wtorek, 30 stycznia 2018

Hucpa i egzamin z polskości

Sejm RP uchwalił ostatnio dwie bardzo ważne nowelizacje ustawy regulującej funkcjonowanie IPN.
Pierwsza, autorstwa klubu K’15, rozszerza katalog zbrodniczych ideologii, do ścigania propagowania których oraz dopuszczających się tego osób,  instytut jest z mocy prawa zobowiązany. Do komunizmu i nazizmu dołączono wreszcie banderyzm. Projekt został złożony jeszcze w lecie, przed kolejną rocznicą Rzezi Wołyńskiej i oczywiście trafił do panakuchcińskiej zamrażarki. Straciliśmy już nadzieję że płomienni sarmaci z PiS, którym karabela pomyliła się z tryzubem, kiedykolwiek poddadzą ją pod głosowanie. Ale stał się cud i do niego w końcu doszło. Rzecz jasna Przestępczość Organizowana nie poparła tej nowelizacji, wstrzymując się od głosu. Co nie powinno nikogo dziwić, w końcu do niedawna posłem z ramienia tych volksdeutschów był niejaki Miron Sycz, niejako ambasador UPA przy PO. Oczywiście na UPAdlinie podniósł się kwik a szef ichniego odpowiednika IPN, zajmującego się głównie obroną „honoru” tych obłąkanych morderców, ze zgrozą zauważył, że w Polsce za swoje teksty o „herojach” z UPA trafiłby na trzy lata do więzienia. Redakcja oczekuje zatem na sankcje, które UPAdlina powinna nałożyć na Polskę. Na początek proponujemy spłatę już zaciągniętych „pożyczek” i niezaciąganie nowych. To ani chybi rzuciłoby Polskę na kolana.
Druga nowela ustawy o IPN , jak podała Niezależna.pl:

http://niezalezna.pl/215247-kary-za-polskie-obozy-smierci-sejm-przyjal-nowelizacje

Mówi, że „każdy kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne - będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech. Taka sama kara grozi za rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców tych zbrodni”.
W szczególności odpowiedzialność karna ma grozić za łgarstwa o „polskich obozach śmierci lub koncentracyjnych”. Z oślim uporem powtarzanych ostatnio głownie przez media niemieckie, kultywujące stare wzory swojego ojca duchowego, niejakiego Goebbelsa, w myśl jego żelaznej zasady, że kłamstwo powtórzone tysiąc razy tępe Szkopy wezmą za prawdę. W mniejszym stopniu te łgarstwa propagują zachodnioeuropejskie „leberalne” i socjalistyczne szmatławce, jako swój wkład w antypolska nagonkę wszelakich Gujów i Franc.
Ustawa ta wyraźnie wyłącza spod penalizacji badania naukowe oraz działania artystyczne. Ten drugi wyjątek jest naszym zdaniem poważnym błędem. Bowiem gdyby na przykład niejaka Janda wystawiła monodram o Żydówce, której w Generalnej Guberni w ostatniej chwili życie uratował oddział SS, odbijając ją z rąk partyzantów AK, dzięki temu idiotyzmowi byłaby bezkarna.
Ten projekt, na razie dopiero przegłosowany w sejmie wywołał furiacki atak ze strony władz Izraela. Podczas swojego wystąpienia na uroczystościach rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz – Birkenau ambasador tego państwa, jak sama kulawą polszczyzną wyraźnie wyartykułowała, zrezygnowała z wcześniej przygotowanego tekstu i bezczelnie zaatakowała ten procedowany projekt ustawy. Jak dzisiaj dopowiedziała w wywiedzie radiowym, sama wie, że obozy śmierci były niemieckie, ale taki rozkaz dostała z centrali.
Wszelkie rekordy chamstwa i bezczelności pobił premier Netanjahu. Głosząc, że Polacy „chcą na nowo pisać historię, ale Izrael „na to nie pozwoli”.
Po tym, jak Lech „santo subito” Kaczyński uratował skórę arcykłamcy Grossowi, wstrzymując badania w Jedwabnem i godząc się na zniszczenie dowodów rzeczowych (łuski z niemieckich naboi, znalezione między szczątkami ofiar), byliśmy sceptykami odnośnie tego gorejącego patriotyzmu PiS. A głosowanie tego klubu w sprawie „żydowskich emerytur” jedynie nas w tym przekonaniu utwierdziło. Ale jak na razie (tfu, obyśmy nie zapeszyli!) spotyka nas jakże miłe rozczarowanie.
Premier Morawiecki spokojnie ale kategorycznie odparł te zarzuty. Dyskredytując dwa główne izraelskie łgarstwa, jakoby ustawa ta uniemożliwiała badania naukowe, takie jak choćby w sprawie Jedwabnego. Oraz rzekomo kneblowała usta jeszcze żyjącym świadkom Holocaustu.
Beata Mazurek, wicemarszałek sejmu i rzecznik klubu PiS, publicznie ogłosiła, że ustawa nadal będzie procedowana w dotychczasowej postaci. A PAD w nieco emocjonalnym wystąpieniu również zdyskredytował żydowskie łgarstwa i obiecał, że ustawę podpisze.
Mistrzostwem wykazał się redaktor Adrian  Klarenbach z TVP. Zaproszonemu do studia rabinowi Ber Stamblerowi, podnoszącemu kwestię „szmalcownictwa”, przyznał rację. Ale dopowiedział, jak tę zbrodnię karało Państwo Podziemne. Po czym zaorał go pytaniem „Czy byli Żydzi sprzedający Żydów?”. Rabin wydał z siebie jakiś bełkot i widać było, że przegrał przez nokaut.
Bardzo ciekawą diagnozę tego stanu rzeczy znaleźliśmy na witrynie organizacji Forum Żydów Polskich.

