Stara rzymska zasada „cui bono”, czyli „na czyją korzyść” nakazuje poszukiwać sprawców każdego czynu w gronie tych, którzy odnieśli z niego jakąś korzyść lub odnieść ją mogli. I jest przydatna nie tylko w kryminalistyce, ale i podczas badań historycznych. W przypadku Polaków bardzo często należy ją stosować nie w celu ustalenia kto podjął jakieś absurdalne działania, bowiem osoby tych bezpośrednich wykonawców są powszechnie znane. Natomiast inspiratorzy tychże działań są przed opinią publiczną pieczołowicie ukrywani również i obecnie. Po części by nie burzyć oficjalnie obowiązującej od prawie dwustu lat heroiczno-martyrologicznego postrzegania naszej historii. A po części by zamieść pod dywan smutną prawdę że nasi przodkowie wielokrotnie dali się oszukać jak małe dzieci i tracili zarówno żywą jak i materialną substancję narodową wbrew polskiej racji stanu a jedynie ku pożytkowi tych, którzy nie bez racji uznali ich za dyżurnych głupich Jasiów Europy. Gotowych dać sobie wmówić że walczą nie tylko za czyjąś sprawę ale i rzekomo za swoją.
A jak z tym było podczas Powstania Listopadowego i w latach poprzedzających jego wybuch?
27 lipca w Paryżu rozpoczęła się a 29 zwyciężyła rewolucja zwana „lipcową”. W jej wyniku „króla szlachty” Karola X zastąpił „król bankierów” Ludwik Filip z bocznej orleańskiej linii Burbonów. Przykład okazał się zaraźliwy i 25 sierpnia tegoż roku Belgia ogłosiła secesję z Królestwa Niderlandów. Jeszcze w październiku 1830 Anglia i Francja w tak zwanym Protokole Londyńskim zagwarantowały suwerenność i neutralność Belgii (Belgowie w chwili proklamowania niepodległości w pakiecie z nią zadeklarowali wieczystą neutralność). Ale inne plany miały w tej kwestii Rosja i Prusy.
Mikołaj I planował zgodnie z celem powołania Świętego Przymierza przywrócić „porządek” co najmniej w Belgii, a jeśli to będzie realne, to i we Francji. W akcji tej miało wziąć udział wojsko Królestwa Kongresowego plus co najmniej stacjonujące na jego terenie wojska rosyjskie, jako usytuowane najbliżej terenu przyszłych działań. Pomysł ten wywołał wielki niepokój Prus. Było tajemnicą poliszynela iż Polacy w Wielkim Księstwie Poznańskim nie mieliby nic przeciwko przyłączeniu do Kongresówki, bowiem o takich atrybutach państwowości jak w tej ostatniej, w Wielkopolsce mogli tylko marzyć. Zatem wojska Kongresówki i nawet rosyjskie przywitaliby z entuzjazmem i podczas powrotu ich już po spacyfikowaniu Belgii w myśl sarmackiego modelu gościnności po prostu nie chcieliby tak miłych gości wypuścić. Do tego jeszcze w tym czasie reszta Niemiec nie pogodziła się z hegemonistycznymi planami Prus. I w razie konfliktu rosyjsko – pruskiego spośród innych państw niemieckich pies z kulawą nogą nie pomógłby Prusom. Stąd pomysł wyręczenia Rosji w tej interwencji i aktualne aż do ostatniego ćwierćwiecza XIX dwie żelazne zasady polityki pruskiej. Czyli nieustanne oddawanie Rosji przysług oraz szczucie Polaków na Rosję jak tylko się da i gdzie tylko się da. Do jawnej rywalizacji II Rzeszy z państwem carów doszło dopiero wtedy gdy zdaniem Bismarcka sięgnięcie przez Rosję po polską kartę przestało wchodzić w grę.
Zatem mamy już Francję i Prusy, czyli dwa państwa z ówczesnej światowej pierwszej ligi oraz drugoligową Belgię, dla których wybuch jakiegoś powstania w Kongresówce byłby wybawieniem. Bowiem Mikołaj miałby spory kłopot ze stłumieniem tego powstania i rosyjska wizyta przyjaźni w zachodniej Europie zostałaby odłożona, i to zapewne na św. Nigdy.
