piątek, 28 kwietnia 2017

Francuski Petru i napoliońscy durnie

Wybór prezydenta Francji należy oczywiście do Francuzów i skoro sami oburzamy się gdy różne Guje, Timmermansy, Drinkery i pomniejsza swołocz pouczają nas Polaków co mamy robić we własnym kraju, od polskich polityków musimy wymagać tego samego. Ale nie dotyczy to mediów a już zwłaszcza blogerów, piszących dla nieporównywalnie węższego kręgu odbiorców.
Być może pomny swojej passy szkodliwych pomysłów (Komisja Wenecka!) i bardziej śmiesznych niż groźnych gaf Dupa Wołowa, czyli Vito San Escobar, ostatnio próbował się pilnować i w sprawach francuskich wyborów unikał poparcia Macrona aż tak nachalnie, jak to czynił choćby Chyży Rój. Ale w czwartek rano na portalu braci Karnowskich

https://wpolityce.pl/polityka/337378-waszczykowski-polska-oczekuje-od-nowego-prezydenta-francji-powaznej-refleksji-o-ue-program-le-pen-jest-klopotliwy-dla-europy-i-polski

przytoczono fragmenty jego wywiadu dla gazety niejakiego Hajdawerowicza, w którym otwartym tekstem ocenił negatywnie program Marine Le Pen. I dopowiedział że od nowego prezydenta oczekuje poważnej refleksji o eurokołchozie, który jest w kryzysie. Tak jakby nie wiedział że Macron jest entuzjastą UE co najmniej dwóch prędkości a Le Pen skłania się, przynajmniej w warstwie wyborczych deklaracji, do opuszczenia euroburdelu zanim przymus stosowania „europejskich wartości”, czyli pomysłów lęgnących się w obłąkanym łbie Makreli, zamieni do bólu laicką Republikę Francuską w państwo wyznaniowe, jakim poza wszelką wątpliwością będzie Kalifat Paryża.
No i długo Dupa Wołowa czekać nie musiała. Jeszcze tego samego dnia na portalu braci Karnowskich

http://wpolityce.pl/swiat/337514-maski-opadly-macron-chce-sankcji-wobec-polski-nie-mozemy-tolerowac-kraju-ktory-w-ue-rozgrywa-roznice-kosztow-spolecznych-i-narusza-wszystkie-zasady

napisano że Macron w wywiadzie dla regionalnej gazety z północy Francji nawiązał do tego iż fabryka firmy Whirpool w Amiens zostanie zamknięta bo koncern przeniesie produkcję do Łodzi. I z tego powodu obiecał że trzy miesiące po objęciu przez niego prezydentury na Polskę zostaną nałożone sankcje, bo jak powiedział:
„Nie możemy tolerować kraju, który w Unii Europejskiej rozgrywa różnice kosztów społecznych (kosztów pracy - PAP) i który narusza wszystkie zasady Unii"
I to mówi przefarbowany socjalista, udający centrystę i liberała a francuski motłoch traktuje tę maskaradę serio. Przy tym okazuje się że socjalistyczny minister gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w rządzie Hollande’a odmawia prywatnej firmie prawa do przeniesienia produkcji do kraju, w którym koszty pracy są zdecydowanie niższe, kwalifikacje pracowników wyższe a ustawowy tydzień pracy dłuższy – francuskie obiboki wywalczyły 35 godzin tygodniowo.
A skoro bełkocze on  o „europejskich wartościach”, niech sobie ten francuski Petru (Flavia która to określenie w poprzednim wpisie zaproponowała, okazała się prorokiem) wygugluje „cztery wolności w UE”.
Ale czego się spodziewać po filozofie z wykształcenia? Jak swego czasu powiedział pewien doskonały lekarz, różnica między gastrologiem a filozofem jest banalnie prosta. Bo pierwszy wie wszystko o gównie a drugi wie gówno o wszystkim. I zasada ta nie dotyczy tylko Polski (Środa, Mikołejko etc.) ale i innych krajów, co potwierdził właśnie Macron, do którego zakutego łba wolność przepływu kapitału jeszcze nie dotarła.
Do tej fanfaronady odniósł się Eryk Mistewicz, ekspert z zakresu marketingu politycznego.

https://dorzeczy.pl/kraj/28198/Emmanuel-Macron-domaga-sie-sankcji-dla-Polski.html

Powiedział po prostu: „Nie przypominam sobie równie antypolskiej kampanii wyborczej we Francji w ostatnich 20 latach".
Oczywiście tego socjalistę udającego liberała a będącego co najwyżej „leberałem”, na naszym krajowym podwórku entuzjastycznie popiera Petru

http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1037508,petru-program-macrona-najblizszy-programowi-nowoczesnej.html

Trudno się dziwić durniowi, którego nawet kamraci z Nowośmiesznej mają dosyć, bo swoimi fajerwerkami ośmiesza resztę (p)osłów skuteczniej niż niejaka Schleswig-Holstein. Bo jak napisał jeden z internautów, „Na pochyłego Petru to i Salomon nie naleje”.
Ale politycy PiS, którzy mniej lub bardziej czytelnie artykułowali że wolą Macrona od Le Pen, mają teraz nielichy problem.
Starsi czytelnicy pamiętają jeszcze z czasów PRL duet aktorski Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach. Swego czasu Maklakiewicz wynalazł dla naturszczyka Himilsbacha małą rolę w kręconym na ówczesnym Zachodzie filmie. Był to łakomy kąsek – młodszym czytelnikom musimy przypomnieć że średnia miesięczna płaca w PRL wynosiła ok. 20 $. Ale Jasio zauważył że postać którą miałby zagrać po prostu tylko będąc sobą, wypowiada ze trzy zdania po angielsku. A jego znajomość języków obcych była identyczna jak u TW „Bolka” czy chrabiego Bula. I jak podają świadkowie, wywiązał się następujący dialog:
- Jasiu, nie bój się. Znam dobrze angielski i tych kilku zdań cię nauczę. Przecież nie jesteś takim głąbem by tego nie wykuć na blachę.
- Łatwo ci Zdzisiu mówić. A potem zrobią casting, rolę dostanie kto inny a ja zostanę z angielskim jak ten chuj!
 Wystarczyło by Geniuś Żoliborza i polski rząd pomyśleli i akurat tym razem naprawdę siedzieli cicho. Bo prawdopodobieństwo wygranej Le Pen jest poniżej 10 % a gdyby nawet ten cud się zdarzył, szansa na wyjście Francji z eurokołchozu równie mała. Przecież kraj ten jest zdecydowanie największym beneficjentem "wspólnej polityki rolnej". Płacenie francuskim rolnikom tylko za to że raczą żyć, pić wino i psuć powietrze było przecież ceną jaką Niemcy musieli po wojnie zapłacić Francuzom za wpuszczenie na europejskie salony i łaskawe zapomnienie że ten naród zbrodniarzy w XX wieku dwa razy podpalił Europę. Ale na pewno autentyczna jest awersja pani Marine do plujących na nią od tak wielu lat eurourzędasów
. Zatem raczej nie śpiewałaby w jednym chórze z tymi wszystkimi Gujami. Za to francuski Petru z tymi prędkościami był do tej pory jeszcze bardziej antypolski od Hollande'a. A teraz uczeń prześcignął mistrza. Nie możemy zatem pozbyć się wrażenia że Napolion, Dupa Wołowa, reszta mameluków, praktycznie wszyscy dziennikarze (tu panuje porozumienie ponad podziałami PiSmaków z „totalną opozycją”) oraz blogowe cyngle o nawet nie kurzych bo wręcz kurkowych móżdżkach zostali od czwartku z Macronem jak nieboszczyk Himilsbach z angielskim.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael72