http://www.fzp.net.pl/opinie/postawa-izraela-slon-w-skladzie-z-porcelana

Paweł Jędrzejewski, przewodniczący tej organizacji, napisał między innymi:
„W wyniku wczorajszej, nieodpowiedzialnej postawy strony izraelskiej, ci ludzie w Polsce, którzy mają uprzedzenia wobec Żydów i szukają dla swoich postaw legitymizacji, dostali wspaniały "prezent". Nie mogli marzyć o lepszym. Natomiast wielu ludziom, którzy wobec Izraela i Żydów zachowywali postawę obojętną lub wręcz życzliwą, został nagle wylany na głowę kubeł zimnej (i brudnej) wody.”
Trudno się z tym nie zgodzić.
Stanowisko możliwe do zaakceptowania zajął Jonny Daniels, od dłuższego czasu pojawiający się w pobliżu premiera Morawieckiego. Ale tu trzeba wrzucić kamyczek do ogródka nadwornego portalu PiS. We wcześniejszej wersji tego doniesienia Daniels mówi, że zgodnie z ogłoszonym przed laty zdaniem naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha, podczas okupacji śmierć bezpośrednio z rąk Polaków poniosło ok. 1500 Żydów. W „poprawionej” wersji:

https://wpolityce.pl/polityka/378824-jonny-daniels-okreslenie-polskie-obozy-smierci-to-haniebne-klamstwo-lub-glupota-sam-dorastalem-slyszac-takie-bzdury

tego akapitu już nie ma. Czary, czy co u licha?
Bardzo wiarygodne wytłumaczenie przyczyn tego izraelskiego ataku podał w rozmowie z portalem „Wpolityce” anonimowy członek rządu:

https://wpolityce.pl/polityka/378791-tylko-u-nas-co-sie-kryje-za-tak-gwaltowna-reakcja-izraela-na-polska-ustawe-oto-opinia-z-wnetrza-rzadu

W rozmowie z Michałem Karnowskim wymienił cztery przyczyny tej furiackiej reakcji:
1. Premier Netanjahu ma duże problemy wewnętrzne, a wybory w Izraelu za pasem. Więc by odwrócić uwagę od tych swoich kłopotów, sięgnął po samograj „polskiego antysemityzmu”.
2. W Polsce szykowana jest „duża ustawa reprywatyzacyjna”, w myśl której państwo w części zrekompensowałoby mienie warte ok. 800 miliardów złotych. Trwa zatem walka o to, by lwia część rekompensat trafiła we „właściwe” ręce.
3. Polska w polityce historycznej zrywa z tuskowym „syndromem cwela” i próbuje wykazać, jak wielkie straty poniosła podczas II Wojny Światowej. Kluczowe jest żądanie reparacji od Niemiec, które po dziś dzień płacą spore sumy Izraelowi. Gdyby Polsce udało się cokolwiek wytargować od IV Rzeszy, kwoty trafiające do Izraele musiałyby zmaleć.
4. Izrael korzysta od bardzo dawna z narzędzia penalizacji „niesłusznych” poglądów na temat Holocaustu, więc obawia się, że Polsce choć w części może to się udać.
Do nas trafiają przede wszystkim argumenty nr 2 oraz 3. Bo gdy nie wiadomo o co chodzi, to na 100% chodzi o pieniądze. Zaś w przypadku „narodu wybranego” to prawdopodobieństwo przekracza 1000%.
Na naszej liście powszechnie znanych duchownych polskiego Kościoła Rzymskokatolickiego, pierwsze miejsce zajmuje ksiądz Tadeusz Isakowicz – Zaleski. A potem długo nic. Dlatego nie sposób pominąć jego zwięzłego komentarza:

http://www.pch24.pl/ksiadz-isakowicz-zaleski--glosowanie-senatorow-pokaze--czy-polska-jest-niezalezna,57908,i.html

A prezydenta trzymamy za słowo. Ale nie sposób skomentować wyników tych jego wszystkich licznych prożydowskich gestów parafrazą słów dobrego wojaka Szwejka:
- Myślałem sobie, że mi te chanukowe świece coś pomogą. Dreck mi pomogły!
Co wszystkim nadgorliwym filosemitom poddajemy pod rozwagę.

Stary Niedźwiedź
Refael 72

poniedziałek, 22 stycznia 2018

Poszli nasi w bój bez broni

Dziś mija 155 rocznica wybuchu Powstania Styczniowego.
Historia polskich powstań w XVIII i XIX wieku jest niestety katalogiem zrywów kompletnie nieprzygotowanych, całkowicie ignorujących sytuację polityczną w Europie, z góry skazanych na porażkę i przynoszących jedynie straty w ludzkiej i materialnej substancji narodowej.
Efektem Konfederacji Barskiej, przez wielu historyków uważanej za pierwsze polskie powstanie narodowe, był I rozbiór Rzeczypospolitej. Rosja musiała odstąpić cenne fragmenty swojego protektoratu Prusom (główny beneficjent) oraz Austrii.
Finezyjna pruska prowokacja, czyli uchwalenie Konstytucji 3 maja (jej ojcem duchowym był ambasador pruski w Warszawie markiz Girolamo Lucchesini) zaowocowała II rozbiorem. Formalnie nie było to powstanie, bowiem na papierze Rzeczpospolita była suwerennym państwem i w obronie tejże konstytucji walczyła armia regularna. Ale Prusakom udało się z niczego wystrugać  ów rozbiór, i to im przypadł najcenniejszy łup. Fakt iż rocznica uchwalenia tej konstytucji jest obecnie świętem państwowym, po prostu redakcję zawstydza. Bo przypomina nam Kalego, przechwalającego się tym, że Staś Tarkowski nazwał go osłem.
Insurekcja Kościuszkowska ostatecznie przypieczętowała los Rzeczypospolitej. Wraz z formalną likwidacją samego państwa, problem polski jako wątek polityki europejskiej po prostu zniknął. Polska przestała być już nie tylko przedmiotem tej polityki, ale nawet tematem. Nawet Napoleon (oczywiście ten prawdziwy) u szczytu swej potęgi nie miał zamiaru restytuować państwa o nazwie Polska. Zadowolił się źródłem rekruta zwanym Księstwem Warszawskim.
Okoliczności wybuchu Powstania Listopadowego to kolejny powód do dumy jedynie dla „walczaków”, zaś dla człowieka myślącego źródło wstydu. Zagrożony aresztowaniem porucznik stawia na nogi stu sześćdziesięciu smarkaczy, ganiających z karabinami nocą po Warszawie i zabijających napotkanych generałów, którzy nie chcieli „poprowadzić ich na Moskala”. Inna grupa, złożona głównie ze studentów, zaatakowała Belweder, będący siedzibą wielkiego księcia Konstantego. Zamiarem konspiratorów było zabicie księcia. Ale mimo tego, że pałacu strzegło ponoć jedynie trzech wartowników, księciu udało się uciec.
Dorobek pożaru wywołanego przez tych młodych ludzi, którego nie był już w stanie ugasić nawet polityk tej klasy co książę Franciszek Drucki-Lubecki, jest zaiste imponujący. Bo na skutek tego powstania:
1. Zlikwidowano konstytucję i parlament Królestwa Polskiego oraz polskie wojsko i polski system monetarny.
2. W sądownictwie zaczął obowiązywać rosyjski kodeks karny.
3. Rozpoczął się proces rusyfikacji szkolnictwa i administracji.
4. Zlikwidowano Uniwersytet Warszawski.
5. Uczestników powstania karano zsyłkami i wyrokami wieloletniego więzienia.
6. Majątki tychże uczestników oraz emigrantów skonfiskowano.
7. Wprowadzono wysokie cła na produkty polskie wwożone do Rosji, przy humorystycznie niskich na rosyjskie produkty wwożone do Kongresówki.

