Podczas rozmowy z czcigodną Ewunią wspomniałem o tangu jako spoiwie, które w gronie moich znajomych trwale i szczęśliwie połączyło kilka par. Ewunię temat zainteresował, zatem moim obowiązkiem jest jego rozwinięcie.
Córka moich znajomych Iza po ukończeniu studiów biznesowych została zatrudniona w polskim oddziale dużej międzynarodowej korporacji finansowej. Gdy powierzono jej przygotowanie pierwszego samodzielnego projektu finansowego i poinformowano, że zatwierdzać projekt będzie sam szef polskiego oddziału, była trochę stremowana. Ale czterdziestoletni Oskar okazał sie miłym i życzliwym recenzentem, życzliwie podpowiedział kilka drobnych korekt a projekt skierował do realizacji. I żeby to uczcić, zaprosił Izę na kolację do podwarszawskiej restauracji z doskonałą kuchnią, bardzo gustownym wystrojem i muzyką w stylu retro (tanga, rumby, fokstroty etc.), graną przez żywych muzyków, a nie puszczaną z krążka.
Podczas kolacji okazał się uroczym rozmówcą, mogącym dyskutować na każdy temat, a Goethego i Szekspira cytującym w oryginale. Do tego jeszcze, a nie każdy facet to potrafi, dbał o to, by był to dialog a nie monolog. Iza była pod wielkim wrażeniem swojego interlokutora. A gdy poprosił ją do tanga i okazało się, że tańczy bosko (swego czasu był akademickim wicemistrzem swojego kraju w tańcach latynoamerykańskich), dziewczyna po prostu "odpłynęła". I tu dżentelmen w starym stylu pokazał swoją klasę. Nie próbował realizować szybkiego spekulacyjnego zysku, lecz postawił na inwestycję długoterminową. Odwiózł ją do domu (mieszkała jeszcze z rodzicami), podziekował za uroczy wieczór i wyraził nadzieję na kontynuację tych spotkań.
Konserwatywna broń nuklearna zadziałała bez pudła. Na kolację wyszła pewna siebie dwudziestopięcioletnia biznesłumen a gdy jej mama zajrzała rano do kuchni, zastała tam siedziącą nad zimną herbatą zakochaną po uszy szesnastolatkę.
Spotykali sie regularnie i po niecałym miesiącu Oskar wyznał Izie swoje uczucie. Przypominając jednocześnie, że regulamin korporacji zabrania małżeństwu pracy w tym samym oddziale firmy. Zatem jeśli jego deklaracja ma dla niej wartość, czeka ją zmiana pracy lub związek nieformalny. Reakcją Izy był telefon do domu, a podczas rozmowy z mamą z teatralną dykcją (Oskar wówczas już dosyć dobrze znał język polski) poinformowała, że nie wraca na noc. Zatem tym razem podał taksówkarzowi swój adres. A po tygodniu Iza przeprowadziła sie do niego.
W pracy oczywiście obowiązywała pełna konspiracja. Byli na 'pani Izo' i 'panie dyrektorze', przjeżdżali i wyjeżdżali swoimi samochodami osobno i o różnych porach. Ojcu ta kocia łapa nie przeszkadzała, bowiem widział, jak bardzo szczęśliwa jest córka. Ale jej mama, będąca katoliczką więcej niż serio, miała z tym problem, który znacznie się powiększył, gdy Iza powiedziała rodzicom, że bardzo chcą mieć dziecko i podjeli wszelkie stosowne działania.
I wtedy Oskar po raz kolejny pokazał wielka klasę. Chodziło mu nie tylko o spokój sumienia przyszłej teściowej. Zdawał sobie sprawę i z tego, jak bardzo takie posunięcie z jego strony wzmocni psychicznie Izę. Gdy dowiedział się, że w polskim Kościele Rzymskokatolickim nadal istnieje ślub "przedkonkordatowy", wyłącznie religijny, bo nie mający żadnego przełożenia na prawo cywilne, nie wahał się. I ślub taki odbył sie w domku Oskara w Puszczy Białej, bowiem biskup po dowiedzeniu się o proponowanej "cołasce" napisał proboszczowi z tej wsi precyzyjną instrukcję. Czyli żadnych zapowiedzi, buzia na kłódkę i ślub w domu, a nie w kościele.