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

W Wilkowyjach nad Sekwaną wygra Petru

Z jednego z wczesnych odcinków serialu „Ranczo” Stary Niedźwiedź zapamiętał bardzo charakterystyczną scenę. Mało jeszcze znająca miejscowe realia Lucy zapytała jedną z wieloletnich mieszkanek Wilkowyj o wójta. I usłyszała całą krytyczną litanię. Że to złodziej, wyjątkowo pazerny łapownik, oszust i kłamca, myślący tylko o tym, by się nachapać. Ale na następne pytanie, czyli na kogo ta osoba zagłosuje w zbliżających się wyborach samorządowych, indagowana ze zdumieniem odpowiedziała:
- Jak to na kogo? Na wójta!
Po polskich wyborach parlamentarnych 2011 zaczęliśmy się zastanawiać, czy jest jakaś granica okradania i upodlania mieszkańców „chuja, dupy i kamieni kupy” (w wersji cenzuralnej Tusk, Kopacz i kamieni kupa), której przekroczenie obudzi Polaków z wilkowyjskiej hipnozy. Na szczęście po ucieczce na saksy szczura z tonącej łajby, nowa wersja czyli „dupa, bandzior i kamieni kupa”  przepełniła czarę goryczy. Tyłki Polaków okazały się nie być zrobione z tytanu i szajce Przestępczości Organizowanej oraz jej zielonej prostytutce odrąbano ryje od koryta. Smutnym akcentem było utargowanie aż 7.6 % głosów przez wystruganych z banana przez WSI teczkowego Balcerka czyli Nowoczesnego Ryśka i jego również głupsze od własnego podogonia girlaski.
Ale nasza nieprzesadnie pochlebna opinia o zdrowym rozsądku rodaków uległa dalszemu złagodzeniu w niedzielny wieczór, gdy opublikowano szacunkowe wyniki pierwszej tury francuskich wyborów prezydenckich.
Samo przejście Marine Le Pen do drugiej rundy oczywiście nas nie zaskoczyło. Tak jak i jej wynik, który już kilka miesięcy wcześniej oceniliśmy na między 20 a 25 %. Tak samo jak i wynik poniżej 10 % socjalistów, skoro „wicekanclerz” Hollande cieszy się zaufaniem aż 4% Francuzów. Ale nie przypuszczaliśmy że łże prawica (de Gaulle w grobie się przewraca) sama się zaorze, wystawiając prymitywnego złodziejaszka Fillona, któremu na pociechę Zakosiniak – Kłamysz z kolegami powinni za wykazane dobre chęci przyznać honorowe członkostwo PSL. Ale jednocześnie  załatwić staż w urzędzie marszałkowskim u Struzika, żeby się gamoń douczył, jak to robią profesjonaliści.
Natomiast wynik Macrona upewnił nas, że ludzie mieszkający nad Loarą, Rodanem i Sekwaną nie są średnio ani trochę bardziej rozgarnięci od Hadziuka, Solejuka i Pietrka, że o takim mędrcu jak Japycz nawet nie wspomnimy. Bo ten ostatni to za wysokie progi na przeciętnego żabojada nogi. Żeby uznać Macrona za kandydata niezależnego, trzeba mieć iloraz inteligencji mniejszy od numeru noszonego obuwia. Bo kimże jest ta udoskonalona wersja Petru? Ciocia Wiki podaje następujące informacje o jego karierze zawodowej i politycznej.
1. Po ukończeniu studiów został członkiem korpusu inspektorów finansowych w ramach Inspection générale des finances, państwowej służby zajmującej się audytem i kontrolą.
2. W 2008 przeszedł do pracy w bankowości inwestycyjnej w ramach kontrolowanego przez rodzinę Rothschildów Rotschild & Cie Banque, gdzie był zatrudniony do 2012.
3. W latach 2012–2014 pełnił funkcję zastępcy sekretarza generalnego Pałacu Elizejskiego w administracji prezydenta François Hollande.
4. 26 sierpnia 2014 objął stanowisko ministra gospodarki, przemysłu i cyfryzacji w rządzie Manuela Vallsa (taka hybryda Bieńkowskiej i Piechocińskiego). Mimo że dla gospodarki francuskiej były to złe lata, zyskał u francuskich lemingów osobistą popularność, zaczął być uwzględniany w sondażach przeprowadzanych na potrzeby wyborów prezydenckich w 2017.
5. W kwietniu 2016 założył własny ruch polityczny pod nazwą En Marche!, a jego polityczne zaangażowanie zostało w lipcu tegoż roku publicznie skrytykowane przez prezydenta. 30 sierpnia Emmanuel Macron odszedł z urzędu ministra.
6. W roku 2016 popisał się złotą myślą że Francuzi muszą nauczyć się żyć z terroryzmem. Aż takiej bredni nie powstydziliby się ani feminazistka Kazimiera Szczeka, ani chujwejbin Adrian Zandberg.
7. Zadeklarował start w wyborach prezydenckich w 2017 jako kandydat niezależny, odmawiając udziału w prawyborach zorganizowanych przez socjalistów, w których zwyciężył Benoit Hamon, który w niedzielnych wyborach ugrał aż 7 %.
Warto przyjrzeć się też gronu tych, którzy stręczą francuskim wyborcom tę wydmuszkę. Nie dziwi obecność w tym gronie żałosnego Hollande’a czy kanciarza Fillona, z którego taki prawicowiec jak z Icka Dikmana katolik. Ale są wśród nich i takie rodzynki jak:
Pedofil i trockista, obecnie robiący za ekoterrorystę Daniel Kon – Bandyta.
Gardłujący za legalizacją narkotyków Bernard Kouchner.
Skompromitowany do imentu swoim „premierowaniem” socjalista Manuel Valls.
Rektor Wielkiego Meczetu w Paryżu Dalil Boubakeur.
Żeby było jeszcze śmieszniej, diametralnie inne opinie niż ten chór wujów wyartykułowały francuskie pedały i lesbijki. W jakimś wywiadzie tamtejszy Biedroń (szkoda nam czasu na sprawdzanie jak się zwie) powiedział że zagłosuje na panią Le Pen. Oczywiście pismak zrobił karpia, po czym zaczął go prostować słowami, przy których TW „Stokrotka” mogłaby robić za kulturalną dziennikarkę a poseł Mieszkowski za inteligentnego człowieka. I usłyszał coś na kształt:
- Przecież Le Pen co najwyżej może zlikwidować śluby jednopłciowe. A islamiści poucinają nam głowy!
Trudno dobrze rokować krajowi, w którym poza stabilnym elektoratem prawicowym (kilkanaście, góra 20 %) do wykazywania instynktu samozachowawczego  zdolni byli jedynie zboczeńcy. Co poniektórzy dziennikarze utrzymują, że po pięciu latach rządów tego euroentuzjasty i fana Europy dwóch prędkości oraz politpoprawizmu, następne wybory wygra Le Pen. Ale wtedy na sprzątanie może już być za późno.
Janek, z zawodu robotnik leśny, znakomity łowca leszczy i towarzysz wędkarskich eskapad Starego Niedźwiedzia, mawia że nie wystarczy wykształcenie, bo trzeba jeszcze mieć rozum. Niestety ta oczywista prawda dla francuskich „elyt” i durniów traktujących serio ich wymiociny jest niedostępna.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael72

