piątek, 31 marca 2017

Apel Ryszarda VI

1 kwietnia to tradycyjna pora umieszczania w mediach mniej lub bardziej udanych żartów czy fałszywych informacji. W tym roku mamy wyjątkowo ułatwione zadanie, bowiem Stanisław Janecki, dziennikarz i komentator "wSieci", "wPolityce" oraz filar "W tyle wizji", na portalu braci Karnowskich:

http://wpolityce.pl/polityka/333586-sensacyjny-list-otwarty-ryszarda-petru-do-polakow-w-kraju-i-poza-jego-granicami

poinformował że i rzemiosło wywiadowcze nie jest mu obce. Pan Stanisław napisał:
"Nieprzypadkowo Ryszard Petru jest nadzieją polskiej polityki, kandydatem na przyszłego premiera. Mimo spadku notowań Nowoczesnej w sondażach Ryszard Petru potrafi nie tylko postawić trafną diagnozę sytuacji w Polsce, Europie i na świecie, ale ma też plan na przyszłość. Dotarłem do sensacyjnego listu otwartego lidera Nowoczesnej do Polaków w kraju i poza jego granicami. Oto on."

 „Szanowni państwo,
Europa i Polska znalazły się w krytycznym momencie historii Ameryki. Ta sytuacja rodzi nowe problemy, ale Nowoczesna jest na to przygotowana, gdyż nie ma takich nowych zagadnień, które nie zostałyby już rozwiązane w przeszłości. Przede wszystkim Wielka Brytania opuszcza strefę euro, co już ma wpływ na kurs funta, czyli walutę obowiązującą w Irlandii. Brytowie będą się zapewne ratować tworząc raje podatkowe na wyspach położonych w Kanale Panamskim oddzielającym ich państwo od kontynentalnej Europy, na przykład na Mauritiusie i Kajmanach. Kiedy Wielka Brytania ostatecznie wyjdzie ze strefy euro, kurs i pozycja funta mogą wpływać na sytuację w Polsce i na kurs złotego, gdyż wielu Polaków korzysta z tego, że Brytania jest w strefie Schengen i mogą tam łatwo wjechać, więc zarabiają tamże we wspólnej europejskiej walucie, czyli w funtach. Brexit oznacza zapewne także wyjście z obszaru Schengen, więc część naszych rodaków wróci do Polski, a część przeniesie się do innych państw Unii Europejskiej, np. do Norwegii czy Szwajcarii. Wszystkich ich trzeba będzie otoczyć opieką. Nowoczesna już się tym zajmuje, dlatego m.in. w tej sprawie gościłem w stolicy Norwegii – Helsinkach. Chcemy, by wszyscy Polacy pracujący w Wielkiej Brytanii, szczególnie ci, którzy osiedli w Kanadzie i Australii, nie zostali pokrzywdzeni w wyniku Brexitu. Zresztą Kanada już zapowiedziała referendum w sprawie pozostania w Unii Europejskiej, mimo że Londyn chce z niej wyjść.
Wielka Brytania i Brexit to ważna sprawa, ale dla nas najważniejsze jest to, że rząd PiS chce wyprowadzić Polskę z Północnoamerykańskiej Strefy Wolnego Handlu, na co absolutnie nie możemy pozwolić. Rozmawiałem już o tym z szefem Rady Europy Jeanem-Claudem Stoltenbergiem, który zapewnił mnie, że nie dopuści do wyprowadzenia Polski z NATO przez rząd PiS. Wkrótce spotkam się w tej sprawie z sekretarzem generalnym ONZ Donaldem Tuskiem. Jest on bardzo zaangażowany w polskie sprawy, mimo że rząd Beaty Szydło sprzeciwił się jego wyborowi na drugą kadencję w Europejskim Trybunale Praw Człowieka i Obywatela. Na szczęście w tej sprawie nie zawiodła sprawdzona przyjaciółka Polski, kanclerz Austrii Angela Merkel. Podobnie jak nie zawiódł prezydent Holandii – Francois Hollande. Polska ma w Europie partnerów, na których może liczyć i którzy obronią nas przed szaleństwami PiS. Polska ma też życzliwych sąsiadów, współpracujących w ramach Unii Śródziemnomorskiej. Szczególnie aktywni są na tym polu nasz północny sąsiad – Włochy oraz wschodni - Hiszpania. Wkrótce wybieram się do stolicy Hiszpanii – Rzymu, żeby omówić szczegóły współpracy po odsunięciu PiS od władzy. Delegacja posłanek Nowoczesnej wybiera się też do San Marino, aby prosić papieża Franciszka XVI o przychylność i wsparcie w walce z reżimem PiS.
Nowoczesna i ja osobiście robimy wiele, żeby Polska przetrwała rządy PiS w jak najlepszej kondycji. Mamy już gotowy plan szybkiego wstąpienia Polski do strefy dolara. Dzięki temu nasz kraj znajdzie się w Unii Europejskiej pierwszej prędkości. Nie chcemy być gorsi od takich państw jak Brazylia czy Korea Południowa, które do Unii Europejskiej zostały przyjęte razem z nami, a już są zaliczanie do unii pierwszej prędkości. Będziemy też ściśle współpracować z należącymi już do strefy dolara państwami czarnomorskimi – Litwą, Łotwą i Estonią. Mamy też swojego świetnego kandydata na szefa Banku Rezerwy Federalnej, czyli centralnego banku Unii Europejskiej. Jest nim prof. Leszek Balcerowicz, mój mistrz. Mając świetne plany i odpowiednich ludzi, nie tylko przetrwamy rządy PiS, ale szybko dołączymy do najlepszych w Unii Europejskiej, czyli Japonii i Chin. Darzbór!”.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce

środa, 29 marca 2017

Hej, sadzali AJC na kamieni kupę

Wydarzeniem początku tygodnia jest niewątpliwie otwarcie w Warszawie biura Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego, w skrócie AJC (od American Jewish Committee). Biuro będzie się mieścić w Muzeum Historii Żydów Polskich i zasięgiem działalności obejmie również Czechy, Słowację, Węgry, Litwę, Łotwę i Estonię. Redakcja rozumie że czas warszawskiej afery reprywatyzacyjnej nie sprzyja sprzedaniu na siedzibę biura jakiegoś okazałego budynku za symboliczną złotówkę i ma nadzieję że AJC to zrozumie i tak wielki afront Napolionowi wybaczy.  
Organizacja ta powstała w roku 1906 i teoretycznie ma na celu poprawę statusu życia Żydów na całym świecie oraz działania na rzecz przestrzegania praw człowieka i wartości demokratycznych. W to pierwsze redakcja Antysocjala oczywiście nie wątpi. Co się tyczy drugiego z wymienionych w jej statucie celów, sprawa nie jest już aż tak jasna. Bowiem wszystko zależy od tego co ojcowie założyciele AJC rozumieli przez słowo „człowiek”. A zatem czy do tej szczytnej kategorii zaliczają się też podludzie czyli, za przeproszeniem, goje. Bo choćby Talmud nie pozostawia cienia wątpliwości że ci ostatni praw ludzkich nie mają i takowych nigdy nie nabędą.
Tym nie mniej, jak donoszą różne portale, uroczystość była okazała jak się patrzy. Czyli kontynuując pseudogóralską przyśpiewkę której sparafrazowany początek posłużył nam za tytuł, „Hej, łobchodzili w koło, całowali w … coło.” Najpełniejszą relację z tej gali podał nadworny portal Geniusia Żoliborza:

http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/333215-komitet-zydow-amerykanskich-otworzyl-w-warszawie-swoje-biuro-prezydent-duda-z-radoscia-i-satysfakcja-witamy-na-polskiej-ziemi-reprezentantow-ajc
 
Wynika z niej że pan prezydent Andrzej Duda wykazał się zdumiewającym wręcz zuchwalstwem, bowiem nie skrócił swej wizyty w Słowenii i nie przygnał świńskim truchtem  na tę fetę. Ograniczył się w swej bezczelności jedynie do przysłania listu w którym z radością i satysfakcją wita AJC na polskiej ziemi. Cieszy się z wyboru Warszawy na miejsce z którego aktywność AJC będzie promieniować na cały nasz region. I wyraża radość z faktu że uroczystość ta zbiega się w czasie z początkiem obecności sił NATO w Polsce. Co ujął w słowa:
 „Z radością i satysfakcją witamy na polskiej ziemi - zarówno żołnierzy amerykańskiej armii, jak i reprezentantów AJC. Jestem przekonany, że w ten sposób dodatkowo umacnia się współpraca transatlantycka, której Polska zawsze była i jest gorącym orędownikiem i uczestnikiem”  
Te ostatnie słowa budzą niepokój. Czyżby była to transakcja wiązana? Pobożność i Socjalizm mogły coś takiego kupić na takiej samej zasadzie, na jakiej Chyży Rój za fuchę w Brukseli i garść ojro podpisałby Makreli wszystko, z VI rozbiorem Polski włącznie. Z tym większym niepokojem należy uważać czy i kiedy nasi „przyjaciele” przypomną o tych 65 mld. $.  
Dyrektor AJC na Europę Simone Rodan - Benzaquen nie była przesadnie oryginalna. Powiedziała że głównym celem otwarcia w Polsce oddziału AJC
 „jest wzmocnienie relacji transatlantyckich, relacji między tym regionem Europy a Izraelem"
No cóż, człowiek uczy się przez całe życie. Do tej pory nikt z grona kolegium redakcyjnego nie przypuszczał że od Izraela dzieli Europę Atlantyk. 
Dodała że jej organizacja rzekomo walczy również z wszystkimi rodzajami ekstremizmu - nienawiścią, nietolerancją i oczywiście  antysemityzmem. Jest wielce ciekawe czy na tej liście zwalczanych celów znajdą się również antypolonizm i antykatolicyzm. Jak mawiał Szwejk, „melduję posłusznie panie oberlejtnant że ja w to nie wierzę”.
Natomiast na szczególną uwagę zasługuje inny cytat:
 „Jest też (Polska – przyp. red.) centralnym miejscem dla judaizmu na świecie, ale także dla Żydów amerykańskich, którzy mogą powrócić w Polsce do korzeni judaizmu”  
Mamy przeczycie graniczące z pewnością że tymi korzeniami nie jest wyłącznie pamięć o słynnych cadykach, ale również i o nieruchomościach, do których wysuwają roszczenia grandziarze z The Holocaust Industry. Obyśmy się mylili.  
Ambasador USA w Polsce Paul W. Jones zauważył między innymi: 
 „Biuro AJC w Warszawie jest kolejnym, ważnym symbolem odrodzenia się żydowskiego życia i kultury w Polsce, a także symbolem stosunków pomiędzy USA i Polską - naszej wspólnej historii i dziedzictwa historycznego”.  
W zasadzie pana ambasadora można pochwalić za coś w dyplomacji aż tak unikalnego jak szczerość. Darował sobie wcześniej wyciągane przy takich okazjach z naftaliny sentymentalne wspominki o Kościuszce fortyfikującym West Point i o Pułaskim poległym podczas szarży pod Savannah. Oraz głodne kawałki o wspólnym umiłowaniu wolności, w myśl którego zapewne syfilityk na wózku podarował (bo nawet nie sprzedał) Polskę Stalinowi. I otwartym tekstem przyznał się, jakiej narodowości jest ogon, od kilkudziesięciu lat merdający amerykańskim psem.   
Na uroczystości nie zabrakło też przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Portal „prawy.pl” zachował się wyjątkowo brzydko:
 