Te wszystkie informacje i oczywiste wnioski, które z nich wynikają, człowiek nie będący walczakiem nekrofilem może bez trudu znaleźć w ciągu godziny w necie. Ale praktycznie nikt nie wie o znaleziskach pana Grzegorza Brauna, prawicowego dziennikarza, scenarzysty i reżysera filmów dokumentalnych. Jego specjalnością jest wynajdowanie takich cymeliów jak te, które przedstawił w cyklu trzech kapitalnych wykładach o genezie Powstania Listopadowego:
A jak z tym było podczas Powstania Listopadowego i w latach poprzedzających jego wybuch?
27 lipca w Paryżu rozpoczęła się a 29 zwyciężyła rewolucja zwana „lipcową”. W jej wyniku „króla szlachty” Karola X zastąpił „król bankierów” Ludwik Filip z bocznej orleańskiej linii Burbonów. Przykład okazał się zaraźliwy i 25 sierpnia tegoż roku Belgia ogłosiła secesję z Królestwa Niderlandów. Jeszcze w październiku 1830 Anglia i Francja w tak zwanym Protokole Londyńskim zagwarantowały suwerenność i neutralność Belgii (Belgowie w chwili proklamowania niepodległości w pakiecie z nią zadeklarowali wieczystą neutralność). Ale inne plany miały w tej kwestii Rosja i Prusy.
Mikołaj I planował zgodnie z celem powołania Świętego Przymierza przywrócić „porządek” co najmniej w Belgii, a jeśli to będzie realne, to i we Francji. W akcji tej miało wziąć udział wojsko Królestwa Kongresowego plus co najmniej stacjonujące na jego terenie wojska rosyjskie, jako usytuowane najbliżej terenu przyszłych działań. Pomysł ten wywołał wielki niepokój Prus. Było tajemnicą poliszynela iż Polacy w Wielkim Księstwie Poznańskim nie mieliby nic przeciwko przyłączeniu do Kongresówki, bowiem o takich atrybutach państwowości jak w tej ostatniej, w Wielkopolsce mogli tylko marzyć. Zatem wojska Kongresówki i nawet rosyjskie przywitaliby z entuzjazmem i podczas powrotu ich już po spacyfikowaniu Belgii w myśl sarmackiego modelu gościnności po prostu nie chcieliby tak miłych gości wypuścić. Do tego jeszcze w tym czasie reszta Niemiec nie pogodziła się z hegemonistycznymi planami Prus. I w razie konfliktu rosyjsko – pruskiego spośród innych państw niemieckich pies z kulawą nogą nie pomógłby Prusom. Stąd pomysł wyręczenia Rosji w tej interwencji i aktualne aż do ostatniego ćwierćwiecza XIX dwie żelazne zasady polityki pruskiej. Czyli nieustanne oddawanie Rosji przysług oraz szczucie Polaków na Rosję jak tylko się da i gdzie tylko się da. Do jawnej rywalizacji II Rzeszy z państwem carów doszło dopiero wtedy gdy zdaniem Bismarcka sięgnięcie przez Rosję po polską kartę przestało wchodzić w grę.
Zatem mamy już Francję i Prusy, czyli dwa państwa z ówczesnej światowej pierwszej ligi oraz drugoligową Belgię, dla których wybuch jakiegoś powstania w Kongresówce byłby wybawieniem. Bowiem Mikołaj miałby spory kłopot ze stłumieniem tego powstania i rosyjska wizyta przyjaźni w zachodniej Europie zostałaby odłożona, i to zapewne na św. Nigdy.