piątek, 21 kwietnia 2017

Schematy organizacyjne różnych nurtów chrześcijaństwa, a ich kondycja - cz.3

Święta Zmartwychwstania Pańskiego minęły, na scenie politycznej brak większych fajerwerków, czas zatem zakończyć cykl o wpływie schematów organizacyjnych kościołów chrześcijańskich na ich obecną kondycję.
Przypomnę że bezpośrednim impulsem do powstania tego tryptyku był komentarz czcigodnego Imperatora. Który podkreślił że przed Vaticanum Secundum ustrój Kościoła Rzymskokatolickiego, będącego monarchią absolutną, decydował o jego sile. Bowiem papież jako monarcha mógł postawić do pionu każdego biskupa czy księdza, który zacząłby szaleć i opowiadać głupoty. Natomiast po tej soborowej cezurze monarchą może zostać choćby obecny nawiedzony użytkownik białej sutanny, wygadujący takie herezje że strach się bać. Do tego zabierając głos w sprawach polityki, robi co może by zniszczyć cywilizację europejską, dostarczając całe tony amunicji terrorystycznej dziczy. Oczywiście z tego powodu nie mam ani szczypty złośliwej satysfakcji a wszystkim katolikom szczerze z tego powodu współczuję i chyba potrafię sobie wyobrazić ich dyskomfort psychiczny.  Bo wiem jak sam bym się czuł, gdyby premierem Polski został Ryszard Petru.

A jak podkreślił Imperator, wobec szaleństwa władcy monarchia absolutna jest praktycznie bezbronna.
Do jego opinii muszę dopowiedzieć dwa słowa. Bowiem do właściwego funkcjonowania monarchii absolutnej nie wystarczy mądry i uczciwy monarchia. Niewiele może on zdziałać bez lojalnych dworzan. A z tym w mojej ocenie jest gorzej niż źle. Bowiem co najmniej od czasu pontyfikatu Pawła VI w Kurii Rzymskiej uaktywniły się dwie doskonale zorganizowane, bardzo wpływowe i dlatego tak groźne koterie: masonów i dewiantów.
Przypomnę że Kodeks Prawa Kanonicznego z roku 1917 w kanonie 2335 potępił przynależność do masonerii pod karą ekskomuniki wiążącej mocą samego prawa. Natomiast ten obowiązujący od roku 1983, czyli zredagowany podczas pontyfikatu Jana Pawła II, o masonach i ekskomunice nie wspomina ani słowem. Jego kanon 1374 głosi:
„Kto zapisuje się do stowarzyszenia działającego w jakikolwiek sposób przeciw Kościołowi (quae contra Ecclesiam machinatur), powinien być ukarany sprawiedliwą karą; kto zaś popiera tego rodzaju stowarzyszenie lub nim kieruje, powinien być ukarany interdyktem.”
Nagabywana w tej kwestii przez zdumionych tym katolików Kongregacja Nauki Wiary w  swojej Deklaracji z 26 listopada 1983 odpowiedziała:
„Niniejsza Kongregacja jest w stanie odpowiedzieć na to, iż okoliczność ta jest spowodowana kryterium redakcyjnym takim samym, jak dla innych zrzeszeń, które podobnie nie zostały wymienione, ponieważ włączone są do szerszych kategorii.”
Jak widać autorzy eseldowskiej przewalanki powszechnie znanej jako „i czasopisma” prochu nie wymyślili. A co się tyczy tego pożal się Boże „kryterium redakcyjnego”, nikt i nic nie zdejmie odpowiedzialności z monarchy absolutnego, bez którego podpisu tenże kodeks nie nabrałby mocy prawnej.
Siła watykańskiej masońskiej szajki w sposób najbardziej widoczny ujawniła się podczas niemal przez wszystkich zapomnianego króciutkiego (od 26 sierpnia do 28 września 1978) pontyfikatu Jana Pawła I. Opisując tę sprawę posłużyłem się:
1. Dostępnymi w internecie fragmentami książki „Watykan zdemaskowany” autorstwa Paula L. Williamsa, byłego agenta amerykańskich służb specjalnych.
2. Dostępną powszechnie informacją o Carmine
Mino" Pecorellim (14.06.1928 - 20-03.1979). Włoskim dziennikarzu i masonie który popadł w niełaskę włoskiej loży P2. Opublikował we wrześniu 1978 w Osservatore Politico" listę 121 kardynałów, biskupów i prałatów należących do watykańskiej loży Ecclesia", filii P2. Pecorelli został zastrzelony na ulicy przed siedzibą swojej redakcji, do jego ust morderca wedle sycylijskiego zwyczaju włożył kamień. Zapewne po to by naiwni uwierzyli że zleceniodawcą istotnie była mafia, ale ta sycylijska.
3. Zamieszczoną na portalu
https://gloria.tv/article/qE2JoY2rPH7T6qpG4ZuGYy9xF
ciekawą publikacji
Rytualne zabójstwo polityczne?".
4. Dostępnymi w sieci omówieniami książki brytyjskiego dziennikarza Davida Yallopa
W imieniu Boga?".
Najciekawsze postacie z
listy Pecorelliego" to:
1. Kardynał Jean Villot, sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej. Za pontyfikatu JP II był kardynałem kamerlingiem, zmarł w marcu 1979.
2. Arcybiskup Paul Marcinkus, szef Instytutu Dzieł Religijnych czyli Banku Watykańskiego. Przez JP II awansowany na Pro-Prezydenta Miasta Watykan.
3. Prałat Pasquale Macchi, sekretarz osobisty Pawła VI. Przez JP II mianowany arcybiskupem tytularnym.
4. Kardynał Agostino Casaroli, znany też jako
Kardynał Pieriestrojka". JP II mianował go sekretarzem stanu Stolicy Apostolskiej.
5. Kardynał Sebastiano Baggio, przewodniczący Kongregacji Biskupów. Za pontyfikatu JP II został prezydentem Papieskiej Komisji d/s Państwa Watykańskiego oraz kardynałem kamerlingiem, a następnie wicedziekanem Kolegium Kardynalskiego.
Rozwinięcia wymaga wątek arcybiskupa Marcinkusa. Współpracował z Roberto Calvim, szefem Banco Ambrosiano oraz Michele Sindoną, zwanym bankierem sycylijskiej mafii, w praniu brudnych pieniędzy. Gdy w roku 1982 Banco Ambrosiano zbankrutował, Calvi został odnaleziony w Londynie (
powiesił się") a jego sekretarka w Mediolanie wypadła z okna". Sindona zmarł w więzieniu a Marcinkus przez pewien czas nie mógł opuszczać terytorium Watykanu bo był poszukiwany listem gończym jako szef oddziału Banco Ambrosiano z siedzibą na Wyspach Bahama. Watykan był zmuszony pokryć poszkodowanym straty w wysokości ponoć 241 milionów $.
Gdy mowa o przyczynach śmierci Jana Pawła I, badacze formułują dwie hipotezy.
Jedni uwagę skupiają na finansowych machinacjach Marcinkusa (nielegalne wyprowadzanie kapitałów z Włoch, pranie pieniędzy z handlu narkotykami) o których dowiedział się JP I, a od niego o chęci usunięcia ze stanowiska Marcinkusa i  jego najbliższe otoczenie, zdominowane zdaniem Pecorelliego przez masonów. Zatem dokonało morderstwa na rozkaz Licio Gelliego, wielkiego mistrza loży P2. Tym wszystkim którzy uznają że demonizuję możliwości tej loży, przypomnę iż masońskim podkomendnym nieżyjącego już Gelliego był między innymi Silvio Berlusconi.
Druga mówi że gdy lista Pecorelliego stała się tajemnicą poliszynela, JP I za pośrednictwem kardynała, którego na niej nie było zasięgnął informacji u władz włoskich. Po uzyskaniu potwierdzenia jej wiarygodności zaczął wzywać na dywanik najbardziej prominentne osoby z listy i domagać się od nich rezygnacji z pełnionych funkcji. I to przesądziło sprawę.
Gdy rankiem 29 września 1978 siostra Vincenza Taffarel przyniosła papieżowi kawę i znalazła go martwego, natychmiast zawiadomiła o tym kardynała Villota. A ten jako kamerling natychmiast nakazał pogrzeb, nawet bez wydania przez lekarza świadectwa zgonu. Oraz zobowiązał siostrę Vincenzę do milczenia. Niektórzy autorzy utrzymują (nie zostało to niezbicie udowodnione) że śmierć nastąpiła podczas pisania a Villot
oczyścił" sypialnie zabierając buteleczkę z lekarstwem i kartki zapisane tej nocy przez papieża. Którego pontyfikat trwał tylko 33 dni lecz są pełne podstawy do przypuszczenia że byłby to bardzo dobry pontyfikat.
Gdy czytam jakieś co najmniej niepochlebne doniesienia na temat Kościoła Rzymskokatolickiego,  zaczynam od sprawdzenia czy nie jest to kolejne ateotalibańskie łgarstwo. W tym celu zasięgam wiedzy u linkowanego na Antysocjalu mojego przyjaciela Krusejdera. Katolika przedsoborowego, konserwatysty pierwszej gildii i realisty, nigdy nie mieszającego uczuć z polityką czy gospodarką. Zatem przed opublikowaniem tego postu poprosiłem go o konsultację w kwestiach podanych tu hipotez czy poszlak. Bowiem takie sprawy, jak wielkie straty Banku Watykańskiego, zamordowanie Calviego i jego sekretarki czy nie tylko kompletną bezkarność  a nawet chronienie Marcinkusa negować może tylko idiota. Tak jak i masowe awanse za pontyfikatu JP II ludzi, którzy po udowodnienia przynależności do masonerii, o ile mi dobrze wiadomo, z mocy prawa zasługiwali wręcz na ekskomunikę. Zatem powinni być karani a nie nagradzani.
Krusejder oczywiście zgodził się ze mną, że wobec dołożenia przez kamerlinga Villota wszelkich możliwych starań, by przyczyna śmierci Jana Pawła I nie została nigdy wyjaśniona, można mówić tylko o hipotezach bądź poszlakach. Ale dysponując znacznie większą wiedzą na ten temat niż ja, potwierdził też że nie ma cienia jakichkolwiek powodów by którąkolwiek z tu przedstawionych wolno było odrzucić.
Większą dyskrecję zachowuje koteria dewiantów. Gdy w Irlandii pedofilskie skandale zakonne i księżowskie przestały być zamiatane pod dywan a tamtejsze sądy obudziły się ze snu zimowego (w USA w tej kwestii od dawna ponad prawem stoją tylko i wyłącznie rabini, którym żaden amerykański sąd nie śmie podskoczyć), reakcja Watykanu była praktycznie zerowa. Najkorzystniejszym dla JP II wytłumaczeniem tej bierności jest jego zły stan zdrowia plus skuteczne odcięcie go od tych informacji przez jego otoczenie. Ale to z kolei wystawia jak najgorszą opinię „kamerdynałowi” Stasiowi.
Wielu ludzi zorientowanych w kulisach Kurii Rzymskiej zwróciło uwagę na błyskawiczne kariery przysłanych tam na studia lub / i zatrudnionych w kurii młodych księży o orientacji „inaczej”. Następnie otrzymujących sakry biskupie i odsyłanych do krajów macierzystych. Gdyby zatem niejaki Charamsa nie pozazdrościł rozgłosu preydentowi Słupska i wykazał się większą dozą inteligencji oraz dyskrecji, być może  byłby już biskupem pomocniczym którejś z polskich diecezi.

