk w państwie, oskarża jakaś pani. Pani z akcji #metoo.
Pani oskarża konserwatywnego kandydata, który jest zdecydowanym wrogiem aborcji, o .... no jakże by inaczej. O molestowanie seksualne. No taki przypadek się trafił. Akurat modne stało się molestującym używanie pały molestowania, no walą tą pałą na oślep. Żeby to 'molestowanie' było bardzie wiarygodne, pani twierdzi że była przez Bretta Cavanaugh molestowana 36 lat temu. Wow!
Zastanawiałem się co ja robiłem 36 lat temu. Na jakich imprezach byłem, z kim, gdzie. I pamiętam jedynie pogrzeby. Tam wypadało być trzeźwym...

Najgorsze w takich oskarżeniach jest to, że to pomawiany ma udowodnić, że jest niewinny. Cały system prawny cywilizowanego świata jest tu postawiony na głowie. Oskarżyć o molestowanie może każda kobieta, ba dziewczyna. Nie musi niczego udowadniać, przywoływać świadków. Nie, to pomawiany ma udowodnić swoja niewinność. To jest zwyczajnie CHORE!!! Chore jest również to, co na studenckiej suto zakrapianej imprezie robiła niepełnoletnia, 15 letnia nastolatka. Człek myślący już wie z jakich kręgów i jakiego rodzaju wychowania ta 'molestowana' pochodzi.

Kobiety, które nie pamiętają z oparów alkoholu i narkotyków z kim się 'molestowały' w ubiegły piątek, nagle ze szczegółami pamiętają sytuacje na ostro zakrapianej imprezie sprzed 36 lat!!! No piękny umysł po prostu. Najbardziej paradne w tej sytuacji jest to, że miliony odmóżdżonych kretynów wierzy tej kobiecie. Wierzy bezgranicznie i bez zastrzeżeń. Bo Cavanaugh jest konserwatywny w poglądach, zatem fake news agencies nadające ' całą prawdę całą dobę' do pustych, odpornych na wiedzę łbów prostacką zbitkę, że każdy nie-lewak, to męski szowinista i seksualny agresor. I co z tego , że fakty mówią coś zupełnie odwrotnego. Tego nie zmienią w ich pustych, wydrenowanych łbach, nawet przypadki takie jak niejakiej Asi Argento. Dla fanatyków lewactwa chwila namysłu jest rodzajem profanacji świętych dogmatów wiary.

Żałośnie śmieszny jest fakt, że akcja #metoo wybuchła, gdy wyszły na jaw sprawki i uczynki niejakiego Weinsteina, hollywoodzkiego producenta filmowego. Tak, tego samego Weinsteina, który szczuł te pseudogwiazdki przeciw kandydaturze Trumpa, jako .......... molestującego kobiety. Gdyby to nie było tak odrażające, byłoby niewiarygodnie zabawne...

To, o czym ludzie normalni wiedzieli od baaaaardzo dawna, w jaki sposób te wszystkie gwiazdki i gwiazdeczki dostawały intratne role, jak robiły kariery, byli odsądzani od czci i wiary, przez lewackich fanatyków. Że przecież w tym filmowym środowisku, to niemal kliniczna czystość moralna panowała. A panie aktoreczki to wieczorami, bez niepotrzebnych majtek, szły do apartamentów różnych obleśnych knurów, aby podyskutować z nimi o filozofii i o walce o pokój na świecie. No takie same oczytane erudytki wśród zaczynających aktorską karierę i nic nie poradzisz. Bez majtek, żeby drogich Triumfów obleśny knur w ferworze dyskusji nie zniszczył...

Po raz kolejny. Najgorsze jest to, że w takie androny wierzą jacyś człekokształtni. Przecież nawet najgłupszy orangutan w klinice dla bardzo chorych umysłowo orangutanów,  nie jest aż tak durny, żeby w takie brednie wierzyć! Ale bezmózgi skażone lewackim bełkotem z TV, jak najbardziej...

Jako faceci polegliśmy w tym pełnym absurdów świecie pseudo feministycznego bełkotu już dawno. Pamiętam sprawę chyba z lat 80tych w Szwecji. Bogaty playboy co roku zabierał na wakacje na swoim jachcie płynącym po Morzu Śródziemnym, jakąś poznaną chętną dziewuchę. Nigdy nie miał najmniejszych problemów ze znalezieniem kandydatki, wręcz musiał się opędzać od najbardziej namolnych. I po 3 latach od romantycznych wakacji, tegoż playboya dwie 'turystki'oskarżyły o gwałt na tym jachcie. No tak po 3ch latach im się przypomniało, że właściwie, to one były na tym jachcie gwałcone. Oczywiście żadnych dowodów, tylko ich oświadczenie. Żadnych tam obdukcji,  dowodów, świadków. Po co? Pani poczuła się gwałcona, bo dobrowolnie zgodziła się towarzyszyć panu w romantycznych wakacjach. Sąd niezawisły, a jakże, skazał tego pana na 3 lata bezwzględnego więzienia. Nie miał żadnych wątpliwości. Jak to pozbawiony rozumu szaleniec. Choć pewnie to była kobieta. Może ta sama niedawno w tejże Szwecji, skazała 'uchodźcę' za brutalny gwałt na Szwedce na srogą karę 50 godzin społecznych. Pewnie dlatego, że były wszelkie dowody, obdukcje, autopsje i świadkowie...