Te wszystkie informacje i oczywiste wnioski, które z nich wynikają, człowiek nie będący walczakiem nekrofilem może bez trudu znaleźć w ciągu godziny w necie. Ale praktycznie nikt nie wie o znaleziskach pana Grzegorza Brauna, prawicowego dziennikarza, scenarzysty i reżysera filmów dokumentalnych. Jego specjalnością jest wynajdowanie takich cymeliów jak te, które przedstawił w cyklu trzech kapitalnych wykładach o genezie Powstania Listopadowego:
Pan Braun przypomniał iż po roku 1815 na świecie funkcjonowały dwa supermocarstwa – Rosja i Wielka Brytania. Bowiem jak barwnie zauważył autor, w formujących się dopiero Stanach Zjednoczonych wtedy jeszcze bizony ryczały pupami. Oraz to, że od końca siedemnastego wieku algorytm brytyjskiej polityki zagranicznej był prostszy od budowy cepa. ZAWSZE polegała ona na montowaniu koalicji przeciwko temu państwu, które w danej chwili było największą potęgą na kontynencie. A w latach 1815 – 1870 na pewno była nią Rosja. Chwilowo polem rywalizacji była Azja Środkowa i Bałkany. Bowiem doktryna Rosja już od czasów Piotra Wielkiego głosiła konieczność uzyskania dostępu do Oceanu Indyjskiego, zaś planem minimum było opanowanie cieśnin tureckich i swobodne wpływanie na Morze Śródziemne. Jako że Bałtyk nie zaspokajał ambicji rosyjskich z racji możliwości łatwego zamknięcia cieśnin duńskich.
O tym wszystkim oczywiście wiedziałem od dawna. Ale o dalszych elementach tej brytyjskiej układanki dowiedziałem się dopiero z tych wykładów pana Brauna. A mianowicie o co najmniej dwóch powodach, dla których Królestwo Kongresowe było dla Brytyjczyków solą w oku.
Po pierwsze, podczas „blokady kontynentalnej” zarządzonej przez Napoleona, Brytyjczycy musieli z konieczności wziąć się za uprawę zbóż. A po roku 1815 rynki europejskie zostały zarzucone polskim zbożem (w kwestii ceł wielki Drucki-Lubecki ograł Prusaków jak gówniarzy), tańszym i nieporównywalnie lepszym od angielskiego. A produkcji rolnej nie da się łatwo i szybko przestawić na inny asortyment.
Po drugie, książę Franciszek – bez wątpienia polski minister finansów i gospodarki tysiąclecia – w błyskawicznym tempie nie tylko rozbudowywał Staropolskie Zagłębie Przemysłowe plus jego surowcowe zaplecze w Zagłębiu Dąbrowskim. Jego wywiad przemysłowy penetrował angielskie fabryki maszyn a kopie ich produktów, wytwarzane we wspomnianym zagłębiu, co najwyżej minimalnie ustępowały jakością wyspiarskim oryginałom. I zaczęły te ostatnie wypierać z rosyjskiego rynku znacząco niższymi cenami, będącymi efektem genialnych posunięć księcia w kwestii ceł wewnętrznych (Kongresówka – Rosja) oraz „zewnętrznych”. Co było tylko i wyłącznie jego osobistą zasługą, bowiem znał osobiście w Petersburgu wszystkich liczących się polityków a gdy było to potrzebne, bez trudności był przyjmowany przez cara.
Był też i trzeci powód, dla którego rozruchy na jak największą skalę w Kongresówce były na początku roku 1831 Anglikom bardzo na rękę. Car Mikołaj planował w tymże roku zdobycie Chiwy i opanowanie całego Uzbekistanu, a zatem uzyskanie dostępu do Afganistanu, który wówczas wcale jeszcze nie był opanowany przez Brytyjczyków. W tym celu Rosja gromadziła w tym rejonie znaczne siły kawalerii (na pustyni Kizył Kum piechota nie miała pola do popisu).
Francuzi, Belgowie czy Prusacy zaczęli intensywnie zachęcać Polaków do seppuku dopiero od połowy roku 1830, a mogli to robić głównie „po linii masońskiej”. Bowiem do Wielkiego Wschodu Francji lub karbonariuszy należało wielu prominentnych spiskowców i aktywnych uczestników tegoż powstania, z Joachimem Lelewelem na czele. Znacznie bardziej systematycznie działali Anglicy.
Już w pierwszej połowie lat dwudziestych zaproponowali Druckiemu-Lubeckiemu, mającemu duży problem ze spłaceniem „bajońskich sum”, pożyczkę na super lichwiarski procent. Książę nie okazał się pętakiem na miarę Balcerowicza czy Rostowskiego, odesłał gnojków na drzewo a budżet ZRÓWNOWAŻYŁ sprzedając rosyjskiemu biznesmenowi Leonowi Newachowiczowi (prawdziwe nazwisko Lejb Ben Noah) monopol spirytusowy i tytoniowy w Królestwie Kongresowym. Efektem tego była znaczna podwyżka przez wyłącznego dystrybutora cen tych dóbr. Oczywiście natychmiast rozwinęła się podziemna produkcja napojów alkoholowych. Po knajpach zaczęły krążyć zarówno kontrole policyjne (w Warszawie jej szefem był wiceprezydent miasta Mateusz Lubowidzki) jak i bojówki Newachowicza. Alkohol „nielegalny” był niszczony a atmosfera w szynkach bardzo przypominała tę z chicagowskich spelunek z epoki prohibicyjnych żniw Ala Capone.