W sposób dobitny mechanizm ten ilustruje przypadek niejakiego Juliusza Paetza. Gdy jako 32 letni ksiądz został pracownikiem Sekretariatu Generalnego Synodu Biskupów w Rzymie, jego kariera ostro przyspieszyła. Do Polski wrócił po nominacji na biskupa diecezjalnego łomżyńskiego i rzecz jasna nadal awansował. Od roku 2000 uwodzenie kleryków przez arcybiskupa pederastę było już znane poznańskim katolikom, ale ich interwencje u polskich hierarchów, nuncjusza arcybiskupa Kowalczyka (wielce antypatyczna postać) i nawet w Rzymie nie przyniosły oczywiście żadnego rezultatu. Gdy w lutym 2002 polska prasa nagłośniła sprawę, z informacją o skandalu szczęśliwie uało się przebić do JP II jego przyjaciółce jeszcze z czasów młodości dr Wandzie Półtawskiej a papież wysłał do Poznania swoją komisję. Paetz początkowo łgał jak Tusk ale w końcu złożył rezygnację, przyjętą w końcu marca 2002. JP II zakazał zboczeńcowi udzielania sakramentów święceń i bierzmowania, głoszenia kazań,  konsekrowania kościołów i ołtarzy oraz przewodniczenia publicznym uroczystościom.
Watykańskie pedały nie zapomniały o okrutnie skrzywdzonym współbracie w zboczeniu i w roku 2010 próbowały go reanimować, anulując te zakazy. Tu trzeba bardzo pochwalić księdza arcybiskupa poznańskiego Stanisława Gądeckiego i serdecznie mu podziękować za skuteczne storpedowanie aż takiej podłości.
Dlatego też, czcigodny Imperatorze, z takimi dworakami nawet najlepszy i najszlachetniejszy monarcha może przegrać, co dobitnie udowodnił gwałtownie przerwany pontyfikat JP I. Sprawa wygląda na znacznie trudniejszą niż odwszenie polskiego wymiaru niesprawiedliwości. Pozostało poprosić o pomoc Boską a do takiej modlitwy moich katolickich braci w Chrystusie zawsze chętnie się przyłączę.

