wtorek, 13 kwietnia 2021

Waluś

Przy trasie E 7, ze dwadzieścia kilometrów na północ od Glinojecka, znajduje się zajazd "Pod sosnami", którego właścicielem był pan Walenty K., przez przyjaciół zwany Walusiem.
Pochodził z Żor i początkowo pracował w kopalni "na dole". Po pewnym czasie został kierowcą samochodu dostawczego. A gdy zakończył się okrągłostołowy kabarecik i nastąpiła tak zwana "transformacja ustrojowa", nabył ciężarówkę i woził na Śląsk kupowane w jednej z mazurskich składnic drewna okrąglaki, używane w kopalniach do podpierania stropów.
Gdy odziedziczył po zmarłej kuzynce działkę we wspomnianej miejscowości przy "szosie gdańskiej", przypomniał sobie, że w wojsku pracował jako kucharz. Wybudował zajazd i na początek oferował gościom kiełbasę i kaszanką z grilla oraz grochówkę i żurek, gotowane w wojskowej kuchni polowej. Serwowane porcje były bardzo smaczne, uczciwej wielkości a ich ceny przystępne, zatem na brak klientów nie narzekał. A zawsze parkujące obok zajazdu TIRy były dla przejezdnych najlepszym dowodem, że warto tam się zatrzymać na małe co nie co.
Biznes się rozwijał i z czasem pojawiły się tam i bardziej urozmaicone dania, jak pierogi czy kotlety lub pieczeń z frytkami i bukietem doskonałych surówek.
Waluś był człowiekiem ciekawym świata i kiedy już było go na to stać, wakacje spędzał we Francji czy w Hiszpanii. Nie ograniczał się do wylegiwaniu się na plaży, po kilka razy zwiedził Luwr, Wersal czy Prado. Był zatem, przynajmniej w mojej ocenie, jak najbardziej pozytywnym przykładem polskiego biznesmena w pierwszym pokoleniu.
Systematycznie odwiedzał gospodarzy, od których kupiłem ziemię pod swoją mazurską siedzibę. Znali sie doskonale z czasów handlu drewnem, bowiem Wiesław był wtedy kierownikiem składnicy drewna a Hania prowadziła w niej rachunkowość. Zatem i ja się z nim zakolegowałem. Ilekroć przyjeżdżał, przywoził z sobą surowiec, rozpalał grill i z wprawą zawodowca przygotowywał pyszności do piwa. A podczas wieczornych rodaków rozmów na najróżniejsze tematy, zawsze dawał dowody zdrowego rozsądku i mądrości życiowej.
Gdy kiedyś moja ś.p. Mama pochwaliła białą kiełbasę, za którą nie przepadała, ale tą zaserwowaną przez niego była zachwycona, Waluś tylko się roześmiał. I wytłumaczył, że kupuje ją w położonej blisko jego zajazdu masarni, ale na samym początku zastrzegł sobie, że jako poważny klient ma swoje wymagania. I skoro codziennie odbiera jej osiemdziesiąt kilogramów, musi ona spełniać jego standard. To samo dotyczyło też pieczywa z małej prywatnej piekarni. Nie raz widziałem gości, którzy na odchodnym wyjmowali z koszyczka i zabierali ze sobą kilka a czasem nawet kilkanaście kromek chleba.
Kilka razy do roku odwiedzał swoje rodzinne Żory. Zaglądał wtedy też do Czech i przywoził ze sobą pokaźny zapas rumu "Tuzemskego". Jest on wspaniały, ma moc 80%, zapewne receptura nie uległa zmianie od czasów Haszka. Ile razy wpadał do Wieśka i Hani, pytał, czy są reflektanci na ów trunek. Gdy działo to się w porze mojego pobytu w mojej letniej stolicy, nie przepuszczałem takiej okazji.
Ostatni raz Waluś zawitał w "mojej" wsi 7 lutego i przywiózł mi dwie butelki tego specjału. A ok. 20 lutego Hania poinformowała mnie, że jedzie na jego pogrzeb. Zaraził się covidem i był "leczony" zgodnie z zaleceniami, które na stronie rządowej opublikował chór wujów doradzający Matołuszowi. Czyli pobyt w domu, unikanie jak ognia leków, które mogłyby przeszkodzić wirusom w zdemolowaniu płuc i przetransportowanie do szpitala, gdy na ratunek jest już za późno.
A mnie pozostały już tylko bezsilna wściekłość na debili i kanalie od "walki z pandemią" w Polsce. Oraz opublikowanie tych kilku słów o Nim i uczczenie Jego pamięci odrobinką rumu.
Cześć Jego pamięci!