Anglicy postawili na „gniew ludu”. W połowie lat dwudziestych w Warszawie pojawili się „misjonarze” mający formalnie (uwaga, uwaga, Szanownych Czytelników proszę o natychmiastowe zaprzestanie jedzenia i picia) nawracać warszawskich Żydów na anglikanizm. Wykupili oni dom z parcelą a w niej urządzili drukarnię. Formalnie drukowano w niej jakieś materiały religijne. A nieformalnie ulotki podburzające dzielnych proletariuszy do buntu. Anglicy słusznie ocenili że hasło walki z moskiewskim ciemiężycielem kariery nie zrobi i postawili na spirytualia. Pan Braun w żadnym z archiwów nie znalazł oryginału takiej ulotki i jedynie z pamiętników tamtej epoki wie, że nawoływały one aby „Druckiego-Lubeckiego i Lubowidzkiego obić kijami a Newachowicza powiesić”.
W noc 29 listopada bywalcy szynków (skład tego proletariatu opisałem w poprzednim odcinku) wzięli udział w zdobyciu Arsenału ale był to jedynie środek do właściwego celu. Bo już uzbrojeni bez problemu zdobyli magazyny Newachowicza i do rana pławili się, bynajmniej nie w zapale rewolucyjnym.
O dalszych losach tych „misjonarzy” już po upadku powstania panu Braunowi nie udało się zdobyć żadnych informacji. Wiadomo mu tylko że przez kilka lat tego nawracania rocznie dokonywało konwersji około dwóch starozakonnych. Jeśli ktokolwiek uważa że ta ewangelizacja nie była bujdą na resorach, powinien czym prędzej zapisać się do „Nowoczesnej” i zdetronizować Rycha Swetru.
Wprawdzie to nie „rewolucja ludowa” przesądziła o opanowaniu Warszawy przez powstańców, ale zarówno długofalowe jak i doraźne cele Anglików zostały osiągnięte.
1. Kongresówka na jakiś czas wypadła z europejskiego rynku zbożowego i Anglicy zyskali czas na wyjście bez dużych strat finansowych z upraw pszenicy i powrót do będącej ich specjalnością produkcji zwierzęcej.
2. Rozwój polskiego przemysłu gwałtownie zahamował a wysokie cła wwozowe do Rosji na polskie produkty przywróciły wyspiarzom dominację ich wyrobów przemysłowych na najchłonniejszym na świecie rynku Rosji.
3. Kozacy szykujący się na Chiwę wyruszyli do Kongresówki.
Francuzi, Belgowie i Prusacy też mieli powody do radości. Belgia jako państwo ocalała, we Francji nie było żadnych walk, przez Prusy nie przemaszerowała armia polsko – rosyjska a dla Polaków w Wielkopolsce Kongresówka nie była już przedmiotem zazdrości.
Królestwo Kongresowe oczywiście nie było tworem suwerennym ani metą marzeń Polaków o własnym państwie.. Ale pod kilkoma względami, zwłaszcza na tle innych krajów z tamtej epoki, bo tylko takie porównania mają sens, prezentowało się bardzo przyzwoicie.
1. Jego armia bez problemów pokonałaby dowolną inną europejską, występującą w identycznej liczebności.
2. Pod koniec lat dwudziestych budżet co roku miał nadwyżkę przychodów nad wydatkami i inwestował ją w infrastrukturę i przemysł.
3. Wymarzone regulacje celne plus olbrzymi rynek zbytu dawały wszelkie szanse na zbudowanie takiej potęgi przemysłowej, jaką stały się Czechy w państwie Habsburgów.
Gone with the wind!
A parafrazując Churchilla, jeszcze nigdy w dziejach ludzkości tak wielu nie utraciło tak wiele dzięki dwudziestu kilku szaleńcom.
Stary Niedźwiedź