Ale to już sprawy trzeciorzędne dla „walczaków”. Uważających , że Polacy zawsze powinni WALCZYĆ, WALCZYĆ oraz WALCZYĆ. Nieistotne, czy za wolność "waszą", czy za "naszą". A efekty tejże walki nie mają jakiegokolwiek znaczenia, nawet dzieła poezji romantycznej, które skutecznie ogłupiły następne pokolenie Polaków, wedle ich kryteriów z naddatkiem pokryły wymienione straty. Którymi interesować się mogą jedynie jakieś godne pogardy liczykrupy.
Zawieruchy roku 1848 szczęśliwie Kongresówkę ominęły. A Wojna Krymska nie została przez romantycznych durniów wykorzystana, by Polacy odegrali rolę francuskich i angielskich użytecznych idiotów. Tak jak nimi byli w 1794 dla żabojadów, czy w 1830 dla wyspiarzy. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Około roku 1860 w Kongresówce znowu zaczęło wrzeć. Niektórzy publicyści widzą w tym długą rękę Prus, a szczególnie Ottona von  Bismarcka,
kanclerza tegoź państwa od roku 1862. Który inspirował to, by mieć okazję pomóc Rosji i zaskarbić sobie jej neutralną życzliwość podczas tworzenia II Rzeszy.
I wtedy na arenę wkroczył margrabia Aleksander Wielopolski. Człowiek apodyktyczny i pyszny, wszelako mający dojście do cara Aleksandra II. W roku 1861, kiedy konspiracja w Królestwie Polskim trwała już na dobre, Wielopolski został mianowany dyrektorem Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Sprawując tę funkcję, zaczął ograniczać samowolę rosyjskich urzędników i zastępować ich Polakami. Opracował też plan znaczącego zwiększenia liczby polskich szkół podstawowych i średnich. Czyli małymi krokami zaczął odkręcać efekty dzieła listopadowej smarkaterii. Z drugiej strony był autorem „Ustawy o zbiegowiskach”, która po zatwierdzeniu przez gubernatora księcia Michaiła Gorczakowa stała się, zdaniem wielu historyków, podstawą prawną do ostrzelania przez wojsko demonstrantów na Placu Zamkowym 8 kwietnia 1861, w wyniku czego zginęło około stu demonstrantów. Należy tu jednak przypomnieć, że w prawie wszystkich krajach dziewiętnastowiecznej Europy zdarzało się strzelanie przez wojsko do demonstrantów, i to bynajmniej nie tak rzadko. A do prawnej „podkładki” nikt wówczas nie przywiązywał większej wagi. W praktyce w zupełności wystarczał nawet nie ustny rozkaz monarchy, premiera czy ministra spraw wewnętrznych, ale wręcz widzimisię jakiegoś generała. Dlatego też ujęcie tej kwestii w jakiekolwiek ramy prawne nie było krokiem w niewłaściwą stronę.
Na jesieni tegoż roku rosyjskim oponentom udało się doprowadzić do odwołania Wielopolskiego. Do Warszawy wrócił w czerwcu 1862, obejmując stanowisko naczelnika rządu cywilnego Królestwa Polskiego. Wiedząc że o przywróceniu stanu prawnego sprzed Powstania Listopadowego nie ma co marzyć, próbował zrobić to, co uważał za wykonalne. Kontynuował rozbudowę polskiego szkolnictwa, utworzył Szkołę Główną, będącą do facto uniwersytetem, wprowadził ustawę o samorządzie terytorialnym, będącą istotnym krokiem w dobrą stronę. Oczynszował też chłopów, Żydzi uzyskali prawa obywatelskie.
Trzeba zatem przyznać, że nie tak znowu mało udało mu się osiągnąć. Ale w zamian za to żądał od Polaków uznania status quo i zaprzestania działań konspiracyjnych. Stronnictwo „białych” zaproponowało mu współpracę, ale z tej oferty w swej dumie, czy może arogancji, nie skorzystał, odżegnując się nawet od nieformalnych kontaktów z „białymi”. Stronnictwo „czerwonych”, jak na ludzi postępu przystało, odpowiedziało na działania margrabiego dwoma nieudanymi próbami zamachu na niego.
I wtedy Wielopolski popełnił straszny błąd. Uznał, że konspiratorów należy „wziąć w kamasze” i zarządził pobór do wojska osób podejrzanych o działania konspiracyjne, czyli spróbował ugasić pożar benzyną. W odpowiedzi 22 stycznia konspiracyjny samozwańczy Rząd Narodowy ogłosił rozpoczęcie powstania, czyli ładunek wybuchowy eksplodował. Znienawidzony przez Polaków i Rosjan, Wielopolski wyjechał do Drezna, gdzie zmarł w roku 1877.
Bezdyskusyjnym dorobkiem Powstania Styczniowego było:
1.Śmierć w walkach kilkudziesięciu tysięcy powstańców.
 2. Stracenie przez Rosjan ok. tysiąca pojmanych.
3. Zesłanie na Syberię ponad 38 tysięcy.
4. Wyemigrowanie ok. 10 tys. uczestników powstania.
5. Konfiskata ok. 1600 majątków ziemskich.
6. Likwidacja Rady Stanu, Rady Administracyjnej, Izby Obrachunkowej oraz Komisji Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
7. Reorganizacja na wzór rosyjski lokalnych władz administracyjnych, skarbowych, pocztowych, szkolnych i innych, podporządkowująca je odnośnym ministerstwom Cesarstwa
8. Całkowite wyrugowanie języka polskiego z wyżej wymienionych instytucji.