http://prawy.pl/48341-przewodniczacy-kep-na-otwarciu-biura-komitetu-zydow-amerykanskich-w-europie-srodkowej/
 
bowiem przytoczył przemilczaną przez wiele innych źródeł wypowiedź księdza arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Jak podaje „prawy”, Jego Ekscelencja wyraził nadzieję, że:
 „AJC Central Europe Office będzie kolejnym wyrazem kontynuacji wspólnej drogi, która ma dwa główne kierunkowskazy. Są nimi: wiara w jednego Boga i dialog.”  
Co się tyczy tego jednego Boga, od mniej więcej dwóch tysięcy lat między Żydami a chrześcijanami pojawiły się „drobne” różnice w Jego postrzeganiu. Nie wątpimy w to że ksiądz arcybiskup o nich wie i wyrażamy nadzieję że tylko na chwilę o nich dyplomatycznie zapomniał. Ale ten rzekomy dialog pomiędzy chrześcijaństwem a judaizmem przypomina niestety Staremu Niedźwiedziowi dowcip jeszcze z czasów PRL:  
- Jaki jest szczyt impotencji?
- Czterdzieści lat stosunków polsko – radzieckich.
Więc niech szanowni hierarchowie Kościoła Rzymskokatolickiego nie mają dziecięco naiwnych złudzeń. Tego istniejącego jedynie w ich wyobraźni „dialogu” nawet viagra nie postawi na nogi.
 
Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Tie Fighter
Refael72

wtorek, 21 marca 2017

Głupi wyrzuci, mądry podniesie, czyli francuscy Prusacy

 Król Henryk IV de Bourbon zakończył ponad trzydziestoletnią wojnę religijną we Francji wydając w roku 1598 Edykt Nantejski. Gwarantował on hugenotom (czyli francuskim kalwinistom) wolność wyznania, potwierdził prawo budowania świątyń, szkół i szpitali, a jako gwarancję przekazał pod ich kontrolę ok. 100 twierdz.
Kardynał Armand Jean du Plessis, diuk de Richelieu, czyli najwybitniejszy premier jakiego Francja dorobiła się w swojej liczącej ok. tysiąc pięćset lat historii, rozpoczął budowę silnej władzy centralnej. Odebrał wszystkie twierdze nie tylko hugenotom ale i francuskim „królewiętom”, spiskującym bez litości kazał poucinać łby. Najdłużej bo aż czternaście miesięcy trwało oblężenie La Rochelle, której komendant zawarł układ z Anglią , a zatem dopuścił się zdrady stanu. Ale wielki Richelieu nie był tępym fanatykiem. W wydanym przez siebie a podpisanym przez figuranta Ludwika XIII (Francuzi też mieli swojego Bula, któremu tylko polowania były w głowie) Akcie Łaski potwierdził hugenotom wolność wyznawania religii a arystokracja hugenocka pojawiała się na dworze królewskim.
I wszystko to jakoś działało bez wielkich zgrzytów dopóki megaloman Ludwik XIV nie postanowił tego poprawić i nie odwołał w roku 1685 reszty Edyktu Nantejskiego. Co bardziej spolegliwi hugenoci przeszli na katolicyzm lub symulowali taką konwersję. Ci najbardziej rezolutni i bitni wybrali emigrację. Mieszczanie głównie Anglię i Niderlandy, szlachtę zaprosił do siebie elektor brandenburski i książę pruski Fryderyk Wilhelm I, przez Niemców zasadnie nazywany Wielkim Elektorem. Ten sam z którego Sienkiewicz pokpiwał ustami pana Zagłoby, a który „Potop” po mistrzowsku wykorzystał do zrzucenia lennej zależności od Rzeczypospolitej.
Goście potrafili to docenić. I szybko stali się bardziej pruscy od rodowitych Niemców, tworząc elitę fryderycjańskiego królestwa, formalnie powołanego do życia w roku 1701. Było to oryginalne królestwo. Bowiem inne posiadały lepszą lub gorszą armię a Prusy składały się z silnej armii która stopniowo, kawałek po kawałku, zdobywała sobie państwo na miarę swoich potencjału i ambicji.
Przeciętny Polak, spytany o najwyższy pruski lub niemiecki order wojskowy, na pewno wymieni Krzyż Żelazny (czyli Eisernes Kreuz vel Eisenkreuz, ustanowiony w roku 1813 przez Fryderyka Wilhelma III). Ale do roku 1918 nie była to prawda, bowiem znacznie wyższą rangę miał utworzony w roku 1740 przez Fryderyka II, zwanego Wielkim, order Pour le Mérite (czyli „za zasługi”). Tym wszystkim którzy tę nazwę złożą na karb osiemnastowiecznej wszechobecnej francuszczyzny, przypomnę że dwa najwyższe co do rangi pruskie ordery miały czysto niemieckie nazwy. Były to Schwarzer Adler Orden (Order Czarnego Orła) z roku 1701 oraz podebrany z Bayreuth w roku 1792 Roter Adler Orden (Order Czerwonego Orła). Mam prywatną hipotezę że był to ukłon Fryderyka pod adresem swoich najbardziej lojalnych oficerów. Aż do I Wojny Światowej order Pour le Mérite (dalej w skrócie PlM) nadawany był raczej rzadko. Natrafiłem na jedynie kilkanaście przypadków nadania go w XIX wieku za wojny napoleońskie, wojnę austriacko – pruską 1866 oraz francusko – pruską 1870. Oczywiście osoby mające dostęp do niemieckich archiwów na pewno znalazłyby więcej przypadków jego nadania w tamtym stuleciu. Prawdziwy wysyp nastąpił dopiero podczas Pierwszej Wojny Światowej gdy nadano go co najmniej kilkuset oficerom. Z tego grona wysegregowałem cztery przypadki zarówno ciekawe, jak i  bezdyskusyjnie „hugenockie”.
Narodowość przodków Lothara von Arnauld de la Perière (1886 – 1941) może stanowić zagadkę najwyżej dla parlamentarzystów najgłupszego klubu w obecnym sejmie, czyli posłanek  Lubnauer bądź Schleswig- Holstein (czy jak jej tam). Podczas tej wojny jako dowódca U-boota zatopił głownie na Morzu Śródziemnym (niemal przez całą wojnę jego U-35 operował z austro-węgierskich baz w Poli i Kotorze) 195 statków o tonażu 453 tys. BRT oraz dwa okręty wojenne, stając się tym samym najskuteczniejszym dowódcą okrętu podwodnego wszechczasów.