Kilka lat temu jakaś, hmmm, dziennikarka BBC oskarżyła o gwałt swojego byłego chłopaka. Faceta aresztowano, zniszczono mu karierę i reputację. Zanim w ogóle dopuszczono go do głosu, cała brytyjska opinia publiczna była karmiona opiniami o biednej i ciężko pokrzywdzonej kobiecie przez męskiego agresora. Dopiero na koniec procesu, gdzie bezlitośnie chłostano moralnie 'bestię' , dopuszczono do obejrzenia nakręcony przez tegoż faceta filmik z owego 'gwałtu'. Z filmiku wynikało, że jeśli już był tam gwałt, to jego ofiarą był raczej tenże młodzieniec...
Kuriozalny jest fakt, że ten młodzieniec został wpisany do rejestru seksualnych agresorów. I do dzisiaj jest w nim umieszczony, bowiem nie ma legalnej możliwości wykreślenia kogokolwiek z tego rejestru...

link

Ten świat oszalał. Ludziom wytrepanowano mózgi. Jutro każdy z nas, facetów, może być przez jakąś durną pindę oskarżony o molestowanie przed 40 laty. Bo pociągnął za warkocz koleżankę z przedniej ławki w szkole, albo przez podstarzałą panienkę, której się przypomni, że zderzyliśmy się z nią kiedyś w drzwiach i mogłem poczuć jej pierś przez koszulę. I to my będziemy musieli przypominać sobie zdarzenie, szukać świadków i dowodów niewinności. Chory świat chorych ludzi...

PS. No i życie w PL dopisało puentę do mojej notki. Wczoraj w Legionowie k. Warszawy wielodekadowy prezydent tego miasta, oczywiście że z PO, pokazał oficjalnie jakim jest seksistowskim bucem i prymitywem. Przy rechocie całej zgrai 'feministek' i pedryli. Niby nic zaskakującego,ale te 20% chętnych głosować na tę mafię zboczeńców i damskich bokserów, przekracza moją zdolność pojmowania...

Niedzisiejszy vel Zgryźliwy

sobota, 15 września 2018

Demokracja totalitarna

Demokracja, czyli z greckiego : władza ludu. Najgorsza forma rządów, ale póki co niczego lepszego nie wymyślono. Tak mówił Churchill. Wiele racji. Sam fakt, że rządy w państwie zależą od woli kompletnych ignorantów, woła o pomstę do nieba. W KAŻDYM społeczeństwie około 3/4 ludzi jest społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi dyletantami i ignorantami. To oczywiście, bardzo optymistyczne założenie, bowiem z moich obserwacji wynika, że takich,hmmm,  "świadomych wyborców" jest ponad 90% w zdecydowanej większości społeczeństw.

Jakim cudem zatem, to wszystko funkcjonuje, a właściwie jakoś tam funkcjonowało. Że się ten świat nie pogrążył w całkowitym chaosie. Demokracja grecka trwała około 150 lat. I padła pod naporem sprawniejszych systemów sprawowania i wyłaniania władzy. Oczywiście, sprawniejszych w tamtych, antycznych czasach. Niemniej pewne prawidła zachowań społecznych pozostają uniwersalne. Demokracja bezpośrednia doprowadziła wysoką, nowoczesną cywilizację do upadku. Amen. Zbiorowa 'mądrość' jest oksymoronem. Coś takiego w przyrodzie nie istnieje. "Zbiorowa mądrość" to walka egoistycznych, grupowych interesów. Wygrywają te, które są najliczebniejsze. Bowiem w demokracji głos kompletnego głupca, jest równy głosowi geniusza i erudyty.

Demokracja, to system oszukańczy. Chodzi o wmanewrowanie ludzi w iluzję, iż mają decydujący wpływ na wybranie swoich pośredników do zarządzania losami społeczności.

Obserwujemy od jakichś 100 lat erozję lub raczej ewolucję doktryny demokracji jako największego osiągnięcia ludzkości.

Pierwsi demokrację modyfikowali bolszewicy. Demokracja w ich wydaniu, to absolutny totalitaryzm krwawych dyktatorów, upozorowany na rządy ludu. Demokracja tego typu miała wszelkie atrybuty demokratyczne. Wybory powszechne, parlament, wyłanianie rządu przez wybranych przedstawicieli ludu. W tym wypadku , ludu pracującego miast i wsi. Nie mylić z WSI, to pojawiło dopiero później w Polsce. Oczywiście demokracja socjalistyczna różniła się od tzw demokracji liberalnej, jak różni się krzesło ogrodowe, od krzesła elektrycznego. W demokracji socjalistycznej, władzę sprawowało biuro polityczne partii komunistycznej(czasem zwane dla niepoznaki socjalistycznej, robotniczej itp coś jak NSDAP) , pod kontrolą I-szego Sekretarza, który był najważniejsza postacią w państwie, dużo ważniejszą niż wybrany premier czy prezydent, a reszta była fasadą dla totalitarnych i dyktatorskich rządów komunistów.