Stary Niedźwiedź

sobota, 15 kwietnia 2017

Życzenia

Szanowni Czytelnicy
Niecałe dwa tysiące lat temu miało miejsce wydarzenie, które zmieniło losy świata. Na czym ono polegało, Czytelnikom Antysocjala tłumaczyć nie musimy. Bo niezależnie od tego, czy są oni katolikami, wiernymi innych nurtów chrześcijaństwa, wierzącymi "po swojemu" czy też osobami nie przekonanymi do istnienia Siły Wyższej i osądu naszego postępowania po śmierci. celem naszej witryny od zawsze było przyciągnięcie tych wszystkich ludzi, którzy nie kwestionują pewnego minimum przyzwoitości.
W skali poszczególnych osób to minimum od dawna definiujemy jako Septalog. Czyli tę część Dekalogu, która zawiera wytyczne odnośnie postępowania w życiu doczesnym i syntetycznie wymienia to, czego w tym życiu czynić nie wolno. Bez wnikania w kwestie relacji człowieka z Siłą Wyższą. W naszym przekonaniu  ta lista zakazów nie zawiera niczego, co kolidowałoby z elementarnymi przyzwoitością i dobrem. Niezależnie od tego czy ktoś tak jak my "przyszedł na gotowe", czy też przy formułowaniu tych nadrzędnych pojęć zdany był wyłącznie na własne siły i mimo to do tych prawd doszedł.
Zaś w skali całego narodu łączy nas uczucie jakie żywimy dla naszej państwowości. Możemy się różnić szczegółami poglądów na jego optymalny model funkcjonowania, ale nikt z nas nie neguje potrzeby istnienia suwerennej Polski, rządzonej przez Polaków. A nie jakiegoś "euroregionu" (czyli nowej Generalnej Guberni), którą zarządzać ma nowy Hans Frank czy inny Grzechu Skatina z berlińskiego mandatu.
Stary Niedźwiedź opisywał małżeństwo swoich przyjaciół agnostyków, w których domu Wigilia pod względem wystroju, potraw na stole etc. niczym się nie różni od obchodzonej w rodzinie katolickiej. A gdy dawno temu spytał o przyczynę, zdziwiona pani domu odpowiedziała:
Przecież to jest POLSKIE święto!
I dlatego nikt z grona redakcji bie wątpi że szanowni Czytelnicy nie będą zdziwieni że radość z mozolnego wychodzenia z kamieni kupy wyrazimy w najzwięźlejszy sposób słowami otuchy:
Chrystus zmartwychwstał!

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Tie Fighter
Refael72 

czwartek, 13 kwietnia 2017

Przedświąteczny postny bigos

Nie raz już zdarzało się iż jakiś cykl wpisów na naszej witrynie był przerywany, bowiem skrzecząca rzeczywistość wymuszała ustosunkowanie się do wydarzeń bieżących. Dlatego też swój zamiar podzielenia się z szanownymi Czytelnikami swoim postrzeganiem korelacji między strukturą organizacyjną a obecną kondycją Kościoła Rzymskokatolickiego Stary Niedźwiedź musi odłożyć na dalszy termin. Bowiem podczas Wielkiego Tygodnia w polityce dzieje się więcej, niż zazwyczaj.
Odnośnie Antka Policmajstra redakcja jest zgodna iż jest to cudowne dziecko PiS, bo nigdy nie wiadomo czy powie wierszyk, czy zrobi kupę w majtki.
Z jednej strony zerwał łajdacki kontrakt na Caracale, które gang Przestępczości Organizowanej chciał kupić po cenie dwukrotnie wyższej od rynkowej. Pogięci Oszuści podnieśli histeryczny ryk bo Sie Moniaki wściekły, i to na pewno niemałe. Szajka PO musiała więc żabojadom zwrócić i co gorsza, nie było to tylko dane słowo honoru. Ta decyzja miała pełne poparcie naszej redakcji. Ale nowy przetarg ciągnie się już około roku, czyli niczym smród za Armią Czerwoną, lub jak kto woli, afery za Tuskiem.
W sprawie samolotów dla VIPów długo nie działo się nic. Po czym w świńskim pośpiechu zawarto kontrakt w zeszłym miesiącu. Do tego ktoś z kierownictwa MON wygadał się że pośpiech był konieczny bo pieniądze należało wydać do końca marca.
Kilku zawodowych oficerów wyższych stopni z którymi rozmawialiśmy, uznało Obronę Terytorialną za doskonały pomysł. Jeszcze w połowie ubiegłego roku pierwszej jednostce podczas wielkiej gali wręczono sztandar i od tej pory głucho o postępie prac organizacyjnych, naborze ochotników i ich  szkoleniu. Mamy smętne podejrzenie że do tej pory udało się głównie uszyć sztandary i obsadzić etaty feldkuratów.
Stosunkowo najlepiej idą prace "podkomisji smoleńskiej". Niedawny "meldunek z trasy" pana doktora Berczyńskiego uważamy za bardzo dobry. Hipoteza o rozpadzie samolotu jeszcze w powietrzu jest więcej niż wiarygodna i wymaga jedynie końcowego wypolerowania, by stała się dowodem. Dr Berczyński przekonująco udowodnił że zmałpowany z opracowania niejakiej Anodiny "raport Millera" to kupa bredni z wielką przewagą kupy. Zaś dochtór nałuk Maciej Lasek, ewidentnie nie znający zasady zachowania pędu, na egzaminie maturalnym z fizyki byłby bez szans. Poważać mogą go jedynie ostatnie debile z zakresu nauk ścisłych z GW no Prawda czy WSI24, które słysząc takie terminy jak np. tarcie w punkcie podparcia, z wrażenia doznają parcia w punkcie podtarcia.
Ale już stary Pirandello powiedział "Jest tak, jak się państwu zdaje". Czyli dla przeciętnego zjadacza chleba najważniejszy jest "piar". A tu szkody narobione przez Antka są nie do przeszacowania.