Samo hasło U-boot budzi w Polsce oczywiste negatywne skojarzenia, zatem konieczny jest dodatkowy komentarz. W wojnie tej po raz pierwszy istotną rolę odegrały niemieckie okręty podwodne (osiągnięcia należących do Ententy są znikome). Były to czasy samotnie pływających statków (idea konwojów dopiero się rodziła) zatem Arnauld de la Perière mógł postępować w sposób cywilizowany. Jego okręt wynurzał się przy atakowanym statku i załoga miała możliwość zejścia do szalup ratunkowych. Dopiero potem statek był zatapiany. Sposób działania Arnauld de la Perièra był raczej wyjątkiem niż regułą. Bowiem w cesarskiej marynarce wojennej służyli też i tacy bandyci jak również odznaczony orderem PlM Walther Schwieger. W roku 1915 jego U-boot zatopił brytyjski statek pasażerski „Lusitania”, w wyniku czego zginęło prawie 1200 osób. Wśród ofiar było wielu obywateli amerykańskich i ten akt barbarzyństwa przyczynił się do przystąpienia
Stanów Zjednoczonych w kwietniu 1917 do wojny. W roku 1917 okręt Schwiegera szczęśliwie najechał na minę, czego nikt nie przeżył
Oliver von Beaulieu-Marconnay (1898 – 1918) był pilotem myśliwskim. Między 28 maja a 10 października 1918 zestrzelił 25 samolotów angielskich i francuskich. Ranny podczas walki 10 października zdołał wylądować, lecz po kilkunastu dniach zmarł w szpitalu. Przed śmiercią zdążono go odznaczyć omawianym orderem, przez co jako dwudziestolatek stał się najmłodszym jego kawalerem w historii.
Legendą niemieckiej generalicji tej wojny był generał piechoty (czyli generał broni) Hermann von François (1856 – 1933). To „sedi” (czyli litera C z ogonkiem) w jego nazwisku wyjaśnia wszystko. We wrześniu 1914 jako dowódca 1 Korpusu Armijnego skutecznie spowalniał ofensywę rosyjskiej 2 Armii gen. Samsonowa, która wtargnęła na Mazury, tocząc walki niedaleko od mojej letniej siedziby. . Gdy po nieudolnym Maksie von Prittwitzu dowództwo nad niemiecką 8 Armią przejął Paul von Hindenburg, natychmiast przerzucił koleją 1 Korpus do Działdowa. Wyprowadzone stamtąd przez von François kontruderzenie zakończyło się otoczeniem i rozgromieniem armii Samsonowa, z której ocalało góra kilkanaście procent jej stanu początkowego.
Kolejnym popisem von François była bitwa pod Gorlicami na początku maja 1915, w której również dowodził korpusem armijnym i walnie przyczynił się do przerwania frontu i definitywnego przegonienia Rosjan z Galicji. Właśnie za tę operację został odznaczony PlM.
Dowódcą armii nigdy nie został, bowiem przełożeni nie przepadali za nim z racji jego nadmiernej (przynajmniej ich zdaniem) samodzielności i modyfikacji ich rozkazów na podstawie oceny sytuacji z pierwszej linii a nie odległego sztabu. W dużym uproszczeniu można go nazwać niemieckim Pattonem z I Wojny Światowej.
Czas na admirała Wilhelma Souchona (1864 – 1946), dowódcy Eskadry Śródziemnomorskiej. Jego zespół, złożony z krążownika liniowego „Goeben” (dla niewtajemniczonych – taki słabiej opancerzony ale za to znacznie szybszy pancernik) oraz lekkiego krążownika „Breslau” po przystąpieniu Francji do wojny ostrzeliwał francuskie porty w Afryce Północnej. Gdy wojnę Niemcom wypowiedzieli Brytyjczycy, zespół Souchona wymknął się Royal Navy i dotarł do Stambułu. Po czym ogłoszono że Turcja te okręty kupiła od II Rzeszy a Souchon został głównodowodzącym floty tureckiej. Gdy w roku 1915 rozpoczęła się wojna rosyjsko – turecka, przaz dwa lata eskadra Souchona skutecznie stawiała opór flocie rosyjskiej, uniemożliwiając jej opanowanie Morza Czarnego. Rzecz bardzo ważna bowiem z racji braku sieci kolejowej wokół tego morza, transporty na front mogły docierać drogą morską bądź rzemiennym dyszlem.
Do listy tej na pewno można dopisać generała piechoty (generała broni) Martina Chales de Beaulieu , generała artylerii (generała broni) Siegfrieda von la Chevallerie czy pułkownika Alexandra Commichau.
Swego czasu czcigodny Piotr ROI podkreślił istotną rolę Polaków w służbie elektorskiej w budowie państwa pruskiego. Ślad tego odnalazłem i w galerii odznaczonych PlM podczas I Wojny Światowej. Bowiem
generał major (generał brygady) Wilhelm Graf von Gluszewski-Kwilecki
generał piechoty Hans von Guretzky-Cornitz
pułkownik Boleslaus von Kuczkowski
generał pułkownik (stopień wyższy od generała broni) Karl von Lewinski
pułkownik Friedrich von Miaskowski
pułkownik Leo von Paczynski-Tenczin
generał piechoty Georg Wichura