Demokracja liberalna z kolei dominowała za żelazną kurtyną, w państwach nie dotkniętych zarazą komunizmu. W latach powojennych miała się dobrze. Wtedy jeszcze ludzie nie byli ogłupiali przez, jak obecnie, wszędobylskie media. Ludzie wtedy jeszcze potrafili odróżnić dobro od zła czy głupotę od mądrości. To się skończyło gdzieś w połowie lat 60-tych. Dziwnym trafem zbiegło to się z powszechnością dostępu do telewizji. Od lat 60-tych ubiegłego wieku następuje powolna, acz sukcesywna erozja demokracji typu liberalnego. Do ludzkich umysłów zostaje tłoczony wybiórczy obraz, macherzy telewizyjnych sieci zaczynają czuć się już nie dostarczycielami informacji, ale uczą się informację kreować. Potrafią już zręcznie manipulować faktami. Taki drobniutki przykładzik jak to działało. Chyba wszyscy pamiętamy obrazek z wojny wietnamskiej, gdy południowo wietnamski żołnierz strzela w głowę cywilowi. Była histeria we wszystkich amerykańskich mediach o wyjątkowej brutalności i barbarzyństwie amerykańskiego sojusznika we Wietnamie. Tymczasem media w rękach lewackich manipulantów nie dopuściły do głosu prawdziwych okoliczności tego dramatycznego incydentu. Nie podały, że ten zastrzelony 'cywil' to agent Vietcongu, który przed chwilą zamordował z zimną krwią całą 8 osobową rodzinę kolegi tego oficera. Na wojnie szpiegów likwiduje się na miejscu. Ale ważniejszy od prawdy był przekaz, kogo to Amerykanie mają za sojusznika. Lewackie już wtedy, amerykańskie media dążyły do zakończenia wojny wietnamskiej, aby oddać Indochiny wpływom komunistycznym. Dlatego przemilczały przyczyny masakry w My Lai czy 'występy' zdrajczyni Jane Fondy na północno-wietnamskiej baterii przeciwlotniczej, strzelającej do amerykańskich samolotów.

Od czasów telewizji najpierw kablowej, później satelitarnej, gdzie krąg nieustannych odbiorców odpowiednio spreparowanych wiadomości zwielokrotniał do rozmiarów niemal całej populacji wszystkich państw cywilizowanych, urabianie ciasnych umysłów odbiorców ruszyło pełną parą. Lewackie uniwersytety wykształciły kadry potrafiące genialnie prać umysły. Okazuje się że ludziom można wmówić wszystko. Że większość populacji oczywiste kłamstwa wrzucane telewidzom, przyjmuje jako jedyną i niepowtarzalną prawdę. Stopień otumanienia ludzi po prostu przeraża. Protoplastą tych 'inzynierów ludzkich dusz' był niejaki Goebels. Joseph Goebels. Jego prorocza instrukcja dla lewackich łgarzy święci triumfy w 'liberalnych' mediach. Najwyraziściej to widać było w czasie tzw kryzysu uchodźczego. Czyli spowodowanie przez Niemcy potrzebujące milionowej siły roboczej, aby wielkie rzesze ludzi za własne pieniądze przedostawały się za wszelką cenę do Niemiec. Nawet bogatych Niemiec nie było stać na przetransportowanie bezpośrednie 2ch milionów ludzi do Niemiec. Koszty tej operacji byłyby gigantyczne. Zatem Niemcy spowodowali, że ta potencjalna siła robocza przyszła do nich za darmo, jeszcze słono za to zapłaciwszy handlarzom ludzi. Wśród zarabiających grube miliardy na przemycie ludzi, tez bym poszukał niemieckiego śladu w jakiejś Panamie np.

Ale mniejsza o takie detale. Ważne, że lewackie (zwane ironicznie chyba, liberalnymi) media przedstawiały tzw 'uchodźców' jako starców, kobiety i dzieci ilustrując prawdziwymi obrazkami wysiadających z okrętów młodych mężczyzn, stanowiących 95% tego najazdu na Europę.
Najgorsze, że tabuny ludzi powtarzały jak niedorozwinięte intelektualnie papugi frazę o tych 'uciekających przed wojną kobietami, dziećmi' , gdy na własne oczy widzieli wysiadających z okrętów młodych, zdrowych, silnych mężczyzn, właśnie pozostawiających na pastwę losu i okrutnego wroga, swoje żony, dzieci, rodziców. Zidiocenie medialne sięgnęło zenitu. Gdy do UK ściągnięto w odruchu humanitarnego szaleństwa kilkaset 'dzieci' z obozowisk w Calais, każdy mógł zobaczyć, że te 'dzieci', to 25, 30 paro a nawet 40 letni faceci. Mam podejrzenia graniczące z pewnością, że jeszcze 40 lat temu niemal nikt nie byłby aż tak głupi, żeby wyglądającego na 40 latka uważać za niepełnoletniego. Niestety dla ludzkości, zdrowy rozsądek zniknął wraz ze zwiększającą się ilością kanałów w telewizorni. Teraz każdy, kto na widok 40 latków udających dzieci, ośmieli się zaprotestować, jest walony pałą rasizmu, ksenofobii, faszyzmu itp. Czyli zdrowy rozsądek został sprowadzony do cech bardzo negatywnych.