Napolion obejmując władzę zapowiadał radykalną zmianę polityki personalnej i zasad obsadzania stanowisk w porównaniu z tym co praktykowali Tusk, Kopacz i kamieni kupa. Ale Antek dostał małpiego rozumu z zatrudnianiem młodych chłopaków jedynie z maturą. Niejakiego Edmunda Jannigera, dwudziestoletniego doradcę ministra a zarazem "wybitnego specjalistę” od spraw międzynarodowych i autora „prac naukowych" udało się wyczesać jak na przypadek Macierewicza błyskawicznie, bo w niecały rok. Złośliwi dziennikarze zdziwieni tak imponującym dorobkiem dwudziestolatka ustalili że jego ojciec, amerykański profesor dermatologii, dopisał go do kilku swoich prac z tej dziedziny. A ta specjalistyczna wiedza z zakresu polityki międzynarodowej to udział w kilku dyskusjach studenckiego kółka zainteresowań na jednym z amerykańskich uniwersytetów.
Znacznie gorzej było z oczkiem w głowie Policmajstra, czyli niejakim Bartłomiejem Misiewiczem. Jego dorobek życiowy ograniczał się go matury plus pracy na stanowisku przynieś - podaj - pozamiataj w aptece w podwarszawskich Łomiankach. Ale te kwalifikacje okazały się całkowicie wystarczające do bycia z przerwami szefem gabinetu politycznego Macierewicza i niedorzecznikiem prasowym MON. Protektor wypromował go też na stanowisko członka rady nadzorczej jednej ze spółek Skarbu Państwa, skąd szczęśliwie udało się go usunąć z powodu braku studiów i nieodbycia kursu dla członków zarządów takich spółek.
Oczywiście "totalna opozycja" nie pogardziła prezentem, który Macierewicz podał jej na złotej tacy. W obiegu publicznym pojawił się rzeczownik pospolity w liczbie mnogiej, czyli "misiewicze". Jako rzekoma riposta na  "chór wujów", przez osiem lat hołubiony przez nierząd PO-PSL.
W kwietniu bieżącego roku Misiewicz został wtryniony przez swego patrona na stanowisko pełnomocnika Polskiej Grupy Zbrojeniowej d/s komunikacji. Gdy wroga rządowi prasa to opisała, demonizując jego rzekome zarobki, cierpliwość Napoliona się wyczerpała. Wczoraj zawiesił pieszczocha Macierenki w prawach członka PiS i powołał do zbadania tej sprawy komisję w składzie  Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński i Marek Suski. Gdy piszęmy ten tekst, Misiewicz nie jest już członkiem partii rządzącej i ma zakaz zajmowania jakichkolwiek stanowisk w administracji państwowej i spółkach Skarbu Państwa. Jeszcze wczoraj rozwiązano jego umowę o pracę w PGZ za porozumieniem stron, czyli bez odprawy.
Na usta ciśnie się pytanie, Czy Geniuś Żoliborza nie mógł tego zrobić rok temu, zamiast wykazywać się refleksem szachisty korespondencyjnego. Jeszcze słabszym refleksem popisali się tylko Sowieci bo gdy Czesi poprosili ich o pomoc w roku 1938, doczekali się jej dopiero w roku 1968. Ale słaba to pociecha dla zdolnych do samodzielnego myślenia zwolenników PiS. Bezsilnie klnących gdy przez ponad rok Antek kompletnie bezkarnie ośmieszał nie tylko siebie, ale przy okazji i MON, rząd, PiS oraz o zgrozo, nawet samego Napoliona.  Ich szczęście że do następnych wyborów parlamentarnych zostało jeszcze dwa i pół a nie pół roku i te straty wizerunkowe dadzą się jeszcze odrobić.  A na ostatnim kolegium redakcyjnym zastanawialiśmy się, czy popularny serial "Ucho prezesa" jest aby na pewno satyrą, czy może w głównej mierze dokumentem.
Na szczęście ciamajdanowe ciamajdy są jeszcze głupsze od Antka. Czwórka (p)osłów z najgłupszego klubu w historii polskiego parlamentaryzmu postanowiła uciec z .Nowośmiesznej, z której coraz bardziej sypią się trociny, do gangu Grzecha Skatiny. Niedorzeczniczka tejże .Nowośmiesznej skwitowała to jakąś bzdurą na miarę rzekomo służbowego charakteru wyjazdu Rycha z klubową nałożnicą na Maderę. I żeby nie wyjść z wprawy, podczas wizyty w Zachodniopomorskiem stwierdziła że mieszkańcy tego regionu nie mogą się doczekać TUNELU łączącego Szczecin ze Świnoujściem. W tym miejscu muszę przeprosić panie Renatę Beger i Danutę Chojarską z byłej "Samoobrony" za wszelkie żarty z ich intelektu. Bo w porównaniu ze Schleswig-Holstein, Myszką Agresorką i Lubnauer, obydwie mogłyby robić za Heloizę.
Rychłe Święta Zmartwychwstania Pańskiego każą nam spojrzeć łagodniej na ludzkie słabości. Więc Ryszardowi VI i jego fraucymerowi życzymy by pięknie ubrali na Lany Poniedziałek choinkę i podzielili się karpiem. A czirliderki wytłumaczyły wodzowi że Lany Poniedziałek to nie Bar micwa. Bo nie ma cienia gwarancji że za rok ich kabaret będzie jeszcze istniał.
A Grzechowi Skatinie serdecznie gratulujemy przygarnięcia tej czwórki szczurów zbiegłych z tonącej łajby. W ten sposób bowiem zarówno średni iloraz inteligencji Parady Oszustów jak i .Nowośmiesznej w sposób widoczny się obniży. Takie ruchy kadrowe Antysocjal zawsze pochwali.
I jedna uwaga. Przestępczość Organizowana jest chyba ostatnią partią w Europie (turańskiej Rosji do niej nie zaliczamy) która może gadać o nepotyzmie w "państwie PiS". Bo twórcy karykatury państwa o nazwie Tusk, Kopacz i kamieni kupa są wtedy jeszcze śmieszniejsi od kobiety zarobkującej na poboczu tuskostrady, besztającej za rozwiązłość dziewczynę całującą się z narzeczonym.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Schematy organizacyjne różnych nurtów chrześcijaństwa, a ich kondycja - cz.2