Stary Niedźwiedź

sobota, 10 kwietnia 2021

Bezprawie i Niesprawiedliwość

Dziś odbyła się 11 Rocznica Smoleńska. Przypomnę może pokrótce, że nasi rządzący zabronili spotkań rodzinnych od roku, zamknęli w domu ad mortem usrandum dzieci (również te wymagające specjalistycznej opieki i otrzymujące posiłki w szkole), zabronili wyść na spacery w większym gronie, a teraz zabronili również wyjazdów urlopowych. Jak się do owego reżimu dostosowuje wierchuszka PiS-u? Kaczelnika kilka już razy zdybano bez "nadziobnika", który to PiS uważa za święty atrybut. Jest on dla PiS jest większą świętością, niż dla ajatollahów włos z brody proroka. Teraz jednak sytuacja jest jeszcze gorsza, bo ludzie, zmuszeni siedzieć z czterech ścianach, popadają w coraz więcej chorób - mają depresje, neurozy, spadek odporności i coraz więcej problemów ze stawami i z kręgosłupem. Cierpią również dzieci, które nie mogą przytulić babci, ani bawić się normalnie z rówieśnikami na świeżym powietrzu, bo stało się ono Największym Wrogiem w PRL-u bis.

A jak tam wierchuszka PiS-u? Ważyły się losy Rocznicy Smoleńskiej, która - zgodnie z wprowadzonymi przez rząd obostrzeniami - powinna zostać kategorycznie skasowana. Tak się jednak nie stało. Grupa 20-30 osób, co prawda w nadziobnikach, ale bez zachowania przepisowego dystansu, paradowała w Warszawie na Placu Piłsudskiego. Postanowiłam fakt ten wyjaśnić z Sanepidem. Bez większych problemów dodzwoniłam się na ichnią infolinię i od miłej pani uzyskałam informację, że - w świetle obowiązujących obostrzeń - tegoroczne obchody są NIELEGALNE. Można to zgłosić do NFZu oraz na policję. Co być może uczynię, choć co do skutku nie mam złudzeń. Są przecież równi i "kaczensi". 

 

Flavia de Luce

niedziela, 4 kwietnia 2021

Życzenia na miarę czasów

Szanowni Czytelnicy
Za mną już wiele Świąt Zmartwychwstania Pańskiego. Bywały zarówno smutne, choćby te roku Pańskiego 1982, jak radosne, bo pełne nadziei na lepsze jutro, jak te w roku 1992, kiedy przez kilka miesięcy mogłem mówić, że na czele rządu stoi mój premier. Ale nigdy jeszcze podczas święta, które ze swej definicji powinno być radosne, nie czułem takiej irytacji z powodu głupoty zarówno rządzących, jak i tego, za przeproszeniem, "suwerena", pozwalającego sobie paskudzić na głowę nawiedzonemu durniowi, poruszanemu niczym kukiełka przez farmasterów i profstytutki.
Dlatego Wam wszystkim, jak też oczywiście i sobie, życzę:
Primo, dużo, dużo zdrowia, zarówno fizycznego, jak i zwłaszcza psychicznego.
Secundo, by durniowi i jego handlangrom nie udało się rozwalić gospodarki.
Tertio, byście te dni spędzili w rodzinnym gronie w ciepłej atmosferze i choć na krótko zapomnieli o szpitalu psychiatrycznym, w którym przyszło nam żyć.
Quatro, by Zmartwychwstały tchnął w łepetyny naszego "suwerena" tyle rozumu, byśmy nie musieli zaciskać zęby pod rządami jak nie szajki, to sekty. Ale obawiam się, że moje oczekiwanie byłoby zbyt wygórowane. Bo drugi aż tak wielki cud nie zdarzył się jeszcze od stworzenia świata. 
Ale może jednak nastąpi. A do tego czasu spróbujmy nie dać się!

Stary Niedźwiedź