Te zmiany w powszechnej świadomości społecznej, ułatwiają moralnym i intelektualnym oszustom, coraz lepszą kontrolę nad podbitym ludem. Jak w demokracji socjalistycznej, tak w demokracji totalitarnej, instytucje demokratyczne są tylko fasadą, a rządzi wąska grupa oligarchów, którzy mają w ręku media. W demokracji totalitarnej przez nikogo nie wybierane marionetki, wydają wyroki na demokratycznie wyłonione rządy. Nikt nie wie kto tak naprawdę wybrał Timmermansa, Junkera, Guya, Tuska i wielu, wielu innych "szczerych demokratów".
Ci 'szczerzy demokraci" z polecenia swoich pryncypałów wściekle atakują demokratycznie wyłonione rządy, które zostały przypadkowo wybrane przez niewłaściwe społeczeństwa. Demokracja przepoczwarzona w totalitarną już nawet nie udaje, że wynik wyborczy ma jakiekolwiek znaczenie. Bo są tzw 'wartości europejskie'. A rządy wybrane wbrew 'europejskim wartościom" (cokolwiek by ten dogmat lewackiej religii znaczył) należy obalić za wszelką cenę, w jakikolwiek niedemokratyczny sposób. Te niesprecyzowane euro-wartości są przecież biblią lewackich (pseudoliberalnych) elit i jakaś tam wola ludu wyrażona w demokratycznych wyborach, nie może być z nimi sprzeczna.

Bo przecież nie ma znaczenia, że Polacy, Węgrzy, Austriacy, Włosi  wybrali swoje rządy wolą większości demokratycznej. To już nieaktualne zabobony. Tak być nie może, żeby tyle pracy nad umysłami, tyle zafałszowanej informacji, tyle topornej propagandy dla idiotów poszło na marne! Żeby ludzie wybierali rządy niemiłe, a nawet wrogie właścicielom ludzkiej populacji! Nie ma na to zgody wszelakich lewackich (niby liberalnych) autorytetów i ałtorytetów. Moralnych, oralnych a nawet analnych. Demokracja demokracją, ale lud ma wybierać władze w swoich landach wg naszych instrukcji. Jak nie, to użyjemy wszelkich możliwych i niemożliwych sankcji na niepokorne narody.
Gdy ludzie będą wybierać władze nam niemiłe, użyjemy szantażu finansowego. Niepokorne narody odetniemy od strumyka pieniędzy i wtedy wrócicie na łono prawdziwej demokracji totalitarnej.

Tak sobie totalitaryści ukryci za parawanem liberałów, roją w bezsenne noce. Bój w europarlamencie o Węgry, to bój będzie ich ostatni. W maju wylecą na zbity pysk. Od 3 lat powtarzam, choc nikt mi nie wierzy, że Soros jest albo kompletnym szaleńcem, albo prawicowym kretem wśród lewactwa (liberalstwa). Wybory do europarlamentu będą wisienką na torcie zmian w Europie, jakie dzięki temu szaleńczemu totalitaryście i jego pacynkach we władzach wielu instytucji Europy, zachodzą w społeczeństwach Europy i będą zachodzić.
Gdyby nie sztucznie wywołany 'kryzys uchodźczy' nie byłoby rządów prawicy w Polsce, na Węgrzech, Czechach, Włoszech, Austrii, Chorwacji itd. Gdyby nie krecia polityka tego wysłannika Rotshildów, nie powstałaby coraz silniejsza Afd czy Szwedzcy Demokraci w Szwecji. Takie ugrupowania balansowałyby na granicy błędu statystycznego, a dzięki tej kreaturze stanowią póki co, trzecie siły polityczne w zlewaczałych landach.
Niemniej co do przyszłości demokracji w Europie mam wiele obaw. Przecież oni, lewaccy totalitaryści, doskonale o tym wiedzą. Zmiany w Europie i Ameryce i porazki bolszewii zawdzięczamy internetowi i zaangażowaniu w wojnę ideologiczną milionów internautów. Bez wolnego od kagańca politpoprawności medium, nie byłoby szans na przełamanie lewackiego medialnego monopolu na ludzkie umysły. Nie docenili potęgi wolności wypowiedzi w inetrnecie i dlatego przegrywają. Ale już dostrzegli swój błąd. Już naprawiają demokraci totalitarni. Ostro działa cenzura na Facebooku. Coraz ostrzej na Twitterze, w dodatku podstępnie stygmatyzują nie-lewackich internautów. Teraz dzięki lewactwu i liberalstwu, przegłosowano szybciuteńko ACTA2.
Demokraci totalitarni w natarciu...