Obecnie Oskar szefuje oddziałowi urugwajskiemu, Iza oczywiście też w nim pracuje, mają dwójkę dzieci. A w soboty wpadają potańczyć do lokalu w dzielnicy robotniczej Montevideo, w którym tanga, milongi czy chacarery tańczą młodzi Urugwajczycy, którzy w odróżnieniu od Polaków, nie obrazili się na swój dorobek kulturowy i olewają żałosne podrygi do "muzyki" łupu cupu.
Gdy jeszcze w Polsce złośliwe koleżanki pytały Izę, jak ich związek będzie wyglądał za kilkanaście lat, gdy Oskarowi stuknie sześćdziesiątka i czy nie powinna znaleźć sobie młodszego faceta, Iza w prosty sposób je zaorała odpowiadając, że zdecydowanie woli salaterkę kawioru od worka buraków.
Drugi przykład tanga w roli magicznego afrodyzjaku dotyczy syna moich znajomych i jego dziewczyny. Chłopak oraz jego piękniejsza połowa byli obdarzeni słuchem i poczuciem rytmu, tańczyli jednak wyłącznie w dyskotekach. Gdy w domu rodziców usłyszał moje opinie o tangu i obejrzał na notebooku kilka tańców mistrzów, wykazał zainteresowanie tematem. Powiedziałem mu wtedy, że na Starówce, gdzie mlodzi mieszkali, jest "Złota milonga", w której mogą posłuchać i poogladać w akcji warszawskich miłośników tych tańców. I udało mi się ich skusić. Jak się przyznali, poczatkowo tylko sie przyglądali, ale w końcu odważyli się wyjść na parkiet i jakoś im poszło. Obecnie tańczą już dobrze, a chłopak przyznał mi się:
- Wujek, miałeś rację. Gdy w tangu przytulę Lusię, wiem że tańczę z dziewczyną. W porównaniu z tym to disko przypomina ruchy szympansa, którego oblazły pchły.
Okazało sie również, że czas na ślub, bowiem wieczorne tańce przyczyniły się ewidentnie do tego, że na horyzoncie pojawiło się nowe życie.
I tą optymistyczną informacją kończę tę garść refleksji o magicznej właściwości tanga.
A na deser w wykonaniu najlepszych tancerzy:
Córka moich znajomych Iza po ukończeniu studiów biznesowych została zatrudniona w polskim oddziale dużej międzynarodowej korporacji finansowej. Gdy powierzono jej przygotowanie pierwszego samodzielnego projektu finansowego i poinformowano, że zatwierdzać projekt będzie sam szef polskiego oddziału, była trochę stremowana. Ale czterdziestoletni Oskar okazał sie miłym i życzliwym recenzentem, życzliwie podpowiedział kilka drobnych korekt a projekt skierował do realizacji. I żeby to uczcić, zaprosił Izę na kolację do podwarszawskiej restauracji z doskonałą kuchnią, bardzo gustownym wystrojem i muzyką w stylu retro (tanga, rumby, fokstroty etc.), graną przez żywych muzyków, a nie puszczaną z krążka.
Podczas kolacji okazał się uroczym rozmówcą, mogącym dyskutować na każdy temat, a Goethego i Szekspira cytującym w oryginale. Do tego jeszcze, a nie każdy facet to potrafi, dbał o to, by był to dialog a nie monolog. Iza była pod wielkim wrażeniem swojego interlokutora. A gdy poprosił ją do tanga i okazało się, że tańczy bosko (swego czasu był akademickim wicemistrzem swojego kraju w tańcach latynoamerykańskich), dziewczyna po prostu "odpłynęła". I tu dżentelmen w starym stylu pokazał swoją klasę. Nie próbował realizować szybkiego spekulacyjnego zysku, lecz postawił na inwestycję długoterminową. Odwiózł ją do domu (mieszkała jeszcze z rodzicami), podziekował za uroczy wieczór i wyraził nadzieję na kontynuację tych spotkań.
Konserwatywna broń nuklearna zadziałała bez pudła. Na kolację wyszła pewna siebie dwudziestopięcioletnia biznesłumen a gdy jej mama zajrzała rano do kuchni, zastała tam siedziącą nad zimną herbatą zakochaną po uszy szesnastolatkę.
Spotykali sie regularnie i po niecałym miesiącu Oskar wyznał Izie swoje uczucie. Przypominając jednocześnie, że regulamin korporacji zabrania małżeństwu pracy w tym samym oddziale firmy. Zatem jeśli jego deklaracja ma dla niej wartość, czeka ją zmiana pracy lub związek nieformalny. Reakcją Izy był telefon do domu, a podczas rozmowy z mamą z teatralną dykcją (Oskar wówczas już dosyć dobrze znał język polski) poinformowała, że nie wraca na noc. Zatem tym razem podał taksówkarzowi swój adres. A po tygodniu Iza przeprowadziła sie do niego.