Dawno temu Refael widział dowcip rysunkowy. Przedstawiał on idącego o kulach żołnierza, z nogą w gipsie, w wielu miejscach poowijanego bandażami. I mówiącego:
- Sprawili nam takie lanie, że jeszcze nasze wnuki będą miały czym się chwalić!
Dowcip ten mógł powstać tylko w Polsce, bo znakomicie oddaje mentalność romantycznych bałwanów i innych wyrobów macierenkopodobnych. Ale w innych krajach, a już na pewno w Finlandii, byłby kompletnie niezrozumiały.

Stary Niedźwiedź
Refael 72

piątek, 19 stycznia 2018

Mieli w PiSie Koguta, Koguta, Koguta

Senator Stanisław Kogut zaczynał swą karierę publiczną jako działacz kolejarskiej Solidarności, z biegiem czasu zostając przewodniczącym tej sekcji związku. Zasiadał w sejmiku województwa małopolskiego, a od roku 2005 do chwili obecnej nieprzerwanie piastuje mandat senatora z ramienia PiS. Zajmuje też stanowisko prezesa małopolskiej Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym, której wiceprezesem jest jego syn. Jest również świeckim członkiem polskiego oddziału Zakonu Kanoników Regularnych Stróżów Grobu Chrystusowego. Czyli organizacji wielce nobliwej, bo będącej spadkobiercą w prostej linii założonego przez księcia Godfryda de Bouillon w roku 1099 po zdobyciu Jerozolimy  Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie.
Ale pod koniec ubiegłego roku CBA dobrało się do skóry zarządowi tej fundacji za ponoć tęgie nieprawidłowości finansowe. Kilka osób, w tym syn senatora, już siedzi. A w grudniu prokuratura wystąpiła o uchylenie mandatu senatorskiego oraz zgodę na wsadzenie  bohatera tej historii. I to nawet nie do buta, ale do mamra.
Kogut sam z siebie (czyli tłumacząc na polski, ani chybi na kategoryczny rozkaz Napoliona) jeszcze w grudniu zrezygnował z immunitetu. A dzisiaj marszałek Karczewski poddał pod głosowanie wniosek o zgodę senatu na areszt.
Aby wyjaśnić kwestie formalne i realia senatu, obecnie izba ta składa się z 66 senatorów PiS, 31 ludzi PO oraz trójki niezrzeszonych, czyli senator Lidii Staroń oraz dwóch czerstwych komuchów: Marka Bermana (ksywa „Borowski”) oraz Grzegorza Napieralskiego. A zgoda na aresztowanie musi być przegłosowana bezwzględną większością ustawowego składu senatu, czyli za musi być co najmniej 51 głosów. Zaś samo głosowanie jest TAJNE.
Zanim doszło do tego głosowania, z senatorami PiS spotkał się sam Napolion. Co z jednej strony świadczy o tym, że słusznie spodziewał się kłopotów. A z drugiej, że wierzył w to, iż sama groza jego imienia postawi podkomendnych na baczność i zapobiegnie nieszczęściu. Ale spotkała go niemiła niespodzianka. Bo jak podaje portal braci Karnowskich:

https://wpolityce.pl/polityka/377387-senat-nie-wyrazil-zgody-na-zatrzymanie-i-tymczasowe-aresztowanie-senatora-stanislawa-koguta

za zgodą oddano zaledwie 32 głosy. 37 senatorów było przeciw temu wnioskowi a 19 wstrzymało się od głosu. I Kogut triumfuje, niczym jakiś czas temu niejaki Pinior, któremu tyłek ratował „niezawisły” sąd.
Skonfundowany marszałek Karczewski nie kryje swego oburzenia:

https://wpolityce.pl/polityka/377409-marszalek-senatu-do-parlamentarzystow-pis-glosujacych-w-obronie-koguta-odejdzcie-z-polityki

i zapowiada zmianę regulaminu. By w przyszłości mógł trzymać swoją trzódkę krócej przy pysku.
Z historii tej w każdej porządnej bajce wynikałyby trzy morały.
1. Granica między politykami  pierwszego i drugiego sortu przebiega zupełnie inaczej, niż to próbuje wmówić Napolion. Nie zdziwilibyśmy się ani trochę, gdyby te 32 głosy za zapuszkowaniem Koguta pochodziły niemal w całości od ludzi Shityny. Bo w naszej ocenie wydanie rozkazu głosowania przeciw wnioskowi i następnie obwinienie o to PiS, przekracza możliwości intelektualne tego prymitywnego gangstera od mokrej roboty. A skóry bohatera tego wpisu bronili szermierze zasad moralnych z najwyższej półki. Bo tym razem to przecież Kali ukraść krowy.
2. Gdyby wszystkie głosowania w parlamencie były tajne, wszyscy rodacy, a już na pewno szalikowcy „dobrej zmiany” mogliby przeżyć ciężki szok. Bo wprawdzie poza idiotami i kanaliami nikt nie może mieć już złudzeń co do „totalnej opozycji”, ale wyszłoby na jaw, że w tym rzekomym niepokalanym hufcu rycerzy bez skazy i zmazy nie brak hołoty o moralności czerwonoarmistów. Problem byłoby tylko wskazanie ich palcem.
3. Armię Napoliona dyscyplinuje w głównej mierze strach przed wypadnięciem z list przed kolejnymi wyborami. Gdy mogą działać anonimowo, rzekoma chorągiew husarska szybko zamienia się w zgraję pospolitaków. A ponieważ tytuł zaczerpnęliśmy ze znanej piosenki dziecięcej, do zilustrowania ich prawdziwego oblicza użyjemy parafrazy innej piosenki, tym razem biesiadnej:
 

Senatory żyją, żyją
I gorzałę piją, piją
Z góry spoglądają, dają
Jarka w dupie mają! mają!