Niedzisiejszy vel Zgryźliwy

środa, 15 sierpnia 2018

Tango - magiczny afrodyzjak

Podczas rozmowy z czcigodną Ewunią wspomniałem o tangu jako spoiwie, które w gronie moich znajomych trwale i szczęśliwie połączyło kilka par. Ewunię temat zainteresował, zatem moim obowiązkiem jest jego rozwinięcie.
Córka moich znajomych Iza po ukończeniu studiów biznesowych została zatrudniona w polskim oddziale dużej międzynarodowej korporacji finansowej. Gdy powierzono jej przygotowanie pierwszego samodzielnego projektu finansowego i poinformowano, że zatwierdzać projekt będzie sam szef polskiego oddziału, była trochę stremowana. Ale czterdziestoletni Oskar okazał sie miłym i życzliwym recenzentem, życzliwie podpowiedział kilka drobnych korekt a projekt skierował do realizacji. I żeby to uczcić, zaprosił Izę na kolację do podwarszawskiej restauracji z doskonałą kuchnią, bardzo gustownym wystrojem i muzyką w stylu retro (tanga, rumby, fokstroty etc.), graną przez żywych muzyków, a nie puszczaną z krążka.
Podczas kolacji okazał się uroczym rozmówcą, mogącym dyskutować na każdy temat, a Goethego i Szekspira cytującym w oryginale. Do tego jeszcze, a nie każdy facet to potrafi, dbał o to, by był to dialog a nie monolog. Iza była pod wielkim wrażeniem swojego interlokutora. A gdy poprosił ją do tanga i okazało się, że tańczy bosko (swego czasu był akademickim wicemistrzem swojego kraju w tańcach latynoamerykańskich), dziewczyna po prostu "odpłynęła". I tu dżentelmen w starym stylu pokazał swoją klasę. Nie próbował realizować szybkiego spekulacyjnego zysku, lecz postawił na inwestycję długoterminową. Odwiózł ją do domu (mieszkała jeszcze z rodzicami), podziekował za uroczy wieczór i wyraził nadzieję na kontynuację tych spotkań.
Konserwatywna broń nuklearna zadziałała bez pudła. Na kolację wyszła pewna siebie dwudziestopięcioletnia biznesłumen a gdy jej mama zajrzała rano do kuchni, zastała tam siedziącą nad zimną herbatą zakochaną po uszy szesnastolatkę.
Spotykali sie regularnie i po niecałym miesiącu Oskar wyznał Izie swoje uczucie. Przypominając jednocześnie, że regulamin korporacji zabrania małżeństwu pracy w tym samym oddziale firmy. Zatem jeśli jego deklaracja ma dla niej wartość, czeka ją zmiana pracy lub związek nieformalny. Reakcją Izy był telefon do domu, a podczas rozmowy z mamą z teatralną dykcją (Oskar wówczas już dosyć dobrze znał język polski) poinformowała, że nie wraca na noc. Zatem tym razem podał taksówkarzowi swój adres. A po tygodniu Iza przeprowadziła sie do niego.
W pracy oczywiście obowiązywała pełna konspiracja. Byli na 'pani Izo' i 'panie dyrektorze', przjeżdżali i wyjeżdżali swoimi samochodami osobno i o różnych porach. Ojcu ta kocia łapa nie przeszkadzała, bowiem widział, jak bardzo szczęśliwa jest córka. Ale jej mama, będąca katoliczką więcej niż serio, miała z tym problem, który znacznie się powiększył, gdy Iza powiedziała rodzicom, że bardzo chcą mieć  dziecko i podjeli wszelkie stosowne działania.
I wtedy Oskar po raz kolejny pokazał wielka klasę. Chodziło mu nie tylko o spokój sumienia przyszłej teściowej. Zdawał sobie sprawę i z tego, jak bardzo takie posunięcie  z jego strony wzmocni psychicznie Izę. Gdy dowiedział się, że w polskim Kościele Rzymskokatolickim nadal istnieje ślub "przedkonkordatowy", wyłącznie  religijny, bo nie mający żadnego przełożenia na prawo cywilne, nie wahał się. I ślub taki odbył sie w domku Oskara w Puszczy Białej, bowiem biskup po dowiedzeniu się o proponowanej "cołasce" napisał proboszczowi z tej wsi precyzyjną instrukcję. Czyli żadnych zapowiedzi, buzia na kłódkę i ślub w domu, a nie w kościele.
Obecnie Oskar szefuje oddziałowi urugwajskiemu, Iza oczywiście też w nim pracuje, mają dwójkę dzieci. A w soboty wpadają potańczyć do lokalu w dzielnicy robotniczej Montevideo, w którym tanga, milongi czy chacarery tańczą młodzi Urugwajczycy, którzy w odróżnieniu od Polaków, nie obrazili się na swój dorobek kulturowy i olewają żałosne podrygi do "muzyki" łupu cupu.
Gdy jeszcze w Polsce złośliwe koleżanki pytały Izę, jak ich związek będzie wyglądał za kilkanaście lat, gdy Oskarowi stuknie sześćdziesiątka i czy nie powinna znaleźć sobie młodszego faceta, Iza w prosty sposób je zaorała odpowiadając, że zdecydowanie woli salaterkę kawioru od worka buraków.
Drugi przykład tanga w roli magicznego afrodyzjaku dotyczy syna moich znajomych i jego dziewczyny. Chłopak oraz jego piękniejsza połowa byli obdarzeni słuchem i poczuciem rytmu, tańczyli jednak wyłącznie w dyskotekach. Gdy w domu rodziców usłyszał moje opinie o tangu i obejrzał na notebooku kilka tańców mistrzów, wykazał zainteresowanie tematem. Powiedziałem mu wtedy, że na Starówce, gdzie mlodzi mieszkali, jest "Złota milonga", w której mogą posłuchać i poogladać w akcji warszawskich miłośników tych tańców. I udało mi się ich skusić. Jak się przyznali, poczatkowo tylko sie przyglądali, ale w końcu odważyli się wyjść na parkiet i jakoś im poszło. Obecnie tańczą już dobrze, a chłopak przyznał mi się:
- Wujek, miałeś rację. Gdy w tangu przytulę Lusię, wiem że tańczę z dziewczyną. W porównaniu z tym to disko przypomina ruchy szympansa, którego oblazły pchły.
Okazało sie również, że czas na ślub, bowiem wieczorne tańce przyczyniły się ewidentnie do tego, że na horyzoncie pojawiło się nowe życie.
I tą optymistyczną informacją kończę tę garść refleksji o magicznej właściwości tanga.
A na deser w wykonaniu najlepszych tancerzy:

Geraldine Rojas i Pablo Veron w tangu "Una Emotion"


Oraz Noelia Hurtado i Pablo Rodriguez w tangu "Felicia"


A jeśli jakiemuś posiadaczowi chromosomów XY na widok Geraldine lub Noelii serce nie zabiło żywiej, niech zluzuje na stanowisku dotychczasowego prezydenta Słupska. Elektorat najgłupszego miasta w Polsce w większości chyba takich lubi.
 
Stary Niedźwiedź

niedziela, 12 sierpnia 2018

Adam Aston


Ostatnie boje justytutek, kodomitów czy UBwateli z "dobrą zmianą", podczas których policja jest nie tylko lżona, ale i opluwana, drapana, szarpana a nawet gazowana, budzi coraz większe obrzydzenie oraz politowanie. Ciekawe, kiedy to targowickie bydło zacznie do policjantów strzelać kulami gumowymi, a kiedy już prawdziwymi. Dlatego dajemy sobie spokój kibicowaniu poczynaniom ministra Bredzińskiego, którego coraz łatwiej (tak jak i jego pryncypała) pomylić z Robertem Biedroniem. A Stary Niedźwiedź powraca myślami do czasów, kiedy to polscy aktorzy i piosenkarze umieli śpiewać, czyli mieli słuch muzyczny i dobre głosy.
Miłośnikom starych tang czy foxtrotów znane są takie nazwiska jak Hanka Ordonówna, Zula Pogorzelska, Tola Mankiewiczówna, Aleksander Żabczyński, Eugeniusz Bodo, Tadeusz Faliszewski czy Janusz Popławski. Ale artystą prawie na śmierć zapomianym jest Adolf Loewinsohn, przed wojną bardzo popularny pod swoim artystycznym pseudonimem Adam Aston.

Urodził sie w Warszawie 17 września 1902, Jako osiemnastolatek zgłosił sie na ochotnika do wojska i wziął udział w kampani bolszewickiej roku 1920. Po demobilizacji rozpoczął karierę artystyczną. Początkowo w Chórze Warsa, potem jako solista w najpopularniejszych kabaretach i rewiach przedwojennej Warszawy. Popularność i uznanie przyniosły mu wykonania takich tang, jak Jesienne róże, Jest jedna jedyna, Każdemu wolno kochać, Serce matki czy To nie była miłość. Ale pozwolimy sobie przypomnieć dziś już prakycznie nieznaną interpretację światowego evergreenu, czyli La Palomy:
 

Aston wystąpił też w kilku najpopularnierjszych przedwojennych polskich produkcjach filmowych, czyli między innymi w Dwóch Jadwigach i Manewrach miłosnych, grając u boku Jadwigi Smosarskiej, Toli Mankiewiczówny, Aleksandra Zelwerowicza, Aleksandra Żabczyńskiego i ludwika Sempolińskiego. Nawiązaniem do pierwszej jest przebój Jadzia:



Zaś do drugiej Graj skrzypku, graj:


Aston śpiewal również w językach hebrajskim i jidisz. Próbką tej twórczosci jest tango Przytul, uściśnij, pocałuj:


Podczas wojny znalazł sie po sowieckiej stronie linii demarkacyjnej. Udało mu się wydostać z nieludzkiej ziemi wraz z armią generała Andersa. I tak jak wielu innych żołnierzy narodowości żydowskiej, nie zdezerterował po przybyciu do Palestyny, lecz nadal walczył w II Korpusie, biorąc udział w Bitwie o Monte Cassino.
Po wojnie początkowo osiadł w Johannesburgu, skąd w roku 1960 przeniósł się do Londynu. Tam zmarł 10 stycznia 1993.
Stary Niedźwiedź nie przypomina sobie, by polskojęzyczne merdia wspomniały wtedy choć słówkiem o Adamie Astonie. SN nie mógł tego uczynić, bowiem nie był jeszcze wtedy współautorem żadnego blogu. I dlatego dopiero teraz Antysocjal spłaca ten dług.

Zaś Refael nie byłby sobą, gdyby nie zamieścił węgierskiego motywu z twórczości Adama Astona, ewidentnie nawiązującego do "Hrabiny Maricy" Imre Kalmana:



Stary Niedźwiedź
Refael 72

czwartek, 2 sierpnia 2018

Rocznica tragedii

Stosunek redakcji Antysocjala do Powstania Warszawskiego był przedstawiany już wielokrotnie. Choćby w 2013:
http://antysocjalbis.blogspot.com/2013/08/kamienie-na-szaniec-diamenty-do-pieca.html
2015:
http://antysocjalbis.blogspot.com/2015/07/tragiczna-rocznica.html
czy 2016:
http://antysocjalbis.blogspot.com/2016/07/czy-to-jest-uleczalne.html