W pracy oczywiście obowiązywała pełna konspiracja. Byli na 'pani Izo' i 'panie dyrektorze', przjeżdżali i wyjeżdżali swoimi samochodami osobno i o różnych porach. Ojcu ta kocia łapa nie przeszkadzała, bowiem widział, jak bardzo szczęśliwa jest córka. Ale jej mama, będąca katoliczką więcej niż serio, miała z tym problem, który znacznie się powiększył, gdy Iza powiedziała rodzicom, że bardzo chcą mieć dziecko i podjeli wszelkie stosowne działania.
I wtedy Oskar po raz kolejny pokazał wielka klasę. Chodziło mu nie tylko o spokój sumienia przyszłej teściowej. Zdawał sobie sprawę i z tego, jak bardzo takie posunięcie z jego strony wzmocni psychicznie Izę. Gdy dowiedział się, że w polskim Kościele Rzymskokatolickim nadal istnieje ślub "przedkonkordatowy", wyłącznie religijny, bo nie mający żadnego przełożenia na prawo cywilne, nie wahał się. I ślub taki odbył sie w domku Oskara w Puszczy Białej, bowiem biskup po dowiedzeniu się o proponowanej "cołasce" napisał proboszczowi z tej wsi precyzyjną instrukcję. Czyli żadnych zapowiedzi, buzia na kłódkę i ślub w domu, a nie w kościele.
Obecnie Oskar szefuje oddziałowi urugwajskiemu, Iza oczywiście też w nim pracuje, mają dwójkę dzieci. A w soboty wpadają potańczyć do lokalu w dzielnicy robotniczej Montevideo, w którym tanga, milongi czy chacarery tańczą młodzi Urugwajczycy, którzy w odróżnieniu od Polaków, nie obrazili się na swój dorobek kulturowy i olewają żałosne podrygi do "muzyki" łupu cupu.
Gdy jeszcze w Polsce złośliwe koleżanki pytały Izę, jak ich związek będzie wyglądał za kilkanaście lat, gdy Oskarowi stuknie sześćdziesiątka i czy nie powinna znaleźć sobie młodszego faceta, Iza w prosty sposób je zaorała odpowiadając, że zdecydowanie woli salaterkę kawioru od worka buraków.
Drugi przykład tanga w roli magicznego afrodyzjaku dotyczy syna moich znajomych i jego dziewczyny. Chłopak oraz jego piękniejsza połowa byli obdarzeni słuchem i poczuciem rytmu, tańczyli jednak wyłącznie w dyskotekach. Gdy w domu rodziców usłyszał moje opinie o tangu i obejrzał na notebooku kilka tańców mistrzów, wykazał zainteresowanie tematem. Powiedziałem mu wtedy, że na Starówce, gdzie mlodzi mieszkali, jest "Złota milonga", w której mogą posłuchać i poogladać w akcji warszawskich miłośników tych tańców. I udało mi się ich skusić. Jak się przyznali, poczatkowo tylko sie przyglądali, ale w końcu odważyli się wyjść na parkiet i jakoś im poszło. Obecnie tańczą już dobrze, a chłopak przyznał mi się:
- Wujek, miałeś rację. Gdy w tangu przytulę Lusię, wiem że tańczę z dziewczyną. W porównaniu z tym to disko przypomina ruchy szympansa, którego oblazły pchły.
Okazało sie również, że czas na ślub, bowiem wieczorne tańce przyczyniły się ewidentnie do tego, że na horyzoncie pojawiło się nowe życie.
I tą optymistyczną informacją kończę tę garść refleksji o magicznej właściwości tanga.
A na deser w wykonaniu najlepszych tancerzy:
Geraldine Rojas i Pablo Veron w tangu "Una Emotion"
Oraz Noelia Hurtado i Pablo Rodriguez w tangu "Felicia"
A jeśli jakiemuś posiadaczowi chromosomów XY na widok Geraldine lub Noelii serce nie zabiło żywiej, niech zluzuje na stanowisku dotychczasowego prezydenta Słupska. Elektorat najgłupszego miasta w Polsce w większości chyba takich lubi.
Stary Niedźwiedź