Ale ponieważ nie jest to bajka lecz tak zwane samo życie, jest i czwarty morał. Totalna opozycja może jedynie "dobrej zmianie" skoczyć tam, gdzie Shityna czy Lubnauer mogą Napoliona pocałować. Ale PiS dokonał właśnie niebywałej akrobacji, która zaimponowałaby nawet takiej legendzie gimnastyki sportowej, jak Nadia Comaneci. Bo sam siebie zamaszyście i boleśnie kopnął w tyłek.
 

Stary Niedźwiedź
Refael 72

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Jaja jak berety, czyli nie święci garnki lepią

Od dawna wiadomo, że memy na temat polskich polityków dzielą się na dedykowane pierwszemu debilowi sejmu VIII kadencji i mniej liczne, poświęcone wszystkim pozostałym politykom razem wziętym. Wprawdzie tenże Rychu VI na jednym z nich twierdzi, że „Na pochyłe drzewo to i Salomon nie naleje”, ale my nie mamy powodu, by litować się nad narcystycznym bałwanem. Przecież sam się do polityki pchał. Zatem i Refael, przy niewielkiej pomocy Starego Niedźwiedzia, spróbował swych sił na memowej niwie. W końcu nie święci garnki lepią, więc dlaczego i my nie mamy się sprawdzić w tej dziedzinie?
Po kompromitującej przegranej z niejaką Lubnauer w wyborach przewodniczącego tego bestiarium, nadal uważał się za wodza, popisując się złotymi myślami, że liderem się jest, a przewodniczącym bywa. Energiczna Kasia wyprowadziła go z błędu:



Wtedy Rychu przypomniał sobie czasy noszenia teczki za Balcerkiem, słusznie zwanym Mengele polskiej gospodarki. No i zaczął tedy szukać dla siebie miejsca w niszy ekologicznej twórców genialnych planów gospodarczo – społecznych i odkuć się jako twórca takiego, który zjednoczy całą opozycję. Ponoć do drużyny przystąpił niejaki Andrzej Rzońca, nadworny ekonom Grzecha Shityny. Który udowodnił, że w SGH (jak mawiają Hanysy, S jak Zigmunt, G jak psiniec, H jak ciulik) może się habilitować nawet bałwan, nie odróżniający procentów od punktów procentowych. Ów twór, czy może .Nowotwór, robi za stowarzyszenie o nazwie „Plan Petru”. Nie wiemy, jak plan ten przyjmie pan Kononowicz, w naszym przekonaniu poważny konkurent  guru Rycha. Ale wiemy już, że w gangu Olsena budzi kontrowersje.
 


Oczywiście dwuwładza w Nowośmiesznej musiała doprowadzić do kryzysu, który objawił się w całej krasie podczas pierwszego czytania dwóch społecznych projektów ustaw „aborcyjnych”. Jeden z nich, potocznie zwany „Stop aborcji”, powstały pod egidą stowarzyszenia Ordo Iuris, ma na celu ograniczenie aborcji „eugenicznych”, w ponad 90% przeprowadzanych obecnie w przypadku dzieci z zespołem Downa. Oczywiście głosami PiS i sojuszników został on skierowany do komisji.
Drugi, autorstwa feminazistek niejakiej Nowackiej i pomniejszej lewizny, zwał się bezczelnie „Ratujmy kobiety” i zakładał aborcję na żądanie bodaj do 12 tygodnia ciąży. Oczywiście Rychu znów błysnął i był za, bo jego zdaniem „kobieta powinna móc usunąć aborcję”.
Napolion zręcznie wybrnął z sytuacji. Swego czasu obiecał, iż społeczne projekty ustaw nie będą kasowane w pierwszym czytaniu. Zatem na jego komendę 58 posłów PiS zagłosowało za przekazaniem wypocin feminazistek do komisji. Co dawało zjednoczonym „totalniakom” możliwość skutecznego przepchnięcia tego moralnego łajdactwa przez pierwsze czytanie. Ale „totalni” dokumentnie spieprzyli robotę. Trójka  ostatnich chrześcijan w szajce Shityny była przeciw, wielu Przestępców Organizowanych i co nie co Nowośmiesznych olało głosowanie, „bo przecież i tak Kaczor to uwali”. I łajdactwo Nowackiej trafiło do szamba.
Pod sejmem lewacka hołota demonstrowała, ale tym razem przeciwko opozycji. Shityna i Lubnauer świecą ślepiami, bo feminazistki i spółka obiecali wywalić ich na zbity pysk z najbliższego „czarnego protestu”, gdyby ponownie przyleźli się lansować.

Czyli drużyna prezesa robi obecnie za "leberałów" a totalniacy za bandę debili, którym nawet ratunkowe SMSy od Gnojmana nie wystarczą, by dać głos tak, jak im Shityna każe. Bo włożenie karty, naciśnięcie odpowiedniego guzika i podniesienie łapy przekracza ich możliwości intelektualne. Jest to pierwszy znany nam przypadek, kiedy to w parlamencie opozycja obaliła nie rząd, lecz siebie.

 


W studenckich czasach Starego Niedźwiedzia modne były rymowane przyśpiewki typu "Wpadła mi do sedesu odznaka ZeteMeSu" (młodszych Czytelników informujemy, że skrót ZMS oznaczał Związek Młodzieży Socjalistycznej).  A teraz Napolion ma prawo zanucić "Lata mi koło wacka ustawa i Nowacka".
 Rychu poczuł swoją szansę na kontrzamach stanu. I jak doniósł wywiad Antysocjala, bez pardonu atakuje swą niedawną pogromczynię.  



Nie ukrywamy, że ten cyklon w szambie zarówno nas bawi do łez, jak i cieszy.