Gdy po nastaniu w Polsce III RP modne stało się, że partie polityczne mają swoje witryny internetowe, a na nich publikują swoje programy polityczne, to samo zrobiła i zielona agencja towarzyska. Poziom tej eklektycznej zbitki modnych frazesów sugeruje, że starszy sikawkowy Pawlak miał węża w kieszeni i wynajął studenta. Ale ich prawdziwy program, w zasadzie do dzisiaj aktualny, sprowadza się do jednego zdania: „Wy nam chłopy głosy dajta i o KRUS się nie bójta.”
Bardzo podobnie kojarzy mi się „teologia” anglikańska. Prawdziwą przyczyną jej powstania był rozporek króla Henryka VIII. A klecona była na kolanie i na raty, przypominając psa wielorasowego, a tułowiem foksteriera, łapami wyżła, ogonem owczarka niemieckiego, pyskiem buldoga i uszami jamnika.
Za życia rzeczonego Henryka ogłoszono go głową tego kościoła. Później dopiero zorientowano się że taka detronizacja Zbawiciela wygląda wyjątkowo głupio i brytyjscy monarchowie są obecnie jedynie ziemskimi zwierzchnikami tegoż kościoła i na przykład mianują biskupami osoby wskazane przez premiera.
Wszystkie zakony zostały rozwiązane, by móc skonfiskować majątki klasztorów. Struktura jest jak najbardziej episkopalna, a szaty liturgiczne minimalnie różnią się od używanych przez duchowieństwo katolickie. Z katolickiej tradycji wydłubano to, co Henrykowi, a potem jego córce królowej Elżbiecie, pasowało.
Z luteranizmu ściągnięto dogmat o usprawiedliwieniu przez wiarę, a na kanwie kalwinizmu opracowano 42 Artykuły Wiary, wszelako bez fundamentalnego (i chyba najbardziej ekscentrycznego we wszystkich nurtach chrześcijaństwa) dogmatu Jana Kalwina o predestynacji. Dla niewtajemniczonych podam w największym skrócie, że zdaniem Kalwina każdy człowiek w chwili urodzin jest już zbawiony lub potępiony. I to jest przyczyna, a jego chwalebne lub naganne postępowanie w życiu doczesnym jedynie tego skutkiem. Później Elżbieta I nakazała usunąć trzy najbardziej hardkorowe i po dziś dzień obowiązuje ich 39.
Obecnie kościół anglikański przeżywa głęboki kryzys. Kilka lat temu proboszcz Opactwa Westminsterskiego, czyli najważniejszej jego świątyni w której koronowani są brytyjscy królowie, poinformował o swoim zamiarze wzięcia ślubu ze swoim wikarym. Dalszych losów tej dwójki nie znam, ale nie sądzę, by byli z tego „kościoła” wydaleni na zbite pyski. Arcybiskup Canterbury tak zaangażował się w walkę z „globalnym ocipieniem”, że nie ma głowy do posprzątania w swojej stajni Augiasza. W tej sytuacji trudno się dziwić że wierni masowo wypinają się na taki „kościół”. Świątynie świecą pustkami i idą na sprzedaż, co potwierdził czcigodny Piotr Roi, który nabył taką działkę wraz z budynkiem kościoła. Jednostkowym, ale dobitnym przykładem rozsypywania się anglikanizmu jest były brytyjski premier Tony Blair. Który niecały miesiąc po dymisji z funkcji premiera, wraz z rodziną dokonał konwersji na katolicyzm. Jest zatem oczywiste, że z posunięciem tym zwlekał jedynie z przyczyn politycznych.
W tej sytuacji wielu zwyczajnych duchownych anglikańskich posypało głowy popiołem i udało się do Rzymu. I tu papież Benedykt XVI pokazał swoją wielką klasę. Bowiem zezwolił im na sprawowanie posługi kapłańskiej w KRK bez potrzeby zrywania więzów rodzinnych jako że praktycznie wszyscy byli żonaci i dzieciaci.
Rekapitulując, anglikanizm wystartował z królewskiego rozporka i po prawie pięciuset latach, mówiąc najoględniej, wrócił do źródła.
Czas na inny kościół państwowy, czyli prawosławie. Stwierdzenie to może wzbudzić protesty więc zacznę od informacji, że na świecie istnieje piętnaście krajowych cerkwi autokefalicznych, czyli suwerennych. Na czele każdej z nich stoi patriarcha / metropolita / arcybiskup – w poszczególnych cerkwiach spotykane są wszystkie te trzy tytuły. Kolegialnym ciałem kierującym każdą autokefalią jest Święty Sobór Biskupów. Poszczególne cerkwie łączy wspólnota doktrynalna, ale nie istnieje żadna ponadnarodowa struktura decyzyjna. Patriarcha Konstantynopola jest z powodów historycznych uważany za głowę prawosławia, ale jest to tytuł czysto honorowy. Pełne wzajemnej kurtuazji i miłych gestów spotkania Jana Pawła II z patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem I ani o włos nie zmniejszyły zwierzęcej nienawiści, jaką żywił do naszego rodaka agent KGB o pseudonimie „Drozdow”. Który z czasem dosłużył się w tej zbrodniczej organizacji stopnia pułkownika a powszechnie lepiej jest znany jako „Patriarcha Moskwy i całej Rusi Aleksy II”.
Poza duchowieństwem diecezjalnym liczne są też w prawosławiu zakony, zarówno męskie jak i żeńskie.
Ciekawie rozwiązało prawosławie kwestię celibatu. Żonaty mężczyzna może być wyświęcony na księdza ale osoba która te święcenia przyjęła w stanie bezżennym, ślubu już wziąć nie może. Stąd na przedostatnim i ostatnim roku „wydziału prawosławnego” warszawskiej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej ma miejsce wielki wysyp ślubów. Ale żonaty ksiądz kończy karierę na szczeblu proboszcza. W biskupy i wyżej może pójść tylko zakonnik, czyli celibatariusz, a zatem mówiąc językiem świeckim, człowiek całkowicie dyspozycyjny w stosunku do korporacji.
Jeśli czytelników dziwi używane przeze mnie konsekwentnie słowo „ksiądz”, winien jestem wyjaśnienie. Otóż powszechnie używany w języku rosyjskim rzeczownik „pop” polscy wyznawcy prawosławia uważają za określenie obraźliwe. Mój dyplomant tegoż wyznania powiedział mi, że dla nich brzmi to niczym „klecha” czy „katabas”, zatem w Polsce prawosławni duchowni oczekują, aby zwracać się do nich per „ksiądz".
Swego czasu czcigodny Jarek Dziubek napisał iż uczestniczył w cerkwi w ślubie przyjaciela, który żenił się z wyznawczynią prawosławia. Przygotowany był na najgorsze, zatem tak jak i większość tam obecnych, był bardzo mile zaskoczony iż liturgia zakończyła się raptem po godzinie. Gdy potem w luźnej rozmowie przy kieliszeczku podczas wesela spytał o to księdza, ten uśmiechnął się. I wyjaśnił że jest to taka wersja błyskawiczna, zatwierdzona przez Polską Autokefaliczną Cerkiew Prawosławną. Bowiem osoby nie przyzwyczajone klasycznej prawosławnej liturgii ślubnej mogliby nie zdzierżyć.
Ale nas Polaków z przyczyn historyczno – politycznych najbardziej interesuje Rosyjska Cerkiew Prawosławna.
Z grubsza od połowy XVIII wieku jest ona po prostu jednym z pionów carskiej administracji. Nastawiona na ścisłą współpracę z władzą absolutną. Widoczna już w czasach Cesarstwa Wschodniorzymskiego po Wielkiej Schizmie Wschodniej przewaga pełnej nomen omen bizantyjskiego przepychu formy nad treścią jedynie się pogłębiła. W Rosji carskiej łamanie przez popów tajemnicy spowiedzi, gdy podczas takowej usłyszeli coś co mogło zainteresować policję, było bardziej regułą niż wyjątkiem. Duchownych tych cechowała często nieprzyzwoita wręcz pazerność, co ilustruje stare rosyjskie przysłowie „U popa wilcze gardło”. Po nastaniu Związku Sowieckiego sytuacja jeszcze się pogorszyła – zdaniem wielu znawców tematu żadna nominacja biskupia bez akceptacji KGB czy jego wcześniejszych mutacji nie była możliwa. Obecnie ta Cerkiew nadal ściśle współpracuje z administracją państwową, z którą relacje ma znacznie lepsze niż w czasach ZSRR. Po prostu po kompletnym bankructwie komunizmu (na ich manify przychodzą w Rosji głownie babcie i dziadki, niczym w Polsce wyliniałe esbectwo na wezwanie alimenciarskiego złodzieja) Putas w warstwie świeckiej stawia na wielkoruski szowinizm a w duchowej więcej niż życzliwie odnosi się do Cerkwi i pozwala jej porastać w sadełko.
Złośliwi twierdzili że po części wynika to z tego, że wspomniany już patriarcha TW „Drozdow” dosłużył się w końcu w KGB stopnia pułkownika. A Putas zakończył karierę w KGB jako podpułkownik.

Stary Niedźwiedź

piątek, 7 kwietnia 2017

Schematy organizacyjne różnych nurtów chrześcijaństwa a ich kondycja - cz.1

Z zamiarem poruszenia tej tematyki nosiłem się od dawna. Ale bezpośrednim impulsem stał się komentarz czcigodnego Imperatora. Pod postem „Hej, sadzali AJC na kamieni kupę”, ironicznie podsumowującym przekraczający wszelkie granice bałwochwalstwa filosemityzm wszystkich liczących się sił obecnej RP, w tym niestety i Kościoła Rzymskokatolickiego, napisał on:

„Niestety, dzisiaj to, co kiedyś było siłą Kościoła Katolickiego staje się jego zgubą (mam jednak wiarę i nadzieję, że nie ostateczną). Chodzi mianowicie o silny centralizm. Przed Soborem jeśli jakiś biskup zaraził się wirusem postępactwa - to nic się nie działo, bo papież towarzycho trzymał za mordę i taki nawet nie podskoczył.”

Dlatego postanowiłem opisać jak ja widzę związki między organizacją kościołów ziemskich należących do różnych nurtów chrześcijaństwa a ich obecną kondycją. Są to rzecz jasna uwagi amatora, mówiącego o tym co sam widzi i nie pretendujące do bycia naukowym opracowaniem, poruszającym całość tej jakże obszernej tematyki.
Zacznę od sprawy dla mnie najłatwiejszej, czyli od kościołów protestanckich, ograniczając się do pięciu jego nurtów: luteranizmu, kalwinizmu, metodyzmu, zielonoświątkizmu” oraz znanego mi wyłącznie  z trzeciej ręki anglikanizmu. W Polsce nurtom tym odpowiadają Kościół Ewangelicko – Augsburski w RP, Kościół Ewangelicko – Reformowany w RP, Kościół Ewangelicko – Metodystyczny w RP oraz Kościół Zielonoświątkowy w RP. Dalej dla wygody będę używać skrótów KEA, KER, KEM i KZ.
Cztery pierwsze w skali makro charakteryzują się tym, iż nie posiadają żadnych struktur ponadkrajowych, czy jak kto woli – ponadnarodowych. Jeśli takie nawet powstały, mają charakter teologicznych klubów dyskusyjnych a nie władzy zwierzchniej, mogącej cokolwiek narzucić kościołowi krajowemu.
Na czele kościoła stoi zwierzchnik, nazywany biskupem Kościoła (KEA, KER), superintendentem naczelnym (KEM) lub prezbitrem naczelnym (KZ),  w odróżnieniu od biskupów diecezjalnych, superintendentów lub prezbitrów, stojących na czele diecezji (KEA) lub okręgów (KEM, KZ).Najwyższą władzą ustawodawczą, złożoną zarówno z duchownych jak i świeckich, jest synod. Rolę władzy wykonawczej pełni konsystorz (KEM – Rada Kościoła, KZ – Rada Naczelna), w skład którego z urzędu wchodzi też zwierzchnik Kościoła. Jako ciekawostkę mogę podać iż w KER stanowiska zarówno przewodniczącego synodu jak i konsystorza mogą objąć wyłącznie osoby świeckie.
Jakie widzę zalety takiego ustroju? Na pewno trzy.
Po pierwsze, jeśli wierni trzymają poziom, nikt i nic nie może im z zewnątrz narzucić jakiegoś łajdactwa. Synody szwedzkich czy norweskich łże luteran, szantażowane wstrzymaniem dotacji budżetowych, zatwierdziły możliwość udzielania „ślubów” jednopłciowych. Gdy jakaś pinda z GW no Prawda kilka lat temu spytała przewodniczącego naszego synodu, kiedy i polscy luteranie pójdą za przykładem światłej Szwecji, usłyszała krótkie NIGDY.
Po drugie, rola świeckich nie sprowadza się do dawania na tacę (u nas jest to zorganizowane chyba rozsądniej bo pieniądze wkłada się do koszyczka lub skarbonki wychodząc po nabożeństwie a podczas liturgii nikt nie szwenda się z tacą  i nie przeszkadza). Mają realny wpływ na życie Kościoła, w tym i na wybór biskupów.
I po trzecie, w sytuacji ekstremalnej synod, w którym przewagę liczebną na ogół mają świeccy, może usunąć dyscyplinarnie ze stanowiska nawet biskupa Kościoła. Jak to miało miejsce u nas w przypadku niejakiego Jaguckiego który okazał się szpiclem SB. O ile ktoś z grona Szanownych Czytelników zna choć jeden przypadek pozbycia się z katolickiej diecezji lub choćby parafii komunistycznego konfidenta, będę wdzięczny za taką informację.
A jakie ten system ma wady?
Widzę co najmniej jedną. Oraz jeden wniosek praktyczny.
Gdyby ogół wiernych moralnie kompletnie się zeświniłi na przykład przyjął nauczanie kompletnie sprzeczne z tym co podaje Biblia, brak całkowicie odpornej na ich fanaberie ziemskiej „instancji wyższej” praktycznie wyklucza sprowadzenie ich do pionu i pomoc w wydostaniu się z tego szamba, do którego sami ochoczo wskoczyli. We wspomnianej już Szwecji lesba  Eva Brunne, żyjąca w związku z inną lesbą „pastorką”, robi w diecezji sztokholmskiej za double shit (po polsku biskupka). W wywiadzie dla szechterowego szmatławca powiedziała nawet że Biblia to taki zbiór bajeczek jak mity greckie. W Polsce za taki tekst każdy piętnastolatek wyleciałby z nauk przedkonfirmacyjnych na zbity pysk. Czyli szwedzcy bluźniercy podtarli się Pismem Świętym, zamieniając „sola Scriptura” na „gender only” plus "money first". Nie jest żadną pociechą że tacy z większości Szwedów protestanci, jak ze mnie czarownik Zulusów. A gdyby ksiądz doktor Marcin Luter wstał z grobu, nogi by im z pleców powyrywał.
A ten wniosek? Szwajcarscy kalwiniści już dawno temu zrezygnowali a budżetowych dotacji. Więc parafrazując klasyka, człowieki postępu mogą skoczyć im tam gdzie lewactwo może księdza superintendenta w dupę pocałować. I gdy kilka lat temu szwajcarskie pedały przyszły domagać się ślubów, superintendent zacytował im Pismo Święte i odesłał na drzewo.
Czyli może warto skromniej, ale za własne pieniądze. I co najważniejsze, w zgodzie z Pismem Świętym.
A w skali mikro, czyli na szczeblu parafii?
Przede wszystkim parafianie nie są zdani na łaskę i niełaskę biskupa. Sami wybierają sobie proboszcza z grona tych którzy ubiegają się o to stanowisko i rzecz jasna zostali ordynowani (taki odpowiednik wyświęcenia, nie będący jednak sakramentem). na pastorów przez biskupa. Kandydaci w kolejne niedziele odprawiają nabożeństwa a następnie ogół parafian, kierując się również zebraną wiedzą o kandydatach, poprzez głosowanie wybiera pastora. Biskup oczywiście może zasugerować czyjąś kandydaturę ale nie jest w stanie przepchnąć ją na siłę wbrew woli parafian.
Z wybranym pastorem zostaje podpisana „umowa o pracę” oraz wyznaczona pensja i uzgodnione inne sprawy socjalne. Bowiem kasą rządzi nie proboszcz lecz rada parafialna, co praktycznie  eliminuje wydatki na co najmniej dziwne albo osłonięte tajemnicą cele.
W przypadku jakiegoś skandalu, choćby  obyczajowego, rada parafialna ma prawo rozwiązać umowę z proboszczem a biskup nie jest w stanie temu przeszkodzić. Nie jesteśmy licznym środowiskiem więc wiadomość o takiej historii szybko rozeszłaby się po całej Polsce i łobuz na pewno nie znalazłby więcej zatrudnienia. Nie mówiąc o tym że w przypadku dużego łajdactwa uruchomiono by diecezjalny sąd dyscyplinarny, który mógłby nawet anulować ordynację, czyli mówiąc bardziej zrozumiale, wydalić z grona duchownych.
Trudno mi w powyższych zasadach funkcjonowania parafii dopatrzyć się jakichkolwiek wad. A mój przyjaciel katolik przyznał się nawet że jednej rzeczy nam zazdrości. A mianowicie tego że po jakimś roku od rozpoczęcia wydawania „Faków i szitów”, przy zastosowaniu naszych reguł gry, z niejakiego Kotlińskiego w Kościele Rzymskokatolickim nawet smród by nie pozostał.
CDN
Stary Niedźwiedź