Na pewno Niemcami z dziada pradziada nie byli.

Stary Niedźwiedź

piątek, 17 marca 2017

Kolejny śmieć w sędziowskiej todze

Swego czasu Juliusz Słowacki w „Beniowskim” skarżył się że spokoju nie dają mu woźni. Przez 176 lat które upłynęły od wydania drukiem tego arcydzieła cywilizacja poczyniła znaczące postępy i obecnie Polakom nieobojętnym na to co się dzieje w przestrzeni publicznej, spokoju nie daje szajka sędziowska, sama siebie nazywająca najwyższą kastą. Gwoli ścisłości należy dopowiedzieć iż w kulturze hinduskiej najwyższą kastą byli bramini. Ale w warunkach polskich „bramin” z warszawskiej ulicy Stalowej czy z łódzkiego „Bronxu”, jak przynajmniej w Warszawie nazywa się meneli wystających w bramach przedwojennych kamienic, za nazwanie go sędzią przeszedłby do rękoczynów.
Jak opisał to portal pana Tomasza Sakiewicza:

http://niezalezna.pl/95320-sedzia-mial-polaszczyc-sie-na-50-zl-kamery-wszystko-nagraly
 
3 marca br. na stacji benzynowej „Orlenu” w miejscowości Wężyki koło Sochaczewa pojawił się mężczyzna który kupił na stacji napój. Gdy za takowy zapłacił, do kasy podeszła mieszkanka Wężyk i na ladzie położyła banknot o nominale 50 zł, bowiem za taką kwotę zatankowała paliwo. Korzystając z chwili jej nieuwagi mężczyzna schował do kieszeni banknot i natychmiast odjechał ze stacji.
Okradziona kobieta, notabene osoba żyjąca bardzo skromnie, musiała powtórnie zapłacić za paliwo. Zażądała rzecz jasna przejrzenia nagrania z monitoringu. Nagranie wyraźnie potwierdziło fakt chowania banknotu do kieszeni przez złodzieja oraz uwieczniło numer rejestracyjny jego samochodu. Wezwana policja ustaliła że pojazd należy do Mirosława T, wiceprezesa Sądu Rejonowego w Żyrardowie, a prywatnie (wręcz zdumiewające są te
zbiegi okoliczności") męża prezes Sądu Rejonowego w Sochaczewie. Gdy policjanci dotarli do niego, złodziej rzecz jasna zasłonił się immunitetem sędziowskim. Zatem siłą rzeczy ograniczyli swoje czynności do spisania protokołu z przesłuchania świadków, zabezpieczenia nagrania monitoringu i przekazania tych materiałów do Sądu Rejonowego w Żyrardowie. A ten miał je z kolei dostarczyć do Sądu Okręgowego w Płocku. Rzecznik prasowy tego ostatniego poinformowała że jego prezes po zapoznaniu się z nimi podejmie „stosowną decyzję”. Pozostało mieć nadzieję że nie będzie nią pogrożenie złodziejowi palcem w bucie, co na pewno zakończyłoby sprawę w czasach Tusklandii, gdy o tym państwie teoretycznym można było powiedzieć że to Tusk, Kopacz i kamieni kupa.
Złodziej rzecz jasna nie udzielił żadnych wyjaśnień w tej sprawie a pytających go dziennikarzy poinformował że przełożeni kazali mu trzymać mordę na kłódkę. Jak widać, „omerta” wśród sędziów jest przestrzegana jeszcze staranniej niż w gronie „polityków” (nie)rządu PO-PSL czy sycylijskich mafiozów.
W roku 2015 redakcja rozpisała konkurs na oszusta w sędziowskiej todze  najbardziej godnego naszej nagrody, czyli „złotego gwizdka sędziego Laguny”. W poprzednim roku konkursu nie powtórzyliśmy, bowiem rok 2016 był teatrzykiem jednego szmirusa czyli aroganckiego nigdy nie ogolonego menela, na dodatek nie odróżniającego prawa cywilnego od konstytucyjnego (za aż takie nieuctwo w każdym cywilizowanym kraju wyleciałby z posady na zbity pysk). Obecnie, gdy od grudnia smród po nim zdążył już szczęśliwie wywietrzeć z siedziby Trybunału Konstytucyjnego, konkurs ten ponawiamy. Bowiem Szanowni Czytelnicy mogą mieć co najwyżej kłopot bogactwa z nadmiarem kandydatów. Jako że dziadostwa tego jest do wyboru, do koloru.
Czas też na drugi konkurs. Życie wymusiło potrzebę zmodyfikowania starych polskich przysłów, czyli ich „adaptację do warunków miejscowych”, jak by to nazwał inżynier budowlaniec. Na zachętę i jednocześnie aby zilustrować, co redakcja ma na myśli, zamieszczamy dwa.
Okazja czyni sędziego.
Na sędzim toga gore.

Stary Niedźwiedź
Flavia de Luce
Refael72

czwartek, 9 marca 2017

PS do granatu w szambie (godz. 18)



A więc stało się dokładnie tak, jak to przewidzieliśmy. Czyli numer "metodą oślego ogona", jak go nazwał Czcigodny Jarek Dziubek, ewentualnie "zagrania na odwrotny sztos", jak mawiają brydżyści, udał się w stu procentach. Chyży Rój nadal będzie w Brukseli za ciężkie pieniądze wypuszczać siarkowodór plus merkaptany w powietrze, bowiem zdolności pochłaniania tychże wielce śmierdzących gazów  przez jego fotel już dawno zostały wyczerpane. Wprawdzie podczas kolejnych wyborów w Polsce zarówno złodzieje jak i debile na wezwanie Makreli "wszystkie skurwysyny na pokład!" ochoczo stawią się na taki rozkaz, ale jako DWIE listy wyborcze. Co w sprzyjających warunkach może dać Napolionowi kolejną kadencję samodzielnych rządów. Pozostaje pytanie, postawione przez Czcigodnego Jarka w komentarzu pod poprzednim postem, czy to istotnie było pogranie przez Napoliona z tymi eurozłamasami w bambuko pływackie na ligowe budy. Wydaje nam się że tak. Bo słuchając wypowiedzi Hollanda, Bildta i innych "Gujów" (wytrwni kibice piłkarscy, słuchający transmisji z meczów drużyn belgijskich i holenderskich, doskonale wiedzą że we flamandzkich imionach własnych litera G na początku wyrazu czytana jest jako H) choćby na temat  rzekomej konieczności przyjmowania ciapatej dziczy, są to jednak skończeni idioci. Którzy w epoce Talleyranda, Cavoura czy Bismarcka nie załapaliby się na posadę skryby w ich kancelariach
Internetowi kibole PiS, zbyt głupi by zrozumieć o co toczyła się gra, będą zapewne w takim nastroju jak szalikowcy Paris Saint Germain po środowym łomocie w meczu z Barceloną 1:6. 
Ci nieprzesadnie liczni bardziej kumaci, zdolni do "ogarnięcia" o co toczyła się gra, zapewne będą wygłaszać hymny pochwalne pod adresem Napoliona i twierdzić że to Napolion jest dębowy. Ale redakcji wydaje się że w jeszcze większym stopniu to jego europejscy wrogowie są ch..... .
No, niech już będzie w wersji ocenzurowanej że chałowi. Bo relacje z USraelem oraz Chinami będą prawdziwym testem na to czy Napolion to rzeczywiście dębina, czy tylko lipa.