Stary Niedźwiedź
Refael 72

środa, 10 stycznia 2018

Rekonstrukcja czyli koniec dwóch lat świra

Po około pół roku zapowiedzi i spekulacji niemal legendarna już rekonstrukcja rządu wreszcie nastąpiła. Na temat zmian w „gospodarczych” resortach, jeszcze za premierostwa pani Beaty Szydło zmonopolizowanych przez obecnego premiera Morawieckiego, nie będziemy się wypowiadać. Wystarczy nam, że dokonując w nich reorganizacji nie przekroczono granic śmieszności, bo w odróżnieniu od Ministerstwa Rozwoju, nie powstało przynajmniej Ministerstwo Szczęścia, Pociechy z Dzieci i Wszelkiej Pomyślności. Wymienić tu z żalem musimy tylko odejście pani Anny Streżyńskiej z Ministerstwa Cyfryzacji, której pracy nie czepiał się nawet osioł reklamujący sztuczne szczęki. Znaczy, za dobra, jak by powiedział ś.p. kapitan Mamert Stankiewicz?
Co się tyczy MSZ, trudno sobie wyobrazić, aby następca Dupy Wołowej z Uszami był w stanie wywiązywać się ze swoich obowiązków gorzej. Pan prof. Jacek Czaputowicz nie jest Grzechem Shityną, który przeszedł do historii polskiego dyplomatołectwa, nie znając na przyzwoitym poziomie żadnego obcego języka. Zapewne Kopara Na Metr Głęboko, mianując go na to stanowisko, uwierzyła w stare rosyjskie przysłowie. Mówiące, że „chuj pa wsiech jazykach gawarit”. Młodszych Czytelników informujemy, że końcówka tego przysłowia znaczy „mówi wszystkimi językami”.
Pan minister Radziwiłł podpadł nam przymusowym wprowadzeniem (pod rygorem grzywien wlepianych rodzicom w nieskończoność) szczepionki, z której niemal cały cywilizowany świat już zrezygnował. Poza tym nie zrobił nic, by ukrócić wszechwładzę sitwy profesorsko – ordynatorskiej, która jest w stanie „zagospodarować” dowolnie wielkie pieniądze przeznaczone na ochronę zdrowia. Zatem panu ministrowi Łukaszowi Szumowskiemu życzymy skutecznych działań w tym kierunku.
Pan prof. Jan Szyszko jest przez nas odbierany pozytywnie, bowiem sięgnął po wyręby sanitarne, niezbędne do ograniczenia ekspansji kornika drukarza. Jego następcy panu Henrykowi Kowalczykowi życzymy skutecznej gry na czas z brukselskimi i krajowymi ekokanaliami i uratowania większej części Puszczy Białowieskiej.
No i wreszcie crème de la crème czyli Macierenko. Nie sposób nie skorzystać z okazji i nie przypomnieć jego co ważniejszych osiągnięć.
1. Na jesieni 1989 współtworzył Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, zostając jego wiceprezesem. Po obaleniu rządu Jana Olszewskiego, został zeń usunięty w lipcu 1992.
2. w lipcu 92 stworzył Akcję Polską.
3. W 93 dołączył do Ruchu dla Rzeczypospolitej Jana Olszewskiego. W wyborach 93 lista ta nie przekroczyła bariery 5%.
4. Na jesieni 93 reaktywował Akcję Polską.
5. W 95 wstąpił  do Ruchu Odbudowy Polski, w 96 został jego wiceprzewodniczącym.
6. W wyborach 97 uzyskał mandat poselski z listy AWS z rekomendacji ROP. Po czym natychmiast ten ruch rozwalił, tworząc Ruch Katolicko-Narodowy, którego został prezesem.
7. W 2001 został ponownie wybrany do sejmu, tym razem z listy Ligi Polskich Rodzin.
8. Kilka miesięcy potem, po kłótni z Kuniem Który Mówi,  opuścił LPR.
9. W 2002 kandydował na prezydenta Warszawy z listy Razem Polsce z imponującym wynikiem 1.09% głosów.
10.  Przed wyborami parlamentarnymi 2005 wraz z Janem Olszewskim i Gabrielem Janowskim stworzył Ruch Patriotyczny, który zebrał aż 1.05% głosów.
11. W 2005 prezes Kaczyński zrobił go szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w której oczywiście zatrudnił fachurów jak się patrzy. W 2007, po tragicznym omyłkowym ostrzelaniu przez polskich żołnierzy afgańskiej wioski Nangar Chel SKW skompromitowało się dokumentnie, robiąc z polskich żołnierzy bandytów. Dość powiedzieć, że na salę sądową żołnierze ci byli wprowadzani  z zasłoniętymi twarzami i rękoma wykręconymi do tyłu i skutymi kajdankami. Jak słusznie zauważył ś.p. pan profesor Bogusław Wolniewicz, za takie obrażanie żołnierzy polskich z inspiracji harcerzyków z SKW (jak widać, Macierenko zawsze miał sentyment do młodych chłopaków z wątpliwymi kwalifikacjami), ich szefowi należało się splunięcie w gębę.
12. W 2007 został posłem z listy PiS a w lipcu 2010 stanął na czele powołanego przez PiS zespołu parlamentarnego d/s badania katastrofy smoleńskiej. I natychmiast zaczął ośmieszać prace tego gremium, bez cienia dowodów plotąc takie brednie na temat sposobu przeprowadzenia zamachu, że przeciętny Polak zaczął mieć tego tematu powyżej dziurek w nosie. W naszej ocenie to Macierenko, będący archetypem pojęcia „sekta smoleńska”, przyczynił się do sukcesu Tuska w wyborach 2011. Sam został przez żelazny elektorat PiS ponownie wybrany do sejmu.
13. W 2012 przypomniał sobie o (rzekomym) istnieniu Ruchu Katolicko-Narodowego oraz Ruchu Patriotycznego, więc na wszelki wypadek się z nich wypisał i wstąpił oficjalnie do  PiS, zostając jego wiceprezesem.
14. Podczas parlamentarnej kampanii wyborczej 2015 szczęśliwie udało się go zamknąć w szafie i dopilnować, by z niej nie wylazł i nie spieprzył wszystkiego, co swą tytaniczną pracą osiągnęła pani Beata Szydło. Tylko dzięki temu wygrana PiS przybrała aż takie rozmiary, że partia ta, po raz pierwszy od 1989, może rządzić samodzielnie,
15. Od 2015 nasz idol, wraz z Bartłomiejem Misiewiczem i Edmundem Jannigerem stanął na czele MON. Misiewicza udało się wyczesać z MON oraz z zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej już w kwietniu 2017, Janniger chyba do niedawna straszył w ministerstwie. Jeśli wierzyć temu, co pisze w sieci sam o sobie, obecnie jest „dyrektorem” jednego z biur poselskich PiS. A dwa lata świra właśnie się zakończyły wczoraj, czyli 9 stycznia Roku Pańskiego 2018. Na wniosek premiera Morawieckiego PAD odwołał Macierenkę z funkcji ministra obrony narodowej, powierzając tę funkcję Mariuszowi Błaszczakowi.
Jego najwierniejsi szalikowcy oczywiście są w żałobie. A redaktor Sakiewicz zadeklarował, że nie zagłosuje już nigdy na PAD. Ale my trzymajmy się faktów.
W kwestiach czysto merytorycznych, zatrzymanie zakupu francuskich nielotów w liczbie czterdziestu kilku za dwukrotność ich realnej wartości to wielki plus. Ale oznacza to, że za te same pieniądze, niejako na ten cel już „odżałowane”, można kupić około dziewięćdziesięciu śmigłowców na chodzie i do tego przyzwoitej jakości (vide kupno przez Turcję sprzętu amerykańskiego). A tu dwa latka minęły, rozstrzygnięcia przetargu na tak potrzebne śmigłowce ani widu, ani słychu. Za to pojawił się genialny pomysł nabycia nawet czterech okrętów podwodnych.
Fama głosi, że będą to okręty francuskie. Oraz że producent zastrzegł, iż zasięg rakiet manewrujących, w które te okręty będą wyposażone, nie przekroczy tysiąca kilometrów. Narzucają się zatem pytania:
Primo, jaka jest wartość odstraszająca tych rakiet z głowicami KONWENCJONALNYMI?
Secundo, jakim problemem dla Rosji jest wykrycie okrętów w płytkiej kałuży (średnia głębokość ok. 52 m), którą jest Bałtyk?