a także w 2009
https://staryantysocjal.blogspot.com/2018/08/powstanie-warszawskie.html
Zatem ogólne rozważania na temat wynoszenia pod niebiosa tego "zrywu, dzięki któremu mamy dzisiaj wolną Polskę" (co za bezczelne kłamstwo!), możemy sobie darować. Jedynie Stary Niedźwiedź postanowił podzielić się z szanownymi Czytelnikami kilkoma informacjami odnośnie związku losu jego rodziny z "Obłędem 44", jak słusznie Piotr Zychowicz zatytułował swoja książkę, traktujacą o tym seppuku.
Z linii po mieczu SN, od zawsze wywodzącej się z chyba najbardziej polskiego miasta, czyli oczywiście ze Lwowa (warszawiacy zechcą mu wybaczyć tę arcysubiektywna ocenę), wojnę przeżyli jedynie jego Ojciec oraz jego cioteczna siostrzenica. Resztę tej licznej rodziny w samym Lwowie zamordowali Niemcy, zaś w jego okolicach bydło spod znaku UPA. Natomiast dla rodziny Mamy SN zagłada wszystkich mężczyzn z tej linii była efektem owego "bohaterskiego zrywu".
Dziadek Mieczysław był mistrzem zecerskim czyli wysoko wykwalifikowanym robotnikiem. Z przekonań umiarkowanie lewicowym (prawe skrzydło PPS) ale jak wynika ze wspomnień Mamy, człowiekiem twardo stąpającym po ziemi i trzeźwo myślącym. Wieczorem 1 sierpnia dokładnie przewidział dalszy rozwój wydarzeń i powiedział o tym rodzinie. Czyli o zatrzymaniu przez Stalina frontu na środkowej Wiśle na kilka miesięcy, by umożliwić Hitlerowi wyręczenie go w mokrej robocie. Podczas powstania działał w służbach przeciwpożarowych, próbujących kubełkami wody gasić niemieckie podpalenia całych sektorów domów. Po upadku powstania jako cywil został wywieziony do Dachau, gdzie "zmarł na zawał serca".
Brat Babci SN, przez jego Mamę wspominany szczególnie ciepło, czyli jej Wujek Jurek, jak go nazywała, był podoficerem rezerwy 9 Pułku Ułanów Małopolskich z Trembowli, a w cywilu urzędnikiem kancelarii adwokackiej. O wieloletnim dowódcy tego pułku, czyli o Tadeuszu Komorowskim miał jak najgorszą opinię. Uważał go za człowieczka malutkiego formatu, pozbawionego własnego zdania, z najwyższym trudem podejmującego  decyzje. Podczas okupacji aktywnie włączył się w działąnia ZWZ/AK. Gdy po aresztowaniu gen. Stefana "Grota" Roweckiego dowódcą Armii Krajowej został "Bór" Komorowski, Wujek Jurek nazwał aresztowanie "Grota" nieszczęściem. Ale nominację "Bora" uznał za znacznie większą tragedię.
1 sierpnia, zgodnie z przydziałem, dołączył do grupy mającej zadanie bronić barykady na praskiej Pelcowiznie. Opór ten został przez Niemców bardzo szybko stłumiony zaś on dostał się do niewoli. Miał tyle szczęścia, że nie rozstrzelano go od razu i dotrwał do kapitulacji powstania. Jako kombatant i podporucznik czasu wojny trafił do oflagu, gdzie zmarł na zakażenie krwi, będące następstwem ran oraz czyraka, którego się w warunkach obozowych nabawił.
Drugi z braci Babci SN, przez jego Mamę zwany Wujkiem Antosiem, również był urzędnikiem. W działąnia konspiracyjne sie nie włączył. Podczas powstania wraz z tłumem cywilów został zapędzony na Dworzec Gdański. A tam ukraińskie bydło zagoniło ich do stojącego na bocznicy składu wagonów towarowych. Zaś po zamknięciu w wagonach podłożyło pod nie materiały wybuchowe i wysadziło w powietrze.
Mama SN miała zdecydowanie więcej szczęścia, bowiem jako nastolatka trafiła do obozu koło Hamburga i był to obóz pracy a nie koncentracyjny. Zatem ponosząc jedynie duży uszczerbek na zdrowiu, doczekała wyzwolenia obozu przez I Dywizję Pancerną gen. Stanisława Maczka.
Babcia i Prababcia SN uniknęły niewoli i dotrwały na kieleckiej wsi do przetoczenia się frontu. W lutym 45 powróciły do Warszawy. Wobec faktu zamiany przez Niemców, w tym przypadku pomagierów czyli użytecznych idiotów arcyzbrodniarza wszechczasów Stalina, lewobrzeżnej części miasta w morze gruzów,  wraz z dwoma innymi rodzinami doprowadziły do stanu jakiej takiej używalności mały domek na Grochowie (wówczas peryferia Pragi) i w nim zamieszkały.
Ten bagaż doświadczeń rodzinnych determinuje stosunek SN zarówno do patriotyzmu nekrofilskiego, jak arcycelnie to zboczenie (im więcej zabitych lub zesłanych Polaków i większe straty w substancji narodowej, tym większa chwała dla inicjatorów takiej masakry) nazwał mistrz nazewnictwa, czyli czcigodny Dibelius. Jak i do "jagiellońskich" kretynów, pojawiających się na tle czerwono-czarnych flag, liżących tyłki wypierdkom po Banderze i Szuchewyczu, udzielających im "kredytów" na wieczne nieoddanie i bredzących, jakoby takie łajno było polskim strategicznym sojusznikiem.
Tacy zbrodniarze (debilizm jak najbardziej może być zbrodniczy), jak "Bór" Komorowski, Okulicki czy Chruściel, mają obecnie w całej Polsce ulice swojego imienia. W końcu śmierć w absurdalnej, bo z góry przegranej walce około 20 tys żołnierzy AK oraz 200 tys. cywilów i zrównanie z ziemią ponad połowy Warszawy to nie w kij dmuchał. Wszelacy Wysoccy, Mochnaccy, Nabielakowie czy dyktatorzy Powstania Styczniowego mogą zzielenieć z zazdrości.
Z polskich generałów II Wojny Światowej w gronie redakcji Antysocjala od zawsze największym szacunkiem cieszy się generał Władysław Anders, który właściwie cenił zarówno swoich żołnierzy, jak i polską ludność cywilną. Dlatego w lecie 1942 wyprowadził z ziemi nieludzkiej do Iranu nie tylko swoich żołnierzy, ale także co najmniej 20 tys. uwolnionych z łagrów cywili, biedujących przy jego armii. Bowiem sowieccy zbrodniarze nie przydzielili im żadnych racji żywnościowych. Zatem ten wielki Polak nie wahał się zabrać ich wraz ze swymi żołnierzami, ratując ich w ten sposób od śmierci głodowej.  Mając w ten sposób poniżej pleców politykierskie fikołki wodza, który z braku lepszego audytorium gotów był się wdzięczyć przed własnym ordynansem.
Ten wielki Polak wybuch powstania nazwał szaleństwem, zaś o tych, którzy taka decycję podjeli, powiedział iż powinni stanąć przed sądem polowym. Taką opinie wydał na bieżąco, zatem wszelakie bajeczki, że łatwo krytykować jakieś posunięcie po kilkudziesięciu latach, nekropatrioci mogą sobie wsadzić w wiadome miejsce. Tak samo negatywnie decyzję o wybuchu powstania ocenili na bieżąco generałowie starszej daty, czyli Kazimierz Sosnkowski i Lucjan Żeligowski. Co przypominamy walczakom - duchowym spadkobiercom Józefa Piłsudskiego a obecnie wyznawcom maciertyzmu.

W pełni podzielamy to stanowisko, a znalezienie sie w takim towarzystwie, jak pan generał broni Władysław Anders, jest dla nas wielkim zaszczytem. Zaś romantycznym bałwanom pozostawiamy guru Macierenkę i jego sektę AAA. Czyli Anencefalicznych Akolitów Androniego.

Stary Niedźwiedź
Refael 72