Stary Niedźwiedź
Refael72

wtorek, 7 marca 2017

Granat w szambie

Od kilku dni tematem nr jeden polityki zarówno polskiej jak i eurokołchozu są manewry i podchody przed wyborem na kolejną dwu i półletnią kadencję szefa Rady Europejskiej, czyli jak to ktoś bardzo celnie nazwał, najlepiej opłacanego listonosza na świecie.
Tytuł zapożyczyliśmy od pana Stanisława Janeckiego, obecnie stałego bywalca medalowego podium polskich felietonistów politycznych. W swoim komentarzu:

http://wpolityce.pl/polityka/330228-kandydatura-saryusz-wolskiego-to-granat-wrzucony-w-system-unijnej-podstolowej-demokracji-fasadowej

opisał on brak jakichkolwiek  czytelnych zasad wybierania co ważniejszych eurourzędasów, takich jak pijaczyna Junkers czy Chyży Rój. I uwypuklił oczywisty dla ludzi myślących fakt iż dla capo Skatiny powrót kon-Donka do Polski jest ostatnią rzeczą, jakiej ten opryszek od mokrej roboty, szczęśliwym zbiegiem okoliczności awansowany na dona Rodziny Obywatelskiej, mógłby sobie życzyć.
Nie mamy zamiaru referować tez doskonałego felietonu pana Janeckiego i do lektury szczerze zachęcamy. Pozostało odnieść się do wątku który na nadwornym portalu Geniusia Żoliborza z definicji nie mógł się pojawić.
Otóż człowiekiem co najmniej tak samo zainteresowanym pozostaniem kon-Donka w Brukseli jest Napolion. Bowiem „naczelnik państwa”, człowiek niewątpliwie myślący (choć oczywiście nie zawsze zgodnie z polską racją stanu), doskonale zdaje sobie sprawę z trzech fundamentalnych spraw.
Po pierwsze, Chyży Rój jest chyba najbardziej zakłamanym politykiem jak Europa długa i szeroka. W tej konkurencji nawet Putas znalazłby w nim godnego siebie rywala. W końcu cała jego kariera polityczna opiera się na piarze zbudowanym na łgarstwach w żywy kamień oraz służalczości do swojej prawdziwej a nie tylko papierowej ojczyzny. Dla niego na przykład kłamstwo że 500+ zamieni na 500 € na każde dziecko, bo ma chody w Brukseli i załatwi na to pieniądze, jest równie łatwe jak dla Putasa nakazanie FSB zabicie kogoś niewygodnego.
Po drugie, nasza najnowsza historia spowodowała że w Polsce rozpaczliwie brakuje zarówno autentycznych elit, jak i zdolności do zdroworozsądkowego myślenia wśród przeciętnych obywateli Polski. Do tego dochodzi jeszcze przerażająco krótka pamięć polskiego „suwerena”. Dlatego wielu rodaków posiadających czynne prawo wyborcze mogłoby choćby w te 500 € uwierzyć. Przecież w roku 2011 zapomnieli ze szczętem o obietnicy podatkowej 3 razy 15% i jeszcze raz poparli ryżego kłamcę i jego szajkę. Tak samo wiedza że budżet eurokołchozu jest na najbliższe lata zafiksowany i Chyży Rój gówno może załatwić, dostępna jest dla niecałych 10% Polaków. Bo niestety Jan Kowalski da sobie taki kit wcisnąć gdyż nie jest Jirzim Havrankiem, który słysząc takie brednie, roześmiałby się i odpowiedział:
-Pane Tusek, pan je pitomejovy vul!
Te ostatnie dwa słowa po polsku znaczą „głupi ch.j”. I jak ulał pasują zarówno do kiboli kon-Donka, jak i debili, w sieci naśmiewających się z Czechów z pozycji polskiego romantycznego skretynienia.
I wreszcie po trzecie, jak przewidzieliśmy to półtora roku temu, po wygraniu pierwszej ważnej bitwy o Trybunał Konstytucyjny, bez czego rządzenie byłoby niemożliwe, PiS musiał rozpocząć drugą, równie istotną. Skoro ladacznice w sędziowskich togach poszły w zaparte i bez skrupułów plują Polakom w twarz, bez spacyfikowania tego bydła i zrobienia giga lewatywy wymiarowi niesprawiedliwości, złoczyńcy będą w Polsce bezkarni. W tym dziele redakcja życzliwie rządowi kibicuje, bo na pewno jest to w interesie wszystkich uczciwych Polaków. Na pewno takich działań nie zastąpi pojawienie się w Alei Szucha Antka Policmajstra w skórzanym płaszczu i z pejczem, jak swego czasu bełkotał pewien stary osioł o IQ mniejszym od numeru noszonego przezeń obuwia. A jeśli w ciągu tych dwóch lat z groszami to zaoranie przestępców w sędziowskich togach się powiedzie, sytuacja zmieni się diametralnie. Na Tuska będzie tu czekać nie start w kampanii prezydenckiej lecz nakaz aresztowania.
A skoro Chyży Rój z punktu widzenia PiS powinien pozostać w Brukseli, Napolion  rozegrał to całkiem zgrabnie.
Gdy gen. Czempiński z TW „Mustem” (znanym też jako Andrzej Olechowski) jako słupem zakładał Platformę Obywatelską, zabłąkało się tam kilkoro przyzwoitych i inteligentnych ludzi, jak choćby pan marszałek Maciej Płażyński czy pani prof. Zyta Gilowska. Kaszubskie staliniątko zaczęło od eliminacji wszystkich ludzi inteligentnych jako swoich potencjalnych rywali. A gdy z pomocą Skatiny który u niego robił za Berię już to przeprowadził, przyszła kolej i na Skatinę. Gdy Chyży Rój na tyle zniszczył Polskę by już móc wyżebrać u Makreli swą brukselską fuchę i czmychnął tam niczym szczur z tonącej łajby, ster przekazał Kopacz Na Metr Głęboko, jako osobie dla siebie niegroźnej, bo bezprzecznie najgłupszej jak Rodzina Obywatelska długa i szeroka. Nie przewidział tylko tego że baba jest aż tak bezdennie głupia że wyciągnie z zamrażarki Skatinę. I w ten sposób nowym donem Rodziny Obywatelskiej został ktoś pokroju Luki Brasiego. Który tak najchętniej rzuciłby Tuska psom na pożarcie.
Przedostatnim rozsądnym i przyzwoitym człowiekiem który opuścił gang był pan Jarosław Gowin. Pozostał w niej już tylko pan Jacek Saryusz Wolski. Uchował się tylko dlatego że działał wyłącznie w europarlamencie, a tam Chyży Rój rozpaczliwie potrzebował człowieka inteligentnego, władającego kilkoma językami i znającego na wylot arkana tamtejszej biurokracji. Nie przewidział tylko tego, że dla pana Saryusza Wolskiego Polska nie jest śmieciem. I w szajce volksdeutscha (który polskość uważa za nienormalność, kolędy śpiewał w domu po niemiecku a jego mamusia w ostatniej chwili wypadła z kolejki do ewakuacji na „Wilhelmie Gustloffie”) coraz ciężej mu się odnajdować. Co znakomicie wykorzystał prezes, dochodząc z panem Jackiem do porozumienia i uzyskując jego zgodę na kandydowanie na stanowisko szefa Rady Europejskiej.
Oczywiście kandydat ten nie ma szansy na zwycięstwo. Ale prowokacja ta spowoduje że również i u szefów państw będących socjalistami, a nie tylko łże chadekami, chęć dokopania „prawicowemu” rządowi Polski (europejskimi krajami rządzą aż tacy idioci, że w tę prawicowość uwierzyli) weźmie górę nad ambicjami przepchnięcia na tę fuchę socjalisty. Co wobec sztamy łże chadeków z „leberałami” i tak jest mało realne.
A Napolionowi o nic innego przecież nie chodzi. Dodatkowym jego zyskiem jest dołączenie do jego ekipy fachowca, jakiego w całym PiS (na upartego być może z wyjątkiem pana Konrada Szymańskiego) ze świecą by nie znalazł. Idealny kandydat na polskiego eurokomisarza w miejsce chamówy twierdzącej że pracę za 6 tys. zł miesięcznie może podjąć tylko idiota lub złodziej. A jeszcze lepiej na następcę Dupy Wołowej.
Chyży Rój nie został jeszcze formalnie zgłoszony. Ciekawi jesteśmy czy Makrela sama zgłosi tego volksdeutscha, czy też zadba o pozory i rozkaże to zrobić jakiemuś Luksemburgowi, Malcie lub innym „Guyom”.

Stary Niedźwiedź
Refael72