Tertio, czy nie byłoby zatem rozwiązaniem "trochę" tańszym a równie skutecznym dysponowanie ruchomymi wyrzutniami lądowymi? Ich podstawową wadą byłoby jedynie to, że gali banderowej się na takiej wyrzytni nie urządzi i apelu smoleńskiego nie odczyta.
Co się tyczy Obrony Terytorialnej, wszystko (poza zbyt małą liczebnością) byłoby OK. Tak długo, dopóki merytoryczne mniej niż zero nie twierdzi, że ci powierzchownie wyszkoleni amatorzy obronią nas przed atakami „specnazu”. A za skandal uważamy to, że najnowsze karabinki z Radomia trafiają do OT, a nie do jednostek liniowych. Czy OT nie mogłaby nauczyć się strzelać na starszym sprzęcie?
O jak do tej pory skutecznym upupieniu budowy w Łodzi suchego portu tzw. Drugiego Jedwabnego Szlaku swego czasu pisaliśmy. Około półtora tysiąca miejsc pracy poszło do piachu. Pozostało mieć nadzieję, że Chińczycy nie wpadną na pomysł rezygnacji z lokalizacji suchego portu w kraju rządzonym przez 
rząd", którego ministrowie bezkarnie pokazują premierowi środkowy palec. Bo choćby Słowacy też o tę inwestycję zabiegają, mając dodatkowo taki atut, jak tani transport rzeczny Dunajem.
O kwestiach wizerunkowych szkoda gadać. Bez Macierenki do obiegu publicznego nie trafiłby rzeczownik „Misiewicze”, z lubością używany w liczbie mnogiej przez „totalnych” i w szmatławcach na szkopskim lub sorosowym żołdzie. Tu trzeba też wrzucić kamyczek do ogródka Napoliona. W tej sprawie wykazał się refleksem szachisty korespondencyjnego. Chyży Rój to ostatnia kanalia, ale trzeba mu przyznać, że taką plamę na wizerunku usuwał w kilkanaście godzin, a nie w kilkanaście miesięcy.
Jest więcej niż ciekawe, jak Macierenko zareaguje na aż taki despekt. Obawiamy się, że ruszy w teren od jednego Klubu Gazety Polskiej do drugiego, by walczyć o pomnożenie rzesz pisotalibanu, który sam o sobie mógłby powiedzieć „czucie i wiara więcej mówią do mnie, niż tabliczka mnożenia”. Że sparafrazujemy dyrdymały romantyka, który w Polsce robi za wieszcza. Bo zbyt piękne jest przypuszczenie, że wróci do korzeni. Czyli obrazi się na PiS oraz prezesa, i w towarzystwie wiernego Sakiewicza, marzącego o statusue Michnika prawicy, stworzy nowy byt polityczny. Na przykład Konserwatywno-Ultrakatolickie Towarzystwo Absolutnie Szczerzepolskie.
W każdym razie co najmniej najbliższe pół roku będzie więcej niż ciekawe.

Stary Niedźwiedź
Refael 72

czwartek, 4 stycznia 2018

Początek roku

Nowy Rok trwa już kilka dni, czas zatem zakończyć świąteczno – noworoczne dolce far niente i powrócić do obowiązków.
Zacząć musimy od życzeń. Naszym Szanownym Czytelnikom życzymy zatem Błogosławieństwa Bożego, bardzo dużo zdrowia i odwzajemnienia uczuć przez tych wszystkich, na których im zależy. A w kwestii „składowej fenickiej”, jak to nazywa niezastąpiona Milom, jakichś na tyle przyzwoitych dochodów, by życie w tej RP nr chyba 3.5 nie było polską odmianą treningu survivalowego.
I tu nieuchronnie wkraczamy w sferę działalności pana premiera Mateusza Morawieckiego, przez złośliwych zwanego mistrzem Power Pointa. Z tą opinia w znacznej części musimy się niestety zgodzić. Gdy Refael i Stary Niedźwiedź usłyszeli choćby o pomyśle stworzenia w Polsce wielkiego centrum badawczego biotechnologii farmaceutycznej, do którego najwybitniejsi specjaliści z całego świata waliliby jak w dym, brzuchy rozbolały nas ze śmiechu. Bo zdajemy sobie sprawę, a już zwłaszcza Refael, na studiach uczony w szerokim zakresie mikrobiologii, z olbrzymiego kosztu budowy kompleksu laboratoriów pracujących w warunkach sterylnych, jakie wymagane są w farmacji. Drugi problem to płace – wynagrodzenie polskiego profesora mogłoby być atrakcyjne dla absolwenta studiów z Indii i być może dla technika laboratoryjnego z takich firm, jak Sandoz czy Pfitzer. Ale już naukowiec z doktoratem i jakimś dorobkiem, z którejś z wiodących firm farmaceutycznych,  propozycję pracy za takie pieniądze zabiłby śmiechem.
Dlatego też rodakom życzymy, by choć co trzecia z tych prezentacji ziściła się w realu. Jeśli do tego rynek płac przestanie być demolowany przez ukraiński dumping, jest szansa na to, że dochody realne nieco wzrosną, co oby dał Bóg. Bowiem Stary Niedźwiedź doskonale pamięta leitmotiv gierkowskiej propagandy sukcesu „Aby Polska rosła w siłę a ludzie żyli dostatniej”. A jak zauważył wtedy mistrz Pietrzak, skończyło się na tym, że ludzie dostali żytniej.
Za to trzeba pana premiera pochwalić za jego wizytę w Budapeszcie. Pan premier Viktor Orban pokazał swoją klasę po raz nie zliczymy już który. Potwierdzając naszą opinię, że jest jedynym mężem stanu dzisiejszej Europy. Bez cienia niedomówień potwierdził, że w razie potrzeby zawetuje Francę. A ponieważ wygląda na to, że z premierem Morawieckim są na ty można sparafrafrazować klasyka i powiedzieć:
Mateusz, powiedz Francom i Gujom, co one mogom Polsce.
W wywiadzie udzielonym TVP premier Orban zwrócił też uwagę na fakt, iż łączne obroty handlowe Niemiec z Vyszehradem są większe od obrotów Niemiec z Francją. I stwierdził też, że środek ciężkości gospodarki eurokołchozu zdecydowanie przesuwa się na wschód. Co z kolei można skomentować jako rzuconą Makreli uwagę:
Kompinuj pani, kompinuj!
Ale choć to ponoć pies upodabnia się do właściciela, Makrela pod względem inteligencji upodabnia się do Grzecha Shityny. Bo konsekwentnie spuszcza ze smyczy swoje kundle. Kilka dni temu fest opluła Polskę hrabinia Thun und VieHeistEr Zum Teufel, za co europoseł Ryszard Czarnecki celnie porównał ją do szmalcowników z czasów niemieckiej okupacji. Z  desperacji poszczuto też Polskę TW Bolkiem:

https://wpolityce.pl/polityka/374861-byly-wegierski-dyplomata-komentarze-walesy-o-sojuszu-polski-i-wegier-sa-zalosne-sadze-ze-sam-tego-nie-wymyslil-a-jego-glosem-przemawia-bruksela

Który nabredził, że Viktor Orban nie jest wiarygodnym sojusznikiem, bowiem myśli o odbudowie historycznych Węgier.
Attila Szalai, dziennikarz, publicysta i były węgierski dyplomata skomentował to grzecznie, mówiąc w wywiadzie dla portalu Karnowskich, że sam by tego nie wymyślił, więc dostał obstalunek i gotowca z Brukseli. Nas język dyplomatyczny nie obowiązuje, więc możemy napisać, że ten głąb nie potrafiłby odnaleźć Węgier na globusie. A co dopiero mieć cień bladego pojęcia o granicach Węgier sprzed zbrodni w Trianon.
Swego czasu nabraliśmy cienia sympatii dla pana Horsta Seehofera szefa CSU i premiera Bawarii za jego wielce krytyczny stosunek do zalania Niemiec przez tsunami islamskiego błota oraz szczerą myśl, umieszczoną w naszej galerii aforyzmów. Ostatnio znowu dał o sobie znać, zapraszając premiera Orbana na konferencję CSU. Przypomnieć należy, że jutrzejsza konferencja tej partii ma charakter roboczy przed niedzielnymi rokowaniami rządowymi CDU i CSU z SPD SS-Oberschwein Schulza:

https://wpolityce.pl/polityka/374906-niemiecki-polityk-staje-w-obronie-premiera-wegier-seehofer-nie-mam-watpliwosci-ze-viktor-orban-broni-praworzadnosci

Seehofer powiedział ni mniej, ni więcej, że to Orban broni praworządności, postępowanie Francy Timmermansa w stosunku do Polski uznał za błąd i przypomniał, że w interesie Niemiec leżą jak najlepsze stosunki z takimi krajami Europy Środkowej i Wschodniej jak Czechy Polska, Węgry, Rumunia, Bułgaria i Austria. Powiedział też:
Powinniśmy okazywać mniej pychy przy ocenie innych krajów i innych polityków.

Mieszkańcy Bawarii mają do Niemców z północnej części kraju, a już szczególnie do Prusaków, mniej więcej równie wiele sympatii, co Szkoci w stosunku do Anglików. Kolega Starego Niedźwiedzia, który swego czasu ponad rok spędził na monachijskiej polibudzie i zaprzyjaźnił się z kilkoma jej pracownikami, na jesieni minionego roku przyjechał na ich zaproszenie do Monachium. Gdy podczas kolacji pod pyszną chrupiącąn golonkę i knedelki wypili poważną ilość piwa, jeden z nich zwrócił się do kolegi SN mniej więcej takimi słowami:
- Słuchaj, Tomek. Jesteśmy krajem katolickim, gospodarczo stoimy bardzo dobrze, więc nie bylibyśmy dla was kulą u nogi. A tej pruskiej obłąkanej świni z jej islamskim bydłem mamy już powyżej dziurek w nosie. Czy w razie draki, gdybyśmy wypięli dupę na ten pruski burdel, przyjęlibyście nas do Vyszehradu?
Marzenia nic nie kosztują. A to na pewno jest piękne.

Stary Niedźwiedź